PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78055
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

ZDRADA W TEATRZE:)

ocenił(a) serial na 9

Takie trochę inne opko. Postanowiłam wprowadzić ich w świat, który dobrze znam:P
Mam nadzieję, ze przypadnie wam do gustu.
Pozwoliłam sobie umieścić w treści kilka fragmentów znanych dramatów „3 siostry” Antoniego Czechowa i „Szklana menażeria” Tennessee Williams w scenach w teatrze.


1.


-Agencie Booth, czy coś jest nie tak?- spytał Sweets. Bones i Booth siedzieli teraz w jego gabinecie na kolejnej terapii. Booth widocznie był zniecierpliwiony. Cały czas stukał palcami o brzeg kanapy.
-Nic. A co ma być Sweets?- powiedział poirytowany.
-Od początku naszego spotkania nie odezwał się pan ani słowem…
-Jemu chodzi o to, że ciągle pukasz tymi swoimi palcami o kanapę. To jest naprawdę irytujące.- wtrąciła się Bren.
- To też chciałem powiedzieć. Dziękuję Dr Brennan.- powiedział psycholog.- Więc Agencie Booth…?
-Co?- spytał Seeley.
-Co pana tak denerwuje?
-Na pewno chcesz wiedzieć chłopcze?
-Mówiłem, że mam 22 lata. Nie jestem dzieckiem, mam doktorat…
-Wiem, mówiłeś to już chyba setki razy. Co nie zmienia faktu, że i tak ci nie wierzę.
-Ok. pozostawmy ten temat. Co pana gryzie?
-Ale przecież nic nie może go gryźć, Sweets- wtrąciła się Bren.
-To przenośnia Dr Brennan.
-Aha. No tak…
-Wkurza mnie to, ze znowu musimy tu siedzieć. Już myślałem, że dasz nam wreszcie spokój.
-Nie mogę przerwać terapii w momencie, kiedy widzę, że między wami są jakieś skrywane emocje i widoczne dla każdego gołym okiem niesamowite napięcie seksualne.
-Jesteśmy tylko partnerami. Ile razy mamy ci to powtarzać Sweets- powiedział ty razem podenerwowany Booth.
-Tak, powtarzacie to cały czas, tylko, ze ja niestety wam nie wierzę. Jestem psychologiem i widzę, jak na siebie patrzycie, jak…
-Nienawidzę psychologii- powiedziała Bren.- I nie wierzę, że należy ona do nauk takich jak np. antropologia. Jest zupełnie bezużyteczna.
-Znam pani opinię Dr Brennan na temat psychologii, ale to nie zmusi mnie do przerwania terapii- odparł łagodnie Lance.- Dobrze. Pamiętacie jedno z naszych spotkań, kiedy graliśmy w skojarzenia?- nie odpowiedzieli- Chciałbym je powtórzyć.
-O na pewno nie Sweets!- powiedział gniewnie Booth- Nie pamiętasz jak to się skończyło? Proszeniem o moją spermę. Wymyśl coś innego.
-Doskonale pamiętam co się wtedy wydarzyło. To było kolejnym sygnałem dla mnie o czym oboje myślicie i że, nie wiem czy nieświadomie… ale próbujecie stworzyć razem rodzinę.
-To jakiś żart- powiedziała Bren.- Jak mówił Booth jesteśmy tylko partnerami. Każdy z nas ma własne życie.
-Właśnie.- przytaknął Booth.
-Tak, tak, jasne. A ja jestem królową Anglii.- zaśmiał się pod nosem Sweets.
-Wasza wysokość- Booth wstał i ukłonił się.
-Booth, ale on nie jest przecież królową Anglii…- powiedziała zdezorientowana Bones- czemu mu się kłaniasz?
-Oj, Bones…- Booth opadł zrezygnowany na kanapę.- Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
-Uczę się. Mam najlepszego nauczyciela- uśmiechnęła się do Bootha. Ich wzrok się spotkał- Ale nadal nie rozumiem…- Seeley położył palec na jej ustach. Sweets obserwował wszystko z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Bones, wytłumaczę ci to później. To taki żart.- mówił i wpatrywał się w jej piękne niebieskie oczy. Trwali w takiej pozycji przez dłuższą chwilę.
-O tym właśnie mówię- powiedział do siebie Sweets. Nie powiedział tego tak cicho jakby mu się wydawało. Na dźwięk jego głosu, partnerzy oderwali się od siebie, jak oparzeni.
-I z czego się tak cieszysz Sweets?- spytał Booth.
-Z niczego, Agencie Booth. Ja…- przerwał im telefon Bootha.- Wolałbym, żeby pan…
-Booth?- rzucił do słuchawki.
-… nie odbierał telefonu…- dokończył Lance.
-Tak? Oczywiście. Już jedziemy. Mamy sprawę- zwrócił się do Bones.
-Ok.- oboje wstali z kanapy.
-Nasz czas jeszcze się nie skończył…- Sweets chciał ich zatrzymać, ale oni już byli przy drzwiach.
-Sorry, Sweets. Nowa sprawa. Pogadamy innym razem- rzucił Agent.
-Kolejne spotkanie w środę o 18. nie zapomnijcie…
-Jasne.- odpowiedzieli i już byli za drzwiami.
-Jak ja mam im uświadomić co do siebie czują? Przecież to widać na kilometr, że tą dwójkę łączy miłość. Czemu się tak opierają?- pytał sam siebie.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

2.


Szybko dojechali na podane miejsce. Tym razem zwłoki znaleziono w polach. Był to płytki grób. Jakiś rolnik chciał skopać ziemię i przez przypadek odkrył ciało.
Bren i Booth wysiedli z SUV’a Agenta i już zmierzali w kierunku znalezionych szczątek.
-Napięcie seksualne, co?- mówił Booth.
-Tak. W bajce chyba.- odpowiedziała Bren.
-Ja nie wiem z jakich książek on się uczył psychologii. Może pomyliły mu się z powieściami fantasy.
-Możliwe.
-Jakie masz plany na weekend, Bones?
-Pewnie popracuję nad szczątkami z wojny secesyjnej. Powinnam w końcu się za nie zabrać…
-Znowu praca? Bones czy ty nie wiesz do czego służy weekend?
-Wiem.
-Raczej wątpię. Powinnaś wybrać się do jakiegoś klubu, baru albo na jakąś dyskotekę.
-Nie chodzę na dyskoteki.
-Wiem. A może powinnaś to zmienić?- uśmiechnął się szeroko.
-Na razie nie planuję tego.
Po chwili.
-Gdzie są szczątki?- spytała Bren, kiedy doszli do miejsca, w którym już była cała ekipa.
-Tutaj Dr Brennan- mężczyzna wskazał płytki grób. Bones od razu kucnęła przy ciele i zaczęła swoje badania.
-Mężczyzna. Wiek około 50- 68 lat…
-Czas zgonu?
-Nie mogę tutaj dokładnie określić. Zbyt dużo tkanek.
-Przyczyna?
-Nie ma żadnych widocznych urazów. Musimy zabrać go do Laboratorium.
-Do Jeffersonian- krzyknął do ludzi.


Godzinę później byli już w Instytucie i zaczęli dokładniejsze badania.
-Zachowało się bardzo dużo tkanek- zaczęła Cam pochylając się nad ciałem.- Zrobię toksykologię. Nie widzę tu żadnych obrażeń… Może na kościach się coś znajdzie…
-Cam….- powiedziała nagle Bones zauważając pewną nieprawidłowość.- Spójrz tutaj.- pokazała miejsce gdzie zaczynała się pacha- Tutaj jest… Właściwie nie wiem co dokładnie. Nie widziałam nic takiego wcześniej.
-Rzeczywiście dziwne…- teraz Cam przyglądała się tajemniczej ranie.- Wygląda, że ofiara została czymś dźgnięta, tylko nie pasuje mi to do żadnego narzędzia zbrodni jakie widziałam. Ma dość nieregularne kształty… Może ślad na kości nam coś podpowie.
-Ofiara nie żyje od 30 godzin- Hodgins wszedł na platformę. Za nim wbiegła Angela.
-Znam tożsamość ofiary. Joseph Hunt.- wcisnęła kilka klawiszy i na ekranie ukazał im się starszy pan.
-Aktor?- spytała Jack.
-Tak. Pracował w teatrze na prowincji, niedaleko DC. Dosyć znany teatr- wcisnęła kilka kolejnych klawiszy i pojawiła się strona teatru.- Ostatnio grał w „Operze za trzy grosze”, wcześniej w „Hamlecie” i „Opętanych”… Dosyć znany w tamtych rejonach. Jeden z najlepszych.
-Kto mógłby chcieć zabić aktora?- spytał Hodgins
-Tego musimy się dowiedzieć Dr Hodgins- powiedziała Bren- Cam daj mi znać, jak będę mogła oczyścić kości.
-Oczywiście Dr Brennan.
-Coś wiadomo?- spytał Booth, który właśnie pojawił się na platformie.
-Niewiele, ale coś tak- powiedziała Cam.
-Na razie znamy tożsamość ofiary. Joseph Hunt. Aktor prowincjonalnego teatru, niedaleko DC. 65 lat. Na razie nie znamy dokładne przyczyny zgonu- referowała Bren.- Znaleźliśmy dziwną ranę z boku, ale na razie nie potrafimy jej zidentyfikować.
Ponownie rozdzwonił się telefon Bootha.
-Booth? Oczywiście. Jedziemy. Kolejne zwłoki…
-Kolejne?- zdziwiła się Cam.
-Gdzie?- spytała Bren.
-Niedaleko tych pól na których znaleźli tego aktora… Zbieraj się Bones. Jedziemy.

Ruszyli na kolejne miejsce zbrodni.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

3.

Tym razem ciało znaleziono w lesie przez przypadkowych turystów.
-Kobieta.- zaczęła Bones klękając przy zwłokach.- 25- 30 lat. Wygląda na to, że została czymś dźgnięta. Więcej nie mogę powiedzieć. Znowu tkanki. Robota dla Cam.
-Ok. Pakować i wszystko do Jeffersonian- ponownie tego dnia krzyknął Seeley do mężczyzn badających teren.
-Proszę jeszcze obfotografować miejsce znalezienia zwłok i okolice.- powiedziała Bones zdejmując rękawiczki.
-Oczywiście Dr Brennan.- odpowiedział jakiś mężczyzna z aparatem w ręce.
-Dwa ciała w ciągu jednego dnia… Nie tak wyobrażałem sobie dzisiejsze popołudnie.- powiedział Booth z zdegustowaną miną.
-Ja też..

Kilka godzin później Jeffersonian.

-Sue Mayers- zaczęła Angela pokazując na ekranie komputera zdjęcie kobiety- 25 lat. Również aktorka tego samego teatru.
-Wyniki toksykologiczne wykazały w obu wypadkach obecność arszeniku.- zaczęła Cam.
-Zostali otruci?- spytała Bones.
-Tak. W żołądkach znalazłam także liście herbaty, owocowa u kobiety, melisa u mężczyzny. Były też śladowe ilości kawy.
-Ktoś otruł ich herbatą?
-Na to wygląda.
-W takim razie to musiał być ktoś z tamtego teatru.
-Mamy też podobny ślad na ciele kobiety. Ten sam dziwny kształt Angela spróbuj to rozpracować. Może uda ci się coś z tego wydobyć. Zaraz prześlę ci zdjęcia na twój komputer.
-Ok. już się zabieram do roboty.- odpowiedziała artystka i poszła do siebie.
-Ok. Ja też będę u siebie – mówiła Bren ściągając rękawiczki.- jeszcze raz przyjrzę się wszystkim zdjęciom z miejsc znalezienia ciał. Może one nam coś pokażą. Jeśli będziesz coś potrzebowała Cam…
-Dam znać.
-Dzięki.- powiedziała i udała się do swojego gabinetu. Jak już wspominała, zabrała się za przeglądanie zdjęć.
-Bones!- krzyknął Booth wbiegając do gabinetu partnerki.
-Booth!- podskoczyła na krześle- chcesz, żebym zeszła na zawał. Nie potrafisz pukać?
-O widzę, że zaczynasz używać kolokwialnych wyrażeń. Brawo Bones!- posłał jej jeden ze swoich czarujących uśmiechów.
-Nie zmieniaj tematu, Booth. Czemu tak do mnie wparowałeś?
-O kolejny…
-Booth!
-Ok. widzę, że pani dziś nie w humorze. Przepraszam.
-Co jest takiego ważnego, że wbiegłeś tu krzycząc?
-Mamy sprawę. Misję właściwie.
-Kolejne ciało?
-Co? Nie, nie.
-Więc, co?
-Musimy pojechać do tego teatru…
-Przesłuchać ich wszystkich, tak? Znaleźliśmy w ich organizmach arszenik to musi być ktoś z tamtego teatru. Dodatkowo były też jakieś resztki herbaty i kawy. Doszliśmy do wniosku, ze musieli zostać otruci szklanką herbaty. Kobieta piła owocową, jeśli to ma jakiś związek, a mężczyzna melisę. Trzeba będzie…
-Bones, Bones, Bones… Ale ty dużo mówisz.
-Myślałam, ze to cię interesuje. W końcu chodzi o rozwiązanie sprawy podwójnego morderstwa.
-Oczywiście, ze mnie to interesuje.
-Więc nie rozumiem twojego wzburzenia.
-Nie jestem wzburzony.
-Jesteś.
-Nie jestem.. Nieważne Bones. Chciałem tylko dokończyć. Mamy misję pod przykrywką.
-To znaczy?
-Dasz mi w końcu dokończyć?
-Jasne. Przepraszam.
-Mamy pojechać do tego teatru pod przykrywką. Tutaj- podał jej dwie teczki z jakimiś dokumentami- tu są nasze nowe życiorysy i nowa tożsamość.
Bren otworzyła jedną z teczek i zaczęła czytać.
-Martha May? Kto to?
-Ty.
-Przecież jestem Temperance…
-Bones. Czy ty w ogóle mnie dzisiaj słuchasz?- przerwał jej.
-Oczywiście…
-Jakoś nie widzę. Dobra nieważne- dodał widząc złowrogie spojrzenie partnerki- Jedziemy tam pod przebraniem tak?- kiwnęła głową- Więc to jest teraz twoja nowa osobowość. Od teraz będziesz Marthą May. Aktorką.
-Czy to znaczy, że…
-Że od teraz jesteśmy aktorami i naszym zadaniem jest zdobyć etat w tym teatrze, po to żeby wejść w ich świat, zdobyć informację na temat tych dwóch ofiar i móc rozwiązać zagadkę morderstwa.
-Ale tutaj jest napisane… Darius May… To znaczy, ze jesteśmy małżeństwem?
-Tak. Bones. Jesteśmy małżeństwem. Inaczej moglibyśmy wzbudzić podejrzenia lub nieufność, no wiesz, gdybyśmy w tym samym czasie, razem starali się o etat.
-No to pięknie…
-No to, żonko…
-Nie mów tak do mnie.
-Teraz będziesz musiała się do tego przyzwyczaić, bo przez najbliższy czas będziesz musiała grać moją żonę. Mamy udawać szczęśliwą parę.
„Szkoda, ze tylko udawać”- przeszło Bren przez myśl. „Ech, daj sobie spokój z nim. Nigdy nie będzie cię chciał naprawdę. Nie można żyć złudzeniami. Muszę znaleźć sobie jakiegoś potencjonalnego partnera, z którym mogłabym się czasem spotkać…”
-Bones, jesteś tam?!- z zamyślenia wyrwał ją krzyk Bootha. Machał jej ręką przed oczami.
-Jestem. Zamyśliłam się. Co mówiłeś?- powiedziała rozkojarzona.
-Że przyjadę po ciebie za dwie godziny. Muszę odebrać resztę naszych dokumentów tożsamości, nowe ubrania i jakieś tam inne rzeczy. Wszystko jest w FBI. Pojadę się jeszcze spakować do siebie i wrócę.
-Ok.
-Bądź gotowa. Zawiozę cię do domu, spakujesz się i z samego rana ruszamy.
-Ok.
Booth wyszedł z gabinetu Tempe, a ona została sama ze swoimi myślami.

brenn73

brenn uwielbiam to opowiadanie :)już je czytałam na forum, ale skuszę się o ponowne czytanie ;)

brenn73

"The Glass Menagerie", ja próbowała czytać kilka czasów, ale nie umiałam ;P Ja jestem very curious, jak to will end z oni udawając marriage ;D Ja uwaguję, że w tym story they'll be happy earlier than in the previous one ;)
ps. na all American girl jest chapter 4 of Alice ;p

ocenił(a) serial na 9
just_american_girl

Przeczytałam oczywiście, robi sie coraz ciekawiej:)
W tym opku też trochę poczekają... Muszą coś najpierw zrozumieć:)
Cedek:)

4.


-Sweety!- powiedziała Angela wchodząc do gabinetu Brennan.- Sweety!
-Ange. Czemu tak krzyczysz- głos przyjaciółki wyrwał ją z zamyślenia. Już drugi raz tego dnia zdarzyło jej się pogrążyć całkowicie w swoich myślach i nie kontaktować z realnym światem.
-Co się dzieje?- spytała siadając na krześle naprzeciwko.
-Nic.- Bren zaczęła nerwowo poprawiać jakieś papiery na swoim biurku.
-Mnie nie oszukasz, sweety. Co się dzieje?
-Właściwie to sama nie wiem co się dzisiaj ze mną dzieje…
-Widziałam Bootha, jak wychodził. Pokłóciliście się?
-Nie. Czemu mielibyśmy się kłócić.
-Bo dziwnie się zachowujesz.
-To nie ma nic wspólnego z Boothem.
-Jasne. A ja jestem Davidem Bowie.
-Nie wiem kto to jest.
-Nieważne. O co chodzi? Po co przyszedł Booth? Stęsknił się za tobą?- spytała z lekkim uśmieszkiem.
-Ange. Proszę cię. Booth przyszedł powiadomić mnie, ze mamy kolejne zadanie pod przykrywką…
-O! I teraz mi dopiero mówisz? Kim macie być tym razem? Parą gorących kochanków?
-Nie, Ange.
-Więc?
-Mamy udawać aktorów i zatrudnić się w tym teatrze, w którym pracowały ofiary…
-Cudownie. Zawsze marzyłam żeby spróbować swoich sil na scenie. To byłoby cudowne…
-Tak…
-Nie cieszysz się?
-Z jednej strony tak, z drugiej… mamy udawać małżeństwo Ange…
-Żartujesz?!- oczy Angeli zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.- Małżeństwo?! No to nieźle!
-Tak…- odpowiedziała smutno.
-Ale nie rozumiem co w tym wszystkim cię tak smuci?
-Wiesz jaki mam stosunek do małżeństwa…
-Ale to nie będzie naprawdę. To tylko taka gra.
-Wiem. Ale… Jakoś nie wyobrażam sobie grać żony Bootha. Jemu oczywiście sprawia to frajdę. A ja czuję się z tym dziwnie.
-Dlatego, ze chciałabyś, żeby to stało się kiedyś prawdą? Żeby to nie była tylko gra… Boisz się, ze poczujesz do niego coś więcej?
-Nie, Ange. Nie. Skąd ci to przyszło do głowy? Jesteśmy partnerami. Przyjaciółmi. Nic więcej.
-Ty już coś do niego czujesz, sweety.
-Nie…
-Bren, wszyscy to widzą, tylko wy dwoje nie. Kiedy to wreszcie do was dotrze?
-Jesteśmy przyjaciółmi, Ange. Tylko. Nic oprócz tego nas nie łączy i nie będzie. Jest linia, której nie wolno nam przekraczać.
-Daj spokój z tą głupią linią. Czy przez to masz zrezygnować ze szczęścia i miłości. Bren zwariowałaś?
-Oj Ange…
-Mów co chcesz, ja wiem swoje. Musisz wreszcie coś z tym zrobić.
-Tak. Muszę poszukać sobie jakiegoś faceta.
-Już go masz.
-Booth to mój przyjaciel, a ja myślę raczej o kimś, z kim miałabym szansę na seks. Już tak dawno z nikim się nie spotykałam.
-Brennan! Czy ty słuchasz co do ciebie mówię?!
-Tak.
-Nie możesz szukać faceta do łóżka skoro masz Bootha.
-Ale z Boothem nie pójdę do łóżka.
-Czemu nie?
-Bo jest moim przyjacielem, a takie postępowanie mogłoby zniszczyć to co jest miedzy nami. Jesteśmy partnerami na dobre i na złe, a seks mógłby na zawsze zmienić nasze relacje.
-Na lepsze.
-Nie, Ange. Na gorsze. Booth nie jest facetem na jedną czy kilka nocy. Nie mogłabym mu tego zrobić. Nie mogę go wykorzystywać do zaspokajania swoich potrzeb. Nie zasługuje na to. Skrzywdziłabym go tym.
-Skrzywdzisz go jak zaczniesz sypiać z kimś innym.
-Nie rozumiem.
-Czy ty naprawdę tego nie widzisz?
-Czego?
-Że Booth cię kocha?
-Nie. On mnie nie kocha. Wiem to. To jest tylko przyjaźń.
-A nie chciałabyś żeby to było coś więcej niż tylko przyjaźń?
-Nie.
-Nie rozumiem cię, sweety. Naprawdę nie rozumiem. Masz faceta marzeń, najlepszego przyjaciela. Wiesz, że możesz mu ufać, ze nigdy cię nie opuści, a ty nadal się boisz.
-Niczego się nie boję.
-Boisz się.
-Czego niby mam się bać?
-Miłości, Brennan. Miłości.
-Nie wierzę w miłość.
-Pewnego dnia uwierzysz. Oby nie za późno…
-Co masz na myśli?
-Że któregoś dnia możesz go stracić… Może odejść do innej kobiety, zmęczony czekaniem na ciebie.
-Ale ja nie kocham Bootha… nie tak.
-Oby nie za późno sweety- powiedziała artystka wstając i kierując się do drzwi.- Oby nie za późno…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

5.



Dwie godziny później.

Brennan siedziała przy laptopie pisząc kolejny rozdział książki, kiedy wpadł do niej Booth.
-No, żonko! Zbieraj się. Jutro ruszamy podbijać sceny teatru.
-Nie mów do mnie żonko. Dziwnie się z tym czuję.
-Oj Bones, daj spokój. Żartuję sobie. Chodź.- podszedł do niej.- Cullen wysłał do nich nasze CV i jutro rano mamy stawić się na rozmowę kwalifikacyjną. Jedziemy o piątej, więc musisz się wyspać.
-Dam sobie radę.
-Nie wątpię. Chodź. Bez marudzenia- dodał widząc, że Bones ma zamiar mu się sprzeciwiać.
-Ale ja mam szczątki do zbadania… zdążę się spakować.
-Wendell jest zdolny, poradzi sobie. Chodź.- podniósł ją z krzesła, założył płaszcz i wyszli z Instytutu.
Jak obiecał zawiózł ją do domu.
-Jutro punkt piąta jestem pod twoim domem. Nie zaśpij.- powiedział, gdy dotarli na miejsce.
-Nie zaśpię.
-Świetnie. To do jutra.
-Do jutra, Booth.
-Dobrej nocy.
-Dobrej nocy.

Rozeszli się. Booth pojechał do siebie. Bones szybko się spakowała i siadła do laptopa. Miała kolejny pomysł na rozdział książki



Około 5 rano. SUV Agenta.

-Niewyspana?- spytał Booth z uśmiecham widząc ziewającą Bones.
-Trochę.
-Co robiłaś przez całą noc?
-Nie twoja sprawa, Booth…- uśmiechnęła się pod nosem.
-Znam tą minę… no tak! Pracowałaś tak?
-Trochę. Pisałam nowy rozdział książki. Miałam natchnienie i jak spojrzałam na zegarek, było po drugiej…
-Wszystko jasne.
-Chyba musimy ustalić jakieś szczegóły- zmieniła temat- Jak długo jesteśmy małżeństwem?
-Siedem lat. Poznaliśmy się na pierwszym roku w szkole teatralnej i zaraz po dyplomie się pobraliśmy. Od sześciu lat pracujemy w teatrach objazdowych. Reszta szczegółów jest w papierach.
-Widzę, ze wszystko już sobie obmyśliłeś.- uśmiechnęła się.
-Tak. Nic nie może nas zaskoczyć.
-Racja.
Chwila ciszy, Bones zamyślona oglądała migający za oknem obraz. Po jakimś czasie spytała:
-Ale chyba nie każą nam grać w spektaklu?
-Bones, to jest teatr. Jeśli dostaniemy etat, dostaniemy rolę… to nie będziemy mieli wyjścia.
-Świetnie. Co prawda, kiedyś lubiłam odgrywać przed rodzicami jakieś scenki i bawić się w teatr, ale nigdy tego nie próbowałam. Jak nie dam rady?
-Bones. Ty nie dasz rady? Oczywiście, ze sobie poradzisz. Zawsze ci się wszystko udaje.
-A co ty jesteś taki pewny siebie? Też nigdy nie grałeś w spektaklach i nie masz pojęcia o teatrze.
-Ja Bones mam wrodzony talent.- Bren wybuchła śmiechem- I co cię niby tak śmieszy, co?
-Wrodzony talent.
-Bardzo śmieszne, tak…
-Typowy samiec alfa…
-Nie zaczynaj znowu z wywodem na temat alfa samczych typów zachowań.
-Nie mam takiego zamiaru.
-Chciałaś to powiedzieć, przyznaj się, ze chciałaś- uśmiechnął i szturchnął ją łokciem.
-Nie, nie chciałam.
-Znam cię.
-Nie do końca.
-I tak wiem, ze chciałaś.
-Ty tak myślisz.
-Bones co się z tobą dzieje? Cały czas się odgryzasz, nie bawią cię żarty… Wczoraj też byłaś jakaś dziwna…
-Nic, Booth. Wydaje ci się.
-Za dobrze cię znam. Wiem kiedy jest coś nie tak.
-Wszystko jest w porządku. Jeszcze się nie obudziłam do końca.
-Ok., jeśli nie chcesz o tym gadać, nie będę naciskał. Ale jak zmienisz zdanie to daj znać. A teraz…- sięgnął ręką do radia- posłuchamy sobie muzyki.
Włączył radio. Jechali nic nie mówiąc, ale Booth ciągle ją obserwował. Widział, ze coś jest nie tak. Znał ja lepiej niż ona sama. Nie potrafił tylko zlokalizować źródła jej dziwnego zachowania. Po chwili jego partnerka pogrążyła się we śnie.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Po dwóch godzinach byli w mieście.
-Bones- powiedział cicho Booth.- Bones, obudź się. Jesteśmy już w miasteczku.
Bones ziewnęła i na wpół śpiąc powiedziała.
-Już? Ach…- przeciągnęła się- tego mi było trzeba.
-Już lepiej?
-Zdecydowanie.
-To dobrze.
-Przepraszam Booth.
-Za co?
-Że byłam taka niemiła. Chyba rzeczywiście byłam niewyspana. Przepraszam…
-Nic się nie stało, Bones. Każdy ma czasem gorsze chwile.
-Mówisz?
-Jasne.
-Nie gniewasz się na mnie?
-Jak mógłbym się na ciebie gniewać?
-Cieszę się. Dzięki, Booth.
-Nie ma za co.
-Ok. to, gdzie jest ten teatr?
-Dokładnie to nie wiem, ale zaraz go znajdziemy.
Kolejne pół godziny zajęło im szukanie budynku teatru. Był w nietypowym, jak na taką placówkę, miejscu. gdzieś na uboczu. Szara, smutna okolica.
-Ale tu ponuro- powiedziała Bones wysiadając z samochodu.
-No. Miasto widmo. Nie dziwię się, ze to jedyne miejsce, do którego przychodzą ludzie. Przecież tu nie ma innych miejsc, w których można byłoby coś ze sobą zrobić.
-Dziwne, ze w ogóle tu przychodzą. Taka okolica… Na ulicach żywego ducha… co z tym miastem?
-Nie wiem. Może jest za wcześnie. Dopiero przed ósmą.
-Ale tu ludzie chyba też pracują, co?
-Muszą.
Stali przed niewielkim budynkiem teatru. Mimo, ze okolica była szara i ponura, ten budynek należał do wyróżniających się z tłumu. Bardzo dobrze utrzymany, lekko oświetlony, dookoła plakaty aktualnych spektakli i bieżący repertuar.
-Popatrz…- Bones wskazała na repertuar- „Tramwaj zwany pożądaniem” lubię ten tekst.
-Może będziemy mieli okazję się wybrać- powiedział.- Chodź, zaraz mamy spotkanie z dyrektorem.
Weszli do teatru. Jego wnętrze też było ciekawie urządzone. Oczywiście nie brakowało repertuarów małych i dużych, plakatów, zdjęć archiwalnych spektakli…
Obok wejścia była kasa, a zaraz za nią Biuro Współpracy z Publicznością, w którym siedziała młoda kobieta o długich blond włosach. Bardzo szczupła i ładna, ubrana w czerwoną sukienkę i czarny żakiet. Wpatrywała się w ekran monitora i wstukiwała coś na klawiaturze. Bones i Booth podeszli do szklanych drzwi i weszli do środka.
-Dzień dobry- zaczął Seeley.- Nasze nazwisko May…
-Dzień dobry- odpowiedziała z uśmiechem kobieta- Oj, przepraszam…- akurat zadzwonił telefon i musiała odebrać- Teatr dramatyczny, słucham?... tak… oczywiście, są jeszcze bilety… Oczywiście już rezerwuję. Piątek godzina 20… bilet dla pary. Już…. Tak?... Właśnie mają zacząć się próby do „Szklanej menażerii” Williamsa, jeszcze nie znamy obsady. W przyszły weekend?... Jest spektakl na podstawie teksu Erica Emmanuella Schmidta „Oskar i pani Róża”. To jest opowieść o umierającym w hospicjum chłopcu. Pani Róża poprzez nakłanianie chłopca do pisania listów do pana Boga pomaga mu w pogodzeniu się z chorobą i śmiercią. Pomaga mu dorosnąć, zakochać się, ożenić, poprzez zabawę… tak to jest smutny spektakl, ale bardzo dobrze zrobiony. Ludzie są zachwyceni. Niektórzy przychodzą po kilka razy… Dobrze… Oczywiście, tak są jeszcze miejsca… dobrze, będę czekać na telefon… dziękuję pani bardzo. Życzę miłego dnia. Do widzenia. Przepraszam. Musiałam odebrać.
-Nie szkodzi.- powiedział Booth z uśmiechem.- Nasze nazwisko May. Na godzinę 8:30 mamy umówione spotkanie z dyrektorem. Czy mogłaby nam pani powiedzieć gdzie znajdziemy sekretariat?
-Oczywiście- wstała.- Proszę za mną- minęła Bootha uśmiechając się do niego zalotnie i wyszli z biura. Booth cały czas śledził ją wzrokiem.
-Booth- szepnęła Bones i dała mu kuksańca w bok.- Pamiętaj, że jesteśmy małżeństwem.
-O co chodzi Bones?- również szeptał- Nie wiem o czy mówisz?
-O tym, ze się w nią wgapiasz. Rozbierasz ją wzrokiem. Pociąga cię seksualnie, ok., ale teraz jesteś moim mężem. Nie możesz flirtować z każdą napotkaną kobietą. To będzie podejrzane.
-Nie pociąga mnie, Bones. Po prostu chcę być miły.
-Samiec alfa zawsze…- zaczęła, ale Booth jej przerwał.
-Bones, nie teraz. To nie jest najlepszy moment…
-Tutaj- doszli do drzwi. Za nimi były schody- na drugim piętrze, w prawo i drzwi naprzeciwko.- powiedziała kobieta wskazując im drogę.
-Dziękujemy pani bardzo- powiedziała Bones i pociągnęła Bootha za rękę- Chodź, kochanie. Nie chcemy się spóźnić.
-Dziękujemy- powiedział Seeley odwracając głowę do kobiety i śląc jej czarujący uśmiech. Kobieta odpowiedziała tym samym.
-Jaki gorący facet.- szepnęła do siebie, gdy partnerzy odeszli na bezpieczną odległość- To pewnie to małżeństwo, o którym mówili inni. Ta dziewczyna ma szczęście… Ale jak mówią… żona nie ściana, da się przesunąć…- uśmiechnęła się chytro i wróciła do biura, gdzie już dzwonił następny telefon.

just_american_girl

a ja wrecz przeciwnie... czytam je pierwszy raz i musze przyznac ze interesujaco sie zaczyna... ;) ekstra... czesci czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

I cedek:)

6.




Tymczasem Bones i Booth znaleźli się już w sekretariacie.
-Dzień dobry- zaczął Seeley.
-Dzień dobry, słucham?- odparła starsza pani siedząca za biurkiem.
-Nasze nazwisko May. Mamy umówione spotkanie z dyrektorem.
-Ah tak…- spojrzała w grafik- Jest. Bardzo proszę. Dyrektor już na państwa czeka- wstała i zapukała do gabinetu.
-Proszę- dobiegł miły głos zza drzwi. Kobieta otworzyła je.
-Dyrektorze, przyszli państwo May.
-Niech wejdą.- wstał, a w tym czasie państwo May pojawili się w drzwiach- Zapraszam. Dzień dobry.
-Dzień dobry- odpowiedzieli i weszli do środka. Sekretarka wyszła i zamknęła gabinet.
-Witam- na powitanie pocałował Bren w rękę- Dyrektor Jack Mans.- podał rękę Boothowi- Bardzo proszę- wskazał im na krzesła naprzeciwko biurka. Dyrektor należał do młodych, przystojnych i czarujących mężczyzn. Od razu zwrócił uwagę na Bones i uśmiechał się do niej od momentu, gdy tylko ją zobaczył. Ona oczywiście odwzajemniała uśmiechy.
-Jest pani wspaniałą, piękną kobietą.- od razu zaczął prawić jej komplementy- zdjęcia nie oddają w pełni pani urody- Booth tylko zaciskał pięści.
-Dziękuję- odpowiedziała lekko zakłopotana. Wpatrywał się przez chwilę w jej oczy i szukał w nich jakiegoś znaku, ze on też zrobił na niej wrażenie. Bones też nie odrywała od niego wzroku. Znalazła w nim „potencjonalnego” partnera, na kilka nocy… Zdecydowanie poczuła do niego pociąg fizyczny. Tą chwilę przerwało im głośne chrząknięcie Bootha.
-Tak. Oczywiście- wziął do ręki teczki z CV, które wczoraj rano dostał od FBI. (Oczywiście nie miał pojęcia, że stoi za tym FBI) Z uwagą przyglądał się ich życiorysom. Z jego wyrazu twarzy nie można było nic wyczytać. Oboje siedzieli cicho, czekając aż on coś powie, próbując rozgryźć jego myśli.
-Muszę przyznać- zaczął po dłuższej chwili- że państwa CV są bardzo intrygujące. Współpraca z teatrami objazdowymi, udział w ponad 30 spektaklach. Imponujące…- znowu się zamyślił. Po jakimś czasie spytał- Dlaczego chcieliby państwo u nas pracować?
-Każdy aktor- zaczęła Bones- pragnie w swoim życiu doświadczyć wszystkiego. Przez sześć lat byliśmy związani z teatrami objazdowymi i chcielibyśmy spróbować swoich sił w teatrze repertuarowym. To daje możliwość doskonalenia się i poznawania pracy aktora z zupełnie innej strony.
-Czemu zdecydowaliście się na prowincjonalny teatr?- zwrócił się bardziej do Bren niż do obojga. Widocznie był oczarowany jej słowami.
-Wychodzimy z założenia, że takie teatry mogą być w rzeczywistości o wiele bardziej wartościowe niż te w dużych miastach, gdzie wszystko jest komercyjne. W takich miasteczkach, jak to, teatry nie są kierowane przez wyższe władze, które narzucają repertuar, a grający w nich aktorzy to twarze seriali i reklam. Tutaj liczy się człowiek- aktor i jego umiejętności, a nie to czy jest sławny, gra w serialach i przez to tylko przyciąga więcej widzów. To jest dar wszystkich małych teatrów. Niezależność i rodzinna atmosfera.
-Podoba mi się to, co pani mówi- odpowiedział z uśmiechem- Jesteście państwo małżeństwem, tak?
-Tak- tym razem do rozmowy włączył się Seeley.
-To wam nie przeszkadza?
-Zdecydowanie nie.- kontynuował- Potrafimy oddzielić nasze życie prywatne od zawodowego. Pracujemy tak już sześć lat.
-A dzieci?
-Co dzieci?- spytała zaskoczona Bones.
-Co, jak zdecydujecie się na dzieci?
-Nie mamy w planach dzieci- odpowiedziała szybko i spojrzała na Bootha.
-Dobrze…- dyrektor zamyślił się po raz kolejny i jeszcze raz spojrzał na ich papiery- Myślę, ze mogę państwa u nas zatrudnić. Akurat odeszła dwójka aktorów, więc mamy wolne etaty.
-Cudownie- odpowiedzieli partnerzy.
-Jutro o 10 rano w Sali 3a jest spotkanie z reżyserem. Ma dobrać obsadę do nowego spektaklu i zacząć próby za dwa tygodnie. Bardzo proszę przyjść. Zapoznam państwa z zespołem aktorskim i kto wie… może nowy reżyser zechce obsadzić was w swoim spektaklu. Przekazałem mu wczoraj wasze CV.
-Oczywiście, będziemy. Dziękujemy.- odpowiedzieli.
-Muszę jeszcze coś dodać, pani Martho.
-Słucham?
-Ma pani naprawdę niesamowicie piękny głos…
-Dziękuję…- odpowiedziała i czuła, ze się rumieni.
-Myślę, że reżyserzy będą chcieli to wykorzystać. To jest pani duży atut, oczywiście zaraz obok urody.- po chwili dodał- Jeszcze jedno pytanie.
-Tak?- spytał Booth. Ciężko było mu pohamować emocje. Nie mógł patrzyć, jak dyrektor na jego oczach podrywa Bren. Nie mógł też nic zrobić, bo to groziłoby im zwolnieniem, a do tego nie mogą teraz dopuścić. Pozostało mu tylko zaciskać zęby i pięści.
-Jak daleko państwo mieszkają?
-Właśnie rozglądamy się za jakimś lokum
-Jeżeli niczego państwo nie znajdą, mamy wolny 2-osobowy pokój w Domu Aktora.
-Byłoby wspaniale.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Zaraz tam państwa zaprowadzę.- wstał zza biurka.- Proszę za mną.- wyszli z gabinetu, potem z teatru. Przeszli dziedzińcem do stojącego obok budynku. Widać było, że należy do teatru. W takich samych barwach: pomarańczowy, szary, czarny i biały. Doskonale utrzymany.
Weszli na drugie piętro i zatrzymali się przy pokoju nr 9. Dyrektor wyjął klucz i otworzył drzwi.
-Proszę- gestem wskazał, żeby weszli. Oczywiście dyrektor nie omieszkała spojrzeć na Bones z zalotnym uśmiechem. Widziała to i bardzo jej się to spodobało. Odwzajemniła uśmiech- Mam cię- szepnął z uśmiechem pod nosem, tak by partnerzy nic nie usłyszeli.
- I jak? Odpowiadają państwu takie warunki?- spytał po chwili.
-Tak- odpowiedziała Bones- bardzo przytulnie.
-Jedno łóżko…- zaczął Booth.
-To pokój dla małżeństwa. Kiedyś grała u nas jedna para. Już tu nie pracują, odeszli do komercyjnego teatru, a pokój został. A skoro państwo jesteście małżeństwem, pomyślałem, że będzie idealny- odpowiedział Jack.
-Jest idealny- powiedziała Bren- prawda kochanie?- podeszła do Bootha i objęła go w pasie.
-Tak- przez ciało agenta przeszedł dreszcz.
-Czyli rozumiem, ze chcą państwo wynająć ten pokój?
-Tak- potwierdzili.
-Dobrze, jak się państwo rozpakują to proszę wpaść do pani Anne do sekretariatu. Tam uzgodnicie wszystkie szczegóły płatności.
-Oczywiście- tym razem odpowiedział Booth- Dziękujemy.
-Nie ma sprawy. Tutaj są klucze- podał im je- To widzimy się jutro o 10 w Sali 3a. miłego dnia- odwrócił się w kierunku drzwi i wyszedł.
Chwilę później zabrali rzeczy z samochodu i zanieśli do pokoju, zaczęli rozpakowywanie.
-Leci na ciebie- powiedział nagle Booth.
-Kto?- spytała zaskoczona.
-Dyrektor. Widziałem jak na ciebie patrzy, jak się ślini…
-Cóż, wielu mężczyzn mi się przygląda i wielu się podobam.
-Ale on chciałby się z tobą umówić i zaciągnąć cię do łóżka.
-A skąd niby możesz to wiedzieć?
-Widzę, Bones. Znam się na tym.
-Tak?
-Tak. Zobaczysz, że przy najbliższej okazji będzie się do ciebie dostawiać.
-Możliwe.
-Pamiętaj, że teraz jesteśmy małżeństwem. Nie możesz z nim flirtować, a już tym bardziej umawiać się z nim.
-Booth, przecież wiem, że teraz mamy zadanie do wykonania…
-Poza tym on teraz jest na liście podejrzanych. Wszyscy tutaj są.
-Wiem, Booth. Potrafię pohamować swoje pragnienia.
-W to nie wątpię.
-Co to niby ma znaczyć? Pamiętaj, ze ta pani z Biura też jest na liście podejrzanych
-Chodzi o to…- kłótnię przerwał im telefon Bootha- Booth?
-Witam Agencie Booth- odezwał się głos w słuchawce.
-Sweets?! A po kiego diabła do mnie dzwonisz?
-Nie pojawiliście się u mnie na spotkaniu…
-Bo jesteśmy na misji.
-My?
-Tak. Ja i Bones.
-Na jakiej znowu misji? Czemu ja nic nie wiem?
-Bo masz 12 lat?
-Agencie Booth…
-Wiem, wiem. Masz doktorat..
-Co to za misja?
-Jesteśmy w teatrze. Właśnie dostaliśmy etat jako aktorzy i jutro mamy spotkanie z reżyserem. Musimy dowiedzieć się czegoś o tych dwóch morderstwach. Ofiary to aktorzy z tego teatru.
-I jesteś z Dr Brennan?
-Tak. I przez najbliższy czas nie pojawimy się u ciebie. Przykro mi- powiedział z ironią w głosie.
-Ironia?
-Nie, nie, skądże.
-Dobrze. Jeszcze zadzwonię.
-Nie wątpię. Cześć Sweets.- Booth zakończył połączenie.
-Sweets?- spytała Bones.
-Tak. Dzieciak oczywiście musi wszystko wiedzieć.
-Jak zwykle. Dobrze, ze nie wie o naszej przykrywce- Booth spojrzał na nią z zaskoczeniem- No, że nie wie, ze udajemy małżeństwo. Nie dałby nam spokoju.
-O tak! Miałby używanie!
Po chwili
-Ok., Bones… Martha- poprawił się- idziemy zwiedzić trochę teatr? Mamy cały dzień. Może uda nam się zdobyć jakieś informacje.
-Tak, Dariusz- uśmiechnęła się.- Idziemy.
Wyszli z pokoju. Schodząc…
-Cześć!- krzyknął ktoś do nich.

brenn73

Mną bardzo, bardzo podoba. To jest very original ;) Tylko ja nie rozumiewam coś again. Dlaczego w all ff jak man wita z woman to on ją całowuje w ręką?

ocenił(a) serial na 9
just_american_girl

Mężczyzna całuje w rękę kobietę, bo to jest taki zwyczaj, można powiedzieć, ze to też takie dobre wychowanie, znak że traktuję kobietę z szacunkiem, a i czasem służy to też temu, żeby pokazać, że mu się podoba i moze trochę zaimponować:)

brenn73

Ale it isn't very hygienic chyba, is it? W US nie robi tak, at least ja nie spotykała ;P

ocenił(a) serial na 9
just_american_girl

W Polsce to jest normalne. Oczywiście nie zawsze mężczyźni tak robią. W tych czasach teraz zdarza sie to już rzadziej, ale jednak jeszcze czasem mozna się spotkać. Mi kilka razy się to zdarzyło, co znaczy, że prawdziwi dżentelmeni jeszcze wszyscy nie wyginęli:P hehe:)
Czy niehigieniczne? właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Tak po prostu jest od zawsze:) Nawet nie wiedziałam, że w US tak sie nie robi, zawsze wydawało mi się, ze to takie normalne i oczywiste, a tu proszę:)

brenn73

Sometimes, jak ja czytywam your ff nie rozumiem bardzo wiele zwyczaje, Polska chyba za bardzo inny kraj od US. Ja bym chyba nie chciewała, żeby mną guy w rękom całowywał. Ślina... Yuk! ;P

ocenił(a) serial na 9
just_american_girl

Oj tak zupełnie inny kraj, wiele innych zwyczajów:)
Hehe, mnie jakoś to nie przeszkadza. właściwie to jest takie cmoknięcie tylko, usta, żadnej śliny:) Miłe uczucie. Myślę, że gdybyś spotykała się z tym na co dzień i wiedziała od zawsze o takim zwyczaju to też byłoby inaczej:)
A też zależy kto Cię w rękę całuje:P:) Jak ktoś kogo nie lubisz i nie masz ochoty żeby cię całował po rękach to po prostu zabierasz rękę, zanim spróbuje:)

brenn73

Ja na samo obrażenie mam ciarek. Nie, ja couldn't. Brrr! ;P Obcy guy, jego ust i moja ręką?! :D Ja właśnie kończyła pisać jeden długi story i jeden onepart, ale na razie musze dostawić Alice ;P Dziwne ten zwyczaju z ręką ;)

ocenił(a) serial na 9
just_american_girl

Hehe:) Ja będę musiała nadrobić, bo widziałam, że dorzuciłaś nowy rozdział Alicji, ale nie miałam czasu przeczytać. Zaraz to zmienię:) Jak fajnie, ze już napisałaś kolejne:) Ja też właśnie zaczęłam jeszcze dwa inne opowiadania, ale jedno utknęło na 7 rozdziale, moja wena sobie poszła i nie chce wrócić do mnie... A drugie jakoś idzie:)
Zabieram sie za czytanie:)
Może zaraz dorzucę jeszcze jedną część:)

ocenił(a) serial na 9
brenn73

7.




Odwrócili się i zobaczyli młodego chłopaka siedzącego na oknie z papierosem.
-Cześć- odpowiedzieli.
-Jestem Roger Ron- wyciągnął do nich rękę- A wy pewnie jesteście tymi nowymi, tak?
-Na to wygląda- powiedział Booth- Dariusz, a to moja żona Martha.
-Miło mi.
-Plotki szybko się tu rozchodzą
-To mały teatr. Dyrektor mówił o was wczoraj. Domyśliłem się.
-Nieźle.
-Widzieliście już teatr?
-Właśnie idziemy pozwiedzać- powiedziała Bren.
-Mogę was oprowadzić- zgasił papierosa i zeskoczył z parapetu.
-Dzięki- powiedział Booth i poszli do głównego budynku teatru.
-Tutaj jest nasz bufet- zaczął Roger- w normalne dni jest otwarty od 13, można tu zjeść obiad domowej roboty. Wszyscy tu jemy. Tutaj Biuro Współpracy z Publicznością i pani Sara.
-Już się poznaliśmy- uśmiechnął się Booth i od razu dostał kuksańca od Bones.
-Chodźmy dalej… Tutaj oczywiście jest foyer, dalej szatnia, a tutaj wejście na dużą scenę, dla widowni. Teraz niewiele widać, bo nie ma świateł, ale to jeszcze przed wami…
Zwiedzili cały teatr. Robert pokazał im wszystkie przejścia, dużą scenę, kameralną, budkę akustyków i oświetleniowców i garderoby. Po godzinie zeszli na dół do bufetu.
-O! Dwunasta- powiedział Roger spoglądając na zegarek- Zaraz przyjdzie pani Sue, nasza bufetowa, z obiadami. Może usiądziemy?
-Jasne- odparli i siedli na czerwonych kanapach w bufecie. Po chwili pojawiła się młoda kobieta.
-Hej, Roger- powiedziała wchodząc.
-Hej Eve- odpowiedział Roger- Poznaj. To są Martha i Dariusz May. Nowi aktorzy.
-Cześć, miło mi. Eve Zack- podali sobie ręce na powitanie. Eve dosiadła się do stolika- Więc to was zatrudnił dyrektor? Gdzie pracowaliście wcześniej?
-Głównie teatry objazdowe- odpowiedział Booth.
-Jesteście małżeństwem, prawda?
-Tak, skąd….
-Rozmawialiśmy wczoraj z Jackiem. Wszyscy. Powiedział, ze ma zamiar zatrudnić małżeństwo aktorów.
-No tak.
-I jak wam się u nas podoba? Oglądaliście już teatr?
-Tak, Roger nas oprowadził- powiedziała Bones.
-Słuchajcie- zaczął Booth. Postanowił wykorzystać okazję i zdobyć jakieś informacje- pracował tu u was kiedyś Joseph Hunt? To mój stary znajomy.. nadal tu pracuje?
-Nie- powiedział Roger wyciągając papierosa.
-Co się stało?
-Dyrektor powiedział, ze już u nas nie pracuje.
-Dlaczego?
-Dwa tygodnie temu mieliśmy grać spektakl. Był ważny, bo wśród widzów mieli być krytycy, a Joseph po prostu się nie pojawił. Dyrektor był wściekły i powiedział, ze jeśli nie przyjdzie i się nie wytłumaczy, to go zwolni. Nie przyszedł więc… już tu nie pracuje. Dlatego mógł was przyjąć na etat.
-Dyrektor mówił coś o dwóch zwolnionych etatach?- do rozmowy włączyła się Bones.
-Tak. Nasza koleżanka Sue Mayers też ostatnio przestała przychodzić na próby. Wcześniej mówiła coś o rezygnacji z tej pracy, ale nikt nie traktował tego poważnie, bo zawsze się z tego śmiała. Ale jak widać to nie był żart. Szkoda tylko, ze się nie pożegnała…
-Lubiliście ją?
-Jasne. Była dla nas jak przyjaciółka, była częścią rodziny- powiedziała Eve- Tak myśleliśmy. Ale nawet mi nic nie powiedziała, a wydawało mi się, ze jesteśmy sobie bliskie. Chyba jednak tego tak nie traktowała, skoro nawet się nie pożegnała… Szkoda….
-I nikt nic o niej nie słyszał? Nie powiedziała nikomu? Nie kontaktowała się z wami?
-Nie. Zero informacji.
-Dziwne.
-Dziwne…
Rozmawiali jeszcze chwilę. W końcu wybiła godzina pierwsza i otworzono bufet.
Zamówili obiad. W tym czasie zebrali się też inni aktorzy i pracownicy.
Poznali większość zespołu. Po jakimś czasie dołączył też do nich dyrektor Jack. Wszyscy rozmawiali, śmiali się, żartowali, widać było, ze tworzą pewnego rodzaju rodzinę. Bones i Booth siedzieli z Rogerem, Eve i… dyrektorem, który oczywiście dosiadł się do nich, ze względu na oczarowanie Bones. Boothowi wcale się to nie podobało, ale cóż mógł zrobić?
Po godzinie większa część ludzi rozeszła się. Jack postanowił wykorzystać moment „ciszy”… Booth akurat udał się do toalety, a reszta aktorów siedziała dalej pogrążona w rozmowie.
Bones została sama przy stoliku. Siedziała i popijała zamówioną kawę.
-Pani Martho- zaczął.
-Tak?
-Chciałbym, żeby wpadła dzisiaj pani do mnie wieczorem.
-W jakim celu?
-Mam dla pani pewną propozycję.
-Czemu nie powie pan teraz, dyrektorze?- pytała łagodnie.
-Bo teraz muszę wyjść na spotkanie z reżyserem, a to jest dłuższa rozmowa. Wrócę dopiero o szóstej. Mogłaby pani przyjść do mnie, powiedzmy o 18:30? Mój pokój jest na czwartym piętrze w głównym budynku. Zaraz naprzeciwko schodów. Bardzo mi na tym zależy.
-Dobrze. Przyjdę.
-Świetnie. No, to teraz ja lecę- wstał- i widzimy się wieczorem. Do zobaczenia- uśmiechnął się.
-Do zobaczenia- również się uśmiechnęła.
Jack wyszedł i w tym momencie wrócił Booth. Po chwili w bufecie zostali już tylko we dwoje.
-Booth- szepnęła Bones.
-Darius.- poprawił ją- Musisz mówić do mnie Darius.
-Jasne, zapomniałam. Dariusz…. Jack zaprosił mnie dzisiaj do siebie na 18:30.
-Do gabinetu?
-Nie. Do mieszkania.
-Zgodziłaś się?
-Tak.
-Martha!
-Co miałam zrobić?
-Odmówić?
-Powiedział, ze ma dla mnie jakąś propozycję.
-Tak? Ciekawe jaką?
-Tego nie wiem. Nie powiedział mi.
-Ja wiem. Przespania się. Martha przecież jest jasne jak słońce, że chce cię zaciągnąć do łóżka.
-Możliwe…
-Nie jesteśmy tu na wakacjach, pamiętasz? Mamy sprawę do rozwiązania. Morderstwo? Pamiętasz? Nie możesz spać z jednym z podejrzanych.
-Kto powiedział, ze mam taki zamiar? Oczywiście nie ukrywam, ze interesuje mnie seks z nim, ale wiem po co tu jesteśmy. Nie narażę naszej sprawy. Nie martw się.
-Bones- szepnął.
-Nie bój się. Obiecuję, ze nie pójdę z nim do łóżka dopóki prowadzimy śledztwo. Zaufaj mi.- Booth spojrzał w jej oczy.
-ok.
-Może uda mi się wyciągnąć z niego jakieś informację o naszych ofiarach?- uśmiechnęła się i upiła łyk kawy.
-Ok. tylko… bądź ostrożna.
-Umiem radzić sobie z mężczyznami, Booth- tym razem ona szepnęła.
-Jasne.

brenn73

ciekawe w jakimcelu ten chloptas zaprosil ja do siebie... bardzo interesujaco piszesz :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

No i chyba czas na ciąg dalszy:)

8.




Po południu jak na złość nie było w teatrze nikogo z kim mogliby porozmawiać. Aktorzy wyszli w miasto, część siedziała na jakiejś próbie, pracownicy punkt czwarta wyszli. Nie pozostało im nic innego, jak przejść się po mieście w poszukiwaniu jakiegoś sklepu. Trzeba było kupić coś na kolację i śniadanie. Koło 17. byli z powrotem w pokoju w Domu Aktora.
Zadzwonił telefon Bones
-Brennan
-Dr Brennan tu Camille, możesz się z nami połączyć. Zack znalazł ślady na kościach. Pomyśleliśmy, że zechciałabyś rzucić na to okiem.
-Jasne już się łączę z satelitą. Chwilkę- włączyła telefon na głośnomówiący, otworzyła torbę, wyjęła laptopa i postawiła go na ławie. Po chwili na ekranie pojawiła się Cam i Zack.
-Co znaleźliście?- spytała Bren.
-Oczyściłem kości Dr Brennan- zaczął Zack- i znalazłem zarówno na kościach mężczyzny, jak i kobiety ten sam ślad. Przesyłam zdjęcia.- po chwili na ekranie pojawiły się zdjęcia kości ramienia i obojczyka obu ofiar.
-Tutaj- Bren wskazała na monitor. Booth stał za nią.- Okrągły ślad na kości ramiennej i… ten sam kształt na obojczyku. Wygląda na to, że to co zrobiło ten ślad musiało przebić się przez kość ramienną i dojść- przejechała palcem po monitorze- aż tutaj. Do samego obojczyka.
-Tak, ale to nie była przyczyna śmierci.- powiedział Zack.- Taka rana mogłaby być spokojnie wyleczona.
-Znalazłeś jakieś inne ślady na kościach, Zack?
-Tak. Proszę spojrzeć na 25 zdjęcie.- Bones zmieniła zdjęcie.
-Wyraźny ślad… na protuberantia occipitalis externa inion…
-A tak po ludzko proszę- wtrącił Booth.
-Guzowatość potyliczna zewnętrzna.
-A co to?
-To dolna tylna część czaszki o tutaj- Bones położyła rękę z tyłu głowy Bootha i pokazała mu dokładne miejsce.- To mogło być przyczyną śmierci. Widzę, ze narzędzie zbrodni przebiło czaszkę…
-Tak Dr Brennan.
-Czy są jakieś nieregularności na powierzchni czaszki?
-Tak. Wewnętrzne. To znaczy, ze ofiara została dźgnięta jakimś przedmiotem, być może tym samym co w kość ramienną. Mają podobny kształt.
-Coś mi tu nie pasuje. Te uderzenia wyglądają na przypadkowe… tak jakby ktoś nie wiedział dokładnie co robi…
-O tym samym pomyślałem Dr Brennan. Angela ma sprawdzić parę scenariuszy na Angelatorze. Może to nam w czymś pomoże.- mówił Zack.
-A co z naszą pierwszą ofiarą? Ma takie same obrażenia?
-Tak. Tylko w zupełnie innych miejscach.- kontynuował.- proszę spojrzeć- Zack wysłał kilka zdjęć, które teraz wyświetliły się na monitorze laptopa.
-Uraz korpus sterni i… costae verte, pięte…
-Ludzie! Nic z tego nie rozumiem- wtrącił po raz kolejny Booth.
-Trzon mostka i żebro właściwe, piąte- wytłumaczyła mu Bones.- Wygląda na taki sam kształt.
-Dokładnie taki sam.- powiedział Zack- Tylko, że rany są głębsze. Tak jakby sprawca był silniejszy i mocniej dźgnął ofiarę.
-Tak to wygląda.. czyli potencjalnie możemy mieć do czynienia z dwoma mordercami…- mówiła Bones.- Te obrażenia też wyglądają na przypadkowe, różne kąty… dwa różne miejsca…
-To się nazywa morderstwo w afekcie.- powiedział Booth.
-Tak. Ale nie zapominajmy, że ofiary zostały również wcześniej otrute…- wtrąciła Cam.
-To wygląda tak, jakby mordercy chcieli upewnić się, że te dwie osoby zginą…- mówił Booth w zamyśleniu- Komuś bardzo zależało na ich śmierci.
-Dokładnie.- potwierdziła Cam.
-Dr Brennan właśnie zabieram się za szukanie narzędzia zbrodni. Zrobię odlewy i wyśle pani informację, jak tylko się czegoś dowiem.- powiedział Zack.
-Dobrze. Czekam na jakieś wiadomości- odpowiedziała Bones.- Jak tylko coś znajdziecie dajcie znać.
-Jasne- powiedziała Cam.
-Brennan- powiedziała Angela, która właśnie się pojawiła.
-Hej, Ange.
-I jak macie jakieś informacje? Jak tam jest? Będziecie gdzieś grali?
-Na razie nie wiemy nic. Nikt w teatrze nie wie, co się stało z ofiarami. Nie wiedzą albo nie chcą powiedzieć.- odpowiedział Booth- Raczej to drugie. Na razie rozmawialiśmy tylko z dwójką, ale jutro będziemy mieli okazję na rozmowę z innymi.
-A co z jakąś rolą?- dopytywała artystka.
-Na razie nic nie wiemy- powiedziała Bren- Jutro ma być spotkanie z jakimś reżyserem, który ma zbierać obsadę do swojego nowego spektaklu.
-Tak. Do tego jest coś jeszcze- powiedział Booth- Coś do czego Bones się nie chce przyznać
-Co takiego?- spytali przyjaciele.
-Dyrektor na nią leci.
-No sweety!- powiedziała Ange z uśmieszkiem.- Przystojny?
-Tak, ale to nie ma nic do rzeczy- powiedziała Bren chcąc skończyć tą rozmowę- Booth nie potrzebnie o tym mówi- spojrzała na Agenta.
-Tak, niepotrzebnie… A to, że chce się z tobą przespać?
-Co?!- Ange krzyknęła.
-Booth twierdzi, że dyrektor zaprosił mnie dziś do siebie, żeby zaciągnąć mnie do łóżka.
-Sweety!
-Ange, daj spokój. Powiedział, ze ma dla mnie jakąś propozycję. Zaraz do niego idę.
-Pamiętaj, że teraz jesteście małżeństwem, słodziutka
-Ange, wiem. Pamiętam. Czy naprawę musicie mi to powtarzać? Potrafię oddzielić pracę od swoich biologicznych i fizycznych potrzeb- Booth udał się do kuchni. Chyba nie miał ochoty tego słuchać.
-To znaczy, ze chciałabyś się z nim przespać?- pytała zaskoczona Ange.
-Nie ukrywam tego… Ale on też należy teraz do naszych podejrzanych, wiec na pewno tego nie zrobię. Nie teraz.
-Oj, sweety, jak możesz w ogóle o tym myśleć?
-Normalnie. Mam swoje potrzeby i zaspokajam je. To znaczy nie obecnie, bo teraz nie mogę, ale to jest naturalne…
-I ty mówisz to tak spokojnie? Przy Boothie?
-Wyszedł do kuchni.
-Ciekawe dlaczego?
-Pewnie po coś do picia.
-Sweety, nie bądź ślepa. Ranisz go.
-Czym? Jesteśmy przyjaciółmi. Każde z nas ma swoje życie.
-Tak z jednym ale…
-Nie rozumiem.
-Kocha cię. I to jak mówisz, że masz zamiar uprawiać seks z dyrektorem sprawia mu przykrość.
-Ange, mówiłam ci już, że mnie i Bootha nie łączy nic poza pracą i przyjaźnią- przyjaciółki rozmawiały teraz ciszej. Cam i Zack odeszli na bok, ale podsłuchiwali.
-Stracisz swoja szansę na szczęście, kochana.
-Ange. Daj spokój. Musze już kończyć. Zaraz mam spotkanie z dyrektorem.
-Nie zrób nic głupiego.
-Nie zrobię. Mamy sprawę do rozwiązania.
-Pamiętaj o Boothie.
-Cześć Ange- Bren zamknęła laptopa. Nie miała ochoty już rozmawiać o swoich rzekomych uczuciach do Agenta.
Booth usiadł na kanapie ze szklanka soku. Wziął do ręki jakąś gazetę i udawał, że nie przejął się rozmową przyjaciółek.
-Booth zbliża się 18:30, muszę iść.
-Jasne.
-Nie martw się. Nie zrobię nic głupiego.
-Ufam ci, Bones.
-Dzięki. Zaraz wracam. Spróbuję coś od niego wyciągnąć.
-Ok.
Bones wyszła z pokoju i udała się do drugiego budynku na spotkanie z Jackiem.

mara625

I am very curious what will happen. Can't wait for more! ;)

ocenił(a) serial na 9
just_american_girl

Ok, w takim razie wrzucam kolejną część:)

9.


Bones stanęła przed drzwiami do jego pokoju i dopiero po chwili zdecydowała się zapukać.
-Proszę- usłyszała. Niepewnie nacisnęła klamkę i weszła do środka.
-Dzień dobry, dyrektorze- powiedziała.
-Witam, pani Martho- podszedł do niej z uśmiechem na twarzy.- Bardzo proszę- gestem wskazał jej kanapę- proszę siadać. Czego się pani napije?
-Może herbaty- odpowiedziała i siadła na wskazanym miejscu. Jack poszedł do kuchni i po chwili wyjrzał zza ściany trzymając dwie herbaty.
-Owocowa czy zielona?- spytał.
-Zieloną, poproszę.
-Już się robi.
Po jakichś pięciu minutach wrócił z dwoma kubkami, które postawił na niskim stoliku, zaraz przy kanapie.
-Proszę bardzo- usiadł obok Bren.
-Dziękuję. Więc… Jaką ma pan do mnie sprawę?- spytała.
-To za chwilę…- ciągle na nią patrzył i Bren zauważyła coś dziwnego w jego oczach… tak to było pożądanie. Wielu mężczyzn już tak na nią patrzyło, zazwyczaj prowadziło to do zbliżenia i wylądowania w łóżku. Ale nie tym razem.
-Może najpierw zaproponuję pani przejście na „ty”- znowu się uśmiechnął i ani na chwilę nie odrywał od niej wzroku- Mamy tu taki zwyczaj. Wszyscy mówią do siebie po imieniu.
-Oczywiście- Jack wstał, podszedł do kredensu, wyjął z niego czerwone wino i nalał do kieliszków.
-Bruderszaft?- spytał
-Jasne.
-Jack- podniósł kieliszek.
-Martha- zrobiła to samo, spletli swoje ręce i wypili wino.
-Więc Martho… opowiedz mi trochę o sobie. Jak poznaliście się z mężem?- zaczął dolewając im wina.
-W szkole teatralnej na pierwszym roku, przy okazji prób do spektaklu „Sen nocy letniej”. Graliśmy razem i poczuliśmy, ze łączy nas coś więcej. Później- upiła łyk wina- byliśmy razem przez całe studia i po dyplomie zdecydowaliśmy się na ślub- Robert znów dolał sobie wina. Chyba potrzebował dodać sobie odwagi.
-Fascynujące.
-Normalne.
-I jesteś szczęśliwa?
-Bardzo.
-To świetnie.
-Jack… powiedz mi. Co się stało z Josephem Huntem i Sue Mayers?
-Znasz ich?
-To moi dawni znajomi. Spotkaliśmy się kilka razy. Myślałam, ze się tu zobaczymy.
-Nie pracują tutaj już.
-Dlaczego?
-Musiałem ich zwolnić. Joseph był najlepszy, ale któregoś dnia po prostu nie przyszedł na spektakl. Ważny spektakl. Wiesz, krytycy… i nie miałem wyjścia. Musiałem go zwolnić. Dałem mu 3 dni na przyjście i wyjaśnienie tej sytuacji, ale niestety…
-A co z Sue?
-Po prostu przestała przychodzić.
-Mieli ostatnio jakieś ważne role?
-Tak. Joseph miał grać główną rolę w „Czasie kochania”, a Sue… Sue miała grać w moim nowym spektaklu…
-Ktoś był zazdrosny o ich role?
-Każdy starszy aktor, jeśli chodzi o Josepha. To była rola marzeń. A o Sue… Myślę, że też młode aktorki. To jest rola, o której marzy każda kobieta od początków szkół teatralnych.
-A komuś szczególnie nie podobał się twój wybór Sue?
-Sonja Sans… Monica Belt… i Agnes Port… Najbardziej chyba Sonja… Mimo, że dostała rolę w moim spektaklu. Też główną, ale to rola Sue była najważniejsza.
-Rozumiem…
-Ale nie rozmawiajmy o nich. Jak już mówiłem Martho- zbliżył się do Bones wciąż nie tracąc kontaktu wzrokowego- masz nieziemski głos… i rzadko spotykaną urodę.
-Dziękuję. Wiem.
-Idealna do roli Maszy w „3 siostrach”. Właśnie ma nastąpić zmiana obsady, aktorka, która miała ją grać Sue, właśnie, odeszła od nas i bardzo bym chciał żebyś to ty zrobiła zastępstwo i zagrała.
-Ja…
-Tak. Wydajesz się stworzona do tej roli.
-Z przyjemnością. Dziękuję.
-Jutro o 12 mamy próbę. Ja reżyseruję ten spektakl. mogłabyś wpaść, pokazałbym ci jak na razie to wygląda. Poobserwowałabyś…- wstał i przyniósł scenariusz- Tutaj jest scenariusz już po poprawkach. Chciałbym, żebyś jak najszybciej nauczyła się tekstu- podał jej plik kartek i usiadł obok.- Najlepiej by było gdybyś już na wieczorną próbę orientowała się co i jak i z tekstem spróbowała wejść w sceny. Premiera będzie za niecałe dwa tygodnie, wiec musimy się sprężać.
-Zrobię wszystko co w mojej mocy.
-Cudownie- przybliżył niebezpiecznie swoją twarz do niej…- Jesteś taka piękna…- Chciał ją pocałować.
-Nie, Jack, proszę cię, nie stawiaj mnie w takiej sytuacji. Jesteś naprawdę niesamowicie przystojnym mężczyzną, ale ja mam męża.
-Przepraszam cię za to… Trochę za dużo wina…
-Proszę, nie rób tego więcej.- powiedziała łagodnie.
-Przepraszam, naprawdę nie chciałem cię urazić.
-W porządku. Jesteś przystojnym, wartościowym mężczyzną, ale.. ja już mam męża, Jack. Nie szukam okazji do zdrady. Jesteśmy aktywni seksualnie i nie szukam innych luźnych związków, czy przygody na jedną noc. Mój mąż znakomicie zaspokaja moje potrzeby. Proszę, zrozum to.
-Rozumiem. Serio i… jeszcze raz przepraszam. Nie zrozum tego źle, ale… nie jesteś kobietą, którą można mieć na jedną noc. Twój maż ma szczęście. Przepraszam Marhta…
-Ok.- wstała- Chyba lepiej już pójdę. Darius pewnie na mnie czeka.
-Jasne, ale… zagrasz, prawda?
-Pewnie. Już to ustaliliśmy.
-Świetnie.
-Dobranoc- powiedziała otwierając drzwi.
-Dobranoc, Martho- odpowiedział. Bones wyszła.
-Zdecydowanie nie jesteś kobietą na jedną noc… czemu masz męża? Ach… taka kobieta… no cóż- mówił sam do siebie.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Nawet dwie:)

10.



Bones wróciła do pokoju.
-I…?- spytał Booth jak tylko weszła.
-Co?
-Jak spotkanie?
-Miałeś rację. Jack…
-Próbował się z tobą przespać. Wiedziałem!
-Nie do końca…
-To znaczy?
-Zaproponował mi rolę w spektaklu- podniosła scenariusz do góry- Główna rola…
-Kto jest reżyserem?
-Jack
-No właśnie!
-Daj spokój. Przeszliśmy tylko na „ty” do niczego nie doszło.
-No proszę… zaczyna się.
-To taki zwyczaj u nich. Każdy mówi sobie po imieniu. Jestem pewna, ze tobie też to zaproponuje.
-Tak- Booth przewrócił oczami.
-Booth… Ale z jednym miałeś rację…
-Z czym?
-No… że będzie próbował się do mnie dostawiać
-I ty mówisz, ze do niczego nie doszło?
-Bo nie doszło. Chciał mnie pocałować, ale wytłumaczyłam mu, ze mam męża, to znaczy jako Martha… Martha ma… nie ja…
-Łapię tę część Bones.
-No tak… i poprosiłam go, żeby więcej tego nie robił.
-I… Co powiedział?
-Przeprosił.
-Aha…
-i obiecał, ze to się więcej nie powtórzy.
-Tak i oczywiście mu uwierzyłaś, prawda?
-Czemu miałby kłamać?
-Bo wpadłaś mu w oko.
-On mi też…
-Bones!
-Wiem. Mamy do rozwiązania sprawę. Gdybym o tym nie pamiętała to teraz właśnie uprawialibyśmy seks.
-Whoa!
-No co? Mówiłam ci, że czuję do niego silny pociąg fizyczny. Gdyby nie nasza sprawa i to, że udajemy małżeństwo, przespałabym się z nim.
-Wiesz co, Bones… nie chcę znać szczegółów. Po co mi o tym mówisz?
-Jesteśmy partnerami. Mówimy sobie o wszystkim.
-Jasne.
-A nie jest tak?
-Jak widać na załączonym obrazku, jest.
-Na jakim obrazku?
-Przenośnia Bones, okay?
-Aha. Muszę się jeszcze podszkolić.
-Pomogę ci w tym. Nie martw się.
-Wiem.
-Ok. to co? Kolacja?- zmienił temat. Nie chciała dłużej drążyć tematu życia seksualnego pani antropolog.. mogłoby to się źle skończyć.- Czekałem na ciebie.
-Pewnie. Umieram z głodu.
Zasiedli do kolacji.
-Ale czegoś się dowiedziałam, wiesz?
-Czego?
-Że trzy kobiety były bardzo zazdrosne o główną rolę, tą którą miała grać Sue, a którą teraz dostałam ja.
-Kto?
-Sonja Sans, Monica Belt i Agnes Port. Sonja najbardziej, dwie pozostałe jakoś się z tym pogodziły.
-Czekaj, czekaj… to mógłby być motyw.
-Co? Zazdrość o główną rolę?
-Tak.
-Taka błahostka?
-Widziałem już morderstwa z powodu większych głupstw. Ale moment… Dostałaś główną rolę? Tą za którą prawdopodobnie została zamordowana Sue?
-Tak. Ale nie wiemy czy dlatego ją zamordowano.
-Powiedziałem prawdopodobnie.
-Dam sobie radę, Booth. Nie wiemy czemu zamordowano Sue. Może był jakiś inny powód.
-Będę musiał cię pilnować.
-Booth.
-Nie kłóć się ze mną. Wiesz, że wyczuwam takie sprawy. Będziemy musieli pogadać jutro z tymi dziewczynami.
-Tak. Może czegoś się dowiemy.
-Właśnie.

Po kolacji.
-To teraz pozostaje nam kwestia spania…- zaczął Booth spoglądając na łóżko.
-Nie rozumiem.
-No, tak jakby tutaj jest jedno łóżko i…
-I w czym ma nam to przeszkodzić?
-No, wiesz.
-Przecież już spaliśmy ze sobą- na twarzy Bootha pojawił się dziwny uśmieszek- To znaczy… nie w takim sensie… miałam na myśli, ze… spaliśmy w jednym łóżku, razem…- Booth wyszczerzył się jeszcze bardziej- Oj, chodzi mi o to, że jak pracowaliśmy pod przykrywką w cyrku to w przyczepie też było tylko jedno łóżko i jakoś sobie poradziliśmy. Jesteśmy dorośli. Jesteśmy przyjaciółmi. Do niczego przecież między nami nie doszło i nie dojdzie. Oboje to wiemy. To tylko spanie na jednym łóżku… obok siebie… nie razem… obok… to wszystko źle brzmi…- Bren plątała się coraz bardziej próbując wyjaśnić Boothowi całą sytuację.
-Wiem o co chodzi, Bones- wybawił ją z tej plątaniny słów.- Wiem.
-To czemu nie powiedziałeś tego od razu? Tylko słuchałeś jak się plączę próbując to wyjaśnić.
-Bo to było słodkie.- odparł z uśmiechem.
-Słodkie?- spytała zaskoczona- Co w tym słodkiego?
-Nieważne, Bones. Zapomnij. Kto pierwszy idzie się kąpać?
-Ja.
-Bardzo proszę. Panie mają pierwszeństwo.
-Booth, przecież wiesz, ze jestem za równouprawnieniem.
-Wiem. Ale to ty powiedziałaś, ze kąpiesz się pierwsza.
-Tak, ale nie chodziło mi o to. Jak chcesz możesz iść pierwszy. Poczekam- usiadła na kanapie.
-Daj spokój, Bones. Żartuję sobie- podszedł do Bren i wyciągnął do niej rękę- No już. Daj spokój.- spojrzała na niego i po chwili podała mu swoją rękę. Jednym ruchem podniósł ją z kanapy i popchał w kierunku drzwi łazienki.
Minutę później słyszał szum prysznica.
-Bones, Bones, Bones… gdybyś tylko wiedziała…- zamyślił się.
Po dłuższej chwili Bren wyszła z łazienki owinięta tylko czerwonym ręcznikiem.
-Możesz iść- powiedziała, a Booth czuł jak robi mu się gorąco i powoli miękną mu kolana.
„Boże… jaka ona jest piękna…” myślał. Wyglądała cudownie… przyda mu się zimny prysznic. Zdecydowanie.

brenn73

coraz bardziej wciaga mnie to opowiadanie... super czesci... czekam na kolejne :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Jest następny cedek, sorka, ze wczoraj nie wrzuciłam, ale nie miałam dostępu do kompa...

11.




Kiedy Booth skończył kąpiel, Bones już leżała w piżamie w łóżku i przeglądała scenariusz od Jacka. Seeley położył się obok.
-Co tam czytasz?- spytał wchodząc pod kołdrę, która też była jedna. Czuł bijące od jej ciała ciepło. „To będzie ciężka noc” pomyślał.
-Scenariusz „3 sióstr”. Dobry tekst. Co prawda dużo o miłości, w którą nie wierzę, ale dobrze napisany.
-Kogo masz grać?
-Maszę.
-Główna postać. Najważniejsza.
-Skąd wiesz, ze najważniejsza? Tu jest więcej głównych postaci.
-Ale ta jest najważniejsza, najbarwniejsza, pełna sprzecznych emocji.
-Skąd ty to wszystko wiesz?- odwróciła twarz w stronę Bootha, byli blisko siebie.
-Kiedyś przez przypadek natknąłem się na ten tekst w jakiejś książce. Zbiór dramatów, czy coś takiego. Bardzo ciekawy tekst. Zwłaszcza pięknie opisane są różne rodzaje nieszczęśliwej miłości, tęsknota za dawnym życiem.
-Tak…
-A Masza… trochę jesteście do siebie podobne.
-Nie sądzę. Nie jestem nieszczęśliwa z powodu nieudanego małżeństwa bo nie jestem w takim związku i nie jestem z niewłaściwym mężczyzną. Ja nigdy nie popełnię tego błędu.
-Nigdy nie mów nigdy.
-To co powiedziałeś nie ma sensu.
-Bones.
-Masza związała się z mężczyzną, którego nie kocha. Nie rozumiem jej postępowania. Olga jest sama, ale za wszelką cenę chce jakiegoś męża. Nie wiem po co. Samotność nie jest zła. A Irina? Nie chce związać się z Tuzenbachem, bo jest brzydki, ale on ją kocha. Pokręcone…
-Tak, ale pamiętaj, ze to klasyczny tekst. Rosja. Moskwa. Tęsknota za utraconym domem.
Ale to nie o to mi dokładnie chodziło, Bones.
- A o co?
-Masza to silna kobieta. Nie daje poznać po sobie, co ją gryzie. Co prawda nie ukrywa, ze nie kocha swojego męża…
-Gryzie… to przenośnia. Pamiętam- przerwała mu Bones z uśmiechem.
-Tak. Zapamiętałaś. Jestem z ciebie dumny- odwzajemnił uśmiech.- Masza podobnie jak ty, tęskni za lepszym życiem, tym które, według niej, minęło…
-Ja nie tęsknię za przeszłością. Za czym mam tęsknić? Za wspomnieniem opuszczenia przez rodziców, przez Russa… za wylądowaniem w gąszczu systemu? W rodzinach zastępczych, które za karę zamykały mnie w bagażniku? Za wszystkimi tymi ludźmi, którzy mnie opuścili i zdradzili? O Michaelu, Sullym? O facetach, którzy mnie wykorzystali? O tym mam pamiętać? O momencie, kiedy dowiaduję się, że moja rodzina to przestępcy?- w oku Bones pojawiła się łza.
-Bones- Booth delikatnie odwrócił jej głowę do siebie łapiąc ja za brodę.- nie o to mi chodziło.- wytarł jej łzę z policzka.- Myślałem o tych czasach, kiedy byłaś naprawdę szczęśliwa. Jak byłaś dzieckiem…
-Wtedy byłam szczęśliwa… czułam, ze komuś na mnie zależy… że ktoś mnie kocha…
-A teraz nie jesteś? Masz przyjaciół, którzy cię kochają i nigdy, ale to nigdy cię nie opuszczą. Masz mnie. Samca- alfę, który zawsze będzie przy tobie, gdy tylko będziesz tego potrzebowała. W radości w smutku… Mówiłem ci kiedyś, ze nie zdradzę cię nigdy. Naprawdę nie czujesz się szczęśliwa?
-Nie, Booth… to nie tak… wiem, ze mam przyjaciół… ciebie. Jestem szczęśliwa, ale..
-Bones. Wiele w życiu wycierpiałaś, wiem, ale to nie znaczy, ze teraz nie możesz być szczęśliwa. Tamte czasy już minęły.
-Wiem. Dziękuję Booth.
-Do usług.
-Jesteś moim prawdziwym przyjacielem.
-Nie myśl, ze twoje życie było złe. Były przecież piękne chwile.
-Tak. Masz rację. Były- uśmiechnęła się.
-I będzie ich jeszcze więcej. Obiecuję ci to.
-Obiecujesz?
-Tak. Wiesz, że ja nie kłamię.
-Wiem.
-Mam nadzieję, że masz rację.
-Mam, Bones.
-Dziękuję.
-Dobra, a teraz droga żono- uśmiechnął się- czas spać. Jutro musimy być wypoczęci. Czeka nas ciężki dzień. Spotkanie z reżyserem, uzyskanie jakichś informacji i ty jeszcze masz próbę.
-Racja.- odłożyła scenariusz na szafkę nocną, zgasiła światło i położyli się spać.
-Dobranoc Booth.
-Dobranoc Bones.
Dłuższy czas nie mogli zasnąć. Znowu byli tak blisko siebie, a jednak tak daleko… Jak to określiła Bones „śpimy tylko w jednym łóżku. Obok”

ocenił(a) serial na 9
brenn73

12.



Ranek przyszedł szybko. Obudził ich budzik Bootha. Zjedli śniadanie i poszli na spotkanie z reżyserem. Powoli w Sali 3a zbierali się wszyscy aktorzy. Na końcu przyszedł dyrektor i nowy reżyser.
-Witam wszystkich- zaczął Jack- To jest Tom Melts, część z was już się poznała. Tom dzisiaj wybierze obsadę do swojego nowego spektaklu „Szklana menażeria”. Sam napisał scenariusz na podstawie dramatu Tennesse’go Williamsa.
-Tak.- odezwał się Tom- Może powiem wam kilka słów na temat tej sztuki. „Szklana Menażeria” jest sztuką pamięci. wszystkie postacie i obrazy ukazane są z punktu widzenia głównego bohatera dramatu. Publiczność widzi wydarzenia tak, jak odbiera je Tom – główna postać i zarazem narrator sztuki. Poznajemy jego historię i jego interpretację zdarzeń.
Amanda – matka rodziny – jest przebrzmiałą pięknością – rozpamiętującą dawnych adoratorów i niemogącą stawić czoła trudnej teraźniejszości. Dominuje nad dwójką swych dzieci Laurą i Tomem tak bardzo, że podporządkowuje sobie całe ich życie. Laura jest chorobliwie nieśmiałą i skrzywioną psychicznie dziewczyną, nie potrafiącą przystosować się do otaczającego ją świata. Od Toma wymaga się całkowitego poświęcenia dla rodziny – pokrótce opowiedział sens sztuki.- Mniej więcej tak to wygląda. Teraz chciałbym obsadzić spektakl. Nie było łatwo. Długo zastanawiałem się nad doborem obsady i mam już komplet. Chciałbym rolę Laury powierzyć Marthcie May, Jim’a Dariusowi May… To dwie główne postaci. Wiem, ze jesteście tu nowi. Dostałem wasze CV i jestem pod wrażeniem. Uważam, ze nadajecie się idealnie. Poza tym trzeba dać szansę widowni poznania nowych twarzy. Rolę Tom’a zagra Roger Ron, matki Anne Rone. Tutaj macie scenariusze- rozdał wyznaczonym aktorom egzemplarze.- Jak wiem część z was ma jutro jakąś próbę… w takim wypadku chciałbym zacząć pracę nad 8 sceną z Marthą i Dariusem, od momentu gdy Laura i Jim zostają sami. Jutro o 18:00, dobrze?
-Jasne- odpowiedział Booth.
-Ja chciałbym jeszcze dodać- zaczął Jack- że z racji tego, że Sue już u nas nie pracuje jestem zmuszony do zrobienia zastępstwa w „3 siostrach”. Wczoraj zdecydowałem kto ja zagra- kobieca część zespołu aktorskiego uśmiechnęła się- Poprosiłem o to wczoraj Marthę. Zgodziła się, więc dziś o 12:00 zaczynamy normalnie próbę. Premiera za niecałe dwa tygodnie wiec musimy trochę popracować. Także Tom- zwrócił się do reżysera- jako że Martha też gra u mnie będziemy musieli dogadać się z grafikiem prób.
-Jasne.- odpowiedział Tom.
-Dziś rano Martha jest na próbie u mnie, a wieczorem u ciebie. W wolnej chwili zrobimy grafik.
-Jasne. Mi to odpowiada.
-Super. Ok. to teraz zostawmy Toma z nową obsadą.- część osób nie wybranych do spektaklu wstała i wyszła. Zostali tylko Bren, Booth, Tom, Roger i Anne.
-Dobre. To zróbmy sobie jedną próbę czytaną. Za godzinę Martha musi iść na inną próbę, wiec wykorzystajmy ten czas.
Szybko przeczytali scenariusz. Jedna scena zszokowała naszych partnerów… I to akurat ta, którą dzisiaj mają próbować… Łatwo nie będzie.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

A jeszcze jedną:)

13.


Zbliżała się godzina 12.
-Boooth, muszę lecieć na próbę. Postaram się porozmawiać z Sonją i Agnes. Ty możesz spróbować z Monicą.- mówiła Bren zabierając scenariusz z szafki.
-Jasne. Musimy rozwiązać tą sprawę jak najszybciej.- powiedział Booth również szykując się do wyjścia.
-Idziemy?
-Tak.
Wyszli z pokoju i udali się do budynku teatru. Po drodze natknęli się na Monicę…
-No tak!- zaczęła z wrogim tonem.- Pojawiła się nowa lalunia i dyrektor od razu traci głowę i obsadza ją w swoim spektaklu!- zbliżyła się do Bones.
-Monica?- spytała Bren odsuwając się od niej- Daj spokój. Nie chciałam tego.
-I ja mam ci w to uwierzyć?- zagrodziła Bones drogę- Mam uwierzyć, ze nie chciałaś przyjąć roli, o której marzy każda dziewczyna?!
-Właśnie- odpowiedziała spokojnie.
-Nie wierzę ci! Co?! Wskoczyłaś mu do łóżka i tak go przekonałaś?!- była coraz bardziej zła.
-Monica, daj spokój.- wtrącił się Booth.
-A ty co? Bronisz niewiernej żonki?! Przecież to jasne jak słońce, ze się z nim przespała! Inaczej nie zdobyła by tej roli! Tu zawsze chodzi o sypianie z dyrektorem! Tak możesz załatwić sobie najlepszą rolę!
-Nie spałam z dyrektorem i tobie nic do tego!- odgryzła się Bones- A teraz pozwól mi przejść, albo cię do tego zmuszę- zagroziła.
-Co mi zrobisz? Zabierzesz mi kolejną rolę?- spytała z sarkazmem.
-Pomogę ci się odsunąć.
-Zna sztuki walki. Nie zadzierałbym z nią- dodał Booth.
-Spróbuj- Monica wyciągnęła rękę w kierunku Bones. Bren jednym szybkim ruchem złapała ją za nadgarstek
-Uważaj. Jednemu facetowi już złamała nadgarstek- ostrzegał Booth.
-Po prostu się odsuń- powiedziała Bones.
-Albo wylądujesz na podłodze- dodał Booth. Monica wyszarpnęła rękę z objęć Bones.
-Jeszcze z tobą nie skończyłam!- krzyknęła i odwróciła się.
-Ona mogłaby zabić Sue…- szepnęła Bren do Bootha.
-Wiem.- również szeptał.- Widać, ze bardzo zależało jej na tej roli… Ok. leć na próbę… ja się nią zajmę.
-Jasne. Do zobaczenia po południu.- Bones poszła w kierunku sceny kameralnej. Tam odbywała się próba. Booth podszedł do siedzącej teraz w bufecie Monici.
-Hej- zaczął, próbując się uśmiechnąć.
-Czego chcesz?- syknęła.
-Pogadać. Można?
-Rób co chcesz.
Booth dosiadł się do stolika.
-Monica, czemu tak bardzo zależy ci na roli Maszy?- spytał łagodnie.
-To marzenie każdej młodej dziewczyny. Każda chciałaby móc choć raz w życiu zagrać Maszę.
-Ale wiesz, ze to nie daje ci prawa oskarżania mojej żony o zdradzanie mnie? Jesteśmy bardzo szczęśliwi razem, nie musi szukać seksu z innymi facetami. Zaspokajamy się. I wiem, ze nigdy nie zrobiłaby tego dla roli. Nigdy. Rozumiesz mnie?
-Trudno mi w to uwierzyć. Wiele dziewczyn sypia z dyrektorami, żeby tylko dostać role na której im zależy. Z dyrektorami czy reżyserami. Tak już jest.
-Ale nie Martha. Ona nie goni za sławą czy głównymi rolami. Ona jest normalna. Wiem, ze w świecie teatru to jest rzadkością, ale się zdarza. I taka jest Martha. Po prostu się z tym pogódź. Jesteś młoda, piękna i jestem pewien, ze dostaniesz jeszcze swoją wymarzoną rolę.
-Tak myślisz?- spytała ironicznie.
-Tak. Dokładnie tak.
-Jasne…
-Powiedz mi… Znałaś Sue?- delikatnie Booth próbował zejść na temat zamordowanej kobiety.
-Tą lafiryndę?! Jasne!
-Czemu uważasz ją za lafiryndę? Słyszałem, ze była tu lubiana.
-Nie ode mnie!
-No nie.
-Właśnie.
-Za co jej tak nienawidzisz?
-Za to, ze za każdym razem sprzątała mi sprzed nosa najlepsze role. Zawsze kiedy słyszała, że mi na czymś zależy, nagle okazywało się, że ona gra, a ja jestem odrzucana. Dziwny zbieg okoliczności! Nie lubiła mnie i chciała mi dogryźć.
-Czemu?
-Może dlatego, ze kiedyś facet, na którym jej zależało zaczął umawiać się ze mną i nie był nią zainteresowany? Głupie co? Kiedyś nawet się przyjaźniłyśmy, ale po tej akcji stała się moim wrogiem. Zawsze starała się mnie zniszczyć, podstawić mi haka. Wszystko na złość. Wszystko przez faceta.
-I nie wiesz co się z nią teraz stało?
-Czemu ona cię tak interesuje?
-Była moją dobrą koleżanką. Spotkaliśmy się kilka razy.
-Aha… Za plecami żony?
-Nie, nie w takim sensie. Spotykaliśmy się we trójkę.
-Trójkącik?
-Nie. Absolutnie nie. Spotykaliśmy się na piwie czy obiedzie, kiedyś jak byliśmy z jakimś spektaklem w DC.
-Aha.
-Nie wiesz co się z nią stało? Dawno się nie widzieliśmy.
-Nie mam pojęcia, ale bardzo się cieszę, że już tu nie pracuje. Gdyby nie twoja żonka to ja bym dostała rolę Maszy.
-Na to już nic nie poradzisz.
-Zawsze można coś zrobić.
-W tej sytuacji już nic.
-Może… racja…

brenn73

ekstra czesci... a rozmowa Bones i Bootha w czesci 11 poprostu super :) jestem ciekawa co sie dalej wydarzy... :) moze zelulce xD cos jeszcze znajda ?? :) czekam na nexa :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

To wrzucę jeszcze jedną część, to opko jest długie, bardzo nawet można powiedzieć.

14.


W tym czasie na scenie kameralnej już trwała próba. Jack specjalnie wybrał dzisiaj sceny, w których ma grać Bones, żeby szybko wprowadzić ją w spektakl.
Bren stała na scenie z scenariuszem w ręce. Próbowała.
-Tak Martho!- krzyczał reżyser- dokładnie tak. Spróbuj teraz powiedzieć ten tekst z obojętnością i powoli przejdź do wieszaka po swój szal… tak. – Bones zrobiła tak jak powiedział Jack. Szło jej całkiem nieźle. Powoli się rozluźniała i zaczynała czuć postać- Ok. teraz cała scena od początku. Od momentu „Dokąd idziesz Maszo?” proszę.
-Dokąd idziesz Maszo?- zaczęła Sonja, która dostała rolę Olgi.
-Do domu- odpowiedziała Bones/Masza.
-Ale przecież to urodziny- powiedziała Agnes, która grała Irinę.
-Ale co to za różnica- konturowała Bones.- przyjdę wieczorem. Życzę ci jeszcze raz moja kochana, żebyś była zdrowa.- odwraca się do publiczności- Dawniej kiedy żył ojciec do nas na urodziny przychodziło ze czterdziestu oficerów i gwarno było w domu. A dziś? Tylko półtorej osoby i cicho jak na pustyni. Chandra mnie gryzie od rana, ale nie zwracaj na to uwagi. Pójdę sobie.
-Ja cię rozumiem Maszo- powiedziały Irina i Olga.
-Jak filozofuje mężczyzna to owszem wychodzi z tego filozofistyka czy tam sofistyka, ale jeżeli kobieta albo dwie kobiety- zaczął Solony, którego grał Mark Cun- to wyjdzie tylko wiercenie dziury w brzuchu.
-Co pan chciał przez to powiedzieć okropnie groźny człowieku?- spytała Masza z ironią w głosie.
-Nic. Zipnąć nie zdążył nawet, a już z misiem na karku ma sprawę.
-Nie becz!- krzyknęła Masza do Olgi i odeszła na bok.
-Okej. Super. Martha idealnie wyczuwasz postać Maszy. Tak!- przerwał im reżyser- widzę, że już nawet łapiesz tekst. Świetnie. Dobra teraz scena, pierwsze spotkanie z Wierszyninem. Roger!- krzyknął- Twoja scena od momentu „Zdaje mi się, że panią trochę pamiętam”!
-Ok.- odpowiedziała Roger ustawiając się do następnej sceny.
-A zdaje mi się, że panią trochę pamiętam…- powiedział z uśmiechem do Maszy.
-A ja pana nie…- odpowiedziała obojętnie.
Potem ćwiczyli kolejne sceny. Doszli prawie do końca II aktu. Bones była coraz lepsza. Wszystkim bardzo dobrze się z nią współpracowało. Kto by pomyślał, ze Bren, słynna pani antropolog odnajdzie się w roli aktorki teatralnej.
Po skończeniu ostatniej sceny.
-Dobra, kochani. 20 minut przerwy. Potem zaczniemy od sceny z II aktu, zbliżenie Maszy i Wierszyninai przejdziemy do III aktu.- powiedział nagle Jack- Martho pozwól na chwilę- Bones podeszła do Jacka, a reszta udała się do palarni, czyli na zewnątrz.
-Tak?- spytała Bones, kiedy wszyscy wyszli.
-Uważam, że doskonale sobie radzisz- powiedział z uśmiechem.
-Dzięki Jack.
-Wydajesz się stworzona do tej roli. Nie myliłem się wybierając właśnie ciebie. Znakomicie czujesz postać i doskonale prowadzisz emocje. To twój duży atut.
-Dzięki. Cieszę się.
-Szybko łapiesz tekst.
-Staram się.
-Myślę, że w takim tempie- przesunął ręką po jej ramieniu- spokojnie zdążymy ze spektaklem na wyznaczony termin premiery.
-Mam nadzieję.
-Ok.- oderwał rękę- Zmykaj na przerwę- ponownie się uśmiechnął. Bones dołączyła do innych.
-Martha!- zaczął Roger- Jesteś świetna!
-Dzięki- odpowiedziała lekko zakłopotana.
-Twoja Masza to jest coś!- dodał Mark- podbijesz serca widzów.
-Tak myślisz?
-Wiem to. Sue była dobra, ale ty? Z tobą wspaniale się współpracuję. Jakbyś urodziła się do tej roli- kontynuował Mark.
-A co z Sue?- Bones postanowiła wykorzystać sytuację i podpytać ich o ofiarę.
-Odeszła od nas. Wielka szkoda. Była dobrą przyjaciółką.
-Słyszałam, ze Sonja i Agnes były zazdrosne o rolę Maszy.
-O tak.. były bardzo zazdrosne.- do rozmowy wtrącił się Jacub Neal, grający barona Tuzenbaha- Dziewczyny mogłyby zabić za taką rolę.
-O tak…- teraz wtrącił się grający Czebutkina Oleg Ion, starszy aktor- najbardziej zazdrosna była Sonja.
-I znowu wracamy do Sonji- pomyślała Bones.
-Tak. Dziewczyny chyba jakoś się pogodziły tą stratą, bo bądź co bądź są w obsadzie- mówił Ron West (Andrzej). Wszyscy powoli włączali się rozmowę.
-Nie było łatwo- powiedział Roger zaciągając się papierosem.
-Zdecydowanie nie. Widzieliśmy jak się patrzy na Sue- teraz mówił Mark.
-Raz nawet się pożarły- dodał Jacub.
-Pożarły?- Bones spojrzała z miną „nie wiem co to znaczy” i pomyślała, czemu nie ma przy niej Bootha, żeby mógł jej to wyjaśnić.
-To było coś- kontynuował Mark- Skakały sobie do gardła- kolejne wyrażenie, którego nie rozumiem, pomyślała Bones- Kłóciły się. O mały włos się nie pobiły.
-Gdybyś im nie przerwał Roger na pewnie źle by się to skończyło- dodał Oleg.
-Racja.
-Kto się tak kłócił?- spytała Bones.
-Agnes i Sonja. Po jednej z pierwszych prób. Dziwne. Ciebie od razu zaakceptowały. To znaczy Sonja zauważyłem, że jeszcze spogląda na ciebie spod byka, ale to nie jest to samo co z Sue.- wytłumaczył Roger.
- To znaczy?
-Że chyba się w końcu z tym pogodziła. Agnes w ogóle już nic nie mówi, nie narzeka. Obserwuje cię z zaciekawieniem.- Roger się uśmiechnął.
-Z zaciekawieniem?- zdziwiła się Bren.
-Tak. Uważaj na nią- dodał Ron.
-Dlaczego?
-Chyba wpadłaś jej w oko.
-Co?
-Wszyscy w teatrze wiedzą, że Agnes woli dziewczyny.- wyjaśnił Mark.
-To jakiś problem?
-Nie, absolutnie nie. W środowisku teatralnym to normalka. Wydaje mi się nawet, że kiedyś kręciła z Sue, ale szybko się to skończyło. Nie pasowały do siebie.- powiedział Roger.
-Nie potrafiły się dogadać.- powiedział Ron gasząc papierosa.
-Właśnie- potwierdzili inni.
-A co z Josephem?
-Nic- Jacub wzruszył ramionami- po prostu zniknął.
-Jemu też ktoś czegoś zazdrościł?
-Tak. Na przykład ja- odezwał się Oleg- wszyscy w moim wieku. Ale to była nasza potajemna zazdrość. Wszyscy bardzo go lubili i wiedzieli, ze jest najlepszy, że dostanie najlepszą rolę. Po prostu się z tym pogodziliśmy.
-I nic? Żadnych kłótni? Nic?
-Zero. Jesteśmy na to za starzy. Możemy po cichu zazdrościć, ale na tym koniec. Nie będziemy się przecież bić o rolę.
-Rozumiem.
-Ok., kochani!- rozmowę przerwał im krzyk Jacka- Wracamy na próbę!- wszyscy weszli z powrotem do środka.

brenn73

oj ciekawe ciekawe coraz wiecej informacji... :) to opoko tak jak poprzednie rowniez bardzo mnie wciagnelo... :) a czy bedzie rownie dlugie jak tamto ? z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

To opko ma 123 rozdziały:P trochę dłuższe niż poprzednie:) ale teatr to świat który znam i kocham, więc trochę się rozpisałam:)
Jeszcze jedna część, przed wyjściem do pracy:)

15.




-Jak mówiłem, II akt, Masza, Wierszynin, pierwszy pocałunek- Bones się zdziwiła. W scenariuszu nie było nic napisane o pocałunku…- Masza powoli przenosi się z krzesła na kanapę, siadasz obok Wierszynina. W tej scenie Martho musi być niepewność, ale w oczach pożądanie i chęć rzucenia się na Wierszynina. Rozumiesz?
-Jasne…
-Dobra, zaczynamy. Po kwestii „Pani jest przesądna?” „tak” rzucacie się na siebie. Roger całujesz Maszę, wiesz jak. Tak jak było z Sue, obsypujesz ją pocałunkami, Martho ty mówisz w tym czasie swoją dalszą kwestię. Z namiętnością w głosie. Chyba nie muszę ci tłumaczyć? W ogóle nie przejmujesz się pojawieniem Iriny.
-Jasne… Łapię- odpowiedziała Bones i serce zaczęło bić jej mocniej. Tego się nie spodziewała.
-Dobra zaczynamy. Na swoje miejsca proszę.- powiedział Jack. Wszyscy zajęli swoje pozycję i zaczęli.
-Nie wiem- zaczęła Bones wstając i kierując swoje kroki na kanapę- Może gdzie indziej jest inaczej, ale w tym mieście najprzyzwoitsi ludzie to wojskowi…
-Napiłbym się herbaty- odpowiedział Wierszynin. Masza już siedziała obok.
-Ale ja nie mówię o mężu- odpowiedziała z uśmiechem.
-A mnie się zdaje, ze cywil czy wojskowy to bez różnicy. Przynajmniej w tym mieście. Wystarczy porozmawiać z miejscowym inteligentem cywilem czy wojskowym, a zaraz okaże się, ze on i z żoną się męczy i z domem się meczy, i z majątkiem się męczy… niech mi pani powie, dlaczego w życiu sięga tak niewysoko? Dlaczego?- spojrzał jej w oczy.
-Dlaczego?- również wpatrywała się w jego oczy.
-Dlaczego z dziećmi się męczy, z żoną się meczy? A dlaczego żona i dzieci z nim się meczą?
-Pan dzisiaj trochę nie w humorze…- odwróciła głowę w drugą stronę.
-Jestem bez obiadu. Córka mi nie domaga troszeczkę, kiedy chorują moje dzieci… nigdy o tym nie mówię, dziwna rzecz, ze uskarżam się właśnie przed panią- całuje ją w rękę- proszę się nie gniewać, oprócz pani nikogo nie mam. Nikogo…- ich twarze po raz kolejny znalazły się bardzo blisko siebie, ich oddechy stały się płytsze i szybsze.
-Jak huczy w piecu. U nas przed śmiercią ojca ciągle tak huczało w kominie. Tak samo jak teraz…
-Pani jest przesądna?
-Tak.
-To dziwne…
-Tak…- jak kazał reżyser rzucili się na siebie i złączyli w namiętnym pocałunku. pełnym tęsknoty i pragnienia drugiej osoby. Roger obsypywał pocałunkami twarz i dekolt Bones, ona cicho wzdychała
-Pani jest wspaniałą… cudowną kobietą. Wspaniała… cudowna- mówili między kolejnymi pocałunkami.
-Niech pan przestanie…- mówiła Bones z rozkoszą w głosie i według wskazówek Jacka, tak by było widać, że nie chce przerywać sytuacji, w której się znalazła.- bardzo proszę… a zresztą niech pan mówi.. wszystko mi jedno… wszystko mi jedno… ktoś idzie…- nadal nie przerywali- proszę mówić o czymś innym…- na scenę weszła Irina i Tuzenbach. Masza i Wierszynin powoli się rozłączyli i z powrotem usiedli obok siebie na kanapie.
-Świetnie!- przerwał reżyser.- To jest to!- nie mógł wyjść z podziwu- Martha, Roger to było cudowne. O taką scenę właśnie mi chodziło. Widać było pożądanie w waszych oczach, znakomicie to zrobiliście. Tak ta scena ma wyglądać.- Bones spojrzała na Rogera i lekko się uśmiechnęła. Dziwnie się czuła, ale musiała przyznać przed samą sobą, że… no właśnie, ze co? Że podobała jej się ta scena… że dużo z siebie włożyła tym razem w postać Maszy? Chyba o to chodziło.
-Dobra. Jedziemy dalej.
Przez następną godzinę próbowali kolejne sceny. Później zostało im już tylko dopracowanie monologu Maszy. Została tylko Martha, Jack pozwolił reszcie wyjść na przerwę.
-Ok. Martha.- zaczął- To jest bardzo ważna scena. Tutaj Masza łamie się i wyznaje w końcu swoim siostrom, co czuje do Wierszynina. To ma być punkt kulminacyjny jej emocji. Wiesz. Wyrzuca wszystko z siebie, płacze…
-Rozumiem.
-Możemy spróbować?
-Jasne.
-Ok., to do dzieła. Możesz z kartką, wiem, że to dłuższy monolog i pewnie jeszcze go nie znasz…
-Jeszcze nie…
-Ok. spokojnie. To co? Zaczynamy?
-Tak.- Stanęła na środku sceny, w ręce trzymała kartkę scenariusza i zaczęła. Najpierw spokojnie.
-Chcę wam coś wyznać kochane siostry… nie mogę milczeć. To moja tajemnica, ale wy musicie wiedzieć wszystko… ja kocham, kocham… kocham tego człowieka… przed chwilą był tutaj.. zresztą! Co tam. Kocham Wierszynina!- teraz już łza pojawiła się w oku Bones, powoli przestała panować nad swoimi emocjami- I co mam teraz zrobić? Z początku wydawał mi się jakiś dziwny, potem zaczęłam go żałować… potem pokochałam… pokochałam go z tym jego głosem… wylewnością, dwiema córeczkami…- Bones wczuwała się coraz bardziej. Teraz już łzy same leciały z jej oczu. Kontynuowała. Jack patrzył na nią z zachwytem. Bones czuła się jakby dokładnie wiedziała o czym mówi. Jakby był ktoś komu chciałaby coś takiego powiedzieć. Czy to możliwe, że już kogoś kocha i o tym nie wie? Kiedy wyznawała swoje uczucia nie wiedziała dlaczego myślała o Boothie… dziwnie się z tym czuła. „Czemu akurat Booth pojawił mi się przed oczami?” pytała sama siebie. W kocu skończyła monolog i z płaczem wybiegła ze sceny. Po chwili wróciła.
-Martha- zaczął Jack wciąż jeszcze w wielkim szoku.- To… to…- zaczął się jąkać- To było wspaniałe… Nie wiem jak ty to robisz… To… WOW!!!- podbiegł do niej i ją przytulił.- Jesteś niesamowita!- krzyknął i oderwał się od niej.- Przepraszam. To nie jest tak jak myślisz. Ja nie… po prostu jestem pod wielkim wrażeniem twoich umiejętności. Pamiętam naszą wczorajszą rozmowę.- zaczął się tłumaczyć.
-W porządku… nic się nie stało- otarła resztki łez z policzka.
-Jesteś niesamowita. Cieszę się, ze cię wybrałem
-dziękuję.- po chwili reszta wróciła z przerwy.
-Myślę, że na dzisiaj skończymy- powiedział Jack do wszystkich- Jutro nasza próba będzie po południu z racji tego, ze część z was gra też u Toma. Dziękuję wszystkim za próbę. Byliście znakomici. Jestem pewien, ze jeśli wszystko będzie szło tak jak dzisiaj, premiera odbędzie się zgodnie z planami. A jeszcze Martho, będziesz musiała wpaść dzisiaj na chwilę do pań krawcowych. Muszą dopasować dla ciebie sukienkę.- Bren kiwnęła głową- Do zobaczenia
-Dzięki Jack- powiedzieli wszyscy i udali się do garderoby.

brenn73

ojacie to nie bedzie mi sie nudzic... xD tyle rozdzialow xD ;) super czesc... dokladnie sobie wyobrazam sobie te wszyskie sceny i jestem pod wrazeniem... jak piszesz :) czekam na cd :)
milej pracy zycze :) mi to jeszcze nie grozne bo mam 15 lat :)
Pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Dziękuję:)
A ja kocham swoją pracę:) w końcu w teatrze:P:)
Ja również pozdrawiam serdecznie:)

brenn73

najwazniejsze ze kochasz to co lubisz :)

mara625

najwazniejsze ze kochasz to co robisz... pozajaczkowalo mi sie xD :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Oj tak, kocham, kocham:)
I proszę obiecany cedek:)

16.



W garderobie po 15 minutach zrobiło się pusto. Została tylko Bones i Agnes…
-Martha- zaczęła Agnes zbliżając się do Bones
-Tak?- odwróciła się do niej.
-Uważam, ze jesteś wspaniała…
-Dzięki, Agnes. Ty też jesteś bardzo dobra.
-Obserwowałam cię dzisiaj i bardzo się cieszę, że to ty grasz Maszę. Jesteś…- podeszła bliżej- Czekaj- wzięła wacik z kremem- rozmazałaś się tutaj- delikatnie zmyła rozmazany makijaż z twarzy Bones- już. Jesteś taka piękna…
-Agnes…
--Ciiii…- Agnes przyłożyła palec do ust Tempe. Bones dziwnie się poczuła. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie dotykała jej w ten sposób.- nic nie mów- Agnes odgarnęła kosmyk włosów Bones i pogładziła ją po twarzy.
-Agnes, proszę cię- Bones złapała delikatnie Agnes za rękę i odsunęła ją od siebie.- Przestań.
-Ale…
-Ja mam męża Agnes. Nie mam problemów z twoja orientacją. Akceptuję ją. Nie ma dla mnie w tym nic dziwnego. Ale ja nie jestem homoseksualna i nie wiążę się z kobietami.- powiedziała najdelikatniej jak mogła. Nie chciała jej urazić, mimo wszystko.
-Rozumiem- Agnes posmutniała.
-Nic z tego nie będzie Agnes.
-Ok. przepraszam. Nie chciałam cię wystraszyć.
-Nie przestraszyłam się. Po prostu poczułam się niekomfortowo.
-Ok.
-Ja muszę lecieć. Umówiłam się z Dariusem.
-Jasne.
-To do zobaczenia.
-Czekaj, też już wychodzę- powiedziała łapiąc swoją torebkę. Wyszły razem. W bufecie na Bones czekał Booth.
-Hej, kochanie- powiedział widząc swoją Tempe.
-Hej- odpowiedziała z uśmiechem i na powitanie pocałowała go w policzek. Agnes zrobiła smutną minę.
-Cześć Agnes- powiedział do niej.
-Cześć- odpowiedziała i wyszła ostatni raz spoglądając na Bones.
-Co jej jest?- spytał Booth.
-etam. Nieważne- powiedziała.
-Zakochała się w tobie?
-Co?
-Znam ten wzrok… odrzucenia…
-Wszystko widzisz, co?- uśmiechnęła się do Bootha.
-Tak. Patrzyła na ciebie z tęsknotą. Jak na kogoś kogo kocha i nie może z nim być…
-Masz rację. Próbowała mnie pocałować w garderobie, ale powiedziałam jej, ze ja interesuje się mężczyznami i nie wiążę się z kobietami.
-ładnie- zaczął się śmiać- Dyrektor do ciebie startuje to rozumiem, ale żeby nawet kobiety się w tobie zakochiwały? Tego jeszcze nie było.
-Booth to nie jest śmieszne.
-Trochę jest.
-Ja nie widzę w tym nic zabawnego. Zakochała się w kimś kto po pierwsze nie istnieje, w Marthcie, a po drugie w kimś z kim nigdy nie będzie mogła być, bo ja nie zmienię swoich upodobań seksualnych.
-Trochę pocierpi i jej przejdzie. Przecież jak tylko rozwiążemy sprawę znikamy stąd.
-Racja.
-jak minęła próba?
-Świetnie. Lepiej niż myślałam.
-To znaczy?
-Nikt nie podejrzewa, że jestem całkiem zielona jeśli chodzi o aktorstwo. Wszyscy byli zachwyceni.
-A Jack najbardziej co?- uśmiechnął się łobuzersko.
-W końcu to jego spektakl.
-Jasne i to ze mu się podobasz nie ma z tym nic wspólnego…
-Darius… Proszę cię. Po prostu jestem w tym dobra, pogódź się z tym.
-No proszę. A jeszcze niedawno zastanawiałaś się jak sobie poradzisz.
-Tak, ale teraz już wiem, że dobrze mi idzie. Już się nie martwię.
-Ok.
-Udało ci się zdobyć jakieś informacje?- zmieniła szybko temat.
-Tak. Ale chodźmy do pokoju. Nie będziemy tutaj rozmawiać. Zaniosłem nam obiad. Jak cię nie było bufet był otwarty i postanowiłem, ze wezmę nam coś na potem.
-Świetnie. To chodźmy.
Poszli do pokoju. Tam od razu połączyli się z Jeffersonian.
-Zack?- zaczęła Bones- Masz już odlew narzędzia zbrodni?
-Tak Dr Brennan- odpowiedział- przesyłam właśnie zdjęcia. Próbowałem coś do tego dopasować, ale na razie bez rezultatów.
-Okej.- kliknęła w plik i otworzyła przesłane zdjęcia- to mi wygląda… Hmm. Może to jakiś rekwizyt? Będziemy musieli przyjrzeć się rekwizytom w teatrze. Poszukamy tego. Dość długie, prostokątne, o nieregularnych kształtach… Rozejrzymy się, może coś wpadnie nam w oko.
-A jak u was?- wtrąciła się Cam. Za nią w tym czasie pojawiła się Angela.
-Hej Sweety! Hej Booth!- przywitała się.
-Cześć Ange- odpowiedzieli.
-Na razie wiem tylko, ze trzy kobiety na pewno miały powód do morderstwa dziewczyny… o mężczyźnie niewiele się dowiedzieliśmy- zaczęła Bones i po kolei razem z Boothem opowiedzieli wszystko czego zdołali się dowiedzieć.
-Wygląda na to, że któraś z tych trzech kobiet jest mordercą.- powiedziała Cam- Najbardziej pasuje Sonja. To doskonały motyw do morderstwa. Zazdrość.
-Zgadzam się- przytaknął Booth.
-A tak poza tym? Jak próby?- Ange była bardzo ciekawa.
-W porządku- powiedziała Bones- ja właśnie wróciłam. Było fajnie. Nawet nie sądziłam, że odnajdę się na scenie.
-Masz to we krwi, słodziutka- powiedziała artystka z uśmiechem.
-Najwyraźniej.
-A jak tam gorący dyrektor?
-Normalnie. Powiedziałam mu, ze nie ma u mnie szans, ze względu na małżeństwo…
-Tak, ale już nie tylko dyrektor podrywa Bones- wtrącił Booth z uśmieszkiem.
-Nie?!- pisnęła Ange- kto jeszcze?
-Ange spokojnie. Nie chcesz chyba, żebyśmy ogłuchli- powiedziała Cam zatykając uszy.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

-Bones wpadła w oko jednej z naszych podejrzanych. Agnes próbowała ją dzisiaj pocałować!- Booth ciągle się uśmiechał.
-Tego jeszcze nie było- powiedziała Cam.
-Bren! Już sami faceci ci nie starczą? Musisz podbijać serca kobiet?- Ange również się podśmiewała.
-Ange, proszę cię. To wcale nie jest zabawne. Nie czuję się z tym dobrze.
-Czemu? Ja byłam z Roxie i było nam razem dobrze.
-Ale mnie interesują tylko mężczyźni. Nie mam zamiaru wdawać się w romans z kobietą.
-Ok., ok., ok. nie denerwuj się sweety. Żartujemy sobie.
-O Hodgins- powiedziała nagle Bones zauważając Jacka wchodzącego na platformę.
-Dr Brennan, Booth, witam- powiedział z uśmiechem.
-Bren podrywają kobiety, Jack- powiedziała Ange.
-No proszę, Dr Brennan robi furorę w teatrze- uśmiechnął się.
-Jack- skarciła go Bren.
-Przepraszam. Mam wyniki badań nad cząsteczkami zebranymi z ubrań ofiar.
-I co znalazłeś?- spytał tym razem Booth.
-To metal. Zwyczajny srebrny metal.
-tylko?
-Nie. Znalazłem jeszcze trochę kurzu i kawałek jakiejś czerwonej tkaniny, wygląda na to, ze z jakiegoś kostiumu. Nie wiem dokładnie z czego. Musicie poszukać jakiegoś czerwonego stroju z dziurą. Podejrzewam, ze sprawca musiał przez przypadek zahaczyć narzędziem zbrodni o… nie wiem, może o swoje własne ciuchy.
-Rozejrzymy się- powiedział Booth.
-Dajcie znać jak znajdziecie coś jeszcze- powiedziała Bones.
-Jasne, Dr Brennan- odpowiedzieli.
-Cześć- zamknęła laptopa.- To już coś wiemy.
-Tak.- Booth kiwnął głową i podszedł do stołu, na którym stał zamówiony przez niego obiad, jeszcze ciepły. Na wynos podawany był w specjalnych naczyniach zatrzymujących ciepło. Siedli do stołu i zajęli się jedzeniem zupy.- Mamy trójkę podejrzanych kobiet, jeśli chodzi o sprawę Sue, o Josephie na razie niewiele wiemy…- mówił i jadł jednocześnie- Musimy przyjrzeć się tym dziewczynom. Może któraś będzie miała czerwone ciuchy, na których nadal będzie ślad… może nawet nie zauważyła, że zahaczyła narzędziem zbrodni.
-Możliwe. Miejmy nadzieję, ze nie wie o tym.
-Tak. Będzie łatwiej. Musimy baczniej przyjrzeć się tej Sonji. Ona najbardziej nam pasuje…
-Tak.
-Zauważyłaś dziś coś niepokojącego w jej zachowaniu na próbie?
-Nic. Była normalna, miła…
-Dziwne…
-Inni mówili, ze pogodziła się już ze stratą roli.
-Coś nie chce mi się w to wierzyć.
-Mi jakoś też nie. Ale nie widziałam nic niepokojącego.
-Musimy się pośpieszyć.
-Wiem.
Po chwili Bones spytała
-Booth, czytałeś scenariusz?
-Tak.
-Dokładnie?
-Tak.
-Więc wiesz o czym jest dziewiąta scena?
-Nie pamiętam. Zaraz sprawdzę.
-To jest pierwszy i ostatni pocałunek Laury i Jima…
-A no tak.
-I to właśnie tą scenę mamy dzisiaj próbować…
-Nie martw się. To tylko gra.
-Jasne. Potraktujmy to zawodowo. Koledzy. Aktorzy. To fikcja… jak wtedy pod jemiołą, tak?
-Oczywiście- od razu Boothowi ukazała się przed oczami ta scena. Oni razem pod jemiołą, połączeni w namiętnym pocałunku. dłuższym niż myślał… Do tej pory dokładnie pamięta smak ust Tempe i tęskni za nimi. Tak naprawdę w duchu cieszył się na myśl o próbowaniu tej sceny. Będzie miał okazję znów zasmakować tych ust, których tak pragnie. Nad jednym ubolewał… że to nie będzie naprawdę… To tylko teatr… Laura i Jim będą się całować i dotykać swoich ciał… Nie oni… nie naprawdę… „szkoda” myślał. Już od dawna pragnął Tempe. Przestał myśleć o niej jak o przyjaciółce. Chciał porwać ja w swoje ramiona, całować, dotykać, sprawić jej przyjemność. Ale to się nie stanie…
Po skończonym obiedzie Tempe poszła na przymiarkę sukni. Po pół godzinie wróciła i oboje z Boothem pogrążyli się w lekturze. Starali się zapamiętać tekst. Właściwie niewiele go tam było… Scena kręciła się wokół pocałunku i próby zbliżenia… potem odrzucenie. Oboje byli pełni obaw… Przecież są przyjaciółmi… nie są razem…
Nadeszła pora na próbę. Oboje udali się na dużą scenę, gdzie już czekał na nich reżyser.
-Cześć- powiedział na powitanie.- Nauczyliście się choć trochę tekstu?
-Tak- odpowiedzieli.
-Właściwie to niewiele go tu jest- powiedział Booth.
-To prawda. Ta scena ma być mocna. Ma być widać w niej emocję. Musi być idealna. Jesteście małżeństwem, wiec nie będę wam tłumaczył jak ma wyglądać pocałunek- uśmiechnął się do nich, a oni oboje poczuli dziwny skurcz w żołądku.- Darius- zwrócił się do Bootha- to ma być nagłe i stanowcze. Stoicie wpatrzeni w siebie. Rozmawiacie, to możecie z kartkami, trochę wcześniej zaczniemy. Tańczycie, puszczę wam jakąś muzykę, żeby było wam łatwiej. I ty Dariusz w jednej chwili decydujesz się podjąć decyzję. Kładziesz dłoń na jej ręce i powoli przesuwasz ją na plecy, odwracasz do siebie i całujesz, potem… Jednym ruchem kładziesz Laurę na kanapie, na razie to będzie ta kanapa, potem jak już będziemy dokładnie wiedzieli jaka ma być scenografia zmienimy ją. Nie będzie też pewnie stać w tym miejscu, ale na razie chcę mieć was na głównym planie. Więc kładziesz Laurę na kanapie i zdecydowanie wpijasz się w jej usta. Jak to w scenach erotycznych, musisz ją dotykać, możesz nawet próbować ja rozebrać. Dobrze, masz na sobie koszulkę na guziki- powiedział do Bones- Martho, Laura jest nieśmiała i dla niej to wszystko jest nowe. Nie wiesz, jak się zachować. Nie rzucasz się na niego, po prostu poddajesz się pocałunkom i pieszczotom. Wiesz o co mi chodzi? Masz być zagubiona i zaskoczona jego postępowaniem, ale jednocześnie dawać sygnały widowni, ze podoba cis się ta sytuacja. Po skończonej akcji na kanapie zrywasz się Darius i sięgasz do kieszeni po papierosa. Ok. to co gotowi? Zaczynamy?
Oboje kiwnęli głowami na znak zgody i weszli na scenę. Czuli jak ich serca niebezpiecznie przyspieszają. Jemioła to było nic w porównaniu z tym, co mieli zrobić teraz…

brenn73

:) ojejku az dreszcz mnie przechodzi... taka scena to musi wyjsc perfekt... :) xD ekstra z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

To czas na trudną scenę:)

17.



Stali naprzeciwko siebie wpatrując się nawzajem w swoje oczy. Jako Bren i Booth widzieli w nich obawę… jako Laura i Jim… pożądanie. A może to wszystko widzieli jako Bren i Booth… ???
-A może byśmy trochę potańczyli panno Lauro?- zaczął Booth czytając z kartki.
-Och, ja..- powiedziała nieśmiało Bones. Z głośników rozbrzmiała muzyka.
-Oo, walczyk!- uśmiechnął się Booth.
-Teraz łapiesz ją w pasie i zaczynacie tańczyć. Okręcasz ją kilka razy- krzyknął reżyser. Booth poszedł za radą reżysera. Złapał Bones w pasie, przyciągnął do siebie i zaczęli wirować w tańcu
-Ja… nie umiem tańczyć- mówiła Bones.
-No i proszę, kompleks niższości!
-Nigdy w życiu nie tańczyłam
-Śmiało, spróbuj!
-Nie, zaraz bym ci nadepnęła na nogę
-Ja nie jestem ze szkła.
-Jak… to się… zaczyna?
-Zostaw to mnie. Wyciągnij ręce, nie za daleko- Booth uniósł ręce Bones do góry.
-Tak?
-Trochę wyżej. O! tylko nie kurczowo, o to właśnie chodzi… żeby swobodnie.
-To nie takie proste- śmieje się.
-Dobra jest.
-Chyba nie ruszysz mnie z miejsca.
-O ile się założysz?- ta wymiana zdań skojarzyła im się z ich potyczkami słownymi, tym bardziej, ze Booth posłał Tempe swój czarujący uśmiech. Było trochę trudno czytać z kartki, jednocześnie ruszać się na scenie i łapać kontakt wzrokowy. Zaczęli tańczyć.
-Jak mamę kocham, tak, przegrałabym!
-Leciutko, Laura, poddaj się.- Booth czuł się jakby uczył tańczyć samą Bones.
-Właśnie…
-No!
-… próbuję!
-Nie tak sztywno… swobodnie.
-Wiem, ale…
-Rozluźnij mięśnie! O! o! znacznie lepiej.
-Naprawdę?
-Dobrze, całkiem dobrze.- tańczą po całej scenie.
-O mamo!- Krzyknęła Bones, Booth zaczął się śmiać.- ojej…- Booth nadal się śmieje. Nagle jak napisane w scenariuszu wpadają na stół, stojący niedaleko kanapy. Booth stanął.
-Na cośmy wjechali?
-Na stół.
-Coś, zdaje się, spadło?
-Tak.
-Ajaj! Rozbił się?
-Teraz niczym nie różni się od innych koni.- Bren klęka przy stoliku i podnosi z podłogi małą figurkę.
-Stracił…
-… swój róg. Nic nie szkodzi. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
-Nigdy mi tego nie darujesz. Na pewno była to twoja ulubiona figurka.
-Nie ma tragedii. Po prostu wyobrażę sobie, ze przeszedł operację. Usunięto mu róg, żeby nie uważał się za odmieńca.- oboje zaczęli się śmiać. Z głośników leciała teraz piosenka „niebieskie róże”.
-Ty jesteś jedna…- zaczął Booth zmysłowym głosem- oni są wszędzie. Ty jesteś tutaj. Są pospolici, jak… zielsko, a ty… no… ty jesteś… Niebieskie Róże- Booth czuł się jakby to on wyznawał swoje uczucia Bones… To nie było łatwe. Mimo, ze oboje wiedzieli, ze to tylko gra, czuli się nieswojo.
-Ale różę… nie mogą być niebieskie…- zupełniej jakby słyszał racjonalną odpowiedź Bones.
-Do ciebie to wszystko pasuje! Jesteś… ładna…
-Cóż jest we mnie ładnego?
-Wszystko, możesz mi wierzyć! Twoje oczy… twoje włosy…- Booth czuł się coraz bardziej niepewnie… Mówił Lurze dokładnie to samo co myślał o Bones. Jego Bones.- I ładne są twoje ręce…- wziął ją za rękę i konturował czytanie z kartki- Myślisz pewnie, ze bujam, bo zostałem zaproszony na kolację i za to chciałbym powiedzieć ci coś miłego. O, stać mnie na to! Mógłbym odegrać wobec ciebie komedię i powiedzieć ci, Lauro, mnóstwo miłych słów bez większego przekonania. Ale tym razem jestem szczery. I mówię, co naprawdę czuję. Tak się złożyło, że odkryłem u ciebie kompleks niższości, który sprawia, że nie czujesz się swobodnie wśród ludzi. Ktoś musi przywrócić ci wiarę w siebie, sprawić, byś była dumna, wyzbyła się nieśmiałości, nie odwracała głowy… przestała się czerwienić… ktoś powinien… powinien pocałować cię Lauro!”
-Tak, dokładnie tak!- krzyknął reżyser- teraz możecie odłożyć scenariusze i przejdźmy do działania. To o czym mówiłem. Lądujecie na kanapie.
Odrzucili scenariusze na bok. Stali znowu naprzeciwko siebie patrząc sobie w oczy. Booth powoli przesunął swoją dłoń po ręce Tempe, czuł jak robi mu się gorąco… Wiedział, że musi to zrobić, ale nie czuł się z tym dobrze. Wolałby żeby to działo się naprawdę. Nie na scenie w teatrze, nie w obecności reżysera, w końcu nie w wymyślonym świecie. Powoli przesunął rękę na jej plecy i jednych ruchem popchnął ją delikatnie na kanapę i jak wcześniej mówił reżyser wpił się w jej usta. Bren nie mogła złapać powietrza. Czuła miły skórcz w żołądku. Po raz kolejny ich usta się spotykają. Booth nie zdawał sobie sprawy, ze aż tak tęsknił za smakiem ust Bones. Całował ją, a rękę przesuwał teraz po jej udzie, doszedł do guzików bluzki i zaczął je odpinać, powoli jego oczom ukazywały się piersi Tempe, myślał, że zaraz zwariuje. Nadal obsypywał ją pocałunkami, a Bren tylko cicho wzdychała i oddawała pocałunki. Scena ta nie trwała długo, ale oboje mieli wrażenie, ze mija wieczność. W końcu Booth odrywa się od Bones, wstaje i zdenerwowany wyciąga „papierosa” z kieszeni spodni. Bones leży dalej na kanapie, wciąż w szoku, z lekkim uśmiechem na twarzy.
-„Coś ty narobił”- mówił Booth.
-Genialne!- po raz kolejny krzyknął reżyser.- Jesteście niesamowici! Boże, jak ja się cieszę, że to was przydzieliłem do tych ról. Pierwsza próba, a wy już macie gotową scenę. Nie spotkałem jeszcze tak profesjonalnych aktorów. Jedna wielka improwizacja, a wy? WOW!- nie mógł wyjść z podziwu, a Bones i Booth nadal czuli się bardzo dziwnie. Zupełnie jakby naprawdę przekroczyli linię, którą kiedyś wyznaczyli. Ale przecież to tylko gra…
-Ok. teraz możecie zrobić sobie przerwę, a potem jeszcze parę razy spróbujemy. Jak tak dalej pójdzie to… ach nie chce zapeszać. Teraz wystarczy, ze zapamiętacie tekst i mamy gotową scenę.- reżyser był niezmiernie szczęśliwy.
Po przerwie wrócili na scenę i nie mając wyjścia jeszcze kilka razy ćwiczyli tą samą scenę. Załapali tekst i ostatni próba był już idealna. Reżyser ją zatwierdził i już wiedział, ze na pewno tak zostanie w spektaklu.
Bren i Booth po próbie wrócili do swojego pokoju…
Nie wiedzieli co powiedzieć… To była ciężka próba… ciężka ze względu na charakter próbowanej sceny…

ocenił(a) serial na 10
brenn73

Kochana, jakim cudem ja cię tu jeszcze nie zauważyłam...? życzę ci równego a nawet większego sukcesu niż na pozostałych forach...
pozdrawiam;}

ocenił(a) serial na 9
evi9

Hehehe evi dziękuję, no nie wiem jak z tym będzie, jaki tam znowu sukces:P
Ja również baaaardzo serdecznie Cię pozdrawiam:):):)

brenn73

o mamo nie wiem co powiedziec... genialna czesc... ;) nie moge sie doczekac nastepnej :)

mara625

Rewelacyjne opowiadanie , a ja zaczęłam je czytać na innym forum i doszłam już do półmetka kiedy coś sypnęło się na www.serialkości pl :) Pozostaje mi więc albo cierpliwie czekać aż to naprawią albo aż tutaj wrzucisz więcej części...W każdym razie gratuluję pomysłu , talentu i długości tej historii , którą uda mi się mam nadzieję doczytać do końca:) pozdrawiam

ocenił(a) serial na 9
zmijex

strona serialkosci już chodzi normalnie:) Tam opko juz jest zakończone:) (w dziale zakończone) Czasem mają przerwy techniczne i nie działa, tak jak wczoraj, ale już jest ok.
Cieszę się, ze się Wam podoba, to świat który uwielbiam opisywać, dlatego chyba też opko ma aż 123 rozdziały, nie mogłam przestać pisać:P

A oto cedek:)

18.



Siedzieli w ciszy pijąc herbatę… Jedno zerkało na drugie próbując odgadnąć myśli…
W końcu cisze postanowiła przerwać Bones.
-Booth… Nie zachowujmy się jak dzieci…
-Masz rację, Bones.
-To była tylko gra. Przecież nic takiego nie zrobiliśmy.
-Jasne
-To było dziwne… No, wiesz… jesteśmy przyjaciółmi.. i takie rzeczy nam się jeszcze nie zdarzały… To znaczy jeśli nie licząc jemioły, ale to się wydaje teraz takie… nie wiem jak to określić.
-Proste?
-Proste. Tego wymaga od nas zadanie. Nie mogliśmy odmówić, bo to mogłoby rzucić na nas jakieś podejrzenia. Kto by się spodziewał, ze obsadzą nas w spektaklu i jeszcze każą nam się całować?
-Masz absolutną rację Bones. Po prostu potraktujmy to jak kolejne zadanie. Przecież nic się nie wydarzyło. To była Laura i Jim, a nie Bones i Booth.
-Dokładnie.
-Więc, co? Wszystko jest jak dawniej?
-Oczywiście- nagle zadzwonił telefon.
-Brennan?
-Witam Dr Brennan- odezwał się Sweets.
-Sweets?- spytała z zaskoczeniem- przecież mówiliśmy ci, że teraz mamy morderstwa do rozwiązania..
-Tak. Wiem. Wiem. Ale ja właśnie w tej sprawie dzwonię.
-To znaczy?
-Zrobiłem profil psychologiczny mordercy, możecie połączyć się z satelitą? Lepiej będzie nam się rozmawiało…
-Jasne, zaraz się połączę- rozłączyła się ze Sweetem i podłączyła laptopa.
-Że też nie mógł zadzwonić w lepszym momencie…- Booth burknął pod nosem. Po chwili na ekranie laptopa pojawił się Sweets.
-Witam ponownie- odezwał się.
-Hej Sweets- powiedział Agent.
-Co macie takie miny?- spytał widzą, ze coś jest inaczej… jakby się coś wydarzyło.
-Jakie? Normalne!- odgryzł się Booth.
-Sweets.- wtrąciła się Bren- mówiłeś, ze masz profil mordercy. Może tym się zajmiemy?
-Ach, tak już oczywiście. Więc… Morderca Sue to z pewnością kobieta.
-Skąd możesz to wiedzieć?- spytał Booth.
-Psychologia.
-Nienawidzę psychologii- powiedziała Bren pod nosem.
-Mówiła coś pani?- spytał Sweets.
-Nic- skłamała- mów dalej.
-Kontaktowałem się z Jeffersonian i powiedzieli mi, ze rany na Sue odpowiadają damskiemu napastnikowi. Są w różnych miejscach, nie są tak głębokie, jak w wypadku Josepha, co sugeruje niepewność i brak siły. Kobieta. Poza tym przesłano mi informację na temat tych trzech kobiet, z którymi rozmawialiście. Z pewnością miały motyw. Nasz morderca to osoba wybuchowa, zdolna do agresji, samotna, szukająca kogoś kto będzie ją akceptował, szuka oparcia w innych ludziach, a jeśli ktoś wchodzi jej w drogę, gotowa jest zrobić wszystko.
-Sonja…- szepnął Booth.
-Potrafi też bardzo dobrze się maskować.
-A co jeśli chodzi o śmierć Josepha? Masz jakiś trop?- spytał Agent.
-Z zebranych dowodów i symulacji komputerowej Angeli wnioskuję, że jego śmierć nie była planowana. To tak jakby wszedł komuś w drogę. Wydaje mi się, że… i tu są dwie opcje. Albo był to napastnik, mężczyzna, albo ta sama kobieta, ale wpadła w większy szał, może się wystraszyła i bardziej agresywnie zareagowała. Możliwe, ze Joseph nakrył ją na czymś, być może nawet widział jak zabija Sue. Ona spanikowała i w afekcie również jego zabiła.
-No tak.. – Booth się zamyślił. Spojrzał na Bones. Ona akurat też się do niego odwróciła, ich wzrok się znowu spotkał… i po raz kolejny dziwnie się poczuli i szybko odwrócili od siebie. Nie umknęło to oczywiście Sweetsowi.
-Co się miedzy wami dzieje? Czy coś się wydarzyło?- pytał z ciekawością.
-Nic- od razu rzucił Booth i nerwowo podrapał się po głowie.
-Widzę. Do czegoś doszło?
-Do niczego nie doszło- tym razem powiedziała Bones- Booth, nie ma co go w to wciągać- mówiła szeptem do Seeley’ego- To był tylko pocałunek w sztuce. Laura i Jim, nie my.
-Pocałunek?- Sweets aż podskoczył z wrażenia.- Całowaliście się?
-Nie my..- zaprzeczył Booth.
-Słyszałem! Jak do tego doszło?
-To było w sztuce. Mieliśmy dzisiaj próbę i akurat trafiła nam się scena pocałunku. „Szklana menażeria” to taki dramat. My byśmy się nie całowali- tłumaczyła Bones.
-Już raz się całowaliście… pod jemiołą- na twarzy Sweetsa pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Sweets…
-Ok. ale… Jak? Jak się teraz czujecie? Coś się między wami zmieniło? Zrozumieliście coś wreszcie?
-Niby co?- spytał Booth.- wszystko jest jak dawniej. Jest granica. Nie została przekroczona, nie przez nas. To byli Laura i Jim, to oni się całowali nie my. Przynajmniej nie naprawdę.
-Mówcie co chcecie
-Sweets! Cholera! Nie szukaj czegoś czego nie ma!
-Agencie Booth…
-Cześć Sweets- Booth jednym ruchem zamknął laptopa.- Nie mam ochoty słuchać jego psychologicznych wywodów.
-Ja też nie- Bones się uśmiechnęła.
-Musimy sprawdzić tą Sonję.
-Musimy.
-A teraz kładźmy się spać. Jutro rozejrzymy się za narzędziem zbrodni. I postaramy się wydusić coś z Sonji.
-Tak. Dobry pomysł.
Położyli się spać.
Następnego ranka niewiele udało się ustalić. Sonja nie dała się podejść. Nie powiedziała nic nowego. Nie znaleźli też niczego, co pasowałoby do narzędzia zbrodni. Robiło się nieciekawie. Minęły tak jeszcze cztery dni i nic… a zbliżała się premiera „3 sióstr”, jeśli szybko nie rozwiążą tej sprawy Bones nie będzie miała wyjścia i będzie musiała grać. Nawet sukienka dla niej była już gotowa… W jednym mieli szczęście. Nie musieli już ćwiczyć sceny ze „Szkalenej menażerii”. Oboje odetchnęli z ulgą. Bones teraz siedziała na próbach u Jacka… a sprawa nadal się nie wyjaśniła.
Nadszedł czas na I próbę generalną…

ocenił(a) serial na 9
brenn73

19.



Pierwsza próba generalna. Wszystko gotowe. Światła, scenografia, kostiumy, makijaże, muzyka… zapięte na ostatni guzik. Próba poszła idealnie. Jack był zadowolony ze wszystkich.
Po próbie wszyscy udali się do garderób. Teraz każdy miał osobną. Bones siedziała przed lustrem i zastanawiała się, jak rozwiązać zagadkę morderstwa… Przypomniała sobie o czymś. Jeden przedmiot, który widziała na scenie podczas próby… Szybko musiała powiedzieć o tym Boothowi. Nawet się nie przebrała tylko wybiegła w sukience prosto do bufetu, gdzie był Booth.
-Darius!- krzyknęła wbiegając.
-Martha, co się dzieje?- spytał wystraszony.
-Nic. Nic.- podeszła do niego bliżej- Chodź do pokoju. Chyba wiem… wiem, jak wygląda narzędzie zbrodni…- mówiła szeptem- znalazłam je. Chodź- pociągnęła go za rękę. Booth dopiero teraz zauważył w co była ubrana Bones. Piękna, cieniutka, długa czarna suknia z odkrytymi plecami… zauważył też brak stanika… „Seeley Booth skup się” skarcił się w myślach. Szybko dobiegli do pokoju.
-Booth! Już wiem- mówiła szybko.- Podczas próby… zauważyłam coś co pasuje! Wcześniej tego nie widziałam, bo nie było pełnej scenografii, dopiero dzisiaj.
-Bones, spokojnie. Zwolnij.- Booth złapał ją za ramiona.
-Ok.- wzięła głęboki oddech- To cymbałki.
-Co?
-Metalowe, duże cymbałki!
-Cymbałki?!
-Tak cymbałki! Mają nieregularny prostokątny kształt, są długie i z łatwością mogłyby przebić się przez skórę i kości. Są twarde i cienkie!
-Ok., mamy potencjalne narzędzie zbrodni…
-Tak. Trzeba dać znać reszcie. Muszę pójść i wziąć próbki z tych cymbałek. Może będzie tam jakiś ślad, jakieś cząsteczki. Zaraz tam pójdę. Teraz jest przerwa. Próba dopiero jutro, więc nikogo tam nie będzie. Wezmę próbki, opiszę i musimy jak najszybciej wysłać je do Jeffersonian.
-Ok., Bones. Pójdę z tobą.
-Dobra. Tylko najpierw muszę się przebrać.
-Racja. Nie możesz latać w takiej sukieneczce. Tak przy okazji… wyglądasz w niej bardzo seksownie…- nie mógł uwierzyć, ze to powiedział.
-Dzięki, Booth. Dobra. Chodźmy tam.
Bren chwyciła swoją torbę z potrzebnymi rzeczami i wrócili na scenę kameralną. Bones poszła szybko przebrać się do garderoby i zbiegła do Bootha. Ostrożnie otworzyli drzwi i upewniwszy się, ze nikogo nie ma, weszli do środka.
-Tutaj- Bones pokazała miejsce, w którym stały duże cymbałki. Wyjęła z torby małą buteleczkę i spryskała je luminalem. Założyła okulary i..
-Booth… szepnęła… popatrz- zdjęła okulary i założyła je Boothowi.
-Krew…- powiedział patrząc na cymbałki.
-Tak…
-Więc głupie cymbałki są naszym narzędziem zbrodni…
-Na to wygląda… Wezmę próbki…- wyjęła teraz kilka patyczków i próbówek i po kolei zbierała niewidoczne cząsteczki, zamykała je w próbówkach i opisywała, po czym chowała z powrotem do torby. Zrobiła jeszcze kilka zdjęć. Po kilku minutach mieli już wszystko.- Booth. Już. Teraz musimy wysłać to jak najszybciej do Jeffersonian- powiedziała wstając z klęczek.
-Tak. Chodźmy.- powiedział i wyszli ze sceny. Od razu udali się na pocztę i wysłali próbki do Instytutu. Za parę godzin będą.
Zadzwonili do Cam i powiedzieli, ze wysłali im próbki z narzędzia zbrodni. Poprosili o kontakt, jak tylko coś znajdą. Oczywiście wysłali również zdjęcia na serwer Angeli.
Niestety tego dnia nie udało im się zidentyfikować wszystkich cząsteczek. Paczka nie doszła tak szybko, jak miała.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Jeszcze jedna, bo ta króciutka:)

20.



Rano Bones znowu musiała iść na próbę. II generalna. Nie mogła jej opuścić.
Wzięła ze sobą do garderoby laptopa, gotowa w każdej wolnej chwili skontaktować się z Instytutem.
Kolejna próba bardzo udana. Na szczęście nikt nie zauważył, ze myśli Bones są teraz dalekie od tego co dzieje się na scenie. Teraz myślała tylko o wynikach, a cymbałki na scenie tylko ją rozpraszały.
W końcu próba się skończyła i wszyscy rozeszli się garderób. Bones od razu dopadła laptopa i połączyła się z Cam.
-Masz już jakieś wyniki, Cam?- spytała.
-Tak. Hodgins właśnie skończył identyfikację.- odpowiedziała Camille.
-I co?
-To zdecydowanie nasze narzędzie zbrodni. Znalazł na nim ślady krwi obu ofiar, te same włókna z ciuchów mordercy, odłamki kości z czaszki. Zack potwierdził, ze należały do ofiar…
-Czyli mamy narzędzie zbrodni- powiedziała z uśmiechem.
-Tak. Dodatkowo… na cymbałkach znalazły się również ślady DNA sprawcy. Musiał się zadrapać.
-Czyli teraz musimy pobrać od tego kogoś DNA i to potwierdzić.
-Tak.
-Zbliżamy się do rozwiązania…- Bones pochłonięta rozmową nie zauważyła, ze ktoś wszedł do jej garderoby. Dopiero po chwili poczuła czyjś wzrok na sobie. Dziwne wydawało jej się, ze została tu sama. Wszyscy wyszli… Osoba, która pojawiła się za nią, zamknęła laptopa Bones i złapała ją za ramię…

brenn73

cymbalki narzedziem zbrodni... czym to ludzie nie zatluka... xD swietne czesci... ciekawe kto zlapal bones za ramie... z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 9
mara625

Już wszystko wyjaśniam:)

21.



-Monica? Co ty tu robisz?- spytała Bren odwracając się.- Ale mnie wystraszyłaś.
-Nie taki był mój zamiar- powiedziała bardzo dziwnym głosem.
-Co się dzieje?
-Nie powinnaś była tego robić
-Czego?
-Nie powinnaś odbierać mi roli!
-Co ty bredzisz? Monica, daj sobie spokój- Bones wstała i chciała wyjść, ale Monica złapała ją za rękę i przyparła do ściany.
-Nie tak szybko, lalunio!- rękę trzymała teraz na klatce piersiowej Bones, tak żeby nie mogła się ruszyć.- Ja nie zapominam!- drugą przekręciła klucz w drzwiach.- Sue się o tym przekonała. Zaraz ty się o tym przekonasz!
-Zabiłaś Sue za rolę?- Bren olśniło.
-Ta głupia suka, kradła mi wszystko. Odebrała mi wszystko na czym mi zależało. Ty robisz to samo więc skoczysz tak jak ona. No może podobnie- wyjęła z kieszeni nóż- ty już wszystko wiesz, prawda?
-Wiem. Zabiłaś ją, zadźgałaś ją cymbałkami!
-Tak, śmieszne nie? Zginąć przez cymbałki. Ale wiesz, co? Ja ją kochałam.
-Co?
-Kochałam ją. Byłyśmy parą przez jakiś czas, ale to szczęście też mi odebrała.
-A co z Josephem? Jego też zabiłaś?
-Niepotrzebnie się wtrącał w nieswoje sprawy.- przesuwała powoli nóż po ciele Bones, Bren nawet nie mogła się ruszyć. Monica była silna i zablokowała jej ręce i nogi, nie miała szansy na żaden manewr. Nóż powoli zbliżał się do jej gardła.- Na tobie nie użyję cymbałków. Mam dla ciebie coś lepszego. Wiesz szkoda mi ciebie… Jesteś naprawdę bardzo piękną kobietą.- zbliżyła swoja twarz do twarzy Bones- Mogłabym cię oszczędzić, gdybyś nie wtykała nosa w cudze sprawy i życie. Więc… na pożegnanie coś ci podaruję, a potem…- zbliżyła swoje usta do ust Bones i pocałowała ją.- Cudownie smakujesz. Szkoda- podniosła nóż i w tym momencie obok upadły drzwi, a za nimi pojawił się Booth.
-Rzuć to- krzyknął celując w nią z broni
-Nie zrobię tego…- przyłożyła nóż do gardła Tempe.
-Rzuć to!- nie poskutkowało, musiał strzelić. Trafił w rękę Monici, nóż upadł na ziemię…. Monica obok trzymając się za rękę.
-Booth! Skąd wiedziałeś?- spytała Bones podchodząc do partnera.
-Cam zadzwoniła. Czuła, ze coś się dzieje. Nigdy nie kończysz rozmowy w połowie omawiania sprawy morderstwa.
-Dziękuję Booth
-Bones…- spojrzał na jej szyję.
-Co?
-Krew…
-gdzie?
-Na twojej szyi…- podszedł do niej i dotknął powstałej rany. Bren zrobiła to samo.
-Musiała mnie zdążyć drasnąć. W porządku, nic mi nie jest. To tylko zadrapanie.
-Zawiozę cię do szpitala.
-Nie, Booth, to tylko mała ranka, znam się na tym. Czuję. Sama się tym zaraz zajmę.
-Nie dasz się przekonać, co?
-Nie.
-Ok., weź chociaż to- podał jej swoją chusteczkę.
-Dziękuję- wzięła ją i przyłożyła do zadrapania na szyi.
-Dobra. Dzwonie po wsparcie, niech ją stąd zabierają.- wskazał na leżącą na podłodze Monicę.- Bones? Zajmiesz się tym?- podał jej kajdanki. W tym czasie zbiegli się inni aktorzy i sam dyrektor, zaalarmowani hukiem wystrzału.
-Jasne.- odpowiedziała Bones biorąc kajdanki i zakładając je na nadgarstki Monici.- Uciskaj ranę to nic ci nie będzie- rzuciła do niej.
-Co się tu dzieje?!- krzyknął Jack stając jak wryty w ramach drzwi.
-Spokojnie. FBI- Booth wyjął swoją odznakę.- Agent Specjalny Seeley Booth a to Dr Temperance Brennan.
-Nic nie rozumiem…- powiedział zdezorientowany.
-Prowadziliśmy sprawę w sprawie morderstwa Sue Mayers i Josepha Hunta- odpowiedziała Bren.
-M… Morderstwa?- odezwał się stojący dalej Roger.
-Tak. Monica zamordowała Sue za rolę Maszy, a Josepha jak to powiedziała, przez przypadek, bo się pojawił w nieodpowiednim miejscu.
-Co? Ale jak, Martho…- mówił wciąż zaskoczony Jack.
-Nazywam się Brennan. Dr Temperance Brennan. Jestem biegłym antropologiem sądowym.
-Jak.. to?
-Musieliśmy przyjść tutaj pod przykrywką. Fałszywe CV, fałszywe nazwiska- wytłumaczył Booth.
-To znaczy, ze nie jesteście małżeństwem? Nie jesteście aktorami?
-Dwa razy nie- powiedział Booth.
-Jesteśmy partnerami- dodała Bones.- Booth pracuje w FBI ja w Instytucie Jeffersona. Współpracujemy.
-Pięknie…

Po jakimś czasie przyjechało wsparcie i aresztowało Monicę za podwójne morderstwo. Przyznała się do wszystkiego. Bones i Booth wrócili do DC.

Następnego dnia rano, kiedy Bones siedziała u siebie w gabinecie zadzwonił jej telefon.
-Brennan?
-Martho… Temperance. Przepraszam nie mogę się przestawić. Cześć- powiedział Jack.
-Cześć, Jack.
-Mam do ciebie sprawę. Mogłabyś spotkać się dzisiaj ze mną? Wieczorem? Będę dzisiaj w DC.
-Jasne. Wiesz gdzie jest Wong Foo?
-Wiem. To dość znane miejsce.
-Ok. to może tam? Powiedzmy o 19?
-Ok. pasuje mi. To do zobaczenia wieczorem?
-Do zobaczenia- rozłączyła się.

Tego dnia nie mieli na szczęście nowej sprawy, więc Bones mogła zająć się identyfikacją szczątek z wojny secesyjnej. Siedziała do wieczora. Booth musiał złożyć raport z zakończonej sprawy, więc był uwiązany w FBI.
Zbliżała się godzina 19, Bones spakowała się i wyszła na spotkanie z Jackiem.

ocenił(a) serial na 9
brenn73

Podeszłam do tego tekstu z dużą dozą niepewności, jak się okazało - niesłusznie^^ Wciągnęło mnie po uszy i nie puszcza. Świetny masz styl!
123 części - ach......xD