PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78067
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Twórczość własna

ocenił(a) serial na 10

Witajcie!
Z racji nie dziłającego tematu pt. Zakończenie5 wrzucę tutaj moją twórczość własną. Zachęcam do zcytania moich wypocin i szczerych komentarzy.
A, że ja lubię romantyczność i rodzinność moje opowiadania będą właśnie w tym stylu.
Życzę miłego czytania

ocenił(a) serial na 10
_nn_

świetne opko. ;)

ocenił(a) serial na 9
izalys

Świetny pomysł i takież wykonanie :):):):):):):):):)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXV

Angela i Jack podpisali jako świadkowie. Nie mogli się oprzeć patrzyli jak dwoje przed chwilą poślubionych pzyjaciół okazuje sobie miłość. Nawet oni nie wiedzieli co Bren zamierza. Przyjęła nazwisko męża. To jest niesamowite. W końcu oderwali się od siebie.
- Chyba powinniśmy już iść - powiedział Seel nadal obejmując ją w pasie.
- Chyba tak. Nie gniewasz się, że tak bez Twojej wiedzy. Nie wiem czy dobrze zrobiłam... kocham Cię i nigdy nie przestanę. A ten papier tego nie zmieni. Dla ciebie to było ważne więc ja chciałam... mam nadzieje, że nie czujesz się przymuszony...
- Kochanie co Ty opowiadasz? Przymuszony? Do czego? Do tego, że spełniło się moje największe marzenie? Że jesteś moją żoną? Z obrączką na palcu i moim nazwiskiem? Nie, nie czuję się przymuszony. Ja czuję się najszczęśliwszym czlowiekiem na ziemi...
- Przepraszam, że przerywam ale chyba powinniśmy jechać na imprezę - powoli sprowadzają ich na ziemię przyjaciele - jest wigilia zaraz wzejdzie pierwsza gwiazada. Czas zasiąść do stołu...
- Tak chodźmy - odpowiedzieli

W instytucie zebrali się wszyscy przyjaciele i rodzina Temp i Bootha. Zadzwoniła do nich i wysłała zaproszenie. Nie wiedziała czy przyjadą. Rozstali się w gniewie. Ojciec wyrzekł się syna. Bała się. Bała się reakcji Seela. Wiedziała, że gryzie go brak porozumienia z rodzicami i bratem.To chyba nie był dobry pomysł. Podszedł do nich Jared - jego brat. Oficer marynarki, komandor. Seel patrzył na niego z niedowierzaniem. Potem zauważył też rodziców. Przyjechali. Tak bardzo pragnął by dzielili jego szczęście. A teraz są tutaj... Nie wiedział co powiedzieć. Jared wykonał pierwszy ruch i już po chwili ściskali się w męskim, bratnim uścisku. Podeszli jego rodzice. Uściskali się wszyscy całą rodziną. Tempe zostawiła ich samych. To chwila dla Niego, jego rodziców i brata. To teraz też moja rodzina - myślała.
- Gratuluję synu. Cieszę się, że znalazłeś tak wspaniałą kobietę - Booth rozejrzał się szukając żony. Siedziała z Parkerem o czymś zaciekle rozmawiali. Podniosła oczy, czuła, że ktoś ją obserwuje.Wstała wzięła Parkera za rękę i podeszłą do męża.
- Mamo, tato, Jared to jest Temp, moja żona i mój syn Parker - przedstawił sowją rodzinę
- Dzień dobry państwu, Jared - wyciągnęła rękę do jego rodziców, mama Seela miała jednak inny sposób powitania synowej mocno ją uściskała potem ojciec a na końcu brat
- Witaj w rodzinie - powiedział ojciec - i dziękuję za zaproszenie. Parka też wyściskali. A Jared zaraz stał sie ukochanym wujkiem.

Wesele trwało w najlepsze. Była już wigilia. Teraz trwała zabawa. Tempe już lekko zmęczona siedziała za stołem razem z mężem. Nieopodal siedzieli jego rodzice z jej tatą. Russ wirował na parkiecie z Amy tak samo jak Angela z Jackiem. Jared zawzięcię zalecał się do Cam. Wszyscy bawili sie znakomicie. Podszedł do nich Sweets
- Piękne wesele dr Brennan - pochwalił Sweets
- Dr Booth Słodki, dr Booth. Przynjamniej teraz już rozumiem twoją głupią gadkę o małżeńskich kłopotach
- Tak, kostka od kopania Wena boli mnie jeszcze dzisiaj. Dr. Booth? No proszę...
- Bez pomocy Cam, Angeli Jacka i Wena nic by nie wyszło...
- Mam coś dla was - wyciągnął kopertę - Parker zostanie z Russem i Amy - otowrzył kopertę były tam dwa bilety lotnicze do Miami. Tygodniowe wczasy
- Sweets nie trzeba było... ale dziękuję. Jakbym cokolwiek wiedział to sam bym o tym pomyślał. Powiedzcie mi jak wam to się udało utrzymać w tajemnicy - zapytał widząc podchodzących do stolika przyjaciół
- Oj, wierz mi nie było łatwo. Zwałszcza, że doktorkowi po jednym piwie rozwiązuje się język...
- Ale to śmieszne było dr Hodgins. Pozwolisz mi zatńczyć ze swoją żoną?
- Jeżeli zechce - popatrzył na Bren siedziała z głową opartą w zagłębieniu jego ramienia i smacznie spała - oj chyba nic z tego przynjamniej na razie. Jest zmęczona, zaniosę ją do gabinetu i zostanę na chwilę. Nie pogniewacie się?
- Jasne, że nie odpocznijcie i wracajcie do nas - odparła Angela. Wziął ją na ręce i zaniósł na kanapę do jej gabinetu. Zdjął marynarkę i położył się razem z nią. Tak dobrze było mu z nią w ramionach. Dzisiejszy dzień był męczący. Ale jaki cudowny. Zrobiła mu niespodziankę jakiej się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczał, że kiedyś zostaną małżeństwem. Nie chciało mu się spać, chciał tylko trzymać ją w ramionach nic innego...
Przyjaciele patrzyli za nimi ze wzruszeniem.
- Zazdroszcze im, tak bardzo im zazdroszcze. Chciałbym żeby ktoś mnie tak kochał choć w połowie jak ona jego. Jak zadzwoniła z tą wiadomością myślałem, że to jakiś żart. Nie mogłem uwierzyć do momentu jak nie zobaczyłem ich w kościele.
- Tak i jakimś cudem udało nam się to utrzymać w tajemnicy. To była dopiero sztuka.
- Jutro wieczorem jadą do Miami, przyjadą dopiero w Nowy Rok. Niech odpoczną. Ona wygląda na wykończoną, wogóle źle wygląda. Oczywiście poza dniem dzisiejszym. Dziś wygląda... brak słów...
Leżał wpatrzony w nią. Powoli budziła się ze snu.
- Znowu zasnęłam?
- Mhm musimy chyba wrócić na salę - podniósł się i pomógł jej wstać - aaaa Słodki chciał z tobą zatańczyć zanim zasnęłaś. Ale najpierw zatańczysz ze mną.
- Z Tobą zawsze - wyszli trzymając się za ręce.

Ps.
Dzięki za miłe komentarze.

izalys

Twoje opowiadanie jest świetne już nie mogę się doczekać kolejnej części:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

ile czesci do czytania. temp i booth malzenstwem no, no jaka niespodzianka super!

Nionia

wow! zajebiaszcze ;p takie słodkie i w ogóle czekam niecierpliwie na cd!! byle szybko ;)

ocenił(a) serial na 10
zweifn

Super opowiadanie. Przepięknie opisałaś wesele.
Czekam na kolejną część:)))

_nn_

Rewelka czekam na kolejne. Pozdro :) Izalys jesteś świetna

daisy18

Izalys ale sie rozpisalas:)
swietnie:)
pzdr:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXVI

Ten ślub i to wesele długo będą jeszcze wspominać i w FBI i w instytucie. Russ i Amy zabrali Parkera. Młodzi pojechali do domu. Jak przystało na pana młodego wniósł swoją wybrankę na rękach. prosto do sypialni...
Polecieli wieczorem. Mieli do dyspozycji dla siebie piękny domek na plaży. Byli tylko oni, plaża i ocean. Odpoczęli przez ten tydzień. Wrócili wypoczęci, opaleni i szczęśliwi. To byłoby tyle jezeli chodzi o ich szczęście, które już niedługo miało być wystawione na próbę...
Teraz gdy byli tak szczęśliwi los szykował się do ataku...

Siedziała w gabinecie wypełniając kolejny raport. Zadzwonił telefon...
- Booth, słucham
- Z dr Brennan można rozmawiać? - odezwała się osoba po drugiej stronie
- To ja, ale ostatnio zmieniłam nazwisko. W czym mogę pomóc
- Dzwonię z kliniki, czy mogłaby pani podjechać do nas jeszcze dzisiaj. Chcemy jeszcze raz pobrać pani krew do analizy. Poprzednia próbka była zabrudzona i nie mogliśmy przeprowadzić badania - powiedziała
- Dzisiaj czemu nie moge być za pół godziny
- Dziękuję, to czekamy - zakończyła rozmowę

- Cam, muszę podjechać do kliniki mogę wyjść na godzinę
- Jasne. Podrzucić Cię?
- Nie fatyguj się wezmę taksówkę bo Booth nie pozwala mi prowadzić.
- Nie ma problemu, nie ma żadnych pilnych spraw. To co jedziemy?
- Tak, dzięki.
Po pół godzinie były na miejscu. Pobrali jej próbkę krwi i mogły wracać. W drodze powrotnej wsątpiły na lunch do knajpki.
- Bren powiedz mi czy Ty spełniasz się w tym co robisz teraz, jesteś szczęśliwa?
- Wiem, że to dziwne ale tak. Nie ukrywam, że brakuje mi pracy ze szczątkami. Pracy w terenie. Wiem jednak, że to dla dobra dziecka i mojego.
- I dla zdrowia psychicznego Seela...
- O tak - dodaje z uśmeichem - ale szczerze to mam dosyć jego nadopiekuńczości. Bokiem mi to wychodzi. Nic nie wolno mi zrobić...
- Słuchaj on się poprostu o ciebie boi
- O dziecko...
- Nie o dziecko o ciebie. Tzn o dziecko też się martwi. Ale to bez ciebie nie byłby w stanie żyć.
- A ja bez niego. Cam ja nie wiedziałam, że jestem zdolna do takiego poświęcenia. Jedźmy już bo mam jeszcze sporo do przepisania
- Ok
Na drugi dzień
- Booth słucham.
- Dzień dobry dzwonię z kliniki. Czy moglibyśmy się umówić na wizytę jeszcze dzisiaj?
- Czy coś się stało?
- Wolałbym z Panią porozmawiać osobiście
- Mogłabym podjechać po pracy o 17:30
- W porządku już zapisałam. W takim razie oczekujemy panią dzisiaj o 17:30

- Słodziutka co się stało - Angela weszła do jej gabinetu i zobaczyła przerażenie w jej oczach
- Nie, nic. Masz coś dla mnie?
- Tak rysunek ostatniej ofiary. Tego młodego chłopaka.
- Wiesz kto to?
- Nie ma go w bazie zaginionych.
- Zeskanuję to i wyślę do Bootha i do Sulleyego. Może coś oni znajdą. Ang pójdziemy jutro na zakupy? Znowu nie mam w czym chodzić. Chyba musze kupić coś co sie rozciągnie, bo w tym tępie to będę miała pełną szafę i nie nadal nie będę miała w czym chodzić
- Czas na wizytę w odpowiedznim sklepie. Ale masz cudny ten bruszek, już taki okrąglutki...
- Już coraz bardziej widać. Dobra wysłane. Kończę pracę i znikam - nie chciała się nikomu przyznać, że wezwali ją do kliniki. Bała się - to na razie
- Booth przyjechał po ciebie?
- Nie jade taksówką. Na razie pa

izalys

Wow, a to ci dopiero. Ciekawe co się stało? Czekam na cd :)) Kombinujesz dziewczyno ;p ( i dobrze)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXVII

W klinice
- Dzień dobry Temprence Booth, byłam umówiona z lekarzem na 17:30
- Dzień dobry proszę do gabinetu - weszła do gabunetu lekarza
- Witam panią i gratuluję zamążpójścia
- Dzień dobry i dziękuję. Pielęgniarka powiedziała, że to pilne, więc jestem. Czy coś się stało?
- Proszę usiąść. Mam wyniki pani badań. Przez pierwsze miesiące była to tylko anemia. Teraz pani wyniki nie są dobre. Niestety podejrzewamy coś gorszego ale do tego potrzebne są dalsze badania.
- Ja...jakie?- pyta zszokowana i pzrestraszona
- Punkcja lędźwiowa...
- Co mi jest?
- Nie mogę powiedzieć napewno...
- Proszę mi powiedzieć
- Prawdopodobnie białaczka... ale nie wiemy jeszcze napewno musimy zrobić punkcję lędźwiową, pobrać szpik do badania. To równie dobrze może być inna choroba... Musimy zrobić jak najszbyciej te badania. Proszę się zgłosić jutrodo nas. Położymy panią na 2 dni i zrobimy wszyskie badania.
Siedziała jak skamieniała. Nie to nei może być prawda...
- Prosze panią słyszała mnie pani? Proszę przyjechać jutro
- Dobrze dziękuję.
Wyszła z gabinetu. Zadzwoniła do męża żeby po mnie przyjechał. Przyjechał wsiadła do samochodu. Zbaczył jej przerażenie w oczach
- Kochanie co się stało?
- Booth zadzwoń do Angeli żeby zabrała Parka na parę dni proszę - dodała z płaczem.
- Skarbie... - popatrzył na nią i wykręcił nr do Angeli. Zgodziła się bez problemu.Pojachali do domu. Weszli na górę nic nie mówiąc. Rozebrali się. Tempe wtuliła się w opiekuńcze ramiona męża i płakała. Płakała z bezsilności.
- Co się stało?
- Muszę iść jutro do szpitala. Na badania... Seel oni... oni myślą, że... oni - płakała wtulona w ramię przerażonego Seela, poczekał az się trochę uspokoi - że mam, że chyba mam białaczkę...

ocenił(a) serial na 10
izalys

Izalys!!! co ja mam zrobic? nie rob nic dzidziusiowi! mam nadzieje ze wszystko bedzie ok! czekam na cedeka!

ocenił(a) serial na 10
Nionia

no nie! czyli bren? oj nie rob mi tego! prosze! czekam na cdk!

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXVIII

Boże, nie wiedział co ma robić jak zareagować. Boże, moja kochana Tempe. Nie to nie może być prawda. Tulił ją do siebie najmocniej jak potrafił. nie wiedział co ma robić, tylko to mu przychodziło na myśl... tylko jego ramiona mogły dać jej ukojenie. A co jeśli... Nie, nie może tak myśleć! Nie może. Wszystko będzie w porządku, musi! Przecież sa tacy szczęśliwi. Los nie moze być tak okrutny... nie teraz jak są bezbronni NIE!!!
- Kochanie wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wszystko się ułoży. Musi...
- Seel pojedziesz jutro ze mną? Proszę... Nie chcę być sama... nie chcę
- Nie będziesz. Będę tam z Tobą nie opuszcze Cię ani na chwilę, obiecuje. Zadzwonię do Sulla żeby się zajął wszystkim wezmę sobie wolne. przejdzeimy przez to razem...
- Kocham Cię - siedzieli na kanapie, Temp zmęczona płaczem i wydarzeniami całego dnia zasnęła. Wziął ją na ręce zaniósł do sypialni, rozbrał najpierw ją a potem siebie. Położył się koło niej i mocno przytulił. Nie mógł zasnąć. Płakał bezgłośnie. Co teraz będzie? Nie przeżyję bez niej. nie potrafię bez niej żyć - takie myśłi kłębiły się w jego głowie. Tulił ją tak mocno. Nie może jej stracić, nie teraz...
Położył rękę na jej brzuchu... Ich dziecko rosło w niej. Nagle poczuł coś pod dłonią, jakiś ruch... Tempe chyba też to poczuła, obudziła się... Położyła swoją rękę na jego. Ich maleństwo daje znak, że żyje. Magiczna chwila. Powinna być jedną z najszczęśliwszych a teraz przesłania ją widmo choroby.
- Seel co teraz będzie... boję się... tak bardzo się boję - płakała.
Jej płacz rodzierał mu serce na tysiące kawałków. Znowu zasnęła zmęczona płączem i strachem...
Obudził się o 7. Powinien wstać zadzwonić do Sulla i do Cam zrobić śniadanie potem pojadą do szpitala. Wstał delikanie żeby jej nie obudzić, niech jeszcze śpi...
- Sully? Cześć muszę wziąść dwa dni wolnego zajmiesz się wszystkim? Dzięki. Nie nic takiego. Dam zanć jak będę coś wiedzieć. Jeszcze raz wielkie dzięki.
Nastawił wodę na herbatę. Wykręcił nr do Cam
- Cześć Cam Tempe nie przyjdzie dzisiaj do pracy, wogóle nie wiem czy jeszcze wróci - stara zachować się spokój ale nie wychodzi mu udawanie, że wszystko jest ok
- Booth co się dzieje?
- Nie wiem Cam, nie wiem ona poprostu nie przyjdzie... - odkłada słuchawkę. Nie umie już być twardy siadł w kącie i pałakał. Płakał jak dziecko, które skrzywdzono. Dlaczego?! Dlaczego ona?!
Trochę później weszła do salonu. Czekało na nią śniadanie i herbata. Popatrzyła na partnera. Z pozoru był spokojny tylko jego oczy zdradzały... były zapłakane... serce krajało jej się na ten widok. To ona była powodem jego zmartwienia. Tak bardzo go kochała. Zrobiłaby wszystko żeby oszczędzić mu tego bólu...
- Wstałaś... - podszedł do niej i mocno ją przytulił - zjedz śniadanie. Ja spakuję trochę rzeczy i pojedziemy
- Dziękuję, że jesteś ze mną
- Nie mógłbym być gdzie indziej... kocham Cię przejdziemy przez to razem... wyzdrowiejesz i wszystko będzie dobrze zobaczysz
- Bardzo chcę w to wierzyć
- To uwierz, bo to prawda. Najprawdziwsza prawda
Zjedli w pełnej napięcia ciszy
- Seel a co z Parkiem?
- Jest z Angelą na razie... Zawiozę potem do niej trochę jego rzeczy...
- Powinien wiedzieć co się dzieje a bynajmniej tak mi się wydaje
- Powiemy mu jak będziemy wiedzieć dobrze?
- W porządku. Zadzwonię do Angeli i możemy jechać.

- Cześć Ange. Jak Parker?
- Hej dobrze. Je śniadanie. Chcesz z nim pogadać?
- Nie chciałam tylko zapytać jak się ma - głos zaczyna jej się łamać - Ange czy może u was zostać parę dni? Seel podrzuciłby Ci potem trochę jego rzeczy
- Pewnie, że może. Bren co się dzieje i nie mów, że nic bo słyszę
- Angela nic naprawdę. Muszę kończyć. Dzięki na razie pa - odłożyła słuchawkę i rozpłąkała się - Seel nie potrafiłam jej powiedzieć
- Już dobrze kochanie, jedziemy?
- Tak

ocenił(a) serial na 10
izalys

Izalys ale skomplikowałaś. Mam nadzieję, że to jednak nie białaczka.
Czekam na następne części:)))
Pozdrawiam:)

_nn_

Pogmatwałaś moja droga :P Zaczynamy akcję? Bosko, czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXIX

W Instytucie
- Angela co się dzieje z Bren i Boothem? - pyta Cam
- Nie mam pojęcia. Poprosili żebym wczoraj zabrała Parkera ze szkoły. Myślałam, że chcą spędzić sami wieczór. Dzisiaj rano zadzwoniła Bren czy mały może u nas zostać parę dni. Cam, jestem prawie pewna, że płakała...
- Rano zadzwonił Booth, że ona nie przyjdzie i, że wogóle chyba nie wróci, był dziwny... Coś się dzieje niedobrego. Dzwoniłam potem do niego i do niej wiele razy ale oboje mają wyłączone telefony. Na domowym nagrałam się chyba z 10 razy...
- Dzieje się coś bardzo niedobrego. Dlaczego się zamknęli - weszli Jack i Wen
- Co się dzieje. W powietrzu coś wisi. Dzwonił Sully i pytał czy coś wiemy. Booth wziął dwa dni wolnego i nikt nic nie wie. Co się do cholery dzieje?
- Nic nie wiemy zadzwonił Booth rano, że Bren nie będzie i tyle...
- U nas zosatwili Parkera. Chyba on nic nie wie...
- Co się tam dzieje? - przyjaciele są zmartwieni.

W klinice
Weszli do budynku. Bren umieścili w pojedynczej sali, przypominajce raczej pokój niż szpitalną salę. Rozpakowała swoją kosmetyczkę. A Booth poszedł się spotkać z lekarzem.
- Dzień dobry Seeley Booth ja w sprawie żony
- Witam, prosze usiąść. Dobrze, że tak szybko sie państwo zdecydowali. Za godzinę wykonamy nakłucie lędźwiowe oraz pobierzemy szpik. Po tym badaniu teoretycznie mogłaby wyjść do domu ale ze względu na ciążę zachowamy środki ostrożności i zostanie do jutra.
- A kiedy będą wyniki?
- Jutro, zanim państwo opuszczą klinikę.
- Czy mogę z nią zostać na noc?
- To zależy od państwa. Jak najbardziej może pan zostać. Wsparcie będzie jej teraz bardzo potrzebne. Proszę do niej iść. Zaraz przyjdzie anastezjolog i zada kilka pytań.
- Dziękuję - wrócił do Tempe. Stała przy oknie. Jest taka piękna - myślał. Podszedł do niej objął ją od tyłu. Wtedy zobaczył jej łzy.
- I jak?
- Zaraz będzie lekarz - właśnie wszedł - o popatrz jest
- Dzeiń dobry państwu. Zadam Pani parę pytań. Czy jest pani na coś uczulona
- Nie
- Czy miała pani już jakieś znieczulenie?
- Tak parę lat temu wycięli mi wyrostek
- Czy miała pani potem jakieś skutki uboczne?
- Nie. A po co pan zadaje te pytania?
- Muszę je zadać zanim podam pni znieczulenie
- Ale ja nie chce znieczulenia
- Prosże panią to jest bolesny zabieg nie obejdzie się bez tego.
- Nie chce znieczulenia. Nie ma mowy. To może zaszkodzić dziecku. Albo bez znieczulenia albo wcale
- Tempe... - zaczął Seel
- Booth nie ma mowy. To zaszkodzi dziecku. Nie odpuszczę. Zrozum, ja nie chcę żeby coś dzidzi się stało.
- Pani jest inteligentna przecież, to bardzo bolesny zabieg. Nie wytrzyma Pani
- Wytrzymam inaczej nie będzie żadnych badań - Booth patrzy na nią z przerażeniem, wie, że jej nie przekona jest uparta.
- Kochanie ale to jest lekarz on wie co robi nic się maleństwu nie stanie.
- Ale może mieć wpływ na Jego rozwój. Nie ma mowy.
- Dobrze skoro pani tak chce. zrobimy bez znieczulenia. Ale jeżeli Pani nie będzie dała rady to przerwiemy dobrze?
- Tak. Wytrzymam.
Pół godziny później. Leżała na boku przytulona do męża. Trzymał ją moco. Musiał pilnować, żeby się nie poruszyła. Plecy posmarowano jej środkiem odkażajacym. Zaczął się zabieg. Lekarz powoli wbił się w skórę nawet nie bolało. Zabolało dopiero jak igła doszła do kośći. Syknęła z bólu.
Tak bardzo bolało, jakby ktoś jej kości rozwiercał od środka. Krzyczała. Jej krzyk był pełen, bólu złości i bezsilności. Seel trzymał ją w ramionach i płakał razem z nią. Cierpieli oboje. Nagle zwiotczała w jego ramionach
- Panie doktorze coś jest nie tak - zaczął krzyczeć - Boże co się jej stało. Niech Pan coś zrobi - lekarz zbadał jej puls, sprawdził źrenice.
- Wszystko w porządku zemdlała. To naturalna obrona organizmu przed bólem. Dla niej i dla dziecka będzie lepiej. Niech tak zostanie. Niech pan ją nadal trzyma. Tak, w pana ramionach czuje się bezpieczna. - płakał z rozpaczy i bezsilności.
Dlaczego ona musi przez to wszystko przechodzić. Jakby nie ja, mogłaby mieć znieczulenie, nie cierpiałaby tak. Boże dlaczego to nas spotyka. Czym na to zasłużliśmy. Co takiego zrobiliśmy, że... Nie mogę tak myśleć, nie mogę... Boże pomóż nam przez to przejść. Pomóż nam.
Zabieg skończył się pomyślnie
- Długo będzie jeszcze spała?
- Nie, powinna zaraz się wybudzić, już z pewnością ją nie boli. Powoli powinna się budzić. O widzi pan? Zostawię was teraz samych. Jakby było coś potrzebne to prosze zadzwonić.
- Już po wszystkim - zwrócił się do ukochanej, pocałował ją - jesteś bardzo dzielna. Kochanie nie rób więcej tak. Nie upieraj się przy swoim.. Nie mogłem... nie potrafię... Twoje łzy... one zabijają mnie od środka. Nie rób tego nigdy więcej. Proszę.
- Booth już po wszystkim. Przeceniłam swoją wytrzymałość. Przepraszam - widzi w jego oczach ból - nie gniewaj się. Ale ja ją tak kocham, że nie pozwolę żeby coś się jej stało
- A jednak przyznajesz, że to będzie dziewczynka - uśmiecha się przez łzy - prześpij się trochę, odpocznij. Ja będę tutaj cały czas.
- Musisz zawieść rzeczy dla Parkera. Jedź ja się prześpię.
- Dobrze, przyjadę szybko, nawet nie zauważysz mojej nieobecności. Tempe, co mam powiedzieć Angeli, Cam i całej reszcie?
- Nie wiem. Nie chcę ich martwić niepotrzebnie...
- Ale oni chcieliby wiedzieć. Są naszymi przyajciółmi
- Powiedz im, poproś żeby nie przyjeżdżali to nie ma sensu. Poproś żeby zajęli się Parkerem. Nie chcę żeby oglądał mnie w takim stanie.
- Poproszę. Poczekam aż zaśniesz i pójdę - usiadł na łóżku trzymał ją za rękę. Drugą ręką gładził ją po głowie i policzku. Aż nie zasnęła.
Żal rodzierał mu serce. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Jest bezsilny. Nie potrafi sobie poradzić z bezsilnąścią. On zawsze nad wszystkim panował. A teraz nic nie może zrobić tylko czekać... Poejchał do domu. Spakował trochę rzeczy dla Parka i pojechał do instytutu. Nie miał siły się z nimi spotkać. Nie wiedział jak wytłumaczyć co powiedzieć. Nie umie... potrzebuje ich wsparcia a jednocześnie nie potrafi im powiedzieć. Zostawił torbę ochronirzowi, poprosił żeby dał Angeli i wrócił do żony...

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXX

- Pani Montenegro - zawołał ochroniarz - Dyrektor Booth zostawił to dla Pani, prosił żeby przekazać
- Dzięki. Zaczekaj - zawołała - dlaczego nie wszedł?
- Nie wiem ale nie wyglądał na szczęsliewgo. To nie moja sprawa ale na moje oko to albo ma na coś uczulenie albo płakał
- Dzięki -odszedł. Angela weszła na platformę byli tam wszyscy - to przestaje być śmieszne. Zobaczcie co zrobił Booth. Zostawił rzeczy dla syna u ochrony. Nawet nie wszedł. Tam się coś dzieje. Przeraża mnie to...
- Nadal nie odbierają. Angela i Jack weźcie samochód jedźxie pod ich dom. Coś nie dobrego się dzieje.
- Tam ich napewno nie ma. Jak chcieli zniknąć to napewno nie ma ich w domu.
- No tak. Nie mam pomysłu gdzie mogą być.
To wszystko przerażało przyjaciół, nie wiedzieli co o tym myśleć...

W klinice
Wszedł po cichu do pokoju. Spała. To dobrze, sen jest najlepszym lekarstwem. Położył się na lóżku obok niej. Instynktownie się do neigo przytuliła. Objął ją ramionami, kładąc rękę na brzuchu. Nie mógł spać, ale musiał trzymać ją w ramionach... musiał czuć jej ciepło...
Weszła pielęgniarka.
- Panie Booth, przepraszam ale dzwoni pani Montenegro i chce pilnie z panem albo z żoną rozmawiać - popatrzył na zegarek, była godz. 20:30. Musiał w końcu zasnąć Tempe nadal spała. Delikatnie wstał i wyszedł na zewnątrz.
- Angela dzwoni? Już idę. Dziękuję - podszedł do aparatu - Cześć Angela
- Booth do jasnej cholery co wy tam robicie? Co się dzieje? My tu umieramy prawie na zawał. Zamartwiamy się. Zaraz z Tobą pogadam ale najpierw porozmawiaj z synem. Parker tata dzwoni.
- Tatuś?
- Hej mały co tam słychać? Jak było dzisiaj w szkole? Grzeczny jesteś? - mały cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania
- Tato a czy Wy jutro przyjdziecie na przedstawienie? - zapytał. Przez to wszystko zapomniał o przedstawieniu syna
- Jasne, że będziemy. Przecież obiecaliśmy
- Bo Ange mówiła, że musieliście pilnie wyjechać i nie wiadomo kiedy wrócicie
- Angela mówi prawdę. Ale na przedstawienie napewno przyjedziemy. A teraz mykaj do spania i bądź grzeczny. Dasz mi Angelę?
- Nie ma jej poszła pościelić mi łóżko może być Jack?
- Pewnie, daj go. Cześć Jack
- Cześć Booth. Co do jasnej cholery się z Wami dzieje? Dzwoniliśmy chyba we wszystkie możliwe miejsca. Nikt nic nei wie poza tym, że zaadliscie się pod ziemię. Booth Co się do jasnej cholery dzieje - Hedginsowi puszczają nerwy.
- Jack to nie tak...
- To jak? A co wogóle robicie w klinice?
- Bren ma badania. Musi zostać na noc a ja zną zostałem. Ona teraz śpi - słyszy jak przyjaciel włącza na glośnomówiący - przepraszam, że was wystraszyliśmy
- Nie smol głupot, że nic się nie dzieje. Powiedz prawde
- Angela to nie rozmowa na telefon. Nie mogę się z wami spotkać bo nie zostawie jej samej. A ona nie chce nikogo widzieć...
- Powiedz słowo a będziemy tam za pół godziny...
- Naprawdę nie trzeba. Ona śpi, jest zmęczona i słaba po zabiegu...
- Po jakim zabiegu. Booth???!!!
- Angela to nie rozmowa na telefon...
- Będę tam za pół godziny
- Proszę nie przyjeżdżaj. Ona nie chce nikogo widzieć. Uszanujcie to. Tylko o tyle proszę
- Dobrze. Ale przyjedziemy z samego rana. Trzymajcie się uściskaj ją od nas - przerwał kłótnię Jack i odłożył sluchawkę
- Angela tam dzieje się coś nie dobrego ale musimy im pozwolić żeby sami nam powiedzieli. Nie możemy naciskać. Pojedziemy tam rano. Może coś powiedzą.
Poszli spać

Wrócił do Bren. Nie spała
- Boli cię? - zapytał
- Już prawie wcale - odpowiedziała
- Bren nie powiedziałem im nie potrafiłem. Angela nas znalazła. Przyjadą z samego rana...
- Dziwne, że ich tu teraz nie ma - uśmiechnęła się słabo - Pamiętasz, że jutro jest przedstawienie Parka w szkole
- Tak. Dasz radę pójść?
- Tak, nie mogę go zawieść...

ocenił(a) serial na 10
izalys

Biedni Temp i Seley. Ale Brennam jest uparta, ale jej się nie dziwię, bo ona chciała dobra maleństwa.
Czekam na kolejne:):)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXXI

- Booth daj mi telefon. Zadzwonię do Angeli – podał jej telefon. Wykręciła do przyjaciółki
- Ange…
- Bren kochana, co się dzieje? Dlaczego jesteś w klinice?
- Angela to nie rozmowa na telefon. Słuchaj nie przyjeżdżajcie rano, to nie ma sensu.
- Słodziutka nie denerwuj mnie bardzo Cię proszę
- Ange posłuchaj. Rano będę miała jeszcze jakieś badania. Potem spotkanie z lekarzem a o 12 jest przedstawienie u Parka w szkole. Nie będzie czasu nawet na rozmowę. Po szkole przyjedziemy do instytutu i wszystko wyjaśnimy. Proszę Ang zrozum mnie…
- Temp… ok., ale pamiętaj jak się nie pojawisz to znajdę cię.
- Przyjedziemy na pewno.
Rano pierwszy obudził się Seel. Leżał jeszcze chwilkę. Weszła pielęgniarka.
- Dzień dobry za chwilę będzie u Państwa lekarz. Może pan już obudzić żonę.
- Dziękuję – wyszła z Sali – Tempe, kochanie obudź się zaraz będzie tu lekarz. Śpiochu wstawaj – powoli otworzyła oczy, przeciągnęła się i usiadła.
- Głodna jestem – odezwała się
- Pewnie będziemy musieli z tym zaczekać – w tym momencie wszedł lekarz – panie doktorze są już wyniki?
- Tak. Nie mam dobrych wiadomości. Tak jak podejrzewaliśmy białaczka limfatyczna. Początkowe stadium
- Boże – siedzieli jak skamieniali nie wiedząc, co zrobić. Właściwie spodziewali się tego, mimo wszystko… Booth ściskał mocno jej rękę
- Pocieszające jest to, że to początkowe stadium.
- Czyli da się wyleczyć?
- W 95% tak. Na początek zaczniemy od naświetlań, jak nie pomogą to dołączymy chemię, ostatecznością jest przeszczep, czy pani ma rodzeństwo?
- Tak brata
- Dobrze by było jakby na wszelki wypadek się przebadał. Im szybciej zaczniemy leczenie tym lepiej, ale za nim zaczniemy naświetlania muszą państwo
- Nie ma mowy – odezwała się Tempe – nie zrobię tego
- Proszę panią to jedyne wyjście, za parę miesięcy może być za późno
- Nie zgadzam się. Nie przekona mnie pan…
- O czym wy w ogóle mówicie? Temp? Jak to nie godzisz się na leczenie? Co to ma znaczyć?
- Booth on mówi, że zanim zaczną naświetlanie muszą usunąć dziecko. Nie pozwolę na to!
- Jak to usunąć?
- Maleństwo i tak nie przeżyłoby naświetlań o chemioterapii nie wspominając.
- Nie zgadzam się panie doktorze. Leczenie może zaczekać aż małe się urodzi. – odparła stanowczo Bren
- A czy pani pomyślała, że dziecko może się potem wychowywać bez matki?
- Będzie miało wspaniałego ojca…
- Zostawię was samych przedyskutujcie to – lekarz wyszedł. Booth nadal zbyt zszokowany żeby coś powiedzieć siedzi jak skamieniały
- Tempe, ale ja nie pozwolę żeby coś Ci się stało. Nie przeżyję bez ciebie. Nie rozumiesz?
- Booth ja nie zabije własnego dziecka. Nie mogłabym…
- Tempe potem będziemy mieć jeszcze dzieci. Teraz Ty jesteś najważniejsza.
- Seel potem nie będzie dzieci naświetlanie i chemia znaczy tyle, że potem będę bezpłodna.
Zapadło pełne napięcia milczenie. Boże to jakiś koszmar, chcę się obudzić. To nie może być prawda. Nie może być! – myśli Booth to nie dzieje się naprawdę. Uczestniczę w jakiejś kiepskiej farsie. Nie ma jednak najmniejszej wątpliwości, kogo wybierze
- Kochanie nie rozumiesz, że Ty jesteś dla mnie najważniejsza?
- A dla mnie Ty. Seel zrozum, ja kocham maleńką i Ty ją kochasz. Nie mogłabym zabić części nas samych – wzięła jego rękę położyła na brzuchu – czujesz ona żyje i już się domaga naszej miłości – małe jak na zawołanie kopnęło kilka razy – nie mogę…
- A jeśli nie zdążymy? Jeśli mała nigdy nie pozna matki – mówi a jego głos jest pełen bólu nie może dłużej udawać… zaczął płakać to ponad jego siły. Jak ma wybrać miedzy ukochaną kobietą a dzieckiem… - Tempe ja nie wiem co robić. Jeśli miałbym wybierać; dla mnie wybór jest prosty. Kocham naszą córeczkę, ale bez ciebie jestem nikim, nie potrafię bez ciebie żyć…
- Nie wiem Booth, nie wiem… zbierajmy się. Podjedziemy do domu przebierzemy się i pójdziemy do szkoły. To nasz syn on nie powinien… my nie powinniśmy go zawieść. Nie wolno nam
- Tak jedźmy – zebrali rzeczy i wyszli. Booth poszedł jeszcze do lekarza i powiedział, że na razie nie podjęli ostatecznej decyzji. W domu wziął ją w ramiona i tulił mocno do siebie.
- Kochaj mnie – wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Kochali się w pośpiechu jakby zaraz miał być koniec świata. Potem patrzył na nią z troską.
- Przepraszam, mam nadzieję, że nie zrobiłem Ci krzywdy
- Nie, właśnie tego potrzebowałam. Chodźmy pod prysznic…


Postaram się wrzucić jeszcze coś wieczorem.
jak zawsze czekam na opinie

ocenił(a) serial na 10
izalys

Mam nadzieję, że Temperance wyzdrowieje. Jestem ciekawa jaką decyzję podejmą.
Dodaj kolejną część jeszcze dzisiaj:)

izalys

Uwielbiam twoje opowiadanie,czekam na kolejną część:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

super opowiadanie ;) czekam na wicej.

ocenił(a) serial na 10
izalys

Nie bylo mnie jeden dzien a tu tyle do czytania! mam nadzieje ze Bren wyzdrowieje i ze z dzidziusiem wszystko bedzie ok i oczywiscie ze B&b beda szczesliwi! czekam na cedeka!

Nionia

Izalys czekam na kolejne czesi:)
super opowiadanka:)
pisz pisz:)

Nionia

Jaaa... szok! Mam nadzieję, że się ułoży :) Czekam na cd ( Miał być wieczorkiem a jest 21!)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXXII

- Gotowa?
- Tak jedźmy
Dojechali na miejsce. Prawie na samym końcu. Weszli do szkoły mały już nie mógł sie doczekać. Podbiegł do nich
- No wreszcie już myślałem, że nie przyjedziecie
- No co Ty nie moglibyśmy przegapić tego przedstawienia - odparła Bren. Bolą ją plecy ale nie może zawieść małego. Zaprowadził ich na miejsca. Każdy z rodziców miał przydzielone swoje miejsca. Oni dostali miejsca w pierwszym rzędzie. Usiedli a mały poszedł za kulisy. Przedsatawienie było zabawne i było kilka wpadek ale jak na takich młodych aktorów przedstawienie było świetne. Po zakończeniu zebrali się w auli na małym poczęstunku. Siedzieli na krzesłach pod ścianą. Bren dokuczał ból, z uśmiechem na twarzy patrzyła na dzieci biegające wokoło. Była dumna z tego malca. Może kiedyś powie do niej "mamo"
- Zmęczona - zwrócił się do żony
- Tak, ale dajmy się mu wyszaleć. Zasłużył na to. Był świetny. Dopóki się nie ruszam jest dobrze.
- Doktor Brennan? To naprawdę pani? Przeczytałam wszystkie pani książki są świetne.
- Tak to ja. Dziękuję - i zaczęło się zaraz przyszły następne osoby. I Brennan nie mogła się odpędzić od ludzi. Po godzinie Towarzystwo zaczęło się rozchodzić do domów. Zabrali Parkera, podziękowali wychowawcy i poszli do auta. Parker skakał koło nich podekscytowany. Może to i dobrze bo nie zauważył, ze tata prawie niesie na rękach, zwijającą się z bólu Bren. To było za dużo. Ból pleców powrócił. W aucie mały zmęczony szybko zasnął. Zawieźli go do Rosy.
- Seel nie dam rady jechać do instytutu. Boli mnie nie mogę, nie dam rady - zamknęła oczy zobaczył ślady łez na policzkach. Musi ją bardzo boleć. Wykręcił do Cam, dał na głośnowmówiący
- No hej gdzie jesteście, za ile będziecie?
- Cam nie przyjedziemy...
- Booth co się tam dzieje? Przecież my chcemy wam pomóc.
- Dzięki Cam za troskę to moja wina. Nie jestem w stanie przyjechać - ból nie pozwala jej więcej powiedzieć - Cam przepraszam. Ale wiesz co wy możecie przyjechać do nas. Odpocznę trochę i pogadamy.
- To będziemy za godzinę.
Wniósł ją na górę. Rozebrał i położył. Zasnęła, wycieńczona bólem fizycznym i psychicznym...

Cam weszła na platformę.
- Nie przyjadą. Ale my możemy do nich jechać. Powiedziałam, że będziemy za godzinę. Z bren jest źle, płakała jestem tego niemal pewna, że płakała.
- Nie podoba mi się to... - dopowiada Jack
- Jedźmy, proszę bo ja nie wytrzymam z nerwów. Przeraża mnie to - dodaje Angela
Po pół godzinie byli u nich w domu
- Wejdźcie proszę - wpuścił ich do środka Booth - napijecie się czegoś?
- Sory Booth ale mów co się dzieje nie sil się na uprzejmości.
- Siadajcie - usiedli - no więc. Nie wiem jak wam to powiedzieć...
- Najlepiej wprost
- Bones ma białaczkę...

Piszę kolejną część może ukaże się jeszcze dzisiaj w nocy:)
Cieszę się, że się podoba

izalys

NIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
zalamka:(
<smutna>

BonesBooth

omg nie!!!
bialaczka, a juz myslalm,ze to nie prawda:(
czekam na kolejna czesc

Inesita84

Czemu w polskim jest tak mało przymiotników, które oddają genialność twojego dzieła? Boże, polski jest dziwny, zwłaszcza pod względem gramatycznym... Dobrze, że mój ojczysty nie jest tak skomplikowany ;p Co tu dużo mówić? Cud, wschód i pełen słodyczy miód xD

zweifn

izalys pisz cdk
czekam
oby byla to pomylka

ocenił(a) serial na 10
izalys

Dzięki za miłe komentarze motywują do dlaszego pisania...

XXXIII

Chyba tylko powiedzenie im, że zaraz będzie koniec świata wywołałoby podobny skutek. Przeżyli szok.
- To nie możliwe! Nie ona! Taka silna kobieta. To jakiś koszmar
- Wierz mi Angela, chciałbym żeby był to koszmarny sen z którego się obudzę. Ale niestety nie jest - jest załamay. Przed żoną musi zachować resztki samokontroli. Przed nimi już nie potrafi... nie ma siły. To w końcu przyjaciele
- Przeszła już biopsje szpiku i płynu? - przeszła do rzeczy Cam, jako lekarz co nie co o tym wie
- Tak wczoraj, dzisiaj były wyniki. To juz potwierdzone. Nie chcieliśmy was martwić nie mając pewności... dlatego ta zwłoka... Teraz śpi, sen jest najlepszym lekarstwem na ból...
- Booth jest wiele środków które można zażywać w czasie ciąży.
- Tak, lekarz proponował ale się nie zgodziła. Nawet na znieczulenie podczas zabiegu się nie zgodziła.
- Na żywca pobierali jej szpik? Czy ona zwariowała?
- Nie dała sobie wytłumaczyć. Ustąpiliśmy, ale ten krzyk będzie mnie prześladować jeszce bardzo długo. Boże jak ona cierpiała...
- Kiedy zaczyna leczenie?
- Nie wiem
- Jak to nie wiesz? Im szybciej tym lepiej. Jak jest zaawansowana choroba?
- Początkowe stadium. Lekarz powiedział, że... że żeby zacząć naświetlanie... muszą... - słowa grzężną mu w gardle - muszą usunąć dzieciątko... nie zgodziła się nie chce o tym słyszeć
- O Boże - nie wiedzą co robić jak im pomóc - Seel jak możemy wam pomóc
- Nie wiem, mała jest coraz większa i silniejsza. Wczoraj pierwszy raz ją poczuliśmy - płacze, łzy przynoszą znikome ukojenie - ona nie chce słyszeć o tym... A ja nie potrafię bez niej żyć. Kocham dzidzię ale bez Bren moje życie nie ma sensu. Równie dobrze mogliby mnie zabić... Nie mam pojęcia jak ją przekonać. Dla mnie wybór jest prosty jeżeli mam wybierać wybieram Tempe. Ale ona chce inaczej... Jak ją przeknać?
- Nie przekonasz jej. To matka. Dla niej najważniejsze jest dziecko... Powiedz jak wam pomóc? Zrobimy wszystko...
- Ja muszę pracować ale jakby ktoś z was mógł tu jutro przyjechać...
- Ja biorę pierwszą zmianę - zgłąsza się Wen
- Ja drugą - odzywa się Angela
- A ja ułożę grafik. Zawsze ktoś będzie przy niej. Wiemy, że musisz pracować... A co z synem?
- Zaraz po niego jadę jest z Rosą. Musimy mu coś pwoiedzieć. Na razie myśli, że Bren nadwyrężyła sobie plecy i ja bolą...
- Jakby co to możesz ją przywieść do nas o każdej porze dnia i nocy - zapewnia Jack
- Dziękuję wam za wszystko.
- A co oprócz naświtlania?
- Chemia, a jak to nie pomoże to przeszczep. W sobotę pojedziemy do Russa. Jako brat ma największe szanse być dawcą o ile się zgodzi.
- Kocha ją więc nie powinno być problemu. Dla niego to nie będzie ani bolesne ani niebezpieczne. Oby tylko była zgodność...
- Tak. zostaniecie jeszcze chwilę? Ja podjadę po Parka?
- Pewnie. Zajrze do niej
- Ang tylko jej nie budź jak będzie spała.
- Pewnie
Trochę później wrócił z synem do domu. Przyjaciele pojechali już do siebie. Dał małemu kolację, położył spać. Poszedł pod prysznic. Wszedł do sypialni. przytulił ją do siebie. Nie spała
- Booth ja słyszałam waszą rozmowę. Ale nie miałam siły wstać. Znalazłam rozwiązanie.
- Jakie?
- Będę pod stałą opieką lekarza to już 5 miesiąc za jakieś dwa miesiące mała będzie zdolna żeby przeżyć. Jak będzie źle to urodzę w 7 miesiącu. Postaram się dotrzymać jak najdłużej żeby miała szanse przeżyć. Wiem, że mnie kochasz. Pewnie na twoim miejscu zareagowałabym tak samo. Rozumiem Cię. Ale posatraj się zrozumieć mnie - bierze jego dłoń kładzie na brzuchu - ono żyje i chce żyć. Dajmy jej albo jemu sznasę ...

izalys

Aż się łezka w oku kręci :( Oby wszystko było dobrze! Czekam niecierpliwie na cd! :)

zweifn

oj jakas nutka nadzieji:)
czekam na cedeka:)
super:)
wierze, ze bedzie oki:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

Najbardziej wzruszajace momenty jak B&B mówia o dziecku i trzymaja rece na brzuchu! strasznie chce mi sie plakac. czekam na cedeka!

ocenił(a) serial na 10
Nionia

Wzruszające opowiadanie. Oby szczęśliwie się skończyło.
Czekam na następną część:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXXIV

Nie spał całą noc. Trzymał ją w ramionach. Co ma jej odpowiedzieć?
A jak to nie zadziała? Jak ona... nie mogę tak myśleć... To jedyne wyjście. Na co innego się nie zgodzi. Małe jest dla niej bardzo ważne. Kocha je tak bardzo. Zabiecie maleństwa zabiłoby i ją. Nie mogę inaczej. Muszę się na to zgodzić...
Obudziła się czując wzrok męża na sobie. Plecy nadal bolały ale już dużo mniej. Obruciła się delikatnie w jego ramionach...
- Zgadzam się, zróbmy tak jak chcesz. Ale...
- Jesteś kochany wiesz?
- Ale jak się tobie pogorszy i jak ja będę miał wybierać to musisz wiedzieć, że...
- Wiem, wiem kochanie ja pewnie zrobiłabym tak samo. Proszę tylko żebyś był przy mnie i mnie kochał...
- Tak będzie zawsze. Nie umiem inaczej... - pocałował ją - muszę wstać. Jadę do pracy. Dzisiaj Wen będzie z Tobą. Jutro Angela, zawsze ktoś z Tobą będzie
- Dobrze, jezeli Ty będziesz spokojniejszy to chyba nie mam wyjścia... Jak mi przejdzie to wrócę do instytutu
- Bren...
- Seel musimy żyć w miarę normalnie. Proszę... Jak tylko źle się poczuję będę wracać do domu. Obiecuję...
- Zobaczymy jak przejdzie ból pleców dobrze?
- Kocham Cię... będzie dobrze musi być. Musimy powiedzieć coś Parkerowi.
- Tak powinniśmy
- Może nie niepokojmy go niepotrzebnie? Może niech na razie myśli... Że to przez ciążę będzie dla niego najlepiej, tak mi sę wydaje, powinniśmy go chronić to tylko mały chłopiec
- Dziękuję, że mnie rozumiesz...
- Kocham go nie mniej niż nasze dziecko, nie mogłabym inaczej
Do sypilni wszedł Parker.
- Wstajemy?
- Tak już Ci zrobię śniadanie - powoli podniosła się z łóżka bardzo delikatnie - idź do łazienki
- Dalej Cię bolą plecy?
- Tak, przesadziłam trochę. Szybko mi przejdzie. Do końca tygodnia zostanę w domu, będę pracować tutaj... może być?
- Pewnie, ale super! - wybiegł z pokoju
- To ja idę pod prysznic. Jak nie dasz rady to ja zrobię...
- Nie, muszę wykonywać normalne czynności bo się rozleniwię
- Z Tobą i tak nie wygram
- Dokładnie, mądry chłopak.

Przed 8 do drzwi zapukał Wen
- Cześć wejdź, o matko a Ty całą bibliotekę wziołeś ze sobą?
- Nie, tylko piszę doktorat. Będę sie uczył
- Chyba, że tak. Pilnuj jej ma sie nie przemęczać. I nie pozwól jej na żadne szaleństwa
- Przypilnuję ją napewno.
- Parker idziemy! - wyszli
- Zrób sobie kawę jak masz ochotę. Tam jest kuchnia czuj się jak u siebie. O rety, Booth miał rację mała bibioteka.
- Będę mógł trochę popracować nad doktoratem?
- Pewnie, że tak. Ale po co przepisywać skoro można to znaleść w necie. Wystarczy wkleić...
- Wiem ale ja nie mam kompa a tym bardziej internetu. Chciałem kupić na raty, nie dali mi za krótko pracuję. musże poczekać
- Chwilę, chwilę, piszesz to wszystko na papierze?
- A potem w pracy po godzinach przepisuję.
- Czemu nic nie powiedziałeś? Dam ci mój laptop.
- Nie, nie chcę...
- Spokojnie, nie dam ci mojego którego używam. Tylko stary który leży w szafie nieużywany. Jest stary i wolny ale do pisania pracy będzie dobry. Kup sobie tylko bezprzewodowy internet i będziesz miał. Co Ty na to?
- Napewno leży neiużywany?
- Tak podejdź do komody w drugiej szufladzie w torbie jest ten laptop. Weź go i możesz już zacząć pomogę Ci jak chcesz
- Jeżeli to pani nie sprawi problemu to chętnie skorzystam z laptopa. Ale nie chcę nic za darmo. Zapytam ile taki mógłby kosztować i zapłacę dobrze?
- No dobrze
Całe do południa spędzili na pisaniu pracy. Bren doradzała Wenowi. W porze obiadowej ktoś zapukał do drzwi
- A to moja siostra. Ja jestem kiepskim kucharzem. A pani ma się nie przemęczać wiec moja siostra ugotowała coś i przyniosła.
- Ale nie trzeba było przecież możan coś zamówić...
- To nei problem. Zwłaszcza, że nie może się doczekać spotkania z panią. Pewnie wzięła książkę do podpisania...
- Ok, ok wpuść ją może - uśmiecha się
Jego siostra to przesympatyczna 16 latka. Bardzo inteligentna. Pełna wigoru i ciekawa świata. Na widok laptopa zaświeciły się jej oczy. Zjedli obiad w przyjemnej atmosferze. plecy znowu dały znać o sobie.
- Ja się położę ok?
- Zadzwonić do Bootha?
- Nie ma potrzeby. Posiedźcie sobie. Booth będzie po 17
- Ok
Weszła do sypialni. Plecy przypomniały o sobie. Położyła się na boku, szybko zasnęła. Po 17 do mieszkania wszedł Booth. Wen siedział i pisał pracę. Jego siostra dawno poszła do domu.
- Gdzie Bren?
- Położyła się. Bolały ją plecy. Zaglądałem tam niedawno spokojnie spała
- Dzięki. Co robiliście?
- Pomagała mi pisać pracę. Pożyczyła mi laptopa. Booth powiedz jej że chcę za niego zapłacić.
- Za ten co leżał w komodzie? Wart jest jakieść 200 dolców. Nie wierzysz to sprawdź.
- Dobra ja lecę do domu. Jutro przyjdzie Angela.
- Dzięki.

ocenił(a) serial na 10
izalys

super! caly czas tak jakos smutno ale podoba mi sie takie opowiadanie mam jednak nadzieje ze wszystko bedzie ok. czekam na cedeka!

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXXV

Angela było u nich punktualnie o 8
- Cześć jak minęła noc
- Spokojnie. Uważaj na nią. I dzwoń jakby coś. Parker idziemy! - wyszli
- No słodziutka co mamy dzisiaj w planie?
- Zakupy
- Żartujesz prawda? Nie możesz się przemęczać
- Angela ja już nie mam w czym chodzić. Muszę coś sobie kupić i zacząć rozglądać za rzeczmi dla dziecka
- Dzisiaj tylko zakupy dla ciebie ok? I tak mi się dostanie za to, że wogóle pozwalam ci wychodzić. Ale najpierw śniadanie
Przedpołudnie spędziły na chodzeniu po sklepach. Zjadły lunch w knajpie i wróciły do domu.
- Wykonałyśmy kawał dobrej roboty. Bren powiedz mi jak Ty się czujesz?
- Dobrze plecy prawie wcale nie bolą. Już mi przeszło
- Nie o to mi chodziło...
- Ang... ja umieram jak mam się czuć powiedz mi jak - berwy puszczają - jak czuje się człowiek, który umiera? Chcesz wiedzieć jak? Ok powiem Ci jak ktoś skończony, przegrany, oszukany i odarty ze złudzeń - zaczyna płakać - odarty ze wszystkiego z radości, ze szczęścia. Pozbawiony nadziei. Tak sie czuję. Moje dziecko nie zobaczy nigdy matki, nie powiem mu jak bardzo go kocham, nie zobaczę jak stawia pierwsze kroki, jak wymawia pierwsze słowo. To będzie "mama" a może "tata". Ominie mnie wszystko. A najgorsze jest to, że wiem jak się będzie czuło. Ja też zostałam sama. Przez lata borykałam się, potrzebowałam, łaknęłam matczynej miłości. I moje dziecko będzie czuło to samo. To ponad moje siły - jej głos jest przepełniony bólem, rozapczą skrywanym płaczem, który teraz wybucha - a Booth? Kocha mnie wiem o tym. A ja go opuszczę. Zostawię samego, porzucę. Będzie się czuł podle. Oszukany, zdradzony. Obiecałm, przysięgłam mu, że zawsze będziemy razem. Czy "zawsze" to jest parę miesięcy? Miesięcy przepełnionych strachem o to co nieuniknione. Strachem przed śmiercią, moją śmiercią? - Angela płacze razem z nią - Parker stracił już jedną matkę, porzuciła go. I ja znowu go skrzywdzę. Porzucę. Poraz kolejny zostanie zdradzony. Angela, tak właśnie się czuję. PODLE! PODLE bo skrzywdzę ludzi, których kocham ponad swoje własne życie - jej płacz rozdziera serce
- Przepraszam, przepraszam cię za to głupie pytanie... - Bren płakała wtulona w ramiona przyajciółki.
- To ja przepraszam, pójdę się położyć... - poszła do sypialni.

W sobotę rano pojechali do Russa
- Cześć wchodźcie dawno was u nas nie było - przywitali się
Po obiedzie usiedli do z kawą w ręku, w salonie. Dzieci bawiły się na górze w pokoju.
- Russ mam do ciebie prośbę, trochę nietypową ... - nie wie jak powiedzieć
- Russ - odzywa się Booth - czy mógłbyś się poddać badaniom na zgodność tkankową?
- Co sie dzieje? Po co te badania?
- Russ, ja jestem chora. Mam białaczkę... - jej głos przechodzi w szloch
- Tempe - Russ podszedł do siostry - nie musisz prosić, powiedz tylko gdzie mam się zgłosić - przytula ją i sam zaczyna płakać.
- Parker nic nie wie i niech tak zostanie... na razie
- A co z dzieckiem? - pyta Amy
- Jest bezpieczne. jak tylko się urodzi zacznę lecznie
- Powinnaś już teraz
- Nie bo to zaszkodzi dziecku
- Booth i ty możesz tego słuchać? Przecież to szaleństwo
- Wiem ale nie przekonam jej
- Tempe nie możesz, jesteś moją siostrą nie chcę cię stracić
- A ja nie pozwolę zrobić krzywdy mojemu dziecku!!! - wzięła kurtkę i wyszła. Brat poszedł za nią.
- Amy nie przekonam jej, nikt nie przekona...
- A ja ją rozumiem. Rozumiem bo sama jestem matką. Nosiłam pod sercem moje maleństwa. I za nic w świecie nei dałabym ich skrzywdzić.



Czekam na opinię

izalys

opko super, choc smutne,
ale czekam na szczescie,
na ktore cala trojka zasluguje:)

Inesita84

Smutne, ale ma swój niepowtarzalny urok :) Standardowo czekam na ciąg dalszy :)

izalys

Wow kobieto,ale ty masz talent! Tak słodziusieńko! Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze :) Napisz jak najszybciej! :))

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXXVI

Russ przeszedł pozytywnie badania. Jeżeli będzie taka potrzeba może być dawcą. Bren była cały czas pod stała opieką lekarzy. Maleństwo rosło. Była już w końcówce 7 miesiąca. Czuła się ogólnie dobrze. Była osłabiona ale dawała radę. Co tydzień chodziła na badania. Dużo odpoczywała i spała. Od 2 tygodni nie chodziła do instytutu. Booth martwił się szalenie. Przy niej zachowywał twarz. Jak zostawał sam, nie potrafił opanować rozpaczy. W biurze nikt nie wiedział co się dzieje. Myśleli, że się zamartwia z powodu ciąży. Tak było lepiej nie chciał litości. Wiedzieli tylko przyjaciele z instytutu, Russ i Amy. Max wpadł w szał jak się dowiedział. Zresztą nie ma co mu sie dziwić, to jego córka. Każdego dnia wracał do domu bojąc się co zastanie. Zmizerniał, wyglądał jak cień człowieka.

W instytucie
- Nie zniosę tego napięcia dłużej. Ta myśl...
- Wen my nie możemy się załamać. Oni nas potrzebują.
- Wiem... Ja nie wiem jak oni to wytrzymują.
- Nie wytrzymują - dodała Cam - popatrz na Bootha. Wygląda jak żywy trup. Ubranie na nim wisi. Schudł, jego oczy straciły blask. Odzyskują blask tylko jak ona jest w pobliżu. Boże dopomóż im... - na platformę wszedł Booth - hej co tam?
- Cześć macie coś dla mnie? - pyta
- A od kiedy to sam dyrektor przychodzi pyatć o ofiarę - prubuje żartować Wen. Booth siada na krześle.
- Nie mogę wysiedzieć za biurkiem... Ja już nie wytrzymuję... Nie potrafię... - załamał się. Przyjaciele otoczyli go z troską - przepraszam...
- Nie przepraszaj. Od tego są przyjaciele - dodała Angela. Zadzwonił telefon Angeli. Wyszła żeby odebrać.
- Angela jade z Bren do kliniki. nie mogę się dodzwonić do Seela, włacza się sekretarka...
- Jest u nas co się dzieje?
- Traci co chwilę przytomność. Zamiast czekać na karetkę wsadziłem ją do auta i już prawie dojechałem
- Zaraz tam będziemy
- Ja już podjechałem na razie - rozłączył się. Angela wbiegła na platformę
- Bren?... - tylko tyle zapytał widząc jej minę
- Jack zawiózł ją do kliniki... Booth nei możesz jechać w takim stanie... Ja prowadzę.

Po około 20 minutach byli na miejscu. W holu czekał na nich Hodgins
- Gdzie ona jest? Co się stało?
- Bada ją lekarz. Straciła przytomność, potem co chwilę ją odzyskiwała i traciła na przemian. Nie wiedziałem co robić...
- Dobrze zrobiłeś - odezwała się Cam
Popatrzyli na Seela. Stał patrząc na drzwi za którymi badano jego żonę. Nie wytrzymał nacisnął klamkę.
Na pojedynczym łóżku leżała otoczona różnymi rurkami jego żona, miłość jego życia. Podszedł do niej spała. Była taka blada, tak delikatna. Nawet przez sen trzymała rękę na brzuchu. Chroniła ich maleństwo.
- Boże pomóż, pomóż - uklęknął przy jej łóżku, położył głowę na jej ręce. Płakał jak dziecko, łzy powstrzymywane przez miesiące znalazły ujście.
Wszedł lekarz
- Panie Booth możemy porozmawiać?
- Już idę. Trzymaj się kochanie. Czy może do niej ktoś wejść, nie chcę żeby była sama.
- Pewnie - wyszli. Do pokoju weszli przyjaciele. Nie mogli patrzeć na tą silną kobietę, leżącą tak bezbronną. To ona zawsze była ich ostoją, a teraz to oni muszą być ostoją dla nich.

- Panie doktorze co się stało? Przecież dopiero wczoraj byliśmy tutaj i było wszystko w porządku.
- Białaczka to taka choroba która może zaatakować w ciągu godziny. Musimy zrobić cesarskie cięcie. Dziecko jest duże i zdrowe. Da sobie rade samo, z małą pomocą inkubatora...
- Rozumiem. A co z nią?
- Za dwa dni zaczniemy kurację. Rozmawiałem z kolegami o tym przypadku. Najlepiej pominąć naświetlanie i chemioterapię i odrazu przejść do przeszczepu. Brat pana żony jest dawcą doskonałym. To prawdziwy wyjątek. Jej organizm mógłby nie przetrzymać chemioterapii. A przeszczep to najlepsze wyjście...
- Zróbcie jak uważacie byleby wyzdrowiała. Potrzebuję jej do życia jak powietrza...
- Zrobimy wszystko co możliwe
Wrócił do niej.
- I co?
- Zaraz zrobią cesarskie cięcie. będzie przy znieczuleniu zewnątrzoponowym. Narkozy mogłaby nie przeżyć. Poza tym wiem, ze ona by tak wolała. Ona... Ona jest na granicy... a co będzie jak... - nie zauważyli, że się obudziła.
- Będę walczyć... chcę przytulić moje dziecko - powiedziała cicho, słabym głosem. wyszli wszyscy, został tylko Seel - kocham cię i będę walczyć o nas, o nasze szczęście.
- Ja też cię kocham...

izalys

nio wreszcie sie zaczyna ukladac:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

Niesmiało zapytam spotkał się ktoś z napisami polskimi bo angielskie już widziałąm do 26 odcinka?

izalys

Słodziutko, wiesz? ;) Ciesze się, że tak prędziutko dodajesz, tak super opowiadania ;p Czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
izalys

XXXVII

Tego samego dnia około gdziny 20 na świat przyszła maleńka istotka. Córeczka Bones i Bootha. Trochę mała, jak to wcześniaki. Zaraz po urodzeniu mieli okazję ją przytulić. Płakali ze szczęściam oboje.
- Jest taka maleńka - ze wzruszeniem patrzy dumna mamusia - jest... taka bezbronna... kochanie mamusia jest przy tobie - całuje maleństwo, patrzy na męża, w jego oczach widać łzy szczęścia
- Dziękuję, dziękuję ci za tak cudowny dar. Jest śliczna, podobna do mamusi
- Booth tego jeszcze nie waidomo do kogo będzie podobna
- A mówiłem, że będzie dziewczynka? Ja wiem co mówię. Będzie tak piękna jak jej mamusia... - te cudowną chwilę przerywa pediatra
- Muszę zabrać ją, jest zdrowa ale malutka
- Trzymaj się córeczko, Booth idź z nią. Idź ona nie może być sama. Proszę... - pocałował żonę i poszedł za lekarzem.
W poczekalni z niecierpliwością i obawą siedzieli: Parker, Cam, Angela, Jack, Wen, Sweets, Sully i Derek. Po drodze zadzwonił do Russa i Maxa powiadomił ich o nardzinach córeczki. Poprosił Russa żeby przyjechał rano oddać szpik i poszedł do czekających na wiadomości przyjaciół
- I? No mów
- Córka. Malutka ale całkiem zdrowa i jest taka śliczna. Tak synu masz siostrzyczkę.
- A jak Bren?
- Dobrze zniosła zabieg. I jest szczęśliwa - to najpiękniejszy dzień w ciągu ostatnich miesięcy, nareszcie światełko w tunelu - wracam do niej. Maleńką położyli w tej samej sali. Lekarz mówi, że tak będzie najlepiej. Angela weźniecie Parka do siebie? Synu ja zostane z nimi dobrze?
- Weźniemy nie ma problemu
- Dobra a mogę ją zobaczyć?
- Tak, chodź - wziął chłopca za rękę. Reszta została. To chwila dla rodziny oni zobaczą później.
Weszli do małej sali. Bren nie spała. Patrzyła na dzieciątko.
- Hej możemy?
- Chodźcie - Parker podszedł do inkubatora.
- Ale ona mała - powiedział zawiedziony - kiedy urośnie?
- No trochę minie czasu. Chodź do mnie - prosi Bren, mały podszedł do łózka wdrapał się na nie - podoba ci się?
- No ale mała jest, Bones a jak urośnie to będzie móić do ciebie mamo?
- Tak - odpowiada nie bardzo wie o co mu chodzi, mały spuszcza głowę, wygina usta w podkówkę - Parker popatrz na mnie. Dlaczego płaczesz? - Podszedł do nich Seel.
- Ja nie mam do kogo mówić mamo - zaczął płakać, Bren przytuliła chłopca. Seel chciał coś powiedzieć. Pokazałą mu że sama sobie poradzi.
- Parker, posłuchaj mnie uważnie... Byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie jeżeli będziesz chciał do mnei mówić "mamo"
- Naprawde mogę? - patrzy na nią z nadzieją w oczach
- Tak, nigdy tego nie mówiłam bo ty masz mamusię. Nie chciałam żebyś musiał wybierac miedzy nią a mną. Nie chciałam naciskać...
- Ja nie mam innej mamusi. Tylko ciebie - mały szczęśliwy przytulił się do niej. Bren łza kręciła się w oku, Booth płakał bezgłośnie.
- Chodźmy dajmy mamie odpoczać. Przyjdziesz jutro po szkole dobrze?
- Tak - całuje mamę i wychodzi razem z tatą. Poszli do reszty. Część już pojechała, została tylko Angela i Jackiem czekali na Parkera.
- I jak siostrzyczka - pytają
- Mała. Podobno musi urosnąć.
- Wpadniemy jutro. Przywieść Wam coś? Sully mowił żebyś nie przychodził jutro. Da sobie radę ze wszystkim.
- Dzięki może jakieś ubranie na zmianę tylko nie garnitur - dał im klucze do mieszkania. Zanim odeszli Angela wcisnęła mu do ręki aparat fotograficzny, taki mały, który zawsze nosi - dzięki. Przyjdźcie rano
Wrócił do sali. Nie spała zbyt wiele emocji. Usiadł koło niej.
- To będzie najbardziej kochane dziecko na świecie...
- Tak. Dziękuję za Parka. Sprawiłaś, że uśmiech na jego twarzy był taki radosny...
- Już dawno chciałam, żeby tak do mnei mówił, ale nie chciałam naciskać. Mam wspaniałego męża, cudownego syna i córkę. Seel będę walczyć... nie poddam się nie teraz... - przytulił ją mocno
- Angela dała mi aparat żebym zrobił trochę zdjęć małej.
- Cała Angela...
- Przyjdą rano. Nastaw się na dzień pełen odwiedzin. Obawiam się, że zjawią się wszyscy - do sali weszła pielęgniarka.
- Czy mamusia gotowa do pierwszego karmienia? - popatrzyła na pielęgniarkę wielkimi ze zdziwienia oczami
- Mogę?
- Pewnie. Mała jest zdrowa. Pani Nie przyjmuje żadnych lekarstw teraz. Przez ten czas zanim zaczniemy leczenie może pani ją karmić jak najbardziej - wyjęła dziewczynkę z inkubatora - Niech pan nie wstaje pomoże pan. Proszę usiść za żoną i podtrzymać jej plecy, jest słaba jeszcze - mała zaczęła kwilić - no już mamusia da mleczka - położyła malutką w zagłębieniu ramienia i pokazała jak trzymać i przystawić małą do piersi. Dziewczynka szybko załapała o co chodzi i już po chwili jadła posapując cichutko.
- Może pani zrobić nam parę zdjeć? - zapytał. pielęgniarka wzięła aparat i pstykała zdjęcie za zdjęciem. młodym rodzicom to nei przeszkadzało. Patrzyli zafascynowani na córeczkę...

izalys

Izalys swietna czesc:)
taka slodka:)
czekam na cedeka:)

Inesita84

Och! Ach! Ech! Cudo! :) Tak rodzinnie :P Czekam na cd ! :*