Jeżeli zastanawialiście się, co się stało z Hoffmanem i Ross po ucieczce z kościoła w "Absolwencie", to film braci Farrelly jest dziełem dla Was. Oczywiście jeżeli tylko nie spodziewacie się
"Dziewczyna moich koszmarów" zaczyna się w momencie, kiedy kończy się większość komedii romantycznych i bajek. Jeżeli ktokolwiek z was zastanawiał się, co się stało z Dustinem Hoffmanem i Katharine Ross po ucieczce z kościoła w "Absolwencie", to film braci Farrelly jest dziełem dla Was. Oczywiście jeżeli tylko nie spodziewacie się czegoś w stylu "Nocy i dni" Antczaka czy "Scen z życia małżeńskiego" Bergmana. Bracia Farrelly, jako że nigdy nie kroczyli ścieżką wytyczoną przez Zanussiego i Kieślowskiego, nie mieli w Polsce dobrej prasy. Wyjątkiem jest tutaj "Sposób na blondynkę", nad którą pochyliła się rodzima krytyka, doceniając odrobinę plebejskie poczucie humoru amerykańskiego rodzeństwa. Większość filmów Farrellych była jednak przyjmowana gorzej niż dwa lata rządów pewnych bliźniaków. Dla co wrażliwszych tłumy śmiejące się na "Głupim i głupszym", "Kręgogłowych", "Ja, Irena i Ja" czy "Płytkim facecie" zwiastowały ostateczny krach zachodniej cywilizacji. Ja braci Farrellych nie dość że lubię, to jeszcze bezczelnie śmiem twierdzić, że film "Ja i Irena i ja", szczególnie w pierwszej połowie, był jedną z inteligentniejszych satyr na współczesną Amerykę. Z wielkim bólem przyjąłem więc odejście twórców od swojego przepojonego wulgarnością, obrazową dosłownością i nutą amerykańskiego małomiasteczkowego romantyzmu stylu na rzecz sentymentalnych ciepłych klusek w postaci "Skazanych na siebie". "Dziewczyna moich koszmarów" to z całą pewnością krok w dobrym kierunku, powrót do źródeł, choć trudno go uznać za szczytowe osiągnięcie Farrellych. Eddie Cantrow (Ben Stiller), mężczyzna koło czterdziestki, ma naturę poety. Nie potrafi zdecydować się na jedną kobietę, bo wybierając tą jedyną, zamknie przed sobą szanse na spotkanie tej? jedynej. Czas mija mu więc między prowadzeniem sklepu sportowego, użalaniem się nad własną samotnością i upajaniem się perspektywą potencjalnej miłości. Wszystko jednak do czasu, aż spotka apetyczną i wrażliwą Lilę (Malin Akerman). Rzecz jednak w tym, że po ślubie żona zmienia się nie do poznania, a na dodatek Eddie się zakochuje. Obie dziewczyny są apetyczne Filmowi Farrellych trudno odmówić wdzięku, nuty romantyzmu, szczypty wulgarności i starych dobrych żartów nawiązujących do słynnych pisanek ze "Sposobu na blondynkę". Wszystko, mimo że momentami balansujące na granicy dobrego smaku, jest momentami letnie. A od kobiet oczekujemy przecież albo żaru, albo chłodu. Albo buzi, albo klapsa. Nawet od tych najstraszniejszych, a może przede wszystkim od nich.