Horror jest takim gatunkiem, który lubi być eksploatowany. Sporo już wykorzystano, jak chociażby charakterystyczną i nieodłączną dla tego kina dosłowność. Gore stało się tego ukoronowaniem. Ta
Horror jest takim gatunkiem, który lubi być eksploatowany. Sporo już wykorzystano, jak chociażby charakterystyczną i nieodłączną dla tego kina dosłowność. Gore stało się tego ukoronowaniem. Ta klasyczna koncepcja bawi dziś jedynie pryszczatych nastolatków, którzy dopiero co zaczynają poznawać krew na ekranie, oraz zatwardziałych fanów gatunku. Wielu osobom się już to przejadło. W Azji na przykład zrodziła się tzw. nowa fala horroru. Bardzo szybko zyskała uznanie na całym świecie, a to dzięki takim filmom jak „Krąg”, „Dark Water”, „Oko” czy „Widmo”. Nawet na zachodzie zaczęto kręcić remak'i. Owa świeżość stała się jednocześnie gwoździem do trumny amerykańskiego horroru. Nagle okazało się, że w USA kręci się jedynie przeróbki starych i wschodnich filmów albo kolejne produkcje o żywych trupach. Gdzieś pomiędzy tymi wydarzeniami pojawiła się koncepcja filmu stylizowanego na dokumencie. Tak powstał „The Blair Witch Project”, na którego 'autentyczność' nabrało się wielu ludzi. Nakręcono go niewielkimi nakładami, jednak na reklamę przeznaczono już całkiem sporo. Reklamowano go jako znalezioną i zmontowaną taśmę – jej twórcami była grupka studentów, która chciała nakręcić film inspirowany lokalną legendą o wiedźmie z Blair. Było strasznie. Nowa forma spełniła swoje zadanie. Nie zyskała jednak popularności, żeby zastąpić kroczące wszędzie żywe trupy. Boomu nie było. Ostatni film Romera, „Kroniki żywych trupów” jest nakręcony w formie zmontowanego dokumentu, chociaż dość ogładzonego. Nawet w Polsce powstała krótkometrażowa produkcja zatytułowana „Szukając prawdy”. Niedawno Hiszpanie pokazali światu własny 'dokument': szumnie reklamowany jako najstraszniejszy horror świata „[REC]”. Opowiada on o ekipie filmowej kręcącej reportaż o strażakach dla lokalnej telewizji. W pewnej chwili zostaje podniesiony alarm. Strażacy wyruszają na akcję a wraz z nimi filmowcy. Na miejscu dochodzi do szokującego wydarzenia. Pewna staruszka gryzie jednego ze strażaków i policjanta. W kamienicy zaczynają się dziać rzeczy, w które trudno uwierzyć. Zostaje ona nagle odcięta od świata przez służby epidemiologiczne. Pogryzieni ożywają, a mieszkańców i ekipy wewnątrz budynku opanowuje przerażenie. Jak wspomniałem, film został nakręcony w formie stylizowanego dokumentu. Ma to przekonać widza, że ogląda coś rzeczywistego. Kamera drży w ręce na każdy możliwy sposób, ludzie krzyczą i piszczą z przerażenia, oglądamy sceny, których forma żywcem przypomina tą znaną nam z telewizyjnych reportaży. Reklamowano go, ukazując reakcję widzów w kinie na to, co dzieje się na ekranie. Pomysł ciekawy, czy spełnił swoją funkcję, to już kwestia dyskusyjna. Sama forma też nowa nie jest. Udało się jednak twórcom całkiem sprawnie połączyć film o zombie z „Blair Witch Project”. Jak dla mnie tak naprawdę strasznie zaczęło być dopiero na końcu filmu. Przybrał on wtedy klaustrofobiczne i psychotyczne zabarwienie. Szkoda, że dopiero tak późno, ale mimo to i tak źle nie jest.