Gdy pierwszy raz oglądałem film w wersji podstawowej jeszcze na kasecie VHS, był on w kiepskiej jakości. Wszystkie sceny w bazie były niesłychanie ciemne. Całość nie spodobała mi się wówczas bardzo. Ot zwykły film sf. Potem jednak odkryłem serial Gwiezdne Wrota SG-1 którego fanem jestem do dzisiaj i film znacznie zyskał w moich oczach. Ostatnie lata z kolei sprawiły że w moje szpony dostała się wersja reżyserska a to jest już coś. Zacznę od złych stron bo jest ich mniej. Przede wszystkim fabuła jest banalna do bólu. Zakłada że tradycjonalistyczne społeczeństwo analfabetów wychowanych w strachy przed własnym cieniem w ciągu dwóch dni przejdzie metamorfozę i chwyci za kije by walczyć o szczytne idee które przynoszą mu nieznani ludzie zza galaktyki. Bujda na kółkach. Dodatkowo ta sama fabuła każe nam wierzyć że jegomość który przez stulecia za pomocą supernowoczesnej technologii trzymał za pysk to społeczeństwo gdy ono się zbuntuje zwinie ogon pod siebie i będzie uciekał. Najwyraźniej autor tego filmu nigdy nie ma bladego pojęcia co to jest tyrania. Tyle jednak odnośnie złych stron tego filmu. Czas na te dobre. Po pierwsze znakomita ścieżka dźwiękowa. Muzyka zwłaszcza w wersji reżyserskiej sprawia że ciarki przechodzą po plecach. Dalej jest aktorstwo tu jednak jest różnie. Postać pułkownika jest flegmatyczna i jakaś taka bezpłciowa tutaj jednak uprzedzam że samo przez się nasunęło mi się porównanie do serialowej kreacji która była znakomita. Mamy jednak i plejadę dobrze ukazanych postaci z Danielem oraz Ra na czele. Ponad to akcja jest wartka i trzyma w napięciu. No i oczywiście jeśli brać pod uwagę seriale które powstały jako kontynuacja film jest nieoceniony gdyż kreuje świat Gwiezdnych Wrót i daje początek wspaniałej serii wyśmienitych produkcji. Tak więc film w wersji podstawowej bez uwzględnienia serialu ocenię na 4-5, przy uwzględnieniu serialu na 6-7 a po obejrzeniu wersji reżyserskiej na 8 i taka jest moja finalna ocena jednak przyznać się muszę iż mocno sugeruję się spuścizną Filmu.