Pięć nagród w Gdyni, pięć w Koszalinie, dwie w Tarnowie, nagroda w Kazimierzu Dolnym i przede wszystkim Nagroda im.
Zbyszka Cybulskiego. Wydawałoby się, że więcej rekomendacji nie trzeba, bo "
Rezerwat"
Łukasza Palkowskiego zasługuje na coś więcej niż nagrody na festiwalach. Należy mu się prawdziwa, pochwalna recenzja, która rozwieje wszelkie wątpliwości. Fotograf Marcin Wilczycki (
Marcin Kwaśny) po kłótni z dziewczyną przeprowadza się na Pragę. Przez pierwszych kilka dni zadomawia się. W tym samym czasie dostaje zlecenie na fotoreportaż o tej dzielnicy, a od właściciela kamienicy propozycje nie do odrzucenia - ma zrobić dokumentację dla konserwatora (by ten wycenił koszt remontu) w zamian za zamieszkiwanie za darmo przez cały kwartał. Poznaje też sąsiadów - od pijaczków poprzez Hankę B. (
Sonia Bohosiewicz), fryzjerkę, którą wszyscy biorą za prostytutkę, Ryśka ─ jej chłopaka (
Tomasz Karolak), recydywistę na zwolnieniu warunkowym, kioskarkę ─ plotkarę (
Violetta Arlak), po Grześka (
Grzegorz Palkowski), rudego chłopaka, który robi mu psikusy, na przykład wbiegając przed obiektyw albo kradnąc aparat fotograficzny. To, z czym styka się w nowej okolicy, to dla niego niemalże szok kulturowy, a asymilacja nie jest wcale łatwa. W filmie mamy trzy wątki ─ w pierwszym bohater zadomawia się i próbuje zdobyć materiał, który jego znajomy wyda w "Dużym Formacie". Drugi to powolne zaprzyjaźnianie się głównego bohatera z Hanką B. W trzecim zwracamy uwagę na dzieciaka, który ciągle prześladuje protagonistę. Wszystkie toczą się jednocześnie, biegną swoim torem, prowadzone są powoli i z niezwykłą precyzją, ocierają się o siebie, by w końcu połączyć się w jeden. Bohaterowie odtwarzani głównie przez naturszczyków spisują się świetnie - w ich grze nie ma cienia sztuczności. Gdy ogląda się ten obraz, czuje się sympatię do pijaczków, fryzjerki o złej opinii czy monterów. Każda postać, mniej czy bardziej ważna, jest niezwykle barwna. Jedynymi osobami, na które widz nie zwróci zbytniej uwagi, są dzieciaki grające w piłkę. W scenę z ich udziałem wpycha się jednak bezczelnie Grzesiek, by odebrać im piłkę i z niezwykłą agresją strzelić gola. Grupka dzieciaków jest tylko pretekstem do tego, aby rudy chłopiec mógł wejść znienacka i sprawić, że jeszcze chwilę po jego zniknięciu widz zapamięta występującego w tej roli brata reżysera. I to właśnie on gra najlepiej. Ten rudzielec jest osobą, którą obok głównego bohatera najbardziej, choć z czasem (co świadczy o niezwykłym talencie aktorskim) można polubić. Do tego wiele scen, w których Marcin goni Grześka, okraszonych jest świetną muzyką (choć może mi się tylko tak wydawało, a za to tym bardziej plus dla twórców). Jeśli zaś chodzi o samą Pragę ─ to, co pokazuje nam reżyser, jest imponująco odmienne. Przedstawiając bowiem dzielnicę w tak barwny sposób, działa na naszą podświadomość, dając nam do zrozumienia, że nie jest ona taka, jaką ją widzieliśmy do tej pory. Jest też wiele akcentów humorystycznych. Na przykład jeden z sąsiadów patrzy na napis na gipsie Grześka i pyta: „Ale wiesz, że 'chwała' pisze się przez 'ch'”, na co chłopak odpowiada ze śmiechem: „I co z tego? 'Chuj' też". Wychodząc z sali kinowej ma się pewność, że może być dobrze lub przynajmniej lepiej. I pozostaje jeszcze jedno pytanie: był cud nad Wisłą czy go nie było?