Recenzja filmu

Syn Szawła (2015)
László Nemes
Géza Röhrig
Levente Molnár

Deus i Tanatos

"Syn Szawła", pełnometrażowy debiut László Nemesa, to film nietuzinkowy. Nagrodzona Złotym Globem i Grand Prix Festiwalu w Cannes, a także nominowana do Oscara produkcja jest znacznie bliższa
Kiedy na krótko po zakończeniu II wojny światowej w życie została wprowadzona doktryna o denazyfikacji Niemiec, podjęto szereg działań mających na celu uświadomienie narodowi niemieckiemu czynów, których dopuścili się naziści. Celem denazyfikacji było ostateczne rozwiązanie problemu partii nazistowskiej: należało zburzyć jej fundamenty i na ich gruzach zbudować nowy, wolny i demokratyczny kraj. Cywile byli zmuszani do odwiedzania byłych obozów zagłady, zwłaszcza Oświęcimia. Obowiązkowe było również branie udziału w pokazach filmów dokumentalnych opowiadających o zbrodniach i okrucieństwach popełnionych przez nazistów. Obecnie obok dokumentów z tamtych czasów można śmiało postawić "Syna Szawła", zdecydowanie najlepszy film o Holocauście ostatnich lat, któremu bliżej właśnie do kameralnego kina dokumentalnego niż przegadanych fabuł z gatunku kina wojennego.

Pełnometrażowy debiut fabularny László Nemesa opowiada historię 48 godzin z życia Szawła Auslandera (w tej roli naturszczyk Géza Röhrig). Przebywający w Auschwitz-Birkenau mężczyzna jest członkiem Sonderkommando – oddziału żydowskich więźniów oddelegowanych do pracy przy obsłudze komór gazowych i krematoriów w obozach koncentracyjnych. Szaweł stara się z całych sił, żeby tylko dożyć kolejnego dnia, obcując cały czas ze śmiercią. Kiedy jest świadkiem agonii, a następnie zastrzelenia żydowskiego chłopca, postanawia zrobić wszystko, żeby go pochować. Tymczasem Sonderkommando szykuje się do buntu...



"Syn Szawła" jest produkcją wyjątkową. W warstwie wizualnej może pochwalić się ciekawymi zdjęciami i sposobem kadrowania. Kamera "śledzi" głównego bohatera z bliska, czasem podąża tuż za nim, a wtedy jego plecy wypełniają niemal cały kadr, żeby następnie stanąć przed nim i zrobić zbliżenie na rozbiegane ze strachu oczy tak, że oblicze Szawła znowu zajmuje prawie cały ekran. Ten zabieg daje efekt odwrotny niż poznanie tajemnicy "Różyczki" w "Obywatelu Kanie": tutaj widz wie mniej niż bohater i nie widzi tego, co akurat widzi Szaweł, który staje się więc przewodnikiem po swoim własnym świecie z kamerą wciąż tuż przy nim. Czasem oko kamery pokazuje jednak więcej: chociażby w scenie wrzucania popiołu do rzeki odsuwa się od bohatera, żeby widz mógł zobaczyć wysokie hałdy szarego pyłu rozwiewanego przez wiatr – efektu całopalenia przywiezionych wcześniej do obozu Żydów. Kamera fetyszyzuje niemal wszystko, pokazując nam część zamiast całości. Tła są często rozmazane, dając efekt swoistej autocenzury – widz wie, że na stołach leżą nagie ciała, ale nie widać ich szczegółów anatomicznych, co wcale nie zmniejsza potęgi oddziaływania poszczególnych obrazów. Co więcej, zdjęcia cechuje duża doza naturalizmu: zero jakikolwiek upiększeń, rozedrgana kamera niejednokrotnie serwuje nam wyjątkowo brzydkie pod względem technicznym kadry, ale tak ma właśnie być, bo całość nabiera wtedy lekkiego posmaku obiektywizmu właściwego dokumentom.

Pod względem fabularnym produkcję cechuje bardzo dobry scenariusz. Widz rozkochany w hollywoodzkim mainstreamie będzie nawet Szawłowi kibicował, choć kiedy bohaterowi akurat się coś uda, ma to i tak zawsze gorzki posmak, bo tragiczny bezsens jego działań jest cały czas wyczuwalny. W scenariuszu przeplatają się różne języki: węgierski, niemiecki, polski, jidysz. Bohater ledwo rozumie i mówi po niemiecku, jest zagubiony, a z nim i widz, bo wiele kwestii nie jest celowo tłumaczonych w napisach, co jest bardzo ciekawym zabiegiem.

Osobiście film zachwycił mnie podejściem do motywu Erosa i Tanatosa, za który tak bardzo cenię sobie wszelkiej maści kino wojenne: giniemy, żeby ocalić tych, których kochamy. W "Synu Szawła" Erosa nie ma: koszmar wojny wymazał istnienie miłości w umysłach bohaterów. Szaweł reaguje grymasem, kiedy słyszy dwuznaczną rozmowę swoich towarzyszy, a w innej scenie ucieka przed dotykiem pięknej Żydówki, która ma dla przyszłych buntowników ważną przesyłkę. Miejsce Erosa zastępuje Deus – Bóg: Szaweł chce urządzić znalezionemu chłopcu należyty pochówek z rabinem odmawiającym niezbędnie modlitwy i złożeniem ciała w ziemi, żeby jego dusza została zbawiona. Bo Szaweł wierzy, iż symboliczny pogrzeb młodzieńca, o którym mówi, że jest jego dawno niewidzianym synem, uratuje także jego duszę. A może i dusze wszystkich, którzy nie doczekali się godnego odprawienia na tamten świat w tych koszmarnych czasach?...



"Syn Szawła" hipnotyzuje, porusza i wzrusza. To mocne, prawdziwe kino ukazujące życie i śmierć w obozie zagłady. Niesamowite zdjęcia oraz nietuzinkowy scenariusz sprawiają, że ta węgierska produkcja jest godna obejrzenia i polecania. To jeden z tych filmów, które przykuwają do kinowego fotela, a potem zostają w głowie na długo. Na bardzo długo.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Twórca "Syna Szawła" – Laszlo Nemes – to odkrycie tegorocznego festiwalu w Cannes. Nie dość, że jego... czytaj więcej
W 2012 roku węgierską opinią publiczną wstrząsnęła wiadomość o wytropieniu i identyfikacji w ich stolicy... czytaj więcej
"Syn Szawła" jest w pewnym sensie bardzo nowoczesny: przypomina film kręcony przy użyciu selfie stick,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones