Jak mawiał Zygmunt Kałużyński: "Dobre aktorstwo jest wtedy, kiedy go nie widać". Przełożenie tych słów widzimy w kreacji Rona Woodroofa (Matthew McConaughey), głównego bohatera "Witaj w klubie".
Jak mawiał Zygmunt Kałużyński: "Dobre aktorstwo jest wtedy, kiedy go nie widać". Przełożenie tych słów widzimy w kreacji Rona Woodroofa (Matthew McConaughey), głównego bohatera "Witaj w klubie". W tym przypadku nie wiemy już, kim bardziej się zachwycać: znakomitym kunsztem umiejętności aktora czy diabelsko dobrym wykreowaniem postaci przez reżysera. Po dobrych rolach w "Uciekinierze" oraz "Magic Mike'u" McConaughey nabrał ogromnego tempa, występując (choć na krótko) w "Wilku z Wall Street" i wcielając się w jedną z bardziej charyzmatycznych postaci serialowych w znakomitym "True Detective". Bez wątpienia rola Rona Woodroofa jest jego największym sukcesem zawodowym oraz podręcznikowym przykładem aktorstwa idealnego. Produkcja Jean-Marca Vallée imponuje wyśmienitą obsadą, w której na aprobatę zasługują również Jennifer Garner, Jared Leto oraz Michael O'Neill.
"Witaj w klubie" przedstawia nam obraz inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Opowiada historię prostego elektryka z Teksasu: Rona Woodroofa, który po zdiagnozowaniu w swym organizmie AIDS podjął się desperackich prób walki z chorobą. Fabuła prowadzi nas przez dramatyczną sytuację osób zakażonych wirusem HIV, ukazując również problemy narkomanii i nietolerancji seksualnej w Stanach z lat 80. Dysponujący świetnymi dialogami i dramatycznym wydźwiękiem scenariusz, potrafi również zachować balans, nieraz przedstawiając humorystyczne sceny (Warto wymienić tu przemyt leków przez Woodroofa przebranego za księdza).
"Biznes na AIDS" tak nazwałbym wciągający wątek polityczny, który przedstawia stanowisko władz wobec śmiertelnie chorych. Państwo zabrania zakupu leków nie mających atestów badawczych mimo ich pozytywnych wyników, natomiast samo udziela zgody na sprzedaż komercyjnego, nieskutecznego środka, bogacąc się kosztem umierających. Poruszenie tego wątku jest dla mnie bardzo dużym atutem scenariusza, który intryguje swoją odwagą, niesamowicie ciekawiąc i trzymając w napięciu. Historię dopełnia świetnie odwzorowany klimat Teksasu.
"Witaj w klubie" to efekt masy pracy nad charakteryzacją postaci. Kreacja Jareda Leto wcielającego się w Rayon - transwestytę asystującego głównemu bohaterowi w walce z chorobą - prezentuje się wyśmienicie, nie tylko dzięki ogromnej autentyczności i popisowi aktorstwa na najwyższym poziomie, ale również poprzez genialnie wykreowaną postać od strony wizualnej. Dużo kosztowała też budowa wizerunku Rona Woodroofa. Matthew McConaughey do roli mężczyzny chorego na AIDS schudł aż 13 kilogramów, doprowadzając swój organizm do wycieńczenia. Będąc świadkami rozwoju postaci walczącej z wirusem HIV, zauważamy jej metamorfozę, od ubrudzonego, schorowanego elektryka i kanciarza rodeo do bezkompromisowego, dbającego o wizerunek biznesmena szmuglującego środki farmaceutyczne. Tu warto wspomnieć o zasłużonych dla "Witaj w klubie" nagrodach akademii filmowej, przyznanych w kategoriach: aktor, aktor drugoplanowy oraz charakteryzacja.
Pomimo kliku dłużyzn sprawiających wrażenie, że to dokument emitowany na TVP, film zagrał mocno na moich emocjach. "Witaj w Klubie" wzrusza śmieszy i uczy. Jest to piękna historia, będąca zarazem lekcją tego, że dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą. Jean-Marc Vallée stworzył obraz bardzo dojrzały, opowiadając trudną historie w sposób wyrazisty i zbalansowany.