Na
festiwalu w Wenecji światową premierę miał wczoraj nowy film
Paola Sorrentina zatytułowany "
To była ręka Boga". Reżyser określa go mianem najbardziej osobistego dzieła w całej karierze. Więcej dowiecie się z recenzji Łukasz Muszyńskiego.
***
Sorrentino i duchy
recenzja filmu "
To była ręka Boga", reż.
Paolo Sorrentino Paolo Sorrentino twierdzi, że wszystkie jego dotychczasowe filmy zawierały ukryty pierwiastek autobiograficzny. Twórca "
Wielkiego piękna" od dłuższego czasu nosił się z zamiarem pójścia o krok dalej i stworzenia utworu w całości opartego na osobistych doświadczeniach. Jak jednak przyznaje, pracę nad projektem odwlekał niczym wizytę u dentysty. Przełom nastąpił po 50. urodzinach.
Zdałem sobie wówczas sprawę, że wciąż zmagam się z problemami, z którymi zmagałem się 35 lat temu – tłumaczy reżyser w rozmowie z Filmwebem –
Nadal jestem niestabilny emocjonalnie, łatwo wpadam w gniew. Miałem nadzieję, że ten film stanie się dla mnie formą terapii. Choć główny bohater "
To była ręka Boga" ma 16 lat i nazywa się Fabietto Schisa, nietrudno odgadnąć, czyim alter ego w rzeczywistości jest.
Sorrentino zabiera widzów w podróż do czasów swojej młodości spędzonej w Neapolu lat 80. Przy pomocy kina, wehikułu magicznego, przywołuje miejsca, ludzi, filmy oraz zdarzenia, które ukształtowały jego osobowość oraz artystyczną wrażliwość. Z dystansu przygląda się młodzieńczym marzeniom, obsesjom i lękom. Tęskni za atmosferą rodzinnych spędów, ale równocześnie rozpamiętuje domowe konflikty oraz kryzys w małżeństwie rodziców. Wspomina pierwszą miłość, pierwszą kochankę, pierwsze zetknięcie z przemysłem filmowym, wreszcie pierwszy raz, gdy śmierć odebrała mu bliskie osoby i tym samym bezpowrotnie zakończyła dzieciństwo. Oglądając "
To była ręka Boga", fani
Sorrentino poczują się, jakby weszli do głowy ulubionego reżysera. Odkryją m.in., kto był pierwowzorem wszystkich posągowych piękności zaludniających dzieła autora "
Młodego papieża", a także po kim laureat Oscara odziedziczył tyleż rubaszne co surrealistyczne poczucie humoru.
Jak to zwykle u
Sorrentino bywa, przez ekran przetacza się barwny korowód ekscentryków, świrów oraz typów spod ciemnej gwiazdy. Grany przez
Toniego Servillo ojciec Fabietta nieustannie deklaruje, że jest komunistą, ale nie przeszkadza mu to w pracy dla kapitalistycznych krwiopijców. Matka (
Teresa Saponangelo) mści się na nieprzyjaciołach, robiąc im kawały godne najlepszych pranksterów. Sąsiadka z góry, leciwa Baronessa, niegdyś maltretowała swojego męża, a dziś zatruwa życie sąsiadom (Przypomina Jana Pawła II, tylko nie wygląda tak seksownie – powie o niej z przekąsem Schisa senior). Jest też ON – bożyszcze tłumów, bon vivant i superbohater murawy, którego rekordowym transferem do SSC Napoli cztery dekady temu żyło całe miasto.
Diego Maradona, bo o nim oczywiście mowa, odegra szczególną rolę w życiu Fabietta i jego familii. Stanie się – jak wskazuje tytuł filmu – posłańcem niebios.
Całą recenzję Łukasz Muszyńskiego można przeczytać na karcie filmu TUTAJ.