Recenzja filmu

Ida (2013)
Paweł Pawlikowski
Agata Kulesza
Agata Trzebuchowska

Ida, mon amour

"Ida" to historia pobożnej sieroty, przyszłej zakonnicy, która przed przyjęciem ślubów sakramentalnych chce się dowiedzieć czegoś o własnej przeszłości. Okazuje się, ze jest Żydówką cudem
"Ida" to historia pobożnej sieroty, przyszłej zakonnicy, która przed przyjęciem ślubów sakramentalnych chce się dowiedzieć czegoś o własnej przeszłości. Okazuje się, ze jest Żydówką cudem uratowaną podczas wojny, kiedy zamordowano całą jej rodzinę. Została tylko siostra jej matki i to do niej rusza w podróż, która zmieni wiele. Pawlikowski chcąc nam opowiedzieć historię nowicjuszki i jej ciotki posługuje się klasycznym schematem kina drogi, gdzie rzecz jasna podróż do miejsca docelowego przeradza się w podróż w głąb siebie.
Zagranie niby zgrane w światowym kinie ale wciąż działa, co jest również zasługą hipnotycznych, minimalistycznych kadrów. Aktorsko film kradnie Agata Kulesza, w kapitalnej roli Krwawej Wandy, byłej komunistycznej prokurator, która w stalinizmie bez mrugnięcia okiem posyłała na szafot "wrogów ludu". Pawlikowski w kreacji tej postaci uniknął z jednej strony pułapek ckliwego resentymentu, z drugiej podręcznikowego moralizatorstwa. Wanda w kreacji Kuleszy pokazuje nam się jako pewna siebie sędzia wymierzająca teraz ludową sprawiedliwość, kobieta prowadząca bujne życie towarzyskie, nowoczesna mieszczka wyzuta z gorsetu polskiego tradycjonalizmu; z drugiej jako postać wewnętrznie rozbita, ofiara walca totalitarystycznego systemu i jednocześnie tego systemu czołowa prominentka; chodzący dowód "jak stalinizm niszczył własne gończe" (cytat za: Krzysztof Varga), samotna kobieta topiąca swoje traumy w kolejnych butelkach wódki i zachowująca jedynie pozory radości życia. Jej wewnętrzna przemiana pod wpływem spotkania siostrzenicy nie daje jednak ukojenia, oczyszczenia z winy, co w konsekwencji prowadzi do tragedii. Reżyser unika odpowiedzi czy dopadły ją skrywane wyrzuty sumienia, czy to tylko logiczna konsekwencja fatalizmu jaki nad nią wisiał. A którego swoistym katalizatorem było spotkanie młodej nowicjuszki. Jedno spotkanie zmienia całe życie, choć w w tym świecie nie potrafi nadać mu większego sensu.

Pawlikowski w filmie zderza Sacrum i Profanum: katolickie pieśni ze szlagierami jazzowymi. modły w surowym klasztorze z podszytym seksualnym napięciem tańcem w salce hotelowej. Czystość i powinność wobec Boga kontrastuje z inicjacją erotyczną i pierwszym papierosem "po" - w optyce sacrum będącymi owocami zakazanymi. Ida próbuje chwytać kawałki życia, ale podobnie jak jej ciotka jest w ogólnym rozrachunku skazana na klęskę. Zamiast życia pełnego pokus wybierze życia pozór, bo tym jest kończąca film scena powrotu do klasztoru, ucieczką przed światem, klasycznym eskapizmem. To kolejny paradoks jakim operuje Pawlikowski – pełna wyrzeczeń klasztorna asceza okazuje się mniejszym wyzwaniem niż normalne życie, a narzucona "polsko-ludowo-katolicka" tożsamość łatwiejsza do zaakceptowania niż własna żydowskość. 

Zarzuty o antypolskość ze strony (pożal się boże) "ryczy-Polaków" (cytat za Julian Tuwim) są oczywiście nonsensowne. Pawlikowski rozgrywa tutaj napięcia w stosunkach polsko-żydowskich, ale robi to delikatnie, budując swój koncept na licznych niedopowiedzeniach. Motyw zabójstwa jest w gruncie rzeczy żałosny, ale tuż po wojnie i podczas niej w wielu miejscach w Polsce takie czyny odnotowywano, stąd i katharsis jest pełne goryczy. Dowiedzieć się z tego dzieła raczej możemy więcej o banalności zła, niż rzekomym antypolonizmie jej twórców. "Ida" to film z pretensjami kina artystycznego, wyłącznie dla myślącego widza. Na pierwszym planie to obraz o winie i poszukiwaniu własnej tożsamości w nieciekawych czasach, nie zaś film o wojnie (stąd nie ma w nim ani jednego "złego Niemca" - akcja to przełom lat 50/60 – jedyni Niemcy są wówczas w Polsce na Opolszczyźnie), ani o postawie Polaków wobec Żydów podczas nazistowskiej okupacji. Wojna jest tu jedynie zdarzeniem wytrącającym świat z kolein, ludzi z ich tożsamości, tworzących z nich społecznych rozbitków pozbawionych moralnej busoli i wiary w jakąkolwiek instancję. Pawlikowski pozostaje jednak wobec nich - zarówno stalinowskiej zbrodniarki jak i polskiego chłopa mordującego żydowską rodzinę dla przejęcia majątku - (swoją drogą czy antypolska jest nowela Żeromskiego, gdzie polski chłop dokonuje szabru na powstańcu styczniowym?) głęboko wstrzemięźliwy, a nawet okazuje im coś na kształt subtelnej empatii.

Nie jest jego celem pokrzepienie serc i łechtanie ego wzmożonych patriotycznie próżniaków. Od tego jest kino i literatura klasy B, nie kino art-housowe. Pawlikowskiemu w końcu bliżej do pierwszorzędnego Kundery niż drugorzędnego Sienkiewicza
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Ida
Już przed premierą w Polsce "Ida" Pawła Pawlikowskiego, zbudowała sobie silną rekomendację – nagrody na... czytaj więcej
Recenzja Ida
Film ten opowiada historię Anny, przyszłej siostry zakonnej, która przed złożeniem ślubów czystości... czytaj więcej