Recenzja filmu

Jestem mordercą (2016)
Maciej Pieprzyca
Mirosław Haniszewski
Arkadiusz Jakubik

W poszukiwaniu ofiary

Sprawa Wampira z Zagłębia, tajemniczego mordercy, który na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zamordował kilkanaście kobiet, wydaje się dziś dobrze znana polskiemu odbiorcy.
Sprawa Wampira z Zagłębia, tajemniczego mordercy, który na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zamordował kilkanaście kobiet, wydaje się dziś dobrze znana polskiemu odbiorcy. Powstało na ten temat kilka pozycji książkowych i filmów (by wspomnieć książkę "Wampir z Zagłębia" Przemysława Semczuka, film "Anna i wampirJanusza Kidawy czy najlepsze trzy odcinki popularnego serialu "Kryminalni", wyreżyserowane przez samego Pieprzycę). Realizując "Jestem mordercą", śląski reżyser wraca zresztą w obszary dobrze przez siebie poznane – w 1998 roku nakręcił dokument (pod tym samym tytułem), dotyczący sprawy Zdzisława Marchwickiego. W tym przypadku powrót do tematu to – w moim przekonaniu – wygrana na wszystkich filmowych frontach.

Odwołuję się już na początku do społecznej znajomości jednego z najsłynniejszych dochodzeń kryminalnych okresu PRL nie bez powodu. Film Pieprzycy nie jest bowiem klasyczną historią o poszukiwaniu mordercy czy kryminalną łamigłówką. Wystarczy przeczytać opis fabuły lub obejrzeć zwiastun, by dowiedzieć się, że filmowe śledztwo policyjne (szukanie seryjnego mordercy) kończy się mniej więcej w połowie trwania dzieła, pozostały zaś czas wypełniają rozterki moralne bohaterów. W tym też tkwi niezwykła siła obrazu – zamiast klasycznego thrillera otrzymujemy pogłębione kino psychologiczne. Zamiast makabrycznych scen zabójstw (z których ani jedno nie zostało pokazane w filmie) reżyser z uwagą penetruje mroczne wnętrze bohaterów (których przecież nie dzielimy jednoznacznie na pozytywnych i negatywnych). Przygnębiający, brudny pejzaż Śląska początku lat 70’ stanowi dopełnienie pesymizmu wewnętrznego.


Dokument z 1998 roku stanowi ciekawy kontekst dla tegorocznego filmu fabularnego, pokazuje także drogę twórczej ewolucji, którą w ciągu kilkunastu lat przeszedł Pieprzyca. We wcześniejszym obrazie reżyser zbierał fakty ws. Marchwickiego (jak sam przyznawał, angażując się przy tym emocjonalnie), oddawał głos autentycznym postaciom. W "Jestem mordercą" (2016) historia posłużyła za pretekst do snucia uniwersalnej opowieści. Jako widzowie zdajemy sobie sprawę, że filmowy Kalicki to tak naprawdę Zdzisław Marchwicki, zaś I sekretarz to Edward Gierek. W najnowszym dziele Pieprzycy kontekst historyczny (świetna scenografia i charakteryzacja) jest istotny, niemniej filmowe zdarzenia mogłyby się dziać równie dobrze w bliżej nieokreślonej meta-przestrzeni i meta-czasie. Czym bowiem staje się "Jestem mordercą"? Filmowi blisko do przypowieści o naturze i banalności zła, o tym, że drzemie ono w każdym człowieku, wystarczy rozpocząć z nim kompromis. Świetnie wypada scena, gdy główny bohater, komisarz Jasiński przed gronem swoich przełożonych przyznaje, że śledztwo jest farsą. Jego szczerość zostaje jednak uznana za dowcip, opowiedziany podczas pijackiego posiedzenia. Film Pieprzycy nie tyle traktuje bowiem o poszukiwaniu mordercy, co o poszukiwaniu ofiary. To, że w świetle dowodów Kalicki jawi się jako niewinny, nie ma w świecie bohaterów filmu większego znaczenia. Dochodzenie musi zostać przecież spektakularnie zakończone, sprawca znaleziony. "Jestem mordercą" traktuje właśnie o tym: ile jesteśmy w stanie poświęcić w imię prestiżu, awansu, uznania? Czy prawda ma wówczas jakiekolwiek znaczenie? Kto w tej opowieści naprawdę staje się tytułowym mordercą?

Poprzez tak zarysowaną egzystencjalną problematykę, najnowsze dzieło twórcy "Drzazg" zbliża się do nurtu kina moralnego niepokoju. Prowadzącemu śledztwo Jasińskiemu blisko do postawy tytułowego "Wodzireja" Feliksa Falka. Podobnie jak w tym klasycznym filmie obserwujemy przemianę bohatera: z postaci pozytywnej , aż po człowieka, który wchodzi na ścieżkę moralnego świństwa i nieuczciwości, z której nie ma powrotu. I podobnie jak postać brawurowo grana przed laty przez Jerzego Stuhra komisarz z czasem tłumaczy swoje postępowanie tym, że "to przecież świat jest podły". Kreacja Kalickiego natomiast przywołuje sytuację dziennikarza Michałowskiego z "Bez znieczulenia" Wajdy. Bezradność mężczyzny na Sali sądowej przypomina bezsilne rozłożenie rąk na sali sądowej przez bohatera, granego przez Zbigniewa Zapasiewicza.

"Jestem mordercą" to dzieło formalnie przemyślane. Każdy element składowy filmu zdaje się być dopracowany: od obsady, poprzez scenografię, prowadzenie narracji, montaż, aż po ciekawy dobór wzbudzającej niepokój ścieżki dźwiękowej. Pieprzyca wygrywa ten film poprzez świetnych aktorów. Z jednej strony, na drugim planie oglądamy świetne kreacje m.in. Piotra Adamczyka (najciekawsza rola od kilku lat), mówiącej po śląsku Agaty Kuleszy i grającej na półtonach Magdaleny Popławskiej. Z drugiej, na pierwszym planie błyszczy Mirosław Haniszewski, wyłowiony przez twórców podczas castingu i podniesiony wreszcie do najwyższej ligi. Pomysł, by w głównej roli obsadzić praktycznie nieznanego aktora sprawdza się świetnie: komisarz ma twarz everymana, człowieka znikąd, z którym widz może się szybko utożsamić. Na osobną wzmiankę zasługuje wielka rola Arkadiusza Jakubika. Kalicki w jego interpretacji to człowiek tajemniczy, jednocześnie: swojski i dziwaczny, o groźnych oczach i bezlitośnie zaszczuty przez otoczenie. Przejmująco wypada jedna z ostatnich scen więziennych, podczas której załamany Zdzisław pyta Jasińskiego: "Czy to ja zabiłem te kobiety?".


W pierwszych recenzjach podczas Festiwalu w Gdyni (skąd film wyjechał ze Srebrnymi Lwami i nagrodą za scenariusz) pojawił się zarzut wobec dzieła Pieprzycy o zbyt jednoznaczne przedstawienie sprawy domniemanego mordercy i jego niewinności. Reżyser faktycznie nie pozostawia zbyt wielu wątpliwości. Oczywiście, nie pokazuje niczego wprost, prezentuje jednak policyjne śledztwo jako farsę i próbę osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę. Stanięcie przez twórców po stronie filmowego Kalickiego nie jest jednak tanim emocjonalnie chwytem, ale obroną tego, który bronić się nie może. Maciej Pieprzyca po raz kolejny potwierdza, że posiada głęboko personalistyczny sposób opowiadania. I podobnie jak w przypadku wcześniejszego filmu ("Chce się żyć" 2013) zwraca swoje zainteresowanie w kierunku tego, który jest niezrozumiały, odrzucony przez świat. W tym sensie "Jestem mordercą" staje się nie tylko świetnie zrealizowaną propozycją kinową, ale przede wszystkim filmem głęboko humanistycznym.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Jestem mordercą
"Jestem mordercą" Pieprzycy to kolejny obok "Czerwonego pająka" Koszałki thriller oparty na faktach. Oba... czytaj więcej
Recenzja Jestem mordercą
Historia, która wydarzyła się naprawdę. "Wampir z Zagłębia". Uosobienie diabła, synonim zła. Pierwszy... czytaj więcej