Moje wypociny. Wszystkim czytającym życzę chwil relaksu z moją "twórczością"
Zgadzam się z Emilą... dokładnie odzwierciedlasz ich zachowanie przez co to całe opowiadanie jest jak najbardziej "prawdziwe" a nie sztuczne... Bardzo mi się podoba.. :) Czekam na cd :)
Słuchajcie, czy nie chciałybyście dziewczyny wziąć udział w grze na najciekawszy odcinek Bones??? Oto tu jest link na to forum. Z niego dowiecie się więcej :)
www.filmweb.pl/serial/Kości-2005-233995/discussion/GRA!!!+SE RDECZNIE+ZAPRASZAM,1395764?page=2
11.
- Proszę – wewnątrz Sali czuć było podekscytowanie. Czwórka gości weszła nieśmiało. Na pojedynczym łóżku leżała młoda kobieta. Wychudzona przez chorobę i chemię. Ale o twarzy do złudzenia przypominająca starszego brata. Nie dało się tego nie zauważyć. Obok w fotelu siedział jej mąż Andrew z małym synkiem w ramionach. a za nimi koło okna ich mama z mężem.
- Wejdźcie dalej – podszedł do nich Andrew – cieszymy się, że możemy Was w końcu poznać – podał im dłoń przywitali się z nim patrząc cały czas na swoją siostrę. Jared odezwał się pierwszy
- Jest podobna do Ciebie
- Nie, jest ładniejsza – reszta cicho się zaśmiała. Podeszli do niej nie wiedząc co robić. Po policzkach siostry płynęły łzy – hej mała nie płacz. Kto Ci zrobił krzywdę. Pamiętaj, że masz teraz dwóch starszych braci. Komu mamy skopać tyłki? – zaśmiała się radośnie i wyciągnęła ręce. Nie miała wątpliwości, że będą jej ukochanymi braciszkami. Seesley przytulił do siebie wątłe ciało siostry
- Witaj braciszku – wyszeptała – tak tęskniłam do tego żeby móc Was w końcu uściskać –podszedł do nich również Jared we troje zafundowali sobie uścisk. To był piękny widok. Troje dorosłych ludzi płacze ze wzruszenia.
- Nie wiedzieliśmy, że istniejesz – odezwał sie młodszy
- Ja wiedziałam. Czytałam wszystkie wycinki prasowe i informacje na necie o was. Jestem z Was dumna. Podobno poznaliście mojego synka – popatrzyła na męża i dziecko.
- Tak jest śliczny. Strasznie podobny do swojego kuzyna
- Masz syna?
- Nie ja. Seeley ma 8 letniego Parkera – Booth wyciągnął zdjęcie z portfela
- Tu ma 7 lat ale nie wiele się zmienił. No może trochę podrósł – potem pokazał zdjęcie matce, Owenowi i Andrew. Ktoś wszedł do pokoju
- O witam państwa widzę, że dzisiaj odwiedziny. Brennan kiedy w końcu nas odwiedzisz? – zapytał lekarz – Sara się niecierpliwi
- Jak tylko znajdę trochę czasu – doparła z uśmiechem – poznaj mojego narzeczonego – Booth podał lekarzowi rękę – jego brata Jareda i narzeczoną Padme. Zakładam, że pozostałych już znasz
- No pewnie! – ta miła panienka jest w końcu moją pacjentką. Jak się dzisiaj pani czuje?
- Dobrze. Jestem szczęśliwa
- To bardzo dobrze. To sprzyja leczeniu – lekarz sprawdził jeszcze wyniki ostatnich badań – ok więc nie będę na razie panią męczył. Proszę się dalej ładnie uśmiechać. Bo ma pani dla kogo żyć. Tempe wyjdziesz ze mną na chwilę? – wyszedł a wraz z nim Bones
- Jesteśmy winni jej podziękowanie – powiedział Owen
- Co Ona znowu narobiła? – zapytał z uśmiechem i miłością w oczach
- Temprence załatwiła jej miejsce na tym oddziale. Jak my pytaliśmy miejsce było za dwa lata – powiedział jej mąż
- A Ona to załatwiła nawet nam nie mówiąc – dodała matka
- Taka już ona jest – czuli się świetnie w swoim towarzystwie śmiali, żartowali. Jakby znali się od zawsze a nie zaledwie od paru minut. w oczach Amandy było widać łzy. W końcu ma przy sobie wszystkie swoje dzieci. I to było jej największe szczęście.
- Coś się stało – zapytała wychodząc na zewnątrz z Cameronem
- Jej stan jest poważny
- Jakie ma szanse?
- W zasadzie nie powinienem Ci mówić. Ale... nie jest dobrze. ma osłabiony organizm ciążą i zabiegiem cesarskiego cięcia. Chemia i naświetlanie nie działa tak szybko jak powinno. A im dłużej przyjmuje tym jest słabsza
- A co z przeszczepem?
- Wiem, że to jej bracia. Poddadzą sie testom?
- Napewno. Już wiedzą o tym, że prawdopodobnie będzie potrzebny przeszczep najlepiej od nich
- Mam nadzieję, że nie będzie żadnych przeciwwskazań
- Oboje są zdrowi i silni. ale wiem, że Jared miał kiedyś kłopot z alkoholem, nie pije już od jakiegoś czasu
- To jest pewna niedogodność ale nie ma tragedii. Brennan jeszcze jedno. Prosiłaś żeby kosztami leczenia obciążyć Ciebie. Ja nie wezmę pieniędzy jako lekarz. Ale te koszty są wysokie. Wiem, że Cię na to stać.
- Powiedz w końcu o co chodzi
- Jeśli dojdzie do przeszczepu mamy pewien nowy lek który wspomaga organizm bez odporności zanim przyjmie się szpik dawcy ale jest cholernie drogi. I tak naprawdę tutaj jeszcze go nie stosowaliśmy
- To nie ma znaczenia. Sprowadź go jeśli będzie potrzeba
- Tempe musisz wiedzieć, że ta kuracja może kosztować nawet ok 300 tyś dolarów. W zależności przez jaki czas będzie poddawane działaniu tego leku
- Wiesz, że mnie na to stać.
- Wiem ale uważam, że oni powinni to wiedzieć
- Wiesz, że nie robię tego dla poklasku. Chcę jej pomóc. A stać mnie na to.
- Ok w takim razie podejrzewam, że w najbliższym czasie o ile któryś z Nich może być dawcą, zrobimy przeszczep. Ma zbyt wycieńczony organizm żeby dłużej czekać. A i gratuluję zaręczyn
- Dziękuje – wróciła do środka. tam wszyscy rozmawiali jeden przed drugiego. To był fajny widok. rodzeństwo zachowywało się jakby znali się od zawsze. Podeszła do Padme obie czuły się wśród nich trochę nieswojo. W końcu to ich czas – idziemy na jakąś kawę? – zapytała
- Pewnie dajmy im się nacieszyć sobą – wyszły prawie niezauważenie.
12.
- Mamo zajmiecie się małym? – oddał chłopca teściowej – ja pójdę za dziewczynami.
- Poszły pewnie na kawę – odezwali się chłopcy
- Chętnie się z nimi napiję o ile nie macie nic przeciwko temu
- Pewnie, że nie – wyszedł. Nie tylko dlatego ale również z powodu rozmowy antropolog z doktorem. Dogonił je na końcu korytarza
- Czy mogę się zabrać z Wami?
- Pewnie – doszli do bufetu. Zamówili po kawie i usiedli przy stoliku
- Chciałem Ci podziękować – zwrócił się do Temprence
- Za co?
- Wiem, że to dzięki Tobie Em trafiła na ten oddział
- Drobiazg. Cieszę się, że mogłam pomóc
- Słuchaj wiem, że pobyt na tym oddziale jest o wiele droższy niż na poprzednim. Do tego ma własny pokój z łazienką. A powiedzieli mi, że opłaty bez zmian. Ja jestem inteligentny
- Słuchaj to nie jest ważne. Najważniejsze żeby Ona wyzdrowiała
- Wiem, że nie stać by mnie było na ten pokój
- Ale mnie stać. Jesteśmy rodziną a dla rodziny robi się wszystko co można – rozpłakał się. Jest u kresu wytrzymałości
- Ja już nie mam siły. Nie wydalam. Mam dwa etaty. Wszystkie oszczędności pochłonęło jej leczenie. Sprzedaliśmy dom mieszkamy w wynajętym przez teściów domu razem z nimi. To jest dobre rozwiązanie bo kiedy ja pracuje mama zajmuje się Jasperem. Nie ma mnie cały tydzień. Nie wiem co jeszcze mógłbym zrobić. Wiem, że nie powinienem. Ale chcę przyjąć Twoją pomoc. Oddam wszystko co wydasz tylko pomóż jej wyzdrowieć – chwyciła Go za rękę
- Nie musisz mi nic oddawać. Robię to dla rodziny. Nie martw się o rachunki za szpital. Jeśli chcesz to zostanie między nami. Padme też nic nie powie prawda? – tamta pokiwała twierdząco głową – nikt nie musi wiedzieć. Ja zapłacę za wszystko a Ty zajmij się rodziną
- Nie wiesz ile to dla mnie znaczy. W piątek upływał termin kolejnej raty za leczenie. Poszedłem prosić o przełożenie i dowiedziałem się, że ktoś już uregulował rachunek. Potem dr Cameron powiedział, że jesteście przyjaciółmi.
- Połapałeś się, że ja zapłaciłam? – pokiwał głową
- Nie próbowałeś znaleźć tutaj na miejscu pracy?
- Jasne, że tak. Ale czy wiesz jak trudno o pracę dla chemika? Kiedy kończyłem studia miałem ambicję chciałem prowadzić badania. Ale niegdzie w pobliżu nie chcieli mnie przyjąć a na dalszy wyjazd nie było mnie stać. Zacząłem uczyć w szkole i tak już zostało. To nie jest zbyt dochodowe zajęcie. Normalnie wystarczało ale potem Em zachorowała i musiałem wziąć drugi etat. Gonię resztkami sił. Ale wytrzymam byle ona wyzdrowiała. I... – rozpłakał się na dobre. W domu, przy rodzicach i Emily musiał być silny. Teraz pozwolił sobie na chwilę słabości przed kimś kto chce mu pomóc tylko dlatego, że jest rodziną. Dopóki nie poznał Em nie miał jej wcale jest sierotą z systemu – przysięgałem kochać ją i zapewnić jej dostatnie życie. A nie mogę...
- Kochasz ją to jest najważniejsze – tym razem odezwała się Padme – cała reszta materialna, owszem liczy się ale najważniejsza jest miłość a w reszcie pozwól pomóc innym – siedzieli jeszcze chwilę Andrew pozbierał się
- Dziękuję Wam, że mnie wysłuchałyście. nie chcę martwić Emily i mamy. Mama z Owenem pomagają nam jak mogą ale też za wiele nie mają. Jestem im wdzięczny przede wszystkim za opiekę nad małym
- Jeśli kiedykolwiek będziesz czegokolwiek potrzebował. Dzwoń – Bones napisała na kartce swój numer napisała też numer Bootha Padme dopisała swój i Jareda – i pamiętaj, że prosić o pomoc w jakiejkolwiek formie nigdy nie jest wstyd. To dowód siły charakteru – pokiwał głową. Zebrali się i wrócili do pokoju Emily
- Długo ich nie ma
- Nie bój się nic im nie będzie. O ile nie zacznie się dobierać do Bones
- Do kogo? – zapytała zdziwiona
- On tak mówi do swojej narzeczonej – wyjaśniła matka
- Żartujesz? Jak można mówić do ukochanej „kości”. Chyba musimy go mamo nauczyć kultury
- On jest niereformowalny i poniekąd uchodzi za Gentelmana
- Akurat – prychnęła dziewczyna – już to widzę i dlaczego miałoby mojemu mężowi coś się stać jakby zaczął sie dobierać do Twojej dziewczyny oczywiście czysto hipotetycznie
- Bo Tempe zna kilka sztuk walki i nie cierpi jak ktoś niepowołany ją dotyka. Taki biedak przeważnie ląduje w szpitalu ze złamanym nosem i wykręconą ręką
- A Ty skąd wiesz? Próbowałeś?
- Nie ale słyszałem od paru osób – do pomieszczenia weszli wspomniani wcześniej osobnicy – uwierzyłem im na słowo
- Długo Was nie było – Owen uśmiechnął się do nich
- Wypiliśmy sobie kawę i ucięliśmy pogawędkę – odrzekł dużo spokojniejszy Andrew
- Chciałabym Was poznać bliżej – powiedziała do dziewczyn Emily – na razie wiem jak macie na imię. I, że jesteście bardzo miłe
- Nie daj się zwieść to tyrany. Jak się na coś uprą nie ma na nie mocnych – powiedział Jared
- Jakoś nie słyszałam, żeby któryś z Was się na to skarżył – zripostowała Tempe. Podszedł do niej Booth i ją objął od tyłu
- Bo my Was bardzo kochamy
- Umówimy się kiedyś na kawę – powiedziała Padme – zdradzimy Ci kilka sekretów Twoich starszych braciszków
- Już się nie mogę doczekać – uśmiechała się a z nią Andrew, mama i Owen. Odzyskała na nowo radość życia. Ma nowy cel który zdecydowanie pomoże jej wyzdrowieć. Nie mogło się zdarzyć nic lepszego.
- Masz coś przeciwko temu żebyśmy zabrali Twojego męża dzisiaj na kolację? – zapytał Seeley
- O ile wróci cały bez żadnych uszczerbków nie ma sprawy – dodała – idź z nim rozerwij się trochę a ja się prześpię – zaczęła układać się do snu popołudnie z rodziną ja wykończyło. Była bardzo słaba. Mam i Owen zabrali Jaspera i obiecali go przywieźć jeszcze po 8 żeby mógł się pożegnać z ojcem zanim ten wróci do Bostonu. Padme i Tempe poszły do galerii na zakupy a mężczyźni wsiadli do samochodu i pojechali na kolację.
Bardzo fajne te dwie części... :) Miło, przyjemnie, rodzinnie... gdyby nie ta choroba Emily... :(
Uwielbiam to opowiadanie i czekam na cd :)
Pozdrawiam :)
Świetne jest jak wszyscy się czepiają biednego Bootha że mówi do Bones per Bones. Nikt nie może zrozumieć że ona to uwielbia, ale kto oprócz Bootha i zezulców ją zna?
Aaaa i mam taki pomysł- może Bren załatwi Andrew prace w instytucie.... Ni dobra wiem że to twoje opowiadanie, ale musiałam się podzielić.
A tak wogóle to na prawdę dobre!!! Tylko trochę żal mojej imienniczki, ale ktoś chrowac musiał.(mogłaś zrobić zamiast Emily np. Anne. Odczuwan za duże więzi z tą postacią.... Ok, ok już się nie wtracam.)
Emilio:) Czytasz w moich myślach ale do tego dojedziemy nieco później. I dziękuję za miłe słowa choć zdaje mi się że ciut na wyrost. A teraz kolejna już 13 część (a pierwotnie miało być 10 <załamka>)
13.
- Ok. a teraz zapytam wprost dlaczego mnie zabraliście
- Oj nie bój się nie będziemy Cię przesłuchiwać – zaśmiał się Jared – no może trochę
- Nie wiem czy mam się bać – wiedział, że może im zaufać. Mimo że znał ich pare godzin wiedział, że to porządni ludzie
- Nie musisz broń zostawiłem w domu – było im nadzwyczaj wesoło. Booth nagle spoważniał – nie chcieliśmy pytać przy Emily ale jak poważny jest jej stan?
- Dość poważny. Przyjmuje chemię i naświetlanie. To ją osłabia. A dodatkowo niedawno jeszcze była w ciąży. Nie chciała słyszeć o jej przerwaniu mimo tego co usłyszała od lekarza
- Nie dziwi mnie to
- Lekarze robią wszystko co możliwe ale wobec pewnych spraw są bezsilni.
- Mama mówiła, że będzie potrzebny prawdopodobnie przeszczep
- Tak. O ile zgodzicie się na badanie a potem ewentualnie na pobranie szpiku. Bo wcale nie jest powiedziane, że to będzie możliwe. My już się przebadaliśmy. Żadne z nas nie może.
- Nie ma sprawy zgłosimy się jutro na badania – nie zastanawiali się ani przez chwilę
- Nie wiem jak wam dziękować
- Nie musisz to nasza siostra. Mimo, że znamy ją krótko to bardzo ją kochamy
- Bo jej się nie da nie kochać. Zanim zachorowała była jak żywe srebro. Wszędzie jej było pełno. Uczyła w szkle. Tam się poznaliśmy. Ja też jestem nauczycielem. Och jakie ona miała pomysły. Prowadziła nawet kółko teatralne. Dzieciaki ja uwielbiają. Co tydzień przywożę jej mnóstwo laurek
- A jak Ty się trzymasz? – popatrzył na nich zdziwiony. Są nieodłącznymi braćmi swojej siostry
- Ledwo. Ale zrobię wszystko żeby Ona wyzdrowiała. Żebyśmy znowu mogli być razem szczęśliwi
- I tak trzymaj – powiedzieli – słuchaj nie mamy zbyt wiele. Ale jeśli coś będzie potrzeba załatwić albo cokolwiek innego. Choćby nawet popilnować małego albo przy niej posiedzieć daj znać – powiedział Jared
- Już nie jesteście sami. Macie jeszcze czworo ludzi do pomocy. A Bones ma duże znajomości i możliwości
- Zauważyłem. A swoją drogą
- Nie zaczynaj Ty też. I wbrew co temu mówi ona to kocha – reszta kolacji przebiegła w nieco weselszych nastrojach.
- Co chcemy kupić? – Bones nie cierpiała zakupów
- Nie wiem, może coś dla małego?
- To jest niezła myśl. Wiesz, że ja nie lubię zakupów?
- Wiem i nie wiem dlaczego się zgodziłaś – zaśmiała się
- Bo oni chcieli zostać sami. A poza tym ja Cię lubię
- Ze wzajemnością. Cieszę się, że w końcu jesteście parą z Boothem
- O ja też. A jak się między wami układa?
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. Pewnie się zastanawiasz dlaczego tak długo czekamy ze ślubem?
- Nie ukrywam, że mnie to intryguje
- Widzisz moi rodzice od dawna mieszkają w stanach ale są tradycjonalistami. Nie ufają, że zdołamy pogodzić dwie odmienne kultury pod jednym dachem. Więc zgodziliśmy się poczekać rok. Ale to i tak nic nie zmieni.
- Jared to typowy Booth jak mu na czymś zależy to, to osiągnie. Jest dobrym człowiekiem. A Twoi rodzice…
- Nie są źli
- Nie to chciałam powiedzieć. Raczej to, że muszą się do niego przyzwyczaić.
- On mówi to samo. Popatrz a może ten komplecik?
- Jest śliczny – zachwycały się obie. Nie zdając sobie sprawy, że ktoś zza szyby im się przygląda. Na zewnątrz stała Daisy i widząc swoją mentorkę w sklepie z ciuszkami dla maluchów dodała dwa do dwóch i wyszło jej pięć. Zapomniała co miała kupić musiała się szybko podzielić tą wiadomością z Lancem – mnie się tu za dużo rzeczy podoba
- A dzieci tak szybko rosną. Ale zawsze możemy kupować po parę sztuk co tydzień – miały przednią zabawę. Do domu wróciły taksówkami.
Kiedy wróciła Bootha jeszcze nie było. Rozłożyła ubranka i zaczęła się im przyglądać. Nie rozmawiali jeszcze na ten temat. Ale może warto by było go poruszyć? Ciekawe czy On chce mieć jeszcze dzieci – myślała – odkąd wzięłam małego Jaspera na ręce nie mogę przestać o tym myśleć czy nasze maleństwo byłby tak samo słodkie? Czy potrafiłabym się nim zająć? – otworzyły się drzwi a w nich pojawił się Seeley
- Jesteś już – powiedział – co robiłaś jak mnie nie było?
- Dopiero wróciłam. Byłyśmy z Padme na zakupach – pokazała mu ubranka dla małego – a potem na kolacji. A Wy jak? Podoba się szwagier?
- Jest dobrym człowiekiem. I bardzo kocha naszą siostrzyczkę. Mówili, że to Ty załatwiłaś jej to miejsce na oddziale
- Cameron to mój znajomy. On i Sara, jego żona są moimi przyjaciółmi.
- Cieszę, się, że mogłaś jej pomóc. On jest bardzo zmęczony
- Wiem. Rozmawiałyśmy z nim. Booth mam dla Ciebie propozycję. Nie wiem czy to wyjdzie ale… Chciałabym żebyś się przeniósł do mnie a Twoje mieszkanie żeby zajęła Siostra z rodziną. No na początek Andrew z małym. Wiesz, że mieszkają z Twoją mamą i Owenem.
- Wiem ale on pracuje w Bostonie
- Wiem na dwóch et etat jako nauczyciel w szkole. I tam też musi opłacać mieszkanie. A jakby się tutaj przeniósł to mógłby mieszkać w Ciebie z dzieckiem. Małego mogłaby pilnować mama ale odpadły by dojazdy i wiele by zaoszczędzili. A ja pomogę mu znaleźć tu pracę.
- Mówiłem Ci już jak bardzo Cię kocham?
- Tak ale tego mogę słuchać bez końca – pocałunek był długi i pełen czułości – oni mają kłopoty finansowe. Sprzedali swój dom Em nie pracuje a rachunki za szpital są kolosalne. Obiecałam, że nikomu nie powiem ale nie chcę mieć przed Tobą tajemnic. Zapłaciłam za leczenie Em, za miejsce na oddziale, za lekarstwa i odpowiednią opiekę. I zapłacę też za kurację i przeszczep. Ich na to nie stać – w oczach mężczyzny zakręciły się łzy – On jest dumnym człowiekiem. Powiedział, że on nic nie potrzebuje byle ona i dziecko było zdrowe. A bez pieniędzy nie będzie im łatwo. Zgodził się na pomoc. Rozmawiałam już z Cameronem. Wiem ile to będzie kosztować. Pokryję wszystko stać mnie na to – przytulił ją do siebie
- Dziękuję Ci. Dziękuję za to co dla nich robisz
- Są rodziną a rodzina to wszystko co mamy
- Tak Bones rodzina jest najważniejsza. Mówił, że jest nauczycielem chemii i, że nie łatwo o tą pracę
- Wiem, coś wymyślę. Zapytam w instytucie. Mówił, że po studiach chciał podjąć prace naukową ale nie miał stypendium. A nie stać go było żeby nie pracować. Więc może coś z tego będzie. Nic mu nie mówiłam bo nie wiem czy coś dla niego znajdziemy – zamiast odpowiedzieć jej jak się cieszy po prostu jej pokazał.
Jak zawsze świetne. Boję się jednak plotki którą rozpuści Daisy, ale może jedna okarze się prawdą...<marzy>
No to Izalys troszkę Ci się rozrosło to opowiadanko jak ciasto w piekarniku :PP Ale ja się cieszę, bo bardzo spodobało mi się to opowiadanko :) heh.. :) A Daisy pewnie rozniesie plotki o tym, że Bones już jest w ciąży :) heh (mam taką wizję :P) Sweets wparuje do nich na chatę i będzie na nich krzyczał, że nic nie powiedzieli o maluchu a oni są dopiero w trakcie pracy nad małym człowieczkiem - wiem ale ze mnie zboczuch :PP No ale takie lata :PP heh... :)
Jaka ta Bones jest kochana i jakby teraz ktoś powiedział, że jest zimną rybą to Booth się nim "zajmie" :P
Jejku jakie to jest super opowiadanko :) pomysł jak i samo wykonanie :P
Pozdrawiam Was serdecznie :)
14.
- Cam masz chwilę – weszła do jej biura
- Pewnie
- Czy w instytucie nie potrzebują chemika? A najlepiej na cały etat i z dobra pensją
- Dr Brennan powoli. Chcesz polecić kogoś do pracy w instytucie?
- Tak.
- Nie mamy wolnych stażów
- On nie jest tyle co po studiach. Przez klika lat pracował jako nauczyciel w szkole
- No to co innego. Mogę popytać ale nic nie obiecuję.
- Dzięki
- Nie ma za co i gratuluję – popatrzyła na nią zdziwiona – dziecka – dodała wyjaśniając
- Jakiego dziecka?
-Zakładam, że Twojego
- Ja nie jestem w ciąży. Co Ci przyszło do głowy?
- O Boże. Daisy widziała Cię wczoraj w sklepie dla niemowląt jak wybierałaś ciuszki. I jest przekonana, że jesteś w ciąży i kupowałaś wyprawkę – Brennan westchnęła głęboko
- Nie kupowałam tego dla siebie. Nie jestem w ciąży. Może kiedyś. To było dla małego chłopczyka o imieniu Jasper – nie chciała zdradzać o kogo chodzi. W ogóle nie zapytała agenta co chce im powiedzieć
- Musisz sprostować ta informację albo szybko zajść w ciążę. Cały instytut od rana żyje tylko tą informacją
- Niech ja ją złapię – powiedziała wychodząc z jej gabinetu. Szefowa podążyła za nią – panno Daisy
- O dr Brennan gratuluję. Z pewnością jest pani bardzo szczęśliwa. Och jak to fajnie, że będzie pani miała dziecko – paplała zawzięcie a reszta patrzyła tylko jak zaciska i otwiera pięści w bardzo wielkiej złości. Na wszelki wypadek Angela stanęła między nimi
- Daisy dość – zakończyła jej tyradę artystka – a tobie słodziutka gratuluję
- Dość – wściekła się nie na żarty – nie jestem w ciąży! Czy przyszło wam do głowy, że mogę to kupować dla kogoś? A pani radzę nie rozsiewać plotek o ile chce pani tu dłużej pozostać – wściekła zeszła z platformy
- Przesadziłaś – powiedziała szefowa – co więcej jak będzie Cię chciała zwolnic nikt Cię nie uratuje o antropologii decyduje ona – Daisy rozpłakała się w głos nikt szczególnie jej nie pożałował.
Brennan zapytała szefową czy może wyjść na resztę dnia skoro nie mają żadnej pilnej roboty. Pozwoliła jej wyjść i dodała, że zadzwonić jak coś się dowie w sprawie etatu. Brennan zadzwoniła do matki Seeleya i zapytała czy może odwiedzić Emily. Zabrała jeszcze z domu ubranka i pojechała w odwiedziny do szwagierki.
Booth siedział nad zaległymi raportami. Dostał sms od narzeczonej, że jedzie do jego siostry. Miał ochotę się z nią wybrać ale musiał najpierw popracować. Poza tym coś mu się zdawało, że ona chce się z nią spotkać sama. W końcu wybrała się tam w godzinach pracy co było do niej niepodobne. Ktoś zapukał do Jego gabinetu. To był Sweets znienawidzony psycholog prywatnie całkiem miły gość
- Mogę na chwilę agencie Booth
- I tak wejdziesz
- Wpadłem żeby ci pogratulować – powiedział z uśmiechem
- A czego?
- No dziecka
- Jakiego dziecka?
- No chyba Twojego. Daisy mówiła, że widziała wczoraj dr Brennan jak kupowała wyprawkę dla niemowlaków – teraz już agent wszystko zrozumiał
- Bones nie jest w ciąży. To nie było dla niej a dla Jaspera. A Tobie proponuję zadzwonić do swojej dziewczyny i zapytać czy ma jeszcze robotę. Bo jak wypaliła z tymi rewelacjami przy Bones to nie wróżę jej nic dobrego.
- W co ona się znowu wpakowała – i wyszedł z jego biura. Na biurku agenta zadzwonił telefon
- Booth
- Hej Booth – dzwoniła Angela
- Nie ma jej u mnie. Ale wiem gdzie jest, nie martw się o Nią
- O to dobrze bo wiesz trochę się wkurzyła
- Chyba nawet wiem dlaczego. Sweets był przed chwilą u mnie i gratulował mi ojcostwa
- No trochę przesadziła a teraz płacze. Brennan się wściekła i wyszła.
- Nic jej nie będzie nie bój się. Wiem gdzie jest – uśmiechał się patrzył właśnie na zdjęcie swojej miłości stojącego obok zdjęcia jego syna a swoją drogą że chyba musi małemu powiedzieć, że ma babcię. I chyba dziadka też. Owen to w porządku gość i naprawdę kocha mamę. Dobrze, że znalazła szczęście.
Bones po drodze wstąpiła po swoje ulubione tajskie dla dwóch osób. Teściowa stwierdziła, że skoro ona przyjedzie to załatwi w międzyczasie parę spraw na mieście. Więc uzbrojona w dwa zestawy tajskiego, torbę z rzeczami dla dzieciątka weszła na oddział. Zapukała i weszła Amanda siedziała w fotelu, Emily leżała z zamkniętymi oczami i chyba spała a w wózku spał lekko posapując Jasper
- Wejdź, nie śpię – powiedziała Em
- Mam dla nas lunch. Wiem, że szpitalne żarcie jest nie dobre
- No to ja zabieram małego i znikam przyjdę jak załatwię wszystko
- Możesz zostawić Jaspera jak chcesz. Zajmę się nim – powiedziała Bones
- Jeśli tak stawiasz sprawę – pożegnała się i wyszła Tempe usiadła na łóżku Em i rozłożyła pudełka
- Mam nadzieję, że lubisz tajskie, przepraszam, że nie zapytałam
- Nic się nie stało. I tak prawie nic nie jem. Większość zwracam przez chemię. Próbowałam już wszystkiego ale tajskiego jeszcze nie może mi się poszczęści – zjadły lunch z apetytem – to było naprawdę dobre. Smakowało mi i nie jest mi niedobrze bynajmniej na razie.
- Cieszę się. Mam coś dla Ciebie a w zasadzie dla małego – wyciągała po kolei ciuszki które kupiły wczoraj z Padme – wzięłyśmy trochę większe bo dzieci szybko rosną
- Dziękuję są śliczne. Nie trzeba było tyle kupować – była skrępowana
- Nie martw się stać mnie na to. A dla takiego skarbu przyjemnie się kupowało. Jest śliczny – mały leżał spokojnie w wózku nieświadomy zupełnie, że jego mama jest bardzo chora. Otworzył oczka i popatrzył wprost na Bones – mogę go wziąć?
- Pewnie. Ja nie mam siły wiec cieszę się kiedy ktoś to robi za mnie. Biorę go na chwilę na ręce ale szybko się męczę – Bones podała jej syna od razu rozpoznał matkę i przytulił do jej piersi – chciałabym zobaczyć jak on rośnie – po jej policzku płynęła łza – nie wiem czy będzie mi to dane – Bones która nie miała w zwyczaju składać obietnic bez pokrycia zachowała dyplomatyczne milczenie tylko chwyciła jej rękę dodając otuchy – dziękuję Ci, że choć Ty mnie nie zapewniasz, że na pewno z tego wyjdę. Wiem, że nie powinnam tak myśleć. Ale już nie mogę słuchać tych frazesów „wszystko będzie dobrze”, „Na pewno wyzdrowiejesz” i tym podobne. Drażnią tylko a nie pocieszają.
- Wiem, że Seeley i Jared umówili się dzisiaj na popołudnie z Cameronem na badanie. Jeśli będą mogli być dawcami otrzymasz ich szpik. Co zwiększy znacznie Twoje szanse. Statystycznie 80% osób po przeszczepie szpiku dożywa późnej starości. Oczywiście będziesz musiała już do końca brać tabletki ale to chyba jest tego warte
- Dziękuję Ci bardzo. Za wszystko. Nakarmisz Jaspera? W podgrzewaczu jest Jego butelka – Tempe wzięła od niej małego i butelkę
- A może Ty byś chciała?
- Nie mam siły. Nie utrzymam Go w odpowiedniej pozycji
- Pomogę Ci wspólnymi siłami damy radę. A synek jest bardzo zadowolony z towarzystwa mamy. Bo ciotka jak by nie była to nie to samo co mama – wzięła poduszki podłożyła pod jej ręce pomogła podnieść się do pozycji siedzącej. Mały teraz więcej leżał na poduszkach niż na jej ręce. To ułatwiło karmienie i nie męczyło osłabionej matki. Karmiąc synka myślała, że nie może być nic piękniejszego jak widok matki z maleńkim dzieckiem. Potem wzięła chłopca od niej. Em zasnęła zmęczona ale szczęśliwa. A Brennan trzymała chłopczyka. Usiadła z nim w fotelu w takiej pozycji ponad godzinę później zastał ją Booth, który przyszedł na badanie.
Pppppiiiiięęęękkkknnnnaaa scena pod koniec.
A co do Daisy sama miałam ochotę ją kilka razy zbić. Należał jej się opiprz. To co zrobiła było chamskie, zwłaszcza że zrobiła to swojej szefowej!!! <mord w oczach>
Miałam racje, miałam racje!!!! Trafiłam co do pracy w instytucie!!! <skacze ze szczęścia>
Nie było mnie trochę czasu, wchodzę... a tu tyyyle części... ( to dobrze oczywiście) xD
Ta Daisy to naprawdę działa mi na nerwy... :) (choć w serialu ją lubię) xD
A co do dzidziusia to B&B mogliby sobie takiego "zmajstrować"... ;)
Oczywiście czekam na cd :) i pozdrawiam :):*
Świetna część :) Daisy przesadziła z tą plotką o ciąży Bones (musiała się porządnie wkurzyć, ale wcale jej się nie dziwię) Ale po mimo tego mam nadzieję, że Bones jej nie zwolni... (bo bardzo ją lubię w serialu, takiej "pozytywna" energię wnosi [no może nie zawsze :P]) heh... :)
Tak scenka na koniec przepiękna :) hmmm... [aż się rozmarzyłam] :)
Czekam na cd :)
15.
W instytucie panowała nerwowa atmosfera. Sweets przyjechał do swojej dziewczyny zapytać co ona najlepszego narobiła
- Ja naprawdę nie wiedziałam, że to nie dla niej. Wyglądała na taka szczęśliwą kiedy to kupowała. Byłam przekonana, że to dla ich dziecka w końcu niedawno się zaręczyli. A teraz chyba stracę staż. Bo dr Sorayan powiedziała, że to zależy od niej. A ona mnie z pewnością teraz nienawidzi.
- Może nie będzie tak źle – próbował ja pocieszyć. A z drugiej strony wiedział, że jak ona się na coś uprze to nie popuści. Poszedł do Cam
- Dr Sweets co Cię do mnie sprowadza?
- Podobno Daisy narozrabiała
- I to nieźle. Opowiadała każdemu, że dr Brennan jest w ciąży a ta jak się dowiedziała to wściekła się do tego stopnia, że wzięła wolne na całe popołudnie
- Jest gorzej niż myślałem
- Módl się, żeby ona utrzymała staż bo na kolejny rok już ją nikt nie przyjmie jak ze stażu ją wywalą – doktorek odszedł z niewesołą miną.
- Hej – otworzyła oczy i ujrzała Bootha. Na jej rękach spało maleńkie dziecko
- Zmęczona?
- Nie tylko tu było tak cicho i spokojnie, że ucięliśmy sobie z małym drzemkę. Em zasnęła a mama pojechała coś załatwić na miasto. Byłeś już na badaniu?
- Tak, Jared też ale musiał wracać do pracy od razu
- Kiedy będą wyniki – zadzwonił telefon – możesz odebrać? – mały się obudził i zaczął protestować, że tak brutalnie wyrwano go ze słodkiego snu
- Booth – rzucił do słuchawki
- A ja chciałam z dr Brennan – po drugiej stronie odezwała się Cam
- Już Ci ją daje – podał jej słuchawkę – to Cam do Ciebie
- Hej Cam – powiedziała do słuchawki a do Bootha – możesz go potrzymać? – zabrał małego od niej – masz coś dla mnie?
- Tak jest miejsce dla niego. Pełny etat pieniądze trochę mniejsze niż nasze ale nie najgorzej a na pewno lepiej niż pensja nauczyciela.
- Dzięki Cam
- A jeszcze jedno umówiłam go na spotkanie bo chcą jak najszybciej go sprawdzić
- Na kiedy
- Na jutro. Musi się pojawić. Inaczej zatrudnią kogoś innego
- Dzięki zadbam o to.
- Podaj mi jego imię i nazwisko. Musimy wysłać dane na lotnisko
- A po co?
- Powiedziałam, że jest z Bostonu a oni że pokryją jego przelot Tylko musi być jutro
- Ok. świetnie dam Ci zaraz znać – rozłączyła się – muszę obudzić Emily. Cam ma dla Andrew pracę ale musi być tu jutro. Załatwi mu też lot tylko potrzebuję paru danych i nr telefonu do niego – obudzili Em i pokrótce wyjaśnili o co im chodzi. Kiedy Bren dzwoniła do jej męża siostra rozmawiała z bratem
- Ona działa szybko jak błyskawica. Myślisz, że jest szansa na tą pracę tutaj? Nie musiałby być z dala od nas.
- Ona wie co robi. I nie daje złudnych nadziei. Musiał na niej zrobić dobre wrażenie bo ona nie jest skora do protekcji – w międzyczasie Tempe rozmawiała z szwagrem. Podała mu wszystkie dana i powiedziała, że zadzwoni do niego Cam ze szczegółami.
- Nie wiem jak Ci mam dziękować
- Nie musisz. Jak nie będzie wystarczająco dobry to nawet moja protekcja nie pomoże
- Jest najlepszy. Był najlepszy na studiach
- To dobrze bo to zwiększa jego szanse – rozmawiali jeszcze jakiś czas. Pod wieczór przyszła Amanda. Przywitała się z nimi. Cieszyła się z odzyskania swoich synów. Bardzo ich kochała tak samo jak córkę
- Jak się czujesz mamo? Blado wyglądasz
- Nic się nie stało – nie mogła się przyznać, że pojechała do domu się po prostu przespać bo była fizycznie wykończona. Opieka nad Jasperem, troska o córkę to wszystko przyczyniło się do osłabienia jej zdrowia. Nie wiedzieli, że choruje już jakiś czas na serce. Nie chciała nikomu dodawać zmartwień. Była wdzięczna synowej za to popołudnie dzięki temu mogła się choć trochę przespać. A kiedy Em opowiedziała jej o możliwej pracy swojego męża w stolicy omal się nie rozpłakała.
- Mamy dla Was jeszcze jedną propozycję. Ja przeprowadzam się do Bones. Moje mieszkanie będzie stało puste. Nie jest może apartamentem ale jeśli będziecie chcieli możecie tam zamieszkać dopóki nie znajdziecie czegoś innego. Ja uniknę kosztów utrzymania pustego lokum a Wy nie będziecie się trudzić szukaniem jakiegoś miejsca
- Naprawdę?
- Tak. I nie robimy tego z litości. I tak połowę rzeczy mam już u Bones
- Kiedy Ty przestaniesz mówić do ukochanej „Kości”
- Proszę go zostawić on jest niereformowalny. Kiedyś mówiłam mu codziennie żeby tak do mnie nie mówił ale jakiś czas temu z tego zrezygnowałem
- Przyznaj się w końcu, że to uwielbiasz – objął ja z uśmiechem na ustach
- No dobra powiedzmy, że się przyzwyczaiłam – wyszczerzył zęby w uśmiechu
- Mamo a może wzięlibyśmy na noc małego, odpoczęłabyś – widział zmęczenie kobiety – o ile siostrunia się zgodzi
- Ja nie mam nic przeciwko. Mama od dnia narodzin zajmuje się małym na pewno jest zmęczona. Parę dni odpoczynku dobrze jej zrobią
- Ale ja chcę się nim zajmować
- Nikt nie mówi, że nie tylko, że należy Ci się solidny odpoczynek. Ja wezmę parę dni urlopu i zajmę się małym a Ty odpoczniesz pobędziesz trochę z mężem. Dobrze Ci to zrobi – matka odetchnęła z ulgą była na skraju wyczerpania. I Owen też zasługiwał na jej uwagę. Był bardzo cierpliwy i wyrozumiały ale jest tylko mężczyzną został sam w ich domu w Bostonie. Może mu zrobić niespodziankę jadąc tam choć na parę dni. Nie byli już sami mieli większą rodzinę. Rodzinę która gotowa była im pomóc
- Jeśli tak to chętnie pojadę do Owena. Na pewno się ucieszy
- Świetnie, zajmiemy się małym jak należy. Załatwić Ci bilet do Bostonu? -
- Pojadę pociągiem
- Jak wolisz nie ma sprawy. Obiecaj, że zadzwonisz jak zajedziesz
- Obiecuję – Booth zabrał matkę i zawiózł do wynajętego domu. Potem odwiózł ją na dworzec i wsadził do pociągu. Ona dała mu też wszytko co potrzebne dla malucha. Miał cały samochód załadowany rzeczami dla niemowlaka. Potem wrócił do szpitala po Bones i małego
- Dziękuję, że zajmiecie się nim wiem, że mama ma już dość. Ukrywa to przede mną ale ja nie jestem ślepa. Nie miałam jednak wyboru musiałam przyjąć jej pomoc.
- Teraz ja się zajmę tym słodziutkim chłopczykiem. Będę z nim przychodzić co dziennie.
- Dziękuję. Nie wiem jak się Wam odwdzięczymy. I ta praca dla… - rozpłakała się
- Hej nie płacz – kiedy wrócił Booth posiedzieli jeszcze i poczekali aż Em zaśnie, zabrali małego i pojechali do mieszkania Bren. Wnieśli wszystkie rzeczy na górę. Wcześniej jeszcze Bones zadzwoniła do Cam z prośbą o tydzień wolnego.
Jeśli ktoś jeszcze raz nazwie Brenn zimną, nieczułą rybą będzie mieć ze mną do czynienia!!!! Rozdział jak zawsze świetny. Oby mamie Bootha nic się nie sało. Oby.
Racja, oby Amandzie nic się nie stało... mam jakieś złe przeczucie... Ale nie musi się spełnić... (mam nadzieje)
Z części na część coraz bardziej podoba mi się to opoko :) Jest super :) Te wszystkie dialogi są ekstra a te z humorkiem - genialne :) Oczywiście czekam na cd :)
Pozdrawiam :)
16.
Mały Jasper wykąpany, nakarmiony leżał w wózku i ciekawie się wszystkiemu przyglądał. Jak na osobę nie myślącą i stroniącą od dzieci moja Bones robi to całkiem sprawnie i naturalnie. Jakby była do tego stworzona – myślał – o właśnie a pro po dzieci…
- Booth nie rozmawialiśmy jeszcze o dzieciach
- A chcesz je mieć? – zapytał z nadzieją, ona uśmiechnęła się do niego i stwierdziła, że czas mu powiedzieć
- Chcę a tak w ogóle to śpimy ze sobą już tydzień i nie pamiętam żebyś się w tym czasie zabezpieczał – zaczerwienił się, podszedł do niej o objął ją od tyłu
- Szczerze powiem skarbie, że jak jestem z Tobą to zapominam o wszystkim. Zaraz chcesz powiedzieć, że Ty też nie stosujesz żadnej antykoncepcji? – zapytał zdumiony to znaczy w zasadzie tylko jedno
- Nie miałam potrzeby już od dłuższego czasu – Booth położył dłoń na jej brzuchu
- Więc tam może być już nasze dziecko? – był wzruszony
- Jest pewne prawdopodobieństwo ale o tym przekonamy się z jakiś czas. A tymczasem proponuję nie przerywać starań – dodała z uśmiechem
- Nie mam najmniejszego zamiaru – Zabrali Jaspera do sypialni niestety musiał pozostać w wózeczku nie mieli dla niego odpowiedniego łóżeczka ale Bones już o to zadba jutro z samego rana. W nocy wstawali do niego kilka razy żeby nakarmić. Było to dość absorbujące zajęcie. Ale dzielnie dotrzymywali kroku małemu. O 4 Booth przyniósł go do ich łóżka i tak spali już do rana.
- Może ja też wezmę tydzień urlopu?
- Nie ma takiej potrzeby chyba, że chcesz – uśmiechnęła się szelmowsko do niego lekko nie wyspana
- Jak nie będzie nic pilnego to wezmę. Poza tym trzeba go poznać ze starszym kuzynem. I jeszcze w sobotę jest ślub. Ale na szczęście Andrew będzie to się nim zajmie
- Ciekawe czy uda mu się z tą pracą. Nie wiem czy Cam wyśle po niego samochód
- Ja go dobiorę zaraz zadzwonię o której ma spotkanie a potem Go tu przywiozę albo do szpitala zależy gdzie będziecie
- Nie wiem. Do szpitala pojadę po lunchu dopiero. Wcześniej nie ma sensu bo dostaje chemię i ma naświetlania. Podejrzewam, że pójdziemy na małe zakupy i do parku. Zadzwoń jak coś
- Ok.
Booth przywiózł Andrew do instytutu odstawił do odpowiedniego pokoju a sam poszedł na poszukiwanie zezulców
- O Booth co się dzieje z Brennan, że nie będzie jej cały tydzień – dopadła Go Angela wiedział, że kiedyś musi im powiedzieć i chyba nadszedł ten właściwy moment – czy to ma coś wspólnego z Daisy i jej niewyparzoną, skąd inąd sama bym tak pomyślała ale jej o tym nie mów, buźką? Tak się wkurzyła, że nie chce pracować? – wyrzucała pytania niczym karabinek maszynowy nie dając szansy na odpowiedź – a może ona trafiła w sedno. To by pasowała bo jakoś nie wierzę, że się obraziła. Prędzej bym powiedziała, że ją wyrzuci ale jak jest w ciąży to ma humory. Biedaku jak Ty to wytrzymujesz? – wokół nich zebrała się grupka zezulców
- Angela stop! Dość! Bones na nikogo się nie obraziła i nie jest w ciąży. Nie ma humorów. Ona po prostu opiekuje się dzieckiem, moim siostrzeńcem
- Ale Ty nie masz siostry
- Mam to długa historia – opowiedział im w skrócie wydarzenia ostatniego weekendu – i teraz mam mamę, ojczyma siostrę szwagra i siostrzeńca – zakończył swoją opowieść – o zaraz go poznacie tutaj Andrew. Jak poszło? Sądząc po Twojej minie całkiem nieźle
- Nieźle? Fantastycznie! Dostałem tą pracę. Nie wiem jak wam dziękować
- Nie trzeba. Poznaj moich przyjaciół – przedstawił mu zezulców – o której masz powrót?
- Dopiero wieczorem
- To co jedziemy?
- Pewnie – w drodze opowiedział mu, że zaczyna już za 2 tygodnie – muszę tylko tam wszystko pozałatwiać i mogę zaczynać tutaj. Nie mogę się doczekać. Koniec z jazdą tam i z powrotem, będę mógł codziennie widywać Em i zajmować się synem. Nie wiesz ile to dla mnie znaczy
- Domyślam się. Sam mam syna
- Wiesz zaczynałem wątpić powoli, że coś się zmieni. Ale znowu mam nadzieję
- I tego się trzymaj bracie – Bones była z małym w parku. Wcześniej była na zakupach. Mają je przywieść wieczorem jak już będą w domu. Zadzwonił telefon. Powiedziała im gdzie jest a chwile później już się z nimi witała. Booth opowiedział mu też o mieszkaniu które mogą zająć choćby zaraz bo On już się przeprowadził
- Muszę zorganizować przeprowadzkę może zajmę się tym przez weekend
- Obawiam się, że będziesz miał inne zajęcie. My idziemy na ślub i wesele przyjaciół
- Nie ma sprawy zajmę się moim maleństwem – wyciągnął go z wózka – w końcu będę mógł się nim należycie zająć. Będę mógł być prawdziwym ojcem dla Jaspera i mężem dla Em a nie tylko przez weekendy – przytulił chłopczyka do siebie
Wieczorem tego samego dnia Andrew odleciał do Bostonu. A Bones i Booth wrócili do mieszkania. Mały nie sprawiał praktycznie żadnych kłopotów. A zwłaszcza teraz kiedy miał takie cudne łóżeczko do dyspozycji. I wiele innych atrakcji. Bones bardzo się postarała.
- A co zrobimy z tym łóżeczkiem jak mały wróci do ojca?
- Jest parę rozwiązań. 1. Oddamy je komuś choćby Em 2. Wstawimy do piwnicy i będzie czekać na wizyty Jaspera no i jest jeszcze jedna opcja, że zostawimy je sobie dla naszego malucha
- Najbardziej podoba mi się ta trzecia opcja – przytuliła się do niego i zasnęli
W piątek wieczorem i w sobotę rano Bones nadal zajmowała się małym a do tego pomagała w przygotowaniach do ślubu Angeli i Jacka a Booth pomagał się urządzić Szwagrowi w Jego mieszkaniu. W południe byli już zakwaterowani w mieszkaniu Bootha. Partnerzy (nie tylko w pracy) zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami zabrali na ślub i wesele Parkera. A potem na noc do mieszkania Bones w niedziele natomiast miał poznać babcie, ciocie, wujka i kuzyna o czym jeszcze nie wiedział. To ma być niespodzianka a oni mieli nadzieję, że jemu się spodoba. Zanim dojechali do kościoła zadzwonił telefon Bootha
- Booth
- Cześć tu Andrew. Właśnie wróciłem do domu i na sekretarce była wiadomość od jakiegoś Papsa, że wybiera się do Ciebie jutro – Booth westchnął
- Dzięki za informację
- Mam nadzieję, że zdążyłem przed ślubem
- Tak właśnie dojeżdżamy do kościoła
- Życzę Wam miłej zabawy
- Dzięki – rozłączył się – Paps chce jutro przyjechać. Muszę tam zadzwonić
- Chciałeś z nim pogadać
- Ale nie jutro, jeszcze nie jestem na to gotowy
- Rozumiem
- Tato a naprawdę spędzę z Wami ten weekend?
- Naprawdę. Dzisiaj wesele a jutro czeka Cię niespodzianka
- Uwielbiam niespodzianki
Uroczystość zaślubin Angeli i Jacka była wzruszającym wydarzeniem dla wszystkich. Nawet Sweets się zjawił razem z Daisy, która schodziła Bones z oczu przez cały wieczór. Na całe szczęście zresztą. A swoją drogą – myślała Bones – ona chyba za bardzo się nie pomyliła. Według kalendarzyka już przed wczoraj powinnam odczuwać comiesięczne dolegliwości. A tu nic... Poczekam jeszcze trochę i zrobię test... To może być zwykłe opóźnienie bo żadnych innych symptomów nie mam… No cóż zobaczymy
No to chyba Daisy trafiła w sedno... :) super będzie jak nasza kochana para będzie miała dzidziusia :)
Wszystko dobrze się układa... to znakomicie... :) Tylko jeszcze ta rozmowa z "Papsem"... hmmm... bardzo jestem ciekawa co się wydarzy podczas tego spotkania i jakie padną słowa... :)
Super część ... :) Czekam na cd :)
Z góry przepraszam za zrobienie z Papsa czarnym charakterem
17.
Do domu wrócili późno. Parker już spał. Weszli po cichu do mieszkania, położyli małego i sami padli ze zmęczenia. Rankiem obudził ich dźwięk telefonu
- Booth – powiedział zaspanym głosem. słuchał chwilę – daj mi 20 minut – i się rozłączył – Bones obudź się
- Coś się stało?
- Tak przyjechał Hank. Zapomnieliśmy w końcu wczoraj tam zadzwonić. Podobno awanturuje się z Andrew bo tamten nie chciał go wpuścić. Dzwonię do Jareda i tam pojadę. Ty jeszcze śpij
- Mogę jechać
- Nie kochanie sam muszę to załatwić. Zajmiesz się Parkerem jak wstanie?
- Jasne – pocałował ją jeszcze i wyszedł.
Obudziło go dobijanie się do drzwi. Wstał szybko i zajrzał do małego. Spał na szczęście. Kogo niesie o tej porze? Dopiero 9! Otworzył drzwi a za nimi stał starszy pan z walizeczką i chyba był zdziwiony
- A Ty co tutaj robisz? To mieszkanie mojego wnuka – a więc to jest ten człowiek
- Mieszkam. Seeley nie mieszka tutaj od tygodnia
- A gdzie jeśli można wiedzieć? – starszy pan był wkurzony
- Nie wiem czy mogę udzielać takiej informacji – nie był przyjemnym staruszkiem
- Odsuń się muszę zaczekać na mojego wnuka
- Teraz ja tu mieszkam. Jego tutaj nie ma. A ja pana nie znam i nie wpuszczę
- Słuchaj no młody człowieku. Wpuść mnie
- Proszę nie krzyczeć. Bo ludzie jeszcze śpią – nie miał najmniejszego zamiaru go wpuszczać
- To mieszkanie mojego wnuka. Wpuść mnie i z łaski swojej zejdź na dół i zapłać za taksówkę bo licznik leci – Andrew ani myślał. Stanął w wojowniczej pozie
- Nie mam najmniejszego zamiaru płacić za kogoś. Proszę samemu zejść i zapłacić
- A niby skąd mam mieć pieniądze?
- Nie obchodzi mnie to – zamknął mu drzwi przed nosem. Hank nie ustępował. Dobijał się do drzwi. Andrew zadzwonił do Bootha. Chwilę później otworzył jeszcze raz drzwi
- No w końcu! Wpuść mnie i idź zapłać za taryfę
- Nie ma mowy – Jasper się właśnie obudził i domagał uwagi – mam małe dziecko w domu. Seeley zaraz przyjedzie. A tym czasem może pan zejść na dół i tam na niego zaczekać. I niech pan nie robi hałasu bo sąsiedzi wezwą policję – i ponownie zatrzasnął drzwi i żeby nie było wątpliwości zamknął na zamek. Miał ważniejsze sprawy rzeczy do zrobienia. Jak choćby zająć się synem. Słyszał jeszcze jak staruszek klnie schodząc po schodach. Ale ani trochę nie było mu go żal. Nie po tym co zrobił Jego żonie i jej rodzinie...
Agent podjechał jeszcze po brata i razem ruszyli na miejsce
- Zapomniałem wczoraj zadzwonić żeby nie przyjeżdżał – powiedział
- Może to lepiej będziemy mieli to za sobą
- Awanturował się pod drzwiami. Andy nie wpuścił go do środka.
- Dobrze zrobił
- Podobno przyjechał z walizkami
- Chciał się wprowadzić? – nie krył zdziwienia.
- Kiedyś mu to proponowałem ale wówczas myślałem, że to świetny człowiek. Teraz już nic dla mnie nie znaczy. Odebrał nam to co najcenniejsze – kiedy dojechali na miejsce zobaczyli go stojącego przy taksówce. Wysiedli z samochodu – po co przyjechałeś? – zaczął z grubej rury
- Tyle razy mówiłeś, że mogę z Tobą zamieszkać i oto w końcu jestem
- Nie zamieszkasz ze mną – powiedział hardo. Zachowanie spokoju kosztowało go wiele wysiłku. Za to senior jakby w ogóle tego nie zauważał
- Bądź tak dobry i zapłać za taksówkę. Ten młodziak nie chciał i teraz nabiło pół godziny więcej – bezczelność starca osiągnęła maksymalny pułap jaki mogli znieść bracia
- Nie mamy najmniejszego zamiaru. wsiądź do tej taksówki i wracaj tam skąd przyjechałeś – odezwał się Jared
- Ani mi się śni. Zajmowałem się wami. Teraz Wasza kolej zająć się mną – Booth nie wytrzymał doskoczył do niego
- Słuchaj zajmowałeś się nami bo zabrałeś nam matkę. Ograbiłeś nas z jej miłości. Mówiłeś, że nas nie kocha i nas zostawiła a tymczasem to Ty ją do tego zmusiłeś.
- Ta suka nie zasługiwała na nasze nazwisko. Pochodziła z slumsów. Nie umiała się zachować jak kobieta! Nie potrafiła nawet przyjąć paru klapsów na które zresztą zasłużyła – tym razem nie wytrzyma Jared i mu po prostu przyłożył
- Ty człowieku masz pojęcie co znaczy parę klapsów? Bił ją aż nie straciła przytomności. A jak mu było mało i nie zdążył się wyładować to okładał Seeleya to według Ciebie klapsy? Niegodna nazwiska? Ty cholerny draniu! Wynoś się z naszego życia póki jeszcze się kontroluję
- Nie mam najmniejszego zamiaru jesteście mi to winni!
- Nic nie jesteśmy Ci winni! Wsiadaj do taksówki i wracaj do miejsca z którego przyjechałeś. Dla nas przestałeś istnieć
- To tak mi się odpłacacie? Za lata poświęceń?
- Nie musiałbyś się poświęcać jakbyś nie wygnał naszej mamy! – wepchali go siłą do taksówki
- Nigdzie je jadę. Przyzwyczajcie się a jak nie zapłacicie teraz to zaraz będzie większa kwota
- Niech mnie pan panie Booth wysłucha uważnie bo nie powtórzę po raz drugi. Nie zajmiemy się panem ani ja ani Jared. Nie mieszkam tu już więc nawet tutaj nie wracaj. To mieszkanie należy już do kogo innego. Zrobił grzeczność dzwoniąc do mnie a nie na policję.
- No to pojadę za Tobą tam gdzie mieszkasz
- Nie, bo tam Cię na pewno nie wpuszczę – wyciągnął odznakę. Pokazał taksiarzowi – niech się pan nie waży jechać za mną. A tego człowieka odwieźć tak skąd go pan zabrał. I niech sam ureguluje należność a jak nie będzie chciał proszę go dostarczyć na najbliższy posterunek policji
- Robi się panie władzo – wepchali go do taksówki razem z bagażami. Patrzyli za oddalającym się samochodem
- Tempe nie chciała powiedzieć jak zareagował na te wiadomości. Ale to mogę sobie tylko wyobrazić. Mam ochotę się napić – powiedział
- Ta ja też. Zadzwonię do Padme...
- O kurcze nie mogę. Mam Parkera w domu i chciałem go dzisiaj przedstawić mamie i reszcie
- No to nici z braterskiego piwka?
- Przykro mi stary. Podrzucić Cię? – pokiwał twierdząco głową – jutro będą wyniki badań
- Mam nadzieję, że będziemy mogli jej pomóc
- Ja też…
Może później będzie mnie stać na ambitniejszy komentarz ale na razie mam w głowie tylko epitety w obec Hanka (nie koniesznie kultularne)- dupek, dupek, dupek , dupek , etc, itd, itp...
Mam nadzieję, że się nie pogniewaliście za tą rozmowę Hanka z wnukami:) Ja poprostu miałam kiepski dzień jak to pisałam i w ten sposób się ciut na nim wyżyłam ;/ Skoro i tak miał być czarnym charakterrm ;p A teraz trochę przyejmniejsza część z lekkim humorkiem (mam bynajmiej taką nadzieję)
18.
- Bones – ktoś szarpał jej ramię – Bones wstawaj już 10 – podniosła oczy
- Parker już wstaję
- A gdzie tata? I dlaczego spałem tutaj a nie taty – wstała i zabrała chłopca do kuchni. Bez porządnej dawki kofeiny się nie obejdzie
- Tutaj było bliżej – mieli mu razem powiedzieć jak wstaną – a tata pojechał spotkać się z wujkiem Jaredm. Niedługo powinien być
- Bones a tata tutaj mieszka? – zapytał wprost z rozbrajającą szczerością 8 letniego dziecka i co ma powiedzieć? Booth gdzie Ty jesteś?
- Tak mieszka tu ze mną.
- A co ze mną?
- Przerobimy pokój w którym spałeś na Twój pokój
- Mój własny? Naprawdę? – nie krył zdziwienia – i będę u Was nocował? A może zostać to duże łóżko? Świetnie się w nim śpi – dodał z rozmarzeniem
- Nie ma sprawy. Dokupimy tylko jakąś komodę i biurko, zmienimy zasłonki i będzie jak nowy
- Świetnie. Ale się wczoraj fajnie bawiłem. Nie wiedziałem, że tata umie tak tańczyć – kawa w ekspresie zabulgotała a do jej nozdrzy doszedł jej zapach. I to był błąd. O mały włos a by nie zdążyła do ubikacji. Zwróciła cały swój żołądek za nią przyleciał przestraszony 8 – latek
- Bones co Ci jest?
- Nic kochanie. To tylko niestrawność – choć już wiedziała co to takiego. Ale nie przypuszczała, że zacznie się od bliskiego spotkania z muszlą
- Pewnie za dużo wczoraj zjadłaś
- Pewnie tak. Chodźmy zrobimy śniadanie. Może tata niedługo wróci.
- Jak mnie brzuch kiedyś bolał to mama mi zrobiła herbatę. Mogę Ci zrobić jak chcesz. I mogę nawet śniadanie zrobić. Tzn. nasypać płatków i zalać mlekiem – choć nie chciała go obciążać to była zbyt słaba po wyczynach jej żołądka żeby coś zrobić
- No to ja poproszę herbatę.
- Śniadanie też – powiedział stanowczo
- No dobrze niech będzie też śniadanie ale tylko płatki – usiadła na kanapie i wyciągnęła nogi. Mały bardzo się przejął swoim zadaniem. Zabrał się do niego z niemałym entuzjazmem. Zanim skończył Bones jeszcze zaliczyła dwie sesje sedesowe.
- Proszę – postawił przed nią kubek z herbatą i miseczkę z Jego czekoladowymi kulkami z mlekiem. Nie chciała mu robić przykrości i zjadła choć żołądek skręcał się jej nieprzyjemnie – Bones a gdzie masz telewizor?
- Obawiam się, że go nie mam – powiedziała nie mieli nawet kiedy się za nim rozejrzeć. Brakło im w tym tygodniu czasu
- Oj Bones każdy ma telewizor
- Obawiam się, że ja nie mam – mały był niepocieszony. W końcu co niedzielę leciał jego ulubiony serial młodzieżowy. I niby jak miał go teraz obejrzeć? – obiecuję, że przed następną Twoja wizytą kupimy z tatą telewizor
- No dobra – mimo tego siedział nadal naburmuszony – więc co będziemy teraz robić?
- Może zagramy w skrable? Grałeś kiedyś?
- Pewnie jestem najlepszy w klasie – i właśnie tak całkowicie pochłoniętych, zastał Booth kiedy wrócił jakiś czas później. Po Jego minie widziała, że nie było to łatwe spotkanie. Jednak na wyjaśnienia musiała poczekać do wieczora aż zostaną sami.
- Cześć kochani – uśmiechał się ale jego oczy były smutne – co robicie?
- Gramy w skrable. Tato a wiesz, że zrobiłem Bones śniadanie? Bo była chora
- Skarbie co Ci jest – podszedł do niej uśmiechnęła się do Niego
- Nic takiego
- Struła się bo wymiotowała – poinformował go snyn
- To może podjedziemy na ostry dyżur?
- Nie ma takiej potrzeby. Już mi nic nie jest prawda? – mały energicznie pokiwał głową
- Nie jestem o tym przekonany. Idę zrobić kawę dla Ciebie też?
- Nie ja dziękuję za kawę – na samo przypomnienie jej zapachu robiło się jej słabo.
- Nie dzięki. Wypiłam pyszną herbatę zrobioną przez Parkera – pocałował z dumą syna
- To ja sobie zrobię i dołączę do Was. Kto wygrywa? – poszedł po kawę i szybko wrócił i zaczęła się jazda dla żołądka Tempe kiedy tylko poczuła jej zapach. Zdążyła jeszcze do łazienki a za nią Booth
- Bones co się dzieje? Kochanie – powiedział czule podnosząc ją z posadzki w jej oczach oprócz zmęczenia była wielka radość – chcesz mi powiedzieć, że…?
- Chyba tak. Nie mam 100% pewności ale powinnam okres dostać 4 dni temu poza tym źle reaguję na kawę. Bardzo źle – przytulił ją do siebie i pocałował
- Kocham Cię. Tak bardzo Cię kocham – do łazienki zajrzał zaniepokojony Parker
- Chodźcie już – skończyli grę i przyszedł czas na poważną rozmowę z Parkerem
- Parker już wiesz, że ja tutaj mieszkam
- Wiem Bones mi powiedziała. I mówiła, że dostanę własny pokój – uśmiechnął się
- Dostaniesz, dostaniesz. Mamy jeszcze jedną niespodziankę dla Ciebie
- Jaką? – zapytał zaciekawiony
- Pamiętasz opowiadałem Ci kiedyś o mojej mamie i, że zaginęła dawno temu? – pokiwał głową – no właśnie ona teraz się odnalazła
- Mam babcie? – jego dziecięcy zachwyt był aż nadto widoczny
- Babcie i przybranego dziadka i jeszcze jedną ciocię i wujka i małego kuzynka
- Wujek Jared ma synka?
- Nie, ja i wujek mamy jeszcze siostrę. Ona jest twoją ciocią a jej mąż wujkiem. Mają też małego chłopczyka o imieniu Jasper
- Ale bomba
- Gdzie? Ktoś podłożył bombę? – zapytała zdziwiona i przestraszona. Chłopaki parsknęły śmiechem
- Tak się teraz mówi kiedy coś się podoba
- nie rozumiem co ma z tym wspólnego bomba? To bez sensu i… -
- …nielogiczne – dokończyli za nią. I śmiali się w głos
- Nie wiem o co wam chodzi – obrażona trzasnęła drzwiami od łazienki zamykać na klucz
- Tato czy Bones się obraziła? – ojciec westchnął głęboko. Wiedział, że nadchodzą ciężkie czasy. Takich wybuchów będzie wiele więcej.
- Nie tylko jest nie w sosie
- Bo ja nie jestem żadnym daniem żebym się tarzała w sosie – odpowiedział im głos zza drzwi. Oboje odpuścili sobie tłumaczenie, że tylko tak się mówi. Wiedzieli, że w tej chwili to nie ma najmniejszego sensu.
- Kochanie wyjdź z łazienki – prosił ładnie pod drzwiami. Siedziała tam już 45 minut i pomijając fakt, że mieli iść na lunch a potem do szpitala to cały czas było słychać odgłos chlipania – skarbie nie chcieliśmy Cię urazić – szczęknął zamek w drzwiach i wysunęła głowę
- Wiem – powiedziała nie przestając płakać
- No to czemu płaczesz?
- Bo zachowałam się jak rozpieszczona panienka – przytulił ją do siebie i zdusił śmiech
- Nic się nie stało. Masz do tego prawo. Zmienność nastrojów w ciąży to normalna sprawa. I ani ja ani Parker się nie gniewamy
- Na pewno? – zapytała z miną niewiniątka
- Na pewno. Bardzo Cię kochamy oboje.
- Ja Was też – i wcale nie oznaczało to koniec płaczu. To będzie wesołe kilka miesięcy – pomyślał Booth a głośno powiedział
- Wytrzyj nosek, przemyj buźkę i idziemy na lunch a potem do szpitala – pochlipując weszła z powrotem do łazienki. Tym razem wyszła jednak dużo szybciej. Na całe szczęście…
B&B będą mieli dzidziusia!!! <huraa> xD
Biedny Booth... będzie musiał znosić humory Bones... ;)
Czekam na cd :):*
19.
- Bones a Ty się na mnie gniewasz? – zapytał niewiele rozumiejący zachowanie dorosłych Parker
- Nie skądże? A dlaczego miałabym?
- No bo się zamknęłaś w łazience – i jak tu wytłumaczyć małemu brzdącowi coś czego sama jeszcze do końca nie jest pewna choć wszystko na to wskazuje
- Synu musisz się przyzwyczaić, że Bones będzie teraz trzaskać drzwiami przez najbliższych kilka miesięcy. Czasami zupełnie bez powodu
- A dlaczego?
- Bo tak mają wszystkie kobiety w pewnym okresie ich życia – nie chciał jeszcze mówić małemu zresztą sami do końca nie byli pewni odwrócił się do niej a w jej oczach zobaczył wdzięczność za wybawienie z kłopotliwej sytuacji
- A przejdzie jej to kiedyś?
- Tak za jakiś czas jej przejdzie
- No to ok. – zgodził się mały
- Wiesz chyba będę musiała przeprosić Daisy. Choć nie, wcale nie posądziła mnie o coś a ja nie mam zamiaru ją przepraszać! Nie wiedziałam wówczas...
- Wiem skarbie. A może w zamian np. jej nie zwolnisz? Straciłaby staż i możliwość zdobycia doktoratu po wyrzuceniu ze stażu
- Sweets z Tobą rozmawiał?
- Pogadaliśmy sobie trochę wczoraj na weselu
- Nie powinnam czegoś takiego tolerować. Ona jest nieznośna po prostu nieznośna. Do szału doprowadza mnie jej paplanina. Choć niewątpliwie jest bardzo inteligentna
- No to z nią pogadaj i powiedz, że zostanie jak przestanie tyle gadać – dodał z uśmiechem. Właśnie podjechali pod szpital
- Tato a dlaczego jesteśmy w szpitalu? Babcia jest chora?
- Nie babcia a ciocia Emily. I tutaj wszyscy są bo chcą jej dotrzymać towarzystwa. Żeby nie była smutna i samotna – takie wytłumaczenie wystarczyło małemu i ruszyli do sali w której leżała ich siostra. Jared też miał dzisiaj wpaść z Padme. Ale po rozmowie z Hankiem Booth już nie był taki pewny czy On przyjdzie
W pokoju była prawie cała rodzina. Andrew dyplomatycznie przemilczał wizytę starszego pana. Jeśli będą chcieli sami im powiedzą.
- Jak Jasper się sprawuje? – zapytała Amanda
- Z tego co wiem przez cały tydzień dał im się wyspać. I mnie też przez ostatnie dwie noce. Dziękuję mamie za wszystko nie wiem co byśmy bez Was zrobili
- Nie musisz dziękować. Wracasz do Bostonu jeszcze?
- Nie mam zaległy urlop i go teraz wykorzystuję. Urządzam sie w mieszkaniu Seeleya Mam nadzieję, że się mama nie gniewa?
- Nie cieszę sie, że będziesz mógł się zająć rodziną. Zawsze chętnie Wam pomożemy daj tylko znać.
- Nie wiem czy powinienem mówić. Ale... chyba już nie musicie wynajmować tego domu. Wiem, że głównie z naszego powodu Go wynajęliście. Nie chciałbym żeby to źle zabrzmiało. Ale wiem też, że Owen chciałby żebyś była z nim a nie cały czas z nami
- Synu to nie tak, że...
- Ja wiem. Ja Cię rozumiem. Po co robić sobie koszty. Bardzo chętnie przyjmę Waszą wszelką pomoc. Ale przecież teraz mam mieszkanie będziecie się mogli w nim zatrzymać a nie w wynajętym domu – powiedział to co sądził i to co miał nadzieję usłyszeć Owen. koszty utrzymania dwóch domów były wysokie. I choć nie zarabiał mało. To nadszarpywało ich budżet. Chciał im pomóc i pomagał jak mógł a teraz był wdzięczny temu młodemu człowiekowi za zdjęcie tego ciężaru z jego ramion. Będą im nadal pomagać ale te pieniądze mogą przeznaczyć na co innego. Choćby rzeczy dla dziecka
- Dobrze. Pamiętaj, że zawsze możecie na nas liczyć.
- Wiem i bardzo Wam dziękuję.
- A co będzie jak pójdziesz w przyszłym tygodniu do pracy?
- Nie zastanawiałem się jeszcze. Coś wymyślę na pewno – dalszą rozmowę przerwało wejście gości. W drzwiach pojawił się Seesley za nim Tempe a na końcu miniaturka ojca czyli Parker
- Tato a oni są fajni? – zapytał – polubią mnie?
- Oni Cie pokochają a nie polubią zobaczysz – nacisnął klamkę i wszedł do pokoju razem z Bones i synem – Cześć – powiedział witając się ze wszystkim podszedł do siostry – jak sie masz mała?
- Dobrze wielki bracie – odwzajemniła Jego uśmiech.
- Chcę wam kogoś przedstawić to mój syn Parker – mały lekko zdezorientowany ale szybko odzyskał rezon
- Dzień dobry – powiedział i po kolei podał wszystkim swoją małą rączkę
- Boże Seeley On jest taki sam jak Ty kiedy byłeś mały – uściskała wnuka
- Mogę do Ciebie mówić babciu? Bo ja nigdy nie miałem babci
- Tak kochanie. Ja jestem twoja babcią. I będę bardzo szczęśliwa jak będziesz mnie tak nazywał. To jest mój mąż Owen
- Do mnie możesz mówić dziadku wcale się nie pogniewam – mały był zachwycony nowo poznaną rodziną. A oni zachwycali się tym bystrym dzieckiem. Emily miała łzy w oczach
- Nie płacz ciocia. Szybko wyzdrowiejesz – przytulił się do niej z całą dziecięcą ufnością jakby czuł, że właśnie tego w tej chwili potrzebuje – a mogę zobaczyć mojego kuzyna?
- Pewnie – podszedł do nich Andrew i pokazał mu niemowlę – to jest Jasper
-Ale on jest jeszcze strasznie mały – był szczerze zawiedziony. Miał nadzieję, na wspólną zabawę a tu taka niespodzianka
- Ma dopiero niecałe trzy miesiące – dorośli uśmiechnęli się na widok miny 8 latka
- A kiedy urośnie?
- Za jakiś czas – powiedział Booth wybawiając z odpowiedzi i ucinając dyskusję.
- Tempe może usiądziesz coś blado wyglądasz – powiedziała Em
- Nic mi nie jest po prostu jestem zmęczona Jeszcze po wczorajszym weselu
- To tym bardziej usiądź – usiadła i nie wiedzieć czemu była potwornie zmęczona. zamknęła na chwilę oczy i odpłynęła w świat nibylandii. Booth przeniósł ją na wygodniejszy fotel. Pamiętał, że Rebecca kiedy była w ciąży też zasypiała gdzie popadnie. Widocznie Bones ma tak samo. Zdjął jeszcze marynarkę i okrył jej ramiona
- Aż miło na was popatrzeć – do pokoju wszedł Jared z Padme – coś się stało Bones?
- Bones się wczoraj struła i rano wymiotowała – odparł rezolutnie Parker – cześć wujek
- Wymiotowała powiadasz a teraz śpi – ich matka uśmiechnęła się chytrze – coś mi sie zdaje, że szybko jej nie przejdzie – agent tylko się uśmiechnął patrząc z miłością na swoją towarzyszkę życia.
- Na pewno ona tez tak mówi
- Babciu a będę mógł do ciebie przyjechać na wakacje?
- Pewnie o ile mama i tata pozwolą.
- Bo moi koledzy przeważnie jeżdżą do dziadków na wakacje. A ja nie miałem a teraz mam to mogę tato?
- Pewnie, że tak – poczorchał delikatnie czuprynę chłopca – powinniśmy się zbierać obiecałem mamie, że odstawię Cię o 18 do domu. mieliśmy jeszcze jechać na wczesną kolację
- A Bones nadal śpi – potrząsnął jej ręką – Bones śpiochu wstawaj idziemy do domu
- Która godzina – zapytała mało przytomnym głosem
- 16 odpowiedział chórek
- To dlaczego pozwoliliście mi tyle spać? – pozostali zanosili się ze śmiechu
Jej wchodzę a tu aż trzy części :) Strasznie się cieszę, tą miłą niespodzianką :)
Ja się nie gniewam, za to że zrobiłaś z Papsa czarny charakter tego opowiadanka... :) Jak to się mówi cel wymaga poświęceń... :P
Nigdy bym się nie spodziewała, że z takiego miłego, starszego pana może się okazać taki bez serca, bezczelny cham (nie mówiąc brzydko)... wolę się więcej nie wypowiadać, ponieważ to kulturalne forum :) Super część... (pomijając zachowanie "dziadka")
Hmmm... Bones już ma swoje humory, które Booth będzie musiał znosić (mały Booht też :P) No ale coś za coś... :PP Jeszcze sporo czasu i jej przejdzie :P heh... :) Zdecydowanie ta część była bardziej humorystyczna niż poprzednia :)
Bones jak zawsze racjonalne myślenie :P :) Bardzo poprawiła mi humor :)
Cóż za piękna rodzinna część... :) Nie mam żadnych zastrzeżeń... :) Bardzo mi się podoba :) A Bones mogliby wcześniej obudzić :P he he :) Czekam na kolejne części :)
Pozdrawiam :)
20.
- Bones a co robisz we środę do południa – zapytał kiedy odwozili go do domu po kolacji
- Pewnie pracuję – odpowiedziała – a co ma być we środę
- Będę grał meczu małej ligi – Booth Az struchlał na myśl o czekającym ich wykładzie na temat sportu. Jeszcze mi syna przekabaci. A on jest taki dobry w tym co robi. Ale Bones na przekór wszystkiemu co kiedyś mówiła powiedziała
- Będę się bardzo cieszyła patrząc na ciebie o ile tata mnie zabierze
- Tato weźmiesz Bones proszę – posłał mu swój uśmiech notabene toćka w toćkę jak jego własny
- Pewnie, że zabiorę – uśmiech nie schodził mu z ust
- Bo można zaprosić kogo się chce. Nawet całą rodzinę. Tato a babcia mogłaby przyjść?
- Babcia wraca dzisiaj do Bostonu ale możemy zadzwonić do wujka i zapytać
- Do obu – zadecydował. Jeszcze nie dawno bał się, że on nie zaakceptuje jego nowej rodziny a Parker traktuje ich jakby byli od zawsze. To kochane dziecko.
- Booth zatrzymaj się – powiedziała nagle Bones popatrzył na jej zielonkawą twarz i posłusznie wykonał polecenie. Jeszcze dobrze się nie zatrzymał a ona już wyskakiwała z auta i pochylała się na poboczu. Szybko do niej obaj dołączyli
- Chyba jej tato nie przeszło
- Chyba synu nie – podtrzymywał ją i odgarniał włosy z twarzy żeby było jej lepiej. Nic innego nie mógł zrobić. Muszą to po prostu poczekać. Ale skoro na samym początku ma takie problemy to nie będzie jej łatwo w późniejszym czasie – Bones może pojedziemy do lekarza?
- Może jutro. Teraz musielibyśmy i tak na dyżur jest niedziela
- Dobrze. Wsiadajcie – popatrzył na zegarek cholera spóźnią się. Rebecca nie cierpi jak się spóźnia z odwozem małego zwłaszcza w niedzielny wieczór kiedy musi iść rano do szkoły. Dojechali na miejsce sporo po umówionej godzinie. Przed domem stała już jego była.
- Będzie zła? – pokiwał twierdząco głową. Nie chciał źle mówić o niej przy synu, w końcu to Jego mama – mogę nie wysiadać?
- Pewnie odpocznij – wysiadł razem z synem – Witaj Rebecco
- Cześć Seeley – powiedział nawet spokojnie – jak było? – zwróciła się do syna
- Odlotowo wiesz, że mam babcie i ciocie i kuzyna? – nie kryła zdziwienia
- Opowiesz mi potem idź teraz do domu chcę porozmawiać z tatą – mały cmoknął ojca w policzek i uściskał po męsku. Potem wbiegł do domu
- Przepraszam ale Bones źle się poczuła po drodze i musieliśmy się zatrzymać.
- Źle się czuje? Może jest chora? – zaskoczyła go troska w jej głosie spodziewał się raczej wymówek a nie troski o jego partnerkę
- Tak obiecała, że pójdzie jutro do lekarza choć twierdzi, że nie musi. Wiesz moja mama mnie znalazła
- Babcia?
- Tak resztę pozostawię Parkerowi żeby Ci opowiedział
- Seeley czy mógłbyś się zająć nim w tym tygodniu?
- Czy coś się stało?
- Nie Stew wygrał wycieczkę Last minet i ona zaczyna się jutro. Wiem, że stawiam Cie w niezręcznej sytuacji może masz jakieś plany
- Nie ma sprawy możemy się nim zająć
- My? Ty i dr Brennan? Jesteście w końcu razem? Tak na poważnie? Mówił Parker ale on to tyle razy mówił, że przestałam na to zwracać uwagę dawno
- Tak zaręczyliśmy się. Za 2 i pół miesiąca bierzemy ślub. Oczywiście jesteście zaproszeni. A Parka możemy już dzisiaj zabrać
- Ok. to wejdźcie spakuję jego rzeczy i książki – weszła do domu a Booth wrócił do samochodu gdzie wykończona żołądkowymi ekscesami Bones drzemała
- Tempe, kochanie – lekko potrząsnął jej ramieniem otworzyła oczy – masz coś przeciwko żeby Park został z nami w tym tygodniu?
- Nie a coś się stało Rebecce?
- Nie tylko wygrali wycieczkę. Zaczyna się jutro. Pakuje rzeczy dla małego. Zaprasza nas do środka na herbatę – wysiadła z samochodu i ruszyli w stronę domu. Stew szykował kawę. Booth poszedł mu dyskretnie powiedzieć, że kawa to nie jest dobry pomysł. Tamten pokiwał głową z uśmiechem i zrobił dla wszystkich herbatę.
- Nie chcieliście kawy – zapytała Rebecca gości
- Nie, późno już a trzeba rano wstać. Dasz nam plan lekcji małego
- Tato ja już nie jestem mały – wbiegł do pokoju – naprawdę będę z Wami cały tydzień? – usiadł na kolanach Tempe
- Naprawdę. Może pomalujemy Twój pokój tak jak mówiliśmy
- I kupisz w końcu telewizor? – dorośli zareagowali śmiechem. Do mieszkania Bones wrócili dość późno Parker prawie się nie trzymał na nogach. Na wpółśpiącego agent zaniósł do łóżka, rozebrał i okrył kołderką. Wrócił do salonu. Bones brała prysznic. Sam przebrał się w domowy strój i postawił gotować mleko. Co prawda ona go nie lubi ale teraz będzie zmuszona polubić. Dziecko – uśmiechał się do siebie – nasze własne maleństwo. Czy może być coś cudowniejszego? – ni wiedział nawet kiedy do niego podeszła i objęła od tyłu
- Co tam gotujesz?
- Mleko – odpowiedział zwięźle
- Nie cierpię gotowanego mleka
- Ale je wypijesz
- Nie mam zamiaru – powiedziała buńczucznie
- To dla malucha zdrowe
- Nieprzegotowane też jest zdrowe
- Nie ma mowy, takie jest wiele zdrowsze. Zwłaszcza to ze sklepu pasteryzowane. Wiesz ile ono ma w sobie chemii
- Booth – była co najmniej oburzona zabijał ją jej własną bronią zdrową żywnością i miał niestety rację to mleko zawierało sporo ulepszaczy – ale ja nie lubię takiego mleka
- Będziemy pić je razem – widział kapitulację w jej wzroku
- Ani mi się śni – założyła ręce w geście sprzeciwu – nie będę piła tego świństwa
- Będziesz bo to dobre dla dzieciątka
- Wcale nie wiadomo czy jestem w ciąży – oj ależ ona ma humorki. Będzie bardzo ciężko ją pokonać zwłaszcza w potyczce słownej – myślał
- Oj Bones kogo Ty oszukujesz – uśmiechał się do niej z pobłażaniem – masz klasyczne objawy ciąży. Łącznie z zasypianiem gdzie popadnie
- Wcale nie
- Wcale tak – przekomarzał się z nią
- Jesteś podłym samcem alfa – weszła do sypialni trzaskając drzwiami a On za nią z kubkiem mleka i uśmiechem na twarzy
- No kochanie wypij przecież chcesz żeby maluszek był zdrowy i miał zdrowe kości. Wapń to podstawowy budulec kości ty powinnaś to wiedzieć najlepiej a najwięcej jest go a mleku – nie ma jak logiczne argumenty – spróbuj przynajmniej – wzięła kubek do ręki a w jej oczach lśniły łzy. Wypiła duszkiem i wybuchnęła płaczem – co się stało? – odstawił kubek na szafkę i objął ją
- Nie będę dobra matką – o nie znowu się zaczyna – skoro nawet nie chce pić mleka dla jego dobra
- Kochanie będziesz najwspanialszą mamą na świecie. Zobaczysz! Teraz Ci się tak wydaje bo jesteś w ciąży i masz zmienne nastroje – musiał się nieźle pilnować żeby nie powiedzieć, że jest humorzasta
- I z tego powodu ciągle płaczę – nadal chlipała
- Tak. Rebecca miała dokładnie to samo. A teraz się połóż ja wezmę prysznic i zaraz do Ciebie dołączę dobrze? – pokiwała twierdząco głową. Kiedy wyszedł z łazienki ona już spała. Poszedł jeszcze po sok dla niej i położył się spać
Fajnie, że Parker będzie z nimi jeszcze przez tydzień... :) no no zaczyna się :) Jakoś Booth będzie musiał wytrzymać humorki Bones :) Ale później będzie długo wyczekiwany maluszek na świecie :) i skończą się humorki Bones ale zacznie się nie spanie po nocach :PP :)
Super dialogi :) ekstra :)
Czekam na cd :)
21.
Rano obudziła go poranna sesja ukochanej w toalecie. Poszedł do niej zmoczył ręcznik i położył jej na karku nic nie mówiąc żeby jej nie denerwować. Nie mógł patrzeć na jej mękę tym bardziej, że pośrednio on był za to odpowiedzialny. Podniósł ją nic nie mówiąc i zaniósł do łóżka.
- Leż skarbie zrobię CI herbaty i jakąś grzankę – pokiwała tylko głową i zasnęła była potwornie zmęczona. Popatrzył na zegarek 6:30 zaraz musi obudzić syna. Zanim skończył przygotowywać grzankę i herbatę dla Bones Parker już wstał
- Tato ty już nie śpisz? – zdziwiony znał przecież nawyk ojca do długiego spania
- Tak Bones znowu źle się czuje – tłumaczył dziecku
- To zaprowadź ją do lekarza
- Synu musisz coś wiedzieć i radzę Ci to zapamiętać – mówił z uśmiechem na ustach – nigdy nie próbuj Bones do czegoś zmuszać bo zrobi na odwrót. Do niej trzeba dotrzeć logicznymi argumentami
- A co to są logiczne argumenty – jęknął
- To coś co jest dla wszystkich zrozumiałe i do przyjęcia – odpowiedziała za niego Bones mały zmarszczył brwi widać, że intensywnie myślał
- No dobra to masz iść do lekarza bo jak będziesz dalej chora to nie pójdziesz we środę na mecz – Booth krztusił się ze śmiechu zastanawiał się jak ona wybrnie z tej sytuacji. Bo chyba znalazła godnego przeciwnika
- To nie jest logiczny argument a szantaż
- Wcale nie, bo jak dalej będziesz chora to po prostu nie będziesz miała siły iść na mecz – w duchu bił brawo swojemu synowi – to jest logiczne prawda? – Bones całkowicie osłupiała
- Tak masz rację to jest logiczne – uśmiechnęła się – co z tym śniadaniem bo jestem strasznie głodna – Booth nie mógł uwierzyć jeszcze przed chwilą była wykończona i zasypiała a 15 min później jest ożywiona i domaga się jedzenia. Zmienność nastrojów – myślał – oj mam przechlapane.
- A na co masz ochotę? – zapytał myślała chwilę
- Naleśniki z jabłkami i sosem czekoladowym, naleśniki z malinami i bitą śmietaną, naleśniki z fasolą i sosem tabasco, naleśniki z…
- Stop! Bones oszalałaś słodkie i ostre w jednym?
- Ale kiedy ja mam na to ochotę – zrobiła prosząca minkę i maślane oczka – i soku z żurawiny bym się napiła – mały patrzył na nich z wielkimi oczami
- Synu na która masz dzisiaj do szkoły?
- Na 9
- To zdążę jeszcze do sklepu a Wy zacznijcie robić ciasto
- Ale tato Ty chyba nie masz zamiaru tego wszystkiego robić? – mały był szczerze zszokowany. No bo powiedzcie sami naleśniki z fasolą i sosem tabasco? No te na słodko jeszcze ujdą ale reszta? Nie do przyjęcia
- Słuchaj kochany jak kobieta jest w ciąży to się spełnia jej zachcianki – ups powiedział to co mieli jeszcze nie mówić bo sami nie byli pewni – to ja idę do sklepu – wiedział, że stchórzył ale nie miał odwagi odpowiadać na pytania syna i patrzeć na wyrzuty Bones
- Bones to prawda co tata powiedział? Że jesteś w ciąży? – nie wiedziała co odpowiedzieć. Postawiła na szczerość
- Tak, choć nie byłam jeszcze u lekarza ale wszystko na to wskazuje – mały w sumie się cieszył ale martwiło go jedno
- A co ze mną? – nie rozumiała o co mu chodzi
- Jak to co z Tobą? Ja nie rozumiem
- Czy ja już nie będę ważny dla taty skoro będzie miał nowe dziecko?
- Nie! – zaprotestowała gwałtownie – nawet tak nie myśl. Ojciec kocha cię bardzo. I nigdy to nie wątp. W ogóle skąd taki wniosek
- Mam kolego. Jego tata ma nową rodzinę i dziecko a nim przestał się interesować – powiedział cicho
- Ale Twój tata nigdy nie przestanie się Tobą interesować. Kocha cię. I będzie kochał też to drugie dziecko ale nigdy bardziej niż ciebie. Dzieci obdarza się miłością jednakowo. Ja też mam brata i rodzice kochali nas tak samo. Ja też Cię kocham i będę tak samo kochać to drugie dziecko. Ono będzie Twoim bratem albo siostrą i z pewnością będziecie się kochać – Parker przestał płakać i zaczął się nieśmiało uśmiechać
- Ty też mnie kochasz?
- Jasne głuptasie. A teraz zabierzmy się za naleśniki – zadzwonił telefon – Parker odbierzesz?
Cam na posterunku była już od 7. Przyszła wcześniej bo mieli zacząć prace nad szczątkami z wykopalisk i była przekonana, że dr Brennan pojawi się dużo wcześniej, że już o 7 będzie pochłonięta pracą. A tu czekała ją niespodzianka. Nie było jej. O 7:30 wykręciła nr do Brennan odebrał ku jej zdumieniu Parker
- Słucham
- Cześć Parker jestem dr Sorayan czy jest tam dr Brennan?
- Jest robi ciasto na naleśniki – no pięknie to ja się spieszę a ona postanowiła przyjść dzisiaj punktualnie na 9 – dać Ci ją?
- Jakbyś mógł – słyszała jak podchodzi do niej z telefonem
Bones nachyliła się żeby mógł przyłożyć jej słuchawkę do ucha bo maiła zajęte i do tego bardzo brudne ręce.
- Halo Cam? Coś się stało?
- Nie tylko ja już w pracy. Myślałam, że będziesz rano wcześniej i zaczniemy badania. Zazwyczaj jesteś pierwsza a zwłaszcza po tygodniu przerwy…
- Cam nie wiem czy dzisiaj będę w instytucie. Mam wizytę u lekarza – nie chciała się wdawać w szczegóły
- Czy to coś poważnego?
- Nie, nic takiego. Ot standardowa wizyta jakich wiele – jest szansa na wolne? Które ze stażystów dzisiaj jest?
- Daisy – Bones jęknęła ale opanowała się szybko
- Powiedz jej proszę ode mnie, że ma ostatnią szanse. Niech zacznie badania. Ale jak coś źle zrobi to wyleci. Jak nie wie niech lepiej tego się nie rusza
- Powiem jej. Chyba się ucieszy bo nie straci kilku lat studiów. Czyżby trafiła na Twój dobry dzień?
- Nie po prostu ma ostatnią szansę – no przecież jej nie powie, że miała rację. Nie ma mowy!
- Ok. a wolne możesz sobie wziąć nie ma sprawy
- Wiesz tak sobie myślę a może cały tydzień? – zapytała nieśmiało
- Dr Brennan czy pani na pewno nie jest chora?
- Nie, na pewno nie. Ale chętnie bym odpoczęła
- A może to nie głupi pomysł i ja tez wezmę sobie tydzień wolnego? W ten sposób wszyscy odpoczniemy. Ok. to do zobaczenia w poniedziałek – pożegnały się i rozłączyły w międzyczasie Booth wrócił z zakupami.
- Jak Wam idzie robienie ciasta? – zapytał. Naleśniki mają to do siebie, że szybko się je robi. Tylko chłopcy nie mogli patrzeć jak ona na przemian je słodkie i na prawdę ostre. Aż im się żołądki kurczyły na samą myśl o takim jedzeniu
Genialna część... :) A naleśniki z fasolą i sosem tabasco - mmm... "pycha" :P O ja nie mogę, jak można coś takiego zjeść... - przecież jest to nie możliwe... - chyba. :P Ale Bones dała radę czyli jest to chyba zjadliwe...
Bones i wolne... WOW. Chciałabym zobaczyć minę Cam... :P
Ekstra dialogi :) jednym słowem rewelka :) - Iście Bonesowo :)
Czekam na cd :)
Pozdrawiam
Dlaczego nikt lubi tacos?! Na drugie forum zaneta mówiła ohyda też. Ja lubię i ja będę mówić to jest dobre! xD
22.
Po śniadaniu odwieźli syna do szkoły i Booth skierował samochód do instytutu. Bones zaprotestowała
- Wzięłam sobie tydzień wolnego. Cam też weźmie sobie urlop w ten sposób wszyscy odpoczniemy – dodała z uśmiechem
- A ja mam pracować tak? – poskarżył się – nie ma mowy – wykonał jeden telefon i również miał tydzień wolnego – poza tym może się przydać. Dzisiaj mają być wyniki naszych badań jeśli się okaże, że możemy być dawcami to przyda się wolne.
- Pewnie masz rację – uśmiechnęła się do niego – mam ochotę na lody
- A ja na kawę – powiedział choć zdawał sobie sprawę, że nie będzie jej w najbliższym czasie pił choćby ze względu na Bones, która nie mogła znieść jej zapachu
- Może jak będziesz ją pił w kuchni to nic mi nie będzie? Albo na Świerzym powietrzu? – moja kochana ona myśli o mnie. Wie, że nie mogę wytrzymać bez dziennej dawki kofeiny
- Chyba jednak powinniśmy pojechać do lekarza co Ty na to?
- Chyba masz rację. Tyle, że to najwyżej dwa tygodnie plus minus 4 dni. Może on uzna, że jestem przewrażliwiona i wcale nie w ciąży
- Skarbie na pewno jesteś w ciąży. Masz klasyczne objawy. Więc gdzie mam jechać?
- Mój ginekolog przyjmuje tam gdzie leży Emily.
- No to tam pojedziemy. Przyjmie Cię od razu?
- Pewnie w końcu za to mu płacę – cała Bones szczera do bólu. Lekarz przyjął ich faktycznie od ręki. Miał akurat okienko. Zrobił podstawowy test. Potwierdził to co przypuszczali. Wypisał witaminy ciążowe i coś na mdłości. Choć ona upierała się, że da radę agent był jednak nieugięty. Wiedział ile kosztują ją te ekscesy żołądkowe. Potem poszli do Emily zapytać czy ma już wyniki i jaka jest decyzja lekarzy
- Em zobaczysz będzie dobrze. Przecież zgłosili się na badania, wiedzieli, że wiąże się to z oddaniem szpiku jeśli będą mogli być dawcami. Na pewno się zgodzą
- A jak im coś się stanie?
- Przecież Oni nic nie ryzykują. Co najwyżej parę dni bólu – ktoś zapukał do drzwi i wszedł
- Cześć nie przeszkadzamy?
- Nie wejdźcie właśnie o Was rozmawialiśmy – uśmiechnął się do nich Andrew
- Ładnie to obgadywać nieobecnych ej siostra bo dostaniesz klapsa – zaśmiała się uwielbiała swoich braci mimo tego, że znała ich zaledwie tydzień.
- Przyszliśmy zapytać co z wynikami? Macie już?
- Tak oboje możecie być dawcami
- No to super. Nie widzę, żadnych problemów.
- Był już Cameron?
- Ma zaraz przyjść, miał do Was zadzwonić.
- Ja wyłączyłem komórkę jak weszliśmy do gabinetu – wyciągnął telefon i go włączył 4 nieodebrane połączenia – dzwonił aż 4 razy
- Byliście u lekarza – mała popatrzyła na nich podejrzanie
- Tak się jakoś złożyło – powiedziała z tajemniczym uśmiechem.
- Ja z Em chodziłem tylko do ginekologa jak była w ciąży… o matko jesteś w ciąży? – no i się wydało
- Tak zaledwie od paru tygodni – agent przytulił ją do siebie
- Gratuluję! – uściskał oboje a potem Emily powtórzyła do samo
- Cieszę się waszym szczęściem – Jasper zapłakał Bren podeszła do nosidełka i za pozwoleniem wyciągnęła malca – będziesz wspaniałą mamą
- Nie jestem tego taka pewna
- Bones nie zaczynaj – agent wiedział, że jak zacznie na ten temat to skończy się płaczem już drżała jej dolna warga – będziesz najlepszą mamą na świecie i niech Ci nic innego nie wydaje – do pokoju wszedł Camren
- No pięknie a ja dzwonię do Was jak szalony. Co prawda Jared odebrał ale Ty masz wyłączony telefon
- Przed chwilą załączyłem
- Podejdziesz do mojego gabinetu?
- Pewnie – poszedł za lekarzem a Tempe została z nimi
- Jak się czujesz?
- W sumie to dobrze mam tylko mdłości non stop chce mi się spać a na śniadanie jadłam naleśniki na słodko i na ostro. A teraz zjadłabym duże lody truskawkowe z bita śmietaną i owocami – rozmarzyła się. Andrew wstał ze śmiechem na ustach
- To ja pójdę po te lody – pamiętał jak Em domagała się natychmiastowego spełnienia zachcianki
- Będziesz tak dobry – zrobiła do niego maślane oczka – dziękuję – śmiejąc się wyszedł
- Pewnie pamięta jeszcze czasy kiedy ja byłam w ciąży. Tempe czy… czy myślisz, że oni się nie rozmyślą?
- W jakiej sprawie?
- No w sprawie przeszczepu
- Nie ma mowy! Bardzo Cię kochają wiesz?
- Dziwne ale wiem. Czuję to mimo tego, że znam ich zaledwie tydzień.
- Ja po tygodniu znajomości z Boothem wyniosłam się na 6 tygodni do Gwatemali i szczerze go nienawidziłam. I jak ja nie cierpiałam tego Jego „Bones zbieraj się mamy sprawę…” dostawałam szału jak to słyszałam
- Jak można w ogóle mówić do kogoś kości?
- On już się nie zmieni. Walczyłam z tym prawie rok. Potem dałam sobie spokój. A teraz nie wyobrażam sobie, że miałabym nie słyszeć tego Jego „Bones” – Em śmiała się radośnie.
- Jak już wyzdrowieję, o ile wyzdrowieję, to musimy się razem upić. Chcę poznać parę bardziej pikantnych szczegółów dotyczących mojego brata.
- Obawiam się, że z piciem będziemy musieli jeszcze jakiś czas poczekać. Ja jestem w ciąży a potem tez nie bardzo… - ostudziła jej zapał
- No tak zapomniałam. Bardzo dokucza Ci maleństwo?
- Nie jest tak źle. Tylko źle się czuję każdego ranka. A raczej bladym świtem gdzieś ok. 5
- Pamiętam ten ból. Miałam dokładnie to samo. Wiem, że Andy miał mnie dosyć z tymi moimi zachciankami i wiecznymi huśtawkami nastroju
- Więc nie jestem w tym osamotniona?
- Z pewnością nie – wrócił mąż Emily z wielkim pucharem lodów z bitą śmietaną i owocami Bren aż oczy się zaświeciły i ślinka nabiegła do ust. wzięła się za pałaszowanie. A między jedną łyżką a drugą wzdychała
- Wielkie dzięki te lody są świetne – a kiedy już zjadła – przez malucha będę strasznie gruba. Ale było pyszne – do sali wszedł Booth z Cameronem i Jaredm
- Widzę, że dostałaś te swoje lody – podszedł do niej z uśmiechem na twarzy
- Andy był tak dobry i mi załatwił
- Dzięki szwagier. Domagała się ich od rana
- Moi drodzy – odezwał się doktor – zdecydowaliśmy się, że przeszczep wykonamy we środę. Rano pobierzemy materiał w między czasie wyeliminujemy Twój wadliwy szpik przez intensywną chemioterapię. A popołudniu zaczniemy podawać szpik Seeleya
- Ma podobno lepsze znaczniki – Jared uśmiechnął się
- Tak oboje mogą być dawcami ale Seeley ma lepsze znaczniki – potwierdził jego słowa lekarz – w tym czasie przeniesiemy Cię do sterylnego pomieszczenia. I dopóki nie przyjmie się szpik nikt nie będzie mógł do Ciebie wejść poza mną i pielęgniarkami w odpowiednim ubraniu. Musisz być przygotowana na samotne nawet 3 tygodnie jak zajdzie taka potrzeba. Rozumiesz? Jest to koniecznie. Będziesz dostawać też lek wspomagający przeszczep a w zasadzie Twoją odporność. To jest bardzo ważne. Udało mi się wcisnąć Cię do badań. Lek jest całkiem nieszkodliwy i jest po fazie badań laboratoryjnych od pół roku badany w warunkach klinicznych. W ten sposób nic za niego nie zapłacisz a jeszcze wypłacą Ci dywidendę.
- Będą na Em eksperymentować? – Seeley nie do końca był przekonany
- To jest dobry lek. Czytałam o nim. I rozmawiałam z Cam. Mówiła, że żadnej szkody nie wyrządzi a może pomóc – poparła Camerona Bones zastawiali się chwilę Em wyciągnęła ręce po formularz i długopis. Chciała przeżyć a skoro mógł jej w tym pomóc ten lek to chętnie skorzysta. Pozostali nie protestowali. Podpisała dokument i Cameron wyszedł
- Jesteś pewien, że tego chcesz? – chciała być pewna, że nie rozmyśli się
- Tak. Jesteś moją siostrą zrobię dla Ciebie wszystko tak jak dla każdego kogo kocham – popatrzył na przysypiającą narzeczoną z dzieckiem w ramionach
- A ona znowu śpi – podsumował Jared
- Ma do tego prawo – podszedł do niej i pogłaskał po policzku – jest w ciąży… - Jared tylko się uśmiechnął
23.
Nie było żadnego niebezpieczeństwa dla Seeleya. Nie istniało żadne ryzyko związane z pobraniem szpiku. We środę rano zawieźli Parkera do szkoły (Bones dzięki tabletkom przeciw mdłościom już nawet o świcie była w pełni sił) potem pojechali do szpitala. Tam pod znieczuleniem miejscowym miał być pobrany szpik do przeszczepu. Emily od wczoraj jest już w izolatce
- Jak ja nie cierpię igieł – mamrotał
- Taki duży a boi się małej igiełki. No dalej kowboju kładź się i miej to za sobą
- A dlaczego to musi być z biodra? Nic nie czuję a jak się posikam
- Booth nie bądź dzieckiem. Po południu zabiorę Cię do domu – pocieszała go
- Łatwo Ci mówić to nie Tobie wbiją igłę wielkości małego palca – do sali wszedł Cameron
- I jak przygotowany do pobrania?
- Jeśli pyta pan czy coś czuje to odpowiadam, że nic
- A o co mógłbym innego pytać? – wyciągnął odpowiednie narzędzia a Booth jęknął na widok igły – aha już rozumiem. Boimy się igły
- Ja niczego się nie boję – zaprotestował gwałtownie – ałć to bolało
- Niemożliwe
- No dobra po prostu wiem, że pan to zrobił – Bren śmiała się cicho razem z lekarzem – to wcale nie jest śmieszne – śmiali się jeszcze głośniej.
Pobieranie szpiku trwało ponad 2 godziny. W międzyczasie Bones musiała pojechać po Parkera do szkoły. W szkole ku uldze ojca i Brennan przełożono mecz na piątkowe popołudnie. Bones z Parkerem wrócili do szpitala. Bootha zastali na wózku przy pokoju w którym leżała jego siostra
- Już jesteście – zapytał
- Tato a to bolało?
- Nie nic nie czułem. Zresztą nadal działa znieczulenie. Lekarz mówi, że będzie bolało jeszcze jutro ale co raz mniej
- To dobrze – nie zrażony usiadł na Jego kolanach Booth tylko jęknął. Chyba czas zabrać ich do domu.
- Co chłopaki jedziemy do domu?
- Zabierz Go biedak ledwo siedzi – poparła ją Amanda która przyjechała żeby być razem z córką. No i też żaby zająć się Jasperem.
- Ok. marudy idziemy – chciał się podnieść Bones go zatrzymała
- Parker poprowadzisz wózek z tatą?
- Jasne! – to była dopiero frajda dla 8 latka. Pożegnali się z resztą i ruszyli do domu. Booth chciał siadać za kierownice
- Daj spokój ledwo ruszasz nogami nie widzisz tego?
- Nic mi nie jest a Ty nie powinnaś prowadzić jesteś w ciąży
- A co to ma do prowadzenia samochodu? – oj zanosiło się na kłótnie bo żadne z nich nie chciało ustąpić. Mały przyglądał się tej „wymianie zdań” z zaciekawieniem. W końcu postanowił interweniować
- Tato nie kłóć się z Bones. Sam powiedziałeś, że jest w ciąży i trzeba jej we wszystkim ustępować – nie przewidział jednak że jego wystąpienie dopiero wywoła burzę.
- O nie tego już za wiele! – wkurzyła się nie na żarty – mam was oboje dosyć i albo wsiadacie albo jadę sama. A Ty lepiej się nie odzywaj – była wkurzona nie na żarty. Pokornie wsiedli do samochodu i nawet kiedy ruszała i parę razy zgasł jej silnik żaden z nich się nie odezwał. Po drodze pochlipywała pod nosem Booth myślał, że oszaleje. Cholera mój niewyparzony język. Próbował ją uspokoić ale to przyniosło odwrotny skutek. W pewnym momencie zjechała na pobocze i się rozpłakała na dobre. Dobrze, że choć zdążyła się zatrzymać. Wysiadła z samochodu. A Booth przeklinał własną niemoc. Otworzył tylko drzwi i zawołał
- Kochanie wracaj. Wiesz, że ja nie mogę iść za Tobą – był przerażony – Parker idź za nią proszę – wysiadł za nią ale nie musiał iść daleko
- Bones gniewasz się na mnie? – zapytał przerażony przecież On jest za mały żeby wiedzieć, że to hormony w niej tak szaleją
- Ależ skąd – przytuliła Go Booth widząc to z daleka odetchnął – ja po prostu teraz, zanim się dzidzia urodzi będę się szybciej denerwować. Dlatego tata powiedział żeby mi ustępować a mnie to wkurzyło
- Ale dlaczego skoro On chciał dobrze
- Nie wiem. Ale Twój ojciec jest irytująco przewidujący
- Ale Cię kocha – powiedział z cała powaga na jaką było stać 8 letniego chłopca
- Wiem i ja Go też. Tylko wszystko mnie denerwuje – rozpłakała się znowu
- Nie becz przecież tata wie, że się szybciej denerwujesz
- Wiem ale – a dopiero niedawno ojciec mu mówił, że z nią trzeba rozmawiać logicznymi argumentami – głodna jestem – pożaliła się
- No to jedźmy do domu i zjedzmy coś
- Ale ja chcę pizze – posłusznie wstała i pozwoliła się zaprowadzić do samochodu. Wsiadła za kierownice. I ruszyła. Booth na wszelki wypadek postanowił milczeć. Potem zapyta syna o co poszło.
- Możesz zamówić pizze do domu? – zapytała nieśmiało uśmiechnął się. Wyciągnął telefon i złożył zamówienie
- A dlaczego tylko jedną? Ja jestem głodna – nie próbował nawet dyskutować. Posłusznie zadzwonił jeszcze raz i zamówił jeszcze jedną pizze z jej ulubionymi dodatkami. Nim dojechali do domu i wtaszczyli na górę ledwo chodzącego Bootha zamówiona pizza już przyjechała. Zjedli z wielkim apetytem. A bynajmniej Bones. Zjadła cala swoją i to co oni zostawili.
- Idę pod prysznic – powiedział agent
- Nie ma mowy o żadnym prysznicu. Nie utrzymam Cię. Ledwo weszliśmy na górę i do wanny tez nie wejdziesz. Możesz co najwyżej usiąść na wannie a my Cię umyjemy
- Zróbmy tak, że pomoże mi Parker a Ty sobie odpoczniesz – połóż się na chwilę. Proszę – chętnie spełniła Jego prośbę. Oczy się jej zamykały. położyła się na łóżku i momentalnie zasnęła.
- Tato a Bones już zawsze tak będzie się zachowywać?
- Bynajmniej do momentu jak maleństwo się urodzi
- Czyli ile jeszcze? – dociekał
- Ponad 8 miesięcy – Parker jęknął – niestety synu chcesz mieć rodzeństwo musisz pocierpieć trochę
- Chcę. Tylko nie mogłoby się obejść bez humorów Bones?
- Obawiam się kolego, że to jest w pakiecie – skończyli toaletę agenta musiał sam dojść do salonu. przecież nie pójdzie spać o 19. Parker położył się o 21 spać. A w chwilę później Bones wstała i oznajmiła
- Jestem głodna – Booth taktownie zachował milczenie
- Kochanie to sobie zrób coś przepraszam ja nie ustoję
- Wiem. Ale ja mam ochotę na ciasto czekoladowe – Booth zamknął tylko oczy i jęknął w duchu
- Nie mamy go w domu
- Wiem ale ja chcę...
Ale Kaiu ja nie powiedziałam, że nie lubię tacos tylko, że nie pasuje za bardzo do naleśników, bo one kojarzą mi się ze słodkością... :P
Dwie super części :) Szkoda, że już się skończyły...
Dobrze, że wszystko idzie na razie w dobrym kierunku z wyzdrowieniem Emily... :)
Iście rodzinna atmosfera - to co uwielbiam :)
A dialogi są boskie :) Czekam na cd :)
OMG Czy kobiety w ciąży zawsze maja aż takie zachcianki? Znaczy się słyszałam że maja ale nie wiedziaam że aż takie xDDDDD Nigdy nie rozmawiałam w kobietą w ciąży. GENIALNE opowiadanie!
24.
- Wiem ale ja chcę – zrobiła niewinną minkę – pójdę do sklepu dobrze?
- Bones jest późno, proszę wytrzymaj do rana – Booth stwierdził, że musi zrobić niezłe zapasy i to wszystkiego bo nigdy nie wiadomo na co jej przyjdzie ochota. A to cisto tylko tego dowodzi. I nie mógł patrzeć na jej minkę dziecka które nie dostało ukochanej zabawki. Był wobec niej bezsilny – proszę
- Ale ja mam ochotę na to cisto – pięknie zbierało jej się na płacz.
- Poczekaj coś wymyślę – zadzwonił do Jareda. Właśnie wracał z pracy i mógł nadłożyć trochę drogi. Gorzej było ze znalezieniem czekoladowego ciasta. poprosił jeszcze żeby kupił pudełko lodów i bitą śmietanę. A przede wszystkim miał niezły ubaw – załatwione. Jared zaraz przywiezie – pocałowała go prosto w uśmiechnięte usta
- Jesteś kochany wiesz?
- Wiem ale nie zaszkodzi mi usłyszeć to jeszcze raz – pół godziny później Jared zadzwonił do drzwi nie wchodził dalej o czekała na niego Padme z kolacją. Zostawił tylko reklamówkę i poszedł. Jeszcze dobrze się za nim nie zamknęły drzwi a Bones już wcinała ciasto. W międzyczasie wsadziła do lodówki bitą śmietanę i lody. Łaskawie podzieliła się z ukochanym czekoladowym ciastem z wiśniami i galaretką
- Dziękuję – pocałowała go jeszcze raz. Smakowała ciastem czekoladowym i pizzą. Niezła mieszanka. Jakiś czas później poszli spać.
Rano Booth wstał w miarę wypoczęty a bynajmniej mógł się bez większych problemów poruszać. Był jeszcze ciut obolały ale to pikuś w porównaniu do dnia wczorajszego. Bones jeszcze spała. Zrobił sobie kawę póki ona spała. Zdążył ją nawet wypić i umyć kubek żeby jej zapach nie dostał się do jej nosa. Chwilę później wstał Parker
- Bones jeszcze śpi?
- Tak. Ona odwiezie Cię dzisiaj do szkoły dobrze?
- Pewnie. Tato a myślisz, że pogniewałaby się na mnie jak zaczął bym do niej mówić mamo?
- Myślę, że o to musisz ją zapytać ale nie wydaje mi się. Ma ostatnio lepszy humor
- Taa zwłaszcza jak się złości. Tato a kiedy to się skończy? Bo ja długo nie wytrzymam
- Jeszcze synku dość długo. Mówiłem Ci 8 miesięcy. Potem wszystko wróci do normy. teraz będzie się na nas złościć i częściej płakać. I kochany musimy to przeczekać
- A jak się na mnie zezłości?
- No to musisz ją zrozumieć – zadzwonił telefon – halo
- Cześć Seeley – w słuchawce usłyszał głos szwagra
- Hej Andy co słychać? Stało się coś?
- Dzwonię żeby CI powiedzieć, że szpik podjął pracę.
- Tak szybko? To wspaniała wiadomość! lekarz mówił nawet o 3 tygodniach a nie minęła jeszcze doba
- Dokładnie. Ten lekarz co tu był przed chwilą mówił, że to w dużej mierze zasługa tego eksperymentalnego leku. No i tez zgodności tkankowej
- Strasznie się cieszę. Przyjedziemy do Was jak podrzucimy Parkera do szkoły.
- Dzięki – jego głos podejrzanie drżał – nie wiem jak się wam odwdzięczę
- Nie musisz to nasza siostra jesteśmy rodziną. Trzymaj się, zadzwoń do Jareda będziemy tam niedługo – i się rozłączył do kuchni weszła Bones w jego koszulce i bokserkach wyglądała słodko taka rozczochrana – już wstałaś?
- Tak obudził mnie telefon – podeszła do niego. Odkąd jest w ciąży uwielbia się do niego tulić. Mogła by spędzać całe dnie w Jego ramionach, a Jemu to wcale nie przeszkadza
- Dzwonił Andy
- Coś z Em?
- Nie wręcz przeciwnie. Szpik podjął już pracę. Ona zdrowieje – uśmiechał się do niej przytulając ją – a jak tam Twoje mdłości?
- Zanim wstałam z łóżka wzięłam tabletkę. A gdzie Park?
- W łazience. widzę, że masz nową pidżamkę
- Nie podoba Ci się?
- Wręcz przeciwnie. Jest szalenie seksowna.
- Bones tata mówił, że Ty mnie dzisiaj zawieziesz o której jedziemy? – popatrzyła na zegarek
- Za pół godziny – mały był już prawie gotowy – idę pod prysznic wiedzę, że Ty już brałeś. Jak się czujesz dzisiaj?
- Trochę sztywno ale wytrzymuję. mimo wszystko nie chciałbym siadać za kółko więc dzisiaj Ty go zawieziesz – Bones szybko się ubrała i wyszła razem z Parkerem
- Bones mogę Cię o coś zapytać? – powiedział zanim wysiadł pod szkołą z samochodu
- Pewnie
- A czy ja mógłby mówić do Ciebie mamo? – była zaskoczona ale szczęśliwa. Bo czyż to nie najwyższy dowód zaufania i miłości dziecka? Zwłaszcza takiego które już ma matkę i ją kocha? – pytałem taty a On powiedział, że to Ciebie muszę poprosić
- Jesteś kochany i bardzo się cieszę, że będziesz mówić do mnie mamo – ucałowała go w blond czuprynkę i wysiadła razem z nim – chcesz żebym tam z Tobą poszła?
- No a mogę powiedzieć, że jesteś sławną pisarką? – uśmiechnęła się. Pamiętała ile w szkole znaczyła znajomość kogoś sławnego i choć wątpiła, że dzieci będą wiedziały kim ona jest to nie mogła odmówić tej przyjemności nowo nabytemu synowi. Podeszła z nim pod wejście do szkoły tam czekała na swoich wychowanków ich nauczycielka. Jak się okazało miłośniczka jej kryminałów bo od razu ją rozpoznała
- Dr Brennan to naprawdę pani? – była wielce zdziwiona – Parker mówił kiedyś, że panią zna. Ale większość dzieci wie pani jaka jest
- Tak wiem. Ale tak się składa, że znamy się. Pracuję z Jego tatą od ponad 5 lat a do tego już niedługo będziemy rodziną
- No Bones jest moją drugą mamą – potwierdził 8 latek
- Gratuluję. Czy jest możliwe, żeby pani kiedyś wpadła do nas na lekcję i opowiedziała trochę o swojej pracy?
- Jak najbardziej. A może to pani wpadnie kiedyś z klasą do instytutu. Max Was oprowadzi i pokaże parę ciekawych rzeczy. A potem przyprowadzi do mnie. U mnie nic ciekawego się nie dzieje. A Max uwielbia eksperymenty
- Dziadek Max jest świetny
- To już wiem skąd On wie takie różne rzeczy
- Mój ojciec mówi, że jest bardzo zdolny
- To prawda. Chodzi na wszystkie możliwe zajęcia poza szkolne a to i tak za mało dla niego.
- Jest po prostu inteligentny – zadzwonił dzwonek musieli iść do klasy na lekcję – proszę się ze mną skontaktować przez Parkera lub Jego rodziców.
- Z pewnością – podobała się jej ta nauczycielka. Była bystra i zauważyła, że chłopak jest ponad przeciętnie inteligentny. To ważne dla Jego rozwoju. musi pogadać jeszcze z Boothem na ten temat. Popatrzyła na zegarek łups Seeley zaraz będzie dzwonił. o cholera zostawiłam telefon w domu. Ale się wścieknie – poszła szybko do samochodu z uśmiechem na ustach. Tak zdecydowanie musi coś zrobić żeby mały miał szanse się rozwijać. Booth pewnie nie weźmie ode mnie kasy na prywatną szkołę ale… coś wymyślę…
Kolejna świetna część... :) Jak dobrze, że szpik się przyjął i Em wyzdrowieje :) Parker to taki kochany chłopiec.... zawsze go lubiłam i lubię - po prostu mini kopia Bootha :P heh... Hmmm... rodzina się powiększa a za to trzeba troszkę pocierpieć :P
Ciekawe co Bones wykombinuje w sprawie szkoły dla Parkera...
Czekam na cd :)
Pozdrawiam :)
25.
- Ileż można odwozić małego do szkoły? – po raz kolejny zerknął na zegarek – minęła godzina ja ją zabije jak tylko wróci. A może coś jej się stało. Cholera jasne i do tego nie zabrała telefonu! Szczyt nieodpowiedzialności! A jak zasłabła po drodze? Przecież nadal ma mdłości – w tym momencie usłyszał otwieranie drzwi – Bones do jasnej cholery gdzieś Ty się podziewała? – naskoczył na nią ledwie zamknęła za sobą drzwi
- Booth o co Ci chodzi? – o nie! Nie będzie na mnie krzyczał – to już nawet z domu nie wolno mi wyjść? Przecież chciałeś żebym zawiozła Parkera do szkoły
- Tak ale stąd do szkoły jest zaledwie 10 minut a Ciebie nie było godzinę – cały chodził ze zdenerwowania
- Nic mi nie jest. Rozmawiałam z Jego nauczycielką a potem byłam na małych zakupach – dopiero teraz spojrzał na torby z zakupami
- Małych? – popatrzył sugestywnie – wykupiłaś chyba połowę sklepu – dodał z uśmiechem.
- Wszystko tak smacznie wyglądało. Na sam widok ciekła mi ślinka. Włóż lody do lodówki bo się roztopią
- Przecież wczoraj dopiero Jared przyniósł całe pudełko – otworzył zamrażalkę a po lodach nie było śladu – kochanie kiedy Ty je zdążyłaś zjeść?
- Gdzieś między 2 a 3 w nocy były pyszne – agent zabrał się za wypakowanie reszty zakupów. Były to przeważnie słodycze i owoce. Ogórki i papryka konserwowa. Fasola i kukurydza konserwowa. Zgrzewka różnego rodzaju jogurtów i sery kolejnych parę rodzajów. A na samym końcu znalazł coś czego by się nie spodziewał. Najzywklejsza pod słońcem wędlina. Świat się kończy! Bones będzie jadła wędlinę
- Kochanie a dlaczego nie kupiłaś czegoś tak przyziemnego jak pieczywo – zapytał
- Zapomniałam. Tam było tyle różnych pyszności – pokiwał z politowaniem głową
- Jedziemy do szpitala? – zapytał chodził jeszcze ciut sztywno ale w miarę sprawnie.
- A mogę coś jeszcze zjeść – pokiwał z rezygnacją głową – głodna jestem
- Przecież nic nie mówię. Na co miałabyś ochotę?
- Jest jeszcze to ciasto czekoladowe? I czekolada na gorąco to byłoby coś pysznego.
Booth wyjął resztkę cista i zrobił czekoladę. I choćby nie wiem jaka miał ochotę na kawałek cista nie miał szans go dostać bo matce jego dziecka było ciągle mało. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Maluch miał zdecydowanie rewelacyjny wpływ na nią. Jadła wszystko co dobre a nie samą zieleninę. A w zasadzie już dawno nie widział żeby jadła sałatki. Dwie głodne istoty; mama i dziecko, najedzone mogły ruszać w miasto…
Do szpitala dojechali dość szybko. Po drodze tylko Booth zaciskał ręce w pięści i w duchu przysięgał, że nigdy nie pozwoli jej prowadzić. Toż to szatan na drodze. A co najdziwniejsze pirat drogowy jakich mało. A jak brała zakręty! Na samo wspomnienie pot spływał agentowi po plecach. Nie powiedział jednak ani słowa żeby jej nie drażnić. Zważywszy na to jaka jest teraz drażliwa mogłoby dojść do nie lada awantury. Wolał nie ryzykować. Musi tylko przeżyć jeszcze jazdę powrotną… O w mordę! Ona wiozła Parkera do szkoły i będzie musiała po niego pojechać – wszystkie włosy stanęły mu dęba!
- Cześć Andy – powiedzieli – jak ona się czuje?
- Śpi. Jest wykończona ale zdrowieje. To naprawdę cud – coś dławiło go w gardle
- Mama zabrała Jaspera?
- Tak, na spacer. Całymi dniami siedzimy tutaj. A On potrzebuje też normalnego życia
- Jeśli coś będzie trzeba – powiedziała Bones
- Wiem, że mogę na Was liczyć. Teraz jestem jeszcze w domu ale od poniedziałku zaczynam pracę. Więc być może wówczas
- Pewnie nie ma sprawy. Mama zostanie z małym od poniedziałku?
- Na razie tak. Za pensję jaką mi zaproponowali będę mógł spokojnie zatrudnić jakąś opiekunkę, żeby odciążyć mamę. I mam też prywatne ubezpieczenie i mogłem też wpisać Emily i Jaspera. Nie wiedziałem, że teraz istnieją tacy pracodawcy
- Cieszę się, że wszystko się układa – Em się obudziła i patrzyła z uśmiechem na nich
- Cześć siostrzyczko – powiedział – jak się masz?
- Podobno lepiej. Ale czuję się jakby mnie ktoś przepuścił przez maszynkę
- Co zrobił? Jaką maszynkę? – Booth naprawdę starał się nie wybuchnąć śmiechem ale marnie mu to wychodziło
- Kochanie to taki kolokwializm. Chodzi to, że jest zmęczona i słaba
- Nie można po ludzku – Em patrzyła na nich niewyraźnie starszy brat pospieszył z wyjaśnieniem
- Moja narzeczona nie zna współczesnych powiedzonek. Nie wie co one oznaczają i bierze wszystko dosłownie
- Poważnie? Nigdy nie spotkałam się z kimś kto… - Bones wybuchła płaczem i pognała do łazienki – przepraszam ja nie chciałam – Seeley pognał za nią zostawiając oniemiałych Andrew i Emily. Wszedł za nią do łazienki
- Hej co się dzieje? Przecież nic się nie stało
- Jak to nie? Jaką ja będę mamą skoro nie znam współczesnego świata? Nie nadaje się na matkę – płakała a na jej łzy nie mógł patrzeć przytulił ją do siebie
- Kochanie przecież od tego będzie miało ojca i brata. A poza tym zajmiemy się na poważnie Twoją edukacją współczesności. Jesteś przecież inteligentna i szybko się uczysz prawda? – pokiwała głową twierdząco – no więc i tego się nauczysz
- Naprawdę?
- Tak kochanie. Już ja tego dopilnuję. Chyba musimy jechać po naszego małego do szkoły – opłukała twarz chłodną wodą. I już była gotowa.
- Ale mi głupio
- Nie przejmuj się nic się nie stało na pewno. Przecież wiesz, że Ona jest w ciąży a co za tym idzie 10 razy bardziej wrażliwa na wszystko co się mówi
- Czy ja też taka byłam
- Odmawiam komentarza – odpowiedział z uśmiechem – popatrz wracają
- Przepraszam Cię bardzo. Nie wiedziałam i nie chciałam Cię urazić
- Nic się nie stało. Te hormony mnie wykończą – poskarżyła się reszta zareagowała śmiechem
- Andy jak wróci mama to przypomnij jej o jutrzejszym meczu. Parkerowi zależy żeby babcia go obejrzała
- Pamięta, o niczym innym nie mówi. Poza tym chyba się wybierzemy tam z Jasperem. Em nas namawia – uśmiechnął się do żony
- Zabierzcie go. Niech choć trochę się rozerwie – potwierdziła. Bones wraz z Boothem ruszyła do szkoły po chłopca. Agent znowu zaciskał dłonie na każdym zakręcie. W pewnym momencie nie wytrzymał
- Bones na litość boską zwolnij bo nas pozabijasz! – wrzasnął
- Przecież nie jadę za szybko – kolejny ostry zakręt – Ty też tak jeździsz czasami
- Tylko podczas pościgu zwolnij – zahamowała gwałtownie i mimo zapiętych psów poleciał na szybę. Na szczęście byli pod szkołą. Parker wybiegł chwilę później i wsiadł do samochodu
- Cześć tato, cześć mamo – Booth uśmiechnął się na jego słowa. A więc się zgodziła – jedziemy jestem potwornie głodny
- Pewnie pod warunkiem, że dojedziemy w jednym kawałku – popatrzył spod oka na ukochaną.
- Jestem dobrym kierowcą prawda mały – zwróciła się do Parkera
- Pewnie Bones jeździ jak rajdowiec – uśmiechał się od ucha do ucha.
- O tego się boję najbardziej – ruszyła w stronę domu. Nie ujechali daleko. Z jej szaleńczą jazdą w końcu musiało się skończyć zatrzymaniem do kontroli drogowej – ostrzegałem
- Przecież jesteś z FBI
- Tym bardziej powinienem uważać i dawać dobry przykład – podszedł policjant
- Proszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny i proszę wysiąść z samochodu – posłusznie podała żądane dokumenty i wysiadła. Wysiadł również Booth
- Czy pani wie, że jechała ponad 120km/h?
- Ale droga była pusta a On jest z FBI – podał jej alkomant do dmuchania
- Ale ja nie piję, jestem w ciąży
- I w taki sposób pani jeździ – policjant był starej daty. Wypisał jej odpowiedni mandat i wlepił parę punktów karnych – niech pan jej pilnuje. Bo daleko nie zajedziecie – wsiedli do samochodu. Bones była zła jak osa.
- Jak On mógł! Przecież nic nikomu się nie stało – agent odetchnął kiedy ona zwolniła. Była tylko delikatnie podminowana i wykonywała gwałtowne ruchy. Chociażby ten przy parkowaniu. Kiedy wjechała wprost w hydrant
- Bones ja Cię zabiję… - nie wytrzymał Booth kiedy zobaczył wgnieciony błotnik i skrzywione koło…
biedny Booth ;)
"Bones jeździ jak rajdowiec" Parker mnie rozwalił tym zdaniem ;D;D;D;D;D;D
26.
Weszli do mieszkania Bones. Parker czmychnął do swojego pokoju, który nawiasem mówiąc, mieli dzisiaj urządzać ale obawiał się, że po tej awanturze nic z tego nie będzie. natomiast wściekły agent miotał się z jednego końca pokoju do drugiego. Zdawał sobie sprawę, że nie może na nią krzyczeć ani jej denerwować. Wiedział, że to może zaszkodzić i jej, i dziecku. Nie zmieniało to jednak faktu, że był potwornie wściekły. Jego ukochany, wypieszczony, wysprzątany samochód który nigdy nie miał najmniejszej stłuczki ani nawet zadrapania musiał być odholowany do warsztatu. Nawet nie mógł jechać! I to wszystko tylko dlatego, że Bones nie umie jeździć albo można powiedzieć parkować bo w końcu jakby nie było dojechali w jednym kawałku, choć kosztowało go to nie lada nerwów nie mówiąc o mandacie i punktach karnych.
Natomiast Bones usiadła skruszona na kanapie. Nic się nie odzywała. Zdawała sobie sprawę, że jest winna i choć była potwornie głodna nie śmiała się nic odezwać ani iść do kuchni po której miotał się Booth, w zasadzie chodził po całym mieszkaniu omijał tylko salon w którym siedziała. Bała się nawet odezwać. Cóż tu dużo mówić czuła się winna. I mimo tego, że przeprosiła... Nagle ją olśniło! Już wiem jak go ułaskawić. Zabrała torebkę, sprawdziła czy ma książeczkę czekową i komórkę zawołała jeszcze:
- Wychodzę, wrócę niedługo – i już jej nie było. A Booth wpadł do przedpokoju i zobaczył zamykające się drzwi
- Zwiała. Normalnie zwiała – zaczął się śmiać. Jego kochana, racjonalna Bones zwiała. Przecież by jej nie zabił mimo tego, że tak strasznie się odgrażał – a może to lepiej? Może zdążę się uspokoić zanim wróci – do salonu wszedł Parker
- Tato a gdzie poszła Bones? I co z obiadem?
- Bones chyba się mnie przestraszyła i wyszła. Powiedziała, że wróci. A obiad chyba zamówimy pizze
- To ja poproszę peperoni. I zamów więcej bo jak mama przyjdzie to sobie nie pojemy
- Ok. – uśmiechnął się na to jak ją nazywa – widzę, że z nią rozmawiałeś
- No i powiedziała, że mogę tak do niej mówić – Booth zamówił dwie pizze jedną peperoni i jedną na ostro specjalnie dla Bones. Najwyżej później jak najdzie ją ochota to zje odgrzewaną – tato a mieliśmy dzisiaj pomalować mój pokój i kupić nowe meble
- Za pokój zaraz się zabierzemy, przygotujemy wszystko potem zjemy obiad i pomalujemy. A wieczorem pojedziemy po meble ok.?
- Pewnie. A będę mógł zostawić to wielkie łóżko? Super się na nim śpi
- Jasne. O ile nie zrezygnujesz sam
- Żartujesz tato nie ma mowy! Mam fajowskie łóżko nie dziecinne tylko takie dorosłe – Booth uśmiechnął się do syna.
- No to zabierajmy się do pracy. Mam nadzieję, że Bones szybko wróci
- Nie wiem tato. Jak baby gdzieś idą to szok. Znasz ten kawał?
- Jaki?
- „Żona mówi do męża – kochanie idę do sąsiadki na 5 minut. Pomieszaj zupę za pół godziny” – o mało nie pęknął ze śmiechu. Jego syn opowiada kawały w taki sposób, że mógłby być komikiem
- Dobre, a teraz do pracy bo zaraz pizza przyjedzie – odsunęli łóżko, zdjęli dywan, wynieśli szafkę i komodę która tam stała. W końcu mieli kupić nowe meble komodę biurko i szafkę nocną. Mały musiał mieć gdzie odrabiać lekcje, włożyć swoje rzeczy i książki. Jakiś czas później przyjechała pizza. Zjedli jedną a 2 zostawili na wszelki wypadek. Obaj nie wątpili, że Bones gdziekolwiek jest przyjdzie głodna. Potem zabrali się za malowanie.
- Wiesz synu zaczynam się martwić – powiedział patrząc na zegarek – Tempe nie ma już 2,5 godziny...
Wiedziała jak złagodzić ból po rozbitym samochodzie. Ale najpierw musiała coś zjeść. Po drodze wpadła do Royal Diner na małe co nie co. Po pysznym posiłku złożonym z wielkiego burgera ociekającego sosem, dużą porcją frytek i jeszcze większą colą ruszyła do sklepu. Kurcze jak będę tyle jadła to utyję strasznie – mruczała pod nosem – ale to nie moja wina, że jestem ciągle głodna. Maleńki mógłbyś trochę przystopować – powiedziała do swojego dzieciątka. Dotarła w końcu do odpowiedniego sklepu. Zapytała o dział z telewizorami i poszła we wskazanym kierunku. Stanęła między regałami i zgłupiała. I jaki ja mam wybrać skoro się na tym kompletnie nie znam? Chyba powinnam poprosić kogoś o pomoc
- Przepraszam mógłby mi pan pomóc? – uśmiechnęła się do sprzedawcy
- Oczywiście słucham panią
- Potrzebuję telewizor. Duży i z wieloma funkcjami no i powinien być dobry – w oczach młodego człowieka zobaczyła zainteresowanie. Tylko nie wiedziała co go bardziej interesuje ona czy potencjalny zarobek
- W takim razie mam coś w sam raz dla pani – zaprowadził ją przed nowoczesne płaskie i cienki telewizory – jak duży ma być
- Booth chciałby 100 calowy ale obawiam się, że mieszkanie jest za małe
- Rozumiem może więc ten ma 42 cale płaski, można go powiesić na ścianie. Ma wbudowany odtwarzacz DVD i możliwość podłączenia USB. Oprócz tego standardowo telegazetę, budzik – zaczął wymieniać. Co prawda nie miała pojęcia o czym mówi. Ale to dobre dla Bootha będzie
- Biorę ten. Potrzebuję jeszcze jakąś telewizję. Bo ja nie mam nic.
- Nie ma pani kablówki? – nie krył zdziwienia
- Nie miałam do tej pory telewizora – sprzedawca patrzył na nią jak na osobę z innej planety. Ale wrodzona lub nabyta grzeczność nie pozwoliła mu tego skomentować. Pokazał jej pakiet telewizji satelitarnej. Miał 250 programów o zróżnicowanej tematyce. To było to o co jej chodziło
- Ok. biorę ten telewizor i ten zestaw – powiedziała wyciągając książeczkę czekową. Zapłaciła, podała adres gdzie mają dostarczyć i wyszła ze sklepu. Znowu była głodna. Może chłopaki coś ugotowały. Mijając sklep meblowy przypomniała sobie, że mieli dzisiaj zająć się pokojem dla Parkera. Farbę kupili już w poniedziałek. Weszła na chwilę zobaczyć te meble. Nie spostrzegła się jak minęła kolejna godzina. Wyszła zadowolona z kolejnego zakupu i jeszcze bardziej głodna. Mimo tego postanowiła nie zatrzymywać się i pojechała prosto do domu. Było już dobrze po 19...
- Tato zadzwoń do niej a nie chodź tam i z powrotem – radził syn. pokój był już dawno pomalowany i wysprzątany. Farba już schła
- A Ty myślisz, że nie próbowałem? Ma wyładowaną komórkę. Albo specjalnie ją wyłączyła – wcześniej zszedł na jej miejsce parkingowe. Auta nie było – czy Ty dziecko wiesz, że Ona pojechała swoim samochodem?
- Myślisz, że go rozbiła?
-Stop nawet tak nie mów. Wypluj to słowo – denerwował się strasznie. W tej właśnie chwili usłyszeli dzwonek do drzwi. Booth prawie padł na zawał. Parker poszedł otworzyć
- Czy tu mieszka Temprence Brennan? – zapytał jakiś człowiek. Za nim stał drugi a między nimi dwa wielkie pudła
- Tato to do mamy – przyzwyczajał się tak mówić o Bones Booth podszedł na miękkich nogach
- W czym mogę pomóc. Nie ma jej w domu
- Mieliśmy pod ten adres dostarczyć i zamontować zakupy Które zrobiła w naszym sklepie – odetchnął z ulgą więc poszła na zakupy
- Proszę niech panowie wejdą – otworzył szerzej drzwi a kiedy zobaczył co jest w tych pudłach aż oczy mu się zaświeciły z radości. Parkerowi też.
- Gdzie ma wisieć ten telewizor? – Booth rozglądał się po salonie. Jedyna ściana gdzie można powiesić telewizor była zawieszona różnego rodzaju obrazami i pamiątkami z jej podróży. Wskazał ścianę a sam zabrał się za ściąganie tych rzeczy. Było ich 4 dwoje montowało telewizor a dwoje antenę satelitarną w ten sposób po pół godzinie mieli gotowy zestaw. Pożegnali monterów, dali im suty napiwek i zasiedli przed tym cudem. A Bones nadal nie było...
Dwie ekstra części :)
Mnie również Parker rozwalił tym "Bones jeździ jak rajdowiec" he he... :) Chciałabym zobaczyc minę Bootha wtedy... :P
Nie ma to jak porządne zakupy... xD :) Tylko szkoda, że pieczywa "nie było" :P
Ciekawe ile wynosi ten mandacik :) No i punkciki karne - ciekawe ile Bones już ich ma... :)
Jej biedny wóz = biedny Booth :P
A mina sprzedawcy, kiedy Bones powiedziała, że nie miała telewizora - bezcenna... :) heh... xD
Bones poszła na "małe" zakupy i nadal jej nie ma... - oby była już w drodze do domu xD :P Ale znając ją będzie musiała gdzieś wstąpić na "małe co nie co" :P
Parker jest super - uwielbiam tego chłopca... :) heh dobre to było jak wyjechał z tym kawałem... - bardzo pasowało... xD :)
Genialnie piszesz... Heh... A te pomysły xD :) A najlepsze w tym jest to, że to wszystko jest na prawdę w stylu "Bones" :P Kto wie czy Bones by się tak nie zachowywała w serialu... :P Heh...
Bardzo mi się podoba... :) Z niecierpliwością czekam na kolejne części :)
I dobrze zrobiła;) Należało mu się za to odgrażanie:) Ja rozumiem, że może grozić gangsterom, ale żeby Bones i na dodatek jeszcze w ciąży? Na jej miejscu poszłabym do Angeli i tam zostala do rana;) Miałby nauczkę;)
Trochę się pomartwi to mu dobrze zrobi;)
Czekam na dalsze części;)
Masz talent izalys...;)
Pozdrawiam ;*
27.
A Bones dalej nie było. Oboje zaczęli się denerwować. w końcu nie ma jej już ponad 3 godziny.
- Tato a w instrukcji pisze, że w tym telewizorze jest DVD – mówił podekscytowany i wtyczka na USB. To chyba jakiś super nowy model
- Bo nasza Bones jak już coś robi to z rozmachem – uśmiechnął się. Zegar wybił już 20 kiedy Ona zawitała do domu. Weszła z salonu z nieśmiałym uśmiechem. Na ścianie wisiał już telewizor
- Widzę, że już dostarczyli – powiedziała ze słodkim uśmiechem
- Kochanie do jasnej cholery gdzieś Ty była i dlaczego masz wyłączoną komórkę? – powiedział to tak spokojnie jak było go stać.
- Przepraszam poszłam najpierw coś zjeść a potem do sklepu i to mi trochę zeszło. A kiedy już wyszłam to natknęłam się na jeszcze jeden sklep i tam weszłam – tłumaczyła się z niewinną minką a Booth kręcił głową – przecież zabrałam telefon
- Ale chyba Ci się wyładował – zerknęła do torebki. niestety miał rację. Łzy zakręciły się jej w oczach Oni się martwili podszedł do niej – no już skarbie, najważniejsze, że nic Ci się nie stało – przytulił ją mocno – a telewizor jest boski
- Tak powiedzieli w sklepie
- A ile ma bajerów – zachwycał się mały – tzn. funkcji – odrazu dodał
- Kupiłam jeszcze coś. Pewnie niedługo przywiozą. Widzę, że pomalowaliście pokój
- No mieliśmy jeszcze iść kupić mebel ale chyba już za późno
- Wstąpiłam do sklepu i co nieco kupiłam – uśmiechnęła się do nich
- Mamo jesteś odlotowa, tzn. fajna – uściskał ją i podarował mokrego buziaka.
- A ja podziękuję Ci później – szepnął jej na ucho Booth w odpowiedzi tylko jęknęła. W głowie przewijały się jej obrazy dzisiejszej nocy aż przeszedł ją dreszcz
- Nie zrobiliście przypadkiem czegoś do jedzenia? – zapytała nieśmiało. Chłopaki zaśmiały się radośnie – i co was tak bawi?
- Widzieliśmy, że będziesz głodna. W kuchni jest twoja ulubiona pizza musisz ją tylko odgrzać
- Och jak ja Was kocham – i poszła prosto do kuchni. W tym momencie zadzwonił dzwonek – otwórzcie to pewnie meble
I rzeczywiście były to meble do pokoju Parkera. Tyle, że musieli je dopiero poskładać.
- Mamo a dlaczego one są w częściach?
- Bo cała frajda w tym jak sie je samemu złoży – odpowiedział za nią ojciec. Zabrali się za składanie mebli. W tym czasie Bones pałaszowała zostawioną pizzę. Wzięła prysznic a potem opatulona ciepłym szlafrokiem wygodnie zasiadła przed telewizorem z pilotem w ręku cieszyła się ze swojego zakupu. Znalazła nawet jakiś ciekawy program dokumentalny. A ojciec z synem męczyli się składając meble. Mały chciał koniecznie mieć je złożone dzisiaj. Chwilę później Tempe smacznie spała wtulona w róg kanapy przykryli ją kocem i dalej składali
- Tato one są świetne – powiedział kiedy skończyli ostatnią szafkę – a biurko to normalny bajer
- Trzeba przyznać, że ma gust
- W końcu to mama – powiedział z dumą jakby była jego rodzoną matką a nie przybraną.
- Tak masz rację – wstawili meble na miejsce – jeszcze kupimy jakiś dywan jutro i będzie ok. A teraz smaruj do łóżka bo juz późno a rano do szkoły a potem mecz
- Tak jest tato – zasalutował i poszedł do łazienki. Booth posprzątał jeszcze kartony i wystawił je na korytarz. Parker w międzyczasie już się położył i zasypiał. podszedł do śpiącej Bones. Jest taka krucha i delikatna. Zwłaszcza teraz kiedy oczekuje naszego dziecka. Wziął ją na ręce i zaniósł do łóżka. Ani się nie obudziła. Dobrze, że zdążyła się wykąpać zdjął z niej szlafrok i aż jęknął nie miała nic pod spodem. Przykrył ją prześcieradłem i poszedł pod prysznic. A taką miał dzisiaj ochotę... Kiedy wszedł do sypialni nadal spała. Zrzucił ręcznik i wśliznął się do łóżka. Wziął ją w ramiona
- Dobranoc kochanie – pocałował jej uśmiechnięte usta otworzyła oczy
- Dobra to ona dopiero będzie... – i była...
Obudził się pierwszy. Ostatnio częściej mu się to zdarzało. Ona potrzebowała więcej snu. Patrzył na nią z miłością i czuł, że pod powiekami zbierają mu się łzy. Pocałował jej usta delikatnie i wstał. Poszedł pod szybki prysznic a potem zabrał się za szykowanie śniadania. W międzyczasie wstał Parker
- Tato a kto mnie dzisiaj zawiezie do szkoły?
- Ja – powiedział stanowczo. Zdawał sobie sprawę, że jazda z Bones dla 8 latka musiała być nie lada frajdą ale On więcej nie pozwoli jej prowadzić.
- Szkoda. Wiesz jak mi koledzy zazdrościli kiedy zahamowała z piskiem opon przed szkołą?
- Domyślam się. Ale mama więcej nie będzie prowadzić samochodu – powiedział stanowczo – gotowy do wielkiego meczu?
- Tak – do jadalni weszła zaspana Tempe w dużym podkoszulku z logo FBI i chyba niczym innym. Musi jej powiedzieć, że mają młodego człowieka w domu i jakkolwiek jej zgrabne nogi prezentują się cudnie to chyba nie jest widok przeznaczony dla 8 letniego chłopca. W tym momencie Bones przeciągła się i okazało się, że pod spodem ma jego bokserki. To ostatnio ulubiona pidżama jego damy. a minionej nocy wcale jej na sobie nie miała uśmiech nie schodził z Jego zadowolonej twarzy
- Dzień dobry
- Cześć mamo a dlaczego nie może Ty mnie dzisiaj odwieźć do szkoły?
- Obawiam sie, że tata mi nie pozwoli – powiedziała jeszcze skruszona
- I się nie mylisz
- Ale jesteście – zrobił zagniewaną minkę.
- Ale z drugiej strony jakby na to nie patrzeć to teraz do dyspozycji mamy mój samochód...
- Świetnie – przerwał jej z entuzjazmem
- Nie ma mowy! Zarekwirowałem wczoraj kluczyki – Booth był bardzo stanowczy
- Dobra już dobra. Niech Ci będzie – zjedli śniadanie. Tempe nie za dobrze się czuła ale za nic w świecie nie przyznałaby się bo od razu wysłałby ją do lekarza a to pewnie nic takiego. Booth z synem pojechali do szkoły, ona położyła się jeszcze na chwilę. Kiedy wrócił zastał ją pogrążoną w krainie snów.
- Mój Ty kochany śpiochu – położył się obok niej. Wiedział, że Ona teraz bardzo potrzebuje jego miłości i czułości. Z wielką chęcią tuliła się do niego. przyciągnął śpiącą do siebie i wsłuchał się w miarowy rytm jej oddechu. To była cudowna muzyka.
Godzinę później obudził ją delikatnie
- Kochanie musimy się zbierać. Mamy po drodze zabrać mamę i Andrew z Jasperem ze szpitala
- Już wstaję – podniosła się powoli nadal czuła się słabo. Szybko się ubrała i wyszli z domu.
Mecz był dość ciekawym zjawiskiem
- Ja nadal nie rozumiem o co chodzi w tej grze – skarżyła się
- Kochanie tłumaczyłem Ci już to – jeszcze raz starał się wyjaśnić jej zasady gry. Potem dał sobie spokój
- Twój syn będzie kiedyś dobrym zawodnikiem – powiedział Andy. Nadal siedzieli na trybunach czekając na małą gwiazdę przebierającą się w szatni. Bones zajęła się małym chłopczykiem. To było przyjemniejsze od zawiłości tego dziwnego sportu
- Tak jestem z Niego dumny – w pewnym momencie Bons czuła, że zaraz zemdleje ostatkiem sił oddała małego Jaspera przyszłej teściowej i osunęła się na ławeczce...
27.
- Temprence – Amanda próbowała ją ocucić. Nie chciała martwić syna bo chyba jeszcze nie zauważył – Seeley – nie miała wyjścia odwrócił się a kiedy zobaczył jej bezwładne ciało po prostu zamarł
- Bones – pochylał się nad nią. Sprawdził puls na szczęście był i to dość silny – kochanie – w jego głosie było słychać rozpacz – co się stało?
- Oddała mi Jaspera a chwilę później zemdlała. Nie martw się to u kobiet w ciąży normalne.
- Naturalne? Nie ma mowy zabieram ją do lekarza
- Nic mi nie będzie i żadnego lekarza nie chcę – powiedziała słabym głosem – zwykłe omdlenie i nic więcej. Nie siej paniki – podniosła się do pozycji siedzącej
- Bones
- Nie dyskutuj ze mną. Nie idę do żadnego lekarza nie mam na to ochoty. Poza tym zaraz idziemy na lunch tak się umawialiśmy
- Nie ważne na co się umawialiśmy Ty idziesz do lekarza
- Nie idę. Słyszałeś mamę o jest częste u kobiet w ciąży
- Ma racje – poparł ją Andy – Em na początku też mdlała non stop potem jej przeszło. A lekarz powiedział, że to dlatego, że organizm przystosowuje się do nowych warunków i potrzebuje więcej odpoczynku i w taki sposób daje znać
- Akurat – wcale go to nie pocieszyło. Ani trochę. Wręcz przeciwnie był jeszcze bardziej przerażony
- Kochanie nie panikuj. Naprawdę nic mi nie jest – uśmiechała się do niego. Przemilczała jednak fakt, że naprawdę źle się czuje. Może mają rację jak dłużej pośpię to przejdzie
- Widzieliście jak gram – dołączył do nich rozentuzjazmowany Parker
- Pewnie, że widzieliśmy – zapewnili go
- Idziemy na lunch? Bo jestem potwornie głodny
- Szczerze mówiąc o ja też – powiedziała nieśmiało Bones
- Mamo ty jesteś cały czas głodna – reszcie udzieliła sie wesołość 8 latka. Tylko Booth pozostał zmartwiony. Nie podobało mu się to wszystko ale wiedział też, że nie zmusi jej do pójścia na wizytę. Bo jak ona się na coś uprze to nie ma mocnych.
Zaraz po lunchu mieli jechać do szpitala. Ale Booth uparł się, że pojadą do domu a Bones się położy
- Tato mieliśmy kuić dywanik do mojego pokoju
- No właśnie – poparła go Tempe
- Ty kochanie jedziesz do domu, prosto do łóżka i nie ma żadnej dyskusji
- Ale...
- Bones! – był nieugięty – a po dywanik pojedziemy kiedy indziej – mina syna mówiła wszystko ale tym razem nie miał zamiaru odpuszczać
- Może zróbmy tak ja zabiorę Temprence do domu a Ty z synem pojedziesz po dywan – zaproponowała Amanda
- Zgódź się tato to dobry pomysł
- No dobrze. Bones w domu prosto do łóżka. Mamo przypilnuj tej upartej kobiety – pocałował ją w usta zamówił taksówkę dla nich a sam zabrał Andrew i Jaspera do szpitala.
- Tempe co się dzieje? – zapytała ją już w domu
- Nie wiem ale od rana kiepsko sie czuję
- Może Seeley ma rację. Może powinnaś iść do lekarza
- Ale mdłości i zawroty głowy to w moim stanie normalne czytałam o tym. Poza tym chyba w nocy przeholowaliśmy
- Wolę nie pytać o co chodzi – uśmiechnęła się ze zrozumieniem
- Wystarczy mi się tylko wyspać i wszystko będzie ok.
- Mam nadzieje bo inaczej będzie z nami krucho. A poza mdłościami i zawrotami głowy jeszcze coś Ci dolega?
- Ta wieczny głód. O matko znowu jestem głodna – zaburczało jej w brzuchu
- A na co masz ochotę
- Wiem, że powinnam jeść same zdrowe rzeczy. Ale ostatnio mam ochotę na wszystko co nie zdrowe, tłuste i słodkie. A wczorajsza pizza była pysznie ostra
- Widzę, że masz apetyt
- I to duży
- To dobrze na początku przeważnie raczej nie ma się apetytu przez mdłości
- Ja mam duży apetyt na wszystko co niezdrowe
- To ja Ci coś zrobię. O ile mogę zajrzeć do lodówki
- Pewnie czuj się jak u siebie – Amanda podeszła do lodówki obejrzała co w niej jest ciekawego i postanowiła zrobić sałatkę owocową. Robi się ją szybko i jest zdrowa i smaczna. Pół godziny później zaniosła półmisek, który pierwotnie miał wystarczyć dla wszystkich, Bones
- Proszę mam nadzieję, że będzie smakowało
- Dziękuję wygląda pysznie – wzięła półmisek do ręki. Amanda wyszła po salaterki a kiedy wróciła zobaczyła, że jej synowa je prosto z miski. I najwidoczniej ma zamiar zjeść wszystko. No cóż faktycznie ma wilczy apetyt, odniosła na miejsce salaterki.
- To było pyszne
- Cieszę się a teraz idź się połóż i odpocznij – bez protestów weszła do sypialni i położyła się na łóżku, ściągnęła z siebie ubranie i przykryła się prześcieradłem
- Wiesz tato super się z Wami mieszka
- My też lubimy mieszkać z Tobą
- Chciałbym żeby tak było zawsze
- Parker wiesz, że to niemożliwe
- Wiem – zrobił smutną minkę – ale jakbyś poprosił mamę
- Synku kocham Cię bardzo i bardzo bym chciał żebyś z nami mieszkał ale twoja mama też ma w tym względzie coś do powiedzenia i wątpię żeby sie na to zgodziła
- Wiem
- Kocha Cię równie mocno jak ja i dlatego też chce mieć Cię przy sobie
- Wiem
- Nie proś jej o to. Bo bardzo ją tym zranisz dobrze?
- Dobrze – choć wcale nie miał ochoty ale trzeba przyznać, że tata miał rację – ale Bones ma fajną brykę
- No to trzeba przyznać model sportowy. że też w FBI takich nie dają
- Bond miał sportowe auto
- Ale Bond nie był z FBI – dodał z żalem właśnie dojechali do domu – jesteśmy na miejscu – weszli na górę. Mama agenta sprzątała trochę kuchnie
- Mamo przecież nie musisz tego robić
- Wiem, ale Tempe śpi ja aj nie miałam czym rąk zająć więc wzięłam się za porządki
- To dobrze, że śpi
- Odpocznie i wszystko wróci do normy – uśmiechnęła się
- Zostaniesz na kolacji?
- Pewnie. Może coś przygotuję?
- Jak bardzo chcesz to nie wzgardzimy prawda synu? Tempe pewnie zaraz się obudzi głodna
- Wątpię zrobiłam miskę sałatki owocowej dla wszystkich Zjadła ją sama – zaśmiali się
- Babciu bo mama je teraz bardzo dużo.
- Zauważyłam
Bones próbowała przewrócić się na drugi bok ale nie bardzo dała radę. Ból był okropny. Chciała wstać ale jej ciało odmówiło posłuszeństwa. Ostatkiem sił i zwijając się z bólu podeszła do drzwi prowadzących do roześmianych domowników. otworzyła je
- Boli...- i zemdlała
Kolejne dwie ekstra części :) - trzymasz poziom ;)
Oby nic poważnego nie było Bones i dziecku... Z niecierpliwością czekam na cd :)
29.
- Boli – i zemdlała. Booth podbiegł do niej. Kiedy ją podnosił tylko jęknęła z bólu ale przytomności nie odzyskała. Amanda obawiała sie, najgorszego bóle mogą być skutkiem poronienia.
- Mamo zajmij się Parkerem – chłopiec nie wiedział za bardzo co się dzieje. Widział tylko zwijająca się z bólu Bones i przerażonego ojca wynoszącego ja na rękach z mieszkania.
- Babciu co się dzieje?
- Tempe bardzo boli brzuch a tata się o nią boi więc wiezie ją do szpitala. Chcesz tam pojechać? – zapytała pokiwał twierdząco głową. Amanda weszła jeszcze do ich sypialni spakowała kosmetyczkę i jakąś pidżamę dla niej popatrzyła na pościel i z ulga stwierdziła, że nie ma śladu krwi. Ale to jeszcze nie znaczy, że małe ocaleje. Zamówiła taksówkę i zabrała chłopca do szpitala. Po drodze zadzwoniła do Jareda mieli przyjechać jak najszybciej się da. Andy i Em byli w szpitalu więc do nich nie musiała dzwonić. Pół godziny później byli już na miejscu
Booth wpadł na izbę przyjęć z nieprzytomną Bones na rękach
- Niech mi ktoś pomoże – z miejsca pojechało łóżko na kółkach i pojawił się lekarz
- Co się stało?
- Moja narzeczona zemdlała mówiła, że ją boli ale nie zdążyła powiedzieć co. to było 15 minut temu. Nie odzyskała przytomności. Ona jest w ciąży 4 tydzień. Ale nie krwawiła
- Dziękuję. Zajmiemy się nią należycie. Czy jest na coś uczulona?
- Nie. Zawsze była okazem zdrowia
- Jest w ciąży tak? Ale nie krwawiła
- Tak
- Proszę zaczekać na korytarzu
- Ale
- Zajmiemy się nią jak należy – i nie zaszczycając agenta żadnym spojrzeniem wydawał polecenia – pobierzcie krew do badania i sprowadźcie USG i jakiegoś ginekologa... – usłyszał jeszcze zanim zamknęły się drzwi pokoju zabiegowego.
Chwilę później dołączyli do niebo mama z synem.
- I jak z nią?
- Nie wiem nadal ją badają. Żeby tylko się jej nic nie stało.
- To dobry szpital. Zadzwoniłam do Jareda zaraz powinien tu być
- Mamo nie trzeba było go niepokoić.
- To Twój brat ma prawo wiedzieć.
- Dobrze już dobrze – jeszcze nie skończył mówić a w poczekalni pojawił się młodszy brat
- Padme nie mogła przyjść czeka na rodziców. Mieli dzisiaj nas odwiedzić. Co z nią?
- Nie wiem, lekarz jest u niej na razie ją badają
- Tato a czy Ona umrze? – wziął syna na kolana
- Nie bo bardzo nas kocha i nas nie zostawi.
- Ale jest chora
- Tak ale pan doktor ją wyleczy – chciałby mieć taką pewność cholernie się bał ale wiedział, że nie może zatruwać swoimi lękami małego chłopca
- Pójdę do Andrew, pójdziesz ze mną? – zapytała chłopca wziął ją za rękę i poszedł
- Mamo nie martw Emily. Powiemy jej jak będziemy wiedzieć co i jak
- Dobrze choć podejrzewam, że chciałaby wiedzieć. Ale masz rację nie powinna teraz się denerwować – poszli został sam z Jaredem
- Ja nie przeżyję jak coś jej się stanie
- Nic jej nie będzie. Jest silna, wyjdzie z tego. Może to nic takiego poważnego – próbował go pocieszyć.
- A jeśli to coś z dzieckiem?
- Seeley jesteście młodzi nawet jak coś się stało maleństwu to macie przecież czas. O ile wiem ciąża nie była powodem do małżeństwa prawda?
- Nie, nie była. Po prostu oboje tego chcemy
- Więc przestań się zamartwiać – podszedł do nich lekarz
- Pan jest jej narzeczonym tak?
- Tak Seeley Booth co z nią?
- Nie jest dobrze ale też nie ma tragedii – odetchnął z ulgą – pana narzeczona ma problem z wyrostkiem robaczkowym. Musimy go usunąć
- Więc to nie dziecko?
- Nie płód jest silny. Choć to dopiero 4 tydzień maleństwo ma sie dobrze. Jednak istnieje ryzyko, że podczas operacji dojdzie do poronienia – w jego oczach pojawiły się łzy – poza tym będziemy musieli podać jej narkozę a potem antybiotyki. To wszystko może mieć negatywny wpływ na dziecko
- Nie ważne byleby ona przeżyła
- Wycięcie wyrostka to prosty zabieg a 95% przebiega bezproblemowo. Kiedy pani Brennan ostatnio jadła?
- Całkiem niedawno zjadła miskę sałatki owocowej a wcześniej lunch
- Kobieta w ciąży no tak – uśmiechnął się ze zrozumieniem – w takim razie będziemy musieli poczekać trochę. Niech się pan nie boi nie ma niebezpieczeństwa. To dla jej dobra. Musimy ją zaintubować a z pełnym żołądkiem jest niewielkie ryzyko.
- Rozumiem
- Czy ona ma poranne mdłości?
- Tak. Lekarz przepisał jej tabletki na tę dolegliwość.
- W porządku
- Mogę z nią zostać do operacji?
- Pewnie jest przytomna i ciągle o pana pyta. Zobaczymy się kiedy przyjdę po nią – powiedział odchodząc
- Idź do niej powiem reszcie
- Dzięki. Jeszcze jedno moglibyście zająć się Parkerem? Nie chcę mamy obciążać opiekuje się Jasperem
- Pewnie. Dogadamy się idź do niej. Przyjdę z resztą za chwilę
- Dzięki – Jared poszedł w stronę windy a Booth do Sali w której leżała podłączona do aparatów monitorujących jej funkcje życiowe. Usiadł na krześle obok łóżka i chwycił ją za rękę
- Booth
- Jestem kochanie
- A jeśli coś się stanie naszemu maleństwu? – po jej policzku spłynęła łza
- Nic mu nie będzie zobaczysz. lekarz mówił, że maluch jest silny. Ma to po mamusi – uśmiechnęła się
- I po tatusiu też. Ja go kocham wiesz?
- Wiem. Ja kocham was oboje. A nawet jeśli coś się stanie z dzieckiem to będziemy mieć następne. Nie martw się kochanie. Zobaczysz wszystko dobrze się skończy
- Nie chcę, żeby mu się coś stało. Mogłam bardziej uważać
- Skarbie to nie Twoja wina. Przecież to wiesz. Nie masz wpływu na swój wyrostek robaczkowy. Więc przestań się zadręczać dobrze?
- Dobrze. Mama zajęła się Parkerem?
- Tak przyjechali nie dawno jest też Jared. Padme nie mogła przyjść bo mają wpaść jej rodzice
- Oj tyle kłopotu
- Pewnie zaraz się pojawią. Ja zostanę z Tobą na noc. Jared zabierze małego
- Dobrze chcę żebyś był przy mnie – podniósł rękę do ust i ją ucałował – Booth..
- Tak kochanie
- Ja jestem głodna... – zaśmiał sie cicho mógł się tego spodziewać
- Niestety nic z tego. Zakaz jedzenia pewnie dopiero jutro będziesz mogła coś zjeść
- Powiedz to swojemu dziecku ono domaga się lodów czekoladowych – jęknął
- Nie możesz skarbie – do pokoju weszła reszta rodziny – popatrz masz gości
- Jak się czujesz?
- Dobrze
- Trzymamy kciuki o nic się nie martw wszystko będzie dobrze zobaczysz
- no widzisz mówiłem – uśmiechnął sie do nich. Nie zostali długo zabrali Parkera. Około północy przyszedł lekarz i zabrali ją na operację. booth został na zewnątrz i modlił się o powodzenie operacji. Bał się bo bardzo ich kochał...
Jejku, tylko żeby im się nic nie stało... :(
Biedna Bones... tyle czasu bez jedzenia... cud, że nikogo nie pobiła... <haha> xD
No to ja czekam na cd :)
PS. Pozdrawiam i życzę wszystkim udanych wakacjii!!!
30.
Kiedy trwała operacja pomyślał, że powinien dać znać zezulcom. Tyle, że Ange z Hodginsem byli gdzieś w Europie, Cam na Hawajach wygrzewała się w słońcu a Wendall szalał jak w każdą piątkowa noc w dyskotece. Da im znać później. A zresztą co miałby im powiedzieć? przecież oni nie wiedzą, że ona jest w ciąży nie chcieli jeszcze mówić. Od poniedziałku mieli wrócić do pracy. On pewnie wróci ale Ona na pewno nie. Da im znać jutro jak będzie po wszystkim. Operacja skończyła się przed 2 w nocy.
- I jak panie doktorze?
- To była standardowa operacja usunięcia wyrostka. Bez żadnych komplikacji
- A dziecko?
- Nic mu nie jest. Jest bardzo silne. Nie ma się co martwić to odporne maleństwo
- Dziękuję. Mogę do niej wejść i posiedzieć aż się obudzi?
- Pewnie
- Panie doktorze a kiedy będzie mogła coś zjeść? Bo za nim ją zabraliście to była głodna. W ogóle jest ostatnio non stop głodna
- Obawiam się, że dopiero dostanie coś na kolację i to lekkiego – agent jęknął – niestety to dla jej dobra. Będzie dostawać cały czas kroplówki z witaminami
- Dziękuję – pozwolili mu wejść do niej i posiedzieć więc szybko wszedł do pomieszczenia w którym leżała. Usiadł na krześle obok i chwycił jej rękę.
- Booth – budziła się powoli z narkozy
- Jestem skarbie
- A dziecko? – położył rękę na jej brzuchu bardzo delikatnie
- Też tu jest – uśmiechnął się – nic wam już nie grozi
- To dobrze – była jeszcze pod wpływem znieczulenia – Seeley głodna jestem – no tak mógł się tego spodziewać.
- Niestety nie mogę Ci nic dać do jedzenia.
- Ale ja jestem głodna – powiedziała słabym głosem
- Kochanie zaśnij, odpocznij poczujesz sie lepiej. Witaminy i odżywkę dostajesz w kroplówce
- A potem przyniesiesz mi lody czekoladowe? – prawie zasypiała
- Jeśli lekarz pozwoli – usnęła z uśmiechem na ustach. Booth wysłał jeszcze sms rodzinie żeby się nie martwili bo wszystko w porządku. Ułożył się wygodniej na niezbyt wygodnym szpitalnym krześle i też odpłynął w świat snu.
reszta nocy przebiegła spokojnie. Koło południa Bones została przewieziona do normalnej sali. Szybko odzyskiwała siły jedyne na co narzekała to brak jedzenia
- Kochanie zaraz coś dostaniesz
- W końcu – była zirytowana i to bardzo. Salowa przyniosła jej posiłek na widok którego biednej, głodnej Tempe mina zrzedła. Miseczka owsianki i mleko do popicia
- Przecież ja sobie tym nie pojem – skomlała
- Kochanie musisz oszczędzać się przez parę dni. Tak powiedział lekarz
- A ciasteczko czekoladowe dostanę
- Przykro mi. To dla Twojego dobra
- Potwór – zjadła z obrzydzeniem i zamknęła oczy agent westchnął obraziła się bo nie dostała jedzenia – to Twoja wina – nic się nie odezwał – Twoje dziecko jest takim samym żarłokiem jak Ty. I ja teraz jestem głodna a nie mogę – jej głos przechodził w płacz. Usiadł delikatnie na łóżku i wziął ją w ramiona
- Bones przecież wiesz, że to dla jego dobra. Ono po prostu lubi to co dobre ale musi wytrzymać aż Jego piękna mamusia będzie mogła jeść to na co ma ochotę
- Myślisz, że jestem piękna – patrzyła na niego tymi dużymi, błękitnymi oczami
- Najpiękniejsza – do pomieszczenia wszedł lekarz
- Babciu a na pewno nic nie będzie mamie? – po naradach doszli jednak do wniosku, że Parker z babcią pojedzie do mieszkania Tempe i tam spędzą noc
- Na pewno przecież tata pisał sms, że z nią wszystko w porządku. To co jedziemy?
- Pewnie – zeszli na dół i czekali na taksówkę – pół godziny później wchodzili na oddział natknęli się tam na Jareda i Padme i jeszcze dwóch innych mężczyzn
- Max – mały uwielbiał Maxa – i wujek Russ
- Jak się ma mój najlepszy asystent? – przywitał się z nim Max
- Super a wiesz, że mam babcię i dziadka i jeszcze jedną ciocię i wujka i kuzyna – wymieniał jednym tchem wszystkich po kolei
- Wiem wujek Jared nam wszystko opowiedział
- A mama jest chora – popatrzył pytająco – no Bones bo pozwoliła mi mówić do siebie mamo
- To teraz masz dwie mamy szczęściarz z Ciebie -
- No
- Jak ona się czuje?
- Nie wiem jest tam teraz lekarz i Booth. Zaraz pewnie wyjdą
- I jak się pani dzisiaj czuje?
- Głodna – powiedziała wycierając policzki
- Musi pani wytrzymać. Nie może pani teraz obciążać organizmu. Jutro może będzie pani mogła zjeść coś stałego. Ale też nie w dużych ilościach
- Ale dziecko domaga się czegoś słodkiego
- Przykro mi maluszek musi wytrzymać – uśmiechnął się – bardzo dobrze zniósł operację ale nie możemy teraz ryzykować
- Rozumiem – ale w jej głosie było słychać żal – dziękuję
- Nie ma za co
- A kiedy wyjdę ze szpitala?
- W połowie tygodnia. Jak wszystko dobrze pójdzie
- Ja się tu zanudzę
- Nie ma szans jutro wraca Angela
- No tak i mamy zabrać się za nasze wesele – lekarz pożegnał się i wyszedł a w chwilę później weszła rodzinka. Przywitaniom nie było końca. Zjawił się nawet Anredw z Jasperem
- Jak się czujesz córeczko
- Dobrze tato. Russ cieszę się, że Cię widzę
- I ze wzajemnością mała – uściskał ją
- Nie przynieśliście przypadkiem czekolady?
- Ty jesz czekoladę? niemożliwe – był poprostu w szoku
- Mam na nią ostatnio potworną ochotę to wszystko przez niego – wskazała na agenta
- Przyznaję się do winy. Ale tata chyba jeszcze nie wie dlaczego
- Czy jest coś o czym nie wiemy? – Booth popatrzył na Bones ta pokiwała głową
- Mieliśmy was zaprosić w przyszłą niedziele na obiad i powiedzieć. Będziemy mieli dziecko Max. Będziesz dziadkiem
- Nareszcie ktoś przemówił jej do rozsądku. A ślub kiedy?
- Trochę więcej niż dwa miesiące
- Tato a co znaczy ktoś przemówił mi do rozsądku. Przecież ja jestem rozsądna i umiem logicznie myśleć. Jestem też inteligentna...
- I znowu się zaczyna...
Huh jak dobrze, że operacja się udała i maluszek dzielnie ją wytrzymał :) Prawda cud, że Bones nikogo nie pobiła kiedy nie mogła jeść.. :P heh... :) świetnie piszesz i czekam na kolejne części :)
PS: Natusia dziękuję bardzo i również życzę WAM wszystkim udanych ciepłych i spokojnych wakacji... :)
Tak się cieszę, że nic im się nie stało... :)
Tylko biedna Bones i tak nie może jeść- czego chce i ile chce... xD
Nie mogę się doczekać reakcji zezulców na wieści, które ich ominęły... a było ich całkiem sporo... xD
PS. Dziękuję bardzo mara :):*
31.
Niedziela minęła dość szybko. Ktoś ciągle przewijał się przez jej pokój. Pod wieczór do pokoju zapukał jej asystent Wendall
- Wejdź – powiedział Booth
- Cześć. Dzień dobry dr Brennan
- Witaj. Nie zabrałeś ze sobą przypadkiem czekolady? – asystent patrzył na nią podejrzanie
- Tempe wiesz, że nie możesz – westchnęła głęboko sfrustrowana
- Wiem. Co słychać w instytucie?
- Dawno mnie tam nie było. Miałem sporo zajęć na uczelni.
- Piszesz już pracę?
- Chciałbym. Ale dopóki nie znajdę promotora który zechce się mną zająć to nic z tego. Bo nikt nie chce się zgodzić na to żebym miał staż w instytucie a u niego pisał pracę. Musiałbym się przenieść ale nie mogę się na to zdecydować – Bones intensywnie nad tym myślała. To jest problem. To ja musiałabym być jego promotorką. Jest bardzo zdolny ale nie wiedziała czy da radę po tym co stało się z Zackiem
- Zastanowię się nad tym dobrze? – patrzył na nią z rozszerzonymi oczami ze zdziwienia. Tego się nie spodziewał
- Pewnie. I bardzo bym tego chciał – dodał żeby nie było wątpliwości – mam tutaj stypendium i nie chciałbym go stracić
- A masz już temat do pracy?
- Tak zacząłem nawet pisać. Nie chciałem być do tyłu w żaden sposób
- Ok. jak stąd wyjdę to pogadamy
- Jak wrócisz do pracy – poprawił ją agent
- Niech Ci będzie. A dostanę czekoladę?
- Mogę iść i kupić – asystent chciał być miły
- Nie waż się! Ona nie może i dobrze o tym wie tylko ciężko ją o tym przekonać
- Tyran
- A kiedy będzie pani mogła to przyniosę – powiedział łagodząc nieco sytację
- Jutro – odpowiedziała
- We środę – poprawił ją agent. Zadzwonił telefon Wendalla rozmawiał chwilę
- Dzwoniła Angela pytała o was. Bo nie mogła znaleźć. Powiedziałem jej co się stało. Pewnie zaraz tu będzie. Ja się będę zbierać
- A możesz jeszcze chwilę zostać? Zanim przyjedzie Angela. Ja muszę odwieźć Parkera do mamy a najpierw odebrać go od babci – uśmiechnął się do Bones – bądź kochanie grzeczna – Wendall został a agent poszedł. W drzwiach szpitala minął się z Hodginsami i Cam
- Jak mogli nie zadzwonić? – denerwowała się
- Spokojnie kochanie. Pewnie nie chcieli nam przeszkadzać. A poza tym wyrostek to prosta operacja ale jakiś czas trzeba poleżeć
- Pewnie masz rację. Kupimy jej coś?
- I tak nie może nic jeść przez co najmniej trzy dni. Wiem z doświadczenia.
- Niech będzie. Zadzwonię do Cam i wypytam o szczegóły – chwilę później odłożyła telefon – czy Ty wiesz, że ona też o niczym nie wie? Nie ma pojęcia bo była na wczasach. Wróciła rano. Też już tam jedzie – chwilę później byli pod szpitalem a w drzwiach natknęli się na agenta
- Cześć Tempe leży na 3 piętrze, na chirurgii
- A jak się czuje?
- Dobrze domaga się tylko czekolady i jest głodna ale nie może i niech nikt z Was nie waży się jej coś przynosić. Jadę odwieźć syna do matki – i tyle go widzieli
- Bren i czekolada? – Angela nie kryła zdziwienia
- Ona i głód? – poprawiła Cam
- Coś mi się zdaję, że to wszystko dziwne jest jakoś – dodał Jack. Weszli do pokoju w którym leżała. Był tam też Wendall
- Cześć Słodziutka – przywiała ją Angela
- Cześć wszystkim. Jak podróż i jak wakacje?
- Dobrze było cudnie. A Ty widzę, że Cię zmogło
- Tak się jakoś złożyło. Dopadł mnie wyrostek nie macie przypadkiem czekolady
- Nie wolno Ci jeść nic stałego – powiedziała rzeczowym tonem doktora Cam
- Wiem nie zmienia to faktu, że mam na nią ochotę i jeszcze zjadłabym hamburgera z frytkami – rozmarzyła się – jestem potwornie głodna
- Brennan czy ty chcesz nam coś powiedzieć?
- Poza tym, że jestem głodna to nic. Nie jadłam od piątku nic porządnego
- Ale… - próbowali dociekać
- Oj dajcie spokój po prostu dobija mnie to leżenie – próbowała zmylić ich dali jej spokój rozmawiali na różne tematy. Opisywali swoją podróż Cam swoją. Godzinę później dołączył do nich agent niosąc małą buteleczkę
- Co to jest?
- Coś co może zastąpi Ci czekoladę – podał jej mleko czekoladowe oczywiście wcześniej zapytał lekarza czy może i jej nie zaszkodzi. Upiła łyk
- Pycha. Jesteś kochany wiesz. A nie ma takiego czegoś o smaku…
- Bones już rozmawialiśmy na ten temat
- Dobra ja mam dość tej zabawy w ciuciu babkę. Mówcie zaraz co jest grane i nie chcę słyszeć, że nic – Angela była po prostu wkurzona. Bones uścisnęła jego rękę na znak zgody
- Może usiądźcie – zaproponował
- Dziękuję postoimy – tupała na znak złości nogą
- No więc. Będziemy mieli dziecko – pocałował ją w usta. Na chwilę odjęło reszcie mowę ale tylko na chwilę
- Nie no ja nie mogę poważnie? – nie mogli uwierzyć
- Tak dopiero nie całe 4 tygodnie ale wiemy, że tam jest – uśmiech nie schodził im z ust
- A więc to tak. I ta czekolada i hamburger to zachcianki
- Można tak powiedzieć. Staram się je spełniać ale teraz nie mogę a Ona wciąż jest głodna
- To przez Ciebie
- Kochanie nie zaczynaj proszę
- No to teraz musimy się jak najszybciej zająć Waszym ślubem
- Miałam nadzieję, że to powiesz. Pomożecie Nam?
- Jasne. To będzie najpiękniejszy poza naszym oczywiście, ślub
- Dzięki – była już wyraźnie zmęczona
- My już pójdziemy. Pewnie nie będzie Cię jutro w pracy
- Pewnie nie. Przyjdę we czwartek
- W poniedziałek – poprawił ją
- We środę mnie wypiszą więc będę we czwartek
- Nie ma mowy! W poniedziałek
- A co ja będę robić w czwartek i w piątek?
- Odpoczywać – reszty kłótni już nie słyszeli bo wyszli.
Jak dobrze, że reszty kłótni już nie słyszeli xD :P A może nie ? Bo ich kłótnie są na prawdę urocze xD :) heh... :) jak zwykle trzymasz poziom :) Heh... Fajnie, że zezulce odwiedziły Bones w szpitalu... :) Tak dawno się nie widzieli :) Heh... ;P Angela już się postara aby ślub był wyjątkowy :)
Jak zawsze bardzo mi się podobało :) Czekam na cd :)
PS: Udanych wakacji ;)
32.
Bones szybko wracała do zdrowia. Musiała uważać ze względu na dziecko ale ogólnie była silna i już we środę została wypisana ze szpitala. Po drodze do domu zajechali na małe co nie co do Royal Diner
- To jest pyszne – wcinała już 2 hamburgera
- Tempe a może już dość? – miałaś się oszczędzać
- Ale lekarz mówił o pracy a nie o pysznościach. Pozwolił mi już wszystko jeść. Pójdziemy na lody
- Nie przeginaj. Mam do Ciebie pytanie
- Tak?
- W sobotę jest zjazd absolwentów mojego liceum pojedziesz ze mną?
- Przecież wiesz, że tak
- Wiem ale wiem też, że nie lubisz takich imprez
- Ale Ty chcesz więc ja pojadę z Tobą – tymi słowami wywołała uśmiech na twarzy agenta.
- Dziękuję. To co jedziemy do domu?
- Jasne – zadzwonił telefon Bootha – mówiłeś, że wziąłeś wolne
- To Rebecca – odebrał i chwilę rozmawiał – podjedziemy jeszcze po Parkera do szkoły co?
- Pewnie. Coś się jej stało?
- Wypadło jej coś w pracy i nie może. Jedźmy a potem zabiorę Was na lody
Reszta dnia upłynęła im bardzo szybko i bardzo wesoło. Wieczorem zawieźli małego do mamy.
- Wszystko ok.? – zapytał kiedy Parker zniknął już za drzwiami
- Tak – powiedziała ale jej mina mówiła zupełnie co innego
- Na pewno?
- Nie ale posłuchaj powiem Ci jak sobie to wszystko przemyślę ok.?
- Pewnie. Zawsze możesz zadzwonić. W każdej chwili
- Dzięki. To do zobaczenia – pomachał jej ręką i wsiadł do samochodu.
- Seeley wiem, że miałam nie pracować – powiedziała w piątek rano
- Nie pójdziesz do instytutu.
- Chciałam się spotkać z Wendallem a On dzisiaj jest u nas. Potem znowu go nie będzie przez jakiś czas
- Zgodzisz się?
- Chyba tak. Muszę z nim pogadać jeszcze i zgłosić się na uczelnię. Ale w jednym ma rację szkoda by było żeby stracił stypendium. Poza tym wówczas miałabym asystenta na stałe a nie wielu na przychodne. I jakby mu się udało obronić zanim ja urodzę miałbyś nowego partnera na jakiś czas
- Wiem, że On bardzo tego chce. Tu ma wysokie stypendium i może pomóc przy okazji rodzicom
- Rozumiem. Poza tym nawet jak później wrócę do pracy to roboty znajdzie się dla 2 spokojnie. Tylko przekonam Cam
- Kocham Cię wiesz?
- To podrzucisz mnie do instytutu. Poza tym chyba muszę sprawdzić co kombinuje Angela. Bo coś się nie odzywa ostatnio. Aż się boję
- Będziemy mieć wesele z prawdziwego zdarzenia
- Tak. Byleby nie przesadziła – Booth podrzucił ją do Jeffersonian a sam pojechał do FBI. Ona miała wolne ale on musiał pracować.
Weszła do instytutu niemal nie zauważona. Na platformie nikogo nie było. Poszła do Cam. Tam tez pusto. W limbo też nikogo nie było.
- Wszyscy wyparowali czy co? – zastanawiała się podeszła pod drzwi gabinetu Angeli – więc tu są wszyscy – stwierdziła słysząc wesołe głosy dochodzące zza drzwi weszła po cichutku a tam impreza trwała w najlepsze.
- No pięknie mnie nie ma zaledwie dawa tygodnie a Wy się dobrze bawicie – powiedziała ze śmiechem
- Brennan – uradowali się na jej widok
- Mamy jakiś szczególny powód do świętowania? - wzięła się pod boki
- Piątek – odpowiedzieli chórem
- No i co z tego?
- No zaczyna się weekend a poważnie to Cam ma nowego chłopaka – wyjaśniła Angela
- Oooo gratuluję. Kiedy ślub? - mieli nie zły ubaw
- Dr Brennan zagorzała przeciwniczka instytucji małżeńskiej pyta kiedy ślub! Świat się kończy – podsumował Jack
- A agent Cię wypuścił z domu czy sama uciekłaś?
- Przywiózł mnie tutaj nawet
- Jak się czujesz?
- Dobrze. Nic mi nie dolega. Mogłabym pracować ale Booth mi zabronił
- I miał rację. Dobra kochani czas na powrót do pracy – sprowadziła ich na ziemię szefowa
- Cam mogę z Tobą porozmawiać?
- Pewnie – poszły do jej gabinetu – coś się stało? Nie wracasz?
- Nie, nic się nie stało. Słuchaj a co Ty na to żeby przestać z rotacją stażystów?
- Masz na myśli kogoś konkretnego?
- W sumie to tak. Chce kogoś przygotować na moje miejsce. Jak wiesz pewnie Booth nie da mi pracować do samego końca a po porodzie przez kilka miesięcy chcę zostać z dzieckiem. A tu musi ktoś pracować
- Myślałam o tym i nawet zaczęłam się rozglądać za kimś na zastępstwo
- A jeśli ktoś z nich obroniłby pracę i chciał u nas zostać na stałe?
- A Ty?
- Nawet po moim powrocie znajdzie się praca dla dwóch antropologów – Cam zastanowiła się chwilę
- W sumie masz rację. Ok. a teraz do konkretów. Kto to miałby być i dlaczego on lub ona
- Zdecydowanie on
- ok. to i tak mi wiele nie mówi. Mamy ich trochę
- Myślałam o Wendallu zaczął pisać prace a nie ma jeszcze promotora. Po tej historii z Zackiem wycofałam się z tego. Ale chcę się nim zająć
- W porządku. Jestem „za”. A co z resztą przecież też mają u nas stypendium
- On mógłby być ich szefem. Jest z nich najlepszy. Byle mi głowy nie zawracali – dodała z uśmiechem. Cam wiedziała, że mimo wszystko on uwielbia pracę z asystentami
- Idę do Niego – wyszła w poszukiwaniu asystenta. Znalazła go na szczątkami na platformie
- Panie Bary dzisiaj o 7 u mnie z pracą – tylko tyle powiedziała, wcześniej miała zamiar z nim pogadać ale już była spóźniona a Booth nie cierpiał jak się spóźnia. Zwłaszcza teraz
- Ale…
- Proszę być punktualnie – rzuciła do osłupiałego stażysty…