"25. godzina" Spike'a Lee fabułą nie wyróżnia się spośród innych produkcji, ale postacie w nim wykreowane są wystarczająco wyraziście. Film ma wiele zalet, ale może zacznę od największej, czyli
"25. godzina"Spike'a Lee fabułą nie wyróżnia się spośród innych produkcji, ale postacie w nim wykreowane są wystarczająco wyraziście. Film ma wiele zalet, ale może zacznę od największej, czyli odtwórcy głównej roli - Edwarda Nortona. Aktor dał już popis swoich możliwości w znakomitym "Fight Clubie", tym razem wcielił się w postać handlarza narkotyków. Główny bohater jest jednak o tyle nietypowy, że podczas oglądania filmu, nie odczuwamy żadnej niechęci do jego profesji. Monty jest człowiekiem, który mógłby zająć się czymś innym, ale tak jak jego klienci uzależnili się od towaru, jaki im sprzedawał, tak i on ze swym zajęciem nie potrafił skończyć. Jednak jest do tego zmuszony. Zostały mu bowiem 24 godziny życia na wolności. Reżyser w żaden zaskakujący sposób nie odkrywa kolejnych wątków w fabule. Właściwie w czasie trwania seansu wszystko jest dla nas jasne. Jedynym elementem, który może być dla nas zagadką, jest to, kto doniósł na Monty'ego. Wkrótce i to się wyjaśnia. Lecz nie ten motyw w "25. godzinie" jest najważniejszy. Nie chodzi tu o kryminalną intrygę czy dogłębne poznanie środowiska dilerów. Bo tak naprawdę Monty jest normalnym mężczyzną, z piękną kobietą u boku i własnym mieszkaniem. Mamy okazję być świadkami przełomowej chwili w jego życiu. Dopiero w momencie, kiedy policja znajduje w jego domu narkotyki, zaczyna się podróż do sumienia Monty'ego. Na początku nasz bohater obwinia swoje otoczenie za to, co go spotkało. Wszystkie myśli, których czasem nie chcemy wypowiadać na głos, wylewają się z niego jak lawina kiedy to czyta dwa niepozorne słowa - f**k you. Świetny monolog Edwarda Nortona tylko utwierdza w przekonaniu, że film mimo tego iż jest monotonny, to nadal pozostaje ciekawy. Poznajemy przyjaciół Monty'ego, jego ojca oraz dziewczynę. Każda z tych postaci czymś się charakteryzuje. Obsada również jest niczego sobie. Nieśmiałego i nieco staromodnego nauczyciela gra świetny Philip Seymour Hoffman. W rolę zadufanego w sobie i bogatego młodzieńca wcielił się Barry Pepper. Piękną dziewczynę Monty'ego gra znana z "Sin City" charakterystyczna Rosario Dawson. Niektórych może nieco zniechęcić patriotyczne tło filmu. A raczej eksponowanie symbolami charakterystycznymi dla Stanów Zjednoczonych. Reżyser nie daje nam możliwości obojętnego przejścia wobec tragedii WTC. Nowy Jork wydaje się zamarły po zamachu i jakby przygasły, a po dwóch wieżach zostają tylko dwa światła z błękitną poświatą. Nie wierzę, że przywoływanie tej tragedii w filmie miało mieć tylko wydźwięk miłości do Nowego Jorku, choć często jest ona zaznaczana. Patrząc na gruzy po World Trade Center, przychodzi na myśl, czy tak jak po wieżach zostały gruzy, tak teraz wygląda życie Monty'ego. Bowiem "25. godzina" opowiada również o tym, jak lekkomyślny krok można sprowadzić nas na drogę ogromnych konsekwencji. Nawet jeśli mamy wybór, to musimy stawić im czoła. Dowiadujemy się, jak działa człowiek w momencie uświadomienia mu, że zrobił źle. Choć to prymitywne, przekonujemy się, że dopiero po jakimś czasie docieramy do prawdy - wszystko jest zależne od nas samych, więc jeśli coś poszło nie tak, to nie ma sensu obwiniać innych, trzeba popatrzeć w lustro. Warto obejrzeć film właśnie dlatego, że nie jest typowo opowiedzianą historią, nie ma tu typowych postaci i typowych dialogów. Dzieło Spike'a Lee kończy się również w dość dziwny, dla niektórych, sposób. Trzeba je obejrzeć uważnie, bo wcale nie jest trywialne i niedorzeczne, ale niesie prawdę ważną dla całego filmu i odnoszącą się do każdej postaci - każdy nasz krok ma znaczenie. Pięknym tłem jest muzyka Terence'a Blancharda. Warto, choćby dla tego jednego monologu, który wygłasza Edward Norton i dla jego gry aktorskiej. Polecam.