"Spadaj, tato" przemknął niepostrzeżenie przez amerykańskie kina, zbierając po drodze najgorsze recenzje. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy okazało się, że nowa komedia z Adamem Sandlerem to
"Spadaj, tato" przemknął niepostrzeżenie przez amerykańskie kina, zbierając po drodze najgorsze recenzje. Jakież było więc moje zdziwienie, gdy okazało się, że nowa komedia z Adamem Sandlerem to naprawdę zabawny film! Fakt, ekranowy humor jest dosadny i momentami bardzo wulgarny, ale przeponę ćwiczy skuteczniej niż tuzin wizyt u logopedy.
Sandler gra Donny'ego Bergera. Bohater już jako szczaw z podstawówki spełnił marzenie statystycznego samca, uwodząc swoją seksowną nauczycielkę (znana z trzeciego sezonu "Californication"Eva Amurri – prywatnie córka Susan Sarandon). Choć romans wyszedł na jaw, a pełnoletnia kochanka wylądowała w kiciu za pedofilię, Donny stał się gwiazdą. Prażąc się w świetle fleszy, bohater zapomniał o swoim synu, owocu uniesień za zamkniętymi drzwiami klasy. Jak nietrudno się domyślić, w dorosłym życiu Han Solo Berger (nie regulujcie odbiorników – ktoś tu dał dziecku imię po przemytniku z "Gwiezdnych Wojen") nie ma najlepszego kontaktu z ojcem. Hollywood zna na szczęście sposoby na uzdrowienie relacji rodzinnych.
Początkowo film czerpie komiczną energię z kontrastu między Bergerem Seniorem a Juniorem. Ten pierwszy to zasilany hektolitrami piwa, niewyżyty seksualnie troglodyta, któremu wciąż wydaje się chyba, że żyje w latach 80. Jego pociecha (Andy Samberg) jest mieszkańcem innej bajki: znerwicowanym, puchnącym od kompleksów biznesmenem łykającym psychotropy jak cukiereczki. W doborowym towarzystwie, w którym do tej pory obracał się Han Solo, Donny wydaje się początkowo słoniem w składzie porcelany. Szybko okazuje się jednak, że obrzydliwie bogaci ludzie jak powietrza łakną plebejskich rozrywek. Wyrodny ojciec staje się wodzirejem: inicjuje tęgie popijawy, zachęca do rozpusty, służy pomocą niezaspokojonej erotycznie staruszce. I tak pomiędzy jednym a drugim gagiem odkrywa przed widzem inną twarz: zagubionego, pogruchotanego psychicznie nieszczęśnika.
Dramat jest tu, oczywiście, naskórkowy i służy jako haczyk do złapania sympatii oraz współczucia publiczności. Najważniejsze są żarty. Prócz żelaznego repertuaru Sandlera (niekontrolowana agresja, mordobicie, obnażanie się), "Spadaj, tato" serwuje nam też sporo dowcipów a la "Kac Vegas". Jeśli chodzi o mnie, najbardziej lubię te fragmenty filmu, w których twórcy biorą na celownik tematy postrzegane przez społeczeństwo jako tabu. Dobra komedia powinna jechać po bandzie.
Sandler i Samberg to weterani kultowego amerykańskiego programu "Saturday Night Live". Choć mają odmienne vis comica i należą do różnych pokoleń, są bardzo przyzwoitym ekranowym duetem. Przed kamerą dzielnie wspierają ich grający samego siebie Vanilla Ice oraz James Caan w roli agresywnego księdza. Wierzcie mi, nie chcielibyście, żeby ten ostatni udzielał Wam ślubu.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu