Wyobraźmy sobie teraz sytuację, gdy epidemia tajemniczego wirusa wybucha w naszym pięknym kraju. Co byś zrobił zrobiła widząc na ulicach chodzących sztywniaków??
Załóżmy, że nasz główny bohater mieszka w bloku na piętrze i ogląda sobie spokojnie TV rano gdy nagle transmisja zostaje przerwana i zostaje nadany sygnał iż tajemniczy wirus albo diabli wiedzą co atakuje ludzi i zmienia ich w krwiożercze bestie. Zakładam, że tak jak w filmach, bohater nie zdaje sobie sprawy z tego, że zombie mogą istnieć naprawdę.
W telewizji proszą o pozostanie w domach i zabarykadowanie się do czasu aż sytuacja zostanie opanowana. Każdy z nas zapewne by podbiegł do okna z ciekawością zerkając czy coś dziwnego nie dzieje się na zewnątrz, załóżmy, że epidemia rozprzestrzenia się bardzo szybko i w ciągu nocy chodzących maszynek do mięsa namnożyło się już w okolicy dość sporo. Pierwsze, co byśmy uczynili to telefon do rodziny, znajomych, problem w tym, że tak myślących jak my byłoby więcej osób a tym samym sieci telefonii komórkowej byłaby za bardzo obciążona a tym samym nie mielibyśmy kontaktu ze światem zewnętrznym, oprócz wspomnianej telewizji oraz Internetu. Prawdopodobnie Internet mógłby paść drugi po telefonii komórkowej. Zbyt duże obciążenie jednocześnie a tym samym ciągłe wgrywanie się stron internetowych. Przynajmniej tak było podczas wypadku samolotu prezydenckiego. Zapewne każdy z nas po nieudanych próbach skontaktowania się ze światem zewnętrznym oglądał by telewizję aby zaczerpnąć jak najwięcej informacji o sytuacji. A teraz spójrzmy co mamy na dzień dzisiejszy w lodówkach, zapewne nikt z nas nie ma ogromnych zapasów żywności a zwłaszcza żywności długo zdatnej do spożycia, i nasz główny bohater nazwijmy go Marcin w lodówce ma żywność na kilka dni być może na tydzień. Lepiej zapewne jest w szafkach z żywnością (kasze, makarony, konserwy) Ale tak naprawdę na ile to może starczyć nam oraz wspomnianemu Marcinowi, na 10 -20 dni?? Prawdopodobnie tak zakładając, że od początku racjonujemy żywność. Jednak większość z nas nie bierze tego pod uwagę, że coś takiego może trwać dłużej niż kilka dni o zgrozo może tydzień??
Czy staramy się wyjść z bloku względnie domu?? Przypuszczam że tak i o ile mieszkańcy domów mają gorzej z zabarykadowaniem się gdyż okna są w zasięgu „rozpadliny” o tyle mają lepsze pole widzenia, gdyż z okien bokowisk nie wszystko dobrze można dostrzec w około.
Nasz Marcin stara się wydostać z bloku dociera do klatki schodowej obok głównego wyjścia jednak widząc na progu pożeraną przez byłych już sąsiadów biedną staruszkę szybko cofa się do domu. Biedak wpada w panikę i tak zapewne i my wpadlibyśmy w panikę nie mogąc złapać tchu oraz być może popuszczając co nieco w majtki. Może to się wydać śmieszne ale już nie jeden twardziel robił w majtki i to w mniej beznadziejnych jak i drastycznych sytuacjach. Mijają kolejne dni, niestety 4 dni po wybuchnięciu epidemii zostaje przerwany sygnał TV, pozostaje nam jedynie radio jak jedyne okno na świat. Tam dowiadujemy się że cały kraj został opanowany przez chodzące trupy. Policja oraz wojsko na rozkaz rządku stara się jedynie izolować grupy zombie nie zabijając ich gdyż opozycja by ostro skrytykowała taki ruch. Załóżmy też, że wojsko jak i policja ma ograniczone zasoby ludzkie biorąc pod uwagę, iż nie było mobilizacji na tyle wcześnie, aby opanować sytuację. Należy też założyć, że nie wiadomo jak zabić zombie gdyż strzały w korpus nie robią im większych krzywd a na pomysł strzału w głowę wpadnięto zbyć późno.
Podsumujmy więc pierwszy tydzień od rozpoczęcia epidemii.
Jako kraj katolicki spora część społeczeństwa udała się do kościołów, aby modlić się o wybaczenie win przez Boga. Niestety tam gdzie dużo świeżego mięska tam i dużo zombie a jak wiadomo w Polsce nie ma powszechnego dostępu do broni palnej, więc biedne owieczki w kościołach stają się kolejnymi chodzącymi maszynkami do mielenia mięsa.
Rząd ogranicza się do debat i prośby do społeczeństwa o pozostanie w domach, w pierwszym dniu pada siec telefonii komórkowej oraz Internet. Wojsko jak i policja stara się nie zabijać zombie, gdyż tak naprawdę nie wiadomo co się dzieje.
Wróćmy do naszego bohatera, który po 7 dniach zjadł połowę swoich zapasów, nie ma energii elektrycznej gdyż w siódmym dniu została ona odłączona. Siedzi w swoim azylu słysząc na korytarzu dziwne dzwięki oraz odchodzi od zmysłów. Potrzeby fizjologiczne załatwia jeszcze normalnie w toalecie, ale jak długo będzie dostęp do świeżej wody?
Wracając do tego co dzieje się na ulicach martwych przybywa w zastraszającym tempie co odważniejsi ludzie decydują się na wyprawę po pożywienie niestety przy marketach jak i osiedlowych sklepikach roi się od sinych zwłok przemieszczających się w kierunku tych którzy w swojej desperacji związanej z brakiem pożywienia starają się cokolwiek zdobyć.
Na podróż samochodem nie ma co liczyć, gdyż opuszczone samochody czasem spalone wraki tarasują większość ulic i uliczek. Widząc to Marcin pozostaje w domu ze strachu przed śmiercią, niestety zapasy pod koniec drugiego tygodnia się kończą a na domiar złego brakuje już wody w kranie. Na szczęście Marcin nie jest głupi i zrobił zapasy wody w wannie oraz wszelkich możliwych naczyniach. Ale ile tak można przetrwać ile wy byście przetrwali wiedząc, że nie ma dla was ratunku. Po dwóch tygodniach, gdy rządu już nie ma, bo zamiast się wspierac kłócili się do końca, resztki armii oraz służby mundurowych zdezerterowały zapewne w celu dotarcia do bliskich i pomocy im. Wzrosłą liczba samobójstw nawet wśród ludzi wydawałoby się silnych psychicznie, u wielu ludzi objawiają się pierwsze objawy psychozy, niektórzy wręcz poddają się i dają się pożreć z braku nadziei. Może to fantastyka, ale tak niewiele nam brakuje aby kraj pogrążyć w chaosie wcale to nie musi być zombie wystarczy kolejna powódź stulecia albo jakaś kolejna ptasia, świńska grypa tylko że bardziej uporczywa.
Nasz główny bohater po miesiącu bez bieżącej wody bez prądu oraz gazu jedynie o świeczce, co wieczór siedzi w swoim azylu i czeka na śmierć, bo cóż pocznie gdy wypije całą wodę zgromadzoną, cóż pocznie bez jedzenia. Zjadł już wszystko a kocia karma w jego obecnej sytuacji byłaby rarytasem, jakich mało. Niestety nie zostało mu już nic nawet nadzieja umarła wraz ze strachem przed wyjściem na zewnątrz i pożarciem. Jak wy byście się zachowali na miejscu Marcina, czy staralibyście się dostać za wszelką cenę do innych żywych, czy zaryzykowalibyście własne życie oddalając się z bezpiecznego domu właściwie niewiadomo dokąd??
Na pierwszy rok może dłużej zabarykadowałbym się w sklepie . Solidne mury,kraty w oknach i drzwi ze stali (jedyne wyjście). W międzyczasie udałbym się do muzeum broni znajdujące się w naszej miejscowości, wziąłbym odpowiednią ilość amunicji, która przydałaby się w razie ciężkich sytuacji lub do ewentualnej późniejszej ewakuacji. Później pojechałbym/popłynął na jakąś wyspę i rozkoszował się możliwością pobytu w tak cudownym miejscu
Witam. Epidemia byłaby ciekawa tym bardziej, że w świecie zwierzęcym odpowiednik takiego wirusa już istnieje. Czytałem gdzieś o mrówkach, które po zarażeniu się tracą kontrolę i wędrują w miejsce najbardziej odpowiadające rozwojowi wirusa. Więc kto wie, może jakaś mutacja :)
Co do planu też mam opracowany. Mieszkam na peryferiach miasta, sporo sklepów w okolicy więc na początek jedzenie na początek by się znalazło. Dom mam na lekkim podwyższeniu, w zasadzie tylko jedno okno przy wejściu byłoby niebezpieczne ale na początku epidemii zawsze można zamurować. Za broni to według mnie najlepiej posłużyłby sprzęt ogrodniczy. Nie wiem czy ktoś tam wspominał wcześniej ale wypad z podkaszarką byłby bardzo konkretny, a ze względu na zasięg przede wszystkim bezpieczniejszy niż chociażby z piłą motorową.
Powiedzmy pół roku można jakoś sobie poradzić. Nie wiem czy ktoś o tym wspomniał ale później mógłby pojawić się problem. Już po miesiącu odczuwalny byłby brak pieczywa, własne uprawy na początku epidemii też odpadają a nie wiem jak inni ale posiłek bez chleba lub ziemniaków zbyt konkretny nie jest.
Witam. Poprzedni post jest urwany a edycja nie działa więc wrzucam całość. Epidemia byłaby ciekawa tym bardziej, że w świecie zwierzęcym odpowiednik takiego wirusa już istnieje. Czytałem gdzieś o mrówkach, które po zarażeniu się tracą kontrolę i wędrują w miejsce najbardziej odpowiadające rozwojowi wirusa. Więc kto wie, może jakaś mutacja :)
Co do planu też mam opracowany. Mieszkam na peryferiach miasta, sporo sklepów w okolicy więc na początek jedzenie na początek by się znalazło. Dom mam na lekkim podwyższeniu, w zasadzie tylko jedno okno przy wejściu byłoby niebezpieczne ale na początku epidemii zawsze można zamurować. Za broni to według mnie najlepiej posłużyłby sprzęt ogrodniczy. Nie wiem czy ktoś tam wspominał wcześniej ale wypad z podkaszarką byłby bardzo konkretny, a ze względu na zasięg przede wszystkim bezpieczniejszy niż chociażby z piłą motorową.
Powiedzmy pół roku można jakoś sobie poradzić. Nie wiem czy ktoś o tym wspomniał ale później mógłby pojawić się problem. Już po miesiącu odczuwalny byłby brak pieczywa, własne uprawy na początku epidemii też odpadają a nie wiem jak inni ale posiłek bez chleba lub ziemniaków zbyt konkretny nie jest. Swoje uprawy na początku też odpadają więc pojawia się teoretycznie błahy, ale w praktyce znaczący problem. Dlatego też dużą uwagę należy zwrócić na zapasy, przede wszystkim mąki i ziemniaków. Według mnie to powinna być podstawa. Później zaś próbował jakiejś niewielkiej uprawy na ogrodzonym terenie. Chociaż ze zbożem to raczej by nie przeszło. Co dalej...
Leki. Apteki położone są raczej w miejscach gęściej zaludnionych, więc wypad po coś konkretniejszego niż środki przeciwbólowe wiązałby się z dużym ryzykiem. Dlatego też według mnie każdy planujący cokolwiek na ten dzień powinien znać medycynę alternatywną czyli po prostu zielarstwo. Zwykły ból brzucha czy drobne stłuczenia mogą znacznie zmniejszyć mobilność i koncentrację, które są decydującymi czynnikami wpływającymi na przeżycie. Każda osoba mająca taką wiedzę byłaby więc nieoceniona.
Trzecia sprawa moralność. O tym na bank już było, ale nie zaszkodzi wspomnieć o tym jeszcze raz. Mam nadzieję, że za bardzo się nie powtarzam, ale szczerze wątpię, aby ktoś normalnie wychowany był zdolny bez mrugnięcia okiem załatwić wujka/ciocię/babcię/kuzyna/sąsiada czy kogokolwiek znajomego od tak. A każde zawahanie się to kolejny czynnik zmniejszający nasze szanse. Oczywiście po jakimś czasie można przywyknąć ale w szczególności początek byłby trudny i z pewnością wiele osób by nie wytrzymało.
Innych rzeczy powtarzać nie będę bo w zasadzie zgadzam się z poprzednikami. A co do łódki i wysepki w Świcie nie skończyło się to za dobrze, więc na wyspy też trzeba uważać. :)
Pozdro dla wszystkich zombi-maniaków :)
To nie wirus to pasożyt który kontroluje mrówek zachowanie.A co do wirusów nie wiadomo co w swoich tajnych i prywatnych laboratoriach mają i jakie mutacje,choć zombie takie jak na tym serialu niespecjalnie prawdopodobne zdecydowanie bardziej takie jak na filmie 28 dni później czy Opętani...
Zombie takie jak u brooksa nie mają fizycznego prawa bytu. Jeśli coś się porusza, musi spalać energie, nie ma siły inaczej jest to perpetum mobile. Energia w przypadku braku spozywania pokarmów bierze się wpierw z zapasów tłuszczu a potem z mięśni.
Ile organizm może przetrwać bez jedzenia mając ok 5kg nadwagi? Maksymalnie do miesiąca, a taka osoba wyglądałaby jak z oświęcimia.
Dla mnie zombie takie jak przedstawiane w filmach nie mają sensu. Ale już np. epidemia odmiany wścieklizny, która przenosi się drogą kropelkową. W chorobie nikt nie umiera a następnie wstaje jako trup, ale robi się bardzo agresywny, tak że chce kopać, gryźć, mordować. Wtedy ci co nie zostali zarażeni[z grypą jest podobnie, ok. 10-20% nie choruje] będą musieli jakoś powstrzymać te "zombie". Najłatwiej poczekać aż umrą z głodu.
Jak już mówiłem, "normalny" koncept zombie zakłada idiotyczne rzeczy. Dlaczego zombie jedzą ludzkie mięso którego i tak nie trawią. Zamiast zarazić kogoś tylko go gryząc/drapiąc, niektórzy są wręcz zjadani żywcem. Jaki jest sens zjadania potencjalnego nosiciela, skoro choroba rozprzestrzenia się tylko poprzez kontakt z krwią?
ja bym zaczal zjadac niezainfekowanych ludzi... palil bym marihuaine... gwalcil bym... szabrowal.... zostal bym wesolym kanibalem :)
No właśnie to też i Twoje plany są równie realne...
A Walking dead powstał właśnie na podstawie komiksu który jest dużo bardziej brutalny i bezwzględny niż ten serial,i o złym końcu takich "wesołych kanibali"ten komiks też opowiada...uważasz że nierealny był ten koniec?z kulką w czaszce od tych "ofiar "co się jednak nie dały...
Jedzenie ludzi przez ludzi powoduje chorobę -Kuru.
Ale zwykle daje o sobie znać po kilkunastu latach, więc tak mógłbyś zostać wesołym kanibalem :D
Papuaska odmiana wściekłych krów ale wywołana zjadaniem mózgów ludzkich,czyli choroba pochodna od prionów i pochodna od choroby Creutzfeldta-Jacoba.
Ta to może też tłumaczyć wściekłość zombie i ich apetyt na mięsko ludzkie...
o w morde :) jestem zaskoczony nie ukrywam tego hehehe skad wy bierzecie takie ciekawostki? zostalo to udokumentowane? chcialbym o tym poczytac,...
Masz neta?masz ,wpisz sobie w google czy czego używasz hasełko kanibalizm u Papuasów ,Maorysów albo po prostu Kuru choroba i na pewno ci coś wyjdzie....
"Jak już mówiłem, "normalny" koncept zombie zakłada idiotyczne rzeczy. Dlaczego zombie jedzą ludzkie mięso którego i tak nie trawią. Zamiast zarazić kogoś tylko go gryząc/drapiąc, niektórzy są wręcz zjadani żywcem. Jaki jest sens zjadania potencjalnego nosiciela, skoro choroba rozprzestrzenia się tylko poprzez kontakt z krwią?"
Ano sens zjadania potencjalnego nosiciela jest taki, że w przypadku zombie to w zasadzie nie właściwy głód nimi kieruje a pierwotny instynkt, który jeszcze daje o sobie znać. Jest to tym samym sposób w jaki wirus rozprzestrzenia się.
Przed zwykłymi zombie jest sie dosc latwo zabezpieczyc. Wystarczy kompletny, gruby kombinezon motocyklowy z wytrzymałej kordury lub skóry, nie do przegryzienia czy rozerwania, taki z wstawkami kewlarowymi i twardymi protektorami, buty do kolan kask z kołnierzem i filtrem powietrza, rekawice. Tarcza z pleksi, twardego plastiku itp w dłoni, nadziak z szlifowanego młotka stolarskiego za pasem, improwizowana pika/gizarma z dostępnych w kazdym domu materiałów. Wszystko lekkie, wygodne i smiercionosne, latwe do zrobienia lub zdobycia legalnie. A taki duet , w waskich korytarzach blokowisk jest nie do przejscia. Jeden z tarcza i nadziakiem lub korbaczem, drugi z piką wyposazoną w poprzeczke za ostrzem. Tarczownik zaslania, pikinier wbija pike i odpycha szamoczacego sie na kocu zombie, tarczownik doskakuje i wali w łeb. Sprawnie i tradycyjnie. Dwudziestu odpornych psychicznie mezczyzn, za tarczami, w szyku, daloby rade bez strat setkom jesli nie tysiacom zbiegajacych sie bezladnie zombie. Bez karabinów i innych pierdół.
Obciążona sieć po tym jak zoombiaków było by się namnożyło? No chyba że te stwory umiały by korzystać z internetu i telefonu ale jeśli założymy że są jak na filmach to odpada, sieć pusta jak w środową noc. Źle myślisz
Z okazji zbliżającego się Halloween :0
http://www.freeworldgroup.com/games8/gameindex/deadfrontier.htm
Zaczne od tego, że żal mi(mam na myśli całkowicie pierwotne znaczenie) ludzi, którzy chcą takiej apokalipsy! Tak bardzo chcecie widoku martwych członków rodzinny, zjadanych żywcem albo np niemowlaki-zombie? Sam smród gnijących zwłok(czy innego mięcha) powoduje odruch wymiotny nawet u "twardzieli". Mój kumpel tego lata robił jako ratownik przy jednym z jezior i jednego dnia z dwoma starszymi kumplami wyciągali topielca. Jeden ze starszych popłyną wyciagnąć tą osobe, drugi czekał przy brzegu a kumple miał na karetke zadzwonić i co zrobił? zadzwonił ale też odrazu uciekł na widok utopionego faceta a sam nie jest jakąś hmm ci*ką.
Ale wracając do głównego tekstu mam kilka spostrzeżeń.
Broń palna- nie warto tracić czasu na zdobycie jej bo większości osób i tak nie potrafi z niej korzystać. To nie tylko pociągnięcie za spust ludzie. Trzeba umieć ją konserwować, mieć dostęp do amunicji, która na drzewach nie rośnie a najważniejsze trafić co jest naprawde trudne na strzelnicy a co dopiero gdy idzie na ciebie gnijący trup(zakładam, że mamy losowo znalezioną broń, z której wcześniej nie strzelaliśmy). Jak ktoś nie trzymał w dłoni broni niech nawet nie próbuje strzelać bo jeszcze tylko sam sobie krzywde zrobi.
Samochód- drogi zapewne będą nie przejezdne z powodu innych pustych aut ale i taka osobówka nie wytrzyma zbyt wiele uderzeń w jakiegoś trupa, do tego kwestia zdobycia paliwa
Broń biała- zakładamy zombie z filmów np Świt żywych trupów albo właśnie komiks Walking Dead. Broń sieczna(noże, miecze, maczety) przegrywa w porównaniu do obuchów(pałki, kije, młoty, łomy) 1. trudno przebić czaszke w takich warunkach(zmęczenie, strach, możliwa słaba ostrość/jakość) nie wspominając o odcięciu głowy(kat w średniowieczu często potrzebował i 3uderzeń toporem a warunki miał hmm idealne) a obuchem łatwiej rowalimy takiemy kości, czaszke 2. dużo łatwiej będzie zdobyć jakiś metalowy pręt, kij itd niż dłuższą broń sieczną. Noże są za krótkie przez co zbyt niebezpieczne a o długą broń sieczną trudniej.
Dzikie zwierzęta- Oby zachowyłały się jak normalne "ludzkie zombie" bo np tysiące ptaków zombie czy szczurów według mnie byloby gorszym wrogiem ale zakładamy, że są jak inne więc ptaki nie latają itd. Ale wchodzi poważny kryzys jeśli chodzi o pożywienie! zarażone ryby= zainfekowana woda, brak pożywienia dla "survivalowców" z lasów.
I na koniec
uważam, że najlepiej uciekać na północ lub wysokie góry, czemu? Temperatura ;) skoro zombie są martwe przy niskiej temp zamarżną i nawet nie ruszą palcem a wtedy spokojnie można je i z buta zabijać. Nawet jak jakieś procesy życiowe w nich będą to zamarżną jak każdy człowiek bez odpowiedniego ubioru.
Też uważam, że szkoda czasu na broń palną w Polsce, zwłaszcza ze względu na brak łatwego dostępu do amunicji (w USA jest prościej). Jako Polacy powinniśmy czerpać z naszych tradycji narodowych;) czyli kosy + koktajle Molotowa (jeżeli nie byłoby można jeździć samochodami to przynajmniej można spuszczać benzynę do butelek). Zombie po "koktajlu" jeżeli nawet się nie spali cały to przynajmniej z grubsza nie będzie już na chodzie i będzie mniej niebezbieczny, łatwiejszy do likwidacji. Młotki, siekiery i kije basebolowe dopuszczają zombie na zbyt bliską odległość dlatego uważam, że najlepszy jest sprzęt ogrodniczy: widły, łopaty, porządnie zaostrzone motyki. Oczywiście w kryjówce trzeba regularnie ćwiczyć tym sprzętem walkę wręcz, bo inaczej to małe szanse. Moim zdaniem w czasie inwazji zombie bardzo przydatny byłby porządny miotacz płomieni. Dziwię się, że bohaterowie serialu nie postarają się o jakiś lub np. czemu nie zbierali broni od martwych żołnierzy, ale to pytania na oddzielny wątek.
Mam nadzieję, że to byłyby te wolne zombie. Najbardziej się przestraszyłam tego Switu z 2004, bo to był mój pierwszy zombie movie i nie wiedziałam że istnieje opcja wolnych.
Nie sądzę, by zombie tak szybko udało się opanować Ziemię. W filmach panikują. Na pewno po kilku wypadkach pogryzień ludzie zostaliby ostrzeżeni przez media. Media nawet nie wierząc w zombie, na pewno by się odniosły do "apokaliptycznych wizji zombie znanych z filmów", ponieważ każdy już o nich słyszał i każdy wie czym filmowy zombie jest. Komentowano by więc w wiadomościach że atakuje dziwna choroba przypominająca filmowe zombie. Ludzie od razu by skojarzyli.
Dalej, niektórzy by nie uwierzyli, ale większość wraz z alarmującymi wiadomościami, starałaby się nie wychodzić z domu. Tajne służby od dawna obserwowałyby sytuację. Być może zostałby ogłoszony stan wyjątkowy i godzina policyjna. Po ulicach jeździłoby wojsko i legitymowałoby ludzi, eliminując przypadki zarażone.
Jednocześnie, wobec obecności wojska na ulicach, nastałaby zbiorowa psychoza i powstałyby zamieszki oraz tworzyłyby się gangi włamujące się do sklepów, jak w Londynie. Może to byłoby uzasadnienie dla płonących samochodów :) Takie akcje utrudniałyby walki z zombimi, ponieważ trzeba by koncentrowac siły na ogarnięciu zamieszek. To drastycznie zwiększyłoby liczbę ofiar epidemii.
Układ z Schengen zostałby zawieszony. Niektórych poddawano by kwarantannie. Jeśli społeczeństwo uda sie uspokoić i przywrócić porządek, epidemia zostanie opanowana po kilku miesiącach.
Po opanowaniu inwazji, podjęta zostałaby dyskusja z religioznawcami, stwierdzono by że to gniew Boga albo coś. Nastałaby długoterminowa psychoza i fala samobójstw. Powstałyby nowe ruchy religijne oraz fronty przeciwko religii, prowadzące do wojny religijnej. Arabowie cieszyliby się z porażki świata zachodniego.
Toczyłyby się śledztwa co do pochodzenia tajemniczego wirusa. Jarosław Kaczyński obwiniłby za to Rosję.
Dyskutowano by nad możliwością przeniesienia się choroby na zwierzęta i bezpieczeństwa mięsa.
Uchwalono by ustawę o powszechnej dostępności broni palnej.
Unia wprowadziłaby nowe standardy dotyczące żywności genetycznie modyfikowanej. Zamknięto by elektrowanie jądrowe.
Ludzie budowaliby fortece zamiast domów.
Gdzie ja bym się skryła? Godzinę od mojego miasta jest letni domek w górach mojej babci. Niestety ma do dupy płot. Trzebaby solidnie go umocnić i dobudować mur od strony lasu. Jest tam parę grządek i drzewek owocowych. Jednak trzebaby się tam udać zanim rozpocznie się panika i ulice zostaną zawalone samochodami. Poza tym najlepsze schronienie mają
MNISI W TYŃCU
ZAMKI I KLASZTORY Z WŁASNYMI UPRAWAMI, wiadomo oni są tam samowystarczalni i pewnie nawet hodują krowy, a mury mocne i nieprzeniknione. Najlepiej to mają chyba w Grecji na Athos - bo to na dodatek wyspa.
Koktajle mołotowa i ogólnie broń zapalająca jest kiepska na filmowych zombiaków, bowiem nie odczuwają bólu. Zombie musiałby zostać dosłownie spopielony albo przynajmniej jego mózg, aby go powstrzymać. Wirus znajduje się w pniu mózgu, pomyślcie sobie że ta część musiałaby osiągnąć temp. powyżej 60^c bo zwykle w takiej giną wirusy[niektóre potrafią wytrzymać zdecydowanie wyższą temp]
Na pewno nie trwałoby to kilka sekund, a raczej minute lub nawet kilka. W tym czasie masz nacierające na ciebie płonące zombie, które stanowią podwójne zagrożenie dla ciebie, zwłaszcza jeśli sam nosisz łatwopalne ubranie.
Nie jestem pewny czy zatrzymywanie sie w jednym miejscu mialoby jakis sens, w kwesatii odizolowanych klasztorow, trzeba tam sie szybko dostac co w przypadku naglej epidemi i dosc szybkiego rozwoju zakazenia nie jest takie latwe, i nie ma pewnosci ze wszystkie klasztory sa samowystarczalne, wiekszosc coraz bardziej odchodzi od modelu sredniowiecznych samotnych wysp, choc sa wyjatki
Wg mnie najlepszym rozwiazaniem jest ciagle podrozowanie, z kilku powodow
- pozywienie : wszelkie uprawy trzeba pilnowac, zombiaki moze nie beda szybkie i inteligetne ale zbyt dlugie siedzienie w jednym miejscu spodowuje pewnie syndrom oblezenia, znacznie lepiej jest podrozowac i "objadac" okoliczne sklepy, sklady z zywnoscia, magazyny
- "syndrom Itakii" : szukalbym jakiegos w miare bezpiecznego nietknietego przez skazenie miejsca , zeby je znalezc trzeba podrozowac
- leki, paliwo,bron: tak samo jak w przypadku pozywinia, nawet nieiwleka grupa ocalalych nie moze przez wiecznosc siedziec skubac zapasy zgromadzone wokolo
Kierunek podrozy? omijalbym wielkie miasta, szukal prowiantu po mniejszych miejscowosciach, i podrozowal w kierunku poludniowym, lzejsze zimy latwiejsze ewewnutalne zbiory
nie wierzę w możliwą choć hipotetycznie wielką zagładę ludzkości w tempie ekspresowym. Ci ludzie musieliby się zarażać powietrzem. Jeśli do dalszego zarażenia (po pojawieniu się kilku pierwszych mutantów) trzeba ugryzienia, stworzenie armii zombich zajęłoby o wiele więcej czasu, niż kilka miesięcy potrzebnych do przeprowadzki.
Poza tym kwestia "mięsa". Zombie szukają ludzkiego mięsa, są tak głodnę, że zjedzą cię całego. Skoro napadnie cię zgraja zombich, w kilka minut nic z ciebie nie zostanie. To będzie jak atak piranii. Większość ludzi tak by kończyła, a tylko nieliczni zostawaliby dziabnięci tak, by w spokoju umrzeć w gorączce i przekształcić się w potwora.
Skąd więc taka armia zombich na filmach? Czyżby walkersom starczył tylko kęs czy dwa z człowieka i później go zostawiały?
Wiesz, widziałam o wiele bardziej przekonującą wersję apokalipsy zombie w Zombiewaffe- to taki webkomiks, swoją drogą bardzo dobry, tylko porzucony przez autorkę. W owej wersji początkowo ogniska zarażonych obejmowały biedniejsze kraje afrykańskie - ot, co jakiś czas śmierć zbierała swoje żniwo w postaci kilku setek zombie, a Zachód sobie bezczynnie stał i patrzył. Skądś to znamy, nie? I tak sytuacja się spokojnie rozwijała przez trzy, cztery lata, póki wreszcie któreś z ognisk "epidemii" nie zaostrzyło się i fala trupów nie zaatakowała Zachodu, który, choć miał tyle czasu na przygotowanie się, nie robił prawie nic, nawet niespecjalnie przeciwdziałał epidemii w krajach afrykańskich.
Jest to w sumie bardzo prawdopodobny scenariusz. Najpierw fala przerażenia, pierwsze wypadki zarażeń w Afryce. Masowe wykupywanie zapasów, itd. Zachód oczywiście broni swoje kraje, pilnuje tylko swoich interesów. Następnie kilka lat spokoju (poza Afryką, oczywiście) kiedy ludzie przyzwyczajają się do myśli, że zombie istnieją. Większość ludzi zaczyna twierdzić "nas to nie dotyczy", przestają robić zapasy, być może nawet pojawiają się takie czubki, które chcą chronić zombie. Nieliczni się przygotowywują. Później większa katastrofa, wysyp trupów i oto mamy apokalipsę.
Wiecie co mnie w owym komiksie rozśmieszyło? Jak główny bohater dzwoni do swojej matki po większym niż zwykle wybuchu epidemii, który, jak się okazało, był późniejszą przyczyną apokalipsy, dzwoni do matki. Na jego pytanie, czy są aby na pewno bezpieczni, ona się pyta czy będzie w domu na Gwiazdkę.
banda powolnych staruszków którzy nie potrafią myśleć zagląda ludzkości ? czysta fikcja, nawet jesli bylo by ich 3 razy wiecej
Dlatego ten film nie jest oparty na faktach tylko na genialnym pomyśle kopiowanym raz z lepszym efektem a raz z gorszym, ten serial należy do grona tych lepszych zobrazowań jak mógłby wyglądać świat po wybuchu epidemii zombie lub nie koniecznie epidemii zmieniającej ludzi w potwory. Choć w naszych realiach to bardziej musimy się bać żywych niż umarłych.
Serial jest dla fanów tematyki chodzących trupów i nie doszukiwałbym się tutaj porównań do rzeczywistości naszego realnego świata...
Temat jest kozacki , na dodatek epidemia zombie jest możliwa .
Buchan obejrzyj The Secret . Mam nadzieję że to cię wciągnie tak samo jak mnie . Niedługo na forum zaraz po dostaniu się do grona mam zamiar założyć temat na tak wielką skalę że chcę przyciągnąć do siebie tysiące ludzi .
ta choroba przenosiłaby się tak samo jak np: Ptasia Grypa
czyli wszyscy mamy szanse przezyc no chyba ze ktos nie umie się poslugiwać nozem
a tak apropo zombie chodzą powoli czy też biegają ???
ta choroba nie przenosiłaby się jak ptasia grypa .
Nie wszyscy mamy szanse . Nóż na zombie -.- ? Chyba ty .
Zależy czy lubią :D ... Zależy od tematyki .
Czy było gdzieś w serialu pokazane jak zombiaki reagują na ogień, bo ja sobie nie przypominam ale zakładam że tego nie przetrwają.
Myślę że wokół Polski stworzono by coś na wzór okopów z I WS do tego pełno min pułapek zapalających, głębokie rowy nie do przejścia, wysoki mur, zdalnie sterowane działka itp
To w przypadku gdyby wirus rozprzestrzenił się w szaleńczo wolnym tempie i do Polski z Rosji szli by jeszcze przez Portugalię :)
Ktoś mówił, że rozprzestrzenia się jak grypa. To mówię, że wszyscy w TWD już są zarażeni. Wystarczy umrzeć aby stać się zombie.
A ja tam uważam, że zombie, po zorientowaniu się na jakiej to ziemi zostały powołane do "życia" czym prędzej spier...liłyby za granicę :D Tam mięsko bardziej higieniczne, lepiej odżywione i nienasiąkłe jadem :D
Veddumin, genialne stwierdzenie.
Ja to widzę tak:
1. Zaraza by rozprzestrzeniała się na tyle szybko, że byłaby nie do opanowania. Gdyby na początku rząd usłyszał o "ugryzionych", na pewno nikt by nie pomyślał, ze możne istnieć coś takiego jak zombie i pewnie stwierdziliby,że to jest jakaś nieznana choroba. Nie chciano by wywołać paniki, wiec by nie informowano nas. W tym czasie coraz więcej ludzi zostaje pogryzionych. Gdy wszystko już jest widoczne gołym okiem na ulicy, wtedy zaczynają się transmisje w telewizji, ale szybko jesteśmy pozbawieni jakiejkolwiek energii...
2. Odnalezienie bliskich praktycznie równe zeru... Wyobraźcie sobie, że jesteście w domu, kiedy wszystko się zaczyna, widzicie hordy zombie i ludzi na ulicach, barykadujecie się więc w mieszkaniu. Telefony nie działają...
3. Myślę, ze nawet wojsku ciężko by było opanować sytuację. Epidemia, zaraza, jak zwał tak zwał zbyt szybko się rozprzestrzenia. Ewentualnie jakieś pojedyncze oddziały by się bunkrowały.
4. Jeżeli już jesteśmy w jakiejś grupie ocalałych, nie można pokazać słabości. Trzeba być silnym, jakiekolwiek rany, kontuzje, schorzenia eliminują nas, jak najsłabsze ogniwo. Jeżeli będziemy zawadzać grupie, to nas zostawi. Ewentualnie specjalnie poświęci.Trzeba być po środku. Nie najsilniejszym (inni mogą widzieć w nas zagrożenie), ale przydatnym.
5. Kobieta ma bardziej gorzej, jak nie źle. Słabsza fizycznie ( i w walce z zombiakami i z innymi ocalałymi). Zmysł do"majsterkowania" też znacznie mniejszy. Może zostać zgwałcona, zabita, przez innych ocalałych, bez trudu mogą jej odebrać zapasy.
6. Myślę, że mieszkańcy bloków jednak maja lepiej.Ucieczka na samym początku i rzucanie się do marketów to nie jest dobry pomysł: pełno ludzi będzie robiło tak samo, wokół chmara zombie, ulice zakorkowane, nie ma jak wyjechać z miasta. Plus ogólny chaos i panika. Zombie mają nakryte do stołu. Warto przeczekać, i próbować opanować klatkę, jeżeli się uda dostać do piwnic. Tam można znaleźć dużo zapasów + narzędzi. Zwykły blok 4-piętrowy ma 4 klatki i do każdego mieszkania piwnicę. Po zdobyciu zapasów czekać na pomoc, przerzedzenie, ustabilizowanie sytuacji.
7. Jako cel długofalowy jednak trzeba by uciec z miasta. Na początku wydawało mi się, że dobrym pomysłem byłaby woda i łódź (rybki, deszczówka, nawet nie trzeba odpływać jakoś daleko od brzegu). Ewentualnie później dotrzeć do jakiejś wyspy (choć i tam mogą być zombie). Jednak znacznie mniej. Szukać azylu. Góry to dobry pomysł, jednak chyba gorzej by było z jedzeniem, jak by się skończyły zapasy. I znacznie łatwiej jakiejś grupie zombie otoczyć dom, niż patrzeć z brzegu na łódź. Przy ucieczce z miasta pojawia się problem: 1. paliwo - na stacjach benzynowych mogłoby już go nie być + bardzo ryzykowna wycieczka (stacje dają mało wytrzymałe schronienie - budynki). 2. Zawalone drogi porzuconymi samochodami. I kolejny problem: czy tak planować ucieczkę, żeby jak najszybciej dostać się z celu do celu, czy z ewentualnymi, niezbyt pewnymi "punktami awaryjnymi" (je w razie czego też trzeba opanować, wyplenić z zombie, nie wiadomo, czy się uda.
8. Zasad ograniczonego zaufania do wszystkich . Ludzie sobie nie ufają. Ocaleni łącza się w grupki, ale: w końcu to obcy ludzie i każdy może nas zostawić lub nawet poświęcić dla uratowania siebie samego, jeżeli zajedzie taka potrzeba. Śmiem twierdzić, że nawet niektórzy z rodziny są skłonni w obliczu takiej sytuacji poświęcić bliskich. Rozpoczynają się różne psychozy. Tak, tak wiem, ze każdy tu jest kozak i będzie walczył z zombie. Jednak większość ludzi jest cholernie słaba psychicznie. I będzie im padało na mózg nawet jak przetrwają, o tym też trzeba pamiętać. Tacy też mogą zagrozić całej grupie.
9. Obozowanie, bardzo niebezpiecznie. Hałas przyciąga zombie, a my nie potrafimy się do końca cicho zachowywać. W dodatku, nie ma porządnego schronienia. Kilka pojedynczych sztuk, można zgładzić. Ale z całym stadem już gorzej.
10. Zabijanie bliskich zombiaków. Jeżeli już z jakiej odległości widać, że żona/ciotka/mama jest pogryziona, zakrwawiona, nie zachowuje się normalnie, z jej ust wydobywa się głuche "łeeeee" i chce Cię pogryźć, to chyba łatwo się zorientować, ze już po nich. Takich rzeczy, ze ludzie czekają do końca i się pytają" Ciociu nic Ci nie jest" to tylko w filmach.
11. Broń palna. To nie takie proste wziąć pistolet i go użyć. Pomijając takie rzeczy, jak odbezpieczanie broni, nawet znalezienie odpowiednich nabojów ( ?) itd. (nie znam się). Celowanie do poruszającego celu jest cholernie trudne jeżeli ktoś nie strzelał wcześniej. W dodatku inne osoby z grupy mogą stać się o wiele bardziej niebezpieczne nie umiejąc posługiwać się bronią i będąc zeschizowanymi.
12. Jak ktoś zauważył, nie tylko zombizm jest chorobą. Namnażać się będą inne choroby. + ograniczony dostęp do wody = także inne epidemie.
13. No i najważniejsze - nie wiadomo, co ze zwierzętami - czy zombie tez je będą pożerać? Czy zwierzęta będą pożerać zombie i się zarażać? Jeżeli tak, to wtedy już koniec z nami. Niestety...
ciekawe retrospekcje , naprawdę ciężko o zaufanie do ludzi , samolubstwo jest rzeczą okropną , mam nadzieję że w nadchodzącym świecie zombie ( bo taki nastąpi ;) ) bliscy mi przyjaciele będą chociaż w połowie tak oddani mi jak ja im . W sumie , widać jacy ludzie postąpiliby w różnych sytuacjach pomimo tego że takowej jeszcze nie było ;]
A co do walki partyzanckiej i przetrwania polecam książki:
11453326-tm-312001-unconventional-warfare-devices-and-techniques-references
16615897-Tm-31210-Improvised-Munitions-Handbook-v3
23738124-Fm-5-31-Booby-Traps-September-1965-66-Pages
30443303-Typical-Foreign-Unconventional-Warfare-Weapons-1964-FSTC-381-4012
Nuclear War Survival Skills - Oak Ridge National Laboratory
US Army Survival Manual: FM 21-76
The Ultimate Guide to U.S. Army Survival Skills, Tactics, and Techniques
Hm ... ciekawy temat.
Ja bym udała się najsampierw do piwnicy po siekiery, kije, pręty, i inne przedmioty które potrafią takiemu szwędaczowi rozwalić łeb. Potem bym jakoś wyszła na dwór, poszukała w okolicy żywych i jakby ktoś się znalazł to byśmy do sklepu się udali [ale nie wielachnego typu Real - raczej do mniejszego bo mniej wejść itd.]. Monopolowy -pozycja obowiązkowa. Były by tam zapasy, lodówki więc by uszło. Do czasu, ujechalibyśmy tam z ... kilka miesięcy huhuhhu a może i rok. Gdyby zapasy się skończyły to byśmy szli przed siebie. Po prostu, aż byśmy dotarli do innych żywych. Oczywiście nie byłoby tak łatwo, pełno szwęd na ulicach, zmasakrowanych ciał itd. itp.. Jako grupa ludzi żywych napewno ktoś by zapłacił życiem tą 'wędrówkę' w poszukiwaniu miejsc bez zombie. Za pewne, co chwilkę jakaś szwenda lub grupy tego martwego mięcha by nas atakowali <próbowali>. Siekiery byśmy mieli. Ciągle dążylibyśmy przed siebie, coś by się znalazło. Najgorzej gdyby się okazało, że zaraza opanowała CAŁY świat a takich grupek ludzi jest niewiele.
Tak jak to Rick rzekł w 1 sezonie "Ciągle szukaliśmy".
Jakoś byśmy znaleźli idealne schronienie i tralalalalala... nwm co dalej ; X.
Mimo wszystko myślę, że ludziom w domach byłoby łatwiej przeżyć niż mieszkańcom bloków. Weźmy pod uwagę nadejście zimy, jak nie ma prądu nie dociera ogrzewanie z elektrociepłowni. W domkach są kominki(piece bez prądu też nie działają) więc łatwiej byłoby przetrwać. Domy są ogrodzone płotami, zawsze można je dodatkowo zabezpieczyć i strzelać z balkonu czy okna :) A na podwórkach zbudować szklarnie i sadzić warzywka.