Recenzja filmu

Doktor Jekyll i pan Hyde (1920)
John S. Robertson
John Barrymore
Martha Mansfield

Walka dobra ze złem

Ekranizacja z 1920 roku to w dalszym ciągu kawał ciekawego, niemego kina. Siłą filmu jest z pewnością mroczny klimat oraz rola Barrymore, który obok Lona Chaneya ("Upiór w Operze") czy Conrada
Historia doktora Jekylla i demonicznego pana Hyde'a od ponad wieku fascynuje i straszy kolejne pokolenia. Nowela Roberta Louisa Stevensona wydaje się wręcz stworzona na potrzeby kina, co bardzo wcześnie dostrzegli twórcy filmowi. Pierwsze adaptacje powstawały już przed I wojną światową, jednak to klasyk z 1920 roku jest pierwszą pełnometrażową ekranizacją "Doktora Jekylla i pana Hyde'a". Nieco zakurzony, jednak świetnie oddający mroczny klimat noweli obraz to może zapomniany, ale w dalszym ciągu porządny film grozy.

Doktor Henry Jekyll, lekarz i filantrop, prowadzi spokojne, może nawet nudne życie. Szanowany naukowiec, pomagającym chorym i ubogim z czasem zaczyna zastanawiać się nad mroczną stroną ludzkiej natury, tej głęboko skrywanej części każdego człowieka. Doktor zaczyna badania nad wyodrębnieniem demonicznej natury człowieka i w ten sposób rodzi się Hyde - ucieleśnienie zła. W swoim nowym wcieleniu mężczyzna robi wszystko to, o czym nawet nie pomyślałby szanowany doktor. Skutki badań Jekylla przerosną jednak jego najśmielsze oczekiwania. Czy mroczna natura wygra z dobrem? 

Pierwsza pełnometrażowa adaptacja noweli Stevensona jest klasykiem, z którym czas nie obszedł się do końca łaskawie. Na tle dzieł niemieckiego ekspresjonizmu  z tamtych lat, jak choćby "Gabinet doktora Caligari" Roberta Wiene czy "Nosferatu" Murnaua wypada raczej blado. Film ma jednak oczywiste zalety, które nawet dzisiaj są w stanie wpłynąć na pozytywny odbiór produkcji. Twórcom doskonale udało się odtworzyć mroczny klimat zagadkowego XIX-wiecznego Londynu, pełnego podejrzanych spelun, prostytutek i morderców. Wrażenie robi także gra aktorska Johna Barrymore, któremu jako jednemu z pierwszych aktorów filmowych przyszło mierzyć się z podwójną rolą. Nawet po blisko stu latach czujemy niepokój, kiedy Hyde wyłania się z zamglonych zaułków Londynu. W filmie, co raczej oczywiste, widzimy też wiele przerysowanych kreacji. Nawet Barrymore nie ustrzegł się teatralnych zachowań, od których często udawało się uciec niemieckim ekspresjonistom.

Film Johna S. Robertsona porusza też ważną kwestię, która w innych ekranizacjach noweli jest często bagatelizowana. W przeciwieństwie do późniejszych adaptacji, w których twórcy skupiają się głównie na fizycznej przemianie bohatera, w filmie Robertsona duży nacisk położony jest na psychologię postaci Jekylla. Na ekranie większą rolę niż faktyczna przemiana i straszenie widza ogrywają wyrzuty sumienia bohatera i jego walka z wewnętrznym demonem.

Pomimo wszystkich wad wynikających w większości z upływu czasu, ekranizacja z 1920 roku to w dalszym ciągu kawał ciekawego, niemego kina. Siłą filmu jest z pewnością mroczny klimat oraz rola Barrymore, który obok Lona Chaneya ("Upiór w Operze") czy Conrada Veidta ("Gabinet doktora Caligari") wykreował jedną z najlepszych demonicznych postaci kina lat dwudziestych. Tak jak w sztandarowych niemieckich horrorach z tego okresu, tak i w "Doktorze Jekyllu i panu Hydzie" doświadczymy dziwnego, niepokojącego klimatu charakterystycznego dla pierwszych filmów grozy. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Doktor Jekyll i pan Hyde
Powieść gotycka była zawsze niewyczerpanym źródłem inspiracji dla filmów grozy, zwłaszcza w początkowych... czytaj więcej