Dlaczego on na reżysera? Przecież on spier....ił wszystkie filmy jakie wyszły spod jego ręki o Harry'm
Potterze. Insygnie Śmierci jako-tako mu wyszły. Ale Zakon Feniksa? Lub Książę Półkrwi? Razem z
scenarzystą dokonali gwałtu na tych książkach!
Przeżywasz. Jak miał 1000 stronicową książkę zmieścić w 2 godzinnym filmie?
Książka to książka, film to film.
Nie rozumiem takich ludzi jak ty.
Nie podoba się, to nie oglądaj.
No i będę przeżywał
Zakon Feniksa widzialem raz i wiecej razy nie zamierzam. To sami tyczy sie Ksiecia Polkrwi
Ja najbardziej nie lubię tego co on zrobił z 6. Bo wycięcie wspomnień o młodości Toma i o jego rodzinie sprawiło, że Insygnia Śmierci, nie miały sensu. Bo przecież Potter szukał tych Insygniów na podstawie informacji z tych wspomnień. Najbardziej mi żal, że zamiast choć 1 więcej (najchętniej o matce Voldka) dał tą nielogiczną scenę z atakiem na dom Rona.
No dokładnie już właściwie nie chodzi o samą scene w Norze no ale do jasnej ciasnej Lavender sobie naliczyłem więcej niż w Hermionie, nie wiem też po co dali Qwidith który miał być w Zakonie Feniksa! wydaje mi się że zepuciem zakonu feniksa koligowało na książe półkrwi gdyby w Zakonie tego nie pomineli Qwiditha, może by odpuścili sobie na książe półkrwi masakra. Zamiast właśnie tego mogli wstawić te sceny ze wspomnieniami te informacje dzięki któremu , Harry szukał Insygniów na szczęście Insygnia nie są takie aż złe.
Przeczytałam tamten komentarz jeszcze raz i aż mnie oczy zabolały... Widocznie ten błąd najbardziej mi się rzucił w oczy, nie wiem, nie pamiętam już xD
MI na myśl czytając "Qwidith" przychodzi jedynie macarena :D Wymowa to chyba bardziej "quidicz" ale nie ważne :D
Widać że pan powinien popracować nad wymową języka angielskiego ;) poprawnie jest tylko "Kłidicz".
6 część była naprawdę źle zrobiona (wyciągane wątki nie istotne, a za mało sie skupiono na tych najważniejszych), ale reszta była zrobiona dobrze. Bo problem z ekranizacja Pottera jest taki. Z punktu widzenia filmowego przez większość książki się nic nie dzieje. Mamy Harrego i resztę chodzących na kolejne lekcje w międzyczasie jakieś drobnostki, które posuwają główny wątek i jakieś ważne motywy. Ale z punktu widzenia filmu ciekawe są tylko te punkty, które dotyczą głównego wątku. Film nie może tak bardzo skupiać się na innych postaciach, bo nie ma tyle miejsca.
Chwała Ci za to o Nieznajomy ! Pierwszy człowiek na wszystkich forach Harry'ego Pottera, który rozumie, że film to nie książka i przyświecają mu inne cele ! Nawet nie wiesz jaką mi zrobiło radość widzieć tu kogoś kto nie jest ignorantem.
Taaaa super, książki i film to co innego, jasne. Tylko, że nikt nie oczekuje zamieszczenia całej książki w filmie, ale sensownego przeniesienia jej wątków i wybranych scen w sposob który dałby spójny film. A Yates zasysa w tym. Według mnie udała mu sie tylko pierwsza część Insygni, resztę spartolił strasznie.
A już zmiana emocjonalnej, wzruszajacej bitwy o Hogwart w której walczyły i skrzaty domowe i testrale i uczniowie i mieszkańcy Hogsmead i nawet Hardodziob się tam znalazł( i wiele innych istot i postaci które przewijały się przez wszystkie części), w chaotyczne błyski i trzaski powinno być karalne.
Koleś nie czuje klimatu książek i pozbawia sceny w filmach całego budowanego napięcia i powoli zawiązywanych przez Rowling wątków, które zbiegaly się w finale.
NIe wiem jak tu sobie poradzi, ale ja po tym co zrobił z Zakonem Feniksa nie dałabym mu do wyreżyserowania żadnej książki.
"Tylko, że nikt nie oczekuje zamieszczenia całej książki w filmie, ale sensownego przeniesienia jej wątków i wybranych scen w sposob który dałby spójny film. "
Ale Zakon Feniksa jest spójny. Insygnia śmierci też raczej (choć niestety nagle wrzucili tu część wątków, które wcześniej pomijali)
"A już zmiana emocjonalnej, wzruszajacej bitwy o Hogwart w której walczyły i skrzaty domowe i testrale i uczniowie i mieszkańcy Hogsmead i nawet Hardodziob się tam znalazł( i wiele innych istot i postaci które przewijały się przez wszystkie części), w chaotyczne błyski i trzaski powinno być karalne. "
Ale w filmie te elementy nie brały głównej roli, więc nie były istotne z jego perspektywy.
"Koleś nie czuje klimatu książek i pozbawia sceny w filmach całego budowanego napięcia i powoli zawiązywanych przez Rowling wątków, które zbiegaly się w finale. "
Ale to raczej kwestia, że czegoś takiego nie da się w filmie pokazać. Książka ma czas na budowanie tajemnic. Film zanim zacznie to już musi konczyć.
Ale kluczowym zadaniem filmu, który jest ekranizacją książki, jest właśnie perfekcyjna zdolność reżysera do selekcji scen ważnych i tych mniej znaczących dla fabuły. Film rządzi się swoimi prawami - i to święta prawda, ale osoby korzystające z niego jako argument za Davidem - cóż, strzelają sobie w kolano.
Film miał bowiem skupić się na głównym wątku, czyli Voldemort vs. Harry, a część 6, prywatne zajęcia z Dumbledorem i wspomnienia o Tomie były kluczowe dla posunięcia akcji, która w następstwie tych wydarzeń miała skupić się na poszukiwaniach horkruksów w cz. 7. Natomiast film sprzedał nam nadmiar niepotrzebnie przeciąganych wątków - w czym przodujący był wątek miłosny Rona i Lavender. W ogóle "Książę Półkrwi" był przeładowany nim, tak jakby reżyser chciał w jednej części nadrobić znaczne jego braki w poprzednich (z drobnymi wyjątkami). Także jeśli to jest argument to zdecydowanie przeciw.
Ale teraz nie o tym, bo bardziej zależy mi na tym, żeby skupić się na tym co zrobił "Fantastycznym zwierzętom". Miałam przyjemność przed obejrzeniem przeczytać oryginalny scenariusz Rowling i uważam, że moja wyobrażenia nie wybiegały wiele dalej niż poza ramy, które reprezentował sobą film. I nie oceniam tutaj teraz jakości filmu samego w sobie, ale pracy reżyserskiej. A jest ona po prostu przyzwoita. Bo to co można było wyciągnąć ze scenariusza zostało wyciągnięte i to w postaci zjadliwej, a może i nawet smacznej.
Co do samego scenariusza - jedyne, ale myślę, że kluczowe zastrzeżenie, które rzuca cień na produkcję to to uczucie jakby Rowling stanęła w miejscu. Pierwsza generacja fanów zdążyła dorosnąć, dorosły też oczekiwania, a autorka wciąż jakby grzebie się trochę w piaskownicy. Na szczęście dla niej, jest to bardzo urokliwa piaskownica i nawet dorośli z przyjemnością i sentymentem dołączą do niej.
Może kolejne części nieco popchną tę historię naprzód? Cóż, ode mnie - oby.
[*] Aż sama nie wierzę jak chaotycznie napisałam pierwszą odpowiedź, tutaj poprawiona i formie do strawienia :')
Ale kluczowym zadaniem filmu, który jest ekranizacją książki, jest właśnie perfekcyjna zdolność reżysera do selekcji scen ważnych i tych mniej znaczących dla fabuły. Film rządzi się swoimi prawami - i to święta prawda, ale osoby korzystające z niej jak z argumentu stojącego za Davidem - cóż, strzelają sobie w kolano.
Film miał bowiem skupić się na głównym wątku, czyli Voldemort vs. Harry, a część 6, prywatne zajęcia z Dumbledorem i wspomnienia o Tomie były kluczowe do posunięcia akcji, która w następstwie tych wydarzeń miała skupić się na poszukiwaniach horkruksów w cz. 7 i tłumaczyły skąd takie a nie inne przedmioty wybrane przez Czarnego Pana. Natomiast film sprzedał nam nadmiar niepotrzebnie przeciąganych wątków - w czym przodujący był ten miłosny Rona i Lavender. W ogóle "Książę Półkrwi" był przeładowany tym wątkiem, tak jakby reżyser chciał w jednej części nadrobić znaczne jego braki w poprzednich (z drobnymi wyjątkami). Także jeśli to jest argument to zdecydowanie przeciw.
Ale teraz nie o Harrym, bo bardziej zależy mi, żeby skupić się na tym co zrobił "Fantastycznym zwierzętom". Miałam przyjemność przed obejrzeniem przeczytać oryginalny scenariusz Rowling i uważam, że moje wyobrażenia nie odbiegały wiele dalej niż poza ramy, które reprezentował sobą film. I nie oceniam tutaj teraz jego jakości jako samego w sobie, ale pracy reżyserskiej. A jest ona po prostu przyzwoita. Bo to co można było wyciągnąć ze scenariusza zostało wyciągnięte i to w zjadliwej formie, a może i nawet smacznej.
Co do samego scenariusza - jedyne, ale myślę, że kluczowe zastrzeżenie, które rzuca cień na produkcję, to to uczucie jakby Rowling stanęła w miejscu. Pierwsza generacja fanów zdążyła dorosnąć, dorosły też oczekiwania, a autorka wciąż jakby grzebie się trochę w piaskownicy. Na szczęście dla niej samej, jest to bardzo urokliwa piaskownica i nawet dorośli z przyjemnością i sentymentem dołączą do niej.
Może kolejne części popchną tę historię naprzód i przybierze ona nieco ciekawsze kształty? Cóż, ode mnie - oby.
Lekcje nie są wcale takie nudne i mogłoby by być ich więcej pokazanych. Dość mało magii doświadczyliśmy w tych filmach. Dalej, historia Toma Riddle'a umożliwiła Harry'emu poznanie swojego przeciwnika, więc zdecydowanie nie jest to wątek poboczny. No i jest to świetna historia, btw. W filmach pominięto wiele kultowych walk, rozmów, a wiele wątków pozostało niewyjaśnionych. Filmy na podstawie książek powinny umożliwiać ich zrozumienie bez sięgania po książki. Te zawiodły na całej linii. To wszystko nie zmienia faktu, że nadal są to świetne filmy, ale zawdzięczają to w dużej mierze temu, że ich fabuła bądź co bądź opiera się na genialnych książkach. Władca Pierścieni i Gra o tron wypadają o wiele lepiej jako ekranizacje książek.
"Lekcje nie są wcale takie nudne i mogłoby by być ich więcej pokazanych. Dość mało magii doświadczyliśmy w tych filmach."
Z filmowej perspektywy byłyby tylko zapychaczem. Trzeba patrzeć na film wg tego jakim prawem rządzą się filmy. One nie mogą sobie pozwolić na sceny, które nie ciągną dalej akcji.
"Dalej, historia Toma Riddle'a umożliwiła Harry'emu poznanie swojego przeciwnika, więc zdecydowanie nie jest to wątek poboczny. "
A gdzie do frela piszę że tak jest? Książe półkrwi ma koszmarny scenariusz. Książka, którą było najłatwiej przerobić na film (bo wątek główny nie był zbyt poplątany), a oni zamiast się na nim skupić dali sporo rzeczy, które nie są ważne w perspektywie serii.
"W filmach pominięto wiele kultowych walk, rozmów, a wiele wątków pozostało niewyjaśnionych. Filmy na podstawie książek powinny umożliwiać ich zrozumienie bez sięgania po książki"
Sam sobie odpowiadasz. Filmy mają umożliwić zrozumienie, a nie poznanie całej treści (bo nie da się przedstawić każdego elementu z ksiażki w tak krótkim czasie)
"Władca Pierścieni i Gra o tron wypadają o wiele lepiej jako ekranizacje książek."
Tylko władca miał jakieś 9 godzin na około 1000 stron opowieści, a w przy Harrym prawie każda część miała z połowę tego.
Pozytywny odbiór filmów, poza tymi, które wymieniłeś (bo nikt książkom nic nie będzie ujmować), jest fakt, że większość odbiorców była po ich lekturze przez co dopowiedzieli sobie to co dopowiedziane być powinno. Niestety obrazuje to tylko koślawość reżyserii.
Zgodzę się w 100% z WP, czy GOT. :)
Gdyby takie były filmy z serii o Harrym, naprawdę nie byłoby na co narzekać.
Tylko że Yates do spółki ze scenarzystami pomijał także te ciekawe i widowiskowe wątki i sytuacje. Dla przykładu, w drugiej części "Insygni Śmierci" nie uwzględniono sceny, w której Harry w salonie Ślizgonów rzuca klątwę Cruciatus na śmierciożercę-nauczyciela Amycusa Carrowa (za to, że ten splunął w twarz prof. McGonagall), po czym dodaje coś w stylu "Bellatrix miała rację - trzeba naprawdę chcieć" (2 lata wcześniej rzucił Crucio na nią i nie zadziałało).
Ale to nie było istotne dla głównej fabuły. Książki HP są pełne super scen, ale nie da ich się przenieść wszystkich do filmu
Jak to nie? Nie miało to wprawdzie wiele wspólnego z poszukiwaniem horkruksów i ostateczną walką z Voldemortem, ale cała siódma część HP kręci się wokół opanowania przez Śmierciożerców Hogwartu i Ministerstwa Magii. W filmie praktycznie tego nie pokazano, bo skupiono się wyłącznie na wydarzeniach ukazywanych z perspektywy Harry'ego. Nie pokazano atmosfery terroru, wyłapywania mugolaków (skończyło się tylko na dwóch-trzech scenach ze szmalcownikami i procesem Mary Cattermole w Wizengamocie), nauczania wyłącznie czarnej magii na zajęciach obrony przed czarną magią (które prowadził Carrow właśnie), ruchu oporu dowodzonego przez Neville'a (który wznowił działanie GD, odmawiał rzucania Cruciatusa na pierwszoroczniaków i organizował akcje dywersyjne, w wyniku których został pobity, próbowano porwać jego babcię i praktycznie wydano na niego wyrok śmierci, przez co musiał ukryć się w Pokoju Życzeń). Nie pokazano ostatniej fazy przemiany Neville'a z totalnej ofermy w bohatera, która zakończyła się przecież zniszczeniem przez niego ostatniego horkruksa.
Ostatnią część podzielono zresztą na dwie, żeby dało się zmieścić więcej wydarzeń (choć głównym powodem zapewne były pieniądze). I w imię czego to wszystko, skoro nawet scenę na King's Cross i bitwę o Hogwart przedstawiono po macoszemu?
To, co Harry zrobił z Czarną Różdżką, też było związane z główną fabułą. Już pół biedy, że nie schował jej z powrotem do grobu Dumbledore'a jak w książce (rozumiem motywacje stojące za jej złamaniem), ale nie rozumiem, dlaczego nie naprawił nią najpierw swojej własnej.
"Nie miało to wprawdzie wiele wspólnego z poszukiwaniem horkruksów i ostateczną walką z Voldemortem, ale cała siódma część HP kręci się wokół opanowania przez Śmierciożerców Hogwartu i Ministerstwa Magii."
Ale film nie był w stanie pokazać tylu rzeczy, dlatego skupił się na szukaniu horkruksów. Cała reszta byłaby średnio zrozumiała dla filmowego widza, bo to był koniec wielu wątków, które w filmie się nie pojawiały.
"To, co Harry zrobił z Czarną Różdżką, też było związane z główną fabułą. Już pół biedy, że nie schował jej z powrotem do grobu Dumbledore'a jak w książce (rozumiem motywacje stojące za jej złamaniem), ale nie rozumiem, dlaczego nie naprawił nią najpierw swojej własnej."
Ale w filmie takie szczególy nie są istotne. Po zobaczeniu filmu mało kto z nieczytających książek stwierdzi, że tu czegoś brakuje.
wszystko jest istotne to co dostaliśmy w książę półromansu to nie jest istotne...
swoją drogą przestań już udawać "znaffcę" Gwiezdnych Wojen, Pottera bo ci to nie wychodzi... co najwyżej możesz sobie tylko myśleć że nim jesteś rzeczywistość jest inna
Ja jestem znawcą. Tak trudno zrozumieć, ze film rządzi się innymi prawami? Poza tym jaki sens miałby film który co do zdania pokazuje książkę? To nie byłby film.
I nie udaje znawcy, tylko nim jestem. Ja potrafię zrozumieć, dlaczego nie ma w filmie drugo czy trzecioplanowych wątków i potrafię spojrzeć na film jak na film, a nie ilustarcje do książki
I od razu go wyzywasz, o co ci chodzi? XD Uargumentował logicznie, nie obraził cię, był rzetelny i ma przede wszystkim rację. Ale nie, trzeba mu dowalić, bo on się wymądrza, ja mam rację, ja jestem najlepszy i to, co ja uważam to prawda. Doinformuj się na jakiś temat, jeśli tak nie ufasz ludziom, którzy mówią prawdę. Do widzenia.
no właśnie obraził http://www.filmweb.pl/film/Fantastyczne+zwierzęta+i+jak+je+znaleźć-2016-697720/d iscussion/Film+świetny%2C+marketing+słaby,2837829
on jest irytujący i tyle
Oh straszne popłaczemy się bo nie obejrzysz zakonu i księcia... a nie sorki mamy to głęboko. Papa. Miłego nie oglądania.
Mogli podzielić na dwa filmy :) Mówię tu o Zakonie feniksa a księcia zrobić w 3 godzinnym filmie.Ponoć tak dla kasy wszystko robią...
No w sumie mogli kiedyś zanim nad zakonem feniksa pracowali były spekulacje ale z nich zrezygnowano no niestety czemu tego nie wiem, Harry Potter i Komnata Tajemnic najlepsza nie mam się do czego przyczepić
Ja się dziwię że Yatesa nie zamkneli jeszcze w Azkabanie za to co zrobił z zakonem feniksa i książe półkrwi
Zakon okroił z całych rozdziałów i wątków,a w księciu obciął wspomnienia Voldka i zrobił trochę romansidła :(
Ale romansidło to zapewne już nie sama wina Yatesa, założę się, że tu maczało paluchy już studio, bo wtedy swoje trumfy święcił Zmierzch. Więc dla nich wybór był pewnie prosty ciąć wątki miłosne czy fabularne. Widać Zmierz popsuł więcej niż tylko swoje filmu :D
Aż tak bym nie przesadzał, Harry Potter to film o chłopcu który z każdą kolejną książką i filmem dorasta, i poznaje tajemnice swojej rodziny której nie znał. No to że zrobili z księcia półkrwi Romansidło i melodramat, to straszne ale nie mogli zupełnie wyciąc ich życia prywatnego. Zaś wydaje mi się że mogli sobie darować Qwidith który miał być w zakonie feniksa, ale pan Yates zrobił to na "swoje widzi mi się" no i tyle scen z Laveder darować sobie mogli. Ta scena z nią w pociągu do dziś kipie z wściekłości. I gdyby to sobie darowali bez problemu , miłosne scenki nie przeszkadzały by i znalazło by się miejsce na te najważniejsze wspomnienia Voldemorta. Te wspomnienie co nawiązuje do Insygni Śmierci część 1. Ale co zrobił Yates nie dość, zrobił z tego "masło rozsmarowane na zbyt wielu kromkach" kromek jest wiele a masło skończyło się na zakonie feniksa. No i przytocze słowa Slughorna to co zrobił Yates, to "akt gwałtu na książkach nad którymi Rowling tyle pracowała"
Hm nie ma co zbytnio wieszać psów na Księciu. Książka była okropnie rowleczona, może nie tak jak zakon feniksa ale jednak. Zakon był rozwleczony zarówno z perspektywy języka książkowego jak i narracji filmowej, książe nie sprawdziłby się w oryginalnym kształcie tylko na ekranie bo w wersji papierowej to robiło robotę. Oczywiście mam pewne uwagi ale chyba nieco inne. Faktycznie za mało skupienia się, czy raczej praktycznie nikłe ugryzienie tematu wspomnień. Szkoda. Faktycznie można bylo obciąć romans i nam wrzucić kilka ważniejszych rzeczy. Ale poza tym szczegółem nie mam większych zastrzeżeń.
Spójrzcie na to jednak z innej perspektywy. W końcu to nie David Yates, a scenarzysta wybierał z powieści wątki, które pojawią się w scenariuszu. David Yates realizował film na podstawie scenariusza. Z drugiej strony jako reżyser mógł zgłosić scenarzyście pewne zastrzeżenia, nieadekwatność do powieści, ale nie wiadomo, czy wówczas nie straciłby pracy, nie odmówiliby mu kontraktu na następną część. Jak wspomniałem, Quidditch, o którym piszesz, to decyzja scenarzysty, zauważ, że do „Zakonu Feniksa” scenariusz napisała inna osoba, która zrezygnowała z wątku Quidditcha, po czym ten brakujący fragment Steve Kloves nadrobił w „Księciu Półkrwi”, po swoim powrocie do pracy nad scenariuszem do „Harry'ego Pottera”. Scenariusze już od „Kamienia Filozoficznego” nie były chronologicznie spójne. W „Komnacie Tajemnic” Kloves nie kontynuował wątków z pierwszej części, w pozostałych też nie. Scenarzysta wybierał najciekawsze, kluczowe jego zdaniem wątki. Najwyraźniej Steve Kloves stwierdził, że miłosne rozterki bohaterów, ich dojrzewanie, jest istotniejsze niż wspomnienia Voldemorta. Wpłynęło to niekorzystnie na „Insygnia Śmierci”, ale wcześniej tej spójności między poprzednimi częściami również nie było. Te scenariusze zawsze były niezależne, znacznie odbiegały od powieści. Już w scenariuszu do „Kamienia Filozoficznego” powycinano wiele istotnych wątków, i pod koniec filmu nie wiadomo było, w jaki sposób Gryffindor spadł na czwarte miejsce, a Slytherin awansował na pierwsze, jeśli tylko na początku filmu Profesor McGonagall odjęła Hermionie 5 pkt i przyznała tyle samo Harry'emu i Ronowi. A w książce po drodze był jeszcze Snape itd.
Jak to pod koniec filmu Kamienia filozoficznego nie było wiadomo dlaczego Gryffindor spadł na czwarte miejsce? przecież McGonaggal odjęła im po 50 punktów każdemu za bycie u Hagrida wtedy. A Slytherin musiał mieć wtedy więcej punktów...
Zapomnieli dodać, że przez ich nocną eskapadę Gryffindor spadł z pierwszego na ostatnie miejsce w tabeli, czego inni Gryfoni nie przebaczyli im tak łatwo. Akurat to jest mało istotne. Scena z Dumbledore'em w kamieniu nie powinna zostać obcięta. Większość scen, w których rozmawia z Harrym wnosi bardzo wiele.
jeśli chodzi o Dumbledore'a to Komnata Tajemnic wynagrodziła olanie dyrektora w pierwszej części....
No nie do końca :) Gryfoni musieli wiedzieć nawet Neville nie chciał ich ostatniej nocy puścić do klapy ale książkowo jest inaczej wiadomo :) ale nie razi to tak bardzo jak olanie całego księcia półkrwi
Nie mogli. Zakon Feniksa podobnie jak inne tomy przez większość czasu to rzeczy które z filmowego punktu widzenia są nudne, więc musiały wylecieć. Gdyby ekranizowano dokładnie książkę to film byłby nudny. Dokładną ekranizacje mogliby zrobić tylko w formie drogiego miniserialu.
Ekranizacja nie ma na celu pokazać całej książki na ekranie tylko opowiedzieć tą historie językiem filmu. A filmem nie da się opowiedzieć całości książki w sposób ciekawy.