PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78055
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Twórczość własna

ocenił(a) serial na 10

Witajcie!
Z racji nie dziłającego tematu pt. Zakończenie5 wrzucę tutaj moją twórczość własną. Zachęcam do zcytania moich wypocin i szczerych komentarzy.
A, że ja lubię romantyczność i rodzinność moje opowiadania będą właśnie w tym stylu.
Życzę miłego czytania

ocenił(a) serial na 10
izalys

XV

- Co tam u ciebie Mily? Jak twoje prace?
- Dziękuję dobrze. Powoli do przodu. Właśnie wróciłam z Europy.
- Tak słyszałam Jesse opowiadał pełen sukces co?
- Można tak powiedzieć. A co u ciebie? Widzę, że ktoś w końcu zdobył twoje zaufanie i serce. Nie mylę się? Kocha cię a ty jego?
- Tak Mily. On nauczył mnie co to prawdziwe życie. Nadal mam trudne momenty ale podobno robię postępy.
- O zdecydowanie tak. I nauczyłaś się gotować to dopiero sukces!
- A tam wielkie gotowanie. Podobno to moje najlepsze danie.
Zasiedli do kolacji wesoło rozmawiając.
- Bren musisz mi koniecznie dać przepis na to cudo. To ambrozja – pochwaliła Mily
- W twoich ustach to prawdziwy komplement.
- Sama prawda – gospodyni wzięła talerze ze stołu – Seel zabierz gości na werandę weź coś do picia.
- Seel posłusznie podjechał do lodówki. Wyjął parę piw
- Booth ty zapomnij. Tam jest pepsi
- Bones jedno, goście są
- Jedno potem drugie bo jak już jedno a lekarstwa kto weźmie wieczorem? Może ja za ciebie co? – kolejna kłótnia wisiała w powietrzu.
- Przeżyję bez.
- Słuchaj rób jak chcesz ale ja potem w nocy nie będę cię masować bo boli a nie możesz wziąć tabletek – zrobił jak chciał.
Mily pomagała Bren sprzątać.
- Nie jesteś dla niego zbyt surowa?
- Mily, praca z nim nie jest łatwa, nie jest ułomkiem. Waży sobie trochę ja porostu czasem nie mam siły. Tylko proszę Cię nie mów mu nic. I nie zrozum mnie źle ja chcę się nim opiekować tylko czasem nie wytrzymuje. Teraz jest jego brat bardzo mi pomaga mimo tego większość spada na mnie. Nawet nie wyobrażam sobie jak to będzie jak zacznie stawać, wtedy tym bardziej trzeba go będzie trzymać. Nie wiem czy dam rade. A on jeszcze chce mi dokładać. Przepraszam nie powinnam tak mówić. Powinnam dziękować, że w ogóle ma szanse chodzić. Nie wiem czy dam radę. Ja nie mogę się poddać bo za bardzo go kocham. Mam jednak wrażenie, że nie wytrzymam długo. Przez ostatni rok wiele się wydarzyło. Nie chciałam żyć było mi obojętne czy jem czy nie. Czy śpię czy znowu pracuję. Nie jestem w dobrej kondycji. Pewnie stąd to wszystko.
- Nie masz za co przepraszać. Rozumiem cię jesteś zmęczona. Opieka na chorym facetem 24 godzinę na dobę to katorga. Znam ten ból. Powinnaś sobie pozwolić pomóc. On też powinien to zrozumieć. I nie czuj się z tego powodu winna.
- Mily to nie tak. Widzisz to on zawsze wszystkimi się opiekował. On był rycerzem. A teraz jak jest zdany na innych, nie radzi sobie z tym mnie dopuszcza bo wie, że ja nie popuszczę. I tak postawię na swoim. Jak kładę się wieczorem to boli mnie każdy mięsień. Proszę nie mów ani jemu ani Jesse.
- Kochasz go prawda?
- Bardzo. Jest moim całym światem. Nie znam świata poza nim. Popełniłam niedawno błąd, oboje popełniliśmy. Ja za to zapłaciłam bardzo wysoką cenę. Mówił Ci coś Jesse?
- Tak wspomniał co nie co. Przykro mi
- Sama jestem sobie winna. Pojechałam z własnej woli.
- Nie prawda. To nie twoja wina. To on jest draniem nie ty. I nie mów, że to Ty jesteś temu winna! Tak nie powinnaś w ogóle sądzić
- Mily. Ja już tego kiedyś doświadczyłam. Tzn nie dokładnie. Ale przemocy. Bito mnie za to, że ośmieliłam się spojrzeć krzywo, karano za wszystko co tylko można było. Myślałam, że jestem silniejsza. Że dam rady. A ja okazałam się słaba.
- Bren – wiedziała, że ona nie cierpi uścisków, ścisnęła ją za rękę żeby okazać zrozumienie – wiesz, że nie jesteś sama?
- Wiem – podeszła do niej i po raz pierwszy z własnej woli przytuliła. Mily w oczach zakręciły się łzy – przepraszam, że byłam taka okropna
- Nigdy nie byłaś. Kochaliśmy Cię taką jaką byłaś. Uwielbialiśmy Cię. Jesse świata poza tobą nie widział i nadal nie widzi.
- Ja na swój sposób też was kochałam i nadal kocham
- Muszę chyba podziękować temu agentowi. Zmieniła Cię Jego miłość prawda?
- Chyba tak. Idź do nich ja pójdę do łazienki i zaraz przyjdę.

Mily weszła na werandę. Siedział tam Seel a Jesse, Jared i Parker biegali za piłką. Usiadła obok niego. Patrzyli chwilę na chłopaków
- Więc to Ty jesteś tym kto zmienił moją malutką dziewczynkę?
- Nie wiem czy ona jest malutka. Ale można tak powiedzieć, że jej pomogłem
- Ona Cię kocha wiesz o tym?
- Wiem i to czyni mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Tez bardzo ją kocham. Jest wszystkim czego w życiu pragnąłem i o czym marzyłem. Martwię się o nią. Nie wygląda dobrze.
- Niewielu mężczyzn by to zauważyło
- Nikt jej nie zna tak jak ja. Wiem kiedy jest zła marszczy wtedy czoło tutaj między oczami, zmęczona wzdycha i za wszelką cenę chce to ukryć i myśli, że ja o tym nie wiem. Skupiona podnosi brodę do góry i za wszelką cenę stara się znaleźć coś co inni pominęli i zazwyczaj znajduje. Nie ma pojęcia o współczesnych powiedzonkach. I bierze wszystko dosłownie. Kiedy szczęśliwa jej oczy błyszczą jak dwie gwiazdy, jej uśmiech mógłby roztopić najgrubszy lód. Nieszczęśliwą widziałem ją tylko dwa razy jak znaleźliśmy jej szczątki jej matki i ostatnio... nie mogę patrzeć na jej łzy. Rozdzierają moje serce na milion małych kawałków.
- Bardzo chcieliśmy żeby nas choć trochę pokochała. Dała się namówić na pozostanie u nas nawet po skończeniu pełnoletności. Wolała książki o antropologi od nas. Mimo tego bardzo ją kochamy i ona nas też na swój sposób...
- Ona was kocha. Nigdy nie opowiadała o rodzinach w których była. Mówiła tylko o przemiłych ludziach, których na niej zależało. Mówiła o was z wielkim szacunkiem. To dzięki wam poszła na studia i to właśnie antropologiczne.
- Tak, zabraliśmy ją na misję do Sudanu. Tam zafascynowała ją antropologia. Akurat odkryli jakieś masowe groby. Chodziła tam każdego dnia. Znalazła swoją pasję. Wiesz, że uratowała Jeseemu życie?
- Mówiła tylko, że coś się kiedyś wydarzyło ale nigdy nie powiedziała co
- Zasłoniła go własnym ciałem... drasnęło ją tylko w ramię. Dlatego, że była niższa, Jesse dostałby prosto w serce. Uratowała go
- Ona już taka jest. To dowód jak bardzo was kocha. Kiedyś usłyszycie to z jej ust. Gwarantuję wam to.
- Tato chce mi się pić...
- A nie wiesz gdzie lodówka? W niej jest sok. Szklanki stoją na blacie – mały poszedł do kuchni – zmęczył was?
- Ma niespożytą energię. Już dawno tylko się nie nabiegałem – odpowiedział Jesse – to świetny dzieciak
- Wiem w końcu mój – powiedział z dumą
- Do najskromniejszych to ty nie należysz bracie. Ale masz rację jest fajnym dzieciakiem – na werandę wbiegł mały z przerażoną miną
- Tato Bones leży w salonie na podłodze nie mogę jej obudzić...


Postaram się dzisiaj nadrobić za weekend:)

izalys

Mam nadzieję,że z Bones to nic poważnego.Czekam na cd:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

Super opowiadanie:)
Ciekawe co się stało Brennam.
Niecierpliwie czekam na kolejną część:)))))

ocenił(a) serial na 10
izalys


XVI

… rzucili się do domu. Pierwszy wpadł Jared
- Nie ruszaj jej. Najpierw trzeba sprawdzić co się stało. - powiedział Jesse
- Puśćcie mnie – przepychał się Seel – Bren, kochanie co się stało. Co jej jest? - zapytał.
- Wygląda na to, że zemdlała. Bren – poklepał ją po policzku – pomóż mi ją podnieść – Jared bez najmniejszych problemów podniósł ją i zaniósł do sypialni. Seel pojechał za nimi. Jared położył ją delikatnie Seel zwinnie przerzucił się na łóżko.
- Zajmiesz się nimi i Parkerem?
- Jasne – wyszedł zamykając cicho za sobą drzwi.

- Wujek czy Tempe nic nie będzie?
- Nie, nic jej nie będzie. Była po prostu zmęczona i tyle. Odpocznie i jutro będzie jak nowa.
Park się wystraszył. Wszyscy się przestraszyli.
- Park może jakieś kreskówki co?
Mały poszedł przed telewizor. Włączył ulubioną bajkę i po chwili śmiał się ze znanych dowcipów.
- Co jej jest? - zapytał Jared
- Przemęczenie, wyczerpanie. Pobrałem krew do badania ale podejrzewał że będzie miała anemię. Jest twarda ale ona też ma jakieś granice.
- Jared posłuchaj. Nie pozwoliła mi o tym powiedzieć ale ona jest na skraju wyczerpania. Jest po prostu zmęczona. Opieka nad twoim bratem... on sobie trochę waży a ona jest drobna dodatkowo tak jak mówi Jesse ma anemię. Bardzo go kocha ale musi o siebie zacząć dbać bo w takim stanie nikomu nie pomoże.
- Tylko, że ona nie da sobie pomóc. Ale zmuszę ją do tego. Będę tu jeszcze ponad tydzień. Postaram się na potem o zastępstwo. Kogoś przyślę.
- Koniecznie. Dasz sobie radę? My już pojedziemy. Zadzwonię jutro z wynikami.
- Dzięki
- Bren, Bren obudź się – delikatnie nią potrząsał, przestraszony nie na żarty – skarbie co się stało? - powoli odzyskiwała przytomność. Popatrzyła na partnera
- Co się stało? - chciała usiąść powstrzymał ją.
- Leż spokojnie. Zemdlałaś. Bren co ci jest?
- Nie wiem. Po prostu straciłam przytomność. Zdarza się czasami. Nie ma się czym przejmować.
- Bren nie oszukuj mnie. Ja widzę, że jesteś zmęczona. Jutro leżysz i odpoczywasz cały dzień. Jared będzie ze mną ćwiczył dopóki tu będzie a potem coś wymyślimy. I nie kłóć się ze mną. Już podjąłem decyzję. A teraz śpij jestem przy tobie. Zawsze będę – Przyciągnął ją do siebie. Zmęczona zasnęła spokojnym snem w jego ramionach. Nie mógł zasnąć. Nie mógł się pogodzić z tym, że to on jest powodem jej osłabienia. Wolał żeby ona się nim zajmowała nie pomyślał, że to ponad jej siły. Ona jest taka delikatna. Jest egoistą wstydził się swojego kalectwa a zapłaciła za to ona swoim zdrowiem. Musi się przemóc i przyjąć pomoc. Nie może jej więcej narażać. Musi jej ktoś pomóc. Zasnął z postanowieniem, że rano pogada z Jaredem.

Rano Jared zapukał delikatnie do drzwi sypialni i otworzył lekko drzwi.
- Robię śniadanie przynieść Ci?
- Nie, dziękuję że zajmujesz się moim synem. Ona nadal śpi. A jak jej coś jest?
- Nic jej nie jest. Musi się tylko porządnie wyspać i odpocząć. Zostań z nią ja się zajmę małym. Wołaj jak będziesz coś potrzebował. I wbij sobie do głowy, że prosić o pomoc to nie wstyd rozumiesz?
- Tak, przez mój egoizm omal jej nie straciłem. Nie pozwolę się jej tak męczyć.
- I słusznie. Wołaj jakby co – wyszedł.
Leżał patrząc na nią. Powoli budziła się. Czuła się wypoczęta, zrelaksowana. Dobrze jej było. W końcu się wyspała. I nie czuła zmęczenia. Była tam gdzie jej miejsce. Obok jego. Uśmiechnęła się
- Dzień dobry śpiochu. Jak się czujesz?
- Bardzo dobrze jak zawsze kiedy jesteś obok. Która godzina? Trzeba zrobić śniadanie. I poćwiczyć trochę.
- Spokojnie mówiłem Ci już wczoraj, że dzisiaj nic nie robisz. Jared zrobił śniadanie i zajmuje się Parkerem. Jest godzina 11:30. dopóki będzie Jar będzie ze mną ćwiczył a potem coś wymyślimy. Przez mój egoizm omal nie rozchorowałaś się. Nie mogę od ciebie wymagać pracy ponad siły. Przepraszam Cię – pogłaskał ją po policzku.
- Ale ja chciała i chcę się tobą zajmować...
- Wiem ale teraz w ograniczonej ilości. Proszę, jeśli tobie coś się stanie ja tego nie przeżyję.
- Ok. dzisiaj odpoczywam a jutro zobaczymy. Głodna jestem – wstała i poszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic i wróciła. Seel czekał na swoja kolej – pomogę Ci. No przecież nie będę Cię dźwigać tylko umyję plecy jak zawsze – uśmiechnęła się. Kąpiel poszła sprawnie. Pół godziny później poszli na śniadanie. Do lodówki była przypięta kartka z informacją, że chłopaki poszły na plażę. Zjedli śniadanie i poszli za nimi. Jared uczył bratanka surfować.
- Masz wspaniałego i zdolnego syna – powiedziała, usiedli na kocu, w cieniu drzewa – Booth przepraszam, że nie jestem w stanie podołać wszystkiemu. Nie sądziłam, że braknie mi sił
- Bren, to ja przepraszam. Ty nie masz za co. Robisz dla mnie dużo więcej niż możesz, wiem, że jesteś silną kobietą ale każdy ma swoje granice. Przez mój egoizm o mały włos a stałoby się nieszczęście. Musimy pomyśleć o kimś na stałe jak już Jared wyjedzie. Nie chcę Cię więcej narażać.
- Ja naprawdę myślałam, że dam radę masz jednak racje każdy organizm ma swoje prawa i granice. Muszę zwolnić.
- Mądra decyzja
- Wezmę aparat i zrobię im kilka zdjęć – poszła na brzeg – hej chłopaki uśmiech – pstryknęła parę zdjęć. I wróciła do Bootha. Chwilę później przyszli Jared z Parkerem
- Głodny jestem co będzie na obiad – zapytał mały
- No to chodź ze mną zobaczymy co mamy w lodówce i zjemy na plaży może być? - zapytała
- Pewnie – wzięła go za rękę i poszli – Bren ty jesteś chora?
- Nie po prostu bardzo się zmęczyłam i można powiedzieć, że zasnęłam. Ty jak jesteś zmęczony to też zasypiasz prawda?
- Tak
- No i ja też zasnęłam tylko w złym miejscu – doszli do domu a tam dzwonił telefon – sprawdź co mamy i coś wybierz a ja odbiorę. Halo? O cześć Jesse. Niedawno wstałam. Nie, nic mi nie jest. Tak wyspałam się i wypoczęłam i już jest dobrze. Tak zauważyłam. Czyli anemia? Ok więcej owoców i warzyw. Nie chcę tabletek. Ok to sprawdzisz za dwa tygodnie jak nie będzie lepiej to wtedy pomyślimy o tabletkach. Dzisiaj? Jesteśmy na plaży. Obiecuję solennie, że nic nie będę robić. Wpadnijcie jeszcze. Ok to będę czekać na razie cześć i dzięki za wszystko – odłożyła słuchawkę – Park co zapakowałeś? - zajrzała do koszyka – chleb, pomidory, szynka, sałata, mus czekoladowy to ja jeszcze dorzucę pomarańcze i truskawki.
- No to też bitą śmietanę bo truskawki najlepiej z nią smakują.
- No to jeszcze bitą śmietanę – wrócili na plażę. Seel ćwiczył z Jaredem – jak wam idzie?
- Dobrze. Wszystkie mięśnie mnie bolą. Nie wiedziałem nawet, że takie posiadam. Co mamy dobrego?
- Ja wybierałem co będziemy jedli
- Same słodycze? - zapytał ojciec
- Właśnie, że nie choć bez czekolady się nie obeszło... - zasiedli do posiłku – co będziemy robić popołudniu?
- Ty odpoczywać a my jeszcze nie wiem – powiedzieli
- Czyli, że co? Mam leżeć plackiem. Ej ale ja tak nie umiem. Nie ma mowy
- Jest mowa i nic nie robisz – w powietrzu wisiała kolejna kłótnia – nie kłóć się ze mną bo nie dam się przekonać. Możesz na nas popatrzeć i zrobić kilka fotek. Wziąć telefon i poplotkować z Angelą. Ale nic więcej.
- Ja już odpoczęłam...
- Nie ma mowy!!!
- Spokój, dość. Jak dzieci. Niestety dzisiaj nie będę bezstronny. Zgadzam się z Seeleyem. Nic dzisiaj nie robisz. I basta. On ma rację. I tak będzie dopóki ja nie wyjadę.
- Nie no dwóch na jedną, nie mam szans.
- Trzech i nie masz szans – dodał Park.
Więc tak jak chcieli odpoczywała całe popołudnie. Patrzyła jak grają w piłkę, karty. Cały czas robiła zdjęcia to ją odprężało. Zadzwoniła do Angeli, poplotkowała. Przyjaciółka obiecała, że przyjadą już niedługo do nich.

W Instytucie.
- Posłuchajcie co wam powiem – na platformę weszła Angela
- Co się stało? - zapytali zaciekawieni
- Dzwoniła Bren. Pytała kiedy przyjedziemy w odwiedziny
- Serio? Sama zapytała – nie mogli uwierzyć.
- Serio. To kiedy jedziemy? Jared jest jeszcze tydzień. Mówiła, że możemy przyjechać wszyscy naraz dom jest duży starczy miejsca. O ile nam pozwolą zwinąć się na jakiś czas, wszystkim
- Ja to załatwię – zobowiązała się Cam.
- Szczerze powiem, że jestem zaskoczony – mówi Hodgins – do tej pory nie chcieli słyszeć o wizytach.
- Wiecie, że nie widzieliśmy Bootha praktycznie od wypadku – dodał Zack – jak chce nas widzieć to albo jest już na tyle dobrze, że chce tego on. Albo...
- Bren nie daje rady... Niestety mam wrażenie, że to ta druga opcja. Dźwigać go ćwiczyć z niem to trochę dużo nawet jak na nią. Teraz jest jego brat a potem znowu zostanie sama. A jak była tu ostatnio to kiepsko wyglądała.
- Dokładnie, więc musimy jechać żeby im pomóc. Postanowione jedziemy na wakacje. Zapakujcie stroje kąpielowe...

ocenił(a) serial na 10
izalys

Jak zawsze super:)
Biedna Brenn jest przemęczona, dobrze, że przyjaciele przyjadą i jej pomogą.
Czekam na kolejną część:)))))

_nn_

super:) naprawde:)
czekan na kolejne dwa, ktore obiecalas:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XVII

- Bracie, dzwoniłem wczoraj do Pentagonu. Muszę tam jechać na jakiś tydzień. Potem biorę cały zaległy urlop i wracam do Was. Tak będzie najprościej i najlepiej.
- Nie chcę żebyś miał kłopoty przeze mnie.
- Nie będziesz miał. W D.C. jesteś dość znaną osobą nie miałem najmniejszych problemów z uzyskaniem wolnego żeby tobie pomóc
- No co ty? Ja znany?
- Tak Ty i Twoja pani antropolog. Generał wyrażał się o was w samych superlatywach. Nie wiedział, że jesteśmy braćmi. Uświadomiłem go – uśmiechnął się
- Jesteś pewien, że tego chcesz?
- Seel jesteś moim bratem. Dla ciebie zrobię wszystko. Tak Ty kiedyś dla mnie. Nie doceniałem tego. Wiem jednak , że wiele ci zawdzięczam.
- To co masz zawdzięczasz sobie. Ale dzięki. Cieszę się, że znowu przyjedziesz. A co z rodzicami? Przyjadą?
- Jak im tylko pozwolisz to przyjadą.
- Chyba dorosłem już do tego. Nie wiem jak będzie ale chcę z nimi żyć w miarę w zgodzie.
- Nie wiem jak będzie przez ten tydzień jak ja pojadę.
- Nie wiem. Kurcze nie możemy zostać sami. Bo ona znowu się wykończy.
- Tak. A ci ludzie z laboratorium? Może oni?
- Nie mogę od nich wymagać żeby rzucili wszystko i przyjechali. Mają wpaść ale nie wiem kiedy dostaną wolne.
- Coś wymyślimy. Mamy jeszcze tydzień
- Jasne – siedzieli przed telewizorem i oglądali mecz. Bren kładła spać Parkera. Z pokoju dochodził jej melodyjny głos czytający ulubione historie syna – dała się wciągnąć teraz będzie mu czytać co wieczór.
- On ją uwielbia. Zresztą jej nie da się nie lubić.
- Hej nie podrywaj mi dziewczyny.
- Nie mam u niej żadnych szans – odparł udając załamanego – ona woli mojego zarozumiałego brata – śmiali się oboje.

- Lubię jak mi czytasz. Fajnie naśladujesz odgłosy
- Może jutro poczytamy razem? - zapytała mały zrobił smutną minę – nauczę Cię paru odgłosów.
- Ja nie umiem ładnie czytać. Dzieci śmieją się ze mnie w szkole.
- Mówiłeś o tym nauczycielom albo mamie?
- Pani w szkole mówi, że jestem nierozgarnięty a mama, że leniwy. Nie chcę żebyś Ty też tak myślała – mała łza spłynęła po słodkiej dziecięcej twarzyczce.
- Nie będę tak myśleć. Posłuchaj niektóre dzieci uczą się szybciej niektóre wolniej. Tak już jest. Pani nie powinna tak mówić. Jesteś zdolnym małym chłopcem. Mówiłeś tacie?
- Nie tata jest taki fajny i mądry a jak przestanie mnie kochać?
- Twój tata nigdy nie przestanie Cię kochać. On Cię uwielbia, i nie ważne jest dla niego czy czytasz płynnie czy wolno. Dla niego jesteś jego kochanym synkiem i nic tego nie zmieni.
- Tak myślisz?
- Ja to wiem. Słuchaj jak tata z wujkiem będą ćwiczyć. To ja z Tobą usiądę i pomogę Ci nauczyć się czytać i pisać. Znam parę fajnych sztuczek
- Naprawdę mi pomożesz?
- Pewnie w teraz śpij już – mały chwycił ją za szyję i głośno cmoknął w policzek. Poczuła się dziwnie. Dziwnie ale było to przyjemne uczucie – dobranoc
- Dobranoc.

Weszła do salonu. Mężczyźni oglądali mecz
- Jak można oglądać bandę facetów ganiających za jedną piłką? - powiedziała
- Bren to jest sport – jęknął Seel – to przyjemność. Powinnaś kiedyś spróbować pokibicować. Zobaczyłabyś jaka to frajda.
- Taa dziękuję wolę inne rozrywki - usiadła na werandzie przy stole z laptopem. Miała pomysł na nową książkę. Zaczęła pisać. Pisanie pochłaniało ją zawsze bez reszty. Tak było i tym razem. Mijała godzina za godziną. W międzyczasie skończył się mecz. Chłopaki znaleźli ją całkowicie pochłoniętą w świecie zbrodni które opisywała. Wówczas nie liczyło się dla niej nic innego.
- Bren już 2 czas się położyć – powiedział agent.
- Idź ja zaraz przyjdę dokończę tylko ten rozdział i idę spać – powiedziała nie odrywając wzorku od laptopa.
- Chodźmy – powiedział do brata – to nie ma sensu ona jest teraz w innym świecie. Nic jej stamtąd nie wyciągnie – wchodzili do domu
- Słyszałam.

Obudził się, popatrzył na zegarek 5:30 miejsce obok niego było puste. No nie ona znowu to zrobiła. Cieszył się, że wróciła do pisania, bo to świadczyło, że wróciła całą sobą do życia. Ale żeby zapomnieć o świecie i pisać całą noc. Powoli przewrócił się na bok. Zabolało. Zapomniał o tabletkach. Bones go zabije. Teraz będzie musiał bez nich wytrzymać cały dzień. Nie będzie to łatwe. Nie mógł się ruszyć ból rozsadzał mu plecy. Te skurcze były nie do zniesienia, cholera nie cierpiał być bezsilnym a teraz taki właśnie był.
Zmęczony bólem zasnął.
Podniosła głowę znad komputera popatrzyła na zegarek o cholera Booth mnie zabije. Zegar pokazywał godzinę 6:45. jest nadzieja, że śpi. Marna bo marna ale jest. Poza tym udało się jej napisać 4 rozdziały. To bardzo dużo. Miała wenę więc chciała ją jak najlepiej wykorzystać. Wstała rozprostowała zbolałe plecy. Wyłączyła komputer. I poszła do sypialni. Booth leżał na łóżku w nienaturalnej pozycji. Na jego czole widać było kropelki potu, zapomniał wziąć tabletkę. Podeszła do niego obróciła na brzuch i zaczęła masować jego plecy. Jęknął z ból otworzył oczy
- Nie krzycz zapomniałem.
- Domyśliłam się leż spokojnie. Zaraz temu zaradzimy – ściągnęła mu podkoszulek i zsunęła trochę spodenki. Nie protestował musiało go bardzo boleć. Powoli rozmasowywała jego plecy. Zaczęła od dolnej części. Delikatnymi okrężnymi ruchami rozmasowywała ściągnięte mięśnie. Wycisnęła trochę balsamu na jego plecy. To pomagało w masażu. No i zapobiegało uszkodzeniom skóry. Kierowała swoje dłonie w górę. Z każdym jej dotykiem mięśnie rozluźniały się i skurcz powoli ustępował.
Ma takie cudowne ciało – myślała – mogłabym patrzeć na niego całymi dniami – masowała dalej robiąc to z coraz większą pasją. Powoli masaż z leczniczego przeradzał się w bardziej intymny – jego skóra jest taka twarda a zarazem delikatna. Mięśnie doskonale wyrzeźbione latami ćwiczeń. On jest dokonały. Nawet teraz jak nie jest w pełni sprawny pociąga mnie jak nikt inny – czuła narastające w sobie podniecenie z każdym ruchem dłoni stawało się coraz silniejsze – jeżeli zaraz nie przestanę to się na niego rzucę. O jejku jakie myśli mi przychodzą do głowy. Jego boli a ja mam ochotę na sex.
- Temprence – zamarła rzadko zwracał się do niej pełnym imieniem – jeżeli zaraz nie przestaniesz to... - sprawnie odwrócił się na plecy, popatrzył jej prosto w oczy. To co w nich zobaczył zaparło mu dech w piersiach - … to będzie za późno – wbił się swoimi ustami w jej. Odpowiadała mu z równą pasją – Tempe to ostatnia szansa żeby się wycofać, za chwilę ja nie … nie będę w stanie nad tym zapanować. Już nie mogę więc może lepiej wyjdź – powiedział delikatnie błądząc dłońmi po jej plecach. Wstała. Poczuł lekkie rozczarowanie. Wiedział, że nie jest jeszcze gotowa. Tym razem jednak już nie potrafił zapanować nad pożądaniem. Patrzył jak podchodzi do drzwi i...


Obiecana kolejna część:)

izalys

swietne:)

"Wstała. Poczuł lekkie rozczarowanie. Wiedział, że nie jest jeszcze gotowa. Tym razem jednak już nie potrafił zapanować nad pożądaniem. Patrzył jak podchodzi do drzwi i..."

1. wstal by ja dogonic
2. odwrocila sie na piecie i powrocila do niego:)
takie mam dwie opcje:)
czekam na kolejna czesc

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Wstać nei mógł bo nie chodzi:))))
A druga??? no nie wiem a w zasadzie wiem ale nie powiem :) przeczytacie za jakąś godzinę :)

izalys

wiem, ze nie chodzi, ale uwazalam ,
ze bylby to fajny pomysl:)
taki wow:)
to dzieki niej pokonal swoj strach i wykonal ruch...
Po chwili sta tuz za nia jakie to romantic:)
- To na czym skonczylismy - spytal
- Na..
Niedokonczyla, gdyz...
Pocalowala go namietnie,
oboje zrobili krok do tylu ladujac na lozku...
taka byla moja wizja:)
hm mozwsz ze...
chyba wroci do niego ale cii czekam na nastepna czesc:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XVIII

Patrzył jak podchodzi do drzwi i przekręca klucz w zamku. Popatrzył na nią z niedowierzaniem i nieskrywaną radością. Podeszła do niego powoli. Pochyliła się nad nim i lekko pocałowała
- A kto powiedział, że ja chcę to przerwać – powiedziała powoli rozpinając guziki bluzki. Patrzył na nią z nieskrywaną zachłannością. Powoli odpięła zapięcie biustonosza położyła się obok niego
- Jesteś taka piękna – powiedział całując delikatnie każdy milimetr jej cudownego ciała, czuł się jak w niebie. W tym momencie nie istniał nikt oprócz ich dwojga. W chwilę później oboje byli już w innym świecie, świecie pasji i namiętności...

- Wujek – Parker wszedł do pokoju Jareda – śpisz jeszcze?
- Już nie. Chodź pod kołdrę jeszcze czas na pobudkę. Jest dopiero wpół do 8. stało się coś?
- Nie tylko nie chciałem być sam. Chciałem iść do taty i Tempe ale oni mieli zamknięte drzwi. Pewnie jeszcze śpią i pomyślałem, że przyjdę tutaj. Mówiliście wczoraj że Tempe ma odpoczywać więc nie chciałem ich budzić niech śpią
No pięknie, nigdy się nie zamykali. Uśmiechnął się do siebie.
- Tak masz rację niech śpią. To co śniadanie? A może potem mała wycieczka do wesołego miasteczka. Mam ochotę na rollercoastera.
- Możemy tam pojechać? Naprawdę? - Jared pokiwał twierdząco głową – to ja idę się ubierać.
Jared miał ochotę jeszcze pospać ale czego się nie robi dla bratanka. Wstał również ubrał się zabrał Parkera powiedział, że śniadanie zjedzą po drodze.
- A weżniemy aparat?
- Jak zostawili go w salonie to pewnie – aparat leżał w jadalni na stole. Zabrali sprzęt, zostawili kartkę z informacją gdzie są i pojechali na przymusową wycieczkę. Seel ty farciarzu pomyślał jeszcze Jared i odjechali.

Obudził się pierwszy. Leżał wpatrzony w śpiącą, ukochaną kobietę. Przeżył coś najcudowniejszego. Wiedział, że z nią będzie mu dobrze. Ale dobrze to zbyt mało powiedziane. Nie wiedział jak określić to co przeżył. Łzy radości i szczęścia błąkały się w kącikach jego oczu. Trzymał w ramionach najcenniejszy skarb przytulił ją jeszcze mocniej. Pomimo jego częściowej niesprawności było cudownie. Dała mu wszystko czego najbardziej pragnął. Popatrzył na zegarek 10. Jared pewnie zajął się jego synem nie musiał się o to martwić
Otwierała powoli oczy już dawno tak dobrze się nie czuła. Spełniona. Szczęśliwa. Nawet jego, w jego mniemaniu, ograniczenia nie przeszkodziły w spełnieniu jej marzeń i pragnień. Podniosła głowę i napotkała jego wzrok
- Dzień dobry jak się spało?- zapytał
- Cudownie, jestem taka szczęśliwa jak nigdy dotąd – pocałowała go – dziękuję, dziękuję za cudowną noc. To było coś najcudowniejszego co mnie spotkało
- A ja nawet nie znajduje słów żeby opisać to co czuję. Nie ma takich słów. Wiedziałem, że będzie nam ze sobą cudownie. Zawsze...
- Najbardziej bałam się. Że mogę zrobić Ci krzywdę.
- Ty mnie leczysz nie krzywdzisz. Jak odzyskam całkowita sprawność to pokażę Ci co jeszcze potrafię
- Wątpię w to, że może być jeszcze lepiej. A wiesz dlaczego?
- Bo to jest miłość, ta prawdziwa, jedyna....
- Tak bo się kochamy, tak naprawdę i całkowicie do końca – pocałowała go – ta która sprawia, że człowiek chce na nowo żyć – i kolejny pocałunek. Zaczęła obsypywać pocałunkami jego tors
- Widzę, że ktoś tu ma ochotę na więcej – powiedział poddając się jej całkowicie...
Znowu zasnęli...
Było już po 13 kiedy obudziła się po raz drugi. Booth jeszcze spał. Wstała, zarzuciła na siebie jedwabny szlafrok i wyszła zobaczyć co się dzieje z Jaredem i z Parkerem. Poza tym poczuła głód. W końcu już południe. A w zasadzie popołudnie. W domu nie było nikogo znalazła kartkę od Jareda. Uśmiechnęła się do siebie zrobiła kawę i w zasadzie obiad bo na śniadanie już za późno i wróciła do sypialni. Zamknęła za sobą drzwi na wszelki wypadek. Postawiła tacę na stoliku i delikatnym pocałunkiem chciała obudzić partnera. Obudził się oczywiście a jakby inaczej. Oddał pocałunek. Burczenie w brzuchu przerwało im pocałunek
- Zrobiłam coś do jedzenia – postawiła tacę na jego kolanach i sama weszła pod kołdrę.
- Zgłodniałem - jedli w przyjemnym milczeniu. Co chwile obdarzając się pocałunkami.
- Jared zabrał Parkera do wesołego miasteczka. Chyba dość dawno.
- To dobrze dzięki temu mamy całe do południa wolne. Ale chyba musimy wstać. Choć wcale nie mam na to ochoty – odstawił tace na ziemię. I zabrał się do nieco przyjemniejszej konsumpcji.
Była 17 jak do domku zbliżał się samochód z dwoma mężczyznami. Jeden z nich ten mniejszy spał zmęczony. Drugi nie mniej zmęczony zaparkował przed domem. Wokół było cicho jakby nikogo nie było. Albo ich nie ma albo... - pomyślał – no nie jak oni jeszcze nie wstali to ja już nic nie powiem ileż można.
Leżeli wtuleni w siebie gdy usłyszeli samochód podjeżdżający pod dom.
- Chyba musimy wstać bo biedny Jared pewnie wykończony – wstała i poszła do łazienki wziąć szybki prysznic. Zanim wyszła Seel siedział już kompletnie ubrany. Ona też szybko się ubrała. Wyszli z pokoju uśmiechnięci. Jared siedział na kanapie i z politowaniem kiwał głową kiedy ich zobaczył.
- Jesteście niemożliwi. Czy wiecie, że już prawie 18? Boże ile można – Tempe zaczerwieniła się po czubek głowy. A Seel z wielkim uśmiechem patrzył na brata.
- Zdziwiłbyś się bracie – odpowiedział
- Mężczyźni. A mówią, że to kobiety lubią plotkować. Za to wy lubicie się chwalić. W co ja się wpakowałam – wyszła z uśmiechem do kuchni.
- Temp Park martwił się, bo umówiliście się na coś dzisiaj, nie chciał powiedzieć na co, i nie dotrzymał słowa tylko pojechał ze mną. Możesz mu wytłumaczyć, że to nie jego wina, tylko nie bądź z nim całkiem szczera – żartował
- Kochanie powiedz swojemu bratu, że nie radzę mu ze mną zadzierać. A kolacje zrobi sobie sam – dodała ze złośliwym uśmiechem – a ja idę do małego
- Muszę Cię zmartwić ona mówiła poważnie. Powali cię chłopie jednym ciosem.
- Ciebie powaliła?
- Nie, ja nie próbowałem. Jak będziesz robił kolację, możesz też zrobić i dla mnie.
- Ej to nie fair. Tobie ktoś zrobi a mi nie
- Nie trzeba było zaczynać.

- Cześć mały. Jak było w wesołym miasteczku?
- Fajnie. Przepraszam, że zapomniałem ale fajnie się bawiliśmy
- Nie przepraszaj. Ja odpoczywałam cały dzień. Dobrze, ze ty się fajnie bawiłeś. Przecież są w końcu wakacje. Mamy całe dwa miesiące na to.

Dzisiaj już ostatnia:)
Czekam jak zawsze na opinie:)

izalys

nom prawie zgadlam:)
czekam na kolejna czesc:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Świetne:)
A jednak Temp się odważyła:)
Czekam na dalsze części:)

izalys

szkoda,że na dziś już koniec bo fajnie się czyta:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

wchodze a tu tyle czesci i dobrze mam nadzieje ze jak kolejnym razem zajrze tez tyle bedzie. bren to szczesciara. fajnie jakbys opisala stosunki bren-parker. czekam na cdk!

Nionia

swietne czesci, czekam na kolejne, fajnie sie czyta:)
takie opisowe, swietne:)

ocenił(a) serial na 8
BonesBooth

Iiiiiiiiii! Tyle nowych części! Super :P Jak zwykle fenomenalne.

mashe

Izalys jak zwykle świetnie. Czekam na kolejne części z utęsknieniem. Pozdro :)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XIX

W ramach przeprosin Jared zrobił kolację dla wszystkich. Nie był to może makaron z serem Aż tak zdolny nie jest. Za to było to stos tostów różnego rodzaju. Zawołał rodzinkę na kolację.
- Nie możliwe, ktoś postał chwilę przy garach – zakpiła Bren miała dość dobry humor – dziękuję – usiadła kolacja mijała im na wesołej pogawędce. Jared starał się z powrotem wkraść w łaski Tempe. Było to dość zabawne.
- Ona nie jest przekupna – powiedział wesoło Seel – nie trzeba było jej dokuczać.
- Nie możliwe każdą kobietę da się czymś przekonać. Zobaczysz uda mi się.
- Teraz właśnie, ze to powiedziałeś to ci się to właśnie nie uda.
- On niestety ma rację – dodała Bren – ja pozmywam – zbierała talerze ze stołu – Park pomożesz mi? A Wy możecie wrócić do swoich męskich przechwałek. Choć chętnie bym posłuchała o Twoim przekupywaniu kobiet żeby robiły to co byś chciał – zwróciła się do Jareda.
- Ale to on się przechwalał – jęknął wskazując na brata
- Ale on przynajmniej miał czym – uśmiechnęła się i zniknęła w kuchni razem z małym

- Tempe czy Ty kochasz tatusia?
- Tak, bardzo go kocham.
- A czy ja będę mógł zamieszkać z Wami?
- Parker jasne, że byś mógł ale twoja mama się nie zgodzi, tęskniłaby za tobą bardzo. Bardzo Cię kocha
- Nie prawda ona już ma kogoś innego do kochania.
- Park o czym Ty mówisz?
- Ten chłopak mamy mnie nie lubi
- A skąd ten pomysł? Powiedział ci to? Uderzył cię?
- Nie ale słyszałem jak rozmawiali. Myśleli, że już śpię. Mówili o wakacjach. A on powiedział, że nie bardzo ma ochotę na zajmowanie się przez miesiąc mną. I w ogóle wychowywaniem nie swoich dzieci.
- Ale mama cię nie opuści. To, że ten pan tak powiedział nie znaczy, że mama cię nie kocha. Popatrz tata z tobą nie mieszka a bardzo cię kocha. Chyba wiesz o tym?
- Wiem ja też go bardzo kocham i mamę też. I Ciebie. I wujka. Lubię z wami być. A jak wybierze jego to będę mógł z wami zamieszkać? – dla niego jest ważne, żeby poczuł, że ma swoje miejsce na ziemi. I, że niezależnie od tego jak się wszystko potoczy, musi czuć się kochany. To tylko mały chłopczyk…
- Pewnie, że tak ale wątpię, że wybierze jego zamiast ciebie. Jesteś kochanym dzieckiem. Ciebie nie można nie kochać.
- A ty mnie kochasz?
- Pewnie, że tak. A o wakacje się nie martw zostaniesz z nami całe dwa miesiące. A potem zobaczymy dobrze? – mały wspiął się na palce i mocno do niej przytulił. Pocałowała go w główkę. W rozgrywkach między dorosłymi zawsze cierpią dzieci. Tak nie powinno być. Zrobi wszystko żeby mały czuł się tu jak najlepiej. Muszę się skontaktować z Rebeccą. Teraz najważniejszy jest Parker. A swoją drogą, że go bardzo pokochała. Jak powiedziała jego nie można nie kochać.
- A nauczysz mnie czytać?
- Pewnie. To co pierwsza lekcja? Czy jesteś zmęczony?
- Nie jestem zmęczony – poszli na werandę zostawiając mężczyzn przed telewizorem. Mały zabrał bajkę i rozpoczęli pierwszą lekcję. Szło dość opornie. Park faktycznie miał jakiś problem. Może potrzebuje po prostu więcej czasu. Po prawie półtorej godzinie
- To co na dzisiaj dość?
- Tak ale to uczenie jest męczące – małemu oczka się zamykały. Było już późno. Zabrała go do pokoju położył się i razem przeczytali jeszcze bajkę, która wcześniej uczyli się czytać. Szybko zasnął. Jest taki słodki kiedy śpi. Nie rozumiała jak w ogóle można myśleć o oddaniu swojego dziecka, choćby ojcu. Nigdy nie była zainteresowana posiadaniem własnego dziecka teraz już nie jest tego taka pewna. Patrząc na tego słodkiego chłopczyka powoli do jej umysłu wdzierała się myśl, że fajnie byłoby mieć takiego berbecia.
Zeszła do salonu. Zabrała laptopa, Seel ćwiczył z Jaredem ona zabrała się za dalsze prace nad swoją nową książką.
Było już po północy kiedy zdecydowała się skończyć. Poszła pod prysznic. Seel już spał pewnie zmęczony ćwiczeniami z bratem. Wyszła z łazienki popatrzyła na zegarek w D.C. była dopiero 19 postanowiła zadzwonić do Rebecci.
- Cześć z tej strony Brennan. Masz chwilę?
- Cześć pewnie właśnie wróciłam z pracy coś się stało Parkerowi?
- Nie. Wiesz ja nie chcę się wtrącać w twoje sprawy. Ale Park powiedział mi dzisiaj, że słyszał jak twój chłopak mówił, że nie chce go na wakacjach ani się nim zajmować. Myślę, że powinnaś o tym wiedzieć
- O Boże, to nie tak…
- Rebecco ja nie chcę cię osądzać. Nie moja sprawa ale on w tym wszystkim czuje się bardzo niepewnie,
- Ja już nie wiem co z tym wszystkim zrobić. Mat mi się oświadczył ale nie chce wychowywać Parkera. A je nie wiem co mam z tym wszystkim robić. Kocham syna ale też chciałabym sobie ułożyć życie. Powiedz mi
- Ja jestem chyba ostatnią osobą którą powinnaś pytać o to. Ale wiem jedno on nie może żyć w niepewności. Nie wiem co ci powiedzieć.
- To takie trudne…
- Może powinniście usiąść z Boothem i pogadać. Wstrzymaj się z podejmowaniem decyzji. Poczekaj te dwa miesiące. Zobaczysz czy dasz radę wytrzymać bez niego tyle czasu.
- Dlatego między innymi chciałam żeby był z wami jak najdłużej. Wiem, że niektórzy pewnie będą mieć za wyrodna matkę.
- Ja nie mam zamiaru Cię osądzać. Może zadzwoń do niego powiedz mu, że go kochasz. Jest zagubiony myśli, że go nie kochasz tak bardzo. Pytał dzisiaj czy będzie mógł z nami zamieszkać jak ty nie będziesz go chciała
- O Boże przecież to nieprawda.
- Ja to wiem ale on nie czuje się pewnie powinien to usłyszeć od ciebie. Teraz już śpi ale zadzwoń do niego pogadaj. Nie wiem ja nigdy nie miałam dzieci. Ale wiem jak się czuje ktoś porzucony. To nie jest fajne uczucie.
- Zadzwonię jutro. Bren nie mów nic Boothowi proszę. Nie chcę, żeby źle o mnie myślał
- Nie będzie. A myślę wręcz, że będzie bardzo szczęśliwy jak będzie mógł się nim zająć na stałe. On go uwielbia.
- A ty nie miałabyś przeciwko temu nic?
- A dlaczego miałabym mieć? Przecież to jego syn. Część jego. Nie mogłabym mu zabronić opieki nad synem. A wręcz mu pomogę. Na tyle na ile będę potrafiła. Nie mam doświadczenia ale podobno szybko się uczę.
- Wiesz co on miał niesamowite szczęście, że trafił na ciebie. On cię kocha a ty jego, nie zaprzepaśćcie tego.
- Wiem i nie mam zamiaru. Jest wszystkim czego pragnę. Będę kończyć zastanów się nie rób nic pochopnie. Dobrej nocy
- Dobranoc

izalys

Fajnie by było jakby Parker został z Bones i Boothem:)
Czekam na następną część:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

ja na miejscu Rebecci bym sie nie zastanawiala. rozumiem ze kocha tego faceta chce z nim byc ulozyc sobie zycie ale bez przesady nie powinna wybierac miedzy dzieckiem a facetem. fajnie jakby park zostal z B&B. czekam na cdk!

Nionia

A ja się z tym nie zgadzam.... bo gdyby został z B&B to było by to takie powtarzanie.
Ale podobał mi się punkt gdzie Tempe rozmawia z Rebeką zwykle ta postać nie wiele ma do powiedzenia albo jest postacią negatywną.
Z niecierpliwością czekam na następną część:) xD

ocenił(a) serial na 10
OLUNIA16

Szczerze powiem, że nie wiem co z tym zrobić. z jednej strony fajnie by było jakby z nimi został a z drugiej Ola ma rację to będzie nudnawe:( wpakowałam się ehhhh:((((

izalys

Obojętnie co wybierzesz będzie dobrze.
Czekam na cd:)

izalys

Izalys moim zdaniem i tak twoje opko będzie świetne bez względu na to co dalej zrobisz jeśli chodzi o Parka i wcale nie będzie nudne wierz mi bo twoje opka są fantastyczne i czytam je z pełnym podziwem co do twojej twórczości. Mam nadzieję że jeszcze dziś przeczytam chociaż jedną część. Czekam. Pozdro i buźka :)

ocenił(a) serial na 10
daisy18

Bo się zaczerwienię. Poprawka jestem czerwona jak burak :) Bez przesady poetka ze mnie żadna. piszę bo lubię. i cieszę się, że komuś się moje wypociny podobają. właśnie tworzę kolejną część może zdążę ją tu wcisnąć:) zanim będę musiała wyjść z pracy :(

ocenił(a) serial na 10
izalys


XX

W Instytucie
- Jesteśmy pewni, że chcemy jechać wszyscy? A może tak się podzielimy – zaproponowała Cam
- Nie no nie będziemy się dzielić – powiedział Zack
- On ma rację. Jedziemy wszyscy
- Uparciuchy. Mam nadzieję, że nas nie zlinczują. Może zadzwońmy co wy na to?
- Ok niech Ci będzie – powiedziała Ang – ale jak się w międzyczasie rozmyślili to ja was zabije. Dzwonię do Bootha. Halo cześć Booth.
- Cześć Angela coś się stało? Dawno nie dzwoniłaś
- Nie, nic się nie stało. Słuchaj bo my się wybieramy do was. I chciałam zapytać czy to nadal aktualne.
- Pewnie, że tak. A kiedy będziecie?
- W niedziele wieczorem planowo.
- To dobrze a słuchaj chłopaki też będą?
- Jasne juz nie możemy się doczekać. A chcesz coś od nich może dam ci Zacka?
- Jakbyś mogła to super
- Zack Booth chce z Tobą rozmawiać – lekko zszokowany podchodzi do telefonu.
- Słucham
- Zack, ty i Hodgins przyjeżdżacie też prawda?
- Jasne. Coś się stało?
- W sumie to mam nadzieję, że pomożecie mi trochę w ćwiczeniach. Odciążycie Bren. Bo Jared wraca w niedziele rano do D.C. A nie chcę całkiem obciążać Tempe. Ja nie jestem leciutki i mam taką prośbę do was
- Słuchaj nie musisz prosić. Jasne, że pomożemy.
- Dzięki. Kończę bo Bren wraca z Parkiem z plaży pozdrów wszystkich i na razie cześć.
- Wiecie co jestem w szoku – zwrócił się do reszty – wiecie co ...
- Zack nie wiem czy wiesz ale dopóki nam nie powiesz to się nie dowiemy – odpowiada lekko poirytowany Hodgins
- No bo on właśnie poprosił mnie i Jacka o pomoc. O ja nie mogę, naprawdę poprosił.
- A nie mówiłam, że Bren nie może już wydolić? - powiedział Angela – nigdy by się do tego nie przyznała dobrze, że Booth to zauważył jak na niego to cud.
- Z pewnością zauważył. Przecież on ją kocha jak wariat. Nie pozwoliłby jej się przemęczać.
- No to pakujemy manatki i jedziemy nad ocean – dodała Cam

Wzięła Parka na spacer. Teraz jak Jared z nim ćwiczy ona może poświęcić więcej czasu małemu. On zdecydowanie tego potrzebuje.
- Idziemy popływać? - zapytała – może nie pływam ja wujek ale też potrafię.
- A możemy się pouczyć trochę. Lubię się z Tobą uczyć – mały naprawdę potrzebował więcej uwagi. Rozumiała Rebecce. Musiała pracować. Booth też więc syn więcej czasu spędzał w świetlicy i z opiekunką niż z rodzicami. Nie wiedziała czy dobrze robi. Przecież potem znowu wróci stary system niezależnie od tego z kim on zostanie. Z drugiej strony nie potrafiła mu niczego odmówić a bynajmniej tak błahego jak nauka czytania. Wyciągnęła kolejną bajkę i rozpoczęli naukę. Pierwszy raz był trudny każdy kolejny już dużo lepszy. Starała się tak bajkę urozmaicać, żeby on chciał ją czytać i co za tym idzie uczyć się. Przeczytała trochę w internecie o tym bo sama nie miała doświadczenia z uczeniem dzieci. Choć głupawe wydawało się jej naśladowanie różnych zwierzaków ale skoro ktoś napisał, ktoś kto się na tym zna, że tak będzie lepiej to starała się to robić jak najlepiej umiała. Zachęcała żeby sam mówił „językiem zwierząt” udając, że ona nie ma pojęcia jaki odgłos wydaje zwierze. Zapalił się do tego pomysły, a najbardziej cieszyło go to, że on też może czegoś ją nauczyć. Zastanawiała się jaką decyzję podejmie jego matka. Nie potępiała jej. Nie miała do tego prawa. Niezależnie od tego ona już kocha tego dzieciaka. W sumie to nie wiedziała sama czy jest gotowa podjąć się opieki bądź co bądź nad dzieckiem. Po dwóch godzinach stwierdziła, ze dość na dzisiaj.
- Kończymy na dzisiaj. Bo nam szybko bajek zabraknie i co będzie?
- Kupimy nowe – odparł – głodny jestem – w tym przypominał ojca który był wiecznie głodny.
- No to wracajmy. Musimy zrobić jakiś obiadek – powoli wracali do domu. Przed domem siedział Booth i rozmawiał przez telefon. Zanim doszli skończył
- Dzwoniła Angela pytała czy na pewno chcemy ich gościć
- Nie wierzę, że zona zadzwoniła. No chyba, że ktoś ją zmusił. Nie zaryzykowałaby za bardzo chciała przyjechać. Pewnie ją Cam zmusiła
- Pewnie masz racje. Ona uwielbia plotki a od ciebie to już się nie może doczekać.
- Wiesz, że ona ze mnie wszystko wyciągnie?
- Wiem ale ja nie mam zamiaru nic ukrywać – powiedział całując ją
- Ani ja – oddała mu pocałunek. Przed dom wyszedł Jared
- Albo ja mam takiego pecha albo wy to ciągle robicie. A potem krzyczycie jak komentuję – zaśmiali się wesoło – co będzie dzisiaj na obiad?
- A co ugotowałeś – zapytała, idąc do domu Bren. Jęknął
- Nadal się gniewasz?
- No nie wiem. Mówiłam, że jestem nieprzekupna.
- Nawet za te pyszne tosty?
- Hmmm no w sumie... Booth a kiedy oni przyjeżdżają?
- W niedziele wieczorem. Rozmawiałem z Zackiem powiedziałem mu co ich czeka i się zgodził – przystanęła na progu popatrzyła z niedowierzaniem na niego – no co przeciez to nie wstyd prosić o pomoc
- Ja po prostu nie przypuszczałam, że to Ty poprosisz. Jestem z Ciebie dumna – weszła zrobić kolację.
Jared pakował się. Bren miała go zawieść na lotnisko. W tym czasie Booth i Parker mieli zostać sami. Pojechali zaraz po śniadaniu. Jared obiecał, że przyjedzie za tydzień.
- No to co robimy synu?
- Może pogramy w coś?
Przyniósł gry. Bawili się już dobra godzinę. Gdy Booth zapytał
- Lubisz spędzać czas z Bones?
- Jasne ona jest super. Tatuś ja ją kocham a nie lubię.
- Bardzo się cieszę synku
- A ona jest Twoją dziewczyną?
- Tak Bren jest moją dziewczyną. Ja też ją kocham – zadzwonił telefon – halo cześć Rebecca. Dobrze wszystko w porządku powoli wracam do zdrowia. Pewnie, ze jest. Już CI go daję
Park mama dzwoni
- Halo mama? Dobrze tu jest super. Pływamy w morzu, bawimy się, ćwiczę z tatą pomagam mu. Tak. Poznałem wujka Jareda. No fajowy jest. Pewnie. A zadzwonisz jeszcze? To super. Kocham cię mamusiu. Papa
Wmiędzy czasie wróciła Bren...

Obiecana część. Mam nadzieję, że i ta przypadnie do gustu. czekam na opinie. :)

izalys

A jakże inaczej pewnie że przypadła i czekam na kolejne :)

izalys

Mi również przypadła do gustu:)
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

pewnie ze przypadla. czekam na cdk!

ocenił(a) serial na 10
Nionia

Boskie opowiadanie:)
Czekam na następne części:))

ocenił(a) serial na 10
izalys


XXI

- Poleciał?
- Tak obiecał, że wróci w przyszłą niedzielę zanim wyjadą zezulce, a swoją drogą ciekawe skąd zna to powiedzenie?
- Tempe mamusia dzwoniła – pochwalił się mały – obiecała, że znowu zadzwoni
- No to super. Co będziemy dzisiaj robić? Wieczorem i tak muszę jechać jeszcze raz na lotnisko.
- A może wynajęliby jakiś samochód? Pojechalibyście gdzieś na wycieczkę a będziemy mieć tylko 5 – osobówkę.
- Dobry pomysł. Ale pojechalibyśmy a nie pojechalibyście. Seel czas wrócić do życia wiem, że to trudne ale może zaczniemy dzisiaj od lodów. Gdzieś na powietrzu? Co Ty na to?
- Nie odpuścisz prawda?
- Nie, nie odpuszczę. Teraz ludzie już nie zwracają uwagi na wózek. W tych czasach to normalna sprawa. Tylko Ty musisz się przemóc.
- Tato jedźmy na lody. I do wesołego miasteczka.
- Słyszałeś? Jedziemy. Przebierzcie się. Dzisiaj niedziela – weszła do domu zostawiają ich samych. W pół godziny później jechali w stronę Los Angeles. Poszli na lody usiedli w parku. Park biegał wokoło. Nawiązał znajomość z malcem mniej więcej w jego wieku. Rozglądał się dookoła tak dawno nigdzie nie był. Zapomniał jak może być przyjemnie. Wciągnął powietrze do płuc
- Przyjemnie- powiedział uśmiechając się do partnerki – Park świetnie się bawi.
- Idziemy na karuzele? - zapytała
- Wy idźcie a ja popatrzę. Pak chcesz iść na karuzele?
- Pewnie – chwycił Bren za rękę i pociągnął w stronę największej – chodź na tą
- O nie ja tam nie wsiadam. Już raz dałam się na mówić na zabójczą karuzelę. Idziemy na tą mniejszą.
- Nie na tą. Tato ja nie chcę na małą. Małe są dla dzieci a ja już nie jestem dzieckiem
- Parker ale musisz uszanować, że ktoś się boi.
- Tato ale ja chcę – zawzięcie twierdził – to chodź Ty ze mną. Proszę tato.....
- Ale ja nie mogę. Przecież nie chodzę.
- Na karuzeli się siedzi a nie stoi. Proszę – bił się z myślami co ma zrobić. Z jednej strony bał się, że nie da rady a z drugiej nie chciał zawieść syna. Co robić? Bren chwyciła go za rękę.
- Nie zmuszaj się na siłę. Sam musisz czuć. Ja wejdę z nim dam radę jakoś. Chodź synek – wzięła go za rękę i poszła do karuzeli. Bała się ale wiedziała, że on nie jest jeszcze gotowy. Może jak już zacznie wstawać na razie jeszcze czas na taki krok. Dużym wyczynem było wyjście na miasto do ludzi. Jakoś wytrzymała. Zeszła zielona a mały roześmiany od ucha do ucha. Popatrzył na nią wyglądała lekko zielonkawo. Musi szybko wydobrzeć bo mały ją wykończy. Jak nie ja to mój syn. O Boże jakie to trudne.
- Przeżyłam – uśmiechnęła się – cieszę się, że już po. To co idziemy na jakiś obiadek? Czy wracamy – zostawiła wyjście partnerowi. Była i tak dumna, że tyle wytrzymał.
- Możemy coś zjeść ostatecznie – powiedział nie pewnie – zgłodniałem a do domu kawał drogi no i trzeba jeszcze coś zrobić.
- Pewnie tak, no to chodźmy – wybrali restaurację gdzie można swobodnie usiąść na zewnątrz – zmęczeni?, wracamy?
- Jest już 16 nie opłaca się jechać i wracać z powrotem oni będą po 18. jedźmy na lotnisko wynajmijmy im samochód i poczekajmy na nich – zaproponował.
- Pewnie – ucieszyła się. Wiedziała ile go to kosztuje mimo tego zdecydował się na taki krok. W zamian dostał gorącego całusa. Wynajęli mini busa żeby mogli jeździć wszyscy razem. Samolot wylądował punktualnie o 18 poczekali na nich w sali przylotów. Chwilę później w wyjściu ukazała się cała czwórka. Zaczęła się fala przywitań. Było dużo radości.
- Nie spodziewaliśmy się takiego komitetu powitalnego – powiedziała Cam
- Gości należy przyjmować z rozmachem. Zwłaszcza takich gości – uśmiechnął się agent
- Macie pozdrowienia od wszystkich możliwych agentów FBI. Cullen nawet był obrażony, że nie dostał zaproszenia.
- No tak darmowe wakacje każdy by chciał. Chodźcie wynajęliśmy samochód trochę większy żebyśmy mogli się w nim wszyscy zmieścić – dodała Temp
- O słodziutka już nie mogę się doczekać najnowszych ploteczek
- Mówiłam – obróciła się do partnera – nie da mi spokoju dopóki wszystkiego nie wyciągnie. Oj Ang
- Wszystkiego? Tzn. czego? Mów szybko
- Angela daj im spokój bo się nas ;przestraszą i szybko wygonią. A na mnie czekają fale… - rozmarzył się Jack.
- Nie stójmy tak, jedźmy.
Do domku dotarli późnym wieczorem. Bones poszła położyć małego do łóżka. Goście rozsiedli się w salonie ciekawi wszystkiego. Wróciła i usiadła koło agenta, który zdążył się przerzucić na kanapę.
- To opowiadajcie co tam w instytucie?
- No co Ty my chcemy usłyszeć co u Was! – odparła Cam – a nie opowiadać o nas.
- U nas wszystko w porządku. Seel szybko wraca do zdrowia. W przyszłym tygodniu Jesse, jak wszystko dobrze pójdzie, pozwoli mu już powoli wstawać. A poza tym opalamy się. O i zaczęłam nową książkę. Mam już 8 rozdziałów. Niedługo koniec. Park jest z nami całe dwa miesiące. To tak w skrócie. Teraz wy
- Ej to był normalnie skrót nad skróty. Poprosimy o szczegóły – powiedziała Cam
- Chyba nam nie odpuszczą – powiedział Seel chwytając ją za rękę. Co wywołało lekka konsternację wśród reszty, no może poza Angelą, która aż z zachwytu pisnęła
- A nie mówiłam – powiedziała zachwycona – zawsze wiedziałam.
- Nie chcę was martwić ale ona powtarzała nam to regularnie co najmniej raz na dzień – powiedział Zack
- Powiem wam, że mimo tego jestem w szoku. Ale niezmiernie się cieszę, zasługujecie na to jak nikt na świecie a z Tobą – wskazała Cam na Bren – jeszcze sobie pogadamy.
Booth przyciągnął ją do siebie i delikatnie pocałował. Nadal niektórzy nie mogli uwierzyć.
- Dobra chodźmy spać bo jutro zaczynamy z rana od ćwiczeń, bo niektórzy mieli dzisiaj niedzielę – dodała Temp – a my panie kochane znajdziemy sobie coś do roboty...

TO tyle na ten tydzień. Wyjeżdżam jutro. Liczę, że jak wrócę to tu co nie co zastanę waszej twórczości.:
Jak zawsze czekam na opinie

izalys

Jak zwykle świetne opko, ale mam nadzieję że jednak w weekend uda ci się coś dorzucić i nie będziemy musieli czekać do poniedziałku. Pozdrawiam gorąco :)

ocenił(a) serial na 10
daisy18

Izalys jak opowiadanie pierwsza klasa:)
Czekam na kolejne części:))

ocenił(a) serial na 8
_nn_

Kolejna fenomenalna część. Z taką częstotliwością dodajesz zazwyczaj rozdziały, że komentując sama juz nie wiem co pisać :) Bo wszystko zostało juz powiedziane. Twój tekst mozna określić jedynie samymi superlatywami, choć przyznaję, że czasami przeszkadzają mi błędy takie jak choćby brak wielkich liter, czy ogonków przy ą, ę, czy choćby ł. Ale zdaje sobie sprawę z faktu, że wszystkiego mieć nie można i chyl czoło, bo poświęcasz na to opowiadanie dużo czasu, aby zadowolić również nas - czytelników. Gratuluję pomysłowości :)

ocenił(a) serial na 10
izalys

i powiedzieli. teraz wiedza juz wszyscy nie tylko oni wszyscy sie ciesza! czekam na cdk!

ocenił(a) serial na 10
izalys

Dopiero dzisiaj wróciłam wrzucam na razie jedną część może będzie jeszcze jedna.
Dzięki za miłe komentarze.

XXII

Bren i Booth poszli do sypialni co wywołało szeroki uśmiech na twarzach przyjaciół.
- Jest chyba bardzo dobrze – powiedziała Cam
- Zdecydowanie tak, powiem, że mimo wszystko jestem w szoku. Ona i on są razem. I kurcze trudno w to uwierzyć ale chyba są szczęśliwi. Bren... nie spodziewałam się, że tak szybko się pozbiera – stwierdziła Angela
- To twarda sztuka. Ale to jest niesamowite, jeszcze niedawno byli z zupełnie innymi partnerami i planowali zupełnie inne życie. A tu nagle bach i stało się
- Stało się to co ja zawsze mówiłam tylko byli zbyt ślepi aby to zauważyć. Jestem ciekawa jak to się potoczy.
- Może być ciekawie. Jak to z nimi – poszli spać.
Wstali o świcie. Leżeli wpatrzeni w siebie.
- Zaraz wstanie reszta. Trzeba się podnieść. Mam ochotę zamknąć drzwi i zostać tutaj – powiedział Booth, leżała i patrzyła na niego.
- Ja też ale to nasi goście. Nie możemy ich tak zostawić poza tym jest jeszcze Parker. Co będziemy dzisiaj robić?
- Nie mam pojęcia, może nasi goście będą mieli jakieś plany.
- Oni liczą, że my im coś zaproponujemy a najlepiej porcję pikantnych szczegółów – zaśmiał się – jak cię wezmą w obroty to nie popuszczą.
- Wiem i dlatego nie mam ochoty na wyjście stąd. Co ja mam im powiedzieć? Przecież... - odwróciła głowę, nie chciała żeby widział jej łzy. Obrócił jej głowę w swoją stronę z wielką troską, wytarł palcem łzę spływającą po policzku – myślałam, że to już za mną. A wspomnienie tego nadal boli. Czy kiedyś przestanie? - przyciągnął ją do siebie. Delikatnie pocałował.
- Cokolwiek by się działo zawsze będę z tobą bo cię kocham, i oni też bo też Cię kochają. Inaczej ale też cię kochają
- Wiem ale ja nie chcę z nimi na ten temat rozmawiać.
- To im to powiedz. A jak nie uszanują to po prostu odeślij ich do mnie a ja się z nimi policzę – otarł kolejną łzę z jej policzka. Pocałował to miejsce – nie mogę patrzeć na twoje łzy. Będzie dobrze. Powiedz, że nie chcesz o tym rozmawiać i powinni to uszanować – pocałował ją jeszcze raz. Na pocałunkach się nie skończyło...
Godzinę później weszli do salonu. Przyjaciele już siedzieli i popijali kawę
- No wreszcie wstali, gospodarze. Phi!
- Odczepcie się od nas – powiedział z uśmiechem Booth – jak nie pasuje to do hotelu. A my z chęcią się z wami spotkamy na chwilę
- Booth Ty się zrobiłeś złośliwy. Jak człowiek potrafi się zmienić w parę miesięcy – powiedział Jack – to do ciebie nie podobne
- Ludzie się zmieniają – odpowiedział
- Dość tych złośliwości. Na co macie ochotę na śniadanie? - poszła do kuchni. Po wspólnym śniadaniu, Booth razem z chłopakami poszedł do siłowni.
Ćwiczyli już jakiś czas. Nawet im nieźle szły ćwiczenia z nim. We dwóch radzili sobie świetnie, bez najmniejszych problemów. Chłopaki chcieli zapytać o wiele spraw ale się nie odważyli. W końcu Booth nie wytrzymał tych ciągłych, ukradkowych spojrzeń.
- Tak, powiedziała mi wszystko. I proszę uszanujcie to, że ona nie chce o tym rozmawiać. To nadal jest zbyt świeże – powiedział, zdziwieni patrzyli na niego.
- Skąd wiedziałeś o co chcemy zapytać – powiedział Jack
- Dlaczego wszyscy zapominają o tym, że jestem agentem FBI i to specjalnym – zirytował się
- Pamiętamy, pamiętamy tylko nadal nie wiemy jak to robisz
- Co jak robię?
- No zawsze wiesz o co chodzi zanim inni cokolwiek powiedzą – powiedział Zack.
- Intuicja, chłopaki, intuicja. Nic innego – ćwiczyli dalej
Tymczasem dziewczyny z Parkerem leżały na plaży. Park szalał pod opieką Cam wśród przypływających fal. Wspaniale się bawili. Bren pstrykała zdjęcia.
- Mały jest taki radosny – powiedziała Angela
- O tak, zdecydowanie. Szybko się zaaklimatyzował. Na wózek Bootha nie zwraca w ogóle uwagi. Seel najbardziej tego się obawiał, że będzie się go wstydził.
- Masz rację. Nie wygląda na to żeby w jakikolwiek sposób mu to przeszkadzało. Nie wiedzieliśmy co tutaj zastaniemy. Nie widzieliśmy was już dość długo. A zwłaszcza Bootha.
- Kiepsko wyglądał jak przyjechałam. Zaniedbany, chudy, nieogolony. Jednym słowem wrak. Nie mówiąc o psychice. To dopiero była tragedia. Nie chciał nawet wyjść do sklepu. Zmusiłam go. Ustąpił dość szybko. Wczorajsze wyjście było pierwszym wyjazdem do miasta od wyjścia ze szpitala. Wstydzi się swojej choroby. Nie może się doczekać jak będzie się mógł obejść bez wózka. Dał się przekonać pomógł mi Parker dopiero ustąpił.
- On zawsze był twardy. Dla niego to trudne. Ale szczerze powiem spodziewałam się dużo gorszego. Ale co może zdziałać miłość...
- Tak, masz racje. Pobłądziliśmy Ang. nigdy nie przypuszczałam, że to ten jedyny. To zawsze był przyjaciel, partner, spędzaliśmy dużo czasu razem. Jak mogliśmy się nie zorientować. To znaczy ja nigdy nie byłam w tym dobra. Ale on... zdawało się, że znalazł tą jedyną tworzyli świetną parę, planowali ślub. A ona uciekła przy pierwszej przeszkodzie. Nie mogę zrozumieć dlaczego przecież go podobno kochała...
- Dla niego lepiej. Ty jesteś odpowiednia dla niego. Powiedz jak wam się układa?
- Dobrze, Ange ale ja mu nie dam tego czego pragnie. Nie chcę brać ślubu, na dzieci chyba nigdy nie będę gotowa...
- Przyjdzie na ciebie czas, powoli wszystko w swoim czasie. Kocha cię taką jaką jesteś przecież zna cię jak nikt inny. Prawda?
- Prawda. Ang wiem o co chcesz zapytać. Więc od razu powiem żebyś nie pytała. Nie chcę o tym rozmawiać. Seel już wie. Powiedziałam mu jak tylko wyszedł ze szpitala.
- To nie będziemy o tym rozmawiać, a najważniejsze, że on już wie... niepotrzebnie się martwiłaś...
- Tak, nie odtrącił mnie. Jest kochany... Ang... my... spaliśmy już ze sobą.
- Domyśliłam się tego zaraz po przyjeździe. Patrzyliście na siebie, że aż dech zapierało...
- Jest cudowny – powiedziała szczęśliwa, radość na jej twarzy po prostu oślepiała – nigdy nie czułam do nikogo tego co do niego. Kiedyś zastanawiałam się co to jest miłość. Czy potrafię kochać, czy jestem do tego zdolna... nikt nie nauczył mnie tego... wszystkich których kochałam odchodzili, zostawiali mnie. Nie chciałam nikogo kochać bo to oznaczało, że ten ktoś prędzej czy później odejdzie. Jesse i Mily kochali mnie a ja jedyne co im okazywałam to niechęć choć w głębi lubiłam ich bardzo. Dzięki nim wyszłam na ludzi ale nigdy im nie podziękowałam bo to oznaczałoby, że są dla mnie ważni, że coś im zawdzięczam. Tak było łatwiej. Teraz już wiem, że nie tędy droga, wiem, że jak się kogoś kocha i ten ktoś kocha mnie to znaczy, że wszystko jest możliwe. I, że taka prawdziwa miłość jest bezinteresowna. Nie chce niczego w zamian... teraz już to wiem.
- Cieszę się, że w końcu to zrozumiałaś. Że oboje zrozumieliście co a raczej kto jest dla was najważniejszy. Wiem, że się powtórzę ale ja wiedziałam to zawsze.
- Wiem powtarzałaś mi to regularnie. Jakbym cię posłuchała to uniknęłabym wiele nieprzyjemności... ale teraz to już nie jest ważne. Było minęło...
- I tego się trzymaj. Bren a jak ty się trzymasz?
- Ang prosiłam...
- Nie o to chodzi, chodzi mi o fizyczna część. Podejrzewam, że jest ciężko. Nie wyglądasz najlepiej.
- Nie no teraz już dobrze, nie chciał słyszeć o kimś innym do pomocy. Więc ciągnęłam to dość długo. W końcu jednak padłam. Nie dałam rady ale był Jared teraz wy a w sobotę znowu wraca Jared. Cieszę się, że sam poprosił o pomoc co nie zdarza się prawie wcale...
- A żebyś widziała minę Zacka jak go poprosił. Był prawie tak zadowolony, że szok
- Co?
- O Boże no był bardzo zdziwiony – odparła z uśmiechem Ange – popatrz wracają. Już popływali?
- On lepiej pływa niż ja – powiedziała Cam – a wy co poplotkowałyście?
- Można by tak powiedzieć. Idą chłopaki a Jack oczywiście z deską. Już po ćwiczeniach? Przeżyliście?
- Pewnie, że tak. Jakie fale o ja to co gotowy na pierwszą lekcję? - zapytał Zacka dopiero teraz zauważyli, że Zack też ma deskę
- Nie jestem o tym do końca przekonany...
- Daj spokój stary to nie jest takie trudne – pociągnął go za sobą. Seel dojechał do nich. Podeszła do niego i pocałowała delikatnie
- To może być ciekawe. Nawet bardzo ciekawe – powiedział sadzając sobie ją na kolanach. Uwielbiał ją całym sobą ją uwielbiał. Siedziała spokojnie w jego ramionach, tu było jej miejsce. Angela i Cam patrzyły na przyjaciół z radością.
- Wiecie co? Aż miło na was patrzeć – powiedziała Ang. Oni tylko uśmiechali się do siebie szeroko...

ocenił(a) serial na 10
izalys

ojej jakie sweetasne! bren opowiadajaca o uczuciach super! czekam na cdk!

ocenił(a) serial na 10
Nionia

Świetne opowiadanie:)
Czekam na kolejne:))))

ocenił(a) serial na 10
izalys

Powoli dobiega końca moje opowiadanie. jeszcze może ze dwie, trzy części. Dzisiaj kolejna:)
Dzięki za komentarze.
Miłego czytania

XXIII

Spędzili cudowny tydzień. Siedzieli na plaży, pływali w oceanie, opalali się. Robili wiele dziwnych rzeczy. Wesoło spędzali czas na wycieczkach. W piątek popołudniu zadzwonił Cullen.
- Dzień dobry dr Brennan jaka temperatura w oceanie?
- Dzień dobry. Zimna – domyślała się po co dzwoni – domyślam się po co pan dzwoni – wyszła z salonu, nie chciała rozmawiać przy wszystkich. Nawet nie zauważyli, że wyszła.
- Ma pani rację. Jest termin rozprawy. On nadal siedzi sędzia nie zgodził się na wyjście za kaucją. Byłem na wstępnej rozprawie. Ale na następnej musi już być pani. Wyparł się wszystkiego, ale to normalne. Chciał rozmawiać z panią. Rozprawa 12 sierpnia.
- Pojadę. Powiedziałam Boothowi, prawdopodobnie będzie tam ze mną. Nie wiem jak zareaguje na Sulla ale on nie odpuści...
- I dobrze. Będzie pani potrzebować jego wsparcia. Takie procesy nie są łatwe. A jak on się ma?
- Dobrze. Wraca powoli do zdrowia. Niedługo będzie wstawał. Już go nosi. A może wpadnie pan do nas na chwilę?
- Niestety nie bardzo mogę się wyrwać. Ale może jak pojedziemy na proces to po drodze wpadnę? Ja też tam będę. Pozdrów go od wszystkich i do zobaczenia.
- Zapraszamy serdecznie. Do wiedzenia – nie weszła do domu. Wysłała sms, że idzie na spacer. Straciła humor. Nie chciała żeby jej nastrój udzielił się reszcie. Tak będzie lepiej. Usiadła na piasku, patrzyła na fale to ją uspokajało... nie słyszała jak podjechał Seel. Patrzył na nią. Jak tylko odczytał sms wiedział, że coś się stało. Poszedł jej szukać. Wiedział gdzie to ich ulubione miejsce, nie pomylił się siedziała. Widział łzy spływające po jej twarzy. Podjechał i położył rękę na jej ramieniu. Oparła głowę o dłoń partnera. W nim znalazła oparcie. Cokolwiek się stanie on zawsze będzie przy niej
- Dzwonił Cullen. Rozprawa 12 sierpnia. Boję się Booth ja po prostu się boję – usiadła mu na kolanach chciała poczuć jego ciepło, jego miłość – pojedziesz ze mną?
- Jasne. Nie puszczę Cię samej nie ma mowy. Będę tam. Kocham Cię wiesz?
- Wiem, ja też Cię kocham – wrócili do domu reszta już spała. I dobrze mieli czas tylko dla siebie. W sobotę przyjechał Jared. Od razu zauważył, że coś się stało. Jego brat nie spuszczał z Bren oczu, zresztą zawsze tak było ale tym razem coś w jego wzroku mówiło, że nie wszystko było w porządku. Wiedział, że ich przyjaciele są fajnymi ludźmi ale oni nie byli skorzy do zwierzeń. Woleli siebie nawzajem. Nikogo nie dopuszczali do swoich problemów. Nawet jego. Tacy już byli. W niedzielę Bren pojechała odwieść ich na lotnisko i oddać samochód za nią jechał Jared ich samochodem żeby ją zabrać z lotniska. Pożegnała się z nimi i obiecała częściej dzwonić. W drodze powrotnej oglądała mijające krajobrazy. Nie miała ochoty na rozmowę. Ale to jego brat.
- Jak było w Pentagonie? - zapytała
- Nudno, jak zawsze. Wróciłem jak tylko załatwiłem to co musiałem. A jak wizyta zwariowanej czwórki?
- Dobrze, są kochani ale męczący. Odzwyczaiłam się od nich już.
- To mieliście wesoły tydzień
- O tak a wiesz, że Seel jeździł z nami na wycieczki? W końcu wyszedł do ludzi.
- Cieszę się. To tylko Twoja zasługa.
- Jared zajmiesz się Parkerem jakiś czas ok 12 sierpnia?
- Pewnie. Coś się stało?
- Jedziemy na proces. Muszę złożyć zeznania – no tak teraz już wie co się stało. Nie naciska. I tak, że w ogóle powiedziała. Obdarzyła go zaufaniem cieszył się
- Cieszę się, że mi zaufałaś. Zostanę z nim tak długo jak będzie trzeba. A w ogóle zostanę tyle ile będziecie mnie potrzebować. Mam prawie trzy miesiące zaległego urlopu. Rodzice chcieli przyjechać.
- Niech przyjadą. Poznają wnuka. I w ogóle. Booth się ucieszy
- Mogę zapytać czemu ty do niego mówisz po nazwisku?
- Pewnie – uśmiechnęła się – zawsze był Boothem. Powiedziałam mu, że dopóki on będzie mówił do mnie Bones to ja do niego Booth. I tak zostało
- Bardzo chcą poznać Parkera. Pokazywałem im zdjęcia. Są nim zachwyceni.
- Cieszę się. Jemu bardzo zależy na akceptacji z ich strony. Mimo wszystko bardzo ich kocha
- Tak wyrządzili mu wiele złego, ja nie wiem czy byłbym w stanie za takie coś przebaczyć a on to zrobił
- Wiem, ale on już taki jest i nic tego nie zmieni – dojechali na miejsce. Siedzieli wieczorem na werandzie zadowoleni. Nie powiedziała przyjaciołom o procesie. Taka już jest.
Czas mijał szybko. Pod koniec kolejnego tygodnia nastąpiła próba sił. Booth z pomocą Jareda pod okiem Jesse po raz pierwszy od wypadku stanął na własnych nogach. To było coś niesamowitego. Miał jeszcze słabe nogi ale zrobił sam cztery kroki. Płakał ze szczęścia. Jeszcze niedawno wątpił, że kiedykolwiek to się stanie a teraz stoi i nawet zrobił parę kroków. Teraz już będzie z górki. Robił szybkie postępy z dnia na dzień coraz więcej kroków. Taki już był, niecierpliwy, chciał od razu biegać. Na początku sierpnia przyjechali rodzice. Jakież było ich zdziwienie kiedy wyszedł sam bez niczyjej pomocy im na spotkanie. Zakochali się w wnuku. Uwielbiali go i to ze wzajemnością mały też za nimi przepadał. Rebecca dzwoniła regularnie raz na tydzień, małemu to bardzo pomagało. 8 sierpnia przyjechał Cullen
- Witajcie. Wasi przyjaciele byli w szoku, że nic im nie powiedzieliście o procesie.
- Nie chcieliśmy ich martwić. Chcieliśmy im powiedzieć po fakcie – 10 sierpnia zostawili Parkera pod opieką dziadków, Jared wybrał się z nimi, i pojechali na proces. Chciał ich wspierać tylko tyle. Choć miał ochotę się rozprawić z tym typkiem po swojemu.

W Instytucie
- Dlaczego nam nie powiedzieli? – zastanawiała się Angela – zamknęli się w sobie i nikogo nie dopuszczają.
- Może jej jest łatwiej w ten sposób? Nigdy nie była skora do zwierzeń. A to są sprawy mało przyjemne. Ang przecież tak naprawde to my praktycznie o niej nic nie wiemy. Wiemy tyle ile ona nam pozwoli – powiedziała Cam
- Tak wiem – zmieniła się ale nie na tyle żeby nam zaufać.
- Zaufała jemu. Zna ją jak nikt inny, tylko on potrafi ją wyczuć i wiedzieć co się w niej dzieje. Ważne, że w ogóle taki ktoś się znalzał. Inaczej byłoby bardzo kiepsko. A tak ma przynjamniej jego. Bez niego wyobrażasz sobie co by było gdyby jego nie było i to się stało?
- Byłaby tragedia. Ona i tak mimo pozorów wisi na włosku.
- Ang nie możemy się narzucać sami muszą poprosić o pomocy inaczej całkiem się w sobie zamkną.
- Wiem ale jak sobie pomyślę przez co oni przchodzą to…
- Wiem są naszymi przyjaciółmi ale musimy uszanować ich prywatność.
Na platformę weszyli Zack i Hodgins
- Trzymajmy kciuki, żeby to przetrwali i szybko się skończyło

Sala sądowa
Siedzieli we czworo. Bren była blada, bała się czy będzie w stanie o tym wszystkim mówić. Czy się przełamie. Teraz trzyma go za rękę tam zostanie sama, to jakiś koszmar. Nie, nie prawda koszmar był wtedy a teraz muszę powiedzieć o tym światu żeby mieć to za sobą, żeby zamknąć tamten rozdział i muc żyć normalnie – mówiła sobie
- Wzywam na świadka dr Temprence Brennan – wstała ostatni raz spojżała na Seela i poszła
Mówiła spokojnym, rzeczowym głosem. Wypranym z emocji. Tak było najlepiej. Nie chciała litości od nikogo chciała tylko żeby on poniósł karę na wszystkie pytania odpowiadała spokojnie. Nie dała się wyprowadzić z równowagi obrońcy kiedy zadawał jej bardzo intymne pytania. Twarz Sulliwana zmieniała się z minuty na minutę. Myślał, że ją pokona był w wielkim błędzie. Ona nie da się zastraszyć poza tym nie jest sama, ma za soba nawet szefa FBI. Jego adwokat wrócił do stolika
- Mogliśmy iść na ugodę. Ona nie da się ruszyć w rzaden sposób. Jest nie do ruszenia. Co to za kobieta?
- Ta dla której oszalałem. I przez którą tu jestem. Żadna mi się nie postawiła tylko ona nie cierpię jak mi się ktoś sprzeciwia. Dostała co chciała.
- Nie daj się wyprowadzić w pole obrońcy ani zdenerwować. Bo ta zabawa szybko się skończy.
- Wiem co mam mówić.
Bren skończyła zeznawać. Z pozoru nic jej nie ruszyło a w środku trzęsła się jak galareta. Przeżywała wszystko od nowa. Nikt o tym nie wiedział nawet by nie przypuszczał no może poza jedną osobą. Tak on wiedział wszystko. Wróciła na sowje miejsce. Potrzebowała go, tak bardzo potrzebowała. Przytuliła się najmocniej jak potrafiła. Trzymał ją i wyszli z Sali nie chcieli być obecni na dalszej częśći. Musiała na chwilę wyjść może potem wrócą. Jared został z Cullenem. Mieli ich zawołać jakby byli potrzebni. Wyszli na zewnątrz. Stała wtulona w jego silne opiekuńcze ramiona i płakała. Płakała pełnym głosem. Seel ledwo stał na nogach nie był całkiem sprawny ale to było mało ważne teraz ważna była ona. W końcu wyrzuciła to wszystko z siebie.
- Już po wszystkim kochanie. Byłaś bardzo dzielna. Usiądźmy – powiedział znał siebie i wiedział, że zaraz nie wytrzyma
- O Boże przepraszam ciebie boli a ja się nad sobą użalam. Przepraszam – usiedli na ławce
- Nie przejmuj się mną. Tylko musiałem usiąść. Już po wszystkim szybko się skńczy zobaczysz…
Dwa dni później wydano wyrok. Winny zarzucanych mu czynów. Skazany na 25 lat pozbawienia wolności. Ma to na co zasłużył…

I jak zawsze czekam na szczere opinie:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

25 lat? wow. sully ma na co zasluzyl i dobrze nalezalo mu sie. czekam na cdk!

ocenił(a) serial na 10
izalys


XXIV

Wrócili do domku nad oceanem. Tam czekali rodzice Bootha i Parker. Booth zadzwonił do instytutu.
- Cześć Cam
- Cześć Booth, poczekaj dam na głośnomówiący
- Cześć wszystkim – odpowiedzieli chórem cześć
- I jak proces? – zapytała Angela
- Już po, winny. 25 lat paki. Choć mam ochotę go zabić za to co jej zrobił.
- Dobrze, że wszystko skończyło się w taki sposób. I szybko
- Tak dwa dni i wyrok.
- No ale dowody były dość solidne – powiedział rzeczowo Zack
- Tak ktoś wykonał tam na miejscu dobra robotę
- A jak ona się trzyma – zapytał Jack, w zasadzie każdy chciał o to zapytać ale nikt nie miał na tyle odwagi
- Dobrze – powiedział niepewnie – nie, nie prawda wcale nie dobrze trzyma się na włosku. Nie wiem jak jej pomóc. Jestem bezsilny…
- Powiedz tylko słowo i zaraz tam będę
- Nie mogę decydować za nią. Chciałem wam tylko powiedzieć, że już po procesie
- A jak ty się trzymasz?
- Ja? Poza tym, że mam ochotę go zabić to dobrze. Za to jej zrobił należy się krzesło elektryczne a nie 25 lat.
- Wiecie kiedy już wracacie do nas? Jak twoja rehabilitacja?
- Nie wiem kiedy. A ja już chodzę trochę koślawo ale radzę sobie bez laski.
- Poważnie?! To super!
- Taa Bren mnie teraz goni do wszystkiego co tylko jej się uwidzi
- Ćwiczy Cię jednym słowem?
- No niestety. Będę kończyć bo pewnie zaraz wróci z Parkiem ze spaceru. Do usłyszenia
- Zadzwońcie szybko no i zapytaj ją ok.?
- Ok. pa
- Pa

- Dzwoniłeś do Instytut?
- Tak, skąd wiedziałaś?
- Oj, Booth znam Cię nie od dzisiaj. Co tam u nich?
- Wszystko w porządku nie licząc tego, że zamartwiają się o nas. Ang pytała o Ciebie. Gotowa jest w każdej chwili przyjechać. Tylko daj jej znać...
- Kiedyś była mi bardzo bliska...
- Już nie jest?
- Jest tylko minęło tyle czasu... ja się zmieniłam. Kiedyś jej uwagi i rady przyjmowałam z uśmiechem i dużą dawką dystansu. A teraz... nie wiem czy potrafiłabym z nią rozmawiać.
- Czuje się odtrącona...
- Wiem Seel, wiem ale... to takie trudne. Nadal potrafię z nią rozmawiać o różnych sprawach. Powiedziałam jej o nas, o tym co czujemy do siebie. Nie potrafię tylko mówić o tamtym. Tylko tobie powiedziałam co się wydarzyło naprawdę, no i na procesie. Widziałam minę Twoją i Jareda. Oboje mieliście ochotę go zabić prawda?
- Tak nadal mamy ochotę, nic się nie zmieni. Za to co Ci zrobił, tyle wycierpiałaś.
- O tym co czułam wiesz tylko Ty, wiem i nie mam żalu, że powiedziałeś bratu. Też chciałeś z kimś pogadać, prawda?
- Tak, nie tyle pogadać co wyładować wściekłość... jeśli Cię uraziłem...
- Nie, nie uraziłeś mnie naprawdę. Może masz rację zaniedbałam Angelę... może zaproszę ją na weekend co? Są twoi rodzice i Jared dacie sobie rade a my sobie zrobimy babskie małe co nieco. Zawsze była moją podporą a ja ją odtrąciłam...
- Ona nie ma żalu tylko się martwi.
- Po wyroku poczułam niesamowitą ulgę. W końcu się skończyło... bałam się, że mimo wszystko sprytnie się wywinie. Wielu się to udaje...
- Jemu się nie udało i to Twoje zwycięstwo nad nim
- Booth czas zostawić wszystko za sobą i żyć dalej. Myślisz, że możemy niedługo wracać do domu? Nie długo wrzesień Park do szkoły
- Tak i do matki... chciałbym go mieć stale przy sobie, wiem, że to nie realne. Choć może dopóki nie wrócę do pracy pozwoli mi się nim zająć bardziej...
Nie wiedziała co mu powiedzieć. Nie wiedziała jaką decyzję podjęła Rebecca. Dzwoniła często do syna. Mam nadzieję, że się zdecyduje do końca sierpnia...

- Matt nie wiem czy dobrze robię. Wiem, że on kocha małego i nigdy nie zabroni mi spotkań z nim ale to mój syn... - w ręce trzymała dokumenty oddające całkowitą opiekę nad ich synem Boothowi.
- Kochanie to musi być Twoja decyzja. Nie chcę Cię do niczego zmuszać. Wiesz teraz inna kobieta będzie z nim na co dzień...
- Wiem. Wiem też że Bren będzie o niego dbać i niczego mu nie braknie, kocha go. A on ją. Ciągle o niej opowiada. Będą dla niego lepsi niż ja. Nie mam tej cierpliwości co on... kocham syna ale nie jestem dobrą matka...
- To nie prawda. Po prostu musisz pracować i tyle. Słuchaj a może spotkaj się z nią i pogadaj. Jak kobieta z kobietą a potem dopiero z Boothem. Co Ty na to?
- To chyba dobry pomysł. Dzwonię – wykręciła nr do dr Brennan – halo. Cześć tu Rebecca. Słuchaj jestem w Los Angeles, możemy się spotkać? Może być dzisiaj. Aha jesteś na zakupach. Ok to tam się spotkamy za godzinę. To na razie cześć – rozłączyła się – może się ze mną spotkać nie widzi żadnego problemu. Lubię ją. Zawsze ją lubiłam. Jest trochę inna ale to dobra kobieta.
Zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Cześć, dzięki, że się zgodziłaś ze mną spotkać.
- Nie ma sprawy i tak jestem na zakupach. Mam teraz dużo ludzi do wykarmienia. Co się stało?
- Zdecydowałam się. Chcę żeby Booth wychowywał naszego syna. Ale chciałabym wiedzieć co ty o tym sądzisz
- Ja? A dlaczego?
- Bo pewnie razem zamieszkacie. Chciałabym wiedzieć czy to nie będzie dla ciebie problem
- Nie, dlaczego miałby by być?
- To przecież nie twoje dziecko.
- Nie, nie moje ale kocham go. Poza tym jest częścią Bootha. Posłuchaj Rebecco. Wiem, że Seel będzie się cieszył. Będzie prze szczęśliwy. Tylko proszę zastanów się czy to dobra decyzja. Bo potem nie będzie odwrotu. Dziecko to nie zabawka którą się przerzuca z rąk do rąk, Seel na to nie pozwoli potem. Nie mam wątpliwości, że pozwoli ci się z nim spotykać kiedy tylko będziesz chciała.
- Wiem, robię to z pełną świadomością. I wiem, że mi nie zabroni. Dzięki za kawę.
- Skoro już tu jesteście to może wpadniecie do nas na kolację, będziesz miała okazję porozmawiać z nim i z synem?
- Jeśli to nie sprawi kłopotu to chętnie.
- Nie, nie sprawi – napisała adres na kartce – to dzisiaj o 18?
- Jasne do zobaczenia...

Jak zawsze czekam na opinie:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

Obie części świetne:)
Dobrze,że Sully dostał wyrok skazujący.
Fajnie że Booth może już powoli chodzić.
Czekam na kolejne części:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

Rebacca to... boze nie skoncze!
super czesc jak zawsze niestety juz wiemy ze juz dochodzisz do konca ale licze na nowe opko a teraz na cedeka! pozdr!

Nionia

ooo widzę że masz całkiem nowe pomysły ;)w związku z parkerem...
tego się nie spodziewałam...;)ciekawie wybrnęłaś. Ta rozmowa z Rebeką i Temperance.

I like it... Pzdr.

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXV

Wróciła do domu. Towarzystwo leżało na plaży. No tak a mnie jak zawsze dostanie się gotowanie. Pomyślała z uśmiechem. Przyrządziła kurczaka i włożyła do piekarnia, zrobiła sałatkę i poszła wziąć prysznic. Zastanawiała się co zrobić na kolację. A może zrobimy grilla?
Wyjęła mięso i przyprawiła włożyła z powrotem do lodówki nastawiła piekarnik i poszła na plaże wołać resztę. Stała chwilę patrząc na nich. Jared uczył małego pływać na desce. A Booth siedział z rodzicami na kocu, rozmawiali. Nie chciała im przeszkadzać. To był czas dla nich. Usiadła więc ciut dalej za nimi i patrzyła na ocean...

- Masz wspaniałego syna. Jest do ciebie całkiem podobny – powiedział ojciec
- Wiem, Bones też tak mówi. Chciałbym go wychowywać ale on ma dom widuję go często ale to nie to samo
- Tak. Masz rację ale mimo tego on bardzo Cię kocha i jest szczęśliwym dzieckiem
- Pewnie, że tak. Dziękuję, że przyjechaliście. Wtedy w domu byłem okropny. Przepraszam
- Nie musisz przepraszać, to my powinniśmy cię przeprosić za wszystko co przez nas wycierpiałeś – powiedziała mama
- Ja już nie pamiętam.
- Kochamy Was. Ciebie Jareda Parkera i Twoją Bones, jak ją nazywasz. Jest wspaniałą kobietą. Zwróciła nam syna
- Mówiłem, że jest uparta. Bardzo uparta. Kocham ją wiecie. I ona mnie też kocha...
- To widać. Kiedy ślub? A może kolejny wnuk albo wnuczka?
- Nie liczyłbym na to. Bones nie wierzy w małżeństwo. I dzieci też nie chce mieć ale ja ją kocham i ona mnie więc to mi wystarczy
- Tak miłość jest najważniejsza.

Popatrzyła na zegarek, czas ich wołać. Wstała i podeszła do nich
- Cześć chodźcie na obiad – podeszła do partnera i złożyła na jego ustach pocałunek -zaraz będzie gotowy
- Już wróciłaś? Kupiłaś coś ciekawego?
- W sumie to nie. Nie znalazłam nic odpowiedniego. Jareda urodziny już za dwa dni a my nie mamy prezentu.
- No właśnie. Podpytam może co by chciał.
Wrócili do domu zjedli obiad. Jared zaoferował się, że pozmywa. Bren usiadła koło Seela
- Widziałam się dzisiaj z Rebeccą. Zaprosiłam ją i jej chłopaka na kolację dzisiaj.
- Poważnie? A co ona robi w L.A.?
- Chce się z Tobą spotkać i pogadać i więcej ode mnie nie wyciągniesz...
- Bones nie bądź taka nie wytrzymam do wieczora. Proszę powiedz mi – popatrzył na nią tym swoim cielęcym wzrokiem któremu nigdy nie mogła się oprzeć – proszę
- Booth... no dobra powiem, że chodzi o Parka
- Chce go już zabrać? - zapytał ze smutkiem w oczach
- Booth – chwyciła go za rękę – to nie tak. Dobra powiem ci będziesz mógł się przygotować.
- No nie teraz to mnie nie zostawiaj z tą niepewnością.
- Ona ma dla ciebie papiery dzięki którym będziesz głównym opiekunem prawnym małego – patrzyła jak zmienia się jego twarz jak jaśnieje w zniewalającym blasku szczęścia – chciała mnie zapytać czy się na to zgodzę
- Naprawdę będę go miał przy sobie? Na zawsze?
- Pod warunkiem, że nie będziesz jej zabraniał się z nim spotykać, Seel ja wiedziałam już wcześniej tylko nie chciałam ci robić nadziei jakby zmieniła zdanie. Powiedziała mi na początku lipca. Park on chyba wie. Zapytał mnie czy pozwolę mu zamieszkać z nami jak mama go nie będzie chciała. Wtedy zadzwoniłam do niej. Powiedziała mi o oświadczynach Mata i, że on nie chce za bardzo wychowywać nie swoje dzieci. Seel nie oceniaj jej proszę...
- Nie osądzam tylko nie rozumiem. Tzn cieszę się że będzie z nami tylko ja jakbym miał taki wybór...
- Wiem o czym mówisz. Ja bym nigdy tego od ciebie nie zażądała. Jak można kochać kogoś bez części jego? - nie słowami jej na to odpowiedział
- Dziękuję, że jesteś. Tak bardzo Cię kocham – kolejny pocałunek
- Nie wiem czy tylko ja mam takiego pecha? - zapytał Jared
- Masz naturalny dar wchodzenia w nieodpowiednim momencie – powiedział brat – gdzie reszta
- Mama szaleje w kuchni a tata z Parkiem sklejają jakiś model samolotu.
- Na kolacji będą goście. Przyjdzie Rebecca, matka małego ze swoim narzeczonym – powiedziała Bren – dobra szwagier bo ja nic nie znalazłam więc zapytam wprost co chcesz na urodziny?- jęknął
- Czy musisz mi przypominać, że stuka mi trzydziestka? Nie chcę nic
- Powiedz bo kupię ci zestaw do prania – przekomarza się z niem. Booth siedzi obok niej i słucha jak mówi do jego brata „szwagier” może jednak kiedyś się zgodzi. Ej stary nie rób sobie nadziei tylko ciesz się, że Cię kocha myśli. Jared skrzywił się na wspomnienie swojego ostatniego prania. Wszystko zmieniło swój kolor – i jak namyśliłeś się?
- Nie wiem. Kurcze nie wiem. Nie chcę prezentów. Odzyskałem brata to największy prezent.
Jared z Seelem poszli do sali ćwiczeń a on zabrała się za przygotowanie grilla. Weszła do kuchni. Mama Seel właśnie wkładała ciasto do piekarnika
- Rozpieszcza nas pani. Co dziennie coś innego i tak samo pysznego – powiedziała na ten widok
- A kogo mam rozpieszczać jak nie własne dzieci i wnuki?
- No tak w sumie. Ja się nie znam na rodzinie. Moi rodzice opuścili mnie jak miałam 15 lat a brat odjechał. Trafiłam do rodzin zastępczych to nie zawsze było przyjemne, potem trafiłam do Jesse Mily starali się jak mogli ale ja tego nie chciałam... Ja nie do końca wiem co to rodzina. Dopiero z Seelem poznaję powoli te rytuały. Uczę się wszystkiego powoli
- Nie wiedziałam. Przepraszam jeżeli wywołałam przykre wspomnienia,
- Nie, trzeba pogodziłam się z tym dawno, że moim rodzicom na mnie nie zależało. Choć nadal nie lubię o tym rozmawiać. Nie chcę niczyjej litości.
- To nie litość a troska. Mój syn Cię kocha i Ty jego. My też Cię kochamy. Chciałabym żebyś mówiła do mnie „mamo” i nie mówię tego z litości po prostu tak czuję zapytaj Seela nigdy nie robię nic z przymusu tylko szczerze. Nie musisz od razu po prostu kiedyś jak będziesz na to gotowa – Bren nie wiedziała jak się zachować, owszem lubiła ich ale czy na tyle żeby...
- Dziękuję ale... - nie mam pojęcia jak się zachować, zrobiła to co podpowiedziała jej intuicja podeszła i trochę niezgrabnie przytuliła – dziękuję nie mówię nie ale...
- Powiesz jak będziesz gotowa. Podobno mamy gości na kolacji – powiedziała zmieniając temat
- Tak Rebecca i Mat. Pomyślałam, że zrobimy grilla tak niezobowiązująco. Przyprawiłam mięso. Pierwszy raz mam nadzieje, że wyjdzie bo jak nie to zostaną kiełbaski – uśmiecha się – marna ze mnie kucharka, owszem ugotuję ale żadnych specjałów.
- Nauczysz się jeszcze. Jesteś dobrą kobietą cieszę się, że mój syn pokochał tak wspaniałą kobietę
- Dzięki – wyciągnęła tace z mięsem – mam nadzieje, że będzie strawne.
- Na pewno – ciasto upiekło się wspaniale, wciągnęła zapach świeżo pieczonego ciasta – czasami drobne gesty takie właśnie jak zapach świeżo pieczonego ciasta przypominają mi dzieciństwo.
Punktualnie o 18 do drzwi zapukała Rebecca i jej narzeczony Mat...
XXVI

Otworzyła drzwi na progu stali wspomniani goście
- Cześć wejdźcie. Parker nie wie. Będzie miał niespodziankę. Jest w ogrodzie z Seelem rozpalają grilla. Mam nadzieję, że będzie wam smakowało.
- Cześć jestem Mat. Mam okazję poznać sławną pisarkę – powiedział ściskając jej rękę
- Wchodźcie – zaprowadziła gości do ogrodu. Przynieśli wino – Parker popatrz kto przyszedł
Mały z radością rzucił się w ramiona matki
- Mama – uściskał ją – ale fajnie, że jesteś. Robimy grilla – zaczął trajkotać w tym czasie Przedstawiła Mata reszcie domowników. Był miłym człowiekiem. Kolacja przebiegała w miłej atmosferze.
- Booth możemy porozmawiać? - zapytała Rebecca
- Jasne chodź na plażę
- Booth...
- Obiecuję, że zaraz usiądę. Martwi się o mnie. Nie jestem jeszcze całkiem sprawny. Chodzę ale muszę się oszczędzać – powiedział idąc z nią
- Martwi się bo Cię kocha. Ciesze się Twoim szczęściem. W końcu znalazłeś ta jedyną. Powiedziała Ci po co przyjechałam?
- Tak – nie wie jak się zachować. Wyciągnęła papiery i oddała mu – dziękuję, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Będziesz go mogła zabierać kiedy chcesz i się z nim widywać. Obiecuję
- Wiem o tym. Dbaj o niego. Dbajcie o niego. Ona go kocha i to jest najważniejsze. Nie da skrzywdzić.
- Tak i on też ją kocha – wrócili do reszty. Późnym wieczorem goście pożegnali się i odjechali.
W nocy z tego szczęścia aż go nosiło. Miał wszystko. Kochaną kobietę która też go kochała i teraz będzie miał syna na stałe przy sobie. Pogodził się z rodzicami, odnowił więzi przyjaźni z bratem. Aż go od środka rozpierało szczęście. Bren dostała weny i pisała kolejny rozdział powieści. Leżał sam. A co mi tam najwyżej pokrzyczy wstał i poszedł do niej. Z salonu dochodziły głosy. Zatrzymał się w progu Bones rozmawiała z kimś. Sądząc po śmiechu i różnicy czasu jej rozmówcą jest Angela. Nie podszedł bliżej. Dał jej czas...

Angela właśnie weszła z Jackiem do domu jak zadzwoniła komórka popatrzyła na wyświetlacz Bren uśmiechnęła się
- To Bren – powiedziała do Jacka odbierając telefon – cześć Słodziutka co tam słychać.
- Cześć w porządku.
- Słuchaj a czy Ty nie powinnaś dawno spać i grzać swojego rycerza? Przecież u was to prawie 3.
- Tak 3 ale właśnie skończyłam pisać kolejny rozdział i stwierdziłam, że zadzwonię a rycerzowi jak zimno niech sobie termofor załatwi – śmiały się obie
- Cieszę się, że w końcu się odezwałaś. Zaczynałam się martwić
- Wszystko z nami w porządku. Tylko czasu mam mało. Jest teraz u nas Jared i rodzice Seela i prawie nie mam czasu. A dzisiaj mieliśmy gości na kolacji.
- Jednym słowem życie towarzyskie kwitnie – zaśmiała się a Bren jej zawtórowała – my się zamartwiamy a wy się dobrze bawicie. Jack pyta jak fale?
- Powiedz mu, że mógłby delikatniej zasugerować, że chce przyjechać – Angela powtórzyła jej słowa Jackowi teraz śmiali się we troje
- Pyta od kiedy to ty taka domyślna jesteś
- Mam dobrego nauczyciela – odpowiedziała – Ang wiem, że nie byłam ostatnio zbyt przyjemna... mam dla ciebie...
- Bren zostaw to – przerwała jej Angela – w porządku najważniejsze, że nie byłaś sama
- A nie nauczyli Cię kultury jak ktoś mówi to się nie przerywa – zaśmiały się po raz kolejny – mam dla ciebie propozycje ewentualnie możesz Jacka zabrać na te fale choć nie wiem co w tym takiego przyjemnego. Co chwile wpada się do wody.
- Poczekaj czy Ty zapraszasz nas do siebie?
- A nie powiedziałam? Tak zapraszam was. Wiem, że na dłużej Cam was nie puści ale ja mam cholerną ochotę na babski wieczór taki z winem i chipsami. Jak za starych dobrych czasów – w słuchawce zaległa cisza – Ang jesteś tam?
- Jestem tylko... pewnie, że przyjedziemy mówię Ci jakbyś zobaczyła minę Jacka już widzi siebie jak pływa na desce... cieszę się, że mnie zaprosiłaś
- Ja też się cieszę, że przyjedziesz. Zapytaj Cam i daj znać kiedy będziecie. A i powiedz jej żeby się nie obraziła ale ona może przyjechać następnym razem. Nie mam was jak wszystkich położyć spać jest Jared i rodzice Seela został tylko jeden pokój...
- Ok powiem jej. A wiesz, że spodobał jej się Jared?
- No co ty? Poważnie?
- Non stop o nim mówi, jaki to wspaniały, że poświęca się dla brata. A w ogóle to jest podobny do niego a chyba nawet bardziej przystojny. Całkiem oszalała
- Cam nie możliwe! Ale wiesz co zapytam Jara co o niej sądzi. Boże kto by pomyślał ja i swatanie.
- O tak świat staje na głowie
- Ang będę kończyć bo już późno znowu mi się dostanie za siedzenie nad kompem do rana. To czekam na wiadomość kiedy przyjedziesz. Pozdrów wszystkich pa Angela
- Dzięki i papa – odłożyła słuchawkę i poczuła obejmujące ją ramiona partnera
- Ty czemu jeszcze nie śpisz?
- Czekam na ciebie. Nie chciałem wam przerywać wesołej rozmowy
- Zaprosiłam ją Seel. Przyjedzie z Jackiem. Mam nadzieję, że się nie gniewasz
- Nie gniewam się. Naprawdę. Nie mogę spać ze szczęścia. Mam wszystko o czym w życiu marzyłem.
- Chodźmy na plaże pooglądamy wschód słońca. Przepraszam zapomniałam. Ty powinieneś odpoczywać.
- Przecież nie będziemy biegać wezmę koc i wino usiądziemy i będziemy podziwiać cud narodzin dnia
- W sumie masz rację – zabrali koc, wino i dwa kieliszki. Położyli się czekając na pierwsze oznaki świtu – mogłabym tu zostać na zawsze. Jest mi tak dobrze
- W domu też nam będzie dobrze. Mamy siebie. Tam gdzie nasze serca tam nasz dom.
- Powinniśmy rozejrzeć się za jakimś nie dużym domkiem. Ty sprzedałeś mieszkanie. W moim... tam jest za wiele przykrych wspomnień. Kiedyś były szczęśliwe teraz są... nie są fajne.
- Poszukamy. Nie wiem kiedy tylko będziemy mogli wrócić.
- Z tego co mówił Jesse to pod koniec września. A co ze szkołą Parkera?
- Wróci do Rebecci. Rozmawiałem z nią na ten temat. Mówiła, że zostanie z nimi dopóki my nie wrócimy.
- To dobrze – czuła, że teraz to już tylko szczęście będzie z nimi. Zaczęła rozpinać jego koszulę. Delikatnie całując nagi tors – cudownie smakujesz. Kocham Cię. Pozwól się kochać
Był w stanie poddać się jej całkowicie. Leżał spokojnie czując jej pocałunki na swoim ciele. Oddychał coraz szybciej siłą woli powstrzymywał się żeby nie przejąć kontroli... przerwała wędrówkę po jego ciele. Dotknęła swoimi ustami jego usta. Zatracili się w cudownym tańcu namiętności...
- Chyba przegapiliśmy wschód słońca – powiedziała odpoczywając w jego ramionach.
- Nie przeszkadza mi to – powiedział całując ją delikatnie – już prawie 8 reszta zaraz wstanie. Jak znam życie i Jareda to właśnie zabiera deskę i idzie pływać. Znowu będzie komentował... - nie zdążył skończyć jak odezwał się głos
- Ja nie mogę po prostu nie mogę. Znowu. Ja chyba mam pecha...
- Idź do tych swoich fal i daj ludziom pospać – powiedział Seel
- Idę, idę. A radzę się przynajmniej ubrać bo reszta już nie śpi. Myślą, że wy śpicie jak zawsze i pewnie zaraz przyjdą na plażę – i poszedł do wody. Ubrali się i wstali. Poszli do domu na śniadanie. I resztę tego pysznego ciasta.

XXVII

Angela odłożyła słuchawkę
- Jedziemy do nich. Zaprosiła, sama poprosiła. Mówiła o babskim wieczorze
- Musiała do tego sama dojrzeć nie mogliśmy jej zmusić
- Tak. Musimy zapytać Cam i możemy się zbierać.

Rano w instytucie
- Cam moglibyśmy z Jackiem dostać wolne na czwartek i piątek?
- Pewnie a coś się stało?
- Nie nic. Bren zaprosiła mnie a Jack wprosił się na fale
- No pewnie, dzwoniła?
- Tak prosiła żebyście się nie gniewali ale nie ma więcej miejsca bo są rodzice Seela i Jared. Mówiła, że na następny weekend możecie przyjechać na następny weekend
- W sumie mogłabym jechać poopalać się zamiast solarium.
- No to jej powiem, że przyjedziesz zabierzesz Zacka?
- O ile będzie chciał to pewnie.
- Ok to przekaże na pewno. Ucieszą się. Choć podobno u nich życie towarzyskie kwitnie
- No pięknie – zabrały się do pracy

We czwartek Bren pojechała po przyjaciół na lotnisko. Zaraz po przyjeździe Jack razem z Jaredem polecieli do wody. Dziewczyny usiadły na werandzie. Booth bawił się z Parkiem a rodzice pojechali na kolację do miasta.
- Tu jest świetnie. Mogłabym mieszkać w takim miejscu – powiedziała Ang
- Ja też ale niedługo czas wrócić do rzeczywistości. Ang mam prośbę chcemy kupić jakiś nie duży domek. Mogłabyś się rozejrzeć? Nie chcę wracać do siebie a Seel sprzedał mieszkanie.
- Słuchaj nie podejmujcie decyzji pochopnie. Wrócicie i się rozejrzycie. A tymczasem możecie zamieszkać u mnie
- No co Ty nie będziemy ci siedzieć na głowie
- Nie będziecie. Moje mieszkanie stoi puste. Przeprowadziłam się do Jacka.
- Angela to super! Ale się cieszę, że w końcu się zdecydowałaś.
- Tak więc będziecie mieć całe mieszkanie dla siebie.
- Skoro tak to chętnie skorzystamy z okazji. Ale się cieszę. Dziękuję, że przyjechałaś. Wiem, że nie byłam zbyt przyjemna. To wszystko mnie przerosło... chyba mam to w końcu za sobą nie wiem co by było jakby nie Booth – Angela uścisnęła jej rękę – popatrz wracają deskarze
- Surferzy a nie deskarza. Nie rozumiem Bren jak możesz z taką pogardą wyrażać się o każdym sporcie.
- Bo każdy sport to kupa testosteronu i adrenaliny, źle pojętej męskości. Nic innego – Ang śmiałą się w głos, jedno w jej przyjaciółce się nie zmieni wyrażanie swojego zdania w naukowym języku
- Bren daj im spokój faceci to duże dzieci, nie zapominaj o tym
- No tak, zawsze mi to powtarzałaś – uśmiecha się wesoło
- Bones dzwoni Mily – na werandę wszedł Booth podał jej telefon
- Cześć Mily. Wiesz co może i tak a słuchaj nas jest więcej. 8 osób z Parkerem. No to super by było. Nie wiem po prostu weźcie też dla nas. Na razie pa
- Co się dzieje? - zapytał Booth
- Idziemy w sobotę na premierę musicalu „Misty” co wy na to?
- Z chęcią pójdziemy prawda Jack? - zapytała wchodzącego partnera
- Ależ oczywiście kochanie. A gdzie mamy iść – reszta śmiałą się w głos
- Pójdziemy wszyscy. Parker zostanie z Amy przyjaciółką Mily. Mam nadzieję, że się nie gniewasz – zwróciła się do ukochanego
- No co Ty. Chyba muszę włożyć garnitur prawda?
- Stary to premiera nie ma opcji bez. Dobrze, że zabrałem mundur galowy. Coś mnie podkusiło. Tata chyba też ma jakiegoś garniaka.
- A po co mu garnek? - zapytała Bones reszta powstrzymywała się od śmiechu
- Kochanie garniak to takie określenie garnituru a nie garnka – powiedział cierpliwie powstrzymując się od śmiechu.
- Te wasze powiedzenia są po prostu śmieszne. Nigdy ich nie zrozumiem
- I za to Cię kocham – Ber poszła zrobić coś na kolację.
Prawie wszyscy już spali. Tylko Angela i Bren zabrały koc, dwie butelki wina i 4 paczki chipsów. Poszły na plażę. Bren weszła jeszcze do małego sprawdzić czy wszystko w porządku i powiedzieć Seelowi, że nie wróci na noc chyba a bynajmniej żeby na nią nie czekał. I poszły
Kończyła się pierwsza butelka wina. Dziewczyny bawiły się wyśmienicie. Po prostu jak za starych dobrych czasów.
- Dzięki Ang, że przyjechałaś. Nie zasługuję na taką przyjaciółkę jak Ty.
- Nie przesadzaj. Każdy ma w życiu ciężkie chwile. Cieszę się, że Ty masz je już za sobą. Nie będziemy o tamtym rozmawiać jak nie chcesz. Najważniejsze, że masz z kim o tym rozmawiać. Mnie nie chodziło o to żebyś ze mną rozmawiała konkretnie. Tylko żebyś z kimkolwiek o tym porozmawiała. A Booth to najbardziej odpowiednia osoba.
- Ang ja chcę tylko o tym zapomnieć. Nic więcej... a on mi w tym pomaga
- O w to nie wątpię. Jak wam się w ogóle układa? Jego rodzice wydają się całkiem mili.
- Jak nam się układa? Cudownie. Nigdy w życiu się tak nie czułam. Jestem taka szczęśliwa, że aż się czasami boję. Boję się, że to zniknie i znowu zostanie tylko ból.
- Bren on cię nigdy nie opuści i nie da Cię skrzywdzić. Wiesz zazdroszczę Ci. Zazdroszczę Ci tego wzroku z jakim na Ciebie patrzy. Wodzi z tobą oczyma. Kiedy Cię nie ma szuka wzrokiem twojej sylwetki... to jest... nie wiem jak to określić...
- To jest ta prawdziwa i jedyna miłość, Ang. Świadomość, że ta druga osoba odwzajemnia to uczucie. Ona daję tą siłę, ufność. Można się zatracić w drugiej osobie całkowicie i bez końca. Oddać siebie drugiej osobie. Wiem, że zabrzmi to dziwnie w moich ustach ale to jak dwie połówki jabłka. Angela jakbyś tylko pozwoliła Hodginsowi też by to dla ciebie zrobił. Tylko musisz mu zaufać i oddać siebie całkowicie nie połowicznie.
- Łał Bren to było efektywne. Jeszcze nie dawno powiedziałabym Ci, że ktoś zrobił ci pranie mózgu. Ale masz rację to nie pranie mózgu tylko jedyna miłość. Zaryzykowałaś i się opłacało. Ja nie jestem jeszcze gotowa zaryzykować. Moje związki jak do tej pory były bardzo krótko trwałe. Z Jackiem to chyba mój najdłuższy związek. A wiesz co jest najgorsze?Że za każdym razem wydawało mi się, że to ten jedyny, że z nim spędzę resztę życia. Potem coś się stawało i znowu wracałam do punktu wyjścia. I nadal nie wiem czy to co czuję do Jacka to właśnie ta prawdziwa miłość
- Kiedyś to rozpoznasz. Skoro ja do tego doszłam to Ty też do tego dojdziesz.
- A jak jego rodzice? Zdaje się, że nie utrzymywali żadnych kontaktów.
- Tak ale po wypadku wzięli go do siebie. Uczą się siebie od nowa jak mówi Seel. Wybaczyli sobie. Zdaje się, że bardzo się zmienili. Są tacy zwyczajni jak to rodzice. Uwielbiają wnuka. Mnie też chyba kochają. Wiesz, że ona zaproponowała mi żebym mówiła do niej „mamo”? Dziwne przecież jestem dla nich obca a mimo tego czułam, że mówi szczerze. Nie wiem co mam z tym zrobić. Powiedziała żeby nie decydowała od razu tylko jak będę na to gotowa a ona chce żebym wiedziała, ze traktuje mnie jak córkę.
- Po prostu Cię kocha. Bren ciebie nie da się nie kochać. Wiem dziwnie to zabrzmiało ale są różne rodzaje miłości. Miłość kobiety i mężczyzny, braterska, rodzicielska i ta z przyjaźni. Pewnie jeszcze by się parę znalazło ale chodzi o to, że przyjaźń to też pewien rodzaj miłości. Przyjacielowi oddajesz swoje największe sekrety, otwierasz przed nim duszę. Więc musisz mu ufać. A zaufanie to prawie jak miłość...
- I to jest ta cała tajemnica? Nigdy bym o tym nie pomyślała...
- Od czego ma się przyjaciół i babskie wieczory a raczej noce – śmiały się wesoło.
- Ang wiesz, że będziemy wychowywać Parkera?
- Jak to?
- Tak zwyczajnie. Rebecca związała się z facetem który nie przepada za dziećmi. I oddała całą opiekę Seelowi. No i w taki sposób będę prawie matką. Wiesz co boję się ale kocham tego małego i nie pozwolę go skrzywdzić. Seel mówi, że razem damy radę.
- Słuchaj go bo to bardzo mądry człowiek. Wierzę, że będzie się nim znakomicie zajmować. Popatrz która godzina już prawie 5:30. idziemy dzisiaj pobuszować po sklepach czy masz coś odpowiedniego?
- Nie zabrałam nic i chyba muszę coś kupić ty pewnie też?
- Nie przewidywałam takich imprez. I do tego muszę pewnie kupić Jackowi jakiś garniak
- Pewnie tak. Słuchaj zabierzemy ich na zakupy i puścimy wolno a my sobie same coś znajdziemy. Co ty na to?
- Jak dla mnie super. No to chodźmy może spać. Choć na parę godzin – pozbierały butelki wzięły koc i kieliszki i poszły choć na chwilę zasnąć...

Trochę długie wyszło ale nie widziałam sensu dzielić na kawałki.
Miłego czytania i jak zawsze czekam na komentarze

ocenił(a) serial na 10
izalys

no,no Izalys super jak zawsze czekam na cedeka!

ocenił(a) serial na 10
Nionia

Izalys cudowne opowiadanie:)
Podoba mi się ten dialog :
- Nie wiem czy tylko ja mam takiego pecha? - zapytał Jared
- Masz naturalny dar wchodzenia w nieodpowiednim momencie
Ale się uśmiałam.
Czekam na kolejną część:)))))

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXVIII

Weszła do pokoju, jej partner nadal spał nie ma się co dziwić dopiero 6. Lekko szumiało jej w głowie. Poszła pod prysznic. O, Boże ale mi się w głowie kręci – pomyślała. Zachwiała się i chwyciła za pierwszą rzecz jaką miała pod ręką. A, że była to półka z przyborami toaletowymi no cóż... zrobił się lekki huk.
- Upsss. Już zbieram, auuuu – przecięła się chwytając kawałek szklanej półki – cholera
Obudził go hałas dochodzący z łazienki. Nie wiedział co się dzieje. Popatrzył obok siebie nie było jej. No tak pewnie to ona. Wstał i poszedł do łazienki. Klękała na podłodze zbierając kawałki szkła. Zobaczył krew, skaleczyła się.
- Kochanie co ty robisz?
- Ja zbieram to co narozrabiałam – powiedziała po jej głosie poznał, że jest lekko wstawiona – i lekko się przecięłam – znowu zachwiała się i tym razem usiadła na podłodze, zaczęła się śmiać na początek po cichu a potem coraz głośniej. Podszedł do niej, pomógł jej wstać
- Chodź skarbie. Położysz się a ja posprzątam. Musimy jeszcze zrobić coś ze skaleczeniem pokaz paluszka – powiedział do niej jak do dziecka – no dalej – wyciągnęła rękę i pozwoliła sobie przylepić plaster. Potem zaprowadził ją do łóżka – coś mi się zdaje, że ktoś przesadził z winem – położyła się na łóżku i pociągnęła go za sobą – a do tego ma ochotę na małe igraszki - dodał całując ją namiętnie...
Popatrzył na zegarek 11. No pięknie – pomyślał. Popatrzył na śpiącą wtuloną w jego ramiona Bren. Wyglądała cudownie jak spała. Musiały nieźle zabalować z Angelą. Głaskał ją delikatnie po plecach i całował delikatnie jej twarz. Nawet na śpiąco reagowała na jego dotyk.
- Jak miła pobudka – powiedziała
- Jak głowa – zapytał – bardzo boli?
- Póki się nie ruszam jakoś żyję nie wiem jak będzie kiedy wstanę. Każdy babski wieczór a Ang kończy się tak samo okropnym kacem i bólem głowy
- A jak było?
- Fajnie. Ang wprowadziła się do Jacka.
- Wiem to była pierwsza rzecz jaką od niego usłyszałem. Gość normalnie oszalał ze szczęścia.
- I w związku z tym mamy na jakiś czas lokum. Dopóki nie znajdziemy własnego możemy zamieszkać w domu Angeli
- To super, ona ma ładny domek. Trzeba wstać znowu pewnie śpimy najdłużej. Jared będzie komentował
- Niech sobie znajdzie jakąś ukochaną to zobaczy jak to jest
- Tak. Nawet chyba znam kandydatkę – uśmiechnął się
- Powiem Ci, ze ja też
- Powiedział Ci?
- Nie on, Angela
- A skąd ona wie?
- Ona wie wszystko. Czasami aż się jej boję. Powiedziała, że Cam dziwnie świecą się oczy jak o nim mówi i podejrzanie często go wspomina.
- Czyli jednak ma jakieś szanse. A czy Cam nie planuje weekendu z nami?
- Planuje i to następny – weszli do jadalni

Ok godz 9 w domu roznosił się smakowity zapach kawy. Większość już wstała. Mama przygotowywała śniadanie. Jack popijał kawę a Ang brała prysznic, Jared właśnie wrócił z porannego surfingu. Tata siedział przed telewizorem i oglądał bajki z wnukiem.
- Dziadku a czemu tata i Bren jeszcze śpią. Wszedłem do nich ale nawet się nie obudzili. Tata mocno przytulał się do Bones. Chyba było mu zimno. Muszę mu powiedzieć, że trzeba spać w piżamie wtedy nie będzie marznął – ojciec aż zakrztusił się kawą. No pięknie i co ja mam mu teraz powiedzieć?
- Pewnie Tempe późno wróciła. Były z Angelą wieczorem na plaży pewnie późno poszły spać. A tata nie chciał żeby marzła więc z nią został – rozmowę słyszał Jared podszedł do nich
- Co oni jeszcze śpią? Zastanawiam się jak oni wstają do pracy.
- Pewnie nastawiają budziki
- To ja idę ich obudzić.
- Wujek zostaw niech jeszcze śpią – powiedział łaskawie mały. Dziadek z Jaredem wymienili znaczące spojrzenia. Mama zawołała na śniadanie. Park poszedł do jadalni
- Mogliby się choć zamknąć – powiedział po cichu ojciec Jared zaśmiał się cicho
- Zazwyczaj zamykają. Chyba musiało im się spieszyć
Po śniadaniu poszli na plaże.
- Jedziemy dzisiaj z Bren na zakupy. Musimy w coś się ubrać na ta premierę.
- Mam propozycję nie do odrzucenia jedźmy wszyscy – powiedziała mama – chętnie kupię coś nowego dla siebie, o ile nie macie nic przeciwko
- Pewnie, że nie mamy.

Weszli do jadalni. Standardowo nikogo nie zastali
- Poszli na plażę.
- No a może zrobimy im niespodziankę i przygotujemy jakiś obiadek?
- Makaron z serem?
- Seel to się nie nadaje na obiad. Jedziemy dzisiaj na zakupy. Może pojedziemy wszyscy. Zjemy obiad na mieście a potem pobuszujemy po sklepach
- Znowu zakupy.
- Nie marudź musimy jakoś wyglądać a ani ja a ni Ty nie mamy odpowiednich ubrań
- Miałabyś jakbyś mnie posłuchała i wzięła...
- Taka sukienka się nie nadaje do teatru. Jedziemy i już!
- No dobra, dobra jedziemy.
Zjedli obiad w radosnej atmosferze. Potem mężczyźni udali się w jedną a kobiety w drugą stronę. Na odchodne Bren powiedziała jeszcze do Seel
- Nie kupuj koszuli ani krawata – i poszły – i nie przesadzajcie z chodzeniem mogliśmy wziąć...
- Obiecuję, że będę się oszczędzać – powiedział całując ją
Wieczorem zadowoleni wrócili do domu. Jared przyrządził szybkie tosty i poszli spać
- Bren to gdzie moja nowa koszula i krawat
- A skąd wiesz, ze nowa?
- Bo nie pozwoliłaś mi kupić – wyciągnęła szafirową koszulę i krawat z Plutem. Podała mu. Na widok krawata oczy zaświeciły się mu z radości/
- Jak go zobaczyłam to stwierdziłam, że będzie ci w nim do twarzy
- Jest świetny.
Następnego dnia wieczorem poszli na premierę musicalu, po przedstawieniu poszli jeszcze na kolację z Mily i Jesse. Na koniec Bren umówiła się z Mily i Jesse na wtorek. Pojadą z Seelem. Zbada go i zobaczymy co dalej...

XXIX

W niedziele popołudniu Angela z Jackiem wsiedli w samolot powrotny do D.C. ciężko było odjeżdżać ale cóż praca czaka. W poniedziałek rano pojawili się w wyśmienitych humorach w pracy. Angela poszła do Cam zdać relację a Hodgins wrócił do swoich ulubionych robaczków.
- Cześć Cam. Wydarzyło się coś ciekawego pod naszą nieobecność? - zapytała
- Nic ciekawego. Kolejna zbrodnia normalka. A jak u nich?
- Wyobraź sobie, że wszystko w najlepszym porządku. Co prawda Bren nadal nie chce słyszeć o ślubie i dzieciach. Ale są tak strasznie szczęśliwi. Pogodziła się już chyba z tamtym. Mówiła o tym ze spokojem. Tzn nic mi nie powiedziała ale po prostu powiedziała, że chce zapomnieć była spokojna. Ostatnio jak mówiła, że chce zapomnieć to prawie płakała. Seel już chodzi. Bren narzeka, że za bardzo się forsuje. A on na to, że musi ćwiczyć i tak w kółko.
- Jednym słowem kłótnia za kłótnią?
- A jakżeby inaczej. Oni tylko tak potrafią dyskutować. Tzn dla nich to dyskusja dla innych kłótnia. Nie chciałabym słyszeć jak według nich wygląda kłótnia. O, a w sobotę byliśmy na premierze musicalu. Fajny. A Ty się wybierasz do nich?
- Nie wiem Ang tu jest dużo pracy.
- Słuchaj ja już powiedziałam Bren, że przyjedziesz więc się nie wykręcaj. A poza tym mam wrażenie, że tam ktoś czeka na twój przyjazd. I nie wykręcaj się pracą
- Nie wiem o czym Ty mówisz...
- Nie udawaj przynajmniej przede mną...
- … nic się nie da ukryć.
- Dokładnie. Jedź i zobacz nic nie stracisz przecież.
- No dobra pojadę ale jak się wygłupię to wezmę to pod uwagę przy podwyższaniu pensji – uśmiechnęła się, w sumie to ona ma rację
- Mądra decyzja. A co Zackiem? Jedzie z Tobą pytałaś go?
- Pytałam ale nie da rady. Ma jakąś rodzinną imprezę w weekend. Czy to nie będzie dziwnie wyglądało jak pojadę sama?
- Nie. Przecież to nie nasza wina, że nie mogliśmy jechać wszyscy razem
- Masz rację – rozeszły się do swoich zajęć.

We wtorek Tempe i Seel popołudniu pojechali najpierw do kliniki a potem mieli zjeść kolację z Jesse i Mily. Po dokładnym badaniu siedzieli w gabinecie doktora.
- I jak panie doktorze? - zapytał Seel
- Robi pan szybkie postępy. Powiedziałbym nawet, że za szybkie...
- Ale to chyba dobrze, że jest lepiej
- No nie tak do końca. Musi pan trochę przystopować. Nie może pan tak przeciążać kręgosłupa. To może odnieść odwrotny skutek
- Mówiłam żebyś nie przesadzał – dodała Bren – zawsze musisz postawić na swoim
- Ale ja czuję się dobrze nic mi nie jest
- Nadal zażywasz tabletki?
- Tylko jak boli tak, że nie da się wytrzymać
- Panie Booth z panem to jak z dzieckiem. Tempe mówiła, że pan nie należy do cierpliwych ale nie może pan przesadzać. Może pan sobie zaszkodzić
- Ale jak zaszkodzić?
- Za dużo ćwiczeń obciąża kręgosłup. Przez ponad dwa miesiące był pan na wózku. Ciało trzeba przystosowywać powoli. Nie można wszystkiego naraz – Bren nie odzywała się, ona to wszystko wiedziała. Miała tylko nadzieję, że posłucha Jesse bo jej nie bardzo mówił, ze nic mu nie jest.
- To co ja mam robić?
- Uzbroić się w cierpliwość. Po takim urazie inni zaczynają stawiać pierwsze kroki nawet po pół roku a pan po zaledwie 1,5 miesiąca. To dobry znak ale nie można przedobrzyć.
- Ale chodzić mogę?
- Oczywiście, że tak. Spacery są dobre. Byle nie za długie. Wszystko stopniowo się ułoży. Zrozumiał pan?
- Tak – nie był tym faktem zadowolony ale to w końcu Jesse jest lekarzem nie on. Dzięki niemu ma w ogóle szanse chodzić – zrozumiałem i jeszcze raz dziękuję za to co pan dla mnie zrobił... dla nas... jeszcze jedno kiedy będziemy mogli wrócić do D.C.?
- Na początku września powtórzymy jeszcze rezonans. I zrobimy dokładne badania. Jak wszystko będzie ok to pozwolę wam lecieć. Tylko tam też będzie pan się musiał zapisać do lekarza poszukam kogoś odpowiedniego i dam wam namiar.
- Dziękujemy jeszcze raz
- No to na tyle kazań. A teraz chodźmy na kolację pewnie Mily już na nas czeka – w dobrych humorach opuścili klinikę.
- Mily musisz mi dać przepis na to danie. Jest pyszne. Mam tylko nadzieję, że nie za nazbyt skąpilkowane, bo moje zdolności kulinarne są bardzo ograniczone.
- Nie bądź taka skromna. Ten makaron... - powiedział Jesse
- Próbowałam to zrobić ale nie wyszło tak jak tobie. Makaron z miękki, ser nie połączył się z boczkiem kicha totalna
- Nie to jest makaron z serem a nie kicha
- Bren tak się mówi. Tzn tyle, że nie wyszło – wyjaśnił Booth
- Aaa rozumiem... to ja pozmywam
- Nie trzeba zajmę się tym potem. Jesteś naszym gościem – powiedziała Mily – zrobię kawę.
- Ona ma racje, przyniosę tego ciasta co upiekłaś – dodał. Seel i Bren rozsiedli się na kanapie w salonie. Zastanawiała się co powiedzieć. Wiedziała, że musi z nimi porozmawiać. Przeprosić, wyjaśnić... chwycił ją za rękę. Wiedział co chce zrobić rozmawiali o tym
- Wszystko będzie dobrze, oni Cię kochają – powiedział delikatnie ją całując. Do salonu weszli Mily i Jesse. Zapanowała lekko niezręczna cisza. Przerwał ją Booth
- Tempe mówiła, że pani jest rzeźbiarką
- Tak, można tak powiedzieć. I proszę mi mówić po imieniu
- Więc ja też o to proszę mam na imię Seeley ale mówią do mnie Booth. Proszę mówić jak pani, jak Ty wolisz
- Ok niech będzie Booth
- A ja mam na imię Jesse i też proszę mi mówić po imieniu – Bren z uśmiechem przyglądała się tej trójce. Swojej rodzinie. Rodzinie. Tak...
- Jesse, Mily chciałam z wami porozmawiać.
- Zabrzmiało to dość oficjalnie – powiedział Jesse. Booth chcąc dodać otuchy partnerce chwycił ją za rękę.
- Chciałam Was przeprosić
- Ale za co? Przecież nic złego nie zrobiłaś
- Proszę nie przerywajcie mi. Kiedy do was trafiłam miałam 17 lat. Byłam wstrętnym dzieciakiem, nie zaprzeczajcie pamiętam. Nic nie chciałam, oddzielałam się od was. Byłam zła i opryskliwa. Mimo tego wy zawsze staliście za mną murem. Nigdy nie powiedzieliście złego słowa na mnie – ściskała mocno jego rękę – a ja w zamian odrzucałam każdą pomoc. Nie umiałam jej przyjąć. Traktowałam to jako litość okazywaną dziecku którego porzucili rodzice i brat – pojedyncza łza spłynęła po jej policzku – daliście mi tyla a w zamian otrzymaliście niewdzięczność chciałam was przeprosić. Przeprosić za wszystko. Teraz już wiem co to znaczy troska o drugą osobę, taka bezinteresowna. To miłość wiem, że mnie kochaliście. A ja... - łza za łzą płynęła po policzku. Booth przytulił ją do siebie - … ja też was kochałam i kocham nadal – tylko ona wiedziała ile kosztuje ją to wyznanie
Booth delikatnie pchnął ją w kierunku przybranych rodziców. Po raz pierwszy z własnej woli się do nich przytuliła. Płakali we trójkę. Booth za wszelką cenę starał się opanować. Patrzył na tą trójkę. I... - nie to nie możliwe. Przecież... nie... ale ona jest taka do niej podobna... to nie możliwe ale jego przeczucie nigdy go nie zmyliło. Musi to sprawdzić.
- Nie masz za co. Kochaliśmy cię i nadal kochamy taką jaką jesteś. A to co stało się wtedy w Sudanie... to... wiedzieliśmy, że nas kochasz. Podarowałaś życie Jesse i za to będę Ci wdzięczna do końca życia. Kochamy Cię.
- Ja was też kocham – siedzieli do późnych godzin nocnych. Przygotowali im pokój gościnny. Zadzwonili tylko do domu, że nie wrócą na noc i udali się na spoczynek...

XXX

Wrócili do domku następnego ranka. Było jeszcze wcześniej. Zrobili stos tostów różnego rodzaju pełny talerz naleśników z dżemem i sosem czekoladowym. Reszta powoli schodziła na śniadanie. Byli mile zaskoczeni.
- No bracie zazwyczaj to my wam podstawiamy pod nos
- Nie da się komuś podstawić pod nos. Przecież nosem się nie je – powiedziała wywołując salwę śmiechu.- te wasze powiedzonka są nielogiczne
- Tempe nie zmienisz tego. Tak się mówi i już.
- A w czwartek wieczorem przyjeżdża Cam – powiedziała – dostałam sms od Angeli.
- Goście – powiedział Park – lubię gości. A pojedziemy gdzieś na wycieczkę?
- Pewnie, że tak – nawet Temp zauważyła, że szwagier podejrzanie milczy, powiedziałaby wręcz, ze kontempluje fusy w swojej filiżance. Booth miał rację
Popołudniu zadzwonił do Cullena
- Dzień dobry szefie. Mam wielką prośbę. Czy mógłby pan coś dla mnie sprawdzić. Już mówię. Chodzi o Jesse i Mily McCaine. Wszystko a zwłaszcza Mily. Kim była zanim wyszła za Jesse. Po co? Mam dziwne przeczucie, nie daje mi ono spokoju. Nie, nic złego nie zrobili. Mam pewne podejrzenia co do ich pochodzenia. Nie szefie. Cam wybiera się do nas mógłby jej pan to dać? Dziękuję.
Środa i czwartek minęły podejrzanie szybko. Cam napisała im którym lotem przylatuje i o której będzie.
- Bren piłaś do obiadu wino?
- Tak, a co?
- A kto pojedzie po Cam? Myślałam, że skoro do ciebie napisała to Ty pojedziesz. Ja nie mogę jeszcze prowadzić.
- No nie, zapomniałam – a prawda była taka, że zrobili to z premedytacją. Czekali aż Jared zareaguje. Tata miał już się zgłaszać na ochotnika jak mama go powstrzymała. Choć nie brali udziału w spisku s\doskonale wiedzieli co robić.
- To może ja pojadę – zaproponował Jar – skoro wy nie dacie rady – Temp krzyknęła w duchu YES! Jared zebrał się i pojechał.
- Udało się – powiedziała do Seela
- Tak, oby tylko umiał to należycie wykorzystać

- Cześć – powiedziała Cam do Jareda. Była zaskoczona ale szczęśliwa
- Cześć nasze gołąbki nie dały rady przyjechać. Seel jeszcze nie prowadzi a Bren wypiła do obiadu wino. Ale ja jestem mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?
- Nie, skądże tylko to do niej niepodobne.
- Mam pewne podejrzenia..
- To do niej nie podobne. Chociaż kto wie bardzo się zmieniła
- To co? Skoro już się tak postarali to może dasz się zaprosić na kolację?
- Chętnie tyle, że może jutro. Jestem trochę zmęczona i nieświeża po 8 godzinnym locie
- Trzymam Cię za słowo – pojechali do domu. Przyjechali prawie na kolację. Cam po cichu wręczyła teczkę od Cullena Boothowi. Zabrał ją i włożył do komody w salonie. Spędzili wesoły wieczór. Rozeszli się do swoich pokoi. Bren czytała bajkę Parkowi. Został w salonie z Jaredem
- Zrobiliście to specjalnie, prawda?
- My? Nie – Jar popatrzył na niego z politowaniem – no dobra postanowiliśmy trochę pomóc losowi. Zły jesteś?
- Nie. Jestem wdzięczny – popatrzył z radosnym błyskiem w oku – dzięki bracie idę spać. A wy nie siedźcie długo.
- Ok bracie dobrej nocy niech ci się przyśni... no wiesz kto... - Bren zeszła na dół
- Idziesz spać?
- Jeszcze nie. Pooglądam mecz. Połóż się jak chcesz
- Ok ale nie siedź za długo – poszła do sypialni. Seel wyciągnął teczkę. Nie wiedział dlaczego ale bał się tego co tam przeczyta. Otworzył zaczął czytać a jego twarz rozjaśniał coraz większy uśmiech.
„Mily McCaine. Mężatka lat 45. rzeźbiarka odnosząca znaczne sukcesy. Mężatka od 22 lat. Bezdzietna. W dwa lata po ślubie uzyskali statut rodziny zastępczej. Razem z mężem jeździła na misje medyczne. Panieńskie nazwisko Keeley. Córka Agnes i Jima. Najmłodsza z czwórki rodzeństwa. Ruth lat 56 najstarsza siostra, mężatka. Mąż Max Keenan dwoje dzieci Kyle i Joy. Zaginęli w roku 1991, od tamtej pory nikt o nich nie słyszał. Kimberly – druga w kolejności wiek 52 lata wdowa, ma jedno dziecko 26 letniego Luisa, zamieszkała w Baltimore. Edward lat 50 żonaty dwoje dzieci. Andrea i Megan. Mieszka w Nowym Jorku Mily w wieku 16 lat uciekła z domu. Z rodziną nie utrzymywała kontaktów przez 25 lat. Rok temu mieli zjazd rodzinny. Spotkali się po raz pierwszy całą rodziną, poza Ruth i jej rodziną. Od tamtej poru utrzymują stały kontakt...” - więcej nie musiał czytać. Jego podejrzenia stały się faktem. Tyle lat płakała z braku rodziny a miała ją na wyciągnięcie ręki. Mieszkała z ciotką nawet o tym nie wiedząc. Zabrał teczkę i poszedł do sypialni musi ją obudzić. Wszedł i zamknął za sobą drzwi. Delikatnie pocałował ją
- Tempe obudź się – delikatnie potrząsał jej ramieniem – kochanie obudź się.
- Chcę jeszcze pospać – zamruczała nie podnosząc oczu.
- Mam dla ciebie niespodziankę – podziałało. Podniosła się popatrzyła na zegarek
- Booth czy Ty zwariowałeś? Jest 2 w nocy. Co to za niespodzianka
- Ostatnio jak byliśmy u Mily. Doznałem olśnienia – popatrzyła na niego zdziwiona – tzn już wiem kogo Mily tak mi przypominała. Poprosiłem Cullena o sprawdzenie...
- Sprawdzałeś Mily, Booth...
- Ale to nic złego. Cam przywiozła mi teczkę. Nie chciałem nic mówić bo mogłem się mylić. Ale jak zawsze mój instynkt mnie nie zawiódł. Proszę weź i przeczytaj. Potem zdecydujesz co z tym zrobić.
Lekko zaspana zaczęła czytać. Z każdym przeczytanym zdaniem jej oczy otwierały się coraz szerzej. Przy końcu płakała w głos. Płakała wtulona w opiekuńcze ramiona ukochanego.
- Seel, przecież jakbym...
- Skarbie nic byś nie zrobiła. Przecież do niedawna nie wiedziałaś, że naprawdę inaczej się nazywasz
- Ale... oni cały czas byli przy mnie. A ja na tyle lat się od nich odgrodziłam...
- Teraz już wiesz, wiesz, że masz rodzinę i to całkiem sporą. Powiedziałbym, że większą ode mnie – żartował,
- Chcę tam jechać
- Pojedziemy rano
- Nie, teraz. Nie wytrzymam do rana proszę pojedziesz ze mną?
- Pojadę. Idę obudzić Jareda
- Po co? Przecież ja pojadę.
- Bones jesteś zdenerwowana. Nie dasz rady prowadzić a ja nie mogę – wyszedł nie dyskutując z nią. Ubrała się i czekała na braci. Jared o nic nie pytał tylko ich zawiózł.
Nie wiedziała jak powiedzieć, nie wiedziała czy jej uwierzą. Stanęli pod drzwiami ich domu. Przytuliła się do partnera
- A jak mi nie uwierzy?
- Uwierzy, zobaczysz. To co dzwonimy – nacisnął dzwonek u drzwi. W drzwiach stanął zaspany Jesse
- Tempe, Booth? Coś się stało?
- Możemy wejść? - zapytał Booth trzymając Bren w ramionach. Wpuścił ich do środka. Weszli do salonu
- Jesse mógłbyś obudzić Mily?
- Co się stało? I nie mówcie, że nic bo widzę. Ok idę po nią – obróciła się do niego i wtuliła w ramiona. Płakała. Bała się. Nie wiedziała jak zareaguje. Mily weszła do salonu. Bren obróciła się w ramionach Seela potrzebowała jego wsparcia. Trzymał ją
- Bren co się stało. Jesse mówi, że to coś pilnego.
- Przepraszam ale nie potrafiłam czekać do rana. Mily czy... - nie wiedziała jak zapytać
- Czy mówi ci coś nazwisko Ruth Keenan? - Booth przejął inicjatywę najlepiej zapytać wprost
- Ruth... - usiadła na kanapie – nie słyszałam tego nazwiska od lat. To moja najstarsza siostra. Zaginęła wraz z rodziną w 1978r. Dlaczego pytasz? I skąd ją znasz? - patrzyła na nich nie wiedziała co o tym myśleć. Jesse również nic z tego nie rozumiał
- Ja ją znam, znałam...
- Ale... jak...
- Ruth – wzięła głęboki oddech – Ruth to moja mama. Ja naprawdę nazywam się Joy Keenan. Moi rodzice zmienili nazwisko i musieli zerwać wszelkie kontakty. Ścigała ich banda bezwzględnych przestępców – patrzyła jak Mily blednie i patrzy z niedowierzaniem.
- Ale jak – nie wiedziała co zrobić podeszła do siostrzenicy i najmocniej jak umiała przytuliła. Płakały obie. Jakiś czas później jak nieco się uspokoiły usiedli wszyscy w salonie.
- O tym kim naprawdę jestem dowiedziałam się w zeszłym roku
- A Ruth, Max, Kyle?
- Mama nie żyje. Tata nie wiem gdzie jest a Russ, tak ma teraz na imię, ukrywa się przed policją zresztą jak ojciec.
Siedzieli i rozmawiali do południa. Bren opowiadała o rodzicach i bracie co wiedziała. A Mily o jej ciotkach i wujku. Bren płakała z radości, nie jest sama na świecie. Ma rodzinę która pamięta i ją, i Russa, i rodziców.
- Chyba musimy wracać bo będą się o nas martwić już prawie 13
- Masz rację. Mily, ciociu – znowu płakały. Jesse zawiózł ich do domu. Przy obiedzie opowiedzieli reszcie o tym co odkryli. Nie umknęło im uwadze jak na siebie spoglądają Cam i Jared. W niedziele Cam wróciła do D.C.
Mily postawiła cała rodzinę na nogi już w kolejny weekend wszyscy byli w L.A. I ściskali odzyskaną siostrzenicę...


Wiem, wiem, że to miał być już koniec ale nie martwcie się już niedługo będzie koniec...
Jak zawsze czekam na opinie

izalys

izalys, chciałam tylko powiedzieć, że bardzo lubię Twoją powieść w odcinkach, bo masz fajne pomysły i wogle ;D
czekam na jeszcze!