Jestem ciekaw jak rozumiecie zakończenie filmu? Główna bohaterka umarła (na co wskazywała by podróż wozem z nieżyjącym ukochanym)? Jeśli tak to w którym momencie? W lesie z wycieńczenia? Dziecko też zmarło? Czy może je zabrał nieznajomy wozem a ona tam została?
No i most - przejechali do Polski? Przez Bug?
Podzielcie się swoimi odczuciami :)
Końcowa scena ,dla mnie przejrzysta.
Nawiązuje do początku projekcji spinając opowiadaną historię w całość. Film zaczyna się od motto wypowiedzianego przez Jana Zaleskiego,że ,,Mieszkańcy Wołynia zostali zamordowani dwa razy, po raz pierwszy, dosłownie, po raz drugi poprzez przemilczenie. Zakrwawiona Zosia na wozie. Przebitka. Scena kiedy zakrwawiona Zosia wchodzi na most wraz z synkiem omijając biernych żołnierzy Wermachtu. Tutaj odnośnik do kontekstu historycznego, Niemcy milcząco patrzyli na rzeź, ale i tez byli jej współwinni, chociażby wywołując wojnę i płonne nadzieje Ukraińców na powstanie ich państwa przez co zmienili relacje sąsiedzkie mieszkańców Wołynia z dobrosąsiedzkich na wrogie. Zosia idzie, za nią podąża synek, podąża coraz wolniej, w końcu przystaje, Zosia odchodzi. W zapomnienie/umiera,w zapomnienie, przemilczenie historyczne. Przebitka na wóz, przejeżdżający przez ten sam most. Synek zostaje,przeżył, jako świadek tych wydarzeń. Praktycznie do obecnych czasów nie wolno było o tym mówić. Nieliczni już żyjący świadkowie tamtych wydarzeń, którzy przeżyli, dzieci takie same jak syn Zosi mają około 80 lat. Ta metaforyczna scena czyni syn kompleksowym,w pełni dokończonym bo nawiązuje do motta Jana Zaleskiego z początku projekcji. Jan Zaleski prywatnie był ojcem ks. Isakowicza - Zaleskiego, jego biografie można znaleźć w Wikipedii.
Przyznam że po oglądnięciu filmu i chwili zastanowienia dostrzegłam kilka różnych przekazów filmu, natomiast wydaje mi się że nie ma co się odnosić do końcowych scen tak dokładnie a skupić się na tym co napisałeś na początku (Zakończenie nawiązuje do początku filmu (tego cytatu) i ma spiąć projekcję w całość. ( ,,Mieszkańcy Wołynia zostali zamordowani dwa razy, po raz pierwszy, dosłownie [ siekierami (...)], po raz drugi poprzez przemilczenie (zapomnienie"). Wszystkie wcześniejsze domysły są jak najbardziej prawidłowe. Moja osobista pierwsza interpretacja była następująca... (Wilk oznaczał tego co był na wieży (imienia nie pamiętam) znalazł dziecko i Zosię i je zabrał ze sobą do Polski, natomiast ona jest na tyle wycieńczona że widzi w swojej wyobraźni swojego ukochanego ( co jest symboliką jej wielkiej miłości do niego i to że mimo tego co robili Ukraińcy ona i tak go kocha). Oczywiście inne alternatywy też są możliwe w końcu to otwarte zakończenie... Natomiast teraz po głębszym zastanowieniu chciałabym dodać tak naprawdę prawdziwy wg mnie przekaz zakończenia. ( Zosia jedzie na tym wozie z Wilkiem/ jej ukochanym interpretacja dowolna (w wyobraźni lub rzeczywistości to nie ma znaczenia bo to też interpretacja dowolna))... najważniejszą sceną jest jej przejście o własnych siłach po moście (gdzie wcześniej mogliśmy zinterpretować to na własny sposób ) tak teraz wydaje mi się że żołnierze w tej scenie to tak naprawdę nie żołnierze - symbolizują oni polityków (osoby), które cały czas ukrywały prawdę przed światem o tych strasznych wydarzeniach dlatego na początku filmu jest cytat o zapomnieniu / przemilczeniu. Żołnierze Ci się nie odzywają się (milczą) i nie reagują na nią, ponieważ ona wejściem na ten most symbolizuje przejście z okresu milczącego do okresu gdzie film taki mógł powstać i ukazać całą prawdę i nikt już nie będzie milczał o tych wydarzeniach. (Jest to pewnego rodzaju otworzenie przejścia dla wszystkich historii, które po tylu latach milczenia ujrzą światło dzienne . (To tylko moja interpretacja więc z miłą chęcią poczytam co o tym myślicie.)
Marsz wraz z Niemcami, ja akurat odebrałam bardzo dosłownie. Tą sceną reżyser podkreślił moim zdaniem fakt, jak bardzo porażające było okrucieństwo Ukraińców, skoro już nawet Niemiec-okupant wydawał się mniejszym złem, a wręcz był jedyną szansą na przetrwanie, dzięki uzbrojeniu tejże grupki - Ukraińcy z siekierami raczej by się nie porwali na Niemców uzbrojonych w szybkostrzelną broń. Poza tym żołnierze ci byli w odwrocie z frontu wschodniego, mit niepokonanego Hitlera upadł, pewnie mieli już dość okropieństw wojny, marzyli by wrócić do domu i do swoich rodzin, a Zosia z dzieckiem na ręku była poniekąd symbolicznym obrazkiem i tego namiastką.
Przyznaję, że byłam na filmie dwa razy, za pierwszym razem nie wszystko było dla mnie zrozumiałe mimo że wcześniej starałam się zaczerpnąć jak najwięcej informacji na ten temat.
W mojej opinii po tym jak obejrzałam go drugi raz film jest bardzo dobrze zrobiony. Pierwszą rzeczą jakie mnie uderzyły są pewne symbole. Przynajmniej ja tak to odbieram. Najpierw symboliczne wręczenie butów mamie panny młodej podczas wesela, a poźniej te same buty dawał Zosi jeden z banderowców ktorych spotkala w trakcie ucieczki i ktorzy zabrali ja do domu myśląc że to ukrainka. Opowiadali ze szczegolami jak mordowali polakow, miedzy innymi rodzicow Zosi. Drugi symbol - obcinanie warkocza. Dokładnie w taki sam sposób dziewczyna układala glowę najpierw na weselu pozniej kiedy przyszli polacy i obcieli jej glowę. Takim samym sybolem jest dla mnie wlasnie wilk na koncu filmu. Wydaje mi się ze Zosia jest już w stanie agonii przed smiercia a chlopca rzeczywiscie odnajduje Antek. Zosia wtedy w myslach odprowadza syna w bezpieczne miejsce i sama tez odchodzi tam gdzie zawsze pragnela.
W tym wiadrze o ktory byl spór ze stu procentowa pewnoscia byla glowa skiby. Wczesniej skiba nocowal w kurniku i obcial reke Hawrylukowi ktory kradl kury, kiedy Zosia zaglada do wiadra Hawryluk unosi rękę bez dloni i pokazuje ze to zemsta za to co Skiba zrobil jemu.
Jeśli chodzi o pasierbicę według mnie została uratowana. Ten ukrainiec to młynarz i jego wątek też przewija się kilka razy w filmie pokazując że nie był wcale złym czlowiekiem. Najpierw podwozi Skibę, już nie pamietam w ktorej scenie, pózniej daje Antkowi caly zbior polskich ksiazek, a z opowieści ludzi ktorzy przezyli to pieklo wiemy, ze duzo ukraincow pomagalo tez ukrywac sie polakom. Mysle ze rezyser tez chcial to pokazać w filmie. Dlatego tez to ze Zosia obudzila sie pod studnia po tej rzezi moze byc symbolem tego ze nie wszyscy mordowali.
Myslę ze duzo niejasnosci wynika tez z tego ze rezyser chcial pokazac te wydarzenia z jak najwiekszej ilosci perspektyw a musial to zrobic na przykladzie tylko jeden glownej bohaterki.
"Dlatego tez to ze Zosia obudzila sie pod studnia po tej rzezi moze byc symbolem tego ze nie wszyscy mordowali".
Widz hollywodzki w Tobie siedzi :). Wyżej omawiane są dokładnie argumenty za jej śmiercią podczas napadu na wieś.
Adiva_85, dziękuję za Twoje spostrzeżenia, mi też przydałoby się powtórnie obejrzeć film, ale potrzebuję jeszcze czasu, żeby ochłonąć. A co do koncepcji:
"Dlatego tez to ze Zosia obudzila sie pod studnia po tej rzezi moze byc symbolem tego ze nie wszyscy mordowali."
to jest mi ona bliska. Wydaje mi się, że Zosia mogła zostać wraz z dzieckiem ogłuszona, a później odciągnięta na bok, na co wskazywałaby też pozycja siedząca, tak jakby ktoś chciał ją bezpiecznie ułożyć, żeby się np. nie zadusiła wymiotami lub krwią.
Podobnie myślę, że sołtys jej nie zabił, był raczej w dobrej komitywie z Antkiem, załatwił mu papiery na pracę we wsi.
Po wyjściu z sali kinowej też nie zrozumiałam zakończenia. Wychowawca troche na swój sposób mi to wytłumaczył. W dawnych czasach, nie wiem dokładnie kiedy, zmarli przychodzili po swoich bliskich aby zabrać ich do nieba. Mi sie wydaje, że o to chodziło, ale każdy ma własną interpretacje:)
To by pasowało: po jej zamordowaniu podczas napadu na wieś kolejno zabiera synka, odwiedza rodziców, a potem idzie do siostry. Potem jej "misja" jest zakończona, definitywnie "umiera" i podąża do nieba. Nieba nie - chrześcijańskiego, tylko na kształt antycznych Pól Elizejskich, krainy zapomnienia i spokoju.
o dokładnie, o to niebo mi chodziło :D Ciesze sie, że chociaż jedna osoba mnie zrozumiała, większość sądziło, że nie warto uwierzyć szesnastolatce :D Chociaż kilka osób brało pod uwagę cytat z samego początku filmu, ale nie wiem czy jest to jakieś powiązanie.
Na pewno to jest właściwy trop. Nie znamy przecież nazwy wsi, a wszystko na koniec zgodnie z zapowiedzią znika w wodach Lety, tak w pamięci samej Zosi, jak i całego świata. Nawet teraz pomordowani nie mają na Wołyniu, ani grobów, ani pomników (tj. znaków pamięci). Tymi cieszą się ich mordercy. Nawet polskie wsie i pola znikły, i śladu nie ma po wołyńskich 400.000 Polaków. :(
To, że odwiedza rodziców, to chyba proste, bo gdzie miałaby pójść?? Ukrainka, matka Petro, chociaż sama jej nie lubiła, puściła ją z uwagi na to, że chyba się domyśliła, że dziecko to jej wnuk. Siostra też ją widzi, więc argumenty o tym, że zginęła już wcześniej są zwyczajnie naciągnięte. Ukraińcy, którzy zauważyli Laszkę, ukrytą potem wśród Niemców, też pokazują jej znak na szyi, więc też ją widzą. A to, że nie umarła, tylko obudziła się pośród trupów??!! Poczytajcie, czy posłuchajcie relacji świadków, którzy jako dzieci przeżyli rzeź, bo uderzenie siekierą nie okazało się śmiertelne, a jeszcze zostali zbryzgani krwią rodziców, czy rodzeństwa. Matka Hermaszewskiego-tego samego, przeżyła, chociaż dostała kulę w głowę! Dokładnie w ucho. On wypadł jej z rąk, na śnieg - miał 3 latka, ona do końca życia pozostała głucha. 18. osób z jego rodziny zamordowano, braciszka przybito do drzwi....Wszystko jest w internecie.
Cóż, myślałam podobnie na początku, ale odkąd śledzę ten wątek, sama już nie jestem pewna. Czy aby na pewno metaforyczne refleksje tej dyskusji to nadinterpretacja? Nie jest wzięta tak totalnie od czapy, tylko oparta na symbolach, które, jak wiadomo, można rozmaicie interpretować.
Ale oczywiście twoja wizja także może być prawidłowa. Zosia mogła przeżyć, ba, po pierwszym seansie byłam przekonana, że przeżyła i wszystko skończyło się szczęśliwie. Załóżmy, że dostała cios w pierś (bo tam widniała plama krwi) i przeżyła go, bo nie trafił w serce. Ale cóż zatem z jej dzieckiem? Przecież ono nie miało na sobie żadnej skazy, może było trochę brudne. Nie płakało. Zachowywało się bardzo grzecznie i... no, tak normalnie. I jak ktoś już wcześniej wspominał, wcześniej nie potrafiło ono mówić, z trudnością wymawiało słowo "jajko", aż tu nagle samo z siebie powiedziało po ukraińsku całe zdanie.
I cóż zatem oznaczają wyraźne symbole: chustka dana Zosi przez matkę Petro, buty, które chciał wręczyć jej morderca, ucinana głowa na wzór obcinanego na progu warkocza?
A nawet jeśli nie umarła tuż po rzezi - bo o to można się pokłócić - to raczej na pewno jest już martwa pod koniec filmu. Wilk, mucha w oku, nieżyjący Petro, który po nią przyjeżdża - według mnie można się dopatrywać tutaj sensów metaforycznych.
Otrzymać cios siekierą w lewą pierś, a potem sobie jak gdyby nigdy nic wędrować po całym Wołyniu, to ja już wolę metafizyczną interpretację dalszych wydarzeń.
Jesteś pewien, że to był cios siekierą?? Zresztą, czytając opowieści, wspomnienia tych, co przeżyli, pamiętam jak jeden człowiek, wówczas będąc dzieckiem, też dostał siekierą w głowę i chociaż był dzieckiem, czaszkę miał relatywnie mniejszą, a więc bardziej narażoną na strefy potencjalnie niebezpieczne dla życia, przeżył. Tylko do dzisiaj ma głęboką na 1 cm wklęsłą i na 10 cm szeroką bliznę w kości czaszki. Niby trudno uwierzyć, że mógł przeżyć, ale tak się stało. Sens wędrówki Zosi po śmierci, kiedy wszyscy inni ją widzą, też nie ma zbytniego sensu, przynajmniej dla mnie. A czy wędrowała po całym Wołyniu, dyskutowałabym. Ale kłócić się nie będę, każdy może sobie opowieść interpretować jak chce :-) Ja czytałam tak wiele wspomnień, że czasem się zastanawiałam, czy to cud, czy tak wielka chęć życia, że niektórzy przeżyli, mimo ciężkich ran.
Wydaje mi się, że mija trochę czasu, odkąd dziecko mówi jajko, a potem, że jest głodne?? Skiba też wyjeżdża i wraca z frontu, albo ze zsyłki w jakimś odstępie czasowym. Dziecko też w tym odstępie rośnie i czegoś nowego się uczy. z drugiej strony jaki byłby sens tego, że mówi i Ukraińcy darują życie Zosi, bo myślą, że to Ukrainka, jaki w tym jest sens? A to, że dziecka przy niej nie ma? Kiedy się budzi wśród trupów? Może niedopatrzenie autorów, jakoś nie chce mi się wierzyć, że to wszystko metafora. Wszyscy ją widzą, a ona już od dawna nie żyje. Przecież tak naprawdę, to czy jest pewność, że jakby nie żyła, to dziecko także by z nią było?? Jakie niedokończone historie miałoby dziecko, żeby także się snuć? To, że na końcu jest martwa, też raczej tak widzę, te muchy i Petro i odjeżdżający razem wśród spokojnych łąk, gdzie nie ma żadnych oznak szalejącego koszmaru. Zresztą tak jak ktoś wspominał, nie widać jej wśród tych zarośli od drogi, mógłby ja dostrzec tylko ktoś, kto sam nie żyje. Może kiedy przekracza most, przekracza jakby próg życia i śmierci.
Od jajka do rzezi mija mało czasu. W chwili napaści an wieś dziecko miało równo 3 lata, a wcześniej nie miało kontaktu z językiem ukraińskim. Nadto oprócz wymienionych przez Ciebie faktów mamy jeszcze plamę krwi na jej lewej piersi i zakrwawioną twarz.
A Zosia i je synek nie musieli być duchami w naszym rozumieniu, tylko raczej ożywionymi trupami, upiorami z mitologii ukraińskiej. Były tam całe obrzędy zmierzające do utrzymania zmarłych w grobie, tak aby nie wstawali z niego. Że przypomnę tylko słynne wbijanie osinowych kołków w wampiry.
Dziecko trzyletnie mówi. Dlaczego zakładasz, że wcześniej nie miało kontaktu z językiem ukraińskim? Nie wiemy, czy Zosia, w obawie, która przecież istniała od dawna, nie uczyła dziecka ukraińskiego, dla bezpieczeństwa? Dla mnie ta zakrwawiona twarz wcale nie jest argumentem, bo ludzie którzy przeżyli rzeź, "budzili się" często pod ciałami zabitych, zbryzgani ich krwią, tak samo jak ta plama krwi na piersi. Nie oglądałam tego filmu drugi raz, więc tego nie zapamiętałam, jako coś istotnego....Tylko właśnie pytanie? Czy w takim razie, ten film jest dla odbiorców, którzy obejrzą go ileś tam razy i dopatrzą się w każdej scenie jakiegoś symbolu? Obrzędy, o których mówisz, znane są raczej wąskiej grupie ludności? Bo chyba nie mówimy o południcach, strzygach, czy innych upiorach, żywiących się krwią? Ten film wiadomo, że obejrzą także, a może przede wszystkim starsi, którzy przeżyli rzeź jako dzieci. W moim mieście jest pomnik ofiarom Wołynia, poznałam kiedyś przy nim człowieka, dziś staruszka, któremu banderowcy obcięli obie ręce, miał wówczas 7 lat. Jeżeli żyje, to na pewno był na filmie. Myślisz, że znał mitologię ukraińską pełną upiorów? Cóż, tak jak powiedziałam, każdy ma prawo do własnego odbioru, ale ten film miał pokazać ogrom tragedii, a nie być historią, w której wszędzie należało się dopatrywać drugiego dna. Chyba że wszystkie filmy będziemy rozpatrywać pod kątem np. "Efektu motyla"..Owszem, można i tak, pytanie tylko, czy taki był zamysł autora? Chyba tylko on sam to wie :-) Koniec, o czym zresztą mówi sam reżyser, jest dyskusyjny i i interpretacja dowolna. Twoja interpretacja jest ciekawa, ale akurat do mnie nie przemawia, niemniej jednak masz do niej całkowite prawo. Pozdrawiam :-)
Nie sugeruj się ludźmi, którzy na siłę z przekonaniem piszą, że Zosia zginęła podczas ataku na wioskę bo to barany, które za wszelką cenę chcą się silić na pseudointelektualne metaforyczne rozwiązania zapominając kompletnie o tym, że to nie ten typ filmu. To mało skomplikowany film, a reżyser choć lubi się bawić symboliką nie jest idiotą. Każdy, podkreślam każdy inteligentny człowiek będzie wiedział, że nie zginęła we wsi bo wszystko co dzieje się potem świadczy przeciw temu. Gdyby Smarzowski chciał pokazać, że zginęła wcześniej, to by nie ładował nam prosto w twarz sceny za sceną, które świadczą o tym, że dalej żyje. Pomysły z upiorami to już jest naprawdę wyższy level kret ynizmu. Zaraz się okaże, że to supernatural horror. Naprawdę nie pojmuję jak ludzi może dziwić, że 3 letni dzieciak potrafi wydukać zdanie po ukraińsku(a mieszkał pośród nich i z całą pewnością, na co dzień z nimi obcował) albo to, że jest brudny, a potem czysty. To matka go nie mogła po drodze wykąpać w jakimś stawie? To są dla ludzi rzeczy trudne do wyjaśnienia natomiast fakt, że Zosia praktycznie z każdym napotkanym po drodze rozmawia, towarzyszy im itd. to są nagle dla nich banały mega łatwe do wyjaśnienia. Because f uck logic.
Żołnierze z oddziału z nią nie rozmawiają i nie zwracają na nią zbytnio uwagi...no rzeczywiście bardzo dziwne, biorąc pod uwagę, że maszerują przez te tereny przez jakiś czas, z pewnością niejedno widzieli. Niektórym najwyraźniej trudno zaakceptować fakt, że tak na dobrą sprawę to żołnierze wermachtu(a nawet SS) są w tym filmie ukazani w dość pozytywnym świetle, przynajmniej dla Polaków(bo dla Żydów, wiadomo). Każda naja ma w tym filmie swojego oprawcę i okupanta oraz takiego, który im pomaga(Ruscy nie wadzą Żydom, Ukraińcy jako naród w sumie też, z Kolei Niemcy nie mają zamiaru krzywdzić Polaków).
Wiesz, każdy ma prawo do swojej interpretacji :-) Są ludzie, którym każdy napotkany czarny kot, nie daje spokoju do końca dnia, a wszystko co się przyśni, rozpatrują z sennikiem w ręku. Tylko nie widzę właśnie powodu wciskania na siłę swojej wizji. Jest to wręcz bezsensowne, bo zaprzecza idei "Wołynia", jako krzyku o pamięć pomordowanych Kresowian. Dla kogo ten film miał być?? Chyba każdy wie, że dla jak największej liczby ludzi, którzy nawet nie znając krwawej historii Polaków na Wołyniu, a takich do niedawna było naprawdę dużo, będą mogli wreszcie ją poznać. Z kolei tacy, którzy właśnie owej historii nie znali, tym bardziej nie będą się dopatrywać zdarzeń realnych, w wizji świata kreowanej na poziomie metafizycznym. Czy budzi zdziwienie, że Zosia idzie wśród grupy Niemców? Chyba dla tych, co uważali, że w czasie wojny, Niemcy, każdego Polaka od razu "ładowali" do Auschwitz. Moi pradziadkowie żyli na Kresach. Prababcia była Białorusinką, jak wiele wówczas zawartych małżeństw. O tym, co wydarzyło się na Kresach, wiedziałam zanim stało się to wiadome wszem i wobec. Tych opowieści słuchałam jako nastolatka i wręcz nie rozumiałam, jak pradziadkowie często powtarzali, że nie było bardziej bestialskiego narodu, niż Ukraińcy, że ruskiego i Niemca dało się ubłagać, ( Niemiec nieraz dał nawet skibkę chleba..) a Ukraińca nigdy. Trzeba pamiętać, że zanim zapłonął Wołyń, na Kresach działała Dywizja SS „Galizien” , z wcielonymi weń Ukraińcami, którzy byli pewni, że jest ożywiona tym samym duchem i stanowi takie samo ramię OUN, jak UPA. Szereg ukraińskich oficerów dywizji po jej rozgromieniu przez Armię Czerwoną, przeszło prosto pod sztandary banderowców. To właśnie wspólnie działające oddziały SS "Galizien" i UPA uczestniczyły w masowym mordzie ludności polskiej, która schroniła się w klasztorze w Podkamieniu, a potem w ludobójstwie ludności w miejscowościach otaczających, takich jak: Palikrowce, Maliniszcze czy Czernica. Moi pradziadkowie, narażając siebie i całą wieś, skutecznie przez 2 lata ukrywali żyda, którego chowali do ziemianki, podobnie jak moją babcię, wówczas 16.-letnią, i najbardziej bali się właśnie Ukraińców...Tyle z historii. Wracając do filmu, oglądałam go ze ściśniętym żołądkiem, bardzo go przeżyłam, pewnie też wiedziona znajomością tematu, ale naprawdę dla mnie było oczywiste, że Zosi udało się przeżyć i obserwowaliśmy jej opowieść, jako kogoś, kto być może będzie w stanie dać kiedyś świadectwo o tym, co się wydarzyło. Jak bezsilny i samotny stawał się ktoś, kto budził się jako jedyny pośród wymordowanej całej wsi. Kto musi stanąć i "pochylić" się nad zwłokami bestialsko pomordowanych rodziców i bliskich. A przecież z opowieści Kresowian, którym udało się przeżyć, takie historie się wyłaniały. Niedawno natknęłam się na opowieść człowieka, który jako 10-letni chłopiec, widział "obrazy", które do dzisiaj wywołują u niego łzy. Kiedy jako jedyny, który przeżył, szedł pośród zgliszcz i widział ludzi z tzw."rękawiczkami", czyli ze skórą zerwaną od łokci do palców...Powiedział, że nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widział tak bardzo zmasakrowanych ludzi...który udał się do domów dziadków i nogi się pod nim ugięły, bo domu już nie było. Jak i całej wsi... Wszystko zostało spalone, razem z mieszkańcami. Zosia musiała zderzyć się z rzeczywistością, w której siedziała przy stole z ludźmi, którzy śmiali się z mordowanych Polaków. Naprawdę, w tej historii jedynym zamysłem autora było uświadomienie i przypomnienie o potworności owych zdarzeń, może nadzieja, że ktoś zechce poszerzyć swoją wiedzę, a nie to, aby dopatrywać się na siłę jakiś symboli, zwłaszcza związanych z mitologią ukraińską! Już nie mówiąc o tym, żeby to wiązać z legendą wbijania osinowych kołków w wampiry.[sic!] Zaś co do tej nieszczęsnej wątpliwości w umiejętność wypowiedzenia przez 3 latka zdania po ukraińsku...Przecież dawne polskie osadnictwo, to była ludność tak zwana „zruszczona”, która w dużej mierze posługiwała się gwarą ukraińskiego, czy rosyjskiego, jak moi pradziadkowie. Przecież Zosia rozmawiając z Petro też się pyta nie po polsku przecież, czy zawsze będzie ją kochać. Do matki Petro też mówi po ukraińsku itd. Oczywiście, pewnie oglądając film któryś raz z kolei, można dopatrzeć się niuansów, na które w pierwszej chwili nie zwróciło się uwagi, ale film jest ogólnie ciężki i nie stworzony raczej po to, aby oglądać go po ileś razy, aby go wreszcie zrozumieć. Szczerze? Ten film wywołał we mnie takie emocje, że na razie nie byłabym w stanie obejrzeć go powtórnie. Pewnie kiedyś to zrobię, jeśli będzie "puszczony" w TV, albo ukaże się na płytach. Ale to nie jest film łatwy, lekki i przyjemny, który ogląda się dla przyjemności i relaksu, stawiając z boku talerz z popcornem...
Mnie właśnie irytują ludzie, którzy z góry narzucają, że to na pewno metafizyka. Brzmi to jak zgraja studentów filmoznawstwa, która wierzy, że w każdym filmie muszą być ukryte znaczenia, drugie, trzecie, czwarte dno i metafizyka pełną gębą bo przecież film nie może być najzwyczajniej w świecie 'prosty', a 'Wołyń', tak jak mówisz jest filmem prostym, na przykładzie losów fikcyjnej bohaterki opowiadający nam o okrucieństwie tamtych czasów i przedstawiający je najrealniej jak się dało. Widać jak wiele Smarzowski poświęcił czasu na detale, na to żeby pokazać jak wyglądało wesele w tamtych czasach(podczas seansu wydawało mi się wręcz, że trwa to zbyt długo) i na pewno nie zrobił tego po to, żeby później rzucić wszystko w cholerę i bawić się w gusła, żywe trupy, strzygi i wilkołaki bo sięganie po tego typu 'pierdoły'(bo tak to trzeba w kontekście takiego filmu nazwać), to kompletnie nie jego styl i przeczy temu na co poświęcił tyle czasu korzystając często z prawdziwych wydarzeń, gdzie opierał się na relacjach historycznych. To nie 'Ogniem i Mieczem' i Horpyna. Gdyby Smarzowskiego interesowały ukraińskie gusła i demony, to by jakoś, nawet epizodycznie zawarł ten wątek w filmie, na litość boską. To inteligentny facet, ale sam powtarzał, że ten film zrobił dla ludzi bo nikt po ten temat jeszcze nie sięgał i na jego barkach spoczywała odpowiedzialność pokazania ludziom jak było. Na pewno nie zrobił tego by odnosić się do wierszy(co też tutaj gdzieś było sugerowane), które czytało w Polsce 10 osób. Moim zdaniem, na tyle, na ile się orientuję, to pracę domową odrobił bardzo dobrze. Na co dzień oglądam wiele brutalnych horrorów, obcinanie głów w kinie to dla mnie codzienność i widziałem filmy, które są 100 razy bardziej brutalne wizualnie od 'Wołynia', ale przemoc w tej produkcji mocno mnie dotknęła, była namacalna(podobnie jak momentami w 'Mieście 44'), Ukraińcy to zwierzaki i udało się to pokazać w sposób prawdziwy, a jednocześnie bez przegięcia i forsowania, że jedni są cacy, a inni źli. Znalazł miejsce dla Rosjan(w oczy rzuca się scena kiedy Wilk zostaje w lesie okradziony przez ruskich, którzy zabierają mu gorzałkę i jedzenie, ale nie robią krzywdy, nie są zawistni jak Ukraińcy). To samo tyczy się Niemców. Przywykłem do portretu żołnierza niemieckiego w polskim kinie i telewizji(pewne odstępstwa się zdarzały, ale niezwykle rzadko i raczej pokazujące pojedyncze osoby) jako krwiożerczych bandytów, którzy albo zabijali wszystkich na miejscu albo wywozili do obozu, wszystko oczywiście z wymalowaną na ustach radością i napawaniem się nienawiścią i okrucieństwem. Z opowiadań mojej rodziny wiem, że było zupełnie inaczej. Pradziadek przeprowadził się z miasta na wieś gdzie prowadził 'restauracjo-sklepo-bar(choć to mocne słowo jak na tamte czasy, nic eleganckiego) i miał do czynienia na co dzień z żołnierzami zarówno Wermachtu i SS, a także z Ukraińcami i Rosjanami. Niemców nie miał powodów lubić(wezwanko na Szucha się zdarzyło, potem był nawet nakaz aresztowania), a jednak wspomina, że to była zupełnie inna kultura, klasa. Zawsze elegancko ubrani w czystych mundurach, zawsze kulturalni. Wielu ludzi z mojej rodziny wspominało, że żołnierz niemiecki nigdy nikogo nie okradł. Mogli robić rewizje, ale niczego nie zabrali(w przeciwieństwie do ruskich), nie przywłaszczyli, w sklepie przecież mogli wejść i powiedzieć 'dawaj mi to, to i to' i nie zapłacić, ale zawsze płacili, a jak nie mieli już pieniędzy to starali się wymienić na coś swojego(nie tak jak Ruscy 'za pepeszę', ale jakieś niewielkie osobiste przedmioty). Nie było w nich nienawiści, normalni, porządni ludzie. Znając takie historie nie mam problemu ze zrozumieniem dlaczego pomogli biednej dziewczynie z dzieckiem, dla nich okrucieństwo jakiego dopuszczali się Ukraińcy było nie do ogarnięcia umysłem. Przecież ci ludzie w większości nie chcieli tam być, mieli swoje rodziny, żony, dzieci, które zostały w Niemczech. Natomiast o Ukraińcach(armia Własowa, która przyłączyła się do Niemców) nikt z mojej rodziny nie potrafił powiedzieć dobrego słowa. Bydło, hołota, która kradła na lewo i prawo, gwałciła i mordowała(a przecież, to nie było na Wołyniu!). Do tego warto podkreślić, że to była niby armia ukraińska, a nie banda chłopów z widłami. Poziom inteligencji i kultury ten sam - poziom bydła. Zabierali ze sobą wszystko co się dało, gospodarzom nie zostawiali nawet jednej krowy, zostawiali ludzi bez środków do życia. Podobni byli ruscy, ale już nawet z nimi szło się jakoś dogadać. Mój dziadek, wówczas 12-13 letni chłopaczek pobiegł za ich oddziałem do wyższego stopniem oficera żeby prosić o oddanie chociaż jednej, jedynej krowy bo obydwie jakie mieli zabrał jego podwładny i ten oficer nakazał jedną krowę oddać. U Ukraińca za takie 'zuchwalstwo' jak prośba o oddanie czegokolwiek mogła się skończyć w najlepszym wypadku ciężkim pobiciem, a najczęściej bagnetem w brzuch. Byli też Ukraińcy, którzy uciekli ponoć z jakiegoś obozu, spiknęli się z partyzantami, że niby chcą walczyć z Niemcami, dostali jakąś broń, a w nocy chodzili i napadali na okoliczne domy rabując je, kilka osób nawet straciło życie. Czyli nawet Ukrainiec, który sam był w obozie nie potrafił się zachować, dalej był złodziejskim bydłem. Kiedy partyzanci pod dowództwem Akowca dowiedzieli się o sprawie, zwabili ich na wesele i zabili. Takich historii są setki, sam też rozmawiałem z wieloma ludźmi z tamtych czasów, Ukraińcy zawsze 'cieszyli się' najgorszą renomą, wystarczy przypomnieć sobie co wyprawiali podczas Powstania Warszawskiego. Co ciekawe większość narodu żyje dziś w przekonaniu, że to byli żołnierze niemieccy. Także duże słowa uznania dla Smarzowskiego, że starał się pokazać wszystko tak jak było, nie zrobił 'Smoleńska', nie zdemonizował wszystkich i stworzył realistyczny portret wydarzeń, co nie każdemu jest na rękę.
Moja interpretacja zakończenia jest taka, jak Twoja. Zosia przeżyła, choć wspomnienie tych okrucieństw nigdy jej nie opuściło. Patrząc na scenę końcową nie widzę młodej dziewczyny, ale staruszka, która po latach opowie o okrucieństwach jakie miały tam miejsce. Oczywiście, mogę się mylić, ale na pewno nie mylę się co do tego, że nie zginęła w wiosce bo fabularnie nie miałoby to żadnego sensu.
No właśnie Horpyna. Pisałem wyżej, że Smarzowski nie przypadkowo wprowadza jej odpowiednik do życia Zosi.
Człowieku, zastanów się na swoim życiem. Tam nie ma żadnej Horpyny. Matka Petro to normalna kobieta, a nie wiedźma żyjąca w jaskini. Nie było żadnych guseł w tym filmie, przestań bredzić.
'Pisałem wyżej, że Smarzowski nie przypadkowo wprowadza jej odpowiednik do życia Zosi.'
Wprowadza ją jako matke wielkiej miłości Zosi, która za nią nie przepada, najprawdopodobniej dlatego, że wyszła za mąż za Skibę, co złamało serce jej synowi. Nie ma z jej udziałem żadnego wątku guślarskiego. Normalna, wiejska baba.
Choćbyście i stawali dęba, to na koniec filmu i tak widzimy żywego Petra, martwą Zosię i podwójne zakończenie. A to z całą pewnością wymyka się prostym/prostackim interpretacjom.
Armia Własowa to rosjanie i została utworzona już po powstaniu warszawskim. Ręce opadają
Wyraziłem się trochę nieprecyzyjnie. Chodziło o Ukraińców, którzy przeszli na stronę Hitlera i maszerowali wówczas wraz z Ruskimi(czy to część armii Własowa, czy kogo innego, nie wiem - może pradziadek pomylił nazwisko dowódcy)Natomiast mnie również ręce opadły bo nie rozumiem co ma do tego powstanie Warszawskie. Przytoczone przeze mnie konkretne historie nie mają nic wspólnego z Powstaniem Warszawskim, dotyczą czasów, gdy armia niemiecka już się wycofywała, to było po powstaniu i armia Własowa wtedy istniała.
@kat_ja1
"Niedawno natknęłam się na opowieść człowieka, który jako 10-letni chłopiec, widział "obrazy", które do dzisiaj wywołują u niego łzy. Kiedy jako jedyny, który przeżył, szedł pośród zgliszcz i widział ludzi z tzw."rękawiczkami", czyli ze skórą zerwaną od łokci do palców...Powiedział, że nigdy wcześniej, ani nigdy później nie widział tak bardzo zmasakrowanych ludzi...który udał się do domów dziadków i nogi się pod nim ugięły, bo domu już nie było. Jak i całej wsi... Wszystko zostało spalone, razem z mieszkańcami. "
Czy mogłabyś proszę napisać coś więcej na temat historii tego chłopczyka? Kto w takim razie pomógł mu się uratować, skoro nikt z bliskich mu nie pozostał? (a nie wyobrażam sobie, żeby odważył się - po tym, co widział - wyjść z lasu, by zagadać do kogokolwiek obcego po drodze). I jakim cudem w ogóle sam ocalał pośród tej rzezi?
Oj, jakiś czas już minął i nie pamiętam całej jego historii, była opowiedziana jako jedno z doświadczeń kilku osób, którym udało się uratować, a naprawdę dosyć dużo tego czytałam i oglądałam w ostatnich nawet nie tygodniach, a miesiącach. On jakoś w chwili wiadomych zdarzeń przebywał gdzie indziej, oddalony od domu, nie pamiętam, czy nie był czasem gdzieś na jakiejś wieży i chyba wyszedł dopiero jak okolica skończyła się palić, nie powiem Ci teraz dokładnie. Zapamiętałam sobie te "rękawiczki". Tak samo, jak opowieść człowieka, który trafił do swojej wioski, niedługo po "wizycie" UPA i widział całą rodzinę swojego sąsiada, w ilości bodajże 6 osób, wszyscy byli pozbawieni rąk i nóg, także dzieci, były tylko same kadłuby, niektórzy jeszcze dogorywali w konwulsjach. Nie zostali zabici od razu po to, aby bardziej cierpieli. Czytałam też w międzyczasie, że ukraińcy tę zerwaną żywcem skórę rąk, wieszali sobie u pasów, aby schła i ten, który miał ich więcej, był oceniany jako prawdziwy "gieroj". Coś na kształt dawnych skalpów u Indian. P.S. Wracając do meritum, w wielu opowieściach takich ocalonych, przeplatały się wątki , że takie dzieci znajdowali krewni, albo ludzie, którzy przybywali na miejsce po fakcie. Niektórzy nie mieli tyle szczęścia i ocaleni, zostawali wywiezieni na roboty do Rzeszy :-(
"Bandery", zwłaszcza poprzedzając "krwawą niedzielę" z 11 lipca 1943 roku, kiedy nastąpił punkt kulminacyjny rzezi wołyńskiej i akcja masowej eksterminacji polskiej ludności, urządzali sobie takie widowiska co jakiś czas.( przez dokładnie cały rok) Mordowali na raz np jedną wieś. Ludzie z okolic przybywali na miejsce i zastawali np. wszystkich zabitych, albo konających. Czasem, cudem ocalonego.
@kat_ja1
Dziękuję Ci, że poświęciłaś czas na wypowiedź.
Od czasu seansu, cyklicznie mi się coś strasznego przypomina. Słysząc słowo "rękawiczki", aktualnie nie mogę pozbyć się przyprawiających o drgawki skojarzeń. Dlatego podejrzewam, że osoby, które bezpośrednio przeżyły ten koszmar, wiele lat budziły się jeszcze z krzykiem...
Wstyd mi ogromnie, że tak mało wcześniej wiedziałam o rzezi wołyńskiej. Ze szkoły zapamiętałam tylko krótką wzmiankę, gdzieś pod koniec podręcznika o II wojnie światowej, taką zaledwie krótką wstawkę o lokalnych, krwawych walkach (które nie wydawały się niczym szczególnym, bo przecież wszystkie walki w czasie wojny są krwawe). Chwała więc reżyserowi, że poprzez "Wołyń" uczcił pamięć pomordowanych! I nie wątpię, że tym obrazem trwale zapisał krwawy odcinek naszej historii w pamięci rodaków. Kto wie, może nawet podręczniki do historii zostaną rozbudowane o wiedzę, co się działo na Kresach?
Jedno jest pewne: stare powiedzenie "Si vis pacem, para bellum" było, jest i będzie niestety prawdziwe do bólu (dosłownie). Banderowcy poprzez takie "próbkowanie" wysondowali, że mogą sobie na wiele pozwolić, gdyż zupełnie zabrakło ze strony polskiej zorganizowanej, zbrojnej odpowiedzi. Nikt nie postawił granic rozzuchwalonym co raz bardziej Ukraińcom, aż eskalowało to do granic ludzkiego pojęcia o okrucieństwie.
Pozdrawiam!
Wiesz, rzeź wołyńska, była do tej pory przemilczanym tematem, chociaż Polska niby wolna od ponad 20 lat. Ja mam 42 lata, o tym, co działo się na Kresach, wiedziałam od pradziadków, którzy stamtąd pochodzili, ale wtedy, kiedy oni mi o tym mówili, nikt tematu nie podnosił, nie miałam gdzie i jak to skonfrontować. Zresztą, były wczesne lata 90-te, a pradziadkowie dalej się bali Ukraińców i tylko zawsze powtarzali, żeby na nich uważać, bo to najgorszy naród. Teraz tak naprawdę, temat trudno ukryć też głównie filmowi Smarzowskiego, cieszę się, że powstał i dzięki temu przynajmniej tysiącom osób uświadomi smutny los naszych przodków, los, którego żaden film nie odtworzy, bo to byłoby zbyt straszne. Co do tego, co napisałaś, o tym, że Ukraińcom nikt granic nie postawił..cóż, dziś też popełniamy ten sam błąd, Ukraińcy za pieniądze, które Polska "pompuje" na Ukrainę budują pomniki naszych morderców i czczą ich w wiecach ku chwale, na których z medalami paradują starzy banderowcy...Zapominając, że "historia lubi się powtarzać"... Nie za rok, czy za kilka najbliższych lat, ale kto wie, co będzie za kilkanaście? Ukraińcy już teraz domagają się Przemyśla czy Chełmszczyzny, a wystarczy sobie poczytać "Nacjonalistę" Dymitro Doncowa, książkę, nazywaną "Biblią ukraińskiego nacjonalizmu". To właśnie dzieło, stało się inspiracją dla niezliczonych zbrodni. W tym samym stylu napisano "Katechizm ukraińskiego nacjonalisty", broszurę opracowaną przez Stepana Łenkawskiego. "Dekalog", to 10 przykazań ukraińskiego nacjonalisty, 44 prawideł życia, 12 cech charakteru ukraińskiego nacjonalisty oraz poezja zagrzewającą do walki o wolną Ukrainę. Oto kilka z nich;
"7. Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy.
8. Nienawiścią oraz podstępem będziesz przyjmował wrogów Twego Narodu.
10. Będziesz dążył do rozszerzenia siły, sławy, bogactwa i obszaru państwa ukraińskiego nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców." Propaganda OUN przedstawiała Polaków jako naturalnych wrogów narodu ukraińskiego. Popularna wśród działaczy UON pieśń, zawierała zwrotkę: "Śmierć, śmierć, Lachom śmierć/ Śmierć moskiewsko-żydowskiej przeklętej komunie/ Prowadzi nas OUN na krwawy bój".
W Katechizmie ukraińskiego nacjonalisty zamieszczono także poezję ukraińską - ze sformułowaniami typu "nie czas Moskalom, Lachom służyć". Dzisiaj dzieci na Ukrainie uczą się w elementarzach o dzielnych bojownikach OUN/UPA, których należy naśladować :-( I tego ja się boję.
Pozdrawiam!
Jak to nie miało kontaktu z językiem ukraińskim? Przecież na Wołyniu było zdecydowanie więcej Ukraińców niż Polaków, żyli obok siebie i posługiwali się obydwoma językami.
No i co z tego? Mimo wszystko społeczności te mówiły odrębnymi językami. A w tym okresie 1942-43 izolowały się. Ukazane to jest na filmie. Tak samo zresztą, że Zosia i jej rodzina nie mają w tym okresie kontaktów z Ukraińcami. Od kogo dziecko miało się nauczyć ukraińskiego, pomijając to, że po polsku jeszcze nie mówiło?
Uparcie trzymacie się hollywodzkiej wizji losów Zosi. Tymczasem Smarzowski nie jest i nigdy nie był reżyserem tego rodzaju. Mało tego, w filmie przewija się tyle nawiązań do ukraińskiego folkloru i tyle pozornie niewytłumaczalnych zdarzeń, że wprowadzenie wątku zmarłych, którzy mają spełnić misję przed odejściem, mieści się w konwencji Smarzowskiego.
Nie, nie mieści się. Najwyraźniej nie oglądałeś jego filmów bo to co tu uskuteczniasz to już nawet nie jest nadinterpretacja, a zwyczajna głupota. Smarzowski nigdzie i nigdy nie wprowadzał wątków ponadnaturalnych. To są rzeczy kompletnie obce jego twórczości. Smarzowski może się bawić z widzem na zasadzie 'czy wejdzie do sklepu monopolowego, czy nie? Czy jest już stracony dla świata, czy nie?' 'przeżyła, czy nie?' bo to jest jego styl. A nie kreowanie historii ponadnaturalnych na podstawie wiejskiego folkloru. Twoją śmieszną teorię można zniszczyć w 5 sekund, co już kilka osób tutaj uczyniło. Nie ma w tym filmie żadnych żywych trupów, a największy 'folklor', to tradycyjne ukraińskie wesele. Ani słowa o demonach, strzygach, czy innych upiorach.
Odgadłam zagadkę Azyniusz_a. Jako, że istnieje na filmwebie od 18 października 2016, jest jednocześnie tą samą osobą, co "użytkownik usunięty", ta sama nieustępliwość..http://www.filmweb.pl/film/Wo%C5%82y%C5%84-201 6-724694/discussion/Odwr%C3%B3cone+za%C5%9Blubiny+Zosi,28265 32 Wątek; "odwórcone zaślubiny Zosi" :-)
Horpyna, "ożywione trupy"..jeszcze topielnika brakuje...Wiesz, myślę, że się tu marnujesz. Zgłoś się jako ekspert do "zespołu Macierewicza", wykazujesz się podobną determinacją w udowadnianiu swoich teorii...
Twój podstawowy błąd - traktujesz "Wołyń" jako film dokumentalny. Tymczasem, w powieściach i w filmach fabularnych metafizyka jak najbardziej uchodzi. Co więcej, ukazanie jej na "Wołyniu" podkreśla paradoksalnie realizm fabuły. Dla Ciebie opisany folklor to cepelia i wiejskie zabobony. Tymczasem dla mieszkańców Wołynia to była część ich realnego świata. Oni naprawdę traktowali go serio. Tak samo jak dzisiaj katolicy uważają, że są na świecie anioły, diabły i duchy, a święci dokonują cudów, co dla ateistów wydaje się równie absurdalne, jak folklor ukraiński dla Ciebie.
Powiedziałam co myślę o Tobie i Twoich wywodach i nie chce mi się udowadniać Ci czegokolwiek. Jesteś zwyczajnie "odporny", czy wręcz nieprzemakalny na wiedzę. Twój podstawowy błąd- to, że traktujesz swoje dumania, jako monopol na prawdę. Jedną, jedyną. A wracając do "Wołynia"- filmu, nikt nie udaje się na projekcje, wcześniej zaznajamiając się z ówczesnymi wierzeniami, w tym wypadku- Ukraińców. Horpyna, na którą się powołujesz, była pokazana jako wiedźma wróżąca z koła, którą należało przebić kołkiem, tu żadne gusła nie były pokazane, a nikt nie wplata podtekstów w coś, co nie zostało wcześniej uświadomione...I jeszcze jedno. Napisałam już co myślę...Pojawiłeś się na filmwebie 18 października 2016., wcześniej próbując przekonać i uświadomić wszystkich do jednej prawdy- Twojej oczywiście, jako użytkownik usunięty. Twoim problemem jest to, że nie potrafisz się pogodzić z faktem, iż ktokolwiek nie traktuje Ciebie jako wyroczni. Twoim problemem jesteś Ty sam...
Argumentów ad personam używa się wtedy, gdy nie ma się innych. Nieładnie, nieładnie. :(
Powiedział ktoś, komu wcześniej jak widać zabrakło innych argumentów...Człowieku, naprawdę masz poważny problem...Tylko, że ja Ci nie pomogę, jestem innej specjalizacji..
@kat_ja1, dziękuję Ci za Twoje wypowiedzi, uważam, że wiele wnoszą do wątku, dopełniają obrazu. Też uważam, że Zosia wcale nie zginęła, tj. na pewno nie wtedy we wsi, gdy spotkała sołtysa, natomiast pod koniec filmu, to już faktycznie, nie mam tej pewności. Zakończenie jest zbyt niejednoznaczne.
Pozdrawiam!
O dowolności własnej interpretacji zakończenia, mówił sam reżyser..Niektórym może miał dać nadzieję na dobre zakończenie, czyli że Zosia przeżyła...chociaż słuchając opowieści ludzi, którzy uszli z życiem z rzezi , trudno mówić, że to właśnie było jednoznacznie dobre...często jako jedyni członkowie rodziny, wychowujący się u obcych ludzi, noszący do dzisiaj ciężar wspomnień, który zwłaszcza nocami przychodził jako koszmar. Widzieć swoich bliskich w kawałkach-dosłownie, słysząc krzyki umierającej matki, czy ojca...Czytałam wspomnienia człowieka, który był świadkiem, jak 3-ej ukraińcy trzymając jego matkę, przepiłowywali ją na żywca, zdążyła tylko krzyknąć do swojego dziecka, żeby uciekało...a później było tylko słychać jej przerażające jęki. Albo kiedy się widzi całą swoją rodzinę, pozbawioną rąk i nóg, wykrwawiających się w konwulsjach, nie mogąc im pomóc. Ja sama raczej nie chciałabym żyć takim wspomnieniem. Jeżeli bym uciekła, aby uchronić się przed cierpieniem tortur, to tylko po to, aby samej odebrać sobie życie, szybko i w miarę bezboleśnie. P.S Sama również nie mam jedynej interpretacji końcówki filmu, ale chyba taki był zamysł reżysera, pozostawił to naszym domysłom, bez pewności.
Pozdrawiam!
Po powtórnym obejrzeniu filmu zauważyłem, że Zosia po swoim "obudzeniu" po rzezi ma ewidentną plamę krwi na lewej piersi i zakrwawioną twarz. Potem już, podczas drogi do siostry, kradnie koszulę i ją dodatkowo zakłada. Obudziła się bez dziecka. Zauważyłem też, że podczas sceny z oddziałem Wehrmachtu Niemiec mówi do niej po niemiecku dokąd ma iść - ona go rozumie, chociaż jako prosta dziewczyna niemieckiego z pewnością nie zna.
Zastanawiałem się też cały czas, dlaczego Smarzowski mówił, że jest to film o miłości. No chyba, że przyjmiemy, że od momentu śmierci Zosi jedyną jej misją i przeszkodą w odejściu do świata zmarłych jest pożegnanie tych wszystkich, których kochała: synka, rodziców, siostry, Petra, no i Wilka - mamy przecież tę scenę, gdy wilk-Wilk przychodzi do niej. Tak jakby Smarzowski chciał powiedzieć, że miłość jest silniejsza od śmierci.
Czy sam Wilk przeżył pożar kościoła nie wiemy, ale też nie wiemy co zrobił, gdy zobaczył wieś po napadzie - może zgodnie z honorem Polaka popełnił samobójstwo? Na to nakłada się oczywiście obraz odwróconych obrzędów weselnych uwieńczonych sceną z wozem, tak jakby dopiero wtedy wszystko mogło ulec zakończeniu.
Nie mąć. Po pierwsze, to niemiecki oficer pokazał jej gdzie ma iść na mapie i chyba nawet wskazał ręką kierunek(choć mogę się z tym ostatnim mylić, nie pamiętam dokładnie), a po drugie to naprawdę nie trzeba znać perfect niemieckiego żeby zrozumieć kilka prostych słów. Prości ludzie w Polsce, na wsi jak przyszły czasy okupacji niemieckiej, szybko nauczyli się kilku niezbędnych słów bo z tymi Niemcami obcowali na co dzień. Wcześniej esesman w sposób dość życzliwy przestrzegł ją, żeby uważała bo za ukrywanie Żydów jest kara śmierci. Jakoś zrozumiała.
Dokładnie, pokazał palcem na mapie i wskazał ręką. Cóż, jak przyszła okupacja, na początku szczególnie, dawało się jakoś żyć. Niemcy niekiedy nawet potrafili płacić za jedzenie. Ja nie mówię oczywiście o Żydach, którzy jeśli nie zginęli na miejscu, to kierunkiem był obóz, a stamtąd wiadomo...,Wg, tego, co chce za wszelką cenę udowodnić Azyniusz_prości ludzie, aby móc zrozumieć proste polecenia, musieli znać niemiecki, a dziecko przez 3 lata z pewnością nie miało możliwości nauczyć się zdania po ukraińsku, mieszkając wśród ludności ukraińskiej. Może nie na co dzień, ale jednak mając kontakt. A wszystko to była mitologiczna opowieść o strzygach i żyjących trupach, które zanim odeszły, miały misję...Jak twierdzi Azyniusz_; "mitologia lokalna mówi, że ofiary nagłej śmierci, nie pogrzebane w należyty sposób, nie mogą tak po prostu odejść, bo nie zakończyły wszelkich ziemskich spraw (...) a Matka Petra jest akuszerką, a i zapewne zgodnie z lokalną tradycją pogańską czarownicą, przywykłą do obcowania z mocami nadprzyrodzonymi"....Idąc tokiem takiego rozumowania, większość ze 100tys, Kresowian, wędrowała po śmierci z misją...Reasumując, żeby zrozumieć sens filmu, trzeba zapoznać się z wierzeniami i mitologią ukraińską..No ludzie, chyba niektórzy nie zrozumieli przesłania tej przejmującej "opowieści" :-(
Moi pradziadkowie, ukrywając Żyda, też musieli w jakiś sposób posługiwać się niemieckim, aby chociaż móc odwrócić uwagę, jakby jakiś Niemiec się przybłąkał. A byli prostymi ludźmi. Ten człowiek przeżył wojnę i uciekł do Stanów.
Tej 'recenzji' Azyniusza nawet nei czytałem bo przecież gość odpłynął w siną dal z interpretacja filmu. Pomijając wszystko i zakładając, że rzeczywiście tak miało być(hahaha haha haha, musiałem), to jakie niby niedokończone sprawy ma Zosia? Bo moim zdaniem nie ma żadnych. Odwiedziny siostry, czy rodziców to nie jest niedokończona sprawa. Zosia kieruje się naturalnym instynktem przetrwania(siostra) i troską(rodzice). Do rodziców idzie bo wie, że na nich też napadną(a jak się okazuje, już napadli), z pewnością chciałaby też u nich szukać pomocy. Do siostry idzie bo nie ma już nikogo, zdradzili ją sąsiedzi, rodzice nie żyją, siostra i jej mąż są jedynym logicznym rozwiązaniem, jedynym logicznym kierunkiem. Każdy w obliczu takiej sytuacji szuka miejsca, które może uznać za bezpieczne/w miarę bezpieczne. Na Wołyniu spotkać ją może już tylko śmierć.
Ten cytat Azyniusza znajduje się 3 posty poniżej :-) Te wioski nie były odległe od siebie setkami kilometrów, więc dopatrywanie się tutaj jakiejś metafory, co to ona "zabiera" ich ze sobą, jako mara "chodząca do całym Wołyniu" i odwiedzając po drodze, jest uknuciem wątku, którego nie ma. Ojciec Zosi też ja odwiedza w domu Skiby, kilkakrotnie. Przybywa tam siostra Skiby, której wieś już wcześniej doświadczyła dobrosąsiedzkiej roli ukraińskich sąsiadów. Oczywiście, przemieszczają się wozem, ale nie są to odległości, których nie można pokonać idąc. Zosia siedząc przy trupach rodziców jest tak roztrzęsiona, że chyba nawet przez chwilę jest jej wszystko jedno co się z nią stanie. A u siostry?, jeżeli jest czymś w rodzaju mary, po co chroni się na strychu, nawet jeżeli jest widzialna marą, czego się boi? Powtórnej śmierci? Bezsens do potęgi.