Recenzja filmu

Joe Black (1998)
Martin Brest
Brad Pitt
Anthony Hopkins

Nowe oblicze śmierci

"Joe Black" bez wątpienia jest jednym ze smutniejszych i ciekawszych filmów opowiadających o śmierci. Przedstawia parę ostatnich dni z życia Williama Parisha i jego rodziny. Jest to dla niego
"Joe Black" bez wątpienia jest jednym ze smutniejszych i ciekawszych filmów opowiadających o śmierci. Przedstawia parę ostatnich dni z życia Williama Parisha i jego rodziny. Jest to dla niego bardzo szczególny czas, gdyż dowiaduje się o nadchodzącej śmierci, a zarazem gości u siebie dość specyficzną osobę, która wzbudza wiele kontrowersji wśród ludzi z jego otoczenia. Film Martina Bresta należy wyróżnić przede wszystkim za oryginalne przedstawienie śmierci. Nie jest już ona strasznym upiorem, ubranym w czarne szaty, z kapturem na głowie i kosą w ręku. Nie wzbudza lęku, nie wytwarza wokół siebie aury przerażenia, nie jest bezlitosna i sadystyczna. W tym filmie przybrała ona postać młodego mężczyzny. Pragnie poznać ludzkie życie i odpocząć od swojej "pracy". Posiada te same uczucia, co człowiek, staje się częścią jego rzeczywistości, a nawet jest zdolna do miłości. Jedyny stały element, który łączy obie kreacje śmierci, jest topos "Dance macabre", co oznacza dosłownie "Taniec śmierci". Jest dobrze wyeksponowany w tym filmie. Śmierć jest sędzią sprawiedliwym, którego wyrok dosięgnie każdego, bez względu na pozycję społeczną, wyznawaną religię czy wygląd. Warto obejrzeć film również ze względu na znakomitą obsadę. W rolę tytułowego Joe Blacka wciela się Brad Pitt ("Siedem lat w Tybecie"). Postać Williama Parisha gra znakomity i bardzo doświadczony aktor, zdobywca Oskara, Anthony Hopkins ("Milczenie owiec"). Natomiast rolę jego ukochanej córki, połączonej uczuciem z głównym bohaterem, reżyser powierzył mało doświadczonej aktorce Claire Forlani, która pomimo swojej krótkiej, na razie, kariery doskonale wykreowała postać Susan Parrish. Godna uwagi jest także ścieżka dźwiękowa. Twórcą jej jest znakomity reżyser muzyki filmowej, Thomas Newman, który został trzykrotnie nominowany do Oskara, a za pracę w produkcji "Joe Black" zdobył nominację do nagrody Saturn. Dzięki jego staraniom, realizacja ta jest ciepła i spokojna. Zmusza widza do refleksji, utrzymuje go w atmosferze smutku i wzruszenia. Przy licznych mocnych stronach filmu muszę dodać, że jest przeznaczony wyłącznie dla wąskiego grona odbiorców. Głównie dla ludzi sentymentalnych, których zajmuje tematyka życia i śmierci, których nie nudzi trzygodzinne oglądanie ckliwych scen.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Joe Black
Reżyser nękającego nas wiecznie w telewizji filmu "Gliniarz z Beverly Hills" czy też już lepszego... czytaj więcej