PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78055
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

ZDRADA W TEATRZE:)

ocenił(a) serial na 9

Takie trochę inne opko. Postanowiłam wprowadzić ich w świat, który dobrze znam:P
Mam nadzieję, ze przypadnie wam do gustu.
Pozwoliłam sobie umieścić w treści kilka fragmentów znanych dramatów „3 siostry” Antoniego Czechowa i „Szklana menażeria” Tennessee Williams w scenach w teatrze.


1.


-Agencie Booth, czy coś jest nie tak?- spytał Sweets. Bones i Booth siedzieli teraz w jego gabinecie na kolejnej terapii. Booth widocznie był zniecierpliwiony. Cały czas stukał palcami o brzeg kanapy.
-Nic. A co ma być Sweets?- powiedział poirytowany.
-Od początku naszego spotkania nie odezwał się pan ani słowem…
-Jemu chodzi o to, że ciągle pukasz tymi swoimi palcami o kanapę. To jest naprawdę irytujące.- wtrąciła się Bren.
- To też chciałem powiedzieć. Dziękuję Dr Brennan.- powiedział psycholog.- Więc Agencie Booth…?
-Co?- spytał Seeley.
-Co pana tak denerwuje?
-Na pewno chcesz wiedzieć chłopcze?
-Mówiłem, że mam 22 lata. Nie jestem dzieckiem, mam doktorat…
-Wiem, mówiłeś to już chyba setki razy. Co nie zmienia faktu, że i tak ci nie wierzę.
-Ok. pozostawmy ten temat. Co pana gryzie?
-Ale przecież nic nie może go gryźć, Sweets- wtrąciła się Bren.
-To przenośnia Dr Brennan.
-Aha. No tak…
-Wkurza mnie to, ze znowu musimy tu siedzieć. Już myślałem, że dasz nam wreszcie spokój.
-Nie mogę przerwać terapii w momencie, kiedy widzę, że między wami są jakieś skrywane emocje i widoczne dla każdego gołym okiem niesamowite napięcie seksualne.
-Jesteśmy tylko partnerami. Ile razy mamy ci to powtarzać Sweets- powiedział ty razem podenerwowany Booth.
-Tak, powtarzacie to cały czas, tylko, ze ja niestety wam nie wierzę. Jestem psychologiem i widzę, jak na siebie patrzycie, jak…
-Nienawidzę psychologii- powiedziała Bren.- I nie wierzę, że należy ona do nauk takich jak np. antropologia. Jest zupełnie bezużyteczna.
-Znam pani opinię Dr Brennan na temat psychologii, ale to nie zmusi mnie do przerwania terapii- odparł łagodnie Lance.- Dobrze. Pamiętacie jedno z naszych spotkań, kiedy graliśmy w skojarzenia?- nie odpowiedzieli- Chciałbym je powtórzyć.
-O na pewno nie Sweets!- powiedział gniewnie Booth- Nie pamiętasz jak to się skończyło? Proszeniem o moją spermę. Wymyśl coś innego.
-Doskonale pamiętam co się wtedy wydarzyło. To było kolejnym sygnałem dla mnie o czym oboje myślicie i że, nie wiem czy nieświadomie… ale próbujecie stworzyć razem rodzinę.
-To jakiś żart- powiedziała Bren.- Jak mówił Booth jesteśmy tylko partnerami. Każdy z nas ma własne życie.
-Właśnie.- przytaknął Booth.
-Tak, tak, jasne. A ja jestem królową Anglii.- zaśmiał się pod nosem Sweets.
-Wasza wysokość- Booth wstał i ukłonił się.
-Booth, ale on nie jest przecież królową Anglii…- powiedziała zdezorientowana Bones- czemu mu się kłaniasz?
-Oj, Bones…- Booth opadł zrezygnowany na kanapę.- Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
-Uczę się. Mam najlepszego nauczyciela- uśmiechnęła się do Bootha. Ich wzrok się spotkał- Ale nadal nie rozumiem…- Seeley położył palec na jej ustach. Sweets obserwował wszystko z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Bones, wytłumaczę ci to później. To taki żart.- mówił i wpatrywał się w jej piękne niebieskie oczy. Trwali w takiej pozycji przez dłuższą chwilę.
-O tym właśnie mówię- powiedział do siebie Sweets. Nie powiedział tego tak cicho jakby mu się wydawało. Na dźwięk jego głosu, partnerzy oderwali się od siebie, jak oparzeni.
-I z czego się tak cieszysz Sweets?- spytał Booth.
-Z niczego, Agencie Booth. Ja…- przerwał im telefon Bootha.- Wolałbym, żeby pan…
-Booth?- rzucił do słuchawki.
-… nie odbierał telefonu…- dokończył Lance.
-Tak? Oczywiście. Już jedziemy. Mamy sprawę- zwrócił się do Bones.
-Ok.- oboje wstali z kanapy.
-Nasz czas jeszcze się nie skończył…- Sweets chciał ich zatrzymać, ale oni już byli przy drzwiach.
-Sorry, Sweets. Nowa sprawa. Pogadamy innym razem- rzucił Agent.
-Kolejne spotkanie w środę o 18. nie zapomnijcie…
-Jasne.- odpowiedzieli i już byli za drzwiami.
-Jak ja mam im uświadomić co do siebie czują? Przecież to widać na kilometr, że tą dwójkę łączy miłość. Czemu się tak opierają?- pytał sam siebie.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Tak, mówił mi o tym, kiedy dowiedział się kogo gram w spektaklu. Też powiedział, ze jestem taka jak ona, a to nieprawda.
-Coś w tym jest, Brennan.
-Nie…
-Poczekaj aż znowu mnie zaatakujesz. Związałaś się z facetem, bo pociąga cię fizycznie.
-Tak, seks jest niesamowity.
-Tak… domyślam się… ale nie to mam na myśli. Związałaś się z człowiekiem, którego nie kochasz, a który, co wywnioskowałam z moich obserwacji, czuje i ma nadzieję na coś więcej. Zakochał się w tobie.
-Wyjaśniłam mu, ze żadne uczucia nie wchodzą w grę. Tylko…
-Tak wiem, seks. Ale to, że mu to powiedziałaś nie znaczy, ze on to zrozumiał. Jest facetem. Zakochanym facetem. I jest z tobą nie tylko ze względu na seks, ale dlatego, że żywi do ciebie inne, głębsze uczucie.
-Nic na to nie poradzę…
-Jasne… Booth cię kocha. Nic nie mów- dodała szybko, bo widziała, ze Bones próbuje zaprzeczyć- Tylko posłuchaj. Masz kogoś, kto kocha cię jak wariat, kogoś kto oddałby za ciebie życie, zrobiłby wszystko, żebyś była szczęśliwa, nigdy cię nie opuści, nie zdradzi, nie zostawi, a ty udajesz, ze tego nie widzisz. Albo po prostu jesteś tak ślepa. Może się tak stać, jeśli w potrę tego nie zrozumiesz, ze znajdziesz się w takiej samej sytuacji, jak Masza. Booth zmęczony czekaniem na ciebie i obserwowaniem tego, jak spotykasz się z innym mężczyzną, któregoś dnia się podda i po prostu odejdzie. Stracisz najważniejszą osobę w swoim życiu, ale stracisz ją nie dlatego, że przyznałaś się do miłości, ale dlatego, że nic nie powiedziałaś… i będziesz z człowiekiem, którego nie kochasz. Może nie weźmiesz ślubu, jak Masza z Kułyginem, ale będziesz w takiej samej sytuacji. Sama, bez miłości i do końca życia będziesz nieszczęśliwa, wiedząc, ze straciłaś coś ważnego. Nie rozumiem, czemu tak bardzo się boisz tego uczucia? Przecież znasz Bootha od lat. Czemu nie zaryzykujesz i nie spróbujesz się temu poddać? Zaryzykowałaś z graniem w spektaklu, czemu tego nie powtórzysz?
-Booth i ja jesteśmy przyjaciółmi, Ang. mogłabym oddać za niego życie, wiem, ze mogę o wszystkim z nim pogadać, ufam mu, ale to nie znaczy, że go kocham. Owszem jest dla mnie kimś ważnym, ale to nie jest miłość. Miłość to reakcje chemiczne zachodzące w mózgu. Uczucia nie mają z tym nic wspólnego. Są ulotne i nietrwałe…
-Mylisz się, sweety. Jeśli któregoś dnia tego nie zrozumiesz… może być za późno.
-Ang, doceniam twoje starania wyswatania mnie z Boothem, ale nic z tego nie będzie. Jeśli bylibyśmy związani, zniszczylibyśmy naszą przyjaźń, nad którą pracowaliśmy przez tyle lat. Żadne z nas tego nie chce. Ang, zależy mi na nim, ale zależy mi też na jego przyjaźni. Nie chcę tego zrujnować.
-Jestem pewna, ze Booth…- tą długą wymianę zdań, może raczej długie monologi Angeli, przerwało pojawienie się obiektu ich rozmowy.
-Bones! Ange! Tu jesteście. Koniec tych plot, wracajcie do nas. Ange też chcemy trochę pogadać z naszą słynną Dr Brennan.- uśmiechnął się.
-Ok., już idziemy, sekundkę- odpowiedziała Angela.
-Dobra- odwrócił się i poszedł z powrotem do stolika. Ange i Bren wstały i podążyły za nim.
-Sweety, proszę cię po raz kolejny. Nie rób nic głupiego i nie zaprzepaść swojej szansy na szczęście przez głupi strach przed miłością.
-Ange..
--Wiem, Brennan. Znam twoją opinię na ten temat. Ale pomyśl o tym- nic więcej nie powiedziały. Dosiadły się z powrotem do stolika.

brenn73

ojej... ekstra rozmowa Angeli z Bones... :) ogolnie cala czesc ok :) mi juz brak slow pochwaly wiec bede sie powtarzac jesli Ci to nie przeszkadza... :) mam nadzieje ze szybciutko wrzucisz nastepna czesc... :)
jest Booth jest imprezka xD :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

42.

-Nie twoja sprawa Sweets.- odpowiedział gniewnie i wstał z kanapy.
-Agencie Booth?
-Nie mam ochoty z tobą o tym rozmawiać, dobra? A już na pewno nie tu!
-Coś się dzieje, widzę. Może się przejdziemy?
-Sweets, po prostu daj sobie spokój, ok.?! Ona jest dorosła. Robi co chce! Mi nic do tego. Widocznie nie zależy jej na mnie…
-Wchodzimy w sferę uczuć, radzę się uspokoić i mnie posłuchać. Booth!
-Mi już nic nie pomoże… tylko ona…
-Chodźmy stąd. Widziałem tu po drodze taki mały park. Tam możemy spokojnie pogadać.
-Nie dasz mi spokoju… Dobra.
Wyszli z teatru i poszli do parku. Siedli na murku, z dala od ścieżki, tak by nikt nie mógł podsłuchiwać ich rozmowy.
-Booth…- zaczął Sweets- Jestem psychologiem FBI, ale jestem też twoim przyjacielem. Wiesz, że jeśli chcesz o czymś pogadać, prywatnie… możesz na mnie liczyć. Wiem, ze coś się wydarzyło między tobą i Dr Brennan i wnioskując z twojego zachowania, nie było to nic dobrego. Patrząc na ciebie… kurcze jestem psychologiem, wiem, że coś się dzieje, ze z czymś nie możesz się pogodzić. Ty nie możesz się pogodzić, bo jak widziałem Dr Brennan zachowuje się normalnie. Jestem przekonany, że to ma coś wspólnego z Jackiem, tym dyrektorem, czy..
-Sweets- przerwał mu nagle Agent.- Ty naprawdę dużo gadasz…
-Wybacz… nic nie mówiłeś, więc…
-Masz rację…- Sweets widząc, ze Booth zdecydował się wszystko powiedzieć, po prostu zamilkł i czekał.- Wiesz… ja już naprawdę jej nie rozumiem… Już tak dobrze się rozumieliśmy, żartowaliśmy, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu poza pracą i rozmawialiśmy o wszystkim… nie tylko o sprawach… wydawało mi się, że udało mi się wreszcie otworzyć ją na uczucia, ale… teraz widzę jak bardzo się myliłem. Zanim zaczęła się nasza akcja z przykrywką w teatrze, Bones dziwnie się zachowywała. Miałem wrażenie, ze się czegoś boi. Później jakoś to wszystko minęło. Nawet dobrze zniosła spanie we wspólnym łóżku, próbowanie sceny pocałunku i… czegoś więcej niż pocałunku, wiesz znaleźliśmy się w dosyć dziwnej sytuacji…
-Możesz mi opowiedzieć o tej próbie? O twoich odczuciach, o tym, co myślisz, że czuła Dr Brennan…
-Może to dziwne, ale kiedy graliśmy miałem wrażenie, że żadne z nas nie jest postacią… że to co się tam dzieje na swój sposób jest prawdziwe… Nie widziałem Laury, widziałem moją Bones… Miałem wrażenie, ze to ja uczę ją tańczyć, że jej wyznaję swoje uczucia… że… Wiesz… Ale to zostanie miedzy nami tak?- przerwał spoglądając na Sweets.
-Oczywiście. Obiecałem ci to.
-Dzięki… Kiedy rozpinałem jej bluzkę, kiedy znaleźliśmy się na kanapie… Żałowałem, że to nie dzieje się naprawdę, u niej, czy u mnie… Chciałem, żeby to nie było udawanie… Wydawało mi się, że ona czuje podobnie. Widziałem to w jej oczach, a wiesz, ze znam ją bardzo dobrze… ale potem o tym rozmawialiśmy i wspólnie doszliśmy do wniosku, że przecież to był tylko teatr, nie mamy się czym martwić, przecież się przyjaźnimy, jesteśmy partnerami, nic między nami nie było i być nie może. Tak mi powiedziała, nic się między nami nie wydarzy… to niemożliwe… I… poczułem się z tym strasznie. Jakby odbierała mi nadzieję, na to, że kiedyś ją do siebie przekonam, że będę mógł wreszcie naprawdę powiedzieć, co do niej czuję… Potem zakończyliśmy sprawę i… ona związała się z tym całym Jackiem. Zaproponował jej granie w spektaklu by mieć ją blisko siebie. Nie przeczę, że Bones ma talent, sam miałem wczoraj okazję się o tym przekonać. Jest idealna do tej roli, ale… Ten dyrektorek doprowadza mnie do szału. Myślą, ze nikt nie wie, co oni robią w mieszkaniu.. Tak, Bones zatrzymała się u niego.- dodał widząc zdziwienie na twarzy psychologa- I o tym też mi nie powiedziała. Jak zapytałem w którym pokoju mieszka zaczęła się plątać i wykręcać… Już wiem dlaczego…
-Mieszka u niego?
-Tak. A wczoraj… po premierze…- Booth przerwał. Przywoływanie tego obrazka było bardzo nieprzyjemne.
-Coś się wydarzyło, prawda? Booth?

ocenił(a) serial na 9
mara625

Chyba coś mi się pokręciło... wrzucałam juz części 38-40?? Nie wyświetla mi się, a pamietam, ze je wkeljałam:(

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Tak… Sposób w jaki razem tańczyli… Jak on ją obejmował… Miałem ochotę podejść i go sprać! A potem… Całowali się… na oczach wszystkich… i to nie tak normalnie, wiesz? Takiego namiętnego pocałunku to ja dawno nie widziałem… Ich języki… Sweets! Czemu ona mi to robi?! A potem? Objęci poszli na górę do jego mieszkania! Wiesz po co? Wiesz! Wszyscy to wiedzieli. Szybki numerek! Tak, Bones znowu spotyka się z facetem ze względu na dobry seks! Ale wiesz co ci powiem? To jest gówniany seks! Seks z kimś kogo nie kochasz nie może być dobry. To tylko gówniany seks! No i po zabawie zeszli z powrotem na dół. Nawet nie poprawili swoich fryzur… Wszyscy wiedzieli, co przed chwilą robili! Czemu ona mi to robi?! Pytam Sweets? Ona naprawdę nie wie, ze ją kocham!?- Sweets otworzył szeroko oczy, takiego wyznania się nie spodziewał- Tak, Sweets kocham ją! I nie mogę patrzeć jak sypia z innymi facetami! Nie mogę patrzeć jak się całują, dotykają, pożerają wzrokiem! Nie mogę!
-Booth… Skąd ona może wiedzieć, że ją kochasz, skoro nigdy jej tego nie powiedziałeś?
-Jak ja mam jej to powiedzieć? Nawet dzisiaj powiedziała mi, że nie wierzy w miłość. Powiem jej, przestraszy się i mnie odepchnie, jak każdego komu na niej zależy. Poza tym nie mam pewności co do jej uczuć do mnie… Wiem o niej wszystko, doskonale ją znam, potrafię wyczuć, czego potrzebuje, jak się czuje, ale tej jednej rzeczy nie potrafię dostrzec…
-Myślę, że doskonale wiesz… Dr Brennan żywi do ciebie głęboko skrywane uczucia. Jak myślisz czemu to ciebie poprosiła o spermę? Czemu bała się waszej pracy pod przykrywką?
-Nie mam pojęcia…
-Bała się, że jeśli będziecie musieli udawać małżeństwo… polubi tą sytuację i będzie jej żal, że to była fikcja. Bała się, że zdradzi się ze swoimi uczuciami, że nie będzie w stanie się ukrywać, a wszystko czego tak broni, co odgrodziła od siebie murem po prostu wyjdzie na jaw. Myślisz, że dlaczego zaraz po zakończonej sprawie tak chętnie wskoczyła w ramiona Jacka? Czemu się z nim związała?
-Nie mam pojęcia…- powtórzył.
-Żeby zapomnieć o tym, co się działo. Żeby zapomnieć, zagłuszyć uczucia, które żywi do ciebie. Jestem przekonany, że cię kocha… ale tak bardzo boi się odrzucenia, że nie chce ryzykować po raz kolejny. Znasz historię jej życia. Za każdym razem, kiedy się przed kimś otwierała, zaufała, przywiązała… ta osoba zawsze odchodziła. Zawsze. Kiedy zaczyna jej na kimś zależeć, po prostu wycofuje się na samym starcie, żeby nie ryzykować kolejnego rozczarowania. Myślę, że ona po prostu nie wierzy, że coś dobrego może ją w życiu spotkać, że może być szczęśliwa.
-I co ja niby mam z tym zrobić? Sam widzisz. Jeśli powiem jej, ze ją kocham, ucieknie…
-Powinieneś dać jej szansę i sobie… Pokazać jej jak bardzo ci na niej zależy, ze zawsze może na ciebie liczyć i choćby nie wiem co, to się nigdy nie zmieni…
-Robię to od pięciu lat…
-I już coś udało ci się dla niej zrobić.
-Co?
-Pokazałeś jej świat, nauczyłeś ją zawierać nowe znajomości, pokazałeś czym jest przyjaźń… Otworzyłeś ją, pomogłeś zrozumieć, że ludzie popełniają w życiu błędy i czasem trzeba dać im szansę, żeby to naprawić. Dzięki tobie pogodziła się z ojcem i bratem. Po tylu latach odzyskała utraconą rodzinę. Nauczyłeś ją prawdziwego życia Booth. Teraz musisz pomóc jej z tym uczuciem, które się w niej zrodziło, a z którym sama nie potrafi sobie poradzić, którego nie chce zaakceptować. Musisz nauczyć ja kochać…
-Gdyby tylko tego chciała.
-Ona tego chce. Nie przyzna się do tego, ale oboje wiemy, ze chce.
-Masz rację Sweets.
-Wiem.
-Jak na te twoje dwanaście lat jesteś całkiem inteligentny- Booth wreszcie się uśmiechnął.
-Teraz może już trzynaście, co? Nie mogę wiecznie mieć dwunastu lat. Już jakiś czas się znamy.
-Jasna sprawa, trzynaście lat. Sweets dorastasz.
-Taaa
-Dziękuję Sweets.
-Nie ma sprawy, Booth. Zawsze możesz na mnie liczyć.
-Naprawdę dziękuję.
-Wracajmy do teatru. Przyjaciele pewnie już czekają w bufecie…
-Jasne.
Wrócili do teatru. Mieli rację, wszyscy zebrali się już w bufecie ze swoimi bagażami. Wszyscy? Brakowało jednej osoby…

ocenił(a) serial na 10
brenn73

część 38-40 były,ale gdzieś je wsiąkło..,również czytam Twoje opowiadania,nie loguje się często dlatego to mój 1 komentarz.Nie będę dużo pisać tylko to co najważniejsze mianowicie jestem pod wielkim wrażeniem Twojego talentu pisarskiego.(świetne pomysły,cudne odzwierciedlenie postaci,tak jak bym oglądała Bones na żywo,dialogi)"Moje pierwsze..."też Twojego autorstwa przeczytałam jednym tchem,teraz jestem na bieżąco ze "Zdradą..."i czekam z wielka niecierpliwością na dalsze części. POzdrawiam bardzo bardzo :)

karolqa_1988

cos sie pokickalo bo te czesci jak najbardziej byly a teraz ich nie ma... :( pieknie!!! rozmowa Sweetsa z Boothem poprostu rewelka :) jednak doktorek nie jest juz takim dzieckiem... xD :) czekam na nexa :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Wrzucę te brakujące części tutaj, nie wiem co sie z nimi stało, wcześniej...

38.


Bankiet trwał już dobre cztery godziny. Cullen i Carolyn wrócili do DC, reszta przyjaciół została. Ange z Jackiem szaleli na parkiecie. Byli już po kilku drinkach i piwach… Zresztą jak wszyscy. Nawet Brennan pozwoliła sobie na wypicie sporej ilości alkoholu. W końcu wszyscy przyjaciele wspomagani przez owy „napój” ruszyli na parkiet. Boothowi nawet udało się zatańczyć z Bones. Każdy tańczył z każdym. Zabawa trwała w najlepsze.
Z radia popłynęła wolna piosenka… Cam tańczyła z Boothem, Ange z Hodginsem, Wendel poderwał jakąś aktorkę, a Bones tańczyła… z Jackiem… mocno wtuleni w siebie poddali się całkowicie muzyce… Przygaszono reflektory, więc teraz zrobiło się dosyć ciemno. Jedynym źródłem światła były lampy w bufecie i przy szatni…
Bones i Jack w tańcu odeszli trochę bardziej na bok.. Dyrektor powoli przesunął rękę w dół pleców Tempe i tam ją zostawił przez resztę tańca. Ange mimo, że pijana widziała wszystko „Oj, sweety, myślisz, ze jak jestem wstawiona, to tego nie widzę?- myślała i ze smutkiem patrzyła na poczynania przyjaciółki- Widzę, ze moje słowa do ciebie nie dotarły. Nadal nic nie rozumiesz… Jak możesz robić coś takiego Boothowi? On tak cię kocha… Obyście nie posunęli się za daleko.” Wykrakała… Chwilę potem Jack przesunął drugą rękę na policzek Tempe, odgarnął jej włosy z twarzy, przyciągnął do siebie i Ange nawet się nie spostrzegła, jak oboje pogrążyli się w pocałunku. bardzo namiętnym, zbyt namiętnym w jej mniemaniu… Pocałunek przeradzał się w coraz bardziej zachłanny. Bones zarzuciła ręce na szyję Jacka i przyciągnęła bliżej siebie. Pech chciał, że dokładnie w tym samym momencie Booth spojrzał w kierunku tańczącej pary… To co zobaczył… o mały włos nie upadł. Dobrze, że tańczył z Cam…
-Booth, co ci jest?- spytała zatroskana.
-Nic… Zakręciło mi się w głowie- skłamał- Muszę usiąść.- poszedł w kierunku kanapy. Cam pomogła mu dojść do niej. Odwróciła jednak głowę, by spojrzeć w miejsce, w które przed chwilą patrzył Agent i zobaczyła to, co tak wstrząsnęło przyjacielem. Bones i Jack nadal nie rozłączali swoich ust. Ich języki toczyły ze sobą zawziętą walkę. Booth nie mógł na to patrzeć. Odwrócił się tyłem i zamówił kolejne piwo.
-Brennan, co ty z nim robisz?- spytała siebie Cam i jeszcze raz spojrzała na całkowicie pochłoniętą sobą parę- Gdybyś tylko wiedziała, co on przeżywa…
Bones nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej przyjaciele dokładnie ją obserwują. Nieświadoma niczego nie przerywała tańca, który, może pod wpływem dużej ilości alkoholu, stawał się coraz bardziej namiętny, coraz mniej zahamowań…
Kolejna wolna piosenka się kończyła…
-Może pójdziemy na chwilę do mnie na górę… Obiecałem ci podziękować…- szepnął zmysłowo Jack do ucha Tempe.
-Tak..- odszepnęła. Jack objął ją w pasie i udali się do wyjścia. Nikomu to nie umknęło. Zniknęli za drzwiami i poszli do mieszkania dyrektora.
-Jak myślicie, gdzie poszli, co?- spytał Booth upijając spory łyk piwa Był już nieźle wstawiony- Nie. Wiecie, co? Nie chcę wiedzieć… Poszli się trochę sobą zabawić, co? Szybki numerek, a potem wrócą jak gdyby nigdy nic…
-Booth- Cam próbowała coś powiedzieć, ale właściwie nie wiedziała, co.
-Nie, Cam. Nasza Dr Brennan musi zaspokajać swoje potrzeby. Bo z antropologicznego punktu widzenia- zaczął naśladować Bones. Przyjaciele patrzyli na niego z wielkim smutkiem w oczach- każda ludzka istota musi zaspokajać swoje biologiczne potrzeby. Taka jest jego natura. Musi rozładować napięcia seksualne. To normalne. Zupełnie normalne. Tyle razy mi to powtarzała… czemu nadal mnie to dziwi?
-Booth, daj spokój. Może się zmęczyli i poszli odpocząć…- Cam próbowała go przekonać, choć sama w to nie wierzyła.
-Jasne. Poszli wtuleni w siebie, zaraz po mega namiętnym pocałunku z mega języczkiem, do mieszkania Jacka, by odpocząć. Jestem przekonany, że to u niego mieszka Bones. Niby czemu zaczęła się jąkać jak spytałem ją, w którym pokoju nocuje?
Przyjaciele Bootha nie wiedzieli, co mogą powiedzieć. Widzieli dokładnie jego cierpienie. Najgorsze było to, że nie potrafili mu pomóc…
Po jakiś czasie Bones i Jack jak gdyby nigdy nic, wrócili na dół. Kupili wino i dosiedli się do stolika przyjaciół. Wszyscy mieli smutne miny… Booth był załamany i… pijany. Próbował utopić smutek w alkoholu, ale niewiele mu to pomogło. Angela i Hodgins wstali.
-My już pójdziemy spać- zaczęła artystka- Jesteśmy zmęczeni.- Ang wychodząc jeszcze raz popatrzyła na Bootha i posłała Bren znaczące spojrzenie, mówiąc „Widzisz co z nim robisz? Nie rozumiem cię, sweety” Chwilę potem Cam i Wendel też wyszli. Booth dopił piwo, wstał lekko się zataczając… wychodząc rzucił do Bones:
-Nie krępujcie się…- i wyszedł. Bones spojrzała na Jacka z miną „Nie wiem o co mu chodzi”. Wzięli wino i dosiedli się do reszty obsady, która jak na razie nie miała zamiaru kończyć zabawy. Potańczyli, wypili trochę wina, pośmiali się, nie raz pocałowali… W końcu o 5 nad ranem rozeszli się do swoich pokoi. Impreza się skończyła i choć wydawała się udana, wydarzenia tej nocy, mogą mieć nieprzyjemne skutki w przyszłości… Tylko pozostaje pytanie, jak bardzo nieprzyjemne?

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Miała pojawić się wcześniej, ech... nie wiem, co sie tutaj tak namieszało...

39.


Dopiero koło południa wszyscy się obudzili, mocno skacowani po wczorajszej imprezie. Całe szczęście, że bufet był otwarty. Angela, Hodgins, Wendell, Cam i Booth już siedzieli na dole popijając mocną czarną kawę i jedząc późne śniadanie.
-Ale mnie boli głowa…- narzekała Ange- Nieźle wczoraj zabalowaliśmy…
-Oj, tak… Ange- powiedział Hodgins z uśmiechem, upijając kolejny łyk kawy.
-Co ja robiłam? Niewiele pamiętam…- mówiła lekko zawstydzona.
-Nic takiego, tańczyłaś na stole, śpiewałaś, baaardzo głośno, podrywałaś wszystkich aktorów i mówiłaś różne dziwne rzeczy… Oprócz tego to nic takiego..- mówił Hodgins.
-Co? Czemu ja tego nie pamiętam? Jack.. naprawdę gadałam głupoty? Co mówiłam? Czemu ja mam taką słabą głowę…
-Żartuję, Ange.
-Jack!
-Zachowywałaś się normalnie, jak na osobę wstawioną…
-Dzięki… Miło to słyszeć- powiedziała z lekką ironią.
-Nie skopiowałaś swojego tyła, jeśli o tym myślisz. Nic z tego co miało miejsce na imprezie w Instytucie..
-Dzięki Bogu.
-Ale pewnie dlatego, ze nie było tu kopiarki…- dodała Cam, która dobrze znała tą opowieść.
-Dzięki, Cam. Bardzo zabawne.
Przyjaciel żartowali z Angeli i jej słabej głowy, a Booth siedział cicho, smutny, pogrążony w myślach, które krążyły tylko wokół Bones. Wczoraj był pijany, ale doskonale pamiętał wszystko co widział. Patrzył w czarną ciecz pływającą w jego kubku i zastanawiał się, co jest z nim nie tak. Czemu Bones wybrała Jacka? Czy rzeczywiście łączy ich tylko seks, czy może przeradza się w coś więcej? O tym nawet nie chciał myśleć. Chciał by była szczęśliwa, ale nie wyobrażał sobie swojego życia bez niej. Był przekonany, ze to właśnie Temperance Brennan jest TĄ kobietą, jedyną kobietą, z którą chciałby być, jedyną której tak pragnie, tak kocha, z którą chce stworzyć prawdziwą rodzinę. Kiedy myślał, że już powoli przekonuje ją do siebie… stracił ją.
Do bufetu po jakiejś godzinie weszła Tempe, tym razem bez Jacka. Miał jakieś ważne spotkanie.
-Cześć wszystkim- powiedziała do przyjaciół.
-Cześć, Brennan- odpowiedzieli wszyscy prócz Bootha, który nadal uparcie spoglądał w swój kubek mając nadzieję, ze w nim znajdzie odpowiedź na trapiące go pytania.
-Cześć, Booth- powiedziała do niego i pomachała mu ręką przed twarzą. Dopiero to go otrzeźwiło… Jej zapach, który poczuł, jak tylko podeszła bliżej.
-O! Bones, cześć. Zamyśliłem się.
-Kac? Boli cię głowa? Nieźle wczoraj zabawiliśmy. Ja też czuję, jakby ktoś rozsadzał mi głowę od środka…
-O Temperance- powiedziała pani z bufetu zauważając Bones- Jeszcze raz gratuluję wczorajszej premiery- uśmiechnęła się.
-Dziękuję.
-Co dziś na śniadanie? Oprócz kawy? Bo jestem pewna, że kawa jest ci potrzebna.
-O tak, bardzo. Może grzanki? Są, te co zawsze robisz?
-Oczywiście, że są. Już robię.- sięgnęła po kubek i nalała kawy.- Proszę, twoja kawa, czarna, mocna. Od razu postawi cię na nogi. Zaraz podam grzanki.
-Dziękuję.- Tempe wzięła kubek i dosiadła się do stolika.
-O której dzisiaj gracie?- spytała Cam.
-O 19.
-Jakaś próba?
-Nie, już nie. Zostajecie jeszcze dzisiaj?- spytała pijąc kawę i zerkała na Bootha.
-Nie. Wracamy do DC. Jedziemy za jakieś dwie godziny.
-Szkoda.
-Tobie to chyba na rękę, co?- burknął Booth pod nosem- Będziesz miała czas dla Jacka…
-Co mówiłeś Booth?- spytała Bones spoglądając na przyjaciela.
-Nic, Bones. Nic.
-Skoro tak twierdzisz…
-Nic nie mówiłem, dobra?!- powiedział lekko poirytowany.
-Czemu na mnie krzyczysz- spytała zdezorientowana. Booth nie odpowiedział- Booth…
-Muszę się przewietrzyć- wstał i wyszedł z bufetu. Wendel ruszył za nim. Bones widziała przez okienko w bufecie, jak Booth stoi smutny i… zapala papierosa.
-Booth przecież nie pali. To niezdrowe- powiedziała.
-Jest wkurzony.- odezwała się Angela.
-Na co?
-Na ciebie, na siebie, na całą tą sytuację…
-Nie rozumiem.
-Jest wkurzony na ciebie, za to co wczoraj zrobiłaś.
-Co zrobiłam?
-Nie pamiętasz? Całowałaś się z Jackiem, wczoraj, tutaj, przy Boothie, choć prosiłam cię, żebyś tego nie robiła. Tańczyliście… wasz taniec był przepełniony seksem, a potem… jak gdyby nigdy nic wtuleni w siebie poszliście na górę i jak gdyby nigdy nic wróciliście na dół. Myślisz, ze skoro wszyscy byliśmy wstawieni, to tego nie widzieliśmy? I nie wiemy po co poszliście na górę? Myślisz, ze Booth się tego nie domyślił, ze nie było mu przykro?- Ange była zła na przyjaciółkę i te wszystkie słowa tak po prostu wydostały się z jej ust.
-Co? Ale przecież… Ange, ja też byłam pijana, nie pamiętam tego… Booth jest na mnie zły za to?
-Tak- potwierdziła Cam- Jest na ciebie zły i zły nas siebie, ze nic z tym nie zrobił, ze nie może z tym nic zrobić.
-Tak! I zły na tą całą sytuację z Jackiem. Mówiłam ci, że on cierpi przez ciebie, ale mnie nie słuchałaś.
-Powinnam z nim porozmawiać?
-Tempe twoje grzanki- przerwała im bufetowa i podała talerz z grzankami. Angela wstała, podała jej talerz i powiedziała
-Jeśli nie jest za późno… Cam?- Ange spojrzała na Cam.
-Tak, jasne. Chodźmy się spakować.
-Idziecie?
-Tak. Booth wraca. Pogadaj z nim. Jeśli będzie jeszcze miał ochotę na rozmowę.- Wyszły z bufetu, po drodze zabrały ze sobą Wendella, Booth wrócił na chwilę do środka. Zostawił bluzę na kanapie. Nie spodziewał się, ze Bones, jeszcze będzie tam siedzieć.
-Przepraszam…- powiedział podnosząc rękaw bluzy.- Siedzisz na moje bluzie. Możesz…?- gestem pokazał, że chce by wstała.
-Booth…
-Bones, po prostu wstań. Chcę zabrać swoją bluzę i iść się spakować.
-Proszę cię, musimy pogadać.
-Teraz zachciało cię się rozmawiać?
-Musimy coś sobie wyjaśnić.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Ok. proszę, mów. Słucham…- odrzucił rękaw bluzy i stał nad Tempe. Na jego twarzy malował się wielki smutek i jednocześnie wściekłość.
-Może… przejdźmy tutaj- powiedziała Bones, wstała i skierowała się do małej palarni, z dala od bufetu. Tak, żeby nikt nie mógł ich podsłuchiwać. Booth niechętnie poszedł za nią.
Zamknęli drzwi i siedli na kanapie…


40



-Booth, czy coś się stało?- zaczęła.
-Sama mi to powiedz, Bones.
-Czy powiedziałam coś wczoraj? Czy zrobiłam coś, co sprawia, że tak mnie traktujesz?
-Pomyśl przez chwilę.
-Niewiele pamiętam z tamtego wieczora… Bardzo dużo wypiliśmy
-O tak, bardzo, bardzo dużo, co?
-Booth, jesteśmy przyjaciółmi. Czemu nie powiesz mi tego wprost. Wiesz, ze nie jestem dobra w zgadywankach.
-To już nieważne Bones. Zapomnij o tym.
-Jak mam o tym zapomnieć? Booth jesteś moim przyjacielem i wiem, że coś jest nie tak. Czuję, ze to przeze mnie, ale nie wiem dlaczego?
-Tak, przyjacielem… Dajmy temu spokój, Bones, dobra?
-Nie mogę. Jesteśmy przyjaciółmi. wiesz, że możemy rozmawiać o wszystkim, prawda?
-Wiem, Bones. Więc, powiedz mi, co dokładnie łączy cię z dyrektorem, skoro już chcesz szczerej rozmowy. Odpowiedz na to jedno moje pytanie.
-Nic mnie z nim nie łączy…
-Jasne. Szczerość, co?
-Nie dałeś mi dokończyć. Spotykamy się od czasu do czasu… Wiesz… Łączy nas tylko seks…
-Aha. Super.
-Miało być szczerze. Zawsze o tym rozmawialiśmy. Nie mówiłam ci o tym, bo wiem, jak się czujesz rozmawiając o seksie.
-A ja ci kiedyś już mówiłem, że nie ma czegoś takiego, jak tylko seks.
-Mówiłeś…
-Ale ty w ogóle się tym nie przejęłaś, jak widzę. Jesteś taka sama, jak byłaś.
-To znaczy jaka?
-Nadal boisz się uczuć. Boisz się prawdziwej miłości. Dlatego się z nim spotykasz?
-Nie boję się miłości. Ja w nią po prostu nie wierzę, Booth… Przecież wiesz o tym.
-Tak, doskonale.
-I to cię tak wkurza? To że umawiam się z Jackiem na seks?
-Tak, Bones. To mnie tak wkurza. Może nie to, ale fakt, że… że
-Że?
-Że nie zrozumiałaś nic, z tego co ci mówiłem o miłości i relacjach między kobietą a mężczyzną.
-Nie rozumiem, Booth, to prawda. Chciałabym to zrozumieć, chciałaby to zobaczyć, tak jak ty, ale nie potrafię tego zrobić. Po prostu nie potrafię. I… źle się czuję, wiedząc, że się na mnie tak gniewasz, że nie akceptujesz tego co robię. Nie potrafię się zmienić, jak widać. Ale czy to jest powód, żeby mnie odtrącać? Kiedyś obiecałeś mi, że nigdy tego nie zrobisz, ale właśnie to robisz. Odpychasz mnie, bo nie potrafię widzieć świata tak jak ty.
-Nie odpycham cię Bones,
-Tak się czuję, Booth. Traktujesz mnie inaczej. Nie rozmawiamy tak jak kiedyś… Czuję, ze coś się między nami zmieniło i wcale mi się to nie podoba.
-Mi też się to niepodobna Bones.
-Więc zróbmy coś z tym. Nie pozwólmy naszej przyjaźni tak po prostu zniknąć.
-Może masz rację Bones.
-Staram się ciebie zrozumieć Booth. Próbuję zawsze pamiętać, co mówisz, więc… może ty spróbuj choć troszeczkę zrozumieć mnie… Nie jestem taka jak wszyscy, wiesz, że jestem inna… Inaczej patrzę na różne rzeczy i może po prostu postaraj się to zaakceptować. Naprawdę jesteś dla mnie ważny…
-Masz rację Bones. Też jesteś dla mnie ważna.
-Więc co? Zgoda?- spytała niepewnie.
-Zgoda.- przytulili się „Bones, kochanie, jak ja bym chciał, żeby w końcu dotarło do ciebie, co czuję… Tak bardzo cię kocham…- myślał, skrycie wdychając jej zapach i ciesząc się tą małą chwilą bliskości- Muszę ci pomóc otworzyć się na miłość. Nie możesz wiecznie się bać, kochanie. Muszę ci w tym pomóc” Pochłonięci szczerą rozmową i „godzeniem się” nie zauważyli, ze w drzwiach stoi Sweet’s. Słyszał i widział wszystko…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

41.


Sweets wyczuł, ze sprawa jest bardzo poważna i ze lepiej będzie na razie nie przyznawać się, że przypadkiem był świadkiem ich rozmowy… Nie znaczy to, że im odpuści. O nie, gdyby to zrobił nie byłby sobą, ale musi poczekać na odpowiedni moment. Cicho się wycofał i poszedł do bufetu. Zamówił herbatę i rozsiadł się w fotelu.
-„Coś długo nie wychodzą…- myślał.- Może rzeczywiście się pogodzili?”
Dopiero po piętnastu minutach Bones i Booth wyszli z palarni. Pierwsza osoba, którą zobaczyli zaraz po przekroczeniu progu, był… ich ukochany psycholog…
-No tak… Nawet tu go przywiało…- powiedział Booth szeptem i zrobił zniesmaczoną minę.
-Przywiało?- spytała Bones z miną „Nie wiem co to znaczy”
-Przenośnia… Boże, jakby nie mógł odpuścić sobie tej terapii…
-A co ma do tego Bóg?
-Bones, proszę cię- spojrzał na nią.
-Tak się mówi… Ok. A może nie przyjechał organizować nam kolejnej terapii?- spytała Bones z nadzieją w głosie.
-No tak!- Seeley uderzył się ręką w czoło- Przyjechał zobaczyć ciebie!- uśmiechnął się. Nareszcie się uśmiechnął. Rozmowa chyba dobrze im zrobiła.-Może uda nam się przejść tak, żeby nas nie zauważył… Nie mam ochoty na kolejną paplaninę…- powiedział z chytrym uśmiechem.
-Ja też… Spróbujmy…- Bones również się uśmiechnęła. Ruszyli powoli na palcach, tak żeby ich nie usłyszał. Starali się wyglądać w miarę naturalnie, żeby nie przyciągnąć niczyjej uwagi. Zbliżali się do siedzącego tyłem Sweetsa… Już prawie doszli do drzwi… Bones zauważyła jak Roger chce krzyknąć coś na powitanie, ale uciszyła go ruchem ręki. Kiwnął głową i zajął się swoją herbatą.
-Już prawie, Bones…- szepnął Booth.
-Tak…
Dotarli do drzwi, Booth nacisnął klamkę i..
-Agent Booth! Dr Brennan!- krzyknął uradowany Sweets.
-No i masz!- powiedział Seeley przez zaciśnięte zęby.
-No i grób..- dodała Tempe, również niezadowolona z obrotu sytuacji.
-Mogiła, Bones…
-Jaka mogiła?
-Mówi się, no i mogiła, a nie grób…- mimowolnie się uśmiechnął.
-Aha, ok. zapamiętam…- Odwrócili się do Sweetsa.
-Sweets!- krzyknął Booth z przesadną radością.- A co ty tu…- Bones dała mu kuksańca- To znaczy, miło cię widzieć…- Booth masował swoje obolałe żebra.
-Jasne. Chciałeś zapytać co ja tu robię, zanim Dr Brennan trąciła cię łokciem w żebra.
-Co ty, Sweets.- zaśmiał się Booth.- Miło cię widzieć, serio.
-Ok. Was też miło widzieć. A co ja tu robię? Agencie Booth, wystarczy trochę pomyśleć
-Mówiłem Bones, kolejna terapia!- powiedział opuszczając ręce w geście rezygnacji. Usiadł na kanapie na przeciwko Lance’a- Ok., to co dziś robimy? Malujemy obrazki, oglądamy kleksy, bawimy się w ganianego, a może chcesz zorganizować kolejną zabawę w skojarzenia, co?
-Och, Agencie Booth. Nie przeczę, ze to mogłoby być bardzo interesujące…
-Tak. To było bardzo zabawne, jak…- nachylił się nad stolikiem, jedną ręką zakrył usta, tak by siedzący niedaleko Roger nic nie słyszał i szepnął- Bones poprosiła o moją spermę. Dawno się tak nie śmiałeś, co?
-Bardziej chodziło mi o… Zostawmy ten temat.- Bones usiadła obok Bootha i patrzyła na psychologa oczekując jakiejś odpowiedzi.- Przyjechałem tutaj zobaczyć jak Dr Brennan radzi sobie na scenie.
-I co przebadasz ją? Będziesz doszukiwał się czegoś w jej sposobie grania?- powiedział agent z ironią w głosie.
-Niekoniecznie… Ale tak naprawdę grając aktor wkłada w postać wiele z siebie…
-Naprawdę nienawidzę psychologii- powiedziała Bones, bardziej do Bootha niż na głos.
-Wiem Dr Brennan- Sweets jednak słyszał.
-Czemu nie było cię wczoraj, co Sweets?- Booth postanowił odejść od tematu psychologii grania.
-Umiejętna zmiana tematu… Wczoraj wieczorem dopiero wróciłem z delegacji. Myślałem, ze zdążę, niestety. No cóż, ale jestem dzisiaj.
-Taaa…
-Słuchajcie…- zaczął Sweets, ale w tym samym momencie do bufetu wpadł Jack. Od razu podszedł do stolika, przy którym siedziała cała trójka.
-Tempe!- krzyknął- Cześć. Przepraszam, mogę porwać moja aktorkę?- uśmiechnął się.
-Jack… co się dzieje?- spytała spoglądając na Bootha. Nie zwracał uwagi na całą tą sytuację.
-Nic wielkiego. Po prostu cię potrzebuję na chwilę.
-Taa, ciekawe do czego?”- pomyślał Booth.
-Chodź.- Jack podniósł Bones za rękę.- Oj przepraszam. Nie zauważyłem pana…- zwrócił się do Sweetsa.- Witam, jestem Jack Maus, dyrektor teatru…- podał mu rękę.
-Dr Lance Sweets, psycholog. Prowadzę terapię z Dr Brennan i Agentem Boothem- odwzajemnił uścisk dłoni.
-Terapię?- spojrzał na Tempe- Nie wiedziałem, ze…
-Daj spokój, Jack. To przymusowa terapia dla partnerów w FBI. Ma sprawdzić czy się dogadujemy i czy możemy razem pracować. Chodźmy już.- Bones złapała go za rękę i odwróciła w kierunku wyjścia.- Booth?
-No?- spytał jakby od niechcenia, ale w środku wszystko w nim wrzało ze wściekłości.
-O której jedziecie? Chciałabym się z wami pożegnać…
-Za jakąś godzinę, może dwie. Zależy od tego, czy Angela zdąży się spakować…
-Zaczekacie na mnie? Tutaj w bufecie?
-Jasne.
-To do zobaczenia. Dzięki. Cześć Sweets- wyszła z Jackiem. Sweets zdążył tylko pomachać ręką, akurat ugryzł kanapkę, wiec wolał nic nie mówić.
-Ładnie… A dopiero co rozmawialiśmy… Bones…- powiedział do siebie Seeley zapominając o obecności Sweetsa.
-O czym rozmawialiście?- spytał ciekawy psycholog.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Oki, wracamy do porządku:)
Tutaj kolejna część:) Dziękuję Wam jeszcze raz za takie przemiłe komentarze, cieszę sie, ze udało mi się uchwycić charakter postaci i serialu. Staram się pisząc wejść w postać Brennan i innych, żeby ukazać ją tak, jakby oni to widzieli, czy zrobili.
BUZIAKI KOCHANI
A tutaj cedek:)

43.



-No jesteś, Booth!- krzyknął Hodgins- Zastanawialiśmy się, co się z tobą dzieje. O, Sweets!
-Cześć- przywitał się psycholog.
-Hej- odpowiedzieli wszyscy.
-To już wiemy czemu tak zniknąłeś.
-Gdzie Bones?- spytał Booth rozglądając się po bufecie.
-Myśleliśmy, ze jest z tobą, ale jak widać nie… więc, nie mam pojęcia- odezwała się Ange.
-To ja już wiem gdzie… może raczej z kim.- odpowiedział smutno.
-Ok- Cam postanowiła zmienić temat domniemanego pobytu Dr Brennan- Jedziemy?
-Za chwilę. Prosiła mnie, żebyśmy na nią poczekali- Booth usiadł na jednej z kanap- Chciała się z nami pożegnać.
Po jakichś dziesięciu minutach do bufetu weszła Bones. Ku wielkiej uciesze Bootha, tym razem nie towarzyszył jej Jack.
-Przepraszam za spóźnienie….- powiedziała na wejściu.
-Dobrze, ze jesteś, Bones- Booth uśmiechnął się i wstał.
-Czekaliście na mnie?
-Przecież obiecałem, ze na ciebie zaczekam.
-Racja.
-Ja zawsze dotrzymuję słowa, Bones.
-Wiem, Booth- Brennan uśmiechnęła się do przyjaciela.
-Chodź tu, Bones- podszedł do niej i przytulił do siebie- Powodzenia dzisiaj.
-Dzięki, Booth- również wtuliła się w niego- Szkoda, że musicie wracać- szepnęła.
-Mam Parkera na weekend… Ale może zechce jutro za mną przyjechać i zobaczyć cię na scenie.- teraz stali już naprzeciwko siebie- Chciałabyś?
-Jasne. Dawno go nie widziałam. Tylko czy nie będzie mu się nudzić?
-Żartujesz? On cię uwielbia. Jestem przekonany, że z chęcią się z tobą spotka. Zapytam go dzisiaj i dam ci znać. Ale myślę, że powinnaś się przygotować na naszą jutrzejszą wizytę- posłał jej jeden ze swoich uśmiechów.
-Ok. Prawdę mówiąc byłoby miło go znowu zobaczyć. Stęskniłam się za nim.
-Przekażę mu.
-I powiedz mi, że ta dwójka się nie kocha- szepnęła Angela do Cam z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Nie powiem- Saroyan również się uśmiechnęła- Kochają się.
-Muszą się tylko odważyć…
-Do zobaczenia w poniedziałek w pracy- Bren podeszła po kolei do swoich przyjaciół. Kiedy żegnała się z Ange, artystka szepnęła jej do ucha: „Zrozum to wreszcie, sweety”
-Z tobą Sweets się nie żegnam bo chyba zostajesz?- powiedziała po chwili i uśmiechnęła się do psychologa.
-Zostaję.
-Trzymaj się Bones!- Booth zabrał torby i wszyscy przyjaciele wyszli przed teatr. Załadowali torby i ruszyli z powrotem do DC.
-Nie wiem, jak ty Sweets, ale ja muszę coś zjeść.- powiedziała wracając do bufetu- Za godzinę muszę iść przygotować się do spektaklu.
-Ja chyba też się skuszę. Nie mogę pozwolić, żeby podczas twojego występu burczało mi w brzuchu- uśmiechnął się psycholog i dołączył do Brennan.
Sweets postanowił na razie nie nawiązywać do tematu Jacka i problemów z emocjami Bones. Przed spektaklem nie może jej tym rozpraszać, ale po, na pewno jej nie odpuści. Nie może spokojnie patrzeć, jak ta dwójka z powodu strachu niszczy najpiękniejszą rzecz jaka ich spotkała i on Lance Sweets na pewno im na to nie pozwoli. Poza tym będzie mógł poobserwować Bones w trakcie grania, a tak dobremu psychologowi jak on, jej sposób grania i zachowanie się powie wiele. Będzie miał jeszcze więcej informacji, a więcej informacji to więcej argumentów, którymi ma nadzieję przekona Brennan. Jedli w ciszy. Bones pogrążona w myślach o zbliżającym się spektaklu. Mimo, iż premiera była niezwykle udana, jak mówił kiedyś Jack, trema nigdy nie znika. Raz jest większa, raz mniejsza, ale zawsze obecna, o czym Bones właśnie się przekonuje. Czuła jakby po raz pierwszy miała grać, jakby to była kolejna premiera. Sweets za to opracowywał plan rozmowy z Dr Brennan. Starał się skupić, by podczas spektaklu wyłapać wszystkie drobne zachowania, które pomogą mu odczytać wewnętrzne rozterki pani antropolog. A po tylu sesjach już ją dobrze znał i wiedział, że to co ma znaleźć, na pewno znajdzie.
Godzina minęła bardzo szybko.
-Tempe. Idziesz do garderoby?- spytał Roger wstając z kanapy.
-Tak. Już idę- odpowiedziała również wstając. Odstawiła pusty talerz na okienko i zwróciła się do Sweetsa. – Muszę iść. Do zobaczenia, Sweets.
-Będę na ciebie czekał tu w bufecie, ok.?
-Jasne.
-Powodzenia Dr Brennan- uśmiechnął się.
-Dziękuję.
-Mówi się „nie dziękuję”- wtrącił Roger.
-Co?- spytała zdziwiona- czemu mam nie dziękować?
-To taki przesąd. Jak podziękujesz w odpowiedzi na życzenie powodzenia, coś może pójść nie tak, a jeśli powiesz „nie dziękuję”, będzie dobrze- wytłumaczył Roger
-Ale to niezbyt miłe..
-Czemu? Osoba, która życzy ci powodzenia i tak wie, ze dziękujesz za to, mówiąc właśnie „nie dziękuję”
-Skomplikowane. Nic z tego nie rozumiem. Ale… Nie dziękuję Sweets.- powiedziała z dziwną miną.
- To tak samo, jak upada ci scenariusz, zanim go podniesiesz musisz go nadepnąć.
-Czemu?
-Jeśli tego nie zrobisz, tekst ci ucieknie w trakcie grania spektaklu.
-Ucieknie? Ale to niemożliwe. Z antropologicznego punktu widzenia, rzecz taka jak tekst nie może uciekać, to jest niemożliwe, żeby nie nadepnięcie kartki papieru…
-Dr Brennan, to jest taki przesąd- wtrącił się rozbawiony Sweets.
-Bezużyteczne…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Ona tak zawsze?- spytał z uśmiechem Roger.
-Tak. Myślałem, że się przyzwyczailiście na próbach.- odpowiedział Sweets.
-Nie mówiła nigdy nic takiego… Z antropologicznego punktu widzenia…
-To było zadanie pod przykrywką. Nie mogłam się zdradzić używając antropologicznych terminów. Chociaż czasami trudno było mi się powstrzymać.
-Dr Brennan, jest światowej sławy antropologiem sądowym. Niektóre rzeczy bierze zbyt dosłownie.
-Rozumiem.- uśmiechnął się Roger.- Ok., idziemy?
-Tak. Cześć Sweets- powiedziała i razem z kolegą wyszli z bufetu. Roger szedł pierwszy, dlatego też nie zauważył jak pojawia się Jack. Dyrektor dopadł Bren, złapał ja w pasie, przyciągnął do siebie i schowali się za ścianą.
-Cześć, kochanie- szepnął.- Idziesz do garderoby?
-Jack, to ty…- spojrzała na niego- Co ty tu…?
-Tempe, idziesz?!- usłyszała krzyk Rogera.
-Zaraz. Zapomniałam o czymś… Nie czekaj na mnie!
-Ok.!
-I jak samopoczucie?- spytał Jack zmysłowym głosem zbliżając swe usta do jej szyi.
-W miarę dobrze… Chociaż miałeś rację… trema nigdy nie znika…- odpowiedziała.
-Nie martw się…- odwrócił ja do siebie i złożył na jej ustach pocałunek.- Jesteś wspaniała…- Bones odwzajemniła pocałunek, zarzuciła mu ręce na szyję i powoli przesunęli się pod „skrytkę” pod schodami. Jack oparł Tempe o ścianę i coraz mocniej wpijał się w jej usta, rękę przesuwając wzdłuż jej talii.
-Jack… nie tu.. W każdej chwili może ktoś wejść…- powiedziała na chwilę odrywając swe usta od niego.
-Nie widać nas tutaj… A przecież muszę ci pomóc jakoś się rozluźnić. To mój obowiązek.- odpiął pasek swoich spodni- Zresztą większość…- rozpiął rozporek całując jej szyję- Jest już w garderobach…
-Znasz mnie…- zrzuciła jego spodnie- Potrzebuję takiego rozluźnienia.- zsunęła jego bokserki, Jack podwinął jej spódnicę, zsunął figi i… po chwili słychać było tylko ciche westchnienia…
-Już mi lepiej- powiedziała po chwili, całując Jacka.
-Rozluźniona?- spytał ubierając się.
-O tak- Tempe również zabrała się za poprawianie garderoby- Dzięki- uśmiechnęła się.
-Zawsze do usług, kochanie- ubrali się, jeszcze raz pocałowali- Czas iść- i wyszli ze skrytki pod schodami- Do zobaczenia po spektaklu.
-Tak. Pa, Jack- pocałowała go po raz kolejny i pobiegła do garderoby.

brenn73

Niedługo mi się wyczerpią słów na pochwałę ;D Great! ;*

brenn73

moim skromnym zdaniem idealnie odzwierciedlasz postacie z Bones :) ich zachowanie jak by postapili w danej sytuacji poprostu jak bym ogladala Kosci :) jak zwykle Bones bierze wszystko na powaznie xD :) ekstra :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Kolejna część przygód B&B:)

44.


Przez małą przerwę w drodze na górę, Bones zostało tylko 40 minut na przebranie, makijaż, fryzurę, wyciszenie się i wejście w postać.
-Gdzie byłaś?- spytała się stylistka, jak tylko Bones wbiegła do jej pokoju.
-Przepraszam… dyrektor mnie zatrzymał- powiedziała zgodnie z prawdą- Miał jakąś ważną sprawę…
-Rozumiem- popatrzyła na nią podejrzliwie, chyba każdy zauważyłby te rumieńce na jej policzkach- Chyba nawet wiem jaką…
-Już jestem.
-No, widzę. Dobra zabierajmy się do roboty. Twoje włosy wymagają dużo czasu.- Bones siadła na krześle i stylistka od razu zabrała się do pracy- Masz piękne, gęste i zadbane włosy…
-Wiem, dzięki.
-I co?
-Co, co?
-Jak układa ci się z Jackiem?
-Słucham?
-Daj spokój dziecinko, wszyscy wiedzą o twoim związku z dyrektorem.
-Nie jesteśmy w żadnym związku.
-Nie żartuj! A wczoraj po premierze to myślisz, że nikt nie wiedział po co poszliście do niego na górę? I nikt nie słyszał, co robiliście wcześniej w garderobie? W teatrze takiej rzeczy nie ukryjesz. Wszyscy wiedzą, że razem sypiacie! Nie czaruj, kochana… Ale to dobrze! Nie patrz tak na mnie- dodała widząc wzrok Bones- Jack to świetny facet, dobrze zbudowany i jestem pewna, ze bardzo dobry w łóżku!
-Niczego mu nie brakuje.
-Wiedziałam!
-Ale to chyba nie twoja sprawa, co?
-Jasne, jasne. Nie denerwuj się, mała. Już nic nie mówię.
-Nie mów do mnie mała.
-Jasne. Widzę, że coś dzisiaj nie w humorku?
-Mam bardzo dobry humor, ale nie podoba mi się to, że wtykasz nos w moją sypialnię.
-To jest teatr, przywyknij do tego.
-Nie muszę. Nie jestem aktorką, jutro gram po raz ostatni i wracam do DC do mojej pracy.
-Kości, tak?
-Owszem.
-Nie przerażają cię te wszystkie zwłoki? No wiesz, rozkładające się, cuchnące…
-To kiedyś byli ludzie. A ja pomagam im odzyskać ich tożsamość. Razem z przyjaciółmi rozwiązujemy sprawy morderstw i wsadzamy za kratki zabójców. Nigdy nie wymiotowałam nad ludzkimi szczątkami jeśli chcesz wiedzieć i nie obrzydza mnie to.
-Ok. Rozumiem. A nie chciałabyś spróbować w teatrze? Widziałam cię, jesteś naprawdę dobra. Dawno nie widziałam tak utalentowanej aktorki.
-Dzięki, ale nie mam zamiaru rezygnować. Antropologię studiowałam przez wiele lat i nigdy nie zmienię mojej pracy na żadną inną. Potrafię zmusić kości do powiedzenia mi różnych rzeczy. Dobrze się z nimi dogaduję. Czasem lepiej niż z ludźmi.
-Jesteś niesamowita osobą, wiesz? Czytałam twoje książki. Nie dziwię się, ze to bestsellery. Są niesamowite.
-Dzięki.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Dobra, skończyłam.- powiedziała spryskując jej włosy lakierem- Wyglądasz bosko. Leć się przebrać, zostało 15 minut.
-15?!
-Tak.
-Nie słyszałam dzwonków.
-Bo gadałyśmy. Leć!
-Dzięki- Tempe wstała i pobiegła do swojej garderoby. Szybko wskoczyła w sukienkę i miała jeszcze chwilkę czasu na wyciszenie.
Po jakichś ośmiu minutach, komunikat inspicjenta:
-Aktorzy proszeni na scenę. Za dwie minuty trzeci dzwonek.
Brennan wstała i razem z innymi zeszła na dół. Ustawili się do pierwszej sceny i… trzeci dzwonek. Otworzyły się drzwi i widownia powoli się zapełniła. Ostatni komunikat o telefonach komórkowych, blackout i rosyjska piosenka.
Sweets usiadł w trzecim rzędzie, żeby nie rozpraszać swoją obecnością Tempe. Bacznie przyglądał się jej zachowaniu. Miał świadomość, że Bones gra, ale dostrzegł w tym jej prywatną stronę.
W scenie wyznania uczuć do Wierszynina, Bones „zgubiła” tekst, jednak w ogóle się tym nie przejęła. Jak mówią w teatrze, zaczęła po prostu „szyć”, mówiąc to, co powinna, własnymi słowami. Jack siedział na balkonie z otwartą buzią. To było niesamowite. Czy aż tak bardzo wcieliła się w postać Maszy, że naprawdę nią żyła i słowa same wypływały z jej ust? Czy po prostu dokładnie wiedziała, co mówić, bo czuła, że znajduje się w takiej samej sytuacji, co grana przez nią postać? Sweets był zachwycony tą sceną, płakał jak dziecko. Nie wiedział jednak, że w scenariuszu wszystko wygląda inaczej…
Kilka scen oprócz tej zwróciło jego uwagę. Scena pierwszego pocałunku z Wierszyninem, zdrada męża i ostatnie pożegnanie. Czuł podobnie do innych przyjaciół z Instytutu… miał wrażenie, że Bones wcale nie mówi tego o pułkowniku… tylko… o Boothie. To z nim się żegna, dlatego wpada w taką histerię
-Myślę, że już zrozumiałaś Brennan, jak bardzo go kochasz i ze nie wyobrażasz sobie życia bez niego.- myślał- Nie wierzę, że to mówiła Masza, nie to żebym wątpił w twój aktorski talent… Ale wiem, że mówiłaś o kimś innym niż o Wierszyninie… i wszyscy wiem, o kim.
Spektakl powoli dobiegał końca, jeszcze tylko ostatnia scena… gasną światła, aktorzy ustawiają się do ukłonów. Widzowie klaszczą i wstają. Kolejna owacja na stojąco. Wyszli cztery razy, oklaski ucichły, widzowie wyszli, aktorzy udali się do garderób. Sweets postanowił zaczekać na Brennan w bufecie.
Bones weszła do garderoby, szybko się przebrała. Wszedł Jack…
-Mówiłem, że widzowie cię pokochają- powiedział.
-Jack?
-Ja, a któżby inny.
-Mam nadzieję, ze nie przyszedłeś do mnie, żeby znowu doświadczyć seksu na stole, co?
-Nie taki był mój zamiar, ale jeśli tego chcesz…- zbliżył się do niej. Pocałowała go, ale kiedy zaczął rozpinać jej guziki, złapała jego rękę i delikatnie odsunęła.
-Nie teraz, Jack. Sweets czeka na mnie w bufecie. Wieczorem, u ciebie, ale nie teraz.- zapięła rozpięte guziki.
-W takim razie nie mogę doczekać się wieczora…
-Oj, Jack- pocałowała go w policzek.
-Ok., wpadłem ci powiedzieć, że bardzo mnie dziś zaskoczyłaś, kochanie.
-Czym?
-Twoje wyznanie uczuć do Wierszynina…
-A tak, przepraszam… zapomniałam tekstu. Nie wiem, co się stało. Po prostu w jednej chwili w mojej głowie pojawiła się pustka i… za nic nie mogłam sobie przypomnieć, co mówię.
-Nie przyszedłem robić ci wyrzutów, za zapomniany tekst. Przyszedłem ci pogratulować.
-Pogratulować?
-Tak. Wyszłaś z tego obronną ręką. Twój monolog był taki, wiesz, prawdziwy… Zapomniany tekst to dowód jak bardzo weszłaś w postać. Ty nią po prostu byłaś, cała. Niewielu zawodowych aktorów potrafi na poczekaniu stworzyć tak niesamowicie wzruszający, przepełniony emocjami monolog. A jeśli chodzi o niezawodowców? Cóż, powiem ci tyle, miałem okazję z nimi pracować nie raz i… każdy z nich by spanikował, reszta musiałaby podrzucać tekst, jakoś to wszystko zawiązać i ratować sytuację. Tak to już jest na scenie. Nie masz czasu na zastanawianie się, po prostu spektakl trwa dalej, nie możesz nagle wypaść z roli i zastanawiać się co powiedzieć. Ty po prostu poleciałaś dalej, jakby się nic nie stało. To było bardzo imponujące.
-Wewnątrz byłam przerażona…
-Nie było tego po tobie widać.
-Cieszę się. Idziesz?
-Jasne.
Wyszli z garderoby i udali się do bufetu.
-Tylko Jack…- zatrzymała się przed drzwiami do foyer- Chciałabym z nim porozmawiać sama, ok.?
-Jasne, jeśli tego sobie życzysz.- odpowiedział odgarniając jej kosmyk włosów za ucho.
-Tak. Sweets… on jest dość… Wiesz, specyficzny…
-W porządku, zaczekam na ciebie. Zobaczymy się później?
-Jasne.
-Pa- pocałował ją na pożegnanie i wrócił do siebie, do mieszkania. Bones weszła do bufetu, gdzie już czekał na nią Sweets.

brenn73

wow Bones jak dala czdu... :) super czesci... :) jak dobrze ze juz sie powoli ograniczaja... chociaz raz... nie moge sie doczekac rozmowy Bones ze Sweetsem... xD :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

W następnej części rozmowa ze Sweetsem:)

45.

-Dr Brennan!- zaczął Lance.
-Już jestem Sweets.- odpowiedziała zajmując miejsce naprzeciwko niego.
-Zamówiłem dla ciebie piwo. Pomyślałem, ze po spektaklu będziesz miała ochotę się napić.- przesunął pokal w jej kierunku.
-Dzięki. Masz rację, z chęcią się napiję.
-Muszę powiedzieć, ze jestem pod olbrzymim wrażeniem, Dr Brennan. Byłaś naprawdę niesamowita. Myślę, że ludzie, którzy nie wiedzą kim jesteś na co dzień, biorą cię za profesjonalną aktorkę.
-Przesadzasz.
-Ani trochę. Wiem, co widziałem. I… WOW! Naprawdę… wiesz, płakałem jak dziecko… Ta cała historia Maszy, jest niesamowita… smutna… Ona ma dopiero 25 lat, a już jest tak zmęczona życiem, tak strasznie zgorzkniała, jakby miała co najmniej pięćdziesiątkę… To takie straszne, żyć siedem lat z człowiekiem, którego się nie kocha… a kiedy znajdujesz wreszcie swoją miłość i masz wrażenie, ze wszystko się ułoży, masz szansę na szczęście… po prostu to tracisz…
-Wiele razy w życiu mnie to spotkało…- powiedziała Bones ze smutną miną.
-Wiem, Dr Brennan. Przykro mi… nie chciałem poruszać tego tematu…
-Nic się nie stało.
-Brennan!- krzyknęła Sonja wchodząc do bufetu.
-Coś się stało?- spytała zaskoczona Bones.
-Nic strasznego- odpowiedziała z uśmiechem- Chciałam ci tylko powiedzieć, ze wszyscy jesteśmy w olbrzymim szoku. To, co zrobiłaś było niesamowite. Wielu z nas gdyby zapomniało monologu… zwłaszcza tak ważnego monologu… przyznanie do uczuć, spanikowałaby, oczami wyobraźni widzielibyśmy złowrogie spojrzenie reżysera, a ty? Po prostu na poczekaniu zmyśliłaś całą swoja kwestię i zrobiłaś to tak, że ani scena, ani spektakl nic na tym nie straciły… To było zdumiewające!
-Mówisz o tym momencie, kiedy Masza przyznaje się siostrom co czuje do Wierszynina?- spytał Sweets.
-Tak. Właśnie o tym.
-Wymyśliłaś to?- zwrócił się do Bren.
-Nie miałam wyjścia. Zapomniałam, co mówię… i to tak po prostu… się pojawiło. Nie wiem skąd, nie wiem, jak, ale czułam co mam dokładnie mówić.
-Nie wiem, jak ty to robisz…
-Ja też nie- Bones się uśmiechnęła.
-Szkoda, ze jutro gramy ostatni spektakl. Szkoda, że nie zostaniesz w naszym zespole i nie będziemy mieli już okazji z tobą zagrać…
-Jestem antropologiem sądowym. Gdyby nie przykrywka nigdy bym tu nie trafiła. Ale powiem szczerze, ze bardzo się cieszę, ze miałam okazję z wami zagrać. To było niesamowite doświadczenie.
-Nam tez było niezmiernie miło. Ok., lecę jeszcze zadzwonić do mojego taty… Może pogadamy jeszcze później…
-jasne.
-Super, Bren!- Sonja wygrzebała telefon z torebki i wyszła z bufetu.
-Dr Brennan?- zaczął Sweets.
-Tak?
-Muszę z tobą porozmawiać…
-Przecież rozmawiamy.
-To będzie raczej poważna rozmowa i myślę, że może powinniśmy przejść w inne miejsce…
-Nie rozumiem, Sweets.
-Chcę porozmawiać o tobie i Boothie…
-Sweets, daj sobie spokój. Czemu chcesz ze mną rozmawiać o Boothie. Właśnie skończył się spektakl, Bootha tu nie ma, jest weekend. Czy ty nigdy nie odpuścisz nam tej terapii?
-Słyszałem waszą rozmowę.
-Jaką rozmowę.
-Zanim się spotkaliśmy… dzisiaj po południu, przez przypadek usłyszałem, jak rozmawiacie o twoim związku z Jackiem… Booth był zły.
-Podsłuchiwałeś? Booth o tym wie?
-Nie mówiłem mu o tym. Ale rozmawiałem z nim dzisiaj…
-Wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest dobrze.
-Nic nie jest dobrze, Dr Brennan. Chodźmy na bok.
-Jasne..- wstali i odeszli w miejsce, w którym nikt nie będzie przysłuchiwał się ich rozmowie. Usiedli na ławeczkach na dziedzińcu teatru. Nie było nikogo, więc mogli spokojnie zająć się poważną rozmową.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

No i ważna rozmowa:)

46.

-Dlaczego uważasz, że coś jest nie tak, Sweets?- zapytała Bones jak tylko usiedli.
-Chodzi mi o to, że to co robisz…
-Co ja takiego robię? Umawiam się z Jackiem, mam swoje własne życie. Booth ma swoje. Dlaczego wszyscy uważają, że to co robię jest złe? Przez wiele lat umawiałam się z facetami tylko ze względu na seks. Każdemu z nich to odpowiadało. Mnie również. Nigdy nie szukałam poważnego związku, nic się nie zmieniło i z Jackiem jest tak samo. Łączy nas tylko łóżko. Naprawdę tak trudno wam to zrozumieć?- mówiła lekko podenerwowana.
-Spokojnie, Dr Brennan. W innych okolicznościach jestem przekonany, że nikt by się nie czepiał pani wyborów…
-W jakich innych okolicznościach?
-Gdyby Booth nic do ciebie nie czuł. Gdyby tak bardzo nie bolało go oglądanie twoich romansów. Gdyby nie to, że tym co robisz bardzo go krzywdzisz.
-Więc ty też?
-Co, ja też?
-Uważasz, ze Booth mnie kocha, tak?
-To chyba jest oczywiste.
-Nie dla mnie. Jesteśmy przyjaciółmi Sweets, ile razy mam wam to wszystkim powtarzać? Łączy nas przyjaźń, praca, ale nie ma mowy o żadnych uczuciach. Wyznaczyliśmy kiedyś granicę i nie możemy jej przekroczyć.
-Ta granica już dawno nie istnieje i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
-Granica jest obecna cały czas. Gdyby rzeczywiście tak było, jak mówisz, i Booth naprawdę by mnie kochał… Czemu mi tego nie powiedział?
-Boi się.
-Czego?
-Boi się, że jeśli przyzna się do swoich uczuć wobec ciebie, przestraszysz się i uciekniesz. Zawsze tak robisz.
-Bo zawsze tych których kochałam odchodzili. Ja po prostu jestem osobą, która nie może nie rodziny, nie może być szczęśliwa z mężczyzną.
-Nie możesz tak mówić. Każda ludzka istota ma prawo do szczęścia.
-Ja najwidoczniej nie posiadam tego prawa.
-Mylisz się.
-Nie sądzę.
-Nie znalazłaś jeszcze po prostu osoby, która byłaby ciebie warta. Źle trafiałaś… ale jeśli tylko przestaniesz się bać i pozwolisz szczęściu dotrzeć do ciebie… Na pewno ci się uda.
-Sweets, proszę cię…
-Nie. Wszyscy dookoła wiedzą, jak bardzo Booth cię kocha, wszyscy to widzą. Myślisz, że dlaczego tak się wściekał kiedy dowiedział się o twoim romansie z Jackiem?- popatrzył na Bones, ale nic nie odpowiedziała.- Sama świadomość tego, że układasz sobie na swój sposób życie bez niego, to że sypiasz z innym facetem, że całujesz się z nim publicznie, dotykacie się… nie rozumiesz? To go boli. Zrobiłby dla ciebie wszystko. Jeśli trzeba by było, umarł by dla ciebie. Chce żebyś była najszczęśliwszą kobietą na świecie, bo cię kocha. Kocha cię tak bardzo, że nie widzi poza tobą świata.
-Sweets, ja nie wierzę w miłość, wiesz o tym. Booth też to wie.
-Booth przez te wszystkie lata waszej znajomości stara się pomóc ci otworzyć się na miłość, nauczyć cię, że to nie są tylko reakcje chemiczne w mózgu, że serce nie jest tylko mięśniem, ale że to właśnie tam gromadzą się nasze uczucia.
-To prawda. Zawsze mi tłumaczył, że miłość jest czymś najpiękniejszym na świecie… Ale ja nigdy tego nie doświadczyłam. Chciałabym to kiedyś poczuć, ale nie potrafię.
-Boisz się komuś zaufać, boisz się, że znowu ten kogo pokochasz cię opuści, prawda?
-Tak. Zawsze tak się dzieje. Gdybym nawet zaryzykowała i przyznała się, że Booth nie jest mi obojętny… nie chciałabym żeby o tym wiedział. Nie chciałabym nic zmieniać między nami… Jest moim najlepszym przyjacielem i nie chciałabym nigdy w życiu go stracić. Jest jedyną osobą, może poza Angelą, z którą mogę rozmawiać o wszystkim i wiem, że nie będzie się na mnie złościł, nie będzie się śmiał, krytykował… Wiem to i dlatego nie chcę tego stracić.
-A nie pomyślałaś nigdy, że jeśli byście spróbowali, to nie musi się to skończyć źle? Nie myślałaś o tym, że jeśli zaryzykujesz to możesz wreszcie być szczęśliwa? Że możesz zyskać kogoś więcej niż najlepszego przyjaciela? Kogoś kto będzie cię kochał taką jaka jesteś, że ty będziesz kogoś kochać… nie myślałaś, że to może być szansa mieć wreszcie prawdziwą rodzinę? Wziąć ślub…
-Nie wierzę w instytucję małżeństwa…
-Wiem… Ale jeśli kogoś kochasz, to chcesz zrobić dla tej osoby wszystko, chcesz być najbliżej niej, jak to tylko możliwe. Nie myślałaś nigdy o tym, ze Booth byłby idealnym ojcem dla twojego dziecka? Po całej tej historii z proszeniem o spermę? Booth udowodnił, że możesz na niego liczyć. Nie chciał uciekać od odpowiedzialności, chciał by jego dziecko wychowywało się w normalnej rodzinie, gdzie jest i matka, i ojciec…
-Seeley jest wspaniałym ojcem. Miałam okazję obserwować jego relację z Parkerm i myślę, ze Park nie mógłby wymarzyć sobie lepszego, bardziej kochającego ojca. Ma szczęście.
-No właśnie. O to mi chodzi.
-Nie rozumiem…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Posłuchaj… Podczas dzisiejszego spektaklu obserwowałem cię bardzo uważnie. Wiem, że zaraz mi powiesz, że to była tylko gra, teatr…
-Bo tak było.
-Właśnie… Ale wiesz, aktorzy grając jakąś postać przefiltrowują ją przez siebie, wiele w wykreowanej postaci jest z samego aktora. To on przemawia ustami bohatera, ale jego emocje biorą w tym udział. To aktor nadaje charakter, aktor tworzy postać.
-To znaczy? Do czego zmierzasz, Sweets?
-Twoja scena przyznania się do uczuć do Wierszynina…
-Mówiłam to o nim, o pułkowniku.
-Tak… Ale sama słyszałaś, co powiedziała Sonja… Wielu aktorów amatorskich czy nawet zawodowych w sytuacji, w której zapomina tekst całego najważniejszego monologu, panikuje. A ty jak gdyby nigdy nic, po prostu mówiłaś dalej. Jakby nic się nie stało…
-Tak jakoś wyszło.
-Nie, Dr Brennan. Jestem skłonny powiedzieć, ze wcale nie mówiłaś tego o Wierszyninie…
-To o kim?
-Wiesz… jesteś w podobnej sytuacji do Maszy
-Już to gdzieś słyszałam…- Bones przewróciła oczami.
-Związałaś się z facetem, bo zaspokaja cię seksualnie, ale go nie kochasz. Kochasz go?
-Nie.
-Właśnie. Nie kochasz… zupełnie jak Masza i Fiodor… Są razem, bo tak już jest. Ale jest moment w życiu Maszy, kiedy dociera do niej, że wcale nie odpowiada jej sytuacja, w której się znajduje. Nie odpowiada jej sposób życia jaki prowadzi. Dlatego tak chętnie wskakuje Wierzyninowi do łóżka. Bo wie, że z Kułyginem nigdy nie była i nie będzie szczęśliwa. Ryzykuje wszystko, by móc choć na chwilę złapać szczęście, by poczuć że żyje naprawdę, że kocha i że jest kochana.
-Tak, ale to wcale nie kończy się dla niej dobrze. Wierszynin w końcu wyjeżdża i zostawia ją samą. Zakochaną i zrozpaczoną… wraca do dawnego nieszczęśliwego życia. Nic się nie zmieniło.
-Coś się jednak zmieniło.
-Co? Wszystko jest po staremu.
-Nie do końca. Przez tą krótką chwilę, kiedy byłą z pułkownikiem, była szczęśliwa. To się dla niej liczyło. Chociaż raz w życiu zaznała miłości. I nie chodzi mi tu tylko o miłość fizyczną, ale duchową. Poczuła, że ma po co żyć. Rozstanie było bolesne, ale pogodzi się z tym. Może dzięki tym chwilom łatwiej będzie jej potem żyć…
-Łatwiej żyć z myślą, że straciła ukochaną osobę? Nie żartuj. Myślisz, że ja jestem szczęśliwa z tego powodu? Że wspomnienie o chwili szczęścia w moim życiu, pozwoli mi zapomnieć o bólu, jaki odczuwałam za każdym razem gdy kogoś traciłam?
-O bólu nie da się zapomnieć..
-Właśnie. To samo było z Sullym. Wiem, ze mnie kochał, wiem, ze powinnam była z nim wtedy popłynąć… Był kimś ważnym w moim życiu… Mozę to był błąd, kto wie, a może dzięki temu nie zaangażowałam się w coś, co mogło mi przysporzyć samych cierpień.
-Nie możesz być pewna tego, że twój związek z Sullivanem skończyłby się źle. Nigdy już się tego nie dowiesz. Ale myślę, że wiem czemu wtedy z nim nie uciekłaś, ty też to wiesz…
-Nie byłam gotowa na takie zmiany w moim życiu. Praca jest dla mnie wszystkim. Była.
-Nie popłynęłaś, bo nie wyobrażałaś sobie tak długiej rozłąki z Boothem. Bałaś się, ze ta ucieczka mogłaby się nigdy nie skończyć, ze w jakiś sposób Sully by cię przekonał, żeby nie wracać do DC, a to oznaczałoby jedno. Nigdy więcej nie spotkałabyś Bootha.
-To nie był powód.
-Jak uważasz, ale wszyscy to wiedzą. Nie zauważyłaś jak bardzo zmieniłaś się pod wpływem znajomości z Boothem?
-Owszem…
-Otworzyłaś się na świat. Pozwalasz ludziom porozmawiać z tobą, potrafisz zawierać nowe znajomości, zdobywasz przyjaciół. Praca przestała być dla ciebie jedynym sensem życia.
-To prawda… Mam przyjaciół, ludzie nie uciekają przede mną… Ale nadal nie potrafię zaufać mężczyzną na tyle by się przed nimi otworzyć… Nie licząc Bootha, on jest najlepszym przyjacielem… Ale… Mimo, ze praca nie jest dla mnie najważniejsza… to… Jak widać to jednak z kośćmi najlepiej się dogaduję.. Kości cię nie skrzywdzą, nie opuszczą, nie będą się z tobą kłócić. O wiele lepiej dogaduję się z nimi niż z ludźmi Sweets. A już na pewno lepiej niż z mężczyznami. Może Booth miał kiedyś rację mówiąc mi to.
-Booth ci tak powiedział?
-Bardzo dawno temu. Potem dzięki niemu powoli zaczęłam wierzyć, ze jednak potrafię jeszcze rozmawiać z ludźmi, ale… teraz znowu zaczynam w to wątpić… To znaczy, dogaduję się z nimi, ale jak widać nieświadomie próbując być szczęśliwą, usatysfakcjonowaną… ranię innych. Jak mówiłam, szczęście nie jest dla mnie… Może ludzie mają rację twierdząc, że jestem zimna jak ryba… że nie stać mnie na to, by kochać, że jestem pozbawiona uczuć… Niech sobie tak mówią…
-To nieprawda Dr Brennan. Nie jesteś zimna, pozbawiona uczuć, potrafisz kogoś pokochać, tylko boisz się tego. Ludzie, którzy to mówią nie mają racji. Pracuję z tobą już jakiś czas i zdołałem cię poznać. Wiem, że mimo twojej maski, jesteś bardzo delikatną osobą, bardzo uczuciową, pragnącą by ktoś ją pokochał. W środku w tobie jest mała wystraszona dziewczynka, która nie dopuszcza do siebie nikogo, bo boi się odrzucenia, kolejnego rozczarowania i bólu… Ale to, że boisz się miłości, nie oznacza wcale, ze nie potrafisz kochać… Musisz tylko dać sobie szansę. Musisz zaufać swojemu sercu… Pozwól Boothowi nauczyć cię miłości, pozwól mu siebie kochać, jeśli czujesz coś do niego, coś do czego na pewno przed nikim się nie przyznasz, nawet przed sobą… ale jeśli czujesz coś do niego i wiesz, ze możesz być z nim szczęśliwa… zaryzykuj. Jeśli tego nie zrobisz, możesz stracić swoją jedyną szansę na szczęście… Możesz już nigdy nie spotkać kogoś takiego jak Seeley… Do końca życia będziesz uciekać przed miłością, do końca życia będziesz odpychać od siebie wszystkich na których ci zależy…
-Sweets…
-Nic nie mów- powiedział łagodnie. Widział, ze coś się w niej działo. Nie chciał by coś mówiła… Teraz, przy nim będzie tylko zaprzeczać, ale on wie, że to co mówi jest prawdą- Nie zaprzeczaj, nie potwierdzaj… Po prostu przemyśl wszystko spokojnie. Zastanów się nad tym, co ci powiedziałem, zastanów się czy z Boothem łączy cię tylko przyjaźń i czy rzeczywiście ta granica nadal istnieje, czy tylko wy sobie to wmawiacie… Przemyśl to Brennan i… zrób coś zanim będzie za późno…
Ani Bones, ani Sweets nic więcej nie powiedzieli. Po prostu siedzieli. W głowie Bren wirowały wszystkie słowa, wszystkie rady, uwagi, jakie wypowiedział Sweets… Lance widział, że Tempe myśli o tym, o czym rozmawiali… To dobry znak. Może wreszcie coś zrozumie, może zdecyduje się zaryzykować… Musi to przemyśleć… Może wreszcie dotrze do niej, że kocha Bootha… może pod wpływem tych wszystkich rozmów w końcu zdecyduje się podjąć ryzyko i spróbować szczęścia z Boothem… Teraz jest bardzo zagubiona, ale…

brenn73

ojejku... nawet nie wiem co powiedziec... a raczej napisac... :) pieknie bardzoprzekonywujaco jak dla mnie mowilas ustami Sweetsa... mam nadzieje ze Bones tez dala sie przsekonac... :) pieknie, wzrusajaco... jestem pod ogromnym wrazeniem... BRAWO !!! ze lzami w oczach czekam na cd ;)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Dziękuję Kochana:)
W takim razie dorzucę dziś jeszcze jedną część, powoli zaczynają docierać do Bren słowa Sweetsa:)

47.


Dopiero po jakiś czasie wrócili do budynku teatru. Sweets musiał się zbierać i wracać do DC. Pożegnał się z Brennan i ruszył w drogę. Temperance poszła na górę, do mieszkania Jacka. Oczywiście pierwsze, co zrobił dyrektor to złapał Bones w pasie i przyciągnął do siebie.
-Tak bardzo się za tobą stęskniłem…- zaczął zmysłowym szeptem.
-Jack…- wyszeptała Bren czując jego pocałunki na swojej szyi.
-Czekałem na ciebie…- przesunął ręce wzdłuż talii Bones i delikatnie podniósł bluzkę do góry.
-Jack… Nie mam ochoty… Przepraszam, ale dziś nie mam ochoty na seks… Jestem zmęczona…
-Czy coś się stało?- mówił nadal całując jej szyję.
-Nie. Miałam… ważną rozmowę ze Sweetsem i… po prostu muszę przemyśleć kilka rzeczy…
-Jaką rozmowę- zaprzestał pocałunków, Bones uwolniła się z jego uścisku.
-To… była rozmowa dotycząca naszej pracy… Wiesz, coś o czym nie mogę ci powiedzieć. Tajemnica.
-Rozumiem… Może jutro…
-Może…- powiedziała pod nosem. Nie patrzyła mu w oczy. To co powiedział jej Sweets… nie mogła przestać o tym myśleć. „Może rzeczywiście miał rację…”- myślała. Odwróciła się od Jacka i poszła do łazienki. Po chwili słychać było tylko szum płynącej wody. Jack stał jeszcze w miejscu, z którego przed chwilą odeszła Brennan i nie mógł zrozumieć, co się stało.
-Czemu mnie odtrąca?- pytał sam siebie- Czy zrobiłem coś źle…? Przecież jeszcze niedawno chciała się ze mną przespać, a kiedy chcę ją zaspokoić… po prostu odchodzi… mam nadzieję, że jutro wszystko wróci do normy… Brakuje mi jej… Kurcze, ale wpadłem. Tak bardzo ją kocham…
Bones stała pod prysznicem i nadal myślała o tej całej rozmowie ze Sweetsem, wcześniej z Angelą… Kłótnię z Boothem…
-Czy to możliwe, ze złościł się tak na mnie, bo mnie kocha? Ale czy to możliwe? Czy jest na świecie choć jedna osoba, która zdołałaby mnie pokochać? Nie zasługuję na szczęście… Chyba już lepiej było, jak wszyscy uważali mnie za zimną… Kiedy zamykałam się na wszystkie uczucia… Gdybym nadal się tego trzymała, nie cierpiałabym… po raz kolejny… Czy to się kiedyś skończy? Czy Booth naprawdę…? Czemu nie zgodziłam się przespać z Jackiem? Przecież mam ochotę na seks… zwłaszcza po takim dniu… a on znakomicie zaspokaja moje potrzeby. Jest niesamowity… Czemu się temu nie poddałam? Ze względu na Bootha? Czy może boję się tego, że jak ktoś się dowie, znowu będą na mnie źli… Boję się kolejnych wyrzutów Angeli? Sama już nie wiem co mam o tym myśleć. Boję się… Nie potrafię kochać, nie potrafię zaryzykować przyjaźni z Boothem… nie chcę tego… Może samo zerwanie z Jackiem załatwiłoby sprawę. Tylko czy ja chcę z nim zerwać? Czy…- woda opływała jej ciało, a w jej głowie przewijały się tylko różne pytania, na które nie potrafiła znaleźć żadnej odpowiedzi. A może potrafiła, tylko bała się jej. Może już wiedziała? Po pół godzinie Jack zapukał do drzwi łazienki
-Tempe? Jesteś tam? Wszystko w porządku?- nikt nie odpowiadał- Tempe?!- dalej nic. Odważył się nacisnąć klamkę… nie zamknęła drzwi na klucz. Ostrożnie wszedł do środka. Zauważył Bones opierającą się o ścianę prysznica… woda wciąż leciała… Ona stała z opuszczoną głową… Wyglądała jakby płakała… a może to tylko woda. Zmartwił go ten widok.; zbliżył się do kabiny prysznicowej…
-Temperance…?- powiedział cicho.- Co się dzieje?
-Jack? Co ty tu robisz? Kąpię się.- odpowiedziała bez emocji.
-Tempe?- Bones odwróciła głowę w jego kierunku i teraz dostrzegł, że kropelki spływające po jej policzkach… to łzy.- Kochanie, co się stało? Płaczesz?
-Wszystko dobrze, Jack…
-Nie wierzę ci… Coś się stało. Przecież widzę- podszedł do niej i otarł łzy- Nie musisz nic mówić… Jeśli nie chcesz, ja nie będę naciskał…- zakręcił kurek, wziął ręcznik i podał go Bren.- Chodź… Powinnaś się przespać… Potrzebujesz snu… Jutro wszystko wróci do normy.
-Już nigdy nic nie wróci do normy, Jack..
-Nie rozumiem.
-Ja też.
-Chodź, Tempe…- wyciągnął ją z prysznica, Tempe niechętnie ubrała się w piżamę i poszli razem do sypialni. Bones opadła na łóżko, wtuliła głowę w poduszkę i cicho szlochała. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Nigdy się tak nie zachowywała „Właściwie, czemu ja płaczę?” pytała siebie w myślach „Przez to co powiedział mi Sweets? Przez to, ze nie potrafię poradzić sobie ze swoim życiem? Przez co płaczesz Temperance?” Jack przykrył ją kołdrą. Widział, ze nadal jest coś nie tak, ale postanowił odpuścić i pozwolić się jej wypłakać. „Może rano dojdzie do siebie…” myślał. Poszedł do łazienki, umył się, wskoczył w piżamę i wrócił do sypialni. Tempe już spała. Już nie płakała, ale na jej twarzy malował się jakiś niepokój, przerażenie, bezsilność… „Co się z nią dzieje?” pomyślał Jack kładąc się obok. Naciągnął na siebie kołdrę, nachylił nad Tempe i pocałował w policzek „Wszystko będzie dobrze, kochanie…” W końcu on też zasnął.
„Wszystko będzie dobrze”… czy aby na pewno? Czy i dla kogo będzie dobrze? Co jeszcze się może wydarzyć… Czy Tempe naprawdę zrozumiała co czuje do Bootha? Czy coś ją przeraziło? Tylko co? Perspektywa bycia szczęśliwą? Miłość? Bycie kochaną?... Na te pytania jeszcze nie zna odpowiedzi. Czy kiedyś je pozna? Czy jeśli je pozna, nie będzie za późno…?

brenn73

alez ja tylko stwierdzam fakt - jakby powiedziala Bones... :) tak przeczuwalam ze dla Jacka to nie jest tylko seks... i ze ja kocha... och ale tak juz musi byc w emocjonujacych opowiadanich.. :) pieknie piszesz... bardzo mi sie podoba :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Ja też będę się powtarzać, ale straaaasznie cieszę sie, ze Ci sie podoba, to naprawdę ważne:):):)
Ano Jack niestety został oczarowany Bones i się zakochał. Jaki mężczyzna by się w niej nie zakochał?:P

I kolejny cedek

48.


Tempe była tak zmęczona wczorajszym dniem, ze obudziła się dopiero po godzinie 12… Za dwie godziny ma przyjechać Booth z Parkerem. Wstała i poszła do łazienki… Wyszła i zobaczyła na stole kartkę od Jacka „Nie chcę Cię budzić kochanie. Potrzebujesz odreagować wczorajszy dzień. Sen jest najlepszym lekarstwem. Czekam na ciebie w bufecie, nie chciałem krzątać się po mieszkaniu, by cię nie obudzić. Mam nadzieję, ze dzisiaj odzyskasz swój humor i wczorajszy dzień zostawisz za sobą. Jack”. Ubrała się i zeszła do bufetu na śniadanie. Jack jak pisał czekał tam na nią.
-Temperance.. Jesteś. Wyspałaś się?- spytał jak tylko ujrzał ją w drzwiach.
-Tak.- odpowiedziała.
-Już lepiej?
-Trochę…
-Widzę, ze jednak nie do końca… Co się stało Tempe? Martwię się o ciebie.
-Nic takiego. Po prostu… Sama nie wiem… Zostawmy to.- usiadła naprzeciwko Jacka, nie obok, jak miała w zwyczaju.
-Zrobiłem coś nie tak?
-Nie, czemu?
-Nie usiadłaś koło mnie… Wczoraj… Nie wiem, co się dzieje. Jeśli zrobiłem coś źle, jeśli cię w jakiś sposób uraziłem… przepraszam, kochanie. Jeśli coś zrobiłem, to nieświadomie. Nie chcę żebyś była smutna przeze mnie…
-Nie jestem smutna przez ciebie. Mam… problemy w pracy…- skłamała.
-Coś o czym nie możesz mi powiedzieć, tak?
-Tak.
-Mam tylko nadzieję, że szybko wszystko się wyjaśni i znowu zobaczę uśmiech na twojej twarzy.
-Nie wiem czy się ułoży, Jack… Nie wiem…- bufetowa postawiła przed Bones kawę.
-Dziękuję- powiedziała podnosząc gorący kubek i upijając łyk.
-Proszę bardzo.- odpowiedziała bufetowa.
-Dziś ostatni spektakl…- zaczął Jack.
-Tak. Potem wracam do DC.
-Będzie mi ciebie brakowało. Będę tęsknił… Ale przyjadę do ciebie do DC.
-Nie musisz.
-Ale chcę. Nie wytrzymam bez ciebie. Spotkamy się jeszcze, prawda?- dodał widząc dziwną minę Brennan.
-Nie wiem, Jack…
-Jak to? Przecież jest nam dobrze razem. Chcesz to wszystko przekreślić?
-To tylko przelotny romans, Jack. Mówiłam ci na początku, że nic więcej poza seksem z tego nie będzie.
-Myślałem, że zmienisz zdanie.
-Nie.
-Chcesz mi powiedzieć, że przez te trzy dni… że byłem dla ciebie tylko po to, by zaspokajać twoje potrzeby?
-Jack, tłumaczyłam ci, że nie możesz liczyć na nic więcej.
-Uważasz, ze nic nas nie łączy?
-Seks. Tylko seks.
-Jak możesz tak mówić? Te trzy dni były dla mnie najpiękniejsze w całym moim życiu. Kocham cię, Temperance…
-Ja nie potrafię kochać, Jack. Ja nie jestem osobą, która chce zakładać rodzinę, wiązać się na poważnie z facetem. Zawsze spotykałam się z nimi tylko, by miło spędzić noc. Wszystkim to odpowiadało.
-Mi nie.
-Zgodziłeś się. Na samym początku.
-Tak. Ale nie podejrzewałem, że tak bardzo cię pokocham, Temperance, miałem nadzieję, że coś się w tobie zmieni… że nie będziesz spotykać się ze mną tyko ze względu na seks…
-Przykro mi, Jack. Ja… Ja nie potrafię się angażować. Nie potrafię i nie chce. Zawsze kiedy to robię, później cierpię nie chcę tego. Poza tym miłość to tylko reakcje chemiczne w mózgu. Nic więcej.
-Mylisz się. Miłość jest czymś pięknym. Chemia nie ma z tym nic wspólnego. Kiedy kochasz, nie możesz przestać myśleć o tej osobie, robisz wszystko, by ukochana była szczęśliwa, martwisz się, troszczysz o nią. Jest dla ciebie wszystkim i nie wyobrażasz sobie życia bez niej.
-Więc ja nie mam nikogo takiego… Jack, jesteś wspaniałym facetem. Dobrym, ciepłym, kochasz się jak zwierzę, ale ja… Ja nie wiem co to miłość i uczucia. Nie chcę się angażować. Możemy spotkać się kiedyś na kawie, jeśli będziesz chciał, możemy umówić się na wspólną noc, ale… nic więcej…
Siedzieli jeszcze dłuższą chwilę pijąc kawę, jedząc późne śniadanie i rozmawiając. Dyrektorowi nie udało się jednak przekonać Tempe. Nie namówi jej na związek, na coś większego i bardziej znaczącego niż seks. Dziś Bones zagra ostatni spektakl i wyjedzie. Już tu nie wróci. Kto wie, może spotka się jeszcze z Jackiem, a może nie. Wróci do swojego normalnego życia, wróci do Jeffersonian, do pracy w terenie, rozwiązywania morderstw, przesłuchiwania ludzi, badania szczątek… identyfikowania ofiar… ale już nic nie będzie takie samo. Te trzy dni zmieniły wszystko. Była z Jackiem, była szczęśliwa, a może tak jej się tylko wydawało. Może chciała w to uwierzyć. Ale cała ta sytuacja z Boothem… wszystko się zmieni.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

I jeszcze jeden, bo tamten krótszy:)

49.


Po godzinie 14, jak obiecał, przyjechał Booth z Parkerem. Bones siedziała w foyer przy laptopie czytając jakieś artykuły o antropologii. Jack gdzieś poszedł, nie chciał jej przeszkadzać.
-Bones!- krzyknął Parker widząc zamyślona panią antropolog. Podbiegł do niej i rzucił się jej na szyję.
-Parker. Cześć- powiedziała zaskoczona.- Jednak przyjechałeś.
-Jak tylko tata powiedział mi, że grasz w teatrze i że mogę z nim tu przyjechać, nie mogłem się doczekać! Tak bardzo się cieszę, że cię widzę! Stęskniłem się za tobą.
-Ja za tobą też Parker.- odpowiedziała z uśmiechem. Widząc uradowaną twarz chłopca wrócił jej humor. Potrzebowała jego obecności, naprawdę za nim tęskniła. Nawet nie zauważyła kiedy ten smyk stał się ważną częścią jej życia.- A gdzie tata?
-Zaraz przyjdzie. Musiał zaparkować samochód. Nie mógł znaleźć miejsca. Ja powiedziałem, ze pójdę cię poszukać i przybiegłem. Tatuś zaraz będzie. Co robisz Bones?- spytał po chwili zerkając na ekran laptopa.
-Czytam stare artykuły na temat antropologii.
-Ahaaa. Ciekawe?
-Bardzo ciekawe.
-Bones, mogę cię o coś zapytać?
-Jasne, Park.
-Lubisz mojego tatę?
-Oczywiście. Jest moim przyjacielem.
-I rozmawiacie o wszystkim?
-Tak.
-I wiesz kiedy jest smutny?
-Wiem.- Bones zaczęła się zastanawiać do czego prowadzą te pytania.
-I wiesz dlaczego?
-Często. Czasami nie chce mi powiedzieć.
-A… wiesz, czemu wczoraj był smutny? Udawał, ze wszystko jest w porządku, uśmiechał się, ale ja wiem, że był smutny i… czymś się martwi…
-Nie wiem, Park… Nie rozmawialiśmy o tym… To znaczy… Jak wyjeżdżał, to chyba był trochę zły na mnie, ale porozmawialiśmy i potem już wszystko było ok. nie wiem, dlaczego był smutny…
-Gniewał się? Na ciebie?
-Chyba tak…
¬-Jak można się na ciebie gniewać? Jesteś kochana.
-Dziękuję… Czasem widać można…
-Ty też jesteś jakaś smutna… Gniewasz się na tatusia?
-Nie. Nie gniewam się na niego.
-Coś się stało?
-Można tak powiedzieć, Park, ale… to minie. Nie martw się.
-Ja nigdy nie będę się na ciebie gniewał.- przytulił mocno Bones i pocałował w policzek- Nie chcę, żebyś była smutna… Jesteś najlepszą Bones na świecie!- mocniej się do niej przytulił. Bren poczuła jak w jej oczach zbierają się łzy. Tak bardzo pokochała tego chłopca… a jego słowa były dla niej bardzo ważne.
-Parker, chcesz udusić moją partnerkę?- powiedział Booth wchodząc do foyer. To co zobaczył było przepiękne. Dwie najważniejsze osoby w jego życiu…
-Tatuś! Nie, nie chcę! Bones była smutna… i ja jej powiedziałem, ze nigdy nie będę się na nią gniewał, żeby więcej nie była smutna- powiedział malec uwalniając Bones od swojego uścisku. Siedział na jej kolanach i patrzył na tatę.
-Cześć Booth- powiedziała Bones.
-Hej, Bones. Czym się tak martwisz, że mój syn musi cię pocieszać?- spytał uśmiechając się.
-Już niczym- również się uśmiechnęła. Jak tylko pojawił się Booth od razu wszystkie problemy zniknęły. Czuła się bezpiecznie.
-To dobrze. Widać Parker ma na ciebie dobry wpływ.
-O, tak…- Bones spojrzała na chłopca.
-No, to dziś ostatni spektakl, co Bones? Jutro wracamy do DC.
-Tak.
--Będziesz tęsknić?
-Nie. Cieszę się, ze wracam do swojej pracy.
-Ja też się cieszę.
-Co powiesz Parker na małe zwiedzanie teatru?- spytała po chwili Bones zwracając się do malca.
-Super!- krzyknął podekscytowany- Pójdziemy za kulisy?
-Oczywiście.
-Bones teraz tu gra, więc może wejść wszędzie- powiedział dumnie Booth.
-Tak?- spytał chłopiec.
-Tak. Mogę pokazać ci cały teatr, jeśli tylko tego chcesz.
-Bardzo! Jeszcze nigdy nie byłem za kulisami!- zeskoczył z kolan Bones- Idziemy?
-Oczywiście, tylko zostawię laptopa w biurze, ok.?- wyłączyła sprzęt, zamknęła pokrywę i zaniosła do Biura Współpracy z Publicznością.- To możemy ruszać. Gdzie najpierw? Kulisy, magazyn kostiumów, scena, rekwizytornia?
-Kulisy i scena!- krzyknął łapiąc Bones za rękę
-Ok. to chodźmy. Idziesz z nami Booth?- odwróciła się do partnera.
-Żartujesz Bones? Jasne, że idę!- odpowiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. Wyglądał jak dziecko, tak się cieszył, jakby pierwszy raz zwiedzał teatr. Zachowywał się zupełnie jak Parker. No cóż, w końcu pierwszy raz ma okazję zrobić to z Bones i ze swoim synkiem.
„Może wreszcie coś zrozumiała”- myślał Booth podążając za swoją Bones „Może
… Sweets też z nią rozmawiał i wreszcie przemówił jej do rozumu… Kocham cię Bones”

brenn73

Oj, ja za pół godzinom zaczynywam dyżura na nocke u dzieciów i chyba będę cały czas czytać w kółek ;P Super! ;*

just_american_girl

... no moze i Jack sie zakochal... ale napewno nie kocha Bones tak samo jak Booth ja kocha :) oj jak ja lubie jak w opowiadaniach pojawia sie mini kopia Bootha... :) - Parker oczywiscie :) super czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Sorka, ze nie wrzuciłam wcześniej, ale miałam małe zawirowanie i czas mi jakoś po prostu zniknął... ale chwila jest, więc wrzucam kolejne części:)
BUZIAKI

50.

Jak zaplanowali zwiedzili cały teatr.
Kulisy- Parker był przeszczęśliwy, ze mógł tam wejść i zobaczyć jak wszystko wygląda z tej drugiej strony. Potem przeszli na dużą scenę. Park stanął na środku, otworzył buzię i nie mógł wyjść z podziwu… Wszystko było takie ogromne… W końcu zaczął śpiewać. Bones i Booth usiedli na widowni i oglądali występ malca. Kiedy skończył, partnerzy bili brawo.
-Brawo Parker!- krzyknęła Bones- Pięknie śpiewasz.- Parker ukłonił się i pomachał do nich.
-Wspaniałe uczucie Bones- uśmiechnął się.
Jednak najwięcej zabawy mieli w magazynie kostiumów. Parker biegał między zawieszonymi wysoko starymi i nowymi kostiumami, przymierzał, przeglądał się w lustrze. Zarzucił nawet jakąś perukę swojemu tacie na głowę. Bones nie mogła powstrzymać śmiechu
-Do twarzy ci w długich, blond włosach, Booth- ledwo wykrztusiła z siebie.
-Bardzo śmieszne Bones- Booth udawał oburzenie. Śmiejąca się Bones nie zauważyła jak Parker zakrada się do niej od tyłu i… narzuca jej jedną z jakichś dziwnych różowych peruk. Teraz to Booth leżał na podłodze, zanosząc się od śmiechu.
-Co ja mam na głowie?- spytała leżącego partnera i spojrzała w lustro. Chwilę potem sama się z siebie śmiała. W tym magazynie spędzili najwięcej czasu. Po dwóch godzinach skończyli zwiedzanie i wrócili do bufetu. Dopiero teraz wszyscy poczuli, jak bardzo są głodni. Usiedli na kanapach, zamówili jedzenie i zajęli się pochłanianiem go. Rozmawiali, śmiali się i widać było, ze bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie. To wszystko zauważył Jack… stał w drzwiach palarni…
„A mówiła, że nic ją z nim nie łączy…” szepnął sam do siebie. „Nie pozwolę ci jej odebrać, agencie Booth. Nigdy na to nie pozwolę”. Odszedł.
Powoli zbliżała się godzina 17 i Bones musiała udać się do garderoby. Zabrała laptopa z biura, zaniosła do mieszkania i poszła przygotować się do ostatniego spektaklu. Booth został z Parkerem w foyer.
Po takim popołudniu Bones była w bardzo dobrym humorze, co nie umknęło oczywiście nikomu. Nie wdała się jednak w żadną dyskusję ze stylistką na temat jej rzekomego związku z Jackiem. Co prawda kobieta chciała za wszelką cenę coś z niej wyciągnąć, ale Bren skutecznie ucięła rozmowę.
Wreszcie zbliża się godzina 18, dziś niedziela, wiec spektakl grany jest godzinę wcześniej, jak zawsze. Aktorzy ustawili się na scenie i rozległ się trzeci dzwonek, po raz ostatni dla Tempe. Dziś skończy się jej przygoda z teatrem. Widownia weszła z Parkerem i Boothem na czele. Znowu mieli najlepsze miejsca w pierwszym rzędzie. Po raz ostatni rozległ się dźwięk rosyjskiej piosenki i zaczął się spektakl…
-Tatusiu…- szepnął Parker do Bootha- Bones jest taka piękna…
-To prawda, synku. To prawda.- odszepnął i uśmiechnął się pod nosem. Cieszył się, że znowu tu jest i ma okazję drugi raz obserwować swoją „partnerkę”. W końcu nie często, właściwie nigdy, ma okazję oglądać ją taką. W pięknej czarnej sukni z odkrytymi plecami, grającą w TAKICH scenach i… wbiegającą na scenę w samym staniku i krótkiej spódnicy. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej ciało sprawiało, że przestawał myśleć racjonalnie. Nikt poza nią na scenie się nie liczył. Była tylko jego ukochana Bones, która, jak myślał, powoli zaczęła rozumieć, co dzieje się miedzy nimi. „Sweets to mądry facet” myślał. „jak na te swoje dwanaście… ok., trzynaście lat”
Parker przez cały czas trwania spektaklu siedział jak zahipnotyzowany. Nic nie było w stanie oderwać go od patrzenia w stronę sceny. Śmiał się i płakał, kiedy Masza żegnała się z Wierszyninem…
-To takie smutne, tatusiu…- mówił cicho, wciąż patrząc na płaczącą Bones. W jego oczach i w oczach Bootha też pojawiły się łzy.- Czemu on od niej odchodzi? Przecież oni się tak bardzo kochają…
-Czasem tak jest w życiu, Park… niestety..
-Ale ona nie powinna tak cierpieć… Biedna Masza…- Parker rozpłakał się na dobre. Mimo swojego młodego wieku, bardzo zaangażował się w całą historię. Zdawał sobie sprawę, że to jest Bones i cała ta historia to tylko teatr, ale… nie widział Bren, widział cierpiącą Maszę, załamaną wieścią o odejściu swojej jedynej miłości. Doskonale zrozumiał przesłanie sztuki i jej sens, co wcale nie było takie proste. Dramat Czechowa nie należy do najłatwiejszych, zwłaszcza jeśli styka się z nim tak młody człowiek, jak Parker. Ale mini Booth to bardzo inteligentne dziecko. Wyłapał wszystko.
W końcu zbliżał się koniec, światła przygasały, muzyka robiła się głośniejsza… Parker jedną ręką ścisnął bukiet kwiatów, który trzymał na kolanach. Drugą rączką otarł spływające po policzkach łzy. Spektakl się skończył. Weszły światła robocze, aktorzy wyszli do ukłonów.
-Teraz Park- szepnął Booth, dając synkowi znak, że może pójść do Bren. Parker wstał i pobiegł na scenę. Stanął naprzeciwko Tempe i podarował jej bukiet kwiatów.
-Bones, jesteś najlepsza na świecie- Bren ze łzami w oczach przyjęła kwiaty od małego Bootha.
-Dziękuję ci Parker- powiedziała z uśmiechem.
-Masza nie powinna go stracić…- szepnął przez łzy i przytulił mocno Bones, odwzajemniła uścisk. Brawa przybrały na sile.
-Spokojnie, Park- powiedziała do jego ucha.
-Kocham cię Bones i ja nigdy nie pozwolę ci być tak smutną, jak Masza… Nigdy.
-Też cię kocham smyku- powiedziała nie zastanawiając się dwa razy, co dokładnie mówi. Ale przecież taka była prawda. Kocha to dziecko i czemu miałaby się do tego nie przyznać?- Dziękuję.- Parker oderwał się od Bones, pocałował w policzek i zbiegł ze sceny, wracając do Bootha. Na twarzy Seeley’ego oglądającego całą tą scenę malowało się olbrzymie szczęście, a z oczu wciąż jeszcze spływały samotne łzy, które były wywołane zakończeniem spektaklu. Mały dołączył do taty i zaczął głośno bić brawo. Nie usiadł. Klaskał na stojąco. Booth również wstał. Po chwili reszta widzów dołączyła do niego i po raz kolejny aktorzy dostali owacje na stojąco. Wychodzili chyba z pięć razy, zanim brawa ucichły i otworzyły się drzwi. Publiczność opuściła widownię.
-Chodź Parker- Booth zwrócił się do synka, łapiąc go za rękę- Zaczekamy na Bones w foyer.
-Dobrze, tatusiu.- powiedział i razem wyszli. Zajęli miejsca na kanapach w bufecie i czekali na ich najukochańszą Bones.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

51.


Bones bardzo szybko się przebrała, bała się, że znowu w jej garderobie pojawi się Jack i będzie chciał… jej. Na to nie miała najmniejszej ochoty, poza tym w bufecie czekali na nią Booth i Parker. A chłopcu nie pozwoli na siebie czekać. Poza tym… jeśli znowu oddałaby się dyrektorowi, Seeley na pewno by się o tym dowiedział i znowu byłby smutny. Parker domyśliłby się dlaczego i nie uniknęłaby trudnych, otwartych i bezpośrednich pytań. Zebrała swoje rzeczy i szybkim krokiem wymknęła się z garderób. Zbiegła po schodach prosto do bufetu.
-Bones!- krzyknął Parker- Jesteś!- rzucił się jej na szyję i jeszcze raz wyściskał.
-Park, udusisz mnie- powiedziała z uśmiechem podnosząc malca.
-Przepraszam- uśmiechnął się i trochę rozluźnił uścisk. Nadal jednak pozostał na rękach Brennan. Booth patrzyła na nich z uśmiechem. „Do twarzy ci z dzieckiem na rękach Bones” pomyślał, szerzej się uśmiechając- Cieszę się, że cię widzę.
-Widziałeś mnie piętnaście minut temu…
-Piętnaście minut temu widziałem Maszę, a teraz moją kochaną Bones- pocałował ją w policzek.- Jesteś najlepsza! Zupełnie jak profesjonalna aktorka.
-Dziękuję- Bren lekko się zarumieniła. Z Parkerem na rękach ruszyła w kierunku kanapy. Usiadła, a Park wcale nie miał zamiaru od niej odchodzić. Usiadł na jej kolanach i obejmował małymi rączkami jej szyję, przytulając się do ukochanej pani antropolog.
-Wiesz, Bones…- zaczął mini Booth- Historia Maszy jest strasznie smutna… Płakałem, jak odchodził od niej ukochany. Nikt nie powinien tracić swojej miłości. Nawet nie wyobrażam sobie, co to dla niej znaczyło… A ten Wier… W…
-Wierszynin- pomogła mu Bones.
-Właśnie. On zachowywał się dziwnie.. Niby ją kochał, a jakoś wcale nie był smutny, jak wyjeżdżał…
-Może tłumił swoje emocje.
-Może. Ale… ten spektakl był piękny, choć tak strasznie smutny… - Booth siedział i nadal z uśmiechem obserwował i słuchał rozmowy Bones i synka. Nie mógł wyjść z podziwu, Bones tak dobrze rozumiejąca się z jego synkiem, jego uwielbienie i.. niezwykła mądrość jaką przedstawiał Parker zdając relację z obejrzanej sztuki. Po chwili:
-Booth, co się tak cieszysz?- spytała Bren zauważając dziwnie szczęśliwą minę partnera.
-Bo mi wesoło- odpowiedział- Nie spodziewałem się, że Parker tak dobrze zrozumie sztukę- popatrzył na malca.
-Ja jestem bardzo mądry tatusiu- powiedział Parker patrząc z uśmiechem na tatę.
-To wiem, synku.
-Oczywiście nie tak mądry, jak Bones, ale kiedyś może też będę- teraz popatrzył na Bones.
-Na pewno będziesz, Park- uśmiechnęła się Bren.
-Brennan!- krzyknął Roger zbliżając się do ich stolika- Witam, młody człowieku- zwrócił się do Parkera.- Jestem Roger- podał mu rękę na powitanie.
-Parker- przedstawił się.
-Tempe nie wiedziałem, ze masz dziecko- uśmiechnął się do pani antropolog- Czemu to ukrywałaś. Jest niesamowity.
-Parker nie jest moim synem…- powiedziała zmieszana, popatrzyła na chłopca siedzącego na jej kolanach, nie wiedziała, jak zareaguje
-Bones nie jest moją mamusią, to moja… Bones- powiedział Parker wybawiając Bren z opresji- A to jest mój tatuś- pokazał siedzącego naprzeciwko Bootha.
-Bones?- spytał zaskoczony.
-Tak. Moja Bones- uśmiechnął się i po raz kolejny mocniej przytulił się do Tempe.
-Bones?- spytał ponownie.- Czemu Bones?
-To taka ksywka… Booth tak na mnie mówi, bo pracuję z kośćmi.
-Ok, Bones- powiedział Roger z uśmiechem na twarzy.
-Hej, hej!- wtrącił się Booth- Tylko ja i mój syn możemy mówić do Bones, Bones.
-Ok.- podniósł ręce w geście poddania- Ok. Brennan- zwrócił się do koleżanki- Dzisiaj ostatnie nasze spotkanie… Mamy dla ciebie niespodziankę i… organizujemy imprezę pożegnalną. Także nie myśl o wcześniejszym urywaniu się.
-Ale…
-Nie uda ci się to. I żadnego „ale”. Uwaga!- krzyknął zwracając się do innych siedzących w bufecie.- Myślę, że już czas na naszą niespodziankę dla Dr Brennan!- wszyscy zaczęli klaskać. Bren siedziała zdezorientowana.- Sonja możesz wprowadzić niespodziankę!- krzyknął w kierunku drzwi. Chwilę potem do bufetu wjechał wielki tort…
-Tort!- krzyknął Parker- Dla ciebie Bones! WOW!
Zaraz za Sonją i tortem wszedł dyrektor z szerokim uśmiechem na twarzy. Wszedł na małą scenkę, pod którą ustawiono tort i zaczął przemówienie:

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Drodzy przyjaciele. Dzisiejszy dzień jest dla nas wszystkich bardzo ważny, choć nie ukrywam, smutny. Po raz ostatni mamy zaszczyt gościć w naszym teatrze i na naszej scenie biegłą antropolog sądową Dr Temperance Brennan, która przez trzy wspaniałe dni wcielała się w postać Maszy w spektaklu „3 siostry”. Temperance? Mogę cię prosić o dołączenie do mnie?- spojrzał w stronę Bones i wyciągnął do niej rękę. Bren była zdezorientowania całą tą sytuacją i średnio miała ochotę wychodzić na środek. Booth widział jej wahanie
-Idź Bones. To twoje święto- powiedział z uśmiechem. Bren wstała i weszła na scenkę. Jack długo nie czekał. Od razu objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.
-Chciałbym osobiście podziękować Dr Brennan, za udział w naszym spektaklu. Mimo, iż nie jest dyplomowaną aktorką, wniosła do sztuki coś specjalnego. Podarowała jej swoje serce i duszę…
-Wiesz Jack- przerwała mu- Z antropologicznego punktu widzenia, nie mogłam tego zrobić. To jest niemożliwe…
-Tak się mówi, kochanie- odpowiedział z uśmiechem. Booth gotował się w środku. To on zawsze jej to tłumaczy. „Co ten cały dyrektorek sobie wyobraża?! Chce mi odebrać moja Bones! Ale ja ci na to nie pozwolę ty przerośnięty…” myślał wściekły Agent.
-W każdym bądź razie- kontynuował Jack- spektakl dzięki obecności Temperance ożył. Nie chcę umniejszać tutaj niczyjej zasługi. Wszyscy jesteście wspaniali- zwrócił się do aktorów siedzących w bufecie- ale myślę, że dokładnie wiecie o co mi chodzi.
-Jasne, Jack!- krzyknął jeden z nich.
-Ukochana zawsze jest najważniejsza!- krzyknął ktoś inny. Booth czuł, że zaraz eksploduje…
-Tak, ukochana.- tym razem Jack popatrzył na Bones.
-Jack, proszę cię, nie mów tak do mnie- szepnęła mu do ucha. Nie chciała kolejnej afery.
-Tato… Czy Bones i ten pan są razem?- spytał zaskoczony obrotem sytuacji Parker.
-Nie, Park. Kumplują się.- odpowiedział Booth.
-Ale on powiedział o niej, ukochana. Czy to nie znaczy, że… ja kocha?
-Nie…- Booth nie miał pojęcia co powiedzieć- Wiesz, tak jest w teatrach… To bardzo dziwne, specyficzne środowisko- skłamał, bo nie widział innego wyjścia.- Oni tak po prostu mówią, jak kogoś lubią.
-Aha. No… to teraz rozumiem… Czyli… Nie są razem, tak?
-Nie- „mam nadzieję, że nie” dodał w myślach.
-… myślę, że zgodzicie się ze mną, że bardzo będziemy tęsknić za obecnością Temperance i trudno nam znieść myśl, że ona już nigdy nie zagra Maszy… Było nam niezmiernie miło gościć cię w naszym teatrze i dziękujemy za twoje zaangażowanie.- nachylił się, zbliżając swoje usta do Tempe, ale ona odsunęła się. Nie miała ochoty na pocałunki, zwłaszcza z nim i zwłaszcza w obecności Bootha i Parkera. Wiedziała, że go nie kocha, wiec po co pokazywać wszystkim, że istnieje między nimi jakieś głębsze uczucie. Jack był zaskoczony, ale nic nie zrobił. Booth oczywiście wszystko widział i uśmiechnął się do siebie, widząc, że Bren go odpycha „1:0 dla mnie, ciołku” pomyślał.
W czasie jego przemowy inni pracownicy roznieśli wszystkim szampana.
-Teraz chciałbym wznieść toast- podniósł kieliszek do góry- Za Dr Temperance Brennan i trzy wspaniałe dni!
-Zdrowie!- krzyknęli wszyscy i wypili szampana. Bones czuła się coraz dziwniej stojąc tam na scenie, obok Jacka. To było dziwne, ale jego bliska obecność stawała się dla niej irytująca. Nie miała pojęcia, że to, co teraz nazywała irytacją, przerodzi się w coś więcej… i to za sprawą Jacka, mężczyzny z którym spędziła ostatnio kilka satysfakcjonujących nocy i nie tylko nocy…
Rozpoczął się bankiet pożegnalny dla Tempe…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

52.


Jack za wszelką cenę chciał mieć Bones przy sobie, ale ona się na to nie zgodziła. W końcu miała ważnych gości. Siedziała z Boothem i Parkerem. Jako, że byli z dzieckiem, nie pozwolili sobie na picie alkoholu. Pozostali jedynie przy sokach. Skosztowali tortu, Bones jadła sałatki, Booth i Parker oczywiście nie skusili się na zieleninę. Pochłaniali pieczone udka, owoce morza i różnego rodzaju inne specjały. W końcu zrobiło się późno i Parker powoli zaczął zasypiać.
-Oho, Park- odezwała się Bones widząc coraz częstsze ziewanie malca- Chyba czas spać, co?
-Nie, ja nie jestem zmęczony- powiedział ponownie ziewając. Próbował utrzymać otwarte oczy, ale z marnym skutkiem.
-Bones ma racje smyku- odezwał się Booth.
-Booth, możesz go położyć w pokoju gościnnym. Poproszę portiera, by dał nam klucz.
-Dzięki Bones. To dobry pomysł.
Wstali, Booth wziął Parkera na ręce i poszli razem na portiernię.
-Witaj, Sebasthian- przywitała się Bones.
-Cześć, Temperance- odpowiedział miły starszy pan- O, widzę, że synek wam zasypia- dodał zauważając wpółprzytomnego Parkera.
-To syn mojego partnera. Je nie mam dzieci.
-Już myślałem… Nieważne. Co was do mnie sprowadza?
-Chciałam cię prosić o klucz do pokoju numer 9. wiem, ze jest wolny, a Booth musi gdzieś położyć spać Parkera. Chcemy jeszcze chwilę zostać na bankiecie.
-Nie ma sprawy, Tempe- podszedł do szafeczki z kluczami, wyjął jeden z nich- Proszę bardzo- podał jej klucz.
-Dzięki, Sebasthian- powiedziała z uśmiechem.
-Dziś ostatni dzień, co?
-Tak.
-Będzie nam ciebie brakowało.
-Ja też was bardzo polubiłam, ale wiesz… Mam swoje życie w DC, przyjaciół, pracę, którą kocham i szczerze mówiąc trochę za tym tęsknię. To była wspaniała przygoda, ale…
-Ale się skończyła. Łapię. Mam nadzieję, że kiedyś do nas wpadniesz, odwiedzisz.
-Nie wiem. Może kiedyś. Dzięki za klucz- odwrócili się do drzwi.
-Tempe- zatrzymał ja portier- Czekam z niecierpliwością na twoją kolejną książkę. Właśnie skończyłem czytać najnowszą. Świetna.
-Dzięki.
Bones, Booth i Parker poszli do Domu Aktora. Pokój numer 9. weszli do środka. Seeley położył Parkera spać.
-Park, jeśli będziesz czegoś potrzebował, ja i Bones jesteśmy w bufecie. Możesz spać spokojnie. Za jakiś czas przyjdę do ciebie. Może wrócimy dzisiaj do DC.- powiedział całując chłopca w czoło.
-Dobrze, tatusiu- odpowiedział i nakrył się kołdrą.
Bones i Booth po cichu wyszli z pokoju i wrócili do bufetu. Zabawa trwała na całego.
-Zatańczymy, Bones?- spytał po chwili.
-Jasne…
Szybka muzyka. Podali sobie ręce i zaczęli wariować na parkiecie. Jeden taniec, drugi, trzeci… Bawili się znakomicie. W końcu przyszedł czas na wolną piosenkę. Oboje lekko speszeni wykręcili się zmęczeniem i usiedli z powrotem na kanapach. Jack obserwował wszystko z boku, popijając kolejne piwo. Nie podobało mu się, że ta dwójka tak dobrze się rozumie. Nie podobało mu się, że Bones cały wieczór spędza tylko z Boothem, a jego odpycha. „Jeszcze zobaczymy, kogo wybierze…” powiedział znad kufla, wbijając wzroku to w Agenta to w Tempe. W końcu zdecydował się podjąć pewne kroki. Wstał i ruszył w kierunku rozbawionych partnerów.
-Przepraszam, nie przeszkadzam wam?- spytał siląc się na uprzejmy ton.
-Nie, Jack.- odpowiedziała Bones.
-Czy nie miałbyś nic przeciwko, żebym porwał Temperance do tańca? To ostatni dzień, chciałbym zatańczyć z najlepszą aktorką.
-Jeśli Bones nie ma nic przeciwko…- odpowiedział Booth, patrząc na Tempe.
-Jeśli to ma być tylko taniec, to czemu nie.- Jack wyciągnął do niej rękę, Bones wstała- Zaraz do ciebie wracam, Booth- uśmiechnęła się.
-Ok. To ja pójdę do łazienki… Trochę za dużo soków- uśmiechnął się i również wstał Poszedł do toalety, a Bones i Jack na parkiet. Muzyka ani wolna, ani szybka, taka wypośrodkowana.
-Szkoda, ze musisz wyjechać…- zaczął wpatrując się w jej oczy.
-Mówiłam ci. Trzy spektakle i nic więcej. W DC mam swoją pracę, za którą już tęsknię. To moja prawdziwa miłość. I jak przyjemna nie była ta przygoda, to nie chcę tego przeciągać. Tak pozostaną mi miłe wspomnienia. Nie wyobrażam sobie pracować w teatrze całe życie. To nie dla mnie.
-Szkoda, Tempe…
-Tam mam swoje życie, Jack. I nie chcę z niego rezygnować.
-Rozumiem…
Tańczyli dalej. Jack tak kierował Temperance, żeby mógł widzieć drzwi prowadzące na korytarz, gdzie znajdowała się toaleta. W końcu zauważył to, na co tak czekał. Drzwi toalety się otworzyły, a zza nich powoli wyłaniała się postać Agenta. Jack wcielił w życie swój szatański plan. Szybko złapał twarz Bones i przyciągnął do siebie. W ułamku sekundy złączył swoje usta z ustami Bones w pocałunku. Trzymał mocno zdezorientowaną Bones i mimo, ze próbowała się od niego oderwać, nie bardzo miała jak. Poza tym była w szoku. Nie spodziewała się tego. Jack obserwował Bootha. „Odwróć się…” myślał, patrząc na Agenta. Seeley spojrzał na parkiet i… zobaczył… „Dobrze, Agencie… teraz sobie popatrz…” Jack nie odrywał się od Bones, pogłębiając pocałunek. Widział, jak na twarzy Bootha maluje się wściekłość. Tego właśnie chciał. Dolał oliwy do ognia i rękę przesunął po plecach Bones, lekko unosząc jej koszulkę. Tego było za wiele. Wściekły Seeley obrócił się na pięcie, rzucając mordercze spojrzenie Jackowi i wyszedł z bufetu…
„Nic nie zrozumiała. A ja głupi już myślałem… Ona się nie zmieni…”- pomyślał wychodząc.

brenn73

Parker to bardzo mądre dziecko... - wiadomo mini Booth xD :) bardzo go lubie, i lubie jak sie go "zamieszcza" w opowiadanich :) cholerny Jack... strasznie go nie lubie i jeszcze ta "akcja" na parkiecie poprostu przegial se palke ! ... i Booth mysli ze... ekstra piszesz... :) warto bylo czekac na taka dawke literatury xD ;) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Oj tak Parker jest kochanym dzieckiem, też go uwielbiam:)
Jack jeszcze nie skończył swojego istnienia w tej historii, jeszcze... :P

Cedek:)

53.

Bones wreszcie uwolniła się z sideł Jacka.
-Co ty robisz, Jack?!- spytała wściekła.
-ja…
-Prosiłam cię, żebyś więcej tego nie robił! Nie mam na to ochoty! Czy ty tego naprawdę nie rozumiesz?!
-Przepraszam…- udawał skruszonego.- Ja trochę…
-Nie mów mi, ze za dużo wypiłeś, bo ci w to nie wierzę! Daj mi spokój, dobrze!? Powiedziałam ci, że nic między nami nie ma i nie będzie! To było tylko kilka nocy, które nigdy więcej się nie powtórzą, więc odczep się ode mnie!
-Tempe… daj spokój.
-Nie! Zostaw mnie! Rozumiesz!
-Przepraszam…
-Jasne!
Odeszła wściekła. Zauważyła, że Bootha jakoś długo nie ma.
-Gdzie on się podział?- poszła do łazienki, zapukała. Nikt się nie odezwał. Otworzyła drzwi. Pusto.- Co się tu dzieje?- wróciła z powrotem do bufetu- Roger, widziałeś Bootha?
-Nie…- odpowiedział lekko wstawiony.
-Chyba wychodził…- powiedziała Sonja- Wrócił z toalety, popatrzył na parkiet i wściekły wyszedł.
-Kiedy?
-Jakieś pięć minut temu…
Bones wybiegła z teatru i ile sił w nogach pognała do Domu Aktora. Zapukała do drzwi pokoju. Nic. Jeszcze raz. Dalej nic.
-Booth! Otwórz, proszę!- krzyczała.
-Tempe co się dzieje?- z pokoju obok wyszła Agnes.
-Widziałaś Bootha?
-Tego twojego partnera z FBI?
-Tak, jego! Widziałaś go?
-Był tu na chwilkę. Zabrał jakieś rzeczy, syna i wyszedł.
-Kiedy?
-Dosłownie przed chwilą.
Bones spanikowała. Zbliżyła się do schodów, gotowa zbiec i nagle usłyszała trzask zamykanych drzwi samochodu. Zbiegła na dół ile sił w nogach, przebiegła przez portiernię i znalazła się na zewnątrz.
-Booth!!!- krzyknęła stojąc na środku ulicy. Widziała tylko tył odjeżdżającego SUV’a.- Booth!!!- zaczęła biec ulicą, którą jechał samochód Bootha- Booth, zaczekaj!- w końcu samochód zniknął za zakrętem.- Booth, to nie moja wina… Ja tego nie chciałam…- po jej policzku spłynęła łza…- Nie mogę cię stracić… Nie mogę stracić najlepszego przyjaciela… I co ja mam teraz zrobić? Telefon!- szybko wyjęła komórkę z kieszeni i wybrała numer Bootha.- Proszę cię, odbierz… Proszę…

W samochodzie:
Dzwoni telefon, Booth spogląda na wyświetlacz „Bones”
-I czego ode mnie chcesz, Bones? Przecież wszystko jasne. Widziałem…
Odrzucił połączenie. Parker nieświadomy niczego spał na tylnim siedzeniu Suv’a.

Pod teatrem:
-Booth…- wybrała numer ponownie. Dalej nic. Za każdym razem odrzucał połączenie. Próbowała chyba z dziesięć razy. Nadal nic…- Przepraszam… Nawet nie chce ze mną rozmawiać…. Widział wszystko, jestem tego pewna… Booth…
Stała jeszcze przez chwilę na środku ulicy, mocno trzymając telefon w dłoni. Była wściekła na Jacka i było jej przykro z powodu Bootha. Nie chciała go stracić… za żadne skarby świata nie chciała go stracić.
W końcu ocknęła się z letargu jaki ją ogarnął. Weszła na portiernię
-Co się stało?- spytał portier.
-Nieważne. Muszę stąd jak najszybciej wyjechać.
-Ale…
Tampe już nie było. Pobiegła na górę, do mieszkania Jacka. Wpadła wściekła do środka, wyjęła swoją walizkę i zaczęła się pakować. Wrzucała po kolei swoje rzeczy.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Na dole, w bufecie:
-Widział ktoś Temperance?- pytał Jack.
-Nie- odpowiedzieli- Wybiegła za Boothem i już się nie pojawiła.
Jack wybiegł z teatru i poszedł na portiernię.
-gdzie ona jest?- spytał.- Widziałeś Brennan?
-Była tu przed chwilą. Powiedziała, że musi jak najszybciej stąd wyjechać i poszła. Chyba do ciebie…- odpowiedział portier.- co się dzieje Jack?
-Nieważne!- wybiegł z portierni i poleciał do swojego mieszkania. Otworzył drzwi i wpadł do salonu. Zauważył pakującą się Bones.
-Co ty wyprawiasz?- spytał.
-Pakuję się! Nie widać?- odpowiedziała zgryźliwie.
-Dlaczego? Co…?
-Jeszcze się pytasz?! Nie myślałam, że jesteś do tego zdolny!
-Do czego?
-Nie udawaj głupszego niż jesteś! Zrobiłeś to specjalnie! Specjalnie mnie pocałowałeś, bo wiedziałeś, że Booth na nas patrzy! Chciałeś zniszczyć naszą przyjaźń! I co zadowolony teraz? Udało ci się! Booth wyjechał! Przez ciebie mogę stracić najlepszego przyjaciela! Bawi cię to?! Bawi cię niszczenie innych ludzi?- krzyczała, wrzucając kolejne rzeczy do walizki.
-Co ty mówisz?
-Głuchy jesteś?! Mam ci to napisać?! Czy krzyknąć jeszcze głośniej?!- krzyknęła głośniej, nie sądziła, że jest do tego zdolna.
-Tempe… Proszę cię- podszedł do otwartej walizki leżącej na kanapie, zaczął wyjmować z niej rzeczy.
-Zostaw to Jack!- podeszła do niego i wyrwała mu z rąk swoje rzeczy.- Nie zatrzymasz mnie, wiec radzę ci nawet nie próbować!- poszła do łazienki i zgarnęła swoje rzeczy. Wróciła do pokoju i wrzuciła je do walizki. Zamknęła ją i rozejrzała się po pokoju.
-Tempe. Ja cię kocham! Proszę cię, nie odchodź. Nie w ten sposób….
-Sam tego chciałeś! Zresztą mówiłam ci, że ja cię nie kocham! Rozumiesz, nie kocham! To był tylko seks!
-Bren…
-Zostaw mnie w spokoju! Nie chcę mieć z tobą nigdy więcej nic do czynienia! Jeśli przez ciebie stracę Bootha…. Nigdy ci tego nie daruję.
-Jest noc… gdzie chcesz iść?
-Wracam do DC! Do mojego życia!- wzięła walizkę i skierowała swe kroki do drzwi. Jack podbiegł do niej i złapał ją za rękę.
-Zostań…
-Puść mnie Jack- odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy. Jednak tym razem nie odnalazł w nich pożądania, ale ogromną wściekłość.
-Nie mogę cię puścić. Nie mogę pozwolić ci odejść- mocniej zacisnął swoją dłoń na jej przedramieniu i pociągnął do siebie.
-Jack, ostrzegam cię. Puść mnie, bo inaczej będę musiała ci pomóc.
-I co mi zrobisz?- spytał tym razem myśląc, że ma nad nią przewagę. Stwierdził, ze skoro jest kobietą to musi być od niego słabsza. Bardzo się pomylił.
-Nie dajesz mi wyboru- jednym ruchem Bones pociągnęła go za rękę i chwilę potem Jack leżał na podłodze.
-Brennan!- krzyknął łapiąc ją za kostkę, kiedy chciała koło niego przejść.
-Powiedziałam odwal się ode mnie!- nerwy puściły całkowicie. Wystarczył jeden zgrabny ruch i dyrektor leżał z krwawiącym nosem. Tempe przeszła przez drzwi
-Sam się prosiłeś.- powiedziała do leżącego Jacka.
-Rozwaliłaś mi nos…- popatrzył na swoje ręce, całe we krwi.
-Nie trzeba było mnie prowokować. Żegnaj, nie spotkamy się już nigdy więcej! Nienawidzę cię, za to co zrobiłeś!- zatrzasnęła drzwi nogą i wyszła z budynku.

Na portierni:
-Tempernace…- zaczął portier widząc wchodzącą z walizką Bones. Zauważył, że jest wściekła
-Sebasthian… Pożegnaj wszystkich ode mnie. Nie mogę tu dłużej zostać…- powiedziała.
-Co się stało? Jesteś roztrzęsiona…
-Ktoś próbował zniszczyć najcenniejszą rzecz jaką mam. Moją przyjaźń z Boothem. Muszę jechać to naprawić, póki jeszcze nie jest za późno…
-Jack?- spytał z wahaniem w głosie.
-Tak…. Trzymaj się Sebasthian. Miło mi było cię poznać.- przytuliła starszego pana- Żegnaj- wzięła walizkę i zbliżyła się do drzwi wyjściowych.
-Tempe… Mam nadzieję, że uda ci się uratować waszą przyjaźń… Trzymam za was kciuki. Powodzenia.
-Dzięki. Cześć.
Wyszła i udała się na pobliski dworzec PKS…

brenn73

Great! Finally she understood what is important. Can't wait for next part! ;)

brenn73

jak juz zdazylam "poznac" Jacka to nie da za wygrana... bedzie chcial ja odzyskac w niekonwencjonalny sposob... ale nic na razie nie mowie ani Ty tez nie mow xD :) ... z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Oczywiście, ze nic nie powiem:P ale za to wrzucę kolejną część:)

54.


Bones podeszła do tablicy z rozkładem jazdy.
-Cholera!- zaklęła.- Żadnych połączeń do 4…- spojrzała na zegarek- Mam trzy godziny… I co ja mam zrobić? Do teatru na pewno nie wrócę…
Usiadła zrezygnowana na ławeczce.
-Booth… Mam nadzieję, że mi wybaczysz..- szeptała do siebie. Wyjęła telefon i wpatrywała się w wyświetlacz… Pustka… Nic się nie dzieje…
-Muszę z kimś porozmawiać, bo zwariuję… Ange...- wybrała numer przyjaciółki.
-Angela? Słucham?- usłyszała głos w słuchawce.- Halo?- Bones nie mogła wydobyć z siebie głosu. Artystka usłyszała tylko cichy szloch.- Brennan? To ty? Co się dzieje?- pytała przerażona.
-Ange… - zaczęła Bones- przepraszam, ze dzwonię do ciebie tak późno, ale musze z kimś pogadać… Nie wiem, co mam zrobić…
-Co się dzieje, sweety?
-Chyba znowu zraniłam Bootha…- powiedziała niepewnie.
-Co się stało, Bren mów!
-Był bankiet… pożegnalny bankiet dla mnie… Tańczyłam z Jackiem… Booth nie miał nic przeciwko. To był tylko taniec, ale..
-Ale?
-Ale Jack z zaskoczenia mnie pocałował. Zrobił to specjalnie, tak żeby Booth wszystko widział.
-O Boże..
-Chwilę potem wyjechał… i nie odbiera ode mnie telefonów. To moja wina…
-Bren, nie chciałaś tego pocałunku, prawda?
-Oczywiście, ze nie.
-Więc to nie jest twoja wina. Musisz pogadać z Boothem i mu to powiedzieć.
-Ale on nie chce nawet ze mną rozmawiać. Dzwoniłam tyle razy… odrzuca połączenie…
-Bo nie wie wszystkiego i jest wściekły. Musisz do niego pojechać. Gdzie jesteś?
-Na dworcu… PKS mam za trzy godziny… Ange, nie chcę go stracić…
-Nigdy go nie stracisz, sweety. Nigdy. Za bardzo mu na tobie zależy. Dlatego tak się wściekł. Musisz po prostu do niego pojechać i mu wszystko wyjaśnić.
-Mam taki zamiar… mam nadzieję, że mnie wysłucha… że mi uwierzy.
-Na pewno, kochana. Nie martw się. To jest Booth.
-Dzięki, Ange.
-Nie łam się Bren. Pogadasz z nim i wszystko się ułoży. Jestem pewna.
-Mam nadzieję. Dzięki i przepraszam, ze cię obudziłam.
-Nie żartuj. Wiesz, ze możesz dzwonić o każdej porze. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
-Ang, jesteś kochana.
-Sweety, trzymaj się i nie trać wiary w siebie i Bootha. Wiem, wiem, jaka jest twoja opinia na temat wiary, ale znasz Bootha więc zaufaj mu.
-Racja, Ang. Jeszcze raz dziękuję. Śpij dobrze.
-Nie ma za co, sweety. Zawsze do usług. Powodzenia.
-Dzięki. Pa, Ang.
-Pa, Bren. Daj znać jak coś…. Wiesz..
-Wiem. Dam znać.
Przyjaciółki rozłączyły się. Teraz Tempe pozostało tylko czekać na transport. To były najdłuższe trzy godziny w jej życiu. Ale w końcu przyjechał PKS. Bones szybko weszła do środka i już była w drodze do DC.
Po jakimś czasie dojechała na miejsce. Było po szóstej. Zaczęło nieźle padać. Bren była cała przemoczona, ale nie to teraz się liczyło.
Dotarła do mieszkania partnera.
-Trudno, Booth, muszę cię obudzić- powiedziała do siebie stojąc pod jego drzwiami.- Muszę ci to wyjaśnić. Nie mogę czekać.- odważyła się w końcu zapukać. Nikt nie otwierał. –Booth! Proszę cię otwórz! Wiem, że tam jesteś! To ja! Proszę cię!
-Bones, odejdź! Nie mam ochoty na rozmowę!- usłyszała zza drzwi.
-Nie odejdę dopóki mnie nie wysłuchasz!
-Daj sobie spokój!
-Nie mogę! Otwórz te cholerne drzwi, Booth! Nic nie rozumiesz!
-Wszystko rozumiem!
-Nie, nic! Nic nie rozumiesz, ty samcze- alfa! Daj mi coś powiedzieć! Otwórz te drzwi- Bones zaczęła walić pięściami w zamknięte drzwi mieszkania Bootha. Z mieszkania obok wyszła jakaś starsza pani w szlafroku.
-Co się tu dzieje?- spytała zaspana.
-Przepraszam panią, ale musze pilnie porozmawiać z tym panem, który tu mieszka, a on za żadne skarby nie chce otworzyć drzwi. Przeklęty samiec alfa!- ostatnie zdanie krzyknęła i po raz kolejny uderzyła pięścią w drzwi.
-Musi ci na nim bardzo zależeć, kochana- powiedziała pani z uśmiechem.
-To mój przyjaciel. Wczoraj źle coś zrozumiał… Ktoś próbował nas skłócić i… odjechał bez słowa. Myśli, ze to moja wina, ale to nie… to nie jest moja wina. Dlatego muszę mu to wyjaśnić.
-Inny facet tak?
-Skąd pani wie?
-Mam swoje lata, kochaniutka. Wiele widziałam. Zrobił coś złego, tak?
-Tak. Pocałował mnie wbrew mojej woli… I Booth to widział i… wściekł się na mnie.
-Ale ty tego nie chciałaś…
-Oczywiście, ze nie. Ostatnią rzeczą jaką bym chciała jest krzywdzenie najlepszego przyjaciela.- Starsza pani spojrzała w oczy Tempe. Widziała w nich determinację i dziwny błysk, który mówił jej wszystko.
-Mówisz prawdę, moje dziecko.
-Wiem. Ale on nie chce mnie słuchać…- Bren posmutniała. Sąsiadka podeszła bliżej drzwi i z całej siły, na tyle ile pozwalał jej wiek, uderzyła w drzwi.
-Panie Booth, otwieraj te drzwi!!!- krzyknęła. Bones popatrzyła na nią z wielkim zdziwieniem.
-Odejdźcie ode mnie!
-Samcze-alfa!- sąsiadka podchwyciła słowa Bones, spojrzała na nią i uśmiechnęła się- Otwórz te cholerne drzwi. Ta kobieta ma ci coś ważnego do powiedzenia!
-Dajcie mi spokój!
-Ani mi się śni!- kontynuowała- Znam cię Booth i wiem, że nie jesteś głupi! Jak dotąd nie byłeś! Ale jeśli pozwolisz zniszczyć tą przyjaźń, to uczucie, które macie, to jak Boga kocham przysięgam, ze skopię ci ten twój zgrabny tyłek! Osobiście! I nie myśl, że skoro jestem stara to nie mam na tyle siły! Otwieraj natychmiast!- Bones patrzyła zszokowana na starszą panią- Otwieraj bo wezwę policję!
-Ja jestem policja!
-To otwieraj! Musisz jej wysłuchać!- ponownie zaczęła uderzać pięściami w drzwi.
-Dobra, dobra….- usłyszały głos agenta.
-Chyba się udało- powiedziała sąsiadka z uśmiechem na twarzy.
-Dziękuję- Bones również się uśmiechnęła. Po chwil usłyszały dźwięk przekręcanego klucza, drzwi się otworzyły, a w nich stał Booth z wściekłą miną.
-No, to teraz drogi chłopcze. Daj szansę tej młodej damie.- staruszka zwróciła się do Seeley’ego.- Ona nie kłamie- szepnęła mu do ucha.
-Wejdź Bones…- odsunął się i gestem zaprosił Bren do środka.
-Dzięki- weszła do mieszkania, odwróciła się jeszcze do starszej pani, uśmiechnęła i kiwnęła głową. Na twarzy kobiety zagościł szeroki uśmiech, a z jej oczu można było wyczytać jedno: Teraz wszystko się ułoży.
Sąsiadka poszła do siebie. Booth zamknął drzwi.
-Napijesz się czegoś?- spytał jakby od niechcenia.
-Może wody…- powiedziała niepewnie.
-Zaraz wracam- poszedł do kuchni. Bren usiadła na kanapie. Po chwili wrócił Booth ze szklanką wody, ręcznikiem, koszulką z logo FBI i dresami.
-Proszę.- podał jej wodę i rzeczy. Ręcznik położył na jej ramionach- Przeziębisz się….
-Dziękuję… Booth… Muszę ci coś powiedzieć…
-Wiem. O Jacku, prawda?- posmutniał.
-Tak…
-Skoro musisz…
-Chcę…
Na chwilę zapadła niezręczna cisza. Bones upiła łyk wody i wzięła głęboki oddech…

brenn73

jak dobrze ze jest Angela xD :) a ta sasiadka Bootha super... hehee.. gdyby nie ona... uwielbiam takich ludzi :) xD bardzo mila i pomocna starsza pani ;) z niecierpliwoscia czekam na rozmowe :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Nadszedł czas na rozmowę:)

55.


-Booth… Wiem, dlaczego wyjechałeś tak nagle, bez pożegnania…- zaczęła w końcu.- Wiem, że widziałeś mnie i Jacka.
-Widziałem- odpowiedział, nie patrząc na nią.
-Booth, proszę cię spójrz na mnie- ręką delikatnie odwróciła jego twarz. Byli blisko siebie, Booth jednak nadal miał spuszczony wzrok- Zawsze mi mówiłeś, że wiesz kiedy ludzie kłamią. Widzisz to w ich oczach. Mówiłeś też, że dobrze mnie znasz… Więc proszę cię o jedną rzecz. Popatrz w moje oczy. Proszę. Popatrz w moje oczy i powiedz czy kłamię- Booth wolno podniósł wzrok i ich oczy się spotkały- Booth. Nie chciałam tego pocałunku. Jack zrobił to specjalnie widząc, ze jesteś w pobliżu. Zaskoczył mnie, próbowałam się wyrwać, ale nie dał mi szansy. Po prostu wpił się w moje usta, przyciągnął do siebie i… specjalnie podniósł moją bluzkę. Ja tego nie chciałam. To był najgorszy pocałunek jakiego kiedykolwiek w życiu doświadczyłam… Nie chciałam tego, słyszysz? Zrobił to, żeby mnie zatrzymać, a nas skłócić. Wiedział, jak zareagujesz… Booth, przepraszam, że znowu przeze mnie jesteś zły. Przepraszam, jeśli po raz kolejny cię zraniłam… Nie chciałam tego. To ostatnia rzecz jaką bym zrobiła.- spojrzała uważniej w jego piękne, czekoladowe oczy- Wierzysz mi, Booth?- chwila ciszy- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, jesteś dla mnie bardzo ważny i nie pozwolę jakiemuś kretynowi tego zniszczyć… Booth, powiedz coś… Wierzysz mi? Ja…
-Bones…- odezwał się w końcu- Tak, wierzę ci.- uśmiechnął się- Przepraszam, że zachowałem się jak smarkacz…
-Nie masz mnie za co przepraszać, Booth…- po policzku Bren spłynęła samotna łza.
-Bones, nie płacz…- otarł palcem łzę z jej policzka- Nie płacz. Nie przeze mnie. Przepraszam. Dopiero teraz widzę, jak bardzo zraniłem twoje uczucia. Powinienem był ci zaufać…
-Nie przepraszaj…
-Bones… Już dobrze.
-Nie gniewasz się na mnie?
-Jak mogę się na ciebie gniewać. Teraz już wiem, że to nie była twoja wina. A ten Jack… Chętnie wróciłbym tam i obił mu tę jego uśmiechniętą buźkę.
-To nie będzie konieczne…
-Nikt nie będzie cię krzywdził, Bones. Zawsze powinienem być przy tobie i cię ochraniać.
-Zawsze jesteś, Booth. Nigdy mnie nie zawiodłeś.
-Więc muszę mu przywalić.
-Booth, on już dostał…- wyrwało się Bren.
-Co?
-No… Jak wychodziłam z mieszkania, chciał mnie zatrzymać, więc… musiałam go powalić na podłogę… a potem… może nie będę wdawać się w szczegóły. Jak wychodziłam leżał przy drzwiach z… rozwalonym nosem…
-Moja Bones!- ucieszył się Booth i z całej siły przytulił partnerkę. Szybko się jednak od niej oderwał- Przepraszam, Bones…
-Booth? Nadal jesteś moim przyjacielem?
-Oczywiście. Zawsze nim będę! Nie wątp w to, nigdy.
-Cieszę się, że nie jesteś na mnie zły- teraz to ona go przytuliła. Trwało chwilę, zanim się rozłączyli. Patrzyli na siebie niepewnym wzrokiem. Dopiero co odzyskali swoją przyjaźń, nie mogą jej stracić przez chwilę słabości…
-Booth… chyba muszę jechać do Instytutu… Zaraz się spóźnię…
-Jesteś cała przemoczona…
-No tak, zapomniałam… Mogę skorzystać z prysznica?
-Jasne. Nawet się nie pytaj. Może pojadę do ciebie, po jakieś rzeczy, co?
-Nie trzeba. Przecież mam walizkę z ciuchami- uśmiechnęła się.
-No tak, racja. To leć pod prysznic, a ja zrobię ci śniadanie i… kawę?
-O tak. Potrzebuję kawy- uśmiechnęła się i poszła do łazienki.
-Jak się cieszę, Bones, że… ty wiesz czemu ja się cieszę.- powiedział do siebie i z szerokim uśmiechem poszedł do kuchni przygotować śniadanie ukochanej „partnerce”.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

56.


Po 15 minutach Bones wyszła z łazienki. Przebrała się w suche ciuchy, na ramionach wciąż miała mały ręcznik od Bootha. Na nim spoczywały mokre włosy Tempe. Weszła do kuchni.
-Bones, śniadanko gotowe- postawił talerz z kanapkami na stole, Bones siadła na krześle- A tu, proszę bardzo kawa, dla mojej najlepszej przyjaciółki- postawił również kubek i posłał jej jeden ze swoich zniewalających uśmiechów. Humor widocznie mu się poprawił.
-Dziękuję, Booth- Tempe również się uśmiechnęła i zabrała za jedzenie śniadania.
-To ja lecę się przebrać- powiedział Seeley znikając w sypialni. „Boże Bones, jaka ty jesteś piękna. Jeszcze z tymi mokrymi włosami… Ach… Uspokój się Seeley…” myślał ubierając się.
Po jakimś czasie:
-Najedzona?- spytał wchodząc do kuchni.
-Tak. Dziękuję.
-To co? Do Jeffersonian?
-Tak. Która godzina?
-Ósma- odpowiedział patrząc na zegarek.
-Co?! Cam mnie zamorduje!- zerwała się z krzesła
-Spokojnie, każdy może się czasem spóźnić. To się zdarza, Bones.
-Ale ja się nie spóźniam.
-Wiem.
-Chodźmy
Szybko wyszli z mieszkania Bootha. Na korytarzy jednak sąsiadka zatrzymała Bones.
-Przepraszam…- powiedziała- Mogę panią prosić na sekundkę?- zwróciła się do Bones.
-Zaczekam w samochodzie, Bones- powiedział Booth schodząc na dół.
-Tak?- spytała Bren podchodząc do starszej pani, stojącej w drzwiach.
-Kochaniutka. Powiem ci jedno. Jesteś bardzo dobrą kobietą. Dobrze ci z oczu patrzy. Tak samo ten młody człowiek. Pilnujcie swojej przyjaźni i nie pozwólcie nikomu jej zniszczyć. Mam przeczucie że to jest nawet coś większego niż zwykła przyjaźń.
-Bardzo ważna i silna przyjaźń, proszę pani.
-To widać.
-Jeszcze raz dziękuję pani za pomoc. Nie wiem, czy bez pani interwencji Booth w ogóle otworzyłby mi drzwi…
-Otworzyłby, ale to dłużej by trwało. Trzymaj się kochanieńka. Powodzenia.
-Dziękuję. Do widzenia- Bones odeszła.
-Jeszcze się odnajdziecie. Macie coś wyjątkowego. Nie zepsujcie tego. Taka przyjaźń nie zdarza się często. Myślę, że już oboje wiecie, że to coś więcej. Tylko jedno z was panicznie boi się tego w co zmieniła się ta przyjaźń. Nie bójcie się miłości, kochane dzieci. Taka prawdziwa rzadko się zdarza.- powiedziała do siebie, odprowadzając wzrokiem Bones.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

57.



Dojechali do Instytutu.
-Dzięki, Booth. Muszę lecieć i tak już jestem spóźniona…- powiedziała Bones wysiadając z samochodu- Do zobaczenia.
-Wpadnę po ciebie po południu. Pójdziemy na lunch, ok.?
-Jasne.
-Pa, Bones
Bren weszła do budynku, a Booth ruszył do siedziby FBI.

-Przepraszam za spóźnienie- powiedziała Tempe spotykając Cam w drodze do swojego gabinetu.
-W porządku Dr Brennan. Angela uprzedziła, że się spóźnisz- odpowiedziała z uśmiechem.
-Angela?
-Tak. Mówiła, ze masz ważną sprawę do załatwienia.
-Tak, racja…
Bones skierowała swoje kroki do gabinetu artystki.
-Hej, Ange
-Hej, sweety! I jak? Rozmawiałaś z Boothem? Wyglądasz na szczęśliwą- Ange oderwała się od pracy i od razu podeszła do przyjaciółki.
-Tak. Rozmawialiśmy. Już jest w porządku. Wytłumaczyłam mu wszystko.
-Miłość przetrwała!- krzyknęła uradowana Angela.
-Przyjaźń, Ange.
-Jasne…- uśmiechnęła się- Mówiłam, że wszystko się miedzy wami ułoży.
-Mówiłaś.
-I jak zawsze miałam rację.
-W tej kwestii, owszem.
-Bones!- do gabinetu wbiegł Seeley.
-Booth, co ty tu robisz? Miałeś jechać do FBI… Przecież jeszcze nie ma południa…- powiedziała zaskoczona Bren.
-Tak było, ale dostałem telefon- zaczął machać swoją motorollą- i wróciłem. Mamy sprawę. Zbieraj się.
-Już idę- wyszła do swojego gabinetu po niezbędne rzeczy. Ange uśmiechała się tajemniczo do Agenta.
-Czemu się tak szczerzysz, Ange?- spytał.
-Już ty dobrze wiesz, Seeley.
-Taaa… Do zobaczenia później. Muszę jechać z Bones na miejsce zbrodni- wyszedł z gabinetu.
-Już ja wiem, co jest miedzy wami. Angeli Montenegro nikt nie oszuka- dodała pod nosem.
Chwilę potem Bones i Booth byli w drodze na miejsce zbrodni.
-Gdzie jedziemy, Booth?
-Jakaś kobieta znalazła rozkładające się ciało w parku, podczas joggingu.
-W parku?
-Tak.

Dotarli na miejsce. Jak zawsze Bones szybko wskoczyła w kombinezon i razem z Boothem ruszyli do znalezionego ciała.
-On czy ona?- spytał Seeley wyciągając notes. Bones klęknęła przy zwłokach i zaczęła oględziny.
-Ona… Wiek między 15 a 20…
-Czas zgonu?
-Wnioskując ze stopnia rozkładu, jakieś dwa dni. Tutaj- wskazała na prawy bark- widać uszkodzenia tkanki, to znaczy, że jakieś zwierzęta zdążyły się do niej dobrać. Może bezpańskie psy albo koty.
-Przyczyna śmierci?
-Widocznie przebarwienia na szyi, co może nam sugerować uduszenie, ale nie jestem tego pewna. Dodatkowo- teraz Bren przyglądała się lewej ręce- złamana kość łokciowa… Widoczne przemieszczenia… Nie wiem czy złamania nastąpiło pośmiertnie. Tego dowiemy się w Instytucie.
-Pakować wszystko do Jeffersonian!- krzyknął jak zawsze Booth.
-Brak części ubrań… Bluzka poszarpana… ślady krwi…
-I co to nam mówi? Morderstwo na tle seksualnym?
-Nie jestem pewna. Może to zwierzęta rozszarpały ubrania. Trzeba przeszukać teren, Booth…
-Robi się Bones. Hej, wy!- krzyknął do jakichś dwóch mężczyzn stojących niedaleko.- Trzeba przeszukać teren! Szukajcie wszystkiego, co może wiązać się w jakiś sposób z ofiarą!
-Robi się!- odkrzyknęli.
-To co, Bones? Do Jeffersonian?
-Tak.- odpowiedziała wstając.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Wrócili do Instytutu. Byli szybciej, więc musieli trochę poczekać na przywiezienie zwłok.
Bren udała się do swojego gabinetu i zaczęła pracować nad nowym rozdziałem książki. Booth pokręcił się po Instytucie. W końcu poszedł do Bren.
-Bones, co robisz?
-Próbuję napisać kolejny rozdział książki…- powiedziała nie odrywając wzroku od monitora.
-Jestem w niej?
-Oczywiście, że nie.
-A ja jestem pewien, że jestem- uśmiechnął się i założył ręce za swój pasek z tak dobrze wszystkim znaną sprzączką „Cocky”, dumnie wypiął pierś i patrzył na Bones.
-Nie, Booth… to są postacie fikcyjne, nie ma cię tu…
-Oj, Bones. I tak wiem swoje.
-Skoro wiesz, to po co się mnie pytasz?
-Czyli jednak jestem. Wiedziałem- powiedział z triumfem w głosie.
-Tego nie powiedziałam, Booth…
-Mogę poczytać?- podszedł do niej i zerknął przez ramię na ekran komputera.
-Nie, nie możesz. Przeczytasz, jak ją wydam.
-O! a nie mówiłem! Jestem! Tylko czemu używasz mojego imienia? Nie spytałaś mnie o zgodę- pokazał na ekran. Rzeczywiście było tam jego imię.
-Co?- spojrzała zszokowana i od razu wcisnęła „del” na klawiaturze. Szybko poprawiła imię.- Rozpraszasz mnie, to dlatego.
-Jasne, Bones.
-Proszę cię, Booth. Gadasz mi nad głową i nie mogę się skupić. Używałam twojego imienia w rozmowie z tobą i przez przypadek wpisałam je tutaj. W sumie dobrze, ze zauważyłeś. Byłoby dziwnie, jakby nagle w książce pojawiło się inne imię.
-Ale ty lubisz się wykręcać.
-Co? Wykręcać? O czym ty mówisz Booth?
-Jak ja kocham tą twoją niewiedzę.
-Niewiedzę? Ja mam bardzo dużą wiedzę, wysokie IQ, jestem bardzo inteligentna, Booth.
-Tak, tak. Nie mówię o twojej naukowej wiedzy, ale o twojej niewiedzy jeśli chodzi o różne powiedzonka.
-Ale komplikujesz…
-Mówiąc wykręcasz, miałem na myśli, że nie chcesz się do czegoś przyznać, Bones.
-Nie mogłeś mi tego powiedzieć od razu?
-Powiedziałem.
-Jakimś sobie znanym, tajnym kodem…- Booth zaczął się śmiać- Powiedziałam coś śmiesznego?
-Jeszcze się pytasz?
-No wiesz, tylko ty się śmiejesz, ja jakoś nie. Więc nie bardzo rozumiem…
-Uwielbiam cię Bones.- powiedział zanim zdążył ugryźć się w język.
-Słucham?- spojrzała na niego zdziwiona.
-No wiesz… uwielbiam te twoje… wiesz… co.
-Nie.
-Po prostu … no wiesz, ta twoja uwaga. „sobie znanym, TAJNYM kodem”.
-I to cię tak bawi?
-Tak. To nie jest tajny kod, tylko powiedzonka, slang. To proste.
-Jak widać dla mnie to jest jak jakiś rodzaj kodu. Często nie rozumiem, co do mnie mówisz. Często nie rozumiem, co ludzie do mnie mówią.
-I właśnie dlatego masz mnie, Bones. Żebym mógł ci wszystko wyjaśnić- uśmiechnął się szeroko- Kiedyś się nauczysz.
-Może.
-Nie ma dla ciebie rzeczy, której nie mogłabyś się nie nauczyć
-Przywieźli ciało- powiedziała Cam pukając do gabinetu Bren. Drzwi były otwarte, więc weszła
-Ok., już idę- Bones wstała, zabrała fartuch z wieszaka i cała trójka poszła na platformę, na której już czekali Hodgins, Angela i Wendell.

brenn73

Awesome! Your story is the best during Latin (which is SO boring)! Can't wait to read next part! ;*

just_american_girl

bardzo madra ta staruszka... :) oj ale ta Bones roztargniona... xD super szykuje sie nowa sprawa... :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

To jeszcze jeden cedek:)

58.


Przesunęli karty przez czytnik i weszli na platformę.
-Witam wszystkich- zaczęła Bren- Panie Wendell, wstępne obserwacje?
--Kobieta, wiek między 15 a 20 lat. Ciało w posuniętym rozkładzie, ilość pozostałej tkanki i jej stan wskazuje nam, że zgon nastąpił minimum dwa dni temu. Widoczne złamanie lewej kości łokciowej…
-Złamanie nastąpiło przedśmiertnie- wtrąciła się Cam- widoczne odbarwienie skóry wokół złamania, na pewno wystąpiło krwawienie, kość musiała uszkodzić naczynia…
-Dodatkowy czynnik do rozważenia- teraz mówiła Brennan- to brak kompletu odzieży. Musimy dowiedzieć się, czy jest ono wynikiem morderstwa na tle seksualnym, czy może to robota bezpańskich zwierząt. Musimy się również dowiedzieć, w jaki sposób ofiara złamała rękę, ale na to musimy zaczekać, aż Dr Saroyan przebada tkanki.
-Na szyi ofiary- kontynuowała Camille- widoczne są silne przebarwienia, co może nam sugerować śmierć przez uduszenie. Wygląda jakby ktoś zaciskał coś wokół jej szyi, nasza w tym głowa, żeby ustalić czy morderca udusił ja rękami. Póki tego dokładnie nie zbadamy, nie możemy być pewni czy ofiara nie została uduszona przy pomocy innego narzędzia, sznuru, kabla… Dr Hodgins, możesz pobrać próbki i sprawdzić czy zostały jakieś cząsteczki mogące pomóc nam w identyfikacji narzędzia zbrodni.
-Oczywiście Dr Saroyan- odezwał się Hodgins.
-Angela, jak tylko przebadam wszystkie tkanki, Wendell oczyści kości, będziesz mogła zrekonstruować twarz.- Cam zwróciła się do artystki. Ang kiwnęła głową.
-Dr Saroyan, daj znać, jak będę mogła zająć się kośćmi.- powiedziała Bren ściągając rękawiczki.
-Oczywiście Dr Brennan.
-Przejrzę wszystkie zdjęcia z miejsca znalezienia ciała, może coś nam to pomoże.
-Ok.
-Dr Hodgins, tutaj są wszystkie próbki pobrane z okolicy miejsca zbrodni- Bren wskazała na dużą srebrną walizkę
-Już się biorę do roboty Dr Brennan- Hodgins podszedł do walizki z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Będę u siebie- rzuciła Bones oddalając się do swojego gabinetu. Przyjaciele kiwnęli głowami i zabrali się do pracy.

Bones siedziała przy biurku, przeglądając zdjęcia z miejsca znalezienia ciała dziewczyny. Skupiona nie zauważyła wchodzącej artystki.
-Sweety?- Ang zbliżyła się do pracującej przyjaciółki- Sweety? Hej!
-Ang! Wybacz zamyśliłam się…- po głośnym „hej” artystki oderwała się od pracy.
-Wiem. Znalazłaś coś ciekawego?
-Zobacz na te ślady na szyi- wskazała zdjęcie na ekranie komputera
-Wyglądają jak po uduszeniu…
-Dokładnie, ale to już wiemy. Mam wrażenie, że została uduszona gołymi rękami, zobacz na te ślady tutaj- powiększyła zdjęcie- nie wygląda mi to na żaden sznur, czy kabel…
-Rzeczywiście… Dodatkowo… na trawie wokół ofiary, zwłaszcza w okolicach jej ud i bioder…- Ange zmieniła zdjęcie- jest mnóstwo krwi.
-Tak. Na miejscu nie było widać dokładnie kształtu tych plam … z tej perspektywy dokładnie można zobaczyć na jakim obszarze się rozciągają…
-To i fakt, że nie miała na sobie części ubrań, może świadczyć o napaści na tle seksualnym.
-Tak, Ange.
-Biedna dziewczyna… Skąd się biorą takie potwory? Napaść młodą kobietę, wykorzystać ją, a potem zabić i porzucić w parku…
-Nie wiem. Od nas teraz zależy, jak szybko go złapiemy. Nie możemy pozwolić zginąć kolejnej kobiecie.
-Tak, sweety…- Ange usiadła na fotelu naprzeciwko biurka Bren- No to powiedz mi teraz kochana, co jest między tobą i Boothem- uśmiechnęła się.
-Co ma być, Ange? Już ci mówiłam, porozmawialiśmy, wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest w porządku. Booth już się na mnie nie gniewa. Jest jak dawniej.
-Czyli? Nadal będziecie bronić się przed uczuciem?
-Ange, proszę cię. Między nami coś jest, tak, ale to się nazywa przyjaźń. Piękna, silna przyjaźń.
-A nie uważasz, że Booth tak postąpił, bo jest o ciebie zazdrosny?
-Nie. Czemu miałby być? Każde z nas ma własne życie. Ja nie zabraniam mu się spotykać z innymi kobietami. Domyślam się, że taki facet jak on jest aktywny seksualnie i bez problemu może przebierać w kobietach.
-Taki facet jak on? Czyli uważasz, że Booth jest seksowny?
-Nigdy nie powiedziałam, że nie. Ma bardzo proporcjonalne ciało. Proporcję między barkami i miednicą są doskonale zachowane, dodatkowo ma dobrze rozwinięte mięśnie, to pewnie dzięki ćwiczeniom.
-Nie wpadło ci do głowy, że Booth nie chce umawiać się z innymi kobietami, bo już znalazł tą swoją jedyną?
-Może. Jeśli ją znalazł to bardzo się cieszę z tego powodu.
-Bren jak ty nic nie kumasz.
-Czemu mam kumać, Ange? Czy ja ci wyglądam na płaza?
-No tak… Chodzi mi o to, że nie rozumiesz.
-Co mam rozumieć?
-Mówiąc o tej jedynej, miałam na myśli ciebie. Z tego co wiem, Booth nie spotyka się z nikim, poza tobą.
-Ale my się spotykamy w pracy. Czasem pójdziemy coś razem zjeść, pogadamy…
-Oj, kiedy ty wreszcie przejrzysz na oczy?
-A kiedy ty zrozumiesz, że łączy nas przyjaźń?
-Tego nigdy, bo wiem, co was łączy.
-Tak…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

59.


Po kilku godzinach kości były już oczyszczone. Brennan weszła na platformę, by zacząć swoje badania. Założyła ochronne rękawiczki i zbliżyła się do stołu autopsyjnego. Razem z nią przyszła Angela. Nad oczyszczonym szkieletem już pochylał się Wendell.
-Ange, jak tylko zobaczę czaszkę, będziesz mogła zacząć rekonstrukcję- powiedziała Bones do Angeli.
-Ok.
Bren podniosła czaszkę do góry i dokładnie się jej przyglądała.
-Tutaj…- powiedziała po chwili. Położyła czaszkę pod aparatem powiększającym i teraz wszystkie oczy wpatrywały się w monitor- na żuchwie jest widoczne wgłębienie… Co to może oznaczać, panie Wendell?- zwróciła się do stażysty.
-Wgłębienie takie jak to może nam wskazywać na to, że ofiara została mocno czymś uderzona przed śmiercią lub po. Mogło to być jakieś narzędzie, ale równie dobrze mogła zostać uderzona o ścianę lub coś innego. Płaski ślad- mówił- lekko wklęsły. Tylko bardzo silne uderzenie mogło spowodować powstanie śladów na kości.
-Bardzo dobrze. Będziemy musieli dowiedzieć się czym lub o co została uderzona ofiara. Oprócz tego śladu, nie widzę żadnych niepokojących zmian na kości czaszki… Później zbadamy ją dokładniej, jak już Angela ją zidentyfikuje. Zajmijmy się pozostałymi śladami, a Agne w tym czasie- zwróciła się do artystki- może nam zrekonstruować twarz.
-Jasne. Trzeba oddać jej tożsamość. Już biorę się do pracy- założyła rękawiczki, wzięła czaszkę i ruszyła do swojego gabinetu.
-Złamanie kości łokciowej- mówiła dalej Bren oglądając teraz rękę ofiary- jest w nim coś dziwnego. Zgodzi się pan ze mną?
-Jak najbardziej, Dr Brennan- przytaknął Wendell- Nie jest to typowe złamanie w wyniku upadku, ani uderzenia… staw łokciowy jest strzaskany…
-Widziałam to już wcześniej- skupiła się na przypomnieniu sobie, gdzie dokładnie spotkała się z takim złamaniem- Wiem. Mieliśmy kiedyś taką sprawę kiedy dwóch morderców chcąc upozorować samobójstwo znanego koszykarza, wcisnęło ofiarę w kurtkę…. Wygięli jego rękę do tyłu- podeszła do stażysty i zademonstrowała na nim- próbowali wepchnąć jego rękę w rękaw kurtki. Napotykając opór pociągnęli mocniej i… kość pękła. Proszę spojrzeć tutaj- wróciła do stołu, zostawiając zestresowanego Wendella- kość ramienia jest pęknięta, teraz dokładnie to widać.
-Myśli pani, Dr Brennan, że ktoś próbował ją ubrać, zaraz po tym, jak ją zamordował?
-To by wskazywało na zabójstwo na tle seksualnym, ale… Możliwe jest też, że sprawca wykręcił jej rękę do tyłu, by uniemożliwić jej ucieczkę… Proszę spojrzeć tutaj, zmiażdżona kość gnykowa i uszkodzone kręgi szyjne C4 i C5, również zmiażdżone. To potwierdza naszą poprzednia teorię. Ofiara została uduszona- na platformę weszła Cam.- Dr Saroyan? Jak wyniki toksykologiczne?
-Żadnych środków odurzających, brak narkotyków czy innych substancji… Ale znalazłam coś niepokojącego…- podeszła do komputera, wcisnęła parę klawiszy i na ekranie wyświetliło się zdjęcie.
-Czy to jest to o czym myślę, Dr Saroyan?- spytała Bones patrząc na ekran.
-Obawiam się, że tak, Dr Brennan… Ofiara odbyła bardzo nieprzyjemny stosunek przed śmiercią. Patrząc na rozległe uszkodzenia ścianek… to był bardzo brutalny gwałt.
-Znalazłaś może jakieś ślady nasienia na ofierze?
-Niestety nie. Widocznie sprawca się zabezpieczył. Ale może Hodgins znajdzie coś na ubraniach. Właśnie dostarczyłam mu całą odzież należącą do ofiary.
-Dziewczyna została zgwałcona?- na platformie pojawiła się Angela.
-Tak- potwierdziła Bren.
-Mój Boże…- artystka wyglądała na smutną- Mam twarz…- pokazała rysunek- Wrzuciłam do komputera i poszukałam w bazie osób zaginionych- podeszła do komputera, wcisnęła kilka klawiszy i pojawiło się nowe zdjęcie. Twarz młodej dziewczynki o długich brązowych włosach i zielonych oczach- Wydaje mi się, ze mamy zgodność. Amanda Letz, lat 15. zaginęła tydzień temu. Wracała z wieczornych zajęć w szkole baletu. Nigdy nie dotarła do domu.
-Balet?- spytała Cam- Zawsze chciałam tańczyć… Przepraszam. Nieistotna uwaga- dodała widząc minę Brennan.
-To z pewnością nasza ofiara. Na kościach śródstopia, widać, że dużo tańczyła- odezwała się Bren- niektórych śladów nie da się usunąć z ciała…
-Była taką piękną, młodą dziewczynką…
-Ange, wszystko w porządku?
-Nie do końca. Po prostu znajdźmy szybko tego potwora…
-Znajdziemy- powiedziała Cam.
-Ange, masz jeszcze jakieś informację na temat ofiary? Adres, szkołę do której chodziła…- spytała Bren.
-Tak. Tu jest wszystko- podała jej plik kartek.
-Ok. zadzwonię do Bootha. Powiem, że znamy tożsamość ofiary- Bones zdjęła rękawiczki i wyszła.


-Booth?- odezwał się głos w słuchawce.
-Cześć, Booth.- powiedziała Bren.
-Bones! I co, wiecie już coś?
-Znamy tożsamość ofiary. Amanda Letz, 15 lat. Zaginęła tydzień temu. Mieszkała z rodzicami na Awest Street.
-Ok. podjadę po ciebie i razem pojedziemy do jej rodziców, ok.?
-Dobra.
-Do zobaczenia, Bones.
-Pa.
Na chwilę Bones wróciła do swojego gabinetu. Jakiś czas później przyjechał Booth i razem ruszyli na Awest Street.

brenn73

ojejku jak ty dokladnie odzwierciedlilas prace ludzi w labolatorium... swietnie bardzo profesjonalnie :) ja sie kompletnie na tych rzeczach nie znam wydawalo mi sie to takie prawdziwe jak w Kosciach :) i jeszcze ten antropologiczny, rzeczowy ton Bones... :) zwlaszcza jak mowila o Boothe xD ekstra czekam na relacje z domu ofiary :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Staram się opisując ich pracę w Lab czytać najpierw o różnych urazach i nazwach, sprawdzam czy to mozliwe itp. Ostatnio zainteresowala mnie antropologia sądowa, medycyna sądowa, patologia i tak sobie czasem czytam o tym:)
Fajnie że udało mi się stworzyć Bonesowy klimat w Lab:):):)

I jeszcze jeden cedek:)

60.


SUV

-Strasznie nie lubię takich spraw…- po chwili ciszy powiedziała Bren.
-Ja też, Bones.- odpowiedział Booth.
-Jak można tak krzywdzić dziecko? Jak w ogóle można coś takiego zrobić kobiecie? Czy niektórzy naprawdę nie rozumieją słowa „nie”?
-Niestety są na świecie takie potwory, jak ten facet. Do nas należy jak najszybsze złapanie tego skurczybyka. Nie pozwolimy, żeby skrzywdził jeszcze kogoś. Będziemy musieli sprawdzić każde miejsce, w którym przebywała ofiara. Szkołę, miejsca do których chodziła, szkołę baletową, jakieś kluby… wszystko. Musimy też pogadać z jej znajomymi z klasy. Może ktoś coś widział…
-Oby… Ta dziewczyna tyle wycierpiała przed śmiercią…- Tempe wpatrywała się w zmieniający się za szybą krajobraz.
-Wszystko dobrze, Bones?- spytał zatroskany Seeley.
-Nie… Jak my mamy powiedzieć jej rodzicom, co się stało? Jak najdelikatniej powiedzieć, że ich córka została brutalnie zgwałcona, pobita, a potem uduszona…? Jak tego nie powiesz, nigdy nie będzie delikatnie… Nie chcę nawet myśleć, jak będą się czuli…- Booth spojrzał na partnerkę ze zdziwieniem, ale również z niesamowitym ciepłem w oczach.- Czemu mi się tak przyglądasz? Patrz na drogę Booth.
-Stoimy w korku…- odpowiedział delikatnie.- Bones, nie da się tego powiedzieć delikatnie. To zawsze będzie bolało. Bardzo. Ale… wiesz co? Bardzo się zmieniłaś…
-Ja? Co masz na myśli?
-Kiedy cię poznałem… powiedziałabyś, że najlepiej powiedzieć wszystko wprost. Nigdy aż tak nie przejmowałaś się przekazywaniem informacji. To znaczy, wiesz, nie chodzi mi o to, że cię to nie interesowało, ale… zawsze potrafiłaś wszystko zracjonalizować. A teraz? Bones jesteś inną osobą.
-Chyba masz rację… Bardzo się zmieniłam… Dzięki tobie jestem innym człowiekiem. Ty mnie tego nauczyłeś.- uśmiechnęła się lekko, ale nadal na niego nie patrzyła.
-To chyba masz dobrego nauczyciela, co Bones?- powiedział z uśmiechem. Czuł, że powoli zaczyna do niej docierać. Jest bardziej uczuciowa… Zmienia się… Może któregoś dnia dojrzeje do tego i… będzie mógł wreszcie nauczyć jej najważniejszego: miłości. Pięknej, czystej, najpotężniejszej na świecie.
-Najlepszego, Booth.- również się uśmiechnęła. Rozmowę przerwał im telefon Bones. Podniosła komórkę, na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer, nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Brennan.
-Cześć, Temperance. Proszę cię nie rozłączaj się. Chciałem pogadać…- usłyszała.
-Jack?- spytała zdziwiona. Momentalnie przeszedł ją dreszcz wściekłości. Na dźwięk tego imienia Booth od razu poczuł, że włącza mu się agresor.
-Tak to ja. Proszę cię, posłuchaj mnie- mówił błagalnym tonem dyrektor.
-Już ci mówiłam, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Po tym co zrobiłeś, nie mam ochoty nawet cię słuchać.
-Proszę!
-Nie! Próbowałeś zniszczyć najważniejszą rzecz jaką mam w życiu! Nie będę wysłuchiwać twoich tłumaczeń!
-Tempe, ja naprawdę tego nie chciałem, ja byłem..
-Tak pijany, ale to cię nie tłumaczy. Nie mamy o czym ze sobą rozmawiać.- wcisnęła czerwoną słuchawkę i z wściekłością wrzuciła telefon do torebki.- Co za cham! Jak on śmie?
-Dyrektor, prawda?- spytał Booth, już spokojny. Po tym co usłyszał, był pewny, że tej dwójki już nigdy nic nie połączy.
-O mały włos nie zniszczył naszej przyjaźni, a teraz jak gdyby nigdy nic dzwoni i chce porozmawiać! I co będzie się tłumaczył, że był pijany, ze tego nie chciał!? Gdyby nie chciał to by tego nie zrobił! Co za… dupek!- Bones była wściekła.
-O proszę, kolokwializm- Booth uśmiechnął się. Chciał choć trochę uspokoić Bones.
-Tak. Nauczyłam się od ciebie- uśmiechnęła się- przydatny, jak widać. Dupek! Ale mnie rozzłościł…
-Może powtórzysz to kilka razy, co? Czasem to pomaga.- ponownie się uśmiechnął.
-Nie wpuszczasz mnie w jakieś jeżyny?- spytała z podejrzliwą miną.
-W maliny. I nie, nie wpuszczam cię w maliny. Mi zawsze to pomaga choć trochę rozładować gniew. Dupek!
-Dupek! Dupek! Dupek!...- powtórzyła kilka razy, Booth oczywiście włączył się do tego i również powtarzał z Bones. Po chwili, Bones odetchnęła- Miałeś rację.- uśmiechnęła się- Pomogło.
-Mówiłem.
-Mam nadzieję, ze już nie będzie do mnie wydzwaniał…
-A niech spróbuje. To pojadę do niego… I… zapoznam go z moją pięścią.
-Zapoznasz? Po co mu niby znajomość z twoją pięścią? Zresztą to raczej niemożliwe… no wiesz… żeby…- Booth się roześmiał.
-Tak się mówi, Bones. Miałem na myśli, że mu przywalę.
-Przywalisz?
-Tak. Obiję mu tą jego buźkę.
-Sama mam ochotę to zrobić…
-Pojedziemy razem.
-Booth…
-No co? Jako samiec alfa muszę cię bronić. Wiem, wiem. Sama potrafisz o siebie zadbać, dlatego zaproponowałem, ze pojedziemy razem- dodał po chwili.
-Mam nadzieję, że nie będzie to konieczne. Nie chcę go już więcej widzieć.
-Ja też. O! jesteśmy. Awest Street…- powiedział zatrzymując się na parkingu obok niewielkiego domku.- To tutaj.
-Ok…

Wysiedli z samochodu i ruszyli w kierunku ganku…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

61.


Zapukali do drzwi. Otworzyła im kobieta koło czterdziestki, ale wyglądała na starszą. Zapadnięte, podkrążone oczy, potargane włosy. Wyglądała jakby dopiero wstała. Nawet się nie ubrała, była w szlafroku.
-Słucham?- spytała smutnym głosem.
-Dzień dobry, pani Letz?- odezwał się Booth.
-Tak, to ja…
-FBI Agent Specjalny Seeley Booth, to moja partnerka Dr Temperance Brennan z Instytutu Jeffersona. Możemy zająć pani chwilkę?
-FBI? Proszę…- uchyliła drzwi i wpuściła ich do środka. Weszli do salonu. Dom wyglądał na zaniedbany. Wszędzie walały się ubrania, chusteczki, stały puste kubki po herbacie i kawie, kilka talerzy.- Przepraszam za ten bałagan, ale ostatnio nie mam głowy do sprzątania…- powiedziała obojętnie kobieta, robiąc im miejsce na kanapie.- Napiją się państwo czegoś?
-Nie, dziękujemy, pani Letz.- grzecznie odmówił Booth. Kobieta usiadła na fotelu i dopiero teraz spojrzała na Bones. W jej oczach pojawiły się łzy.
-Co się stało?- spytała Bren.
-Przepraszam… Ja…- Bones podała jej chusteczkę. Kobieta otarła łzy- Dziękuję. Przepraszam, ale… jest pani podobna do mojej córki… Macie bardzo podobne rysy twarzy… Moja córka zniknęła tydzień temu… Nie wróciła z zajęć baletu… I nie wiem co się z nią stało…- ponownie otarła łzy.
-My przyjechaliśmy właśnie w tej sprawie- zaczął Booth
-Znaleźliście moją córkę?- spytała z lekką nutą nadziei w głosie.
-Obawiam się, że tak..
-Czy… O nie… FBI… słynna antropolog sądowa… Coś się stało, prawda?- na twarzy kobiety momentalnie pojawił się strach.
-Tak. Bardzo nam przykro, ale… pani córka nie żyje…- Booth starał się powiedzieć to najdelikatniej, jak tylko mógł, ale niewiele to pomogło. Na dźwięk tych słów kobieta wpadła w histerię. Nie mogła przestać płakać.
-Nie żyje?! Mój Boże… to nie może być prawda… Amanda… Co…? Jak to? Co się stało?- mówiła przez łzy.
-Znaleźliśmy ją w parku…
-Mój Boże…
-Przepraszam, ale będziemy musieli zadać pani kilka pytań. Jest pani w stanie odpowiedzieć?- kobieta nie odezwała się- Potrzebujemy jak najwięcej informacji, żeby móc złapać mordercę, pani Letz. Musimy zrobić to jak najszybciej.
-R… rozumiem… Niech pan pyta… postaram się odpowiedzieć…
-Czy pani córka miała jakiś wrogów? W szkole, w szkółce baletowej?- pytał agent.
-Nie. Z tego, co wiem była raczej lubiana w klasie. Nie skarżyła się…
-A czy w jej życiu zdarzyło się ostatnio coś niepokojącego?
-Nie. Wszystko było normalnie. Uczyła się, cały wolny czas poświęcała na taniec… Zbliżał się festiwal w szkole i… ciągle siedziała na próbach. Bardzo jej zależało.
-Czy Amanda miała jakiegoś chłopaka, przyjaciółkę?- spytała Brennan.
-Ma przyjaciółkę. Chłopak? Jakiś czas temu umawiała się z jednym, ale szybko to skończyła. Mówiła, że jednak nie jest jeszcze gotowa na związek i… nie chciała go krzywdzić…
-Krzywdzić?
-Tak. Taniec był dla niej najważniejszy, a przez próby nie miała wiele czasu na życie towarzyskie, a już tym bardziej na umawianie się z chłopakiem. Kłócili się i w końcu zerwali. Rozstali się w przyjaźni. Nawet potem kilka razy się spotkali. Z tego co mówiła dobrze im się razem układało. Oboje byli zadowoleni z tego układu.
-Będę potrzebował nazwiska przyjaciółki i tego chłopaka- Booth wyjął notes z kieszeni.
-Jej przyjaciółka to Anika Sus, mieszka niedaleko na tej samej ulicy… 55… a ten chłopak… Mike Tener, on mieszka w innej dzielnicy… Nice Street 15, to dzielnica domków jednorodzinnych.- Booth wszystko zanotował.
-Czy… moglibyśmy obejrzeć pokój córki?- spytała Bones- Może uda nam się znaleźć jakieś informacje potrzebne w śledztwie.
-Tak… Proszę ze mną- kobieta podniosła się i wyszła z salonu. Za nią poszli Booth i Bones. Weszli po schodach na strych. Kobieta otworzyła drzwi do pokoju i gestem zaprosiła partnerów.
-Jej pokój… to było jej ulubione miejsce w domu. Nie chciała mieszkać w normalnym pokoju. Tutaj miała przestrzeń, mogła tańczyć… Mówiła, że ten strych ma niesamowitą moc i że jak tutaj tańczy, to czuje się wolna…- powiedziała. Partnerzy weszli do środka. Rzeczywiście strych wydawał się bardzo przestrzenny. W rogu był urządzony kącik, w którym stało łóżko z czerwonymi zasłonami, obok niewielkie biurko, mała szafka z pucharami. Na ścianach zamiast standardowych tapet były duże zdjęcia znanych baletnic, fotografie z różnych spektakli tanecznych. W innym rogu urządzona była garderoba. Szafa, szafka z lusterkiem, na stoliku dużo przeróżnych kosmetyków, niedaleko kolekcja butów do tańczenia i stroje do baletu. Nad toaletką, na lustrze i obok przyklejone były różne zdjęcia dziewczyny w tańcu. Od najmłodszych lat do obecnych. Środek strychu był wolny, wyłożony specjalnym parkietem do tańca. Na jednaj z ścian był drążek do ćwiczeń i duże lustro. Booth i Bones rozglądali się po królestwie dziewczynki.