Choć boks nie ma nic wspólnego z kodeksem ruchu drogowego, jako widz czułam się jak bokser. Obrywam lewym sierpowym poczuciem humoru, żeby zaraz dostać z drugiej strony wątkiem tzw. grubej afery.
Choć boks nie ma nic wspólnego z kodeksem ruchu drogowego, jako widz czułam się jak bokser. Obrywam lewym sierpowym poczuciem humoru, żeby zaraz dostać z drugiej strony wątkiem tzw. grubej afery. Na chwiejnych ze zmiennych emocji nogach próbuję się jakoś trzymać i bach. Film się kończy. Można megafonem ogłosić: "And the winner is Wojciech Smarzowski".
Zwiastun "Drogówki" zapowiadał coś śmiesznego. Ot, banda mniej lub lepiej ubranych warszawskich kierowców, z "immmunitetami" i bez. Ich żenujące zagrywki, które znamy z z mediów jedynie jako schludnie podane, tu zaczynają uderzać swoją realnością. Na wyciągnięcie ręki, na uchwycenie kamerą aparatu komórkowego.
Smarzowski wybrał sobie bardzo wdzięczny temat do pokazania, że nie ma ludzi jednoznacznie dobrych albo złych. Policjantów z drogówki. "Król nie bierze" i jest trzeźwy, ale żonę zdradza. Jego kolega po fachu w ramach solidarności stara się pomóc, natomiast śmieci wyrzuca do lasu. Policjantom zawsze jest po drodze do burdelu i do wódki, która leje się hektolitrami. A kiedy już się naśmialiśmy i naoglądaliśmy pijackich burd, okazuje się, że to wszystko nie ma jednoznacznego wymiaru. Stanowi układankę, z którą zmaga się Król. Nagle okazuje się, że incydenty są uzupełniającą się całością, która śmierdzi z daleka.
"Drogówkę" ogląda się świetnie. Montaż sprawia, że jest bardzo dynamiczna, a od rytmu zmieniających się wątków aż kręci się w głowie. Ciekawa konwencja filmu jest gwarancją prawie dwóch godzin bez ani minuty nudy. Dialogi, które wywoływały wybuchy śmiechu na całej sali mogą urosnąć do rangi kultowych. Grze aktorskiej nie można nic zarzucić, absolutnie nic, znane oraz sprawdzone nazwiska aktorów nie zawiodły i tym razem. Bartłomiej Topa w roli Ryszarda Króla spisał się znakomicie - mam nadzieję, że zostanie za to odpowiednio doceniony przez publiczność. Podobnie jak Smarzowski, który konsekwentnie łamie konwencję w pokazywaniu, jacy ludzie są naprawdę.
Niewątpliwie trzeba do obejrzenia tego filmu mocnych nerwów i dystansu do samych siebie. Smarzowski to mistrz wagi ciężkiej bazowania na niezbyt pięknej rzeczywistości ze znakomitym, godnym polecenia rezultatem, jakim jest "Drogówka".