Moje wypociny. Wszystkim czytającym życzę chwil relaksu z moją "twórczością"
Niesamowita scena z tymi planami na przyszłość. Po prostu czytam i widzę^^ Bajkowa sceneria, przystojny ukochany - tez tak chcę ;D
23.
Po zakupach wrócili do swojego miejsca na ziemi. Było im cudownie po posiłku chlapali się jak dzieci w jeziorze.
- Bones to chwyt poniżej pasa – powiedział kiedy zanurkowała i przepłynęła między jego nogami a potem wynurzyła się tuż za nim
- No w sumie masz rację przepłynęłam między twoimi nogami – dodała tłumacząc racjonalnie – w końcu te Twoje powiedzonka mają jakiś sens – parsknął śmiechem próbując sklecić sensowne zdania. Co było nader trudne zwłaszcza kiedy jej usta błądziły po jego plecach a dłonie skradały się wprost do jego kąpielówek. Zamiast tego z jego ust wydobył się głuchy jęk – nie wiem dlaczego tak upierałeś się przy zakupie strojów kąpielowych – dodała dłońmi ściągając jego kąpielówki – tak jest wygodniej – chwyciła jego męskość w odpowiedzi usłyszała tylko jego zduszony jęk i nawet zimnawa woda jeziora nie pomogła obrócił się przodem do niej – tak o wiele lepiej – zmysłowo się uśmiechała nie przestając sprawiać mu przyjemność. Nie mogąc znaleźć sposobu żeby wyrazić słowami swoje odczucia zabrała się za udowadnianie jej ich. Zaczął od jednego ramiączka jej bikini. Pieścił delikatnie odsunięte ramię, potem piersi… w ślad za dłońmi podążyły usta. Wygięła się ku niemu dając mu lepszy dostęp i sama nie przestała pieścić jego boskiego ciała
- Przenieśmy się na suchy ląd – powiedziała podnosząc jej ciało do góry automatycznie objęła jego biodra swoimi nogami – kochanie bo nie dotrzemy do brzegu – powiedział chwytając ją za pośladki. Wyszli na brzeg, położył ją na trawie. Nie dotarli nawet do koca. Obsypał jej ciało delikatnymi pocałunkami. Dłońmi błądził po jej udach aż dotarł do bardzo wrażliwego miejsca. Zajął się nim odpowiednio
- Booth – jęknęła czując w sobie jego palce
- Tak kochanie – zapytał niewinnie całując jej szyje
- Proszę…
- O co mnie prosisz skarbie – ewidentnie się z nią drażnił
- Pragnę Cię Seeley. Tak bardzo Cię pragnę – powiedziała sięgając jego ust – chodź do mnie
- Dla pani mojego serca wszystko – powiedział pochylając się nad nią. Jednym mocnym pchnięciem znalazł się w jej wnętrzu. W chwilę później wirowali zgodnie w odwiecznym tańcu miłości i namiętności. Aż do skończenia świata… Aż do gwiazd… Do wspólnego końca…
- Jesteś piękna – powiedział jakiś czas później, przenieśli się już na koc, był zdecydowanie wygodniejszy. Było późne popołudnie
- A Ty przystojny i niezwykle sprawny – uśmiechnęła się zmysłowo do niego
- Nieźle jak na prawie 40 latka co?
- O tak zdecydowanie tak – czas upływał im iście sielankowo i w nieświadomości, że tam jest ktoś kto chce ich bardzo skrzywdzić. Kto chce im odebrać to szczęście, tą radość. I do tego jest na wolności…
Sulliwan wrócił do jej mieszkania pod osłoną nocy. Niestety było zaryglowane, zapieczętowane jako miejsce zbrodni. Zerwanie taśm mogłoby zwrócić czyjąś uwagę. A, że jej nie ma w mieście to mógł być swojego rodzaju kłopot. Wytężył słuch, ktoś wchodził po schodach. Uciekł piętro wyżej. Ktoś do niej pukał. Nie doczekawszy się odpowiedzi odszedł. Cholera nie mogę tu zostać – myślał – znowu mnie złapią a ten agencik zadba, żeby mnie nie wypuścili. Chce ją mieć dla siebie. Ją i jej kasę. A ja mu jej nie oddam! Ona i jej forsa są moje… Po cichu wyszedł z klatki naciągając kaptur od dresu żeby go nikt nie mógł rozpoznać. Musi jeszcze skombinować jakąś broń. O tak! To jest myśl – pozbędę się tego czarusia i ona będzie tylko moja – uśmiechał się sam do siebie zadowolony ze swojego planu…
Było już po 17 a nikt nawet nie miał zamiaru ruszać się z FBI. Przeglądali raporty, sprawdzali miejsca gdzie oni mogli się udać oraz gdzie mógł się ukryć Sulliwan. Do gabinetu Bootha wszedł Charli
- I co z kartami? – zapytali
- Z pewnością Booth używał dzisiaj swojej karty bo zniknęły pieniądze z jego konta
- No to mamy ich – odetchnął Wendall
- To nie takie proste blondasku – powiedziałą Karla. Na co reszta uśmiechnęła się pod nosem. Ta zadziorna dziewczyna zrobiła na nich Dore wrażenie i wyraźnie pasuje do ich paczki. Ma podobne poczucie humoru i niemal od pierwszej chwili czuła się z nimi jak ze starymi przyjaciółmi
- Dlaczego?
- Jest sobota, banki są nieczynne. Do poniedziałku nie będziemy wiedzieć ani gdzie dokonali zakupów ani jakich. Tylko tyle, że zmieniło się jego saldo na koncie
- Cholera. Chociaż na tej podstawie możemy sądzić, że nadal żyją?
- O ile ktoś nie ukradł mu karty
- Ale to nie takie proste. Jakby chciał zrobić zakupy to mógłby mieć problemy ale jeśli to jest wypłata z bankomatu to dla kogoś kto robi to zawodowo może nie być problemem – wytłumaczył im Charli
- Czyli nadal nic nie wiemy
- Niestety nie
- Przysięgam – powiedziała Angela – przysięgam, że jak oni się gdzieś dobrze bawią i dlatego nie odbierają telefonów to ja ich zabije.
- Ange ale to Ty jej zawsze powtarzasz, że praca to nie wszystko – dodał Jack
- Cholera jakoś do tej pory mnie nie słuchała
- Nie chcę Cię wyprowadzać z błędu ale to chyba nie twoja zasługa – dodała Cam
- I tak ją zabiję – dodała nie zniechęcona. Do gabinetu wszedł Cullen
- Myślę, że dzisiaj już nic nie wymyślimy. Jedźcie do domów nie ma sensu tutaj nocować. Do poniedziałku nic nie zdziałamy. Na wszelki wypadek do policyjnej bazy danych wpadły ich dane i zdjęcie z prośbą o pilny kontakt. Jak ktoś ich zauważy na pewno będziemy o tym wiedzieć
- To czekanie mnie zabije – powiedziała Angela
- Nic nie możemy zrobić – dodał na koniec
- Słodki nas zabije – powiedział
- A od kiedy Ty się Słodkim przejmujesz?
- Nie ma mowy – powiedział z uśmiechem, mocniej ją do siebie przytulając. Przechadzali się w promieniach zachodzącego słońca – nie przejmuję się nim. Ale powiem Ci w sekrecie, że nawet go lubię
- Twój sekret jest u mnie bezpieczny ale powiem Ci, że ja też go lubię – dodała z chichotem – szkoda, że nie zabrałam ze sobą aparatu tu jest tak pięknie
- Ty nie zabrałaś ale ja kupiłem – dodał wyciągając mały aparacik z kieszeni
- I dopiero teraz mi mówisz – wzięła go do niego – mały ale dobry
- Ja się na tym nie znam. Chciałem tylko taki co się do kieszeni zmieści. Ten spełniał moje wymogi. W końcu będę mógł zrobić trochę zdjęć Parkerowi.
- Czemu nie mówiłeś. Dałabym Ci mój
- Bones ja się boję dotknąć tego żeby nie zepsuć a co dopiero Twój taki duży – parsknęła śmiechem – no co się ze mnie śmiejesz – ona niezrażona robiła zdjęcia. Jemu też parę pstryknęła zanim zdołał jej go odebrać. Szybko nauczył się robić zdjęcia i mógł ją też uwiecznić na nich – szkoda, że nie ma nam kto zrobić zdjęcia
- On ma samowyzwalacz – położyła go na odpowiednim kamieniu ustawili się szybko do zdjęcia i czekali. Zrobili sobie wiele wspaniałych zdjęć. To były cudowne dwa dni i trzy noce choć w ich przypadku nie czekali aż do nocy…
- Mamo – powiedział mały blondynek do swojej rodzicielki – możesz zadzwonić do taty?
- Nie ma go w mieście – powiedziała. Nadal ich szukali dzwoniła wcześniej do Cam – musieli z dr Brennan pojechać poza miasto
- A czemu nie zabrali mnie ze sobą
- Synku oni pojechali tam służbowo – bo co miała mu powiedzieć? Że jego ojciec przepadł bez wieści. W zasadzie nie był to Jego weekend z synem ale ostatnio co raz częściej pozwalała mu zabierać go też w inne dni. Jej syn potrzebował ojca. Jej obecny partner nie przepadał za dziećmi. Zastanawiała się poważnie nad swoim związkiem. Bo to oznaczałoby oddanie pod stałą opiekę Boothowi. Pewnie by nie oponował. To dlatego pozwalała na częstsze wizyty u ojca i nie miała nic przeciwko. Byle mu się nic nie stało…
- A jak wróci będę mógł jechać do niego?
- Jak tylko będzie miał czas to na pewno – powiedziała
Karla wróciła do domu. Mimo iż jej matka zmarła 3 lata wcześniej nadal nazywała to miejsce swoim domem. Brian nie był jej prawdziwym ojcem mimo tego miała w nim oparcie i on kochał ją jak córkę
- Cześć tato
- Cześć znaleźliście ich?
- Nie, zapadli się pod ziemię.
- Mam dla Ciebie lekturę. To wykaz ich nieruchomości może tam gdzieś są?
- Skąd to masz?
- Nie pytaj mnie proszę – powiedział z uśmiechem. Karla wzięła plik kartek i rozpoczęła lekturę…
24.
- Tempe – ktoś ja budził co za brutal
- Booth chcę jeszcze pospać – na co o zaśmiał się głośno. To też nie podziałało. Musieli się zbierać już 5, musieli dotrzeć do D.C. wziąć prysznic i się przebrać a potem iść do pracy. Ale ona najwidoczniej nie miała na to ochoty. Urwał kawałek trawy i zaczął delikatnie smyrać ją pod nosem. – Booth – sennie postanowiła zastosować inna taktykę. Mocno się do niego przytuliła, nie mógł się jej oprzeć ona to wykorzystała przyciągając go do siebie i kładąc się na nim - jeszcze chwilkę – położyła głową w zagłębieniu jego szyi i odpłynęła w świat snu. Westchnął głęboko. I bądź tu człowieku twardy wobec takiego postawienia sprawy. Objął ją ramieniem i sam zamknął oczy dosłownie na pół godzinki…
Karla i Charli już od 6 byli w biurze tak samo jak ich szef
- O której powinien się pojawić Booth? – zapytał podchodząc do nich
- Ok. 9 o ile wcześniej nie pojedzie do instytutu
- Jak pojawią się tam wcześniej to dadzą nam znać – dodała Karla
- No ja myślę. Mam nadzieję, że naprawdę urwali się na samotny weekend
- Tak jak każdy. Nie wiadomo też co z Sullym. Nikt go nie widział ani o nim nie słyszał.
- A co z kartą Bootha?
- Dzwoniliśmy już do banku pierwsza sesja jest o 7 więc dopiero wtedy będziemy wiedzieć gdzie płacili. Potem można też dowiedzieć się co kupili i ich szukać
- Mam nadzieję, że to nie będzie potrzebne – powiedział odchodząc
- Myślisz, że naprawdę się urwali – zapytała go Karla
- Mam nadzieję, podobno ten Sully oszalał
- On jest jak opętany. Nigdy nie widziałam i nikogo takiego szaleństwa
- Nie dobrze.
- Mam coś popatrz – wskazała ręka na dokument – działka zakupiona przez dr Brennan półtora roku temu
- Skąd to masz?
- Nie ważne. Może tam są? To prawie 20km od centrum. To obrzeża od strony południowej – pokazała mu na mapie. Tyle, że tam nic nie ma. Jakieś jeziorko, las polana, telefon i prąd tam też nie jest podciągnięty
- Wątpię, że tam są. Dr Brennan to typ hotelowy a nie biwakowy
- Też mi się tak wydaje. Ale to w tej chwili najbardziej prawdopodobne miejsce ich pobytu. Skoro nigdzie nie płacili za hotel, motel i tym podobne
- Ale dlaczego wyłączyli komórki? Przecież wiedzą, że mogą być potrzebni
- Sprawdziłam tam jest martw strefa
- Tzn.?
- Nad samym jeziorem nie ma tam zasięgu a bliżej drogi jest słabiutki
- Czyli by się zgadzało. Ok. zobaczymy co nam powie bank to jeszcze tylko15 minut
- I tak nie ma sensu tam jechać. Bo oni mogą być w drodze i możemy się minąć. Podejrzewam, że jednak będą chcieli tu dotrzeć na 9
- Pewnie masz rację
Kiesy Booth ponownie się obudził słońce było już wysoko. Popatrzył na zegarek
- Bones – powiedział głośniej odpowiedział mu pomruk niezadowolenie mimowolnie się uśmiechnął – skarbie już 8:30
- Co – zapytała mało przytomnie – rano? Poniedziałek?
- Tak rano, poniedziałek. Wiesz, że jesteśmy spóźnieni?
- Czemu nie obudziłeś mnie wcześniej – patrzyła jak się ubierał popatrzył na nią z politowaniem – czyli mi się nie śniło?
- Nie skarbie, naprawdę chciałem żebyśmy jechali o 5 ale Ty stanowczo powiedziałaś nie – dodał z uśmiechem. Sama zaczęła się ubierać – musimy się chyba pospieszyć
- Trzeba złożyć ten namiot – dodała
- Ty pozbieraj nasze rzeczy a ja się zajmę namiotem
- Ok. – pracowali zgodnie dobre 15 minut. W pół godziny byli już w samochodzie Booth wyjechał z posesji. Bones zamknęła za nimi bramę wsiadła do samochodu. Nie ujechali nawet 100 metrów kiedy samochód po prostu zgasł
- No pięknie – powiedział
- Co się stało?
- Nie wiem – powiedział próbując zapalić ponownie auto popatrzył na tablice rozdzielczą i jęknął przeciągle
- Co się stało?
- Nie mamy paliwa – powiedział
- Jak to nie mamy paliwa – patrzyła na niego jak na przybysza z innej planety
- Po prostu się skończyło. Jak mogłem tego nie zauważyć – wyciągnął telefon – o Jezu jeszcze rozładowany – Bones sięgnęła po swój
- Cholera mój też – powiedziała
- Pięknie o ile Cullen na razie zastanawiał czy nas nie rozdzielić to teraz nie będzie miał wątpliwości
- Przecież już to ustaliliśmy
- Tak wiem. Ale ja mam nadal nadzieję, że będziemy pracować razem
- Ja też – dodała ze smutkiem – chyba nie mamy wyjścia musimy poczekać aż ktoś będzie przejeżdżał.
- Miejmy nadzieję, że w miarę szybko – powiedział. Siedzieli chwilę w ciszy, Booth uśmiechnął się szeroko
- Co Cię tak śmieszy?
- Jestem szczęśliwy – powiedział chwytając jej rękę.
- Ja też – jak na złość nic nie jechało – nie ma to jak pech
- Oni nas zabiją – powiedział
- Angela i Cam dadzą mi popalić, że będzie miło – dodała z sarkazmem. Wysiedli z auta bo w środku robiło się nieco gorąco mimo wczesnej pory. Stali bez osłony cienia z jakiejkolwiek strony. Bones wyciągnęła koc i rozłożyła na poboczu Booth patrzył na nią jak na ufoludka – no co przynajmniej się poopalamy – parsknął śmiechem – przecież i tak się stąd nie ruszymy
- Pewnie masz rację – usiadł obok niej pogrążyli się w rozmowie. Jakąś godzinę później od strony D.C. zbliżał się czarny samochód – Suv – a za jego kierownicą…
- Już po 9 nie pojawili się nigdzie ani tutaj ani w instytucie – powiedział szef
- Mamy pomysł gdzie mogą być – podszedł do mapy wskazał miejsce – tutaj płacili w supermarkecie kartą
- To jakieś 24 km od centrum co oni tam robili? – zapytał szef
- Tu – wskazał kolejne miejsce na mapie – dr Brennan kupiła działkę.
- I dopiero teraz to mówicie?
- Odkryliśmy to rano. Myśleliśmy, że zdążą dotrzeć przed 9 – tłumaczyła Karla
- Na co czekacie zbierajcie się i jedźcie tam. Weźcie kilku agentów
- Damy radę sami
- A jeśli ten świrus tam jest? Nie ma mowy żebyście sami jechali
- Ok. weźmiemy jeszcze jeden wóz – wyszli z budynku zabierając ze sobą dwóch dobrych agentów. Pół godziny później zbliżali się do jej działki. Jakieś 100m przed nimi stał na poboczu czarny Suv a obok niego rozłożony koc…
25.
W instytucie atmosfera była delikatnie mówiąc „napięta”. Każdy próbował się czymś zając, żeby nie myśleć ale jak na złość nic nie mieli do roboty. Co za pech. Chodzili z kąta w kąt
- Cam już prawie 10 a ich nie ma
- Ja też się martwię, Angela ale nie mam pojęcia co moglibyśmy jeszcze zrobić
- To czekanie mnie dobija – powiedział Jack – zróbmy coś
- Ale co? Co my możemy? Jak nawet FBI ich nie znalazło? – zadzwonił telefon Cam popatrzyła na wyświetlacz – to Karla. Słucham
- Dr Sorayan, wiemy gdzie Booth płacił kartą jedziemy w tamtą stronę
- Możemy coś zrobić?
- Modlić się żebyśmy ich znaleźli – powiedziała – odezwiemy się jak coś będziemy wiedzieć
- Dobrze informujcie nas na bieżąco – rozłączyły się – jadą w miejsce gdzie Booth płacił kartą
- Oby tam gdzieś byli
Patrzyli na zbliżający się samochód z rosnącą nadzieją. Kiedy był już w zasięgu wzroku rozpoznali Chaliego i Karlę a za nimi drugi samochód
- Bones będą kłopoty – powiedział podając dłoń partnerce i pomagając jej wstać
- Dlaczego?
- Popatrz kto po nas przyjechał
- Ups – to było jedyne co powiedziała agenci wysiedli z samochodów
- Yyy – jąkał się Booth – czy coś się stało?
- Jesteście cali? Nic wam nie jest?
- Nie tylko zabrakło nam benzyny, bo Booth zapomniał zatankować i komórka mu się rozładowała bo zapomniał jej naładować i ja też – powiedziała
- Brakło wam benzyny? – zapytali zdziwieni – komórki wam się rozładowały – pytali z niedowierzaniem
- No tak – powiedział Booth patrząc na nich ze zdziwieniem – coś się stało>
- Szukamy was od soboty – powiedziała Karla
- Przecież mamy wolne – zirytował się Booth
- Wiemy ale Sully uciekł – dodał Charli
- Jak to uciekł – Booth aż zagotował a Bones zadrżała
- Obezwładnił strażnika nocnego i uciekł. Szukamy was. Baliśmy się, że dopadnie was wcześniej niż my znajdziemy
- Na szczęście nic nam nie jest. Spędziliśmy miły weekend na łonie przyrody – powiedzieli z nieschodzącym uśmiechem
- W to nie wątpimy – mruknął agent z drugiego samochodu ze swojego samochodu wyciągnęli kanister z benzyną. Szybko wlali do baku. W międzyczasie Charli dał telefon Boothowi żeby zadzwonił do szefa
- Bardzo jest zły?
- Martwił się, pewnie pokrzyczy trochę ale raczej z troski o was niż ze złości – powiedziała Karla podając telefon Bones – proszę zadzwonić do instytutu tam też czekają na wiadomości – Bones jęknęła
- One mnie zabiją – wzięła telefon
- Angela usiądź – powiedział jej chłopak
- Nie dam rady. Nie mogę się skupić
- To im nie pomoże – zadzwonił telefon Hodgins podniósł słuchawkę
- Słucham
- Cześć Hodgins z tej strony Brennan – usłyszał po drugiej stronie i aż usiadł z ulgi
- Gdzie wy do cholery jesteście? – zapytał Angela zorientowawszy się z kim rozmawia wyrwała mu słuchawkę
- Słodziutka czy wyście oszaleli? – wykrzyczała
- Angela spokojnie. Przecież był weekend wolne…
- Ale jest poniedziałek prawie południe – nadal miała podniesiony głos
- Brakło nam paliwa a komórki się rozładowały. Jakby nie Chalri i Karla siedzielibyśmy tu jeszcze nie wiem ile – artystce zabrakło słów
- Brakło wam benzyny – powiedziała z niedowierzaniem
- Właśnie tak Ange
- My się zamartwiamy o was a wam brakło benzyny – nie mogła w to uwierzyć.
- Angela to nie nasza wina – próbowała tłumaczyć
- A czyja? Może to ja miałam wam zatankować samochód?
- Nie, Ange…
- Powiedz przynajmniej, że warto było
- Co było warto?
- No ten weekend jak było?
- Było warto Angela, zdecydowanie było warto – dodała
- Ach jakie to gorące. Ale jak już wrócisz to sobie pogadamy – powiedziała uspokojona – najważniejsze, że nic się wam nie stało. Słyszeliście już o Sullym
- Tak Ange pogadamy jak wrócimy
- Tzn. kiedy?
- Musimy jeszcze wziąć prysznic i się przebrać. Potem na pewno przyjadę
- Ok. czekamy
Przez drugi telefon Booth rozmawiał ze swoim szefem
- Sweets mówi, że powinniście na niego uważać
- Tyle to i ja bez Sweetsa wiem – powiedział Booth – przepraszam naprawdę. Nie wiedzieliśmy do tego ta wpadka z benzyną głupio mi
- Daj spokój. Najważniejsze, że nic wam nie jest. Powinniście dostać ochronę
- Szefie…
- Ja już postanowiłem. Wiem, że jesteś w stanie sam ją obronić ale kto obroni Ciebie?
- Dam sobie radę ale dziękuję – nie chciał się sprzeciwiać szefowi
- I weź sobie wolne do końca dnia bo chyba nie ma sensu przychodzić już do pracy
- Dziękuję szefie – pożegnał się z nim i rozłączył. Odwrócił się do czekającej Bones – i jak?
- Angela krzyczała a Ty?
- Charli miał rację szef raczej się martwił niż złościł – powiedział
- Jedziemy?
- Tak mam wolne dzisiaj a Ty?
- Myślisz, że dziewczyny by mi odpuściły?
- Wątpię – wsiedli do samochodu i pojechali w kierunku centrum
- Cam – weszła do jej gabinetu bez pukania – dzwoniła Brennan nic im nie jest
- Dzięki Bogu co się stało?
- Wybrali się na łono natury
- Natura powiadasz – uśmiechnęła się szeroko
- I brakło im benzyny na powrót – na co szefowa po prostu wybuchła śmiechem – uwierzysz?
26.
Pojechali najpierw do mieszkania agenta. On co prawda miał wolne ale ona obiecała, że pojawi się w instytucie. A, że on nie miał najmniejszej ochoty się z nią rozstawać, zwłaszcza, że Sully jest na wolności, postanowił z nią pojechać.
- Weźmiemy prysznic razem będzie ekonomiczniej – powiedział zdejmując z niej bluzeczkę
- Ale o wiele dłużej – chciała się z nim trochę podroczyć ale jej ciało było zdradliwe. Z radością odpowiadało na Jego pieszczoty
- Będziesz czystsza – argumentował
- Chyba jestem bardzo brudna i potrzebuję pomocy w myciu – dodała z uśmiechem poddając się jego woli całkowicie. Wziął ją na ręce i zaniósł prosto pod prysznic…
Oczywiście zgodnie przewidywaniami Bones zajął on o wiele więcej czasu niż pojedynczo. Do laboratorium dotarli dopiero o 14 weszli uśmiechnięci
- Co tu tak cicho? – zastanawiał się
- Pewnie są u Cam – skierowali swoje kroki w tamtą stronę i oczywiście mieli rację. Trwała zażarta dyskusja na temat kolejnej teorii spiskowej według Hodginsa
- Cześć – powiedzieli
- W końcu. Niesamowite postanowiliście się pojawić – zakpiła Cam
- Cam Ty też?
- A co ja mam być inna? No dobra opowiadajcie gdzie byliście?
- Pod namiotem
- Pod czym? – zapytał Jack – takim czymś z rurkami i materiałem?
- Hodgins nie przeginaj – powiedział Booth ostrzegawczo – tak pod takim namiotem
- A gdzie? Jeśli można zapytać
- Nad jeziorkiem 20km na południe od centrum
- Tam jest pięknie. Jakiś czas temu wystawili na sprzedaż działkę nad tym jeziorem w skład jej wchodził też kawałek lasu i polana świetne miejsce. Chciałem je kupić ale ktoś mnie ubiegł – powiedział Jack
- Tak? – zapytała z zainteresowaniem Bones uśmiechając się tajemniczo
- Ktoś śmiał mi ją sprzątnąć sprzed nosa. Nie poszedł do pośrednika tak jak ja tylko dogadał się bezpośrednio z właścicielem. Podobno jego znajoma kupiła. Po co babie taka działka. Nie doceni na pewno i wytnie las sprzeda na mniejsze działki i po takim ładnym kawałku natury – powiedział poirytowany
- A skąd wiesz, że tam już dom nie stoi? – Booth i Brennan dławili się ze śmiechu
- Byłem tam kiedyś. Stoi puste. Nawet dobrze nie zabezpieczone. Nie ma kłódki
- Włamałeś się na czyjąś posesję?
- Wcale nie było otwarte
- Ale wiedziałeś, że do kogoś należy
- Chyba mnie nie aresztujesz przecież nic nie zrobiłem
- No nie wiem trzeba by zapytać właściciela czy nie wniesie skargi – powiedział z powagą, na taką na jaką było go stać bo w duchu o mało się nie udusił – jak myślisz skarbie nowa właścicielka wniosłaby skargę?
- No nie wiem, zależy czy są jakieś okoliczności łagodzące – pozostali patrzyli na nich dość dziwnie. W końcu ani Booth, ani Brennan nie wytrzymali i zaczęli się śmiać na całe gardło jakimś dziwnym trafem reszta wcale się nie śmiała
- Mogę zapytać o co wam chodzi? Cam sprawdź czy się nie nabawili jakiegoś udaru – zwróciła się artystka do szefowej
- Nic nam nie jest – powiedzieli – to jak Bones wnosisz na niego skargę
- Czy ja wiem? Są jakieś okoliczności łagodzące?
- Przyznał się. Co prawda nie wyrażał się o Tobie zbyt pochlebnie ale można to zrzucić na urażoną dumę – do reszty nadal nie docierało o czym oni mówią. Dopiero Jack pojął co się dzieje
- Ty kupiłaś tą działkę?
- Tak jakieś półtora roku temu
- I tam byliście?
- Tak. I masz rację tam jest pięknie
- My się zamartwialiśmy a oni się dobrze bawili – powiedział Wendall – to niesprawiedliwe
- Oj dajcie spokój. Od was non stop słyszę, że nie samą pracą żyje człowiek więc jak już…
- Dobra, dobra już przestańcie – uciszyła ich Cam
- Słuchajcie a może małe piwko wieczorem?
- Ja nie piję – powiedział od razu agent na co reszta zareagowała śmiechem
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Jutro do pracy – zaoponowała Bones
- Daj spokój idziemy – podsumowała Cam – znam pewien lokal gdzie będziemy się dobrze bawić
- Gdzie? I jaki?
- W centrum. Klub z karaoke Michell mówiła, że świetna muzyka i niezłe drinki
- To ona już drinki pija
- Nie ale chodzi tam ze starszym chłopakiem. To co dzisiaj 19?
- Ok. a możemy już skończyć pracę? – Cam wydała odpowiednie pozwolenie i praca w Instytucie Jeffersona została na ten dzień zakończona
- Nie wiem czy chcę tam iść Booth
- Daj spokój Bones będzie fajnie. Przecież już śpiewałaś – powiedział wspominając tamten wieczór
- No właśnie i nie skończyło się to szczęśliwie
- Bones… - widział cierpienie w jej oczach
- Tak strasznie się wtedy bałam. Że Cię stracę, że… byłam wściekła na Ciebie, że znowu narażałeś życie dla mnie
- Jeśli trzeba by było to bym oddał za Ciebie życie
- Wiem… ja… potem te koszmarne, długie dwa tygodnie i ulga. Ulga, że nic Ci nie jest. I złość, że nic nie wiedziałam – pojedyncza łza spłynęła po jej policzku otarł ją kciukiem. Skoro teraz jeszcze boli po niemal 2 latach to jak musiało boleć wówczas? Tyle bólu jej sprawiłem. Przytulił ją do siebie
- Jeśli nie chcesz to nie pójdziemy – powiedział
- Nie, to byłoby nie fair obiecaliśmy więc pójdziemy tylko to wywołało wspomnienia
- Rozumiem – tulił ją do siebie – dzisiaj ja zaśpiewam dla Ciebie ok.?
- Ok. – dość szybko zebrali się. Punktualnie o 19 byli w klubie. Miły wystrój, fajna muzyka. Byli zupełnie nieświadomi, że w ślad za nimi podąża ktoś jeszcze…
No w końcu wyszli. Do niego nie można dostać się nie zauważonym. Co chwilę ktoś wchodził i wychodził. Wykończyć się można. Pojechał za nimi. Bawić im się zachciało myślał wściekły już ja im zgotuję zabawę. Będą mieli ubawu po pachy. Wszedł za nimi. Na szczęście go nie zauważyli. O jest ta banda idiotów. Cholera nie ma możliwości go dopaść. Ale ja jestem cierpliwy. Będę czekał na sposobność i uderzę. Zaboli ją na chwilę ale potem ja ją pocieszę, pewnie będę musiał ją przekonać, że nie było wyjścia. Ale czego się nie robi dla pięknej kobiety i jej pieniędzy które będą niedługo moje? Nie ma takie rzeczy. O matko ten idiota, Booth będzie śpiewał. Będzie na środku i to jest moja szansa. Wstał i zaczął się przeciskać do przodu nic nie słyszał, nic nie widział tylko swój cel. Wszystko widział jak na zwolnionym tempie wyciągnął broń i oddał strzał…
cudowna czesc... :) najbardziej rozbawil mnie ten fragment:
....
- Pod namiotem
- Pod czym? – zapytał Jack – takim czymś z rurkami i materiałem? hahaha... :) jak ja uwiebiam takie teksty... xD pieknie czekam na cd :)
27.
- No jesteście w końcu zapisujecie się na coś?
- Ja dziękuję nie mam dzisiaj głosu – wymigała się Bones
- A ja z chęcią – powiedział ucinając w zarodku dyskusje na temat nie występowania Bones
- Na co masz ochotę?
- Jest Glass pear, My ghost?
- Jest wpisać Cię – zapytał Wendall
- Tak – wesoło rozmawiali kandydaci na śpiewaków zmieniali się na scenie. Porządek piosenek był wcześniej ustalony każdy czekał na swoją kolej. Kiedy przyszła kolej na Bootha i jego piosenkę – to będzie piosenka dla Ciebie kochanie – powiedział całując ją wziął do ręki mikrofon. Zapytał o coś organizatora i zanim zaczął śpiewać powiedział – tą piosenkę chciałem zadedykować mojej partnerce, mojej przyjaciółce, miłości mojego życia która zgodziła się zostać moją żoną. Tempe to dla Ciebie – widownia zabiła brawo. Zaczął śpiewać a ona nie mogła wyjść z podziwu.
Może nie miał pięknego głosu do śpiewania ale wkładał w to całe serce. Kochające mnie serce… Gdzieś za nimi słyszała głosy, ktoś przeciskał się do przodu potrącając innych, obróciła głowę i spełnił się jej najgorszy koszmar. Zobaczyła Sulliwana z opętanym wzrokiem wpatrzonego w Bootha a w jego ręce był pistolet. Nie myśląc wiele wstała i pobiegła wprost przed siebie do Bootha. Jedyne o czym myślała to jak go uratować choćby miała go zasłonić własnym ciałem zrobi to. Kiedy była już tuż przed nim padł strzał. Poczuła szarpnięcie i ból. W oddali usłyszała jego głos „Bones, skarbie, Bones trzymaj się” a więc się udało. Nic mu nie jest. Z wysiłkiem podniosła powieki i jeszcze raz spojrzała w te cudne czekoladowe oczy… Potem nie czuła już nic, była już tylko ciemność…
A więc dopiął swego – myślała Cam – w końcu ma ją tylko dla siebie. I zgodziła się wyjść za niego. Pięknie… ach jakbym chciała przeżyć taką miłość jak oni mają. To coś wspaniałego, co nie zdarza się zbyt często. A wręcz bardzo rzadko. Patrzę na tą kobietę i nie mogę wyjść z podziwu. Jeszcze tydzień temu zamknięta w sobie, no może poza Boothem bo przed nim nie miała prawie wcale tajemnic, stroniąca od rozrywek, mówiąca, że miłość nie istnieje a dzisiaj? Dzisiaj patrzę na jaj twarz i cieszy mnie ta zmiana jaka w niej zaszła. Zasługują na szczęście jak nikt inny. Ale swoją drogą Booth to chyba śpiewać nie powinien. Jakieś poruszenie z tyłu co się tam dzieje – odwróciła głowę i zamarła następne co widziała to Brennan kierującą się w stronę Bootha. Chwilę później huk wystrzału i przeraźliwy krzyk Bootha – Boże co się stało. O matko – podeszła do nich po drodze wołając żeby ktoś wezwał karetkę – nie to nie może być prawda – przykłada jej palce do szyi nie ma pulsu…
On to ma odwagę – myślał Wendall – ja bym się nigdy nie odważył. Z moim głosem uchowaj Boże ludzie by pouciekali. Ale czego się nie robi dla ukochanej. Czy ja będę kiedyś tak kochał jak on? Czy zaznam takiej miłości, takiej jedności z drugą osobą? Chciałbym… A ona? Czy ktoś mnie tak pokocha jak ona jego? Ona go wręcz uwielbia. W jej wzroku widać wszystko… miłość, oddanie, zaufanie. Jego uczucia są w pełni odwzajemnione. Eh jak ja bym tak kiedyś chciał. Żeby ktoś mnie tak kochał jak ona jego. Co się dzieje? – odwrócił się i rozpoznał go. Widział go tylko raz ale wystarczająco długo żeby zapamiętać twarz szaleńca – on ma broń! – chciał krzyknąć ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Padł strzał a potem krzyk Bootha – chcę coś zrobić ale nie wiem co. Słyszę Cam mówiącą żeby zadzwonić po karetkę a ja stoję i nie potrafię zrobić żadnego ruchu. „Niech mi ktoś pomoże” Cam prosi o pomoc. Ale co ja miałbym robić?
Tego się po nim nie spodziewałem – takie myśli chodziły po głowie Hodginsa – a myślałem, że ja jestem szybki! On mnie bije na głowę. W czwartek wyznanie, w piątek wspólna noc, sobota, niedziela wyjazd a w poniedziałek zaręczyny. Ale z drugie strony nie ma mu się co dziwić w końcu czeka na nią już 5 lat. Prawie tyle co ja. Z tą różnicą, że ja miałem Angela przez ponad rok tylko dla siebie co prawda potem się rozstaliśmy ale znowu jesteśmy razem i nic innego się nie liczy to jest najważniejsze. A może ja też się oświadczę? No pewnie to jest myśl przecież nie mogę być gorszy od agenta, to nie w moim stylu. Ale tak swoją drogą śpiewać to on za bardzo nie potrafi – jego rozważania przerwał huk wystrzału popatrzył wokół siebie – o Boże – przed nim Booth trzymał Bones w ramionach – wokół tyle krwi nie wiem co się dzieje i kto do cholery strzelał i jak Brennan znalazła się na podeście dla śpiewających? Booth krzyczy, Cam też proszą o pomoc. Patrzę wokoło ktoś wzywa karetkę. Hodgins czas się ocknąć przyjaciele Cię potrzebują! Pobiegł do Cam…
I spełniło się moje największe marzenie, zaraz po tym marzeniu o poślubieniu Jacka, ale tym się już niedługo zajmę. Nie powiem, że nie jestem w szoku. Owszem przyznała, że go kocha, owszem przeżyli wspaniałą noc (i to pewnie nie jedną) ale to, że się zgodziła na ślub to już szok. Ach jak się cieszę. Muszę zabrać się za przygotowania. Ona pewnie będzie chciała cywilną, skromną uroczystość. Booth kościelną ale jako zakochany ustąpi jej we wszystkim byle by ją mieć jako żoną. Moim kolejnym celem jest wybicie jej tego z głowy, tzn. tej cywilnej uroczystości, a namówienie na ślub choćby w kaplicy. Co by nie mówić ślub stulecia powinien być co najmniej w katedrze ale jak się zgodzi na kaplice to będzie cud. A swoją drogę chyba muszę zatkać uszy bo takiego rzeźbienia już dawno nie słyszałam. Ma chłopak głos… jak żaba – uśmiechnęła się do siebie – co za zamieszanie? Ktoś strzelał? – otrząsnęła się z rozważań przed nią na scenie leżała Brennan obok niej krzyczał Booth i Cam był tam też Hodgins – co się u diabła stało? Ktoś postrzeli Brennan???
- Bones, skarbie trzymaj się – krzyczał – Bones! Niech mi ktoś pomoże! – podeszła Cam sprawdziła puls na szyi nie ma cholera
- Niech mi ktoś pomoże – zawołała wszyscy stali jak sparaliżowani – niech ktoś wezwie karetkę! – wydawała polecenia – Booth! Booth! Pomóż mi ją przewrócić na plecy
- Ale to będzie ją bolało. Tam jest rana – był jak obłąkany
- Ale tylko tak mogę zacząć reanimację
- Ona… - nie potrafił skończyć
- Pomóż mi – szybkim ruchem położyli ją na plecach Cam rozpoczęła masaż serca 5 ucisków jeden wdech – Booth nie pomagasz mi – chciała go odsunąć – Booth weź się w garść! – podszedł Hodgins
- Co mam robić?
- Robiłeś kiedyś sztuczne oddychanie? – pokiwał twierdząco głową – 10 na 2 – zaordynowała
- Ok. – pracowali zgodnie przez następne minut. Przyjechała karetka. Cam fachowym tonem zrelacjonowała przebieg reanimacji. Ratownicy włączyli defibrylator
- Dawać 200 – zaordynował lekarz na ekranie monitora pojawił się pojedynczy podskok – ładuj do 300 – jej ciałem wstrząsał prąd ludzie odciągali krzyczącego Bootha z nadzieją patrzyli na monitor nadal nic – 360 – wydał polecenie wszyscy na około wpatrywali się w monitor z nadzieją…
28.
...wszyscy na około wpatrywali się w monitor z nadzieją. Upłynęło dobre parę sekund zanim na monitorze pojawiła się falowana linia po chwili wrócił w miarę normalny rytm serca
- Mamy ją – zawołał lekarz – zabieramy ją do szpitala. Gdyby nie pani pewnie byłoby już po wszystkim
- Jestem patologiem. Zazwyczaj mam do czynienia z nieboszczykami ale pamiętam jeszcze podstawy masażu serca.
- Zabieramy ją do kliniki – powiedział wychodząc – pan nie może jechać z nami
- Jadę!
- Niech go pan zabierze nie odpuści – powiedziała Cam – to jej narzeczony
- Ok ale jak powiem panu że ma się odsunąć to wykona pan polecenie – powiedział stanowczo lekarz – inaczej pana nie zabierzemy – w końcu pokiwał twierdząco głową
Odjechali na sygnale. Reszta przyjaciół zebrała się w wokół Cam
- Musimy tam jechać – powiedziała szlochająca Angela
- Tak masz rację – powiedział Jack. Do klubu dotarli agenci FBI na czele z dyrektorem Cullenem
- Co się tu stało? - zapytał
- Pojawił się znikąd, Booth śpiewał i nagle on wystrzelił, nie wiemy jak Brennan znalazła się na podeście dla śpiewających – relacjonował Hodgins
- Znalazła się tam żeby go chronić. Zasłoniła go własnym ciałem – odpowiedziała za nich Angela – jakby nie ona on by już nie żył.
- Gdzie on?
- Pojechał z nią do szpitala – nie odpowiedział na to nic odwrócił się do agentów
- Macie go?
- Uciekł. Nie wiemy gdzie – odpowiedział jeden z agentów. Do klubu dotarła Karla
- Co z nimi?
- Boothowi nic nie jest a Brennan nie wiemy – odpowiedział Wendall
- Jedziemy – zapytała niecierpliwie Angela
- Powinniście złożyć zeznania
- Potem teraz jedziemy do kliniki – powiedziała Cam i wyszli
- Znajdźcie go! Znajdźcie do cholery tego sukinsyna! - powiedziała dyrektor do swoich ludzi po raz pierwszy był chyba tak zdenerwowany
Do kliniki dotarli w dość szybkim tempie. Bootha znaleźli pod salą operacyjną podeszli do niego.
- Jak ona – Jack odważył się zadać to pytanie choć wszyscy bali się odpowiedzi. Patrzył na nich nieprzytomnym wzrokiem. Chyba nawet nie wiedział co do niego mówili. Był nieobecny, pochłonięty rozmyślaniem w swoim własnym świecie
- Booth – Angela chwyciła jego rękę i potrząsnęła nią – Booth co z Brennan
- Nie wiem nadal jest operacja nikt mi nic nie mówi – powiedział z rozpaczą w głosie – nikt nie chce mi powiedzieć co z nią, ja nie dam rady... - chwycił się za serce patrzyli na niego przerażeni chłopcy posadzili go na krześle
- Zawołam lekarza
- Nie – zaprotestował – nic mi nie jest – był blady i ledwie oddychał
- Idę po niego
- Nie – złapał za rękę Wendalla – zabiorą mnie stąd a ja muszę tu być. Za chwilę przejdzie – oddychał z dużym trudem. Cam podeszła do Jacka
- To wygląda na atak dusznicy. Pewnie na tle nerwowym. On chory to ostatnie co nam jest potrzebne. Ale siłą go nie zmusimy. Zejdź do apteki i kup coś na uspokojenie
- Ok. - poszedł
- Booth – podeszła do niego – musisz się uspokoić
- Uspokoić? Jak mam być spokojny skoro ona walczy o życie? Jak mam być spokojny skoro to ona przyjęła za mnie kulkę? On chciał... – brakowało mu tchu rozpaczliwie próbował złapać oddech
- Uspokój się bo nie potrzebnym nam Twój zawał – powiedział podniesionym głosem Wendall. Na jego słowa trochę się uspokoił – słyszysz? Weź się w garść chłopie!
- Ja bez niej nie dam rady. Dlaczego ona to zrobiła? - zapytał przypominając sobie tą scenę. W jednej chwili mówił, że to dla niej potem śpiewał a w drugiej trzymał ją ranną na rękach
- Chciała Cię ochronić jakby nie ona trafił by Ciebie – powiedzieli
- Ale dlaczego?
- Z tego samego powodu z którego Ty 2 lata wcześniej zasłoniłeś ją własnym ciałem – dodał Jack – Ona po prostu tak bardzo Cię kocha, że odda swoje życie
- To moja wina – powiedział
- Nie! To wina Sulliwana! To On strzelał
- Ale...
- Nie ma żadnego ale – Angela choć z natury bardzo wrażliwa i niewątpliwie drżała o przyjaciółkę, zachowała spokój. Wystarczył jeden histeryk – Hodins ma rację. Zrobiła to bo tak bardzo Cię kocha, że jest w stanie oddać za Ciebie życie. Powinieneś być z niej dumny, że jest taka odważna a nie winić siebie
- Przed wyjściem z domu rozmawialiśmy o tym co stało się w tamtym klubie karaoke. Ona się bała przyjść. Bała się powtórki dlatego nie śpiewała. To ja ją namówiłem. Ja! Obiecując, że nie będzie żadnej powtórki okłamałem ją!
- Nieprawda, takie rzeczy zdarzają się nader często. Ty powinieneś to wiedzieć zwłaszcza Ty. Każdego dnia widzisz setki morderstw. On był na tyle szalony, że znalazłby sposób żeby wycelować
- Ale wówczas kula trafiłaby mnie a nie ją – powiedział cicho
- Tego nie wiesz na pewno – do szpitala dotarł zawiadomiony Sweets, Karla i Charli – on jest opętany. I dopóki go nie złapią powinieneś na siebie uważać
- Niech tu przyjdzie a ja się z nim rozprawię.
- Szukają go wszyscy agenci. Nikt nie popuści – dodała Karla – Ona jest jedną z nas
- Dziękuję Wam za wszystko – powiedział. Jack podał mu dwie tabletki i wodę do popicia – nie chce tych cholernych proszków!
- To albo lekarz – powiedziała stanowczo Cam
- Co się dzieje – zapytał zdezorientowany Charli
- Booth miał prawdopodobnie atak dusznicy. Nie dał się zbadać. Łykaj bo wzywam lekarza
- Ty jesteś lekarzem – mruknął posłusznie łykając proszki – i nic mi nie jest. Już mi przeszło – w tym momencie dostał nowego ataku. Tym razem silniejszego.
- Te proszki nie zadziałają tak szybko. Potrzebny jest zastrzyk. Idź po lekarza – powiedziała szefowa – szybko – Booth zemdlał.
boskie !!!! tylko tyle jestem w stanie powiedziec... swietny pomysl na relacje z wydarzenia z punktu roznych punktow widzienia... ;) ciekawe co dalej... czekam na cd :)
29.
Położyli nieprzytomnego Bootha na wózku i zawieźli do zabiegowego. Razem z nim poszedł Sweets. Podłączyli go aparatury monitorującej życie.
- Panie doktorze co mu jest?
- Dr Sorayan miała rację to atak dusznicy.
- Ale on jest okazem zdrowia
- Prawdopodobnie na tle nerwowym. Zrobimy wszystkie badania i wówczas się okaże
- Ta postrzelona to jego narzeczona
- To dość silny stres nawet dla kogoś z końskim zdrowiem
- Jeśli dodać do tego jeszcze fakt, że ona zasłoniła go własnym ciałem
- Mamy obraz ataku dusznicy na tle nerwowym – Booth zaczął się wybudzać – panie Booth jak się pan czuje?
- Dobrze nic mi nie jest – powiedział wstając – dlaczego tutaj jestem – odpinał wszystkie kabelki do których go podłączyli – ja muszę iść do niej
- Nic pan nie musi
- Pan nic nie rozumie – odwrócił się do psychologa – mówiłem, żebyście nikogo nie wzywali
- Zemdlałeś
- Każdemu może się zdarzyć. Wychodzę stąd i nikt mnie nie zatrzyma – powiedział wstając
- Miejcie na niego oko. Widzę, że i tak go nie zatrzymam – doktorek poszedł za agentem razem wrócili pod salę operacyjną
- Co Ty tutaj robisz? – zapytali z wyrzutem
- Nic mi nie jest – powiedział z przekonaniem – mówiłem wam.
- Dusznica to nie jest nic – powiedziała Cam. W tym momencie z sali wyszedł lekarz
- Który z panów to Booth? – agent zbliżył się do niego – proszę za mną. Państwo muszą zostać – zaprowadził Bootha do swojego gabinetu – proszę niech pan usiądzie
- Co z nią?
- Rozumiem, że jest pan najbliższą jej osobą
- Jest moją narzeczoną
- Rozumiem. Powiem tak. Przetrwała operację choć nie było łatwo. Po postrzeleniu, zapewne w momencie szarpnięcia kula przemieściła się jeszcze uszkadzając serce
- Dlatego…
- Tak Dalego potrzebna była natychmiastowa reanimacja. Ten kto ją przeprowadzał z pewnością uratował jej życie
- Ona jest lekarzem. Co prawda patologiem ale
- Rozumiem. Załataliśmy dziurę w sercu. Jeśli nie wystąpią żadne komplikacje to powinno byś wszystko w porządku
- A jakie jest ryzyko?
- Panie Booth. To była operacja na sercu. Każda taka niesie ze sobą ryzyko nie ma wyjątków
- Rozumiem. A jeśli przetrwa to…
- To będzie żyła. Najbliższe 48 godzin będzie decydujące. Jest jeszcze coś. Kula drasnęła kręgosłup – Booth popatrzył na niego z przerażeniem – niestety uszkodziła rdzeń
- Jak to…?
- Prawdopodobnie, to nic pewnego ale może być sparaliżowana
- Nic nie rozumiem – powiedział przerażony
- Może nie chodzić. Tego nie dowiemy się dopóki się nie obudzi.
- Całkowicie?
- Nie wiemy do końca. Jeżeli będzie miała choćby delikatne czucie można podjąć rehabilitację ale tak sprawna jak do tej pory na pewno nie będzie – Booth patrzył na niego nieobecnym wzrokiem.
Przecież ją kocham. Jakie ma znaczenie czy będzie chodzić czy nie. Jest pewne utrudnienie ale damy radę. Oboje jesteśmy silni. Nie opuszczę jej. Nie ma mowy!
Lekarz patrzył z zainteresowaniem na niego. Widział grę uczuć na jego twarzy. Ale jednego był pewien on jej nie opuści. Kocha ją i razem pokonają wszystkie problemy
- Mogę do niej wejść?
- Ale tylko pan. Zanim pan tam pójdzie może powinien pan porozmawiać z przyjaciółmi. Z tego co widziałem czekają niecierpliwie – agent westchnął głęboko, on ma rację powinienem im powiedzieć. Ale jak?
- Dziękuję. Kiedy ona się obudzi?
- Z narkozy powinna wyjść za niecałą godzinkę.
- Czy ona musi wiedzieć o tym, że…
- Ona jest inteligentna szybko się zorientuje
- Wiem. Jeszcze raz dziękuję – i wyszedł
Powinienem iść do nich. Powinienem im powiedzieć wszystko ale nie jestem w stanie. Sam nie mogę dać sobie z tym rady. Moja partnerka, przyjaciółka, miłość mojego życia… ona prawdopodobnie nie będzie chodzić przez mnie! Przez mnie! Zasłoniła mnie własnym ciałem, poświęciła się dla mnie. Jak mam powiedzieć naszym najbliższym, że ona przeze mnie… że ona może więcej nie stanąć na nogi? Jak mam im to powiedzieć. Mówią, że to nie moja wina. Że strzelał ten szaleniec ale to ja w tej paczce noszę spluwę. To ja miałem ją chronić a tymczasem ona chroniła mnie! - zamiast do jej pokoju skierował swoje kroki do szpitalnej kaplicy, wszedł do ławki, uklęknął – Panie Boże dlaczego ona? Dlaczego pozwoliłeś żeby ten drań skrzywdził niewinną osobę? Ok. ona w Ciebie nie wierzy ale czy nie Ty mówiłeś, że będziesz ochraniał wszystkich dobrych. Owszem nazywa Cię moim wyimaginowanym przyjacielem ale ja w Ciebie wierzę… wierzyłem… bo może Ty naprawdę nie istniejesz skoro pozwalasz na cierpienie niewinnych? Zawsze tłumaczyłem sobie, że to taka Twoja wola, że w ten sposób uczysz nas pokory i pokazujesz ścieżki jakimi powinniśmy chodzić. Ale dlaczego ona? Nie zrobiła nic złego, nie kradła, nie zabijała… nic. A może to kara dla mnie? Tak dla mnie? Za to, że zabijałem? Że byłem snajperem i odebrałem wiele żyć? Czy odbierając mi ją chcesz wyrównać rachunki? – nawet nie zdawał sobie sprawy, że mówi to wszystko na głos – zabierz w takim razie mnie! To ja zabijałem nie ona! – teraz już krzyczał nawet nie zauważył kiedy podszedł do niego jakiś człowiek – no już zabij mnie. Zabij mnie ale pozwól jej żyć – jego głos był przepełniony bólem i rozpaczą – ja nie umiem… ja nie chcę bez niej żyć. Czy Ty tego nie rozumiesz? – nie obchodziło go czy ktoś to słyszy chciał wykrzyczeć swój ból, swoją bezsilność. Obok niego usiadł młody kapłan
- Czy ktoś umarł? – zapytał
- A co to księdza obchodzi?
- Czy to takie trudne pytanie?
- Nie ale nie mam zamiaru o tym rozmawiać – młody kapłan popatrzył na niego dość znacząco – żyje, ale nie wiele jej brakuje żeby…
- A więc żyje… to ktoś bliski?
- Kobieta którą kocham
- A więc bardzo bliski… co mówi lekarz?
- Najbliższe 48 godzin będzie decydujące
- Więc jest nadzieja? – Booth pokiwał twierdząco głową – więc póki życia póty nadziei. Nie trać wiary synu.
- Jak mam wierzyć skoro On pozwala na takie coś?
- Widzisz w obliczu cierpienia rodzi się w człowieku bunt. Dlaczego ja? Dlaczego to mnie spotkało a nie mojego sąsiada? Dlaczego? Przecież jestem dobrym człowiekiem to u niego za ścianą są pijackie burdy. To u niego za ścianą wieczne awantury. A Ty Boże krzywdzisz właśnie mnie. Nie jesteś jedyny… mówisz, że ona jest dobra. Jezus też był dobry a cierpiał, umarł. A przecież był dobry…
- Co ja mam robić?
- Może to właśnie was spotkało bo jesteście dobrzy? Bo macie siłę żeby to przetrwać. A tym innym naszym sąsiadom byłoby trudniej? Nie przetrwali by tej burzy, polegli by. A Wy macie szanse bo jesteście silni. Kochacie się, wspieracie się nawzajem. Razem wszystko możecie. Pytasz co masz robić? Módl się i ufaj. Ufaj swemu Bogu. Jest taki cytat w Biblii, w księdze przysłów „Z całego serca Bogu zaufaj. Nie polegaj na swoim rozsądku. Myśl o Nim na każdej drodze a On Twe ścieżki wyrówna”. Tylko mu zaufaj a wszystko inne samo się ułoży…
30.
Przyjaciele stali pod salą operacyjną nieświadomi, że jej już dawno tam nie ma. A do tego od ponad pół godziny nie pojawia się też Booth
- Gdzie On do cholery jest? – denerwowała się Angela
- Może rozmawia z lekarzem
- Ale aż tyle? I dlaczego On – była chora ze zmartwienia o nią i o niego też. To zasłabnięcie było dość groźne
- Jest dla niej najbliższą osobą – powiedział Jack
- Czy ktoś zadzwonił do Russa albo do Maxa? – przypomnieli sobie o jej rodzinie
- Nie mamy do nich numerów
- Booth będzie wiedział jak się z nimi skontaktować i gdzie on do cholery jest!
Poprosił pielęgniarkę, żeby zaprowadziła go do Bones. Miał pozwolenie lekarza i zamierzał z niego korzystać do woli. Musi być z nią ona musi go widzieć kiedy się obudzi. Zapomniał o reszcie i jeszcze jej brat i ojciec to będzie trudna rozmowa. Jak wytłumaczyć ojcu, że jego córkę postrzelono bo zasłoniła go własnym ciałem? Trzymał jej rękę. Przyłożył ją do swoich była ciepła.
- Bones, skarbie trzymaj się – szeptał – nie poddawaj się i walcz. Pamiętasz jakie mieliśmy plany? Bez Ciebie nie dam rady. Sam ich nie zrealizuję. Bo to Ty jesteś moim największym marzeniem. I tylko z Tobą chce zrealizować resztę swoich marzeń. Kochanie walcz. Tak bardzo Cię kocham – pojedyncza łza spłynęła po Jego policzku – bez Ciebie jestem nikim. Nie ma dla mnie życia jeśli Ciebie w nim nie będzie. Walcz kochanie proszę Cię… jesteś silna. Już z niejednej opresji wychodziłaś cało. Teraz też wyjdziesz tylko musisz w to uwierzyć. Musisz uwierzyć w siebie… w nas
Z oddali słyszę głos. Ktoś do mnie mówi. Prosi żebym wracała, ale gdzie mam wracać? Nie pamiętam żebym gdzieś wyjeżdżała. Ostatnia moja wycieczka no w sumie to nasza skończyła się na braku paliwa. Ale za o spędziliśmy cudowny weekend. I nie pamiętam żebym gdzieś wyjeżdżała dlaczego mam wracać? Cholera i dlaczego nie mogę otworzyć oczu. Po kolei. Wróciliśmy do domu, jak już nas znaleźli, potem byliśmy w instytucie i umówiliśmy się na wyjście do klubu. Nie chciałam tam iść bo karaoke wywołuje wspomnienia. Ale poszliśmy Booth śpiewał piosenkę o jak on strasznie fałszowała ale śpiewał dla mnie to najważniejsze. A potem zamieszanie i strzał. O Boże Booth!
- Booth – próbowała otworzyć oczy, nie miała na to siły gdzie jest Booth – Booth?
- Jestem skarbie. Jestem nic mi nie jest. Sama sprawdź no dalej podnieś oczka – mówił do niej czule – dasz radę. Przekonasz się, że nic mi nie jest – z widocznym wysiłkiem otworzyła oczy – no widzisz i o to chodziło – nic mu nie było był cały. Odetchnęła z ulgą i znowu mogła zamknąć oczy ale on jej nie pozwalał. Przemawiał do niej dalej – no dalej popatrz na mnie – uśmiecha się och jak ja kocham ten jego uśmiech
- Nic Ci nie jest? – z jej ust wypłynęły ledwie słyszalne słowa
- Nie kochanie. Nic mi nie jest – po jego policzku spływała łza chciała ją zetrzeć ale nie mogła utrzymać ręki w górze. Pomógł jej przykładając jej dłoń do swojego policzka – dzięki Tobie nic mi nie jest
- To dobrze – zamknęła oczy. Popatrzył na monitory ale nic się nie zmieniło. Pewnie po prostu zasnęła. Na wszelki wypadek wezwał lekarza
- To tylko wyczerpanie. Potrzebuje dużo snu. Sen jest najlepszym lekarstwem – oznajmił lekarz
- Czyli nic złego się nie dzieje?
- Nie. Musi odpoczywać. Pewnie będzie się co jakiś czas budzić i ponownie zasypiać.
- Dziękuję
- Nie ma za co. Powinien pan też wyjść do przyjaciół bo zaraz zaczną szukać też pana a tutaj ich nikt nie wpuści
- Dobrze dziękuję – pochylił się nad Bones i pocałował ją w czoło – zaraz wracam powiem im tylko, że już się obudziłaś – wyszedł na zewnątrz
- Ja go zaraz zabije! – Angela przeszła ze strachu na złość – ja go zatłukę skopię ten jego seksowny tyłek aż przestanie być seksowny – nakręcała się strasznie
- Angela złość w niczym nie pomoże – zaoponował psycholog
- Nie ale nie martwi Cię, że on wsiąkł gdzieś
- Może miał znowu atak? – powiedział Wnedall na co reszta naskoczyła na niego
- Zwariowałeś!
- Przepraszam ale czy nie mam racji?
- Nie waż się tak myśleć blondasku
- Okej, okej ja tylko
- Wendall!!! – zawołali koło nich przechodził lekarz
- Panie doktorze co z Brennan – zaczepili go
- Pan Booth wam nie powiedział?
- Nie było go tutaj
- Niestety ja wam nie mogę udzielić odpowiedzi. A pan Booth wyszedł ode mnie jakieś 45 minut temu. Przepraszam państwa obowiązki wzywają – i odszedł
- No nie! Jeszcze on zaginął – chłopaki rozeszli się po szpitalu żeby go znaleźć. 5 minut później sam się znalazł przyszedł do nich
- Booth do cholery gdzie Ty byłeś?
- Chcesz nas o zawał przeprawić?
- Gdzie Ty byłeś?
- Dlaczego nic nam nie mówisz? – napadli na niego
- Powiem wam jak dacie mi dojść do głosu
- Mów byle szybko
- Bones jest już po operacji. Miała dziurę w sercu i uszkodzony rdzeń kręgowy. Załatali dziurę a co do rdzenia to się okaże dopiero jak się obudzi. Istnieje.. istnieje możliwość, że nie będzie chodzić
- O Boże – zaszlochała Angela
- Niestety ryzyko jest duże – powiedział łamiącym się głosem – najbliższe 48 godzin będzie decydujące czy w ogóle przeżyje – po jego policzkach spływały łzy
- Zagrożenie jeszcze nie minęło – zapytali zdziwieni
- To było serce – odpowiedziała za niego Cam – widziałeś ją?
- Tak byłem tam i zaraz wracam do niej. Wybudziła się już z narkozy. Zapytała czy ze mną ok. i znowu zasnęła – zaczął płakać. Naprawdę starał się być silnym ale nie bardzo mu to szło. Przyjaciele otoczyli go w krąg. Chcąc okazać wsparcie
- To dobrze, że odpoczywa. Sen jest najlepszym lekarstwem – powiedziała Cam
- Lekarz powiedział to samo…
31.
Już prawie świtało lecz z wiadomych powodów żaden z przyjaciół nie miał zamiaru wychodzić ze szpitala. Boothowi pozwolono być z Brennan. Reszta zgodnym chórem stwierdziła, że całe szczęście. Na zewnątrz by pewnie zwariował a tak mógł patrzeć na nią cały czas
- Wiecie co? Mam propozycję – powiedziała Angela
- Jaką?
- Jedźcie do domu się wykąpać, przebrać. Ja zostanę. Potem wrócicie a ja pojadę
- Ja się nie ruszam stąd – powiedziała Cam
- Cam Angela ma rację. Odświeżymy się i tu wrócimy. Nikt z nas nie ma ochoty ich opuszczać ale wykończeni im nie pomożemy – poparł ją Sweets
- Ale…
- Jedźcie ja zostanę z Jackiem, potem jak wrócicie my się odświeżymy
- No dobrze – reszta zgodziła się z ociąganiem. W tym co mówiła jednak było sporo racji. Przecież prawie wszyscy padali ze zmęczenia. Chwilę po ich wyjściu pojawili się agenci FBI. Mieli ochraniać Bootha i Brennan przed świrami
- Ciekawe gdzie byli jak on do niego strzelał – Angela była zła
- Ange to nie ich wina
- Jak nie ich. Przecież Brennan mówiła, że dostaną ochronę ale jakoś wcześniej się nie pojawili – powiedziała rozżalona. Jack przytulał kochaną kobietę dawał jej w ten sposób wsparcie. Angela była na skraju wytrzymania. Nie wiele trzeba, żeby wybuchła ale w szpitalu nie jest potrzebna awantura.
Booth podniósł oczy na okno.
- Popatrz skarbie już dzień – powiedział do śpiącej Bones – będzie ładna pogoda. Taka jak w naszym własnym miejscu na ziemi. Pamiętasz? Świeciło słońce, jezioro delikatnie szumiało, pachniało lasem. Obiecałaś mi pokazać te projekty naszego domu. Musisz wyzdrowieć. Kochanie musisz walczyć bo ja bez Ciebie nie jestem nic wart – jego głos przechodził w szloch – nie mogę sobie wybaczyć, że przeze mnie… to moja wina… jakbym się nie upierał żeby tam iść… - położył głowę na jej dłoni chciał być jak najbliżej ukochanej
- To nie Twoja wina –odpowiedział mu ledwo słyszalny głos. Podniósł głowę i patrzył wprost w piękne błękitne oczy – to nie Ty jesteś winny
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Z tego samego powodu jak ty wtedy – w jego oczach zalśniły łzy. A już myślał, że wypłakał wszystkie ale to nie była prawda bo one wciąż leciały – za bardzo Cię kocham, żeby pozwolić Ci umrzeć. Oddałabym za Ciebie życie
- Wiem skarbie ale proszę Cię nie rób tego więcej. Ja nie chcę żyć bez Ciebie
- Ani ja bez Ciebie – pochylił się nad nią i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Była słaba ale na tyle silna, że nie pozwoliła mu odejść. Zawładnęła jego ustami chcąc się upewnić, że nic mu nie jest oderwał się od niej – kocham Cię
- A ja kocham Ciebie – zapewnił ją żarliwie do Sali wszedł lekarz i pielęgniarka
- I jak się pani czuje – zapytał
- Nic nie czuję
- To pewnie przez środki przeciwbólowe – powiedział lekarz. Booth patrzył na niego z przestrachem – pani Brennan zbadam teraz panią dobrze? – pokiwała głową. Była słaba, bardzo słaba
- Panie doktorze dlaczego ja nie czuję nóg?
- Zaraz sprawdzimy
- Proszę mi powiedzieć – lekarz popatrzył na Bootha ten pokiwał głową. Znał Brennan wiedział, że nie odpuści
- Dostała pani w kręgosłup. Ma pani silne kości kula zmieniła lot i rykoszetem utkwiła w sercu
- Tzn. że ja jestem sparaliżowana – zapytała ze strachem. Agent aż struchlał
- Zaraz to sprawdzimy dobrze? – pokiwała głową. Wyciągnęła rękę Booth chwycił ją automatycznie, lekarz odsunął prześcieradło którym była okryta i zaczął badanie – jeśli pani coś poczuje proszę powiedzieć, rozumie pani? – pokiwała głową na znak, że rozumie – proszę poruszać palcami u prawej nogi – Bones cała siłą woli próbowała – teraz u lewej – i ta sama historia. Lekarz przejechał długopisem po jej łydce, zero reakcji. Booth nie patrzył na niego ale na ukochaną. Kiedy długopisem dojechał do stóp pacjentka jęknęła, przejechał jeszcze raz w tym samym miejscu
- Proszę nie gilgotać, bo śmiech sprawia mi ból – lekarz i Booth uśmiechnęli się równocześnie – to znaczy, że nie jest tak źle?
- Nie, po pięciu dniach zrobimy rezonans magnetyczny i zobaczymy jak pokierować dalsze leczenie żeby pani odzyskała zdrowie
- Dziękuje – powiedzieli równocześnie lekarz wyszedł – zaraz wrócę – powiedział Seeley – i wyszedł za lekarzem – panie doktorze jak ona się czuje
- Jest lepiej. No i wszystko wskazuje na to, że jednak będzie chodzić. Będzie ją to kosztowało wiele wysiłku i pracy ale chyba wart – uśmiechnął się
- A co z jej sercem?
- Nadal musimy czekać. Podczas operacji zrobiliśmy co w naszej mocy żeby załatać dziurę
- Rozumiem, ale jakie ona ma szanse czy przeżyje – zapytał. Musiał bo niepewność zabijała go od środka
- Panie Booth tego nikt nie zagwarantuje. Jej stan jest teraz stabilny i tego musimy się trzymać
- Ale zagrożenie nadal nie minęło?
- Nie, niestety nie. Będziemy na bieżąco ją monitorować. Teraz możemy tylko czekać aż natura zrobi swoje
- Kiedy będzie wiadomo? Mówił pan, że za 48 godzin
- Tak, ale minęło zaledwie 10 godzin – Booth popatrzył na zegarek lekarz miał rację. Dla niego to było chyba z 5 dni a tu minęło zaledwie 10 godzin
- Rozumiem i dziękuję – wrócił do jej sali. Leżała z zamkniętymi oczami myślał, że spała
- Nie śpię – powiedziała
- Powinnaś odpoczywać – powiedział siadając obok niej
- Booth powiedz mi prawdę ja będę chodzić? – zapytała ze łzami w oczach
- Na pewno kochanie. Słyszałaś co powiedział lekarz
- Ale ja nie czuję nóg
- To chwilowe. Pan doktor mówił, że odzyskasz zdrowie tylko musisz się uzbroić w cierpliwość
- Tak mówił?
- Oczywiście. Przecież nie okłamałbym Cię, zawsze powiem Ci prawdę
- Wierzę Ci – zamknęła oczy, ponownie odpłynęła w świat snu. Pocałował jej czoło i wyszedł. Podejrzewał, że oni nadal tam są. Pewnie chcieliby wiedzieć co z nią. Są naszymi przyjaciółmi martwią się tak samo jak ja…
Angela siedziała wtulona w Jacka
- Dlaczego on do nas nie wyjdzie? Ja też chciałabym wiedzieć co z nią
- Spokojnie kochanie. Wiesz, że on jej nigdy nie opuści. Ona jest dla niego najważniejsza
- Wiem ale mógłby pomyśleć, że my też się martwimy
- Nie miej mu tego za złe. Teraz dodatkowo obwinia siebie jest mu cholernie trudno
- Pewnie masz rację. Ale my stąd nie odejdziemy
- Nie, nie opuścimy ich – powiedział całując swoją dziewczynę. Nie zauważyli zbliżającego się agenta. Pierwszy zauważył go Hodgins. Wyglądał fatalnie i ledwo się na nogach trzymał. Poza tym płakał już tego nie ukrywał…
32.
Jack patrzył na niego z przerażeniem. Za jego wzrokiem podążyła Angela. Kiedy zauważyła ledwie trzymającego się na nogach i płaczącego Bootha, pod nią samą ugięły się kolana. Podszedł do nich i usiadł na szpitalnym krześle chowając w dłoniach twarz
- Booth – zapytali niepewnie
- A gdzie reszta? – nie chciał żeby brzmiało to jak wyrzut. On po prostu chciał powiedzieć im wszystkim. Nie chciał tego wciąż na nowo powtarzać i przeżywać katusze
- Zaraz powinni być. Pojechali się odświeżyć – tłumaczył Jack
- Przepraszam ja,,, ja nie chciałem żeby to tak zabrzmiało
- Co z nią?
- Poczekajmy aż przyjdzie reszta. Nie chcę tego powtarzać. Nie mam na to siły – płakał, jego ciałem wstrząsał szloch. Nie wiedzieli jak mu pomóc. Jak ukoić ten ból – Ange dlaczego ona to zrobiła
- Bo Cię kocha
- Ale…
- Nie ma żadnego ale. Tak samo jak ja kocham Jacka i postąpiłabym dokładnie tak jak ona. Ty też nie zastanawiałbyś się ani minuty nad tym. Po prostu rzuciłbyś się żeby ją ratować. I ona zrobiła dokładnie to samo
- Angela ma racje – nie zauważyli kiedy obok nich pojawił się doktorek – wasz związek jest wyjątkowy. Oparty na przyjaźni, zaufaniu. To co was łączy jest piękne. I każda kobieta, która kocha mężczyznę tak jak dr Brennan Ciebie zrobiłaby dokładnie tak samo
- Ale ona…
- Booth i wbij sobie do głowy, że to nie jest Twoja wina! – powiedział to z taką mocą. Żadne z przyjaciół się nie odezwało. Już samo to, że go słucha a nie warczy na niego jak zawsze, było znakiem, że tego potrzebuje. Nie wtrącali się w tyradę Słodkiego – nie masz nic wspólnego z szaleństwem tego człowieka
- Nie rozumiesz. To ja ją namówiłem na ten klub. Ona nie chciała bo bała się, nie chciała powtórki sprzed dwóch lat – powiedział a raczej wykrzyczał
- Bała się, że coś Ci się stanie?
- Tak, powiedziała, że nie chce żyć beze mnie – dodał dużo ciszej. W niewielkim oddaleniu stała grupa przyjaciół. Wszyscy już wrócili.
- Bo Cię kocha. Powinieneś być z niej dumny a nie przeklinać ją za to co zrobiła
- Dumny bo zasłoniła mnie swoim ciałem? Zwariowałeś?
- Tak właśnie z tego powodu powinieneś być dumny. Znasz ją od 5 lat. Czy na początku waszej znajomości tak by zrobiła – myślał chwilę i pokiwał przecząco głową
- Nie, chyba nie
- Popatrz jaką drogę przeszła przy Tobie. Od zimnej, nieczułej do bólu racjonalnej kobiety do wrażliwej i kochającej partnerki, przyjaciółki. Z tego powinieneś być dumny
- Ale to mnie chroniła. A to ja w tej paczce nosze spluwę – doktorek powoli traci cierpliwość.
- Tak bo Cię kocha. A osobę którą się kocha chroni się za wszelką cenę. Nawet cenę własnego życia. Ona Cię kocha rozumiesz?
- Tak rozumiem – powiedział już o wiele spokojniej – teraz też rozumiem co ona czuła 2 lata temu i dlaczego była taka wściekła na mnie. Jeżeli bolało ją to choć w połowie tak jak mnie to…
- Uwierz, że bolało – zapewnił go psycholog – bolało do tego stopnia, że wolała oddać własne życie byleby nie doświadczyć tego bólu ponownie. Bo ból fizyczny można zagłuszyć różnymi środkami ale bólu duszy nie uleczysz niczym
- Więc…
- Nie zrobiła tego tylko dla Ciebie, choć niewątpliwie chciała Cię chronić, ale przede wszystkim, żeby nie cierpieć tak jak wtedy – ta odpowiedź chyba go zadowoliła. Angela pomyślała, że w końcu on się do czegoś przydał. To co mówił miało sens i chyba rzeczywiście tak było. Booth myślał jeszcze chwilę i pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Reszta odetchnęła z ulgą. Stali wszyscy w ciszy każdy analizował to co powiedział doktorek. Byli pod wrażeniem. Pierwsza odezwała się Cam
- Co z nią?
- Nie minęło jeszcze zagrożenie. To było… to było serce i wszystko może się jeszcze zdarzyć. Powiedział, że powinniśmy być na to przygotowani. Poza tym przeszła już wstępne badania. Wróci całkiem do zdrowia ale to potrwa, mówił, że długo to potrwa. Ma czucie tylko w stopach. Będzie musiała mieć rehabilitację. Ale to dopiero później. Na razie… muszą ją przede wszystkim utrzymać przy życiu
- A lekarz co mówił o jej stanie? – dopytywali się, chcieli wszystko wiedzieć
- Na razie stabilny i trzeba czekać. Najbliższe dwa dni będą decydujące – powiedział zrezygnowany
- Obudziła się?
- Tak rozmawiałem z nią chwilę. Jest strasznie słaba
- Pozdrów ją od nas. Powiedz jej, że cały czas tu jesteśmy
- Ona to wie, ale powiem jej. Wracam do niej – odwrócił się żeby odejść. Przystanął jeszcze na chwilę i powiedział – dzięki Sweets – odszedł. Ale swoim ostatnim zdaniem wprawił w zdumienie wszystkich.
- Chyba właśnie przeżyłem szok – powiedział doktorek
- A czemu to się zszokowałeś – zapytała Karla. Nie była świadomy jeszcze tych wszystkich ich wzajemnych relacji. Z wyjaśnieniem pospieszył jej Wnedall
- Bo jakby na to nie spojrzeć to dr Sweets jest psychologiem i choć Booht ceni sobie jego opinie o mordercach to sam nienawidzi psychologii. Na każdy jego wywód reaguje jak płachta na byka. Fakt, że go wysłuchał i jeszcze podziękował to zakrawa na cud
- Aha – takie wyjaśnienie mu wystarczyło. Chwilę później pośród nich pojawił się szef Cullen z dwoma agentami, którzy zebrali od nich zeznania.
- A co z Sullym – zapytali
- Zapadł się pod ziemię. Ale sądzimy, że nie wyjechał. Jego łajba nadal stoi na przystani a do żadnego autobusu, pociągu ani samolotu nie wsiadł. Sądzimy, że będzie chciał jeszcze raz dopaść Bootha
- Mam nadzieję, że tym razem go upilnujecie – powiedziała zjadliwie Angela
- Pani Montenegro to nie jest…
-Jest wasza wina. Wiedzieliście jak jest niebezpieczny a mimo to wymknął się wam mało tego postrzelił Brennan a celował do Bootha
- Rozumiem pani rozżalenie
- To się cieszę bo następnym razem to ja już się zajmę tym agentami od siedmiu boleści – reszta uśmiechnęła się pod nosem. Ale zrozumieli też o co chodzi artystce. Chcieli ich chronić za wszelką cenę.
- Czy Booth od czasu do czasu stamtąd wychodzi?
- Tak był tu nie dawno.
- Muszę z nim pogadać powiedzie żeby zadzwonił?
- Pewnie – szef się oddalił. A oni pozostali czekając na kolejne wieści o stanie zdrowia swojej przyjaciółki
33.
Wszedł po cichu do jej pokoju. Nie chciał jej budzić, jej potrzeba snu, dużo snu.
- Nie śpię – zaskoczyła go
- A powinnaś – powiedział podchodząc do jej łóżka – lekarz mówił, że w ten sposób szybciej odzyskasz zdrowie
- Booth – wyciągnęła do niego rękę, chwycił ją
- Tak kochanie?
- Powiedz mi prawdę
- Ale o czym – nie rozumiał o co jej chodzi
- Jak jest ze mną źle?
- Bones odzyskasz zdrowie. Ja Ci w tym pomogę, masz czucie w stopach a to najważniejsze
- Wiem, Booth to wiem chodzi o moje serce… bardzo źle
- Ale o czym Ty kochanie mówisz? Przecież ono bije – uśmiechnął się najweselej jak potrafił
- Wiesz dobrze o czym mówię. Ja przecież wiem co niesie ze sobą postrzał w serce w 99 przypadkach na 100 to jest śmiertelne
- A Ty jesteś tym jednym i tego się trzymaj. Wyzdrowiejesz bo ja nie pozwolę Ci umrzeć.
- Booth to nie zależy od Ciebie
- Nie tylko ode mnie ale też i od Ciebie. Musisz żyć dla mnie. Bo ja bez Ciebie nie potrafię
- Kochany – szepnęła
- Pamiętasz nasze plany, marzenia? Ja nie zrealizuje ich sam. Jesteś mi do tego potrzebna – powiedział a po jego policzku stoczyła się łza
- I zrealizujemy je, jeśli Bóg da – powiedziała zaskakując go totalnie patrzył na nią pytającym wzrokiem – tam w klubie, kiedy biegłam żeby Cię zasłonić. Powtarzałam „Boże jeśli naprawdę istniejesz pozwól Mi go uratować. Uwierzę w Ciebie i nigdy więcej nie nazwę Cię wyimaginowanym przyjacielem Bootha”
- Bones… - nie mógł uwierzyć
- Widocznie istnieje bo nie tylko Ty żyjesz ale ja też. Nie obiecam Ci, że będę dobra katoliczką ale wierzę, że ktoś nad nami czuwa no bo jak to inaczej nazwać jeśli nie cudem?
- To był cud Tempe. Cud życia.
- Dostaliśmy drugą szansę. Choć tak Popradzie powinnam powiedzieć kolejną szansę bo tyle ile razem przeszliśmy
- Masz rację. Ktoś musiał nas ochraniać. Chciał nas doprowadzić do tego momentu
- Świat oszalał ja zaczynam wierzyć w przeznaczenie – zaśmiała się ale zabolało ją więc się skrzywiła
- Coś Ci się stało? – zapytał z niepokojem
- Nie tylko jak się śmieję to mnie szwy bolą – patrzyła na niego z wielką miłością
- Mam Ci powiedzieć od wszystkich, że tutaj są i nigdzie się nie ruszą
- Wszyscy są?
- Pewnie. Angela, Cam, Hodgins, Wendall, Charli Karla nawet Sweets
- A ten co tu robi?
- Oj daj spokój on jest całkiem niezły w tym co robi
- Co nie znaczy, że polubię psychologię
- Wiem, wiem ja też – była strasznie słaba – zamknij oczka i zaśnij kochanie. Odpoczywaj, musisz nabierać sił – usłuchała go – ja tutaj będę cały czas – zasnęła
Skąd ona się tam znalazła? Jakim cudem go ochroniła? Ale skoro teraz nie żyje to musze poczekać aż otworzą jej testament i będę się pławił w luksusie. Ach co to będzie za życie. Szkoda mi jej trochę, sex z nią to była czysta przyjemność. W końcu nie każda ma takie ciało jak ona. Nie mogę się doczekać. W sumie to może mógłbym się do niej już wprowadzić. Przecież to tylko formalność. Drażni mnie tylko, że on wciąż żyje. Nie powinien bo przez niego ona umarła. No cóż chyba muszę go zlokalizować i zabić. Teraz będzie po niej rozpaczał więc będzie łatwym celem. Tak to jest dobra myśl – Sully siedział w jakimś podrzędnym barze sączył piwo w kącie i rozmyślał, podniósł głowę na telewizor właśnie szły wiadomości. Kiedy zobaczył jej zdjęcie na ekranie poprosił barmana o pogłośnienie
- Wczorajszego wieczora znana pani antropolog, autorka wielu poczytnych książek została postrzelona w klubie karaoke. Obecnie przebywa ona w klinice uniwersyteckiej. Jej stan lekarze określają jako stabilny. Z relacji świadku wynika, że chciała chronić swojego partnera agenta specjalnego Seeleya Bootha przed prześladującym ich szaleńcem. To były agent FBI Tim Sullywan – na ekranie pojawiło się jego zdjęcie zaszył się głębiej w kącie – zbiegł on z miejsca przestępstwa jest poszukiwany. Jeżeli ktoś z Państwa zobaczy tego człowieka proszony jest o telefon pod numer… - ale Sully już nie słuchał. Wyszedł z knajpy zanim ktoś go mógł rozpoznać
Niech to szlag – myślał – niech to szlag trafi. Nie umarła jemu też nic nie jest. Ale teraz przynajmniej już wiem gdzie są. Muszę tylko wymyśleć jak się tam dostać i zabiję ich oboje. Skoro ona mnie nie chce trudno. Będzie martwa!
- Gdzie on do cholery może być – denerwował się dyrektor Cullen – przecież nie mógł się zapaść pod ziemię.
- Szefie nikt nic nie wie – powiedział jeden z agentów
- Pytaliśmy każdego z naszych informatorów. Zdjęcia mają wszystkie patrole policyjne – powiedział drugi
- W wiadomościach pokazali jego zdjęcie i prośbę o kontakt osobę która go spotka – dodał ktoś jeszcze szef chwilę myślał
- Co jeszcze podali?
- Że ją postrzelono i, że jej stan jest stabilny
- Podano miejsce gdzie przebywa?
- Tak klinika uniwersytecka
- Co za tępaki – zirytował się – wysłać tam natychmiast wszystkie patrole
- Myśli pan, że on tam przyjdzie?
- Nie zabił go a to był jego cel. Czemu ci dziennikarze od siedmiu boleści nie potrafią uszanować czyjejś prywatności? Nigdy nie zrozumieją, że w pogoni za sensacją mogą zaszkodzić innym.
- Uważają, że mają do tego prawo a wręcz, że to ich obywatelski obowiązek
- Ludzie trzymajcie mnie. Jedziemy – powiedział wychodząc z biura
Nikogo nie ma dziwne. Przecież po takiej akcji powinni być chronieni. Ale dla mnie to lepiej łatwiej i szybciej się do nich dostanę. Znając tego idiotę nie odstępuje jej nawet na krok, będę miał ułatwione zadanie – Sully wszedł niepostrzeżenie na teren kliniki. Popatrzył na siebie – w tym stroju nie dotrę na oddział niezauważony – znalazł magazyn i wszedł się przebrać…
34.
Booth został poproszony o wyjście na zewnątrz, nie chciał jej opuszczać ale nalegali więc wyszedł. Podejrzewał, że szef przyjechał. A kogo jak kogo jego nie mógł lekceważyć. Podszedł do nich
- Co się stało? – zapytał
- Dzwonił Cullen – mówiła Karla – on wie gdzie jesteście
- Skąd? – teraz to się naprawdę wkurzył
- Jakaś nadgorliwa dziennikarka powiedziała. We wszystkich wiadomościach podali ta informację.
- Niech ich szlag trafi
- Wymyśliliśmy coś z Karlą – powiedział Charli
- Słucham
- Możemy go złapać… - opowiedział mu ich plan. Był dobry i miał szanse powodzenia. Zabrali się za realizację. Wymagało to zgody lekarza ale nie mieli najmniejszego problemu ją uzyskać. Teraz pozostało im tylko czekać na jego niewątpliwe przyjście. Najbardziej prawdopodobne było to, że zaatakuje pod osłoną nocy. Wówczas było najłatwiej
Dostanie się na teren tej kliniki było dziecinnie proste. Przebranie się za lekarza też nie wymagało żadnego wysiłku. Mają tu denną ochronę. Albo są tak pewni, że nic im nie zagraża. Muszę się jeszcze dostać do jej pokoju jakoś.
- Przepraszam – podszedł do stanowiska pielęgniarek – jestem dr Kirk – taką miał przypięta plakietkę zdjęcie umiejętnie zasłonił fałdami kitla – zostałem wezwany na konsultację. Do pacjentki
- Której?
- Dr Temprence Brennan – powiedział jak dotąd szło gładko to będzie dziecinnie proste. Nawet prostsze niż ten klub
- To jest OIOM pokój 206 II piętro – poinformowała go pielęgniarka
- Dziękuję – ależ te kobiety są naiwne, myślał, wystarczy jeden uśmiech a zrobią wszystko, szedł powoli żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. W głębi korytarza stało dwóch osiłków. Wyglądali na agentów FBI. Pewnie mają ją pilnować ale zamiast tego piją kawę. Biedak nie zdawał sobie sprawy, że to właśnie na niego czekają i śledzą każdy jego ruch. Mijał kolejne pokoje. Jest sala nr 206 zaczerpnął powietrze, wyciągnął pistolet z tłumikiem i delikatnie nacisnął klamkę. Pokój pogrążony był w ciemności. Na stoliku paliła się tylko pojedyncza, nocna lampka. Na łóżku leżała kobieta, aparatura wydawała rytmiczne dźwięki świadczące o tym, że wciąż żyje. Na krześle siedział Booth głowę miał położoną na łóżku obok swojej ukochanej. Teraz ich załatwię będą martwi a ja będę się pławił w luksusie. Podniósł pistolet i wycelował…
Karla leżała na łóżku a obok niej Booth
- Myślisz, że to się uda?
- Na pewno. Nie bój się nie dam mu strzelić
- Wiem jesteś byłym snajperem
- On jest zbyt pewny siebie
- Ciekawe czy przyjdzie dzisiaj
- Nie przepuści takiej okazji, jest żądny zemsty. A skoro się dowiedział gdzie ona jest
- To nie odpuści
- Dokładnie. Cii ktoś idzie – ona zamilkła a on udawał, że śpi. Ktoś powoli otwierał drzwi miał pewność, że to on. Pielęgniarka albo lekarz zrobili by to stanowczo. Ściskał pistolet tak, że tamten go nie widział. Miał tylko nadzieję, że Charli i ten drugi nie nawalą bo może być ciężko. Siedział tak, że praktycznie zasłania Karlę. Musiał ją chronić bo ten świr gotowy ją zabić. Jako snajper musiał być zawsze czujny i nadsłuchiwać przeciwnika. To mu pozostało do dzisiaj. Czekał tylko na odpowiedni moment…
No już Cię mam agenciku. Załatwię najpierw Ciebie a potem tą niewierną latawicę – już miał pociągnąć za spust kiedy usłyszał szczęk odbezpieczanej broni tuż przy swojej skroni
- Rzuć broń – powiedział Charli. W tym samym momencie w sali zrobiło się jasno zrozumiał, że przegrał bo przed nim stał Booth z wycelowanym pistoletem wprost w jego głowę
- Rzuć tą broń – powtórzył Booth z łóżka podniosła się Karla – myślisz, że byliśmy tacy głupi?
- Ty draniu zabrałeś mi wszystko
- To Ty odpłynąłeś. Sam odszedłeś nikt Cię nie zmuszał
- A Ty to wykorzystałeś – powiedział. Zionął nienawiścią
- Rzuć broń. Mówię po raz ostatni. Nawet nie wiesz jaką frajdę sprawiłoby mi strzelenie Ci w łeb
- Nie krępuj się – odpowiedział hardo – ona i tak kocha tylko mnie – Booth parsknął
- Wiesz co Ty po prostu zwariowałeś – powiedział
- Nie wierzysz? Zapytaj jej. Gdzie ona jest
- Jeśli myślisz, że Cię do niej zaprowadzę to musisz być bardziej szalony niż myślałem
- Nie dam się sprowokować. Nie dam Ci tej przyjemności – nadal nie odpuszczał trzymał pistolet w górze
- Karla masz ochotę – zapytał wskazując na Sulliwana
- Z największą przyjemnością – podeszła do niego nie przestając w niego celować zabrała mu broń oddała Charliemu i sama przystąpiła do aresztowania – masz prawo zachować milczenie… - recytowała zwyczajową formułkę. Potem oddała go pod „kuratelę” innych agentów – myślisz, że dużo dostanie?
- Nie wiem. Ale na pewno trafi gdzieś gdzie nie będzie w pokoju klamek i okna na świat. Spędzi tam resztę życia. On jest szalony i niebezpieczny
- Zdecydowanie niebezpieczny – powiedzieli
- Idę do niej
- Ok. pozdrów ją od nas
Angela siedziała przy przyjaciółce zamiast Bootha. Nie wiedział kiedy on przyjdzie ani ile potrwa obława a On nie chciał jej na długo zostawiać samej więc wpuścili Angelę. Brennan obudziła się i poczuła dziwną pustkę. Obróciła się w kierunku Bootha ale zamiast niego zobaczyła Angelę
- Hej Ange – powiedziała odrywając ją od lektury
- Hej Słodziutka – powiedziała z uśmiechem – jak się czujesz
- Jak postrzelona – chciała zażartować nawet jej to wyszło – gdzie Booth? – Angela nie umiała kłamać ale wiedziała, że jej nie potrzeba teraz zmartwień tylko spokoju
- Pojechał do domu się przebrać i wykąpać. My wszyscy już byliśmy – powiedziała gładko
- Ale Sully…
- Nie bój się ma ochroniarzy. Dwóch rosłych osiłków – Bones uspokoiła się trochę.
- Nie wiesz kiedy wróci?
- Już za nim tęsknisz?
- Tak Angela. Już tęsknię i się o niego boję
- Nie masz się co bać nic mu nie będzie – powiedziała a w duchu modliła się żeby to była prawda inaczej ona nigdy mi nie wybaczy
- Miałam dziwny sen
- Jaki?
- Byliśmy szczęśliwi, uśmiechnięci było nam ze sobą tak dobrze. Słyszałam też śmiech dzieci… On wsiadł do samochodu i odjeżdżał machając do mnie. Potem wszystko zrobiło się czarno białe. Zobaczyłam siebie w czerni stojącą w jakimś dziwnym miejscu… to było takie przerażające – Angelę aż ciarki przeszły po plecach, miała nadzieje, że ten sen się nigdy nie spełni…
- To tylko sen Bren.. tylko sen nic więcej – uśmiechała się do niej a w duchu odmawiała gorące modlitwy. W tej chwili do jej pokoju wszedł nie kto inny jak Booth – popatrz już jest – Brennan uśmiechnęła się szeroko do ukochanego…
uch jak dobrze ze zlapali Sullego i mam nadzieje ze juz im nie zwieje... ekstra czesc... super piszesz oby tak dalej... :) czekam na cd :)
35.
- Hej obudziłaś się? – powiedział wchodząc – dzięki Angela
- Nie ma sprawy – powiedziała mijając go dodała szeptem – powiedziałam jej, że pojechałeś się wykąpać i przebrać
- Dzięki – Ange wyszła a on podszedł do jej łóżka – jak się czujesz?
- Chyba dobrze. Skoro pojechałeś się przebrać to dlaczego jesteś w tej samej koszuli? – zapytała do bólu szczera i racjonalna jak zawsze
- Spotkałem kogoś po drodze zatrzymałem się i zanim pojadę do domu postanowiłem jeszcze wpaść do Ciebie
- Powinieneś odpocząć
- Wystarczy tylko zmiana ubrania i golenie. Ange zostanie z Tobą dobrze?
- Jasne. Może być tez ktoś inny skoro wszyscy są to pewnie…
- Tak chcą Cię zobaczyć. W takim razie kogoś do Ciebie przyślę – pocałował jej słodkie usta
- Booth, nie powinieneś jechać sam, Ange mówiła, że masz ochronę
- Miałem. Już mi nie potrzebna złapaliśmy go. Teraz pewnie siedzi już w pokoju bez klamek
- Kiedy?
- To właśnie na Niego się natknąłem. Aresztowaliśmy go. Nikomu nic się nie stało. I on też już nam nic nie zrobi. Zobaczysz wszystko będzie w porządku
- Tak się cieszę. Tak bardzo się cieszę – mówienie wyraźnie ją męczy
- Odpocznij zaraz kogoś do Ciebie przyślę. A zanim się obudzisz to ja będę z powrotem
- Będę czekać – powiedziała zamykając oczy. Posiedział jeszcze chwilkę, poczekał aż mocniej zaśnie i wyszedł.
Angela wróciła do przyjaciół
- Złapali Go?
- Tak, teraz pewnie jedzie do zamkniętego zakładu. A jak ona? – odpowiedziała Cam
- Obudziła się na chwilę przed przyjściem Bootha. Na szczęści. Ona strasznie się o Niego boi.
- Bardzo go kocha – dodała Karla
- O tak – przytaknęli zgodnie – Booth tam teraz jest?
- Tak. I wątpię, że kogoś do niej wpuści. Nie odstępuje jej nawet na krok. No poza tym jednym wyjątkiem
- Nie ma co się mu dziwić. Tyle już przeszli – powiedział Jack
- Za dużo nawet jak dla nich – podsumowała Cam. Siedzieli w ciszy. Każdy pogrążony we własnych myślach, wspomnieniach. Jakiś czas później pojawił się Booth
- Co z nią – zapytali przestraszeni
- Nic jej nie jest. Śpi teraz, ja chyba powinienem wziąć prysznic i się przebrać – popatrzyli na niego jego koszula nadal nosiła ślady jej krwi
- Zdecydowanie
- Czy ktoś z Was mógłby do niej wejść? – poprosił
- Pewnie. Ja idę pierwszy – zgłosił się Sweets
- Ok. tylko spróbuj na niej swoich psychologicznych gadek a już ja się z Tobą rozprawię
- Postaram się powstrzymać – powiedział odchodząc.
- Nie powinieneś prowadzić w takim stanie – powiedziała Cam – pojadę z Tobą
- Ok. jedźmy chcę jak najszybciej wrócić – chwilę później byli już w drodze
- Cam powiedz mi szczerze jakie ona ma realne szanse? – zapytał
- Booth to jest serce…
- Wiem, wiem ale ja chcę wiedzieć jakie ma realne szanse na przeżycie
- Minęły już 24 godziny. Z każdą przeżytą godziną coraz większe
- Ale ja chcę żeby ona żyła. Bez niej nie dam rady przeżyć nawet jednego dnia
- Więc módl się i ufaj. Jest silną kobietą i ma dodatkową motywację
- Jaką?
- Kocha Cię a Ty ją
- Masz rację kochamy się jak wariaty. Jestem taki szczęśliwy jak nigdy dotąd
- I Ona też. Żebyś słyszał jak o Tobie opowiadała. Wiem, że zwierzały się sobie z Angelą ale nawet ona była zdziwiona. Brennan po prostu chwaliła się szczęściem.
- Ona jest dobrą kobietą
- Wiem. Booth chyba powinieneś zadzwonić do Parkera. Rano dzwoniła do mnie Rebecca. Widzieli we wczorajszych wiadomościach. Powiedziałam jej, że nic Ci nie jest ale pewnie syn chciałby to usłyszeć od Ciebie
- Nie będzie Ci przeszkadzało jak zrobię to teraz?
- Nie. Rozmawiaj a ja zawiozą nas do celu – Booth wykręcił numer do swojej byłej
- Cześć Rebecca Cam mówiła, że dzwoniłaś
- Tak. Mały obejrzał wczorajsze wiadomości podawali o strzelaninie porozmawiasz z nim?
- Pewnie daj mi go
- A jak dr Brennan? - zapytała jeszcze
- Nadal jest ryzyko ale walczy – do telefonu podszedł Parker
- Tatuś czy dr Bones jest chora?
- Tak smyku. Jest w szpitalu.
- To dlatego, że ktoś do niej strzelał?
- Tak ale już ten ktoś jest w więzieniu a Bones szybko wyzdrowieje – a bynajmniej miał taką nadzieję
- A mogę ją odwiedzić?
- Jak tylko poczuje się lepiej. Jest na takim oddziale gdzie nie ma odwiedzin
- Ale potem będę mógł?
- Tak będziesz mógł ją odwiedzić na pewno się ucieszy. Ona bardzo Cię lubi
- A ja ją kocham. Tato a ona jest Twoją dziewczyną?
- Tak synku Bones jest moją dziewczyną
- Bomba – podsumował w dziecięcy sposób Jego syn. Rozmawiali trochę i się rozłączyli. Booth wziął szybki prysznic ubrał na siebie coś czystego i wrócił do czekającej na niego Cam. Pół godziny później był już w szpitalu
- Bones jeszcze go nie wyrzuciła – zapytał
- Nie – zaśmiali się – i nic jej się nie stało – dodali w woli szybkiego wyjaśnienia
- Dzięki wracam do Niej
- Booth – zatrzymał Go Wendall – my też chcielibyśmy ja zobaczyć
- Wiem, wiem – powiedział nie obiecując im nic. Jedyne czego teraz pragnął to być z nią
Słodki wszedł do małej salki w której leżała Brennan. W zasadzie nigdy nie widział jej takiej spokojnej, wyciszonej. Zawsze w biegu, zawsze coś robiła, coś mówiła. A teraz leżała podłączona do rocznej aparatury monitorującej jej stan. I sam się przeraził. Dotarł do niego ogrom tego co się stało w tym klubie.
- Wejdź dalej nie stój w drzwiach – powiedziała cicho podszedł do jej łóżka
- Myślałem, że śpisz
- Nie śpię. Nie mogę zasnąć.
- Coś Cię niepokoi?
- Boję się o Bootha – powiedziała – pojechał do domu
- Tak wiem
- A jeśli on go dopadnie?
- Nie ma takiej opcji – powiedział – on już siedzi za kratkami. Albo w pokoju bez klamek
- Na pewno?
- Tak, na pewno. Możesz spać spokojnie. Już nic Wam nie grozi – zamknęła oczy uspokojona. Słodki by jej nie okłamał…
36.
Wszedł do Sali. Bones spała a obok jej łóżka na krześle czuwał Sweets
- Już jesteś? – zapytał
- Tak dzięki, że z nią posiedziałeś
- Nie ma sprawy. Bardzo się o Ciebie martwiła
- Kocha mnie wiesz?
- Wiem, słuchaj a może mógłbyś choć na chwilę ich tutaj wpuścić? Każdy chciałby ją choć zobaczyć
- Wiem ale ja bez niej nie potrafię. Muszę tutaj być
- Booth nic jej nie będzie. Pozwól choć na chwilę wejść reszcie
- Ok. chodźmy może zdążą zanim się obudzi
- To było nie fair.
- Chcę żeby wiedziała, że jestem obok niej
- Ona to wie. Chodźmy – wyszli na zewnątrz faktycznie pozwolił im wejść do niej. Dostali po 10 minut z zegarkiem w ręce. Nie chciał w ogóle się z nią rozstawać ale pozwolili tylko pojedynczo wchodzić. Rozumiał ich potrzebę bycia choć na chwilę przy niej. Ostatnia weszła Karla. Była nieco zdziwiona, że znali się zaledwie tydzień a już zaliczali ją do grona swoich przyjaciół. Weszła do jej sali akurat w momencie jak się obudziła
- Karla?
- Witaj dr Brennan chciałam zapytać jak się pani czuje
- Dobrze a gdzie Booth? – uśmiechnęła się do niej i powiedziała
- Pozwolił nam panią zobaczyć. Każdy ma 10 minut i ani sekundy dłużej. Biedak nie wiedział pani już ponad pół godziny – zaśmiała się Bones próbowała jej zawtórować ale ból był jeszcze zbyt wielki
- Cały On. To prawda, że on siedzi?
- Osobiście mu założyłam kajdanki i przeczytałam jego prawa – odetchnęła z ulgą – jesteście już oboje bezpieczni
- Dziękuję. To ulga widzieć, że on już nikogo nie skrzywdzi
- Zdecydowanie miłe – porozmawiały jeszcze chwilę – muszę iść bo właśnie mija mój czas. Proszę zdrowieć szybko. Do zobaczenia – wróciła do pozostałych przyjaciół. Booth w ekspresowym tempie znalazł się obok swojej ukochanej. W końcu nie widział jej ponad pół godziny to nie dopuszczalne. Przez resztę czasu Bones spała. Sporadycznie budziła się sprawdzając czy ukochany wciąż jest przy niej by chwilę później zasnąć ponownie. Kiedy minęły te paskudne i wykończające 48 godzin powoli mogli odetchnąć z ulgą. Lekarz jednak przestrzegał przed nadmiernym optymizmem. Bądź co bądź to jednak było serce.
- Panie doktorze a co z moimi nogami? – zapytała. Bała się ale musiała, nie mogła znieść tej niepewności
- Dr Brennan mówiłem, że po 5 dniach zrobimy rezonans i wówczas się okaże. Nie straciła pani całkiem czucia więc nie będzie źle
- Mówiłem Ci skarbie
- Ale odzyskam władze w nogach? – lekarz usiadł na krześle obok jej łóżka
- Wszystko na to wskazuje. Jest pani młoda i silna. Do tej pory nie miała pani problemów. Nie mówię, że rehabilitacja będzie łatwa i bezbolesna. Wręcz przeciwnie. Będzie długa i nie będzie łatwo. Może się okazać, że będzie potrzebna jeszcze jedna operacja. Ale o tym zdecydujemy później po wszystkich badaniach
- Więc naprawdę mam szanse
- I to całkiem duże szanse. Najgorsze ma pani już za sobą. Minęło 48 godzin od operacji, zagrożenie życia minęło. Teraz powoli zajmiemy się całą resztą
- Dziękuję – powiedziała do wychodzącego lekarza – Booth
- Mówiłem Ci, że wszystko będzie w porządku? Ja zawsze dotrzymuję słowa
- Wiem, wiem możesz do mnie podejść? – podszedł do niej pociągnęła go za rękę tak, że wylądował ustami na jej ustach – teraz dużo lepiej – wymruczała wprost w jego stęsknione usta. W takiej pozycji zastali ich przyjaciele…
- Panie doktorze – zaczepiła go na korytarzu Cam
- Słucham
- Co z dr Brennan?
- Nie mogę udzielać informacji osobom postronnym
- Jesteśmy jej przyjaciółmi – zaoponował Hodgins
- No to jako jej przyjaciele może Cie ją samą o to zapytać
- Tzn.?
- Możecie tam wejść ale na krótko. Powinna odpoczywać a nie szaleć – zanim skończył mówić cała banda przyjaciół już kierowała się w stronę jej pokoju. Otworzyli drzwi a za nimi niczym nie przejmująca się para w najlepsze się całowała
- No pięknie my się zamartwiamy a oni się zabawiają – powiedziała artystka
- Wejdźcie – Booth usiadł na łóżku obok ukochanej. Nadal była słaba ale wyglądała o wiele lepiej niż dwa dni wcześniej
- Was tylko zostawić na chwilę samych a już wam się igraszek zachciewa
- Odczep się od nas
- No właśnie słuchaj chorej a jej nie wolno denerwować – poparł ją agent
- Teraz będą się w taki sposób wykręcać
- Każdy sposób jest dobry żeby tylko nie chodzić na Twoje sesje – podsumował Booth
- Agencie Booth – Sweets poczuł się lekko urażony – moim celem zawsze było doprowadzenie was do tego właśnie momentu
- Tak, tak – Bones zasypiała powoli. Była strasznie słaba
- Na nas już czas, przyjdziemy jutro – przyjaciele wyszli. Z nią został tylko Booth.
- Cam, jakie ona ma szanse wrócić do normalnego życia?
- Jeśli pytasz o nogi to ja się na tym kompletnie nie znam
- Przecież jesteś lekarzem
- Tak patologiem, nie wiem czy zauważyłeś Wendall ale ona wciąż żyje – reszta zaśmiała się radośnie
- Lekarz to zawsze będzie lekarz
- Aleś Ty uparty
3 dni później zawieźli ją na badanie rezonansem magnetycznym. Popołudniu przyszedł do nich lekarz
- I jaki wyrok?
- Dr Brennan tutaj nie jest sala sądowa
- Wiem ale co z moimi nogami – obok niej jak zawsze niestrudzony agent Booth
- Potrzebna będzie jeszcze jedna operacja.
- Kiedy
- To nie takie proste. Tego typu zabiegi wykonuje się rzadko
- Kiedy? – zapytała niecierpliwie
- Nie robią ich u nas w Stanach. Najczęściej są robione w Genewie. Tak jest też klinika rehabilitacyjna która pomoże pani stanąć na nogi
- Jak tam można się dostać?
- To jest kosztowna operacja
- Stać mnie na nią i na rehabilitację również
- Czyli mam rozumieć, że powinienem załatwiać wszystko tak?
- Ile potrwa to wszystko?
- Ok. pół roku…
37.
- Pół roku – powiedział zasępiony Booth wróciła brutalna rzeczywistość. Nie stać go na tak długi urlop. Nie stać go nawet żeby tam z nią pojechać
- Tak ale wówczas wróci pani całkiem zdrowa no i na własnych nogach. Pożegnam się już do widzenia
- Dziękuję i do widzenia – odpowiedziała. Coś niedobrego działo się z Boothem widziała jak się zmieniła jego twarz kiedy lekarz powiedział pół roku – Seeley co się dzieje
- Będziesz musiała wyjechać…
- Tak
- Na pół roku
- Tak czy to jakiś problem? – nic nie rozumiała
- Mnie nie stać na to żeby pojechać
- Booth ja mam pieniądze… - dla niego to był zawsze drażliwy temat
- Bones ja nie mogę wziąć do Ciebie pieniędzy. To jest pół roku… jest jeszcze Parker – wiedziała, że to nie będzie łatwe
- Booth wiem, nie możesz sobie na to pozwolić.
- Ale Ty musisz tam jechać – powiedział, wiedział, że to konieczne. Ale co innego wiedzieć a co innego czuć – a ja… - głos mu się złamał
- Wiem, kochanie. Wiem ja na samą myśl o pół roku bez ciebie już tęsknię
- Nie wiem czy wytrzymam
- Niestety chyba nie mamy zbytniego wyjścia. Obiecaj mi…
- Nie zapomnę o Tobie
- Wiem, obiecaj, że będziesz o siebie dbać, jeść, odpoczywać i przesypiać całe noce
- Obiecuję.
- I, że będziesz dzwonić do mnie. I nauczysz mnie posługiwać się tym komunikatorem internetowym żebym mógł Cię widzieć nie tylko słyszeć
- Obiecuję
- I nie przestań mnie kochać – powiedział zrozpaczony
- Nigdy kochany, nigdy
Spędzał u niej każdą minutę.
Popołudniu zjawili się przyjaciele
- I jak się dzisiaj czujesz? – zapytała Cam
- O wiele lepiej. Lekarz mówi, że wszystko będzie dobrze
- A jak Twoje nogi – Wendall zadał pytanie które nurtowało wszystkich
- Pewnie martwisz się doktoratem?
- Właściwie całkiem o nim zapomniałem. Miałem się bronić w piątek
- Nic nie stoi na przeszkodzie
- Ale Ty nie będziesz mogła – powiedział – a ja chcę żebyś przy tym była
- Wendall ale nie ma sensu żebyś na mnie czekał aż pół roku
- Czemu pół roku? – zapytała. W pokoju zapadła cisza przerwał ją agent
- Bones jedzie do kliniki w Szwajcarii. Operacja i rehabilitacja potrwa pół roku – zapadła cisza
- To ja zaczekam – powiedział hardo
- Wendall ale kto będzie pracował z Boothem? Musisz się obronić
- Ale…
- Spokojnie pomyślimy nad tym – wtrąciła się Cam
- Potrzebujesz czegoś? – zapytał Jack stać go było na to żeby jej pomóc w końcu miał kupę kasy
- Nie, mam pieniądza a ze mną już jesteście niczego więcej nie potrzebuję
- Jakby co to powiedz tylko słowo
- Dziękuję. O możesz zabrać Bootha do domu
- Bones ja się nigdzie nie wybieram
- Musisz się przespać – powiedziała Angela – Jack zabierz go
- Nigdzie nie idę – powiedział ciut za głośno
- Wyjdźcie proszę – powiedziała Bones w chwilę późnie zostali we dwójkę
- Booth tak nie można. Ledwo się na nogach trzymasz
- Nie chcę Cię zostawiać. Za niedługo nie będzie Cię aż pół roku
- Wiem. Mimo tego powinieneś choć wziąć prysznic, przebrać się. A potem tu wrócisz a ja zrobię Ci miejsce na moim łóżku – po wiedziała zalotnie
- Skoro tak ładnie prosisz…
- Bardzo ładnie – pociągnęła go do siebie – bardzo, bardzo ładnie – i chwilę później całował jej cudne usteczka – nie wiem jak ja wytrzymam bez ciebie tyle czasu
- A ja bez ciebie. To może ja już szybko pojadę do domu się przebrać?
- Pewnie. Nie jedź sam poproś Hodginsa
- Bones…
- Jesteś zmęczony nie prowadź w takim stanie
- Ok. przyślę Ci tu resztę zezulców – wyszedł na zewnątrz chwilę później do jej pokoju weszli, jak zwykł ich nazywać Booth, zezulce
- Ty to masz dar przekonywania
- Wiem jakich argumentów użyć – zaśmiała się potem spoważniała – pilnujcie go, dobrze?
- Nie pozwolimy żeby mu się coś stało. Obiecujemy – powiedziała z powagą Cam
- Dziękuję. To będzie trudne
- Dla was obu
- Tak dla nas obojga. Ale nie chce ode mnie pieniędzy jest na to zbyt dumny
- No i ma syna.
- O matko Park nic nie wie jeszcze
- Uwielbia Cię więc nie będzie problemu – poparła artystkę Cam
- Jack podrzucisz mnie do Parkera? Obiecałem mu wizytę u Bones
- Pewnie, nie ma sprawy – i tak już wracali z mieszkania agenta. Wziął ekspresowy prysznic i się przebrał wszystko zajęło mu niecałe 45 minut w międzyczasie zadzwonił do Rebecci czy może zabrać małego do Bones. O dziwo nie robiła żadnych problemów. Ostatnio nawet sama dzwoni zapytać czy nie chcę go zabrać. Ciekawe co się dzieje. Niemal dwie godziny później byli już w szpitalu
- Bones, Bones tata mnie przywiózł – powiedział wbiegając do jej pokoju
- Hej smyku powoli – złapał go tuż przed łóżkiem reszta dyskretnie się wycofała – mówiłem Ci, że Bones była ranna? I nie może się męczyć
- Ale ja jej nie będę męczył chcę się tylko przytulić
- No dobrze ale delikatnie – powiedział sadzając chłopca na jej łóżku
- Bones a to prawda co tata mówił?
- A co mówił tata? – zapytała uśmiechając się do chłopca
- Że Ty jesteś jego dziewczyną – popatrzyła niepewnie na partnera ale widząc jego uśmiech zrozumiała, że wszystko jest ok.
- Tak to prawda, że chcemy z Twoim tatą stworzyć rodzinę
- Tzn., że będziecie małżeństwem? – pokiwała twierdząco głową – ale bomba! – wyparował z całym swoim dziecięcym entuzjazmem…
38.
Kiedy już wróciła do zdrowia, po postrzale oczywiście, trzeba było się pożegnać na pół roku. On miał zostać tu, w Stanach a ona miała jechać do Szwajcarii na operację i rehabilitację. Nie było to łatwe dla żadnego z nich
- Booth szybko minie pół roku – powiedziała pocieszająco
- Wiem, wiem kochanie ale Ty będziesz tam sama. I to mnie martwi
- Dam radę. I ty też. Będziesz pracować, opiekować się synem szybko Ci zleci, nie będziesz miał czasu tęsknić
- Bones co Ty mówisz? Nie będę miał czasu? Ja będę tęsknił w każdej minucie – przytulił ją mocno do siebie – ani na chwilę nie zapomnę, że Ciebie nie ma blisko mnie
- Ani ja – żadne z nich nie miało ochoty się rozstawać ale jakie mieli wyjście? Żadnego – mam dla Ciebie propozycję. Ange przyniosła mi dzisiaj laptopa. Wybierzemy nasz dom?
- Pewnie – choć na chwilę zapomnieli o smutkach. Po zaciętej dyskusji. Doszli w końcu do porozumienia.
- Ten i tylko ten – powiedzieli zgodnie. Projekt był sliczny. Parterowy dom z poddaszem. Był tochę jak z dzikiego zachodu ale im obojgu to się w nim najbardziej spodobało – Booth zaczniesz budowę jak mnie nie będzie – powiedziała
- Ale…
- Popatrz wybudowanie i tak zajmie trochę czas. A ja za pół roku wrócę i wówczas urządzimy go w środku. Nad tym będziemy jeszcze dyskutować później. Po prostu załatw ekipę i wszystko. W moim mieszkaniu w szufladzie jest upoważnienie notarialne dla ciebie do dysponowania całym moim majątkiem i do podejmowania decyzji – patrzył na nią zdziwiony – dawno temu tak postanowiłam na wypadek gdyby coś mi się stało
- Bones… nie wiedziałem
- Tak jakoś wyszło. Nie było okazji Ci tego wcześniej powiedzieć
- Dziękuję, że mi zaufałaś
- Możesz korzystać ze wszystkiego. Masz na to moje przyzwolenie. I ufam Ci bezgranicznie od dawna – w odpowiedzi dostała gorącego buziaka – kocham Cie pamiętaj o tym. Postaw nasz dom a jak wrócę to go urządzimy.
- Ja też Cię kocham. Chciałbym żebym to mógł wybudować dla nas ten dom ale mnie na to nie stać
- Ja to wiem Booth. Nie gryź się tym… dla mnie to nie jest ważne. Ważne, że mnie kochasz nic innego się nie liczy. Pieniądze są tylko dodatkiem do życia, który pomaga nam wygodnie żyć.
- Nie chciałbym…
- Booth nikt Cię o to nie posądzi. Ci którzy Cię znają wiedzą, że jesteś dobrym i prawym człowiekiem a reszta niech się wypcha – agent parsknął śmiechem – a z czego się śmiejesz?
- Ty użyłaś potocznego słownictwa.
- To coś złego?
- Absolutnie nie! Uwielbiam kiedy tak do mnie mówisz
- Oj panie Booth nie ładnie się naśmiewać z biednej narzeczonej – zamruczał w odpowiedzi
- Jak to pięknie brzmi narzeczonej… Pokazałbym Ci jak pięknie ale lekarz chyba by nie pozwolił
- Jest pan agencie Booth niepoprawny – westchnął głęboko
- Jak ja wytrzymam te pół roku? – na jego przystojnej twarzy zagościł smutek
- Musimy. A potem będziemy już tylko razem we dwoje na zawsze…
- No może nie całkiem we dwoje
- Na początek we dwoje a za kolejne 9 miesięcy we troje…
- Kocham Cię – szepnęli równocześnie
Bones miała lecieć prywatnym odrzutowcem tej kliniki z pełnym wyposażeniem medycznym. W przed dzień wylotu przyszli się pożegnać przyjaciele.
- Angela pilnujcie go żeby się nie zapracował
- Obiecujemy, że będziemy go strzec
- Dziękuję wam serdecznie. Będę za wami tęsknić
- A my za Tobą – zapewniali ją przyjaciele
Dzień później odleciała. Na lotnisku był tylko jej ukochany. Był z nią do ostatniej chwili.
- Kocham Cię – powiedział na pożegnanie – dbaj o siebie i wracaj szybko
- Ja też Cię kocham. Zbuduj nasz dom kochanie
- Jak wrócisz będzie na Ciebie czekał i ja też będę czekać… - zamknęły się za nią drzwi samolotu. Odjechała na całe pół roku, miał tylko nadzieję, że nic się tam nie wydarzy. Że nie pozna jakiegoś przystojnego rehabilitanta a on nie pójdzie w zapomnienie. Co mi też do głowy przychodzi – karcił sam siebie – przecież ona mnie kocha i to tak samo jak ja ją. Wytrzymam a potem będziemy już tylko my dwoje i nasze szczęście… a potem we troje i nasze szczęście… - rozmarzył się
- Myślicie, że Booth wytrzyma bez niej? – zapytał Wendall
- On tak… - powiedziała Angela – ale ona
- Chyba nie myślisz, że ona…? – zdumiała się Cam
- Nie wiem. Za każdym razem jak wyjeżdżała miała jakieś przygody. Mimo tego, że Bootha kocha od bardzo dawna
- Angela nawet tak nie mów – zaoponował jej narzeczony – on by tego nie wytrzymał
- Poza tym teraz jest inaczej. Oboje maja siebie i już nikogo ani niczego nie trzeba im do szczęścia. Nawet tak nie mów. I nie wspominaj o tym przy Seeleyu
- No dobra ale… - na platformę wszedł właśnie agent specjalny – o cześć Booth. Odleciała?
- Tak a ja już tęsknię – powiedział ze smutkiem w głosie
- Zobaczysz szybko minie pół roku i zanim się obejrzysz będziecie znowu razem
- Mam nadzieję. Macie coś dla mnie?
- Na razie nie. No dobra przecież wiemy, że nie ma żadnego morderstwa to dlaczego tutaj jesteś? – powiedziała Cam.
- Nie wiem. Moje biuro jest za duże… a tak poważnie to kto będzie ze mną jeździł w teren?
- Wendall godzinę temu się obronił i już ma doktorat
- No to gratuluję młody!
- Dzięki
- No to ja znikam. Jakbyście coś ode mnie chcieli jestem u siebie
- I na odwrót – pomachali mu na pożegnanie – to będzie bardzo ciężkie pół roku
Po drugiej stronie Atlantyku, w Genewie dr Brennan zadomawiała się w klinice. Przeszła już pierwsze testy. Na drugi dzień miała być operacja. Ale wcześniej miała zadzwonić do swojego ukochanego. Odebrał po dwóch sygnałach. Rozmawiali prawie dwie godziny… ale dla nich i tak to było zbyt mało…
pieknie... :) ciekawe jak oni wytrzymaja te pol roku... ale sie kochaja wiec bedzie ok... mam nadzieje :) czekam na cd :)
39.
- Cam to dopiero trzy miesiące a On wygląda jak… jak… brak mi słów – biadoliła Angela
- Tęskni
- Wiem, wiem ale obiecałyśmy, że będziemy go pilnować przecież Brennan nas zabije jak wróci
- Angela wiesz, ze nie możemy nic więcej jest uparty jak osioł
- Zabraliśmy go wczoraj z Jackiem na kolację wiesz co zjadł?
- Sałatkę nr 17?
- Skąd wiesz?
- Byłam z nim w zeszłym tygodniu. Powiedział, że ona może się tym wyżywić to on też
- On padnie zanim ona wróci. Wiesz, że znika gdzieś na całe popołudnia i nikt nie wie gdzie? Karla go wczoraj szukała miała coś pilnego
- Wiem do mnie też dzwoniła. Pytałam gdzie był. Ale pominął mnie milczeniem. Rozmawiałaś z Brennan?
- Tak mówi, że idzie zgodnie z planem
- Cholera a tęskni chociaż?
- Nie zapytałam. Bałam się, że powie, że sobie kogoś znalazła
- Myślisz, żeby mogła
- Ja już nic nie wiem. O hej Booth – wszedł na platformę – co tam słychać znowu schudłeś?
- Wcale nie – zaprotestował. Ale wiedział to co one. Miał wszystko za luźne. Nie wróżyło to zbyt dobrze – macie coś dla mnie
- Nic nowego…
- Panie doktorze skoro już staję na nogi – powiedziała do prowadzącego lekarza
- Dr Brennan robi pani fenomenalne postępy ale nie wypuścimy panią przed końcem rehabilitacji
- Ale resztę mogę zrobić u siebie w domu
- Nie, nie może pani a bynajmniej do póki nie będzie pani chodzić przynajmniej o jednej kuli
- Czyli – popatrzyła na niego z nadzieją
- Tak jak ograniczy pani chodzenie do jednej kuli wyślę panią za ocean do domu
- To zabieram się do pracy – miała nadzieję na wcześniejszy powrót. Dokuczała jej samotność. Strasznie tęskniła za Nim i za przyjaciółmi. Codzienne choć prawie trzy albo i cztero godzinne rozmowy to nie to samo co przebywanie ze sobą. Jakże brakowało jej tych czekoladowych oczu i tego olśniewającego uśmiechu… Już nawet zabrała się za jedzenie szarlotki i musiała przyznać, że jest pyszna choć dość kaloryczna…
Siedział w domu sam. Kolejny dzień jest sam. Chyba zaraz zwariuje. Owszem ma przyjaciół ale to nie za nimi tęsknił tylko za nią. Za swoją miłością. Ktoś zapukał do drzwi
- Rebecca wejdź. Coś się stało Parkerowi? – zapytał
- Nie, z nim wszystko w porządku. Chciałam z Toba porozmawiać
- Siadaj napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję. Chciałabym żebyś mnie wysłuchał i nie przerywał dobrze?
- Ok.
- Kocham naszego syna. Bardzo go kocham. Ale też chciałabym sobie ułożyć życie. A mój… a Matt nie przepada za dziećmi. Żadnymi ani swoimi ani innymi. To w zasadzie mi odpowiada bo ja wcale nie chce mieć więcej dzieci – zaczerpnęła powietrze
- Co Ty właściwie chcesz mi powiedzieć?
- Że jeśli byś chciał to możesz mieć Parkera pod opieką całkowitą
- Tzn., że zamieszkałby ze mną na stałe? – zapytał podekscytowany
- Tak, jeśli Ty się zgodzisz i dr Brennan
- Pewnie, że chcę. To nie problem
- A dr Brennan?
- To też nie będzie problem
- Jesteś pewien?
- Tak jak chcesz to poproszę ją żeby do Ciebie zadzwoniła.
- Możesz to dla mnie zrobić?
- Pewnie. Jesteś pewna, że dobrze robisz? Ja kocham małego i będę szczęśliwy. Będziesz się mogła z nim spotykać kiedy będziesz chciała ale czy ty…
- Przemyślałam sobie to wszystko. I tak będzie najlepiej dla nas wszystkich
- Ok. skoro tak chcesz to ja nie widzę żadnych przeciwwskazań. Powiem Bones żeby do Ciebie zadzwoniła
- Dzięki Seeley – powiedziała i wyszła. Booth cieszył się niezmiernie. Tej nocy kiedy dzwoniła Bones podzielił się z nią tą informacją.
- Bones mam do Ciebie pytanie i sprawę
- Śmiało – powiedziała.
- Była u mnie Rebecca dzisiaj. Chce żebym to ja wychowywał Parkera – czekał na reakcję
- Tzn. chce żeby z nami zamieszkał?
- Tak. Ten facet z którym chce się związać nie chce dzieci ani swoich ani innych. Co Ty na to?
- Naprawdę będzie z nami – w jej głosie słychać było autentyczną radość
- Tak naprawdę będzie z nami
- Strasznie się cieszę nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę
- Chciała też z Tobą porozmawiać. Chyba chce być pewna, że nie masz nic przeciwko
- Daj mi jej numer a zadzwonię
- Ok. już podaję – podał jej numer do swojej byłej – tylko może nie teraz bo u nas jest środek nocy
- Wiem – rozmawiali jeszcze dobra godzinę. Nigdy nie mogli się nagadać. Nie potrafili odłożyć słuchawki. To im nie wystarczało. Oni chcieli przebywać ze sobą a nie tylko się słyszeć.
Następnego wieczora Bones zadzwoniła do Rebecci i rozwiał jej wszystkie wątpliwości
- Kamień spadł mi z serca – mówiła – bałam się, że będziesz przeciwna
- To słodkie i kochane dziecko. Bardzo go lubię a nawet śmiem powiedzieć, że go kocham
- Cieszę się, on też bardzo Cię kocha. Jesteś jego ulubioną ciocią
- A jest teraz w domu? Mogę z nim porozmawiać?
- Pewnie. Parker dr Brennan do Ciebie – mały wbiegł do pokoju
- Dr Bones – zapytał zdziwiony wziął od matki słuchawkę. A, że był to telefon bezprzewodowy zabrał go ze sobą do swojego pokoju i tam rozmawiał. Nie była to krótka rozmowa najpierw wysłuchała co u niego słychać potem opowiadała co ona robi a na koniec mały powiedział – tata strasznie za Tobą tęskni i ja też – zdławiło ją w gardle. Dwaj mężczyźni których kochała tęsknili za nią tak jak ona za nimi
- Ja też za wami tęsknię
- Kocham Cię Bones
- Ja też Cię kocham Parker – po tej rozmowie wcale nie było jej lekko. Było Jeszce gorzej. Musi szybko wrócić bardzo szybko…
Booth chodził po mieszkaniu tam i z powrotem. Od ponad godziny próbował się dodzwonić do Rebecci ale miała cały czas zajęte. Cholera! A on chciał zapytać czy dzwoniła Bones i kiedy może się do niego przeprowadzić Parker. Nie byłby sam, miałby towarzysza. Co prawda miał zajęcie ale wcale nie musiał tam być codziennie i tak już brygadzista na niego narzeka, że pląta się pod nogami. Prace nad domem idą sprawnie. Powinien być gotowy na jej przyjazd. Nic jadę tam. Może ma źle odłożoną słuchawkę. Jak nie zauważy szybko to nie dodzwoni się do niej dzisiaj wcale. Pół godziny później parkował pod domem byłej. Zadzwonił do drzwi
- O Seeley – otworzyła mu drzwi i wpuściła do środka – coś się stało?
- Nie ale chyba masz źle odłożoną słuchawkę. Cały czas od prawie 2 godzin jest zajęte
- Nie to Parker rozmawia z dr Brennan i powiem Ci, że gadają od prawie 3 godzin
- Poważnie? Dzwoniła?
- Tak rozmawiałam z nią. To dobra kobieta trzymaj się jej
- Wiem. Kocham ją a ona mnie – do pokoju wszedł ich synek
- Cześć tato. Rozmawiałem z Bones – i zaczął opowiadać o rozmowie z jego ulubioną ciocią – i powiedział, że mnie kocha
- Bones zawsze mówi prawdę
- Parker – zaczęła jego matka – co byś powiedział na przeniesienie się na jakiś czas do taty?
- Miałbym z nim mieszkać? – oczy małego zrobiły się okrągłe jak spodki. Uwielbiał ojca i mieszkanie z nim to szczyt marzeń 8 latka
- Tak, jeśli oczywiście chcesz – powiedział ojciec
- Jasne, że chcę. A Ty będziesz mogła jechać z Mattem do Nowego Jorku
- Tak. Będę mogła ale obiecuję, że będę Cię odwiedzać kiedy tylko będę mogła i Ty będziesz do mnie przyjeżdżał dobrze?
- Pewnie mamo. A Bones się zgodzi – zapytał ojca
- Pewnie, nie może się doczekać
- To kiedy mogę się przenieść? – mały przyjął ta przeprowadzkę z entuzjazmem. Uwielbiał swojego ojca. I chciał z nim mieszkać. Mama też nie była zła ale tata to zawsze tata. Dwa dni później mały zainstalowany został w pokoju gościnnym dr Brennan. Miał swój własny pokój z dużym łóżkiem takim dorosłym a nie dziecinnym jak w domu u mamy i był przeszczęśliwy. Tak samo jego ojciec który już nie był sam. Miał towarzystwo i to nie byle jakie tylko swojego ukochanego syna. Razem było im zdecydowanie raźniej.
40 - EPILOG
Kiedy tylko samolot dotknął płyty lotniska dr Brennan poczuła się jak w domu. Tak, bo tutaj był jej dom. Nie było jej tylko 4 z planowanych 6 miesięcy. Nie powiedziała nikomu, że wraca. To miała być niespodzianka. A sądząc po godzinie (była już 2 w nocy) to będzie prawdziwa niespodzianka. Nie miała za wiele bagaży i nadal poruszała się o jednej kuli. Ale tak jak jej obiecali mogła już wrócić. Po doprawie wpakowała się do taksówki i kazała zawieść do swojego mieszkania. Gdzie spali niczego nieświadomi mężczyźni jej życia. Weszła po cichu do mieszkania. Było pogrążone w ciemności. W kuchni i w salonie idealny porządek. Zamknęła drzwi od swojej sypialni i od sypialni chłopca. Chciała się napić czegoś a tak by ich obudziła. Gdy już się nieco ogarnęła. Weszła do ich sypialni. Spał na jej połowie z głową wtuloną w jej koszulę. W oczach zakręciły się jej łzy. Miała na sobie tylko podkoszulek agenta który znalazła w salonie na kanapie. Podtrzymując się mebli doszła do łóżka i wśliznęła się pod kołdrę. Nie chciało się jej spać. Miała na co innego ochotę… Delikatnie dotknęła swoimi ustami jego policzek z nadzieją, że się obudzi…
Śnił o niej, że przyszła do niego i, że właśnie się do niego przytula, całuje go w policzek. Nie chciał się obudzić. Nie chciał przerwać tego cudownego snu. We śnie wtulił się w nią i spał dalej… - gdyby tylko wiedział, że to nie sen. Gdyby tylko wiedział, że ona jest i prawie nie może złapać oddechu od jego uścisku. Gdyby to wszystko wiedział nie zawahałby się otworzyć oczu…
Bones śmiała się cichutko. Chciała żeby jego uścisk zelżał trochę. Był przyjemny, piekielnie przyjemny ale nie zmieniał faktu, że do przeżycia potrzebne jest oddychanie a on jej to skutecznie uniemożliwia. Mimo tego uśmiech nie schodził jej z ust. Tak bardzo cieszyła się, że go widzi nie tylko słyszy ale widzi, że może znowu wtulić się w te kochające ramiona… Popatrzyła na zegarek już 5:30 za 1,5 godziny zadzwoni budzik. A może by tak zanim Parker wstanie…
Coś smyrało go po policzku. Starał się odgonić to rękę. Usłyszał nad sobą zduszony chichot. Jeśli podniosę powieki – myślał – dojdę do wniosku, że zwariowałem. Ale wyraźnie czuję ją przy sobie – powoli otwierał oczy i utonął… Utonął w morskim błękicie jej śmiejących się oczu
- Jeśli nadal śnię to nie chcę się obudzić – wyszeptał. Nie wiedział czy zwariował czy to dzieje się naprawdę
- Nie śnisz kochany – pocałowała go – tak bardzo za Tobą tęskniłam
- A ja za Tobą. Kocham Cię, kocham Cię najbardziej na świecie. Proszę nie zostawiaj mnie więcej na tak długo ja bez Ciebie… - głos mu się złamał. Po policzku potoczyła się samotna łza.
- Nigdzie więcej bez Ciebie nie pojadę – powiedziała zanim oboje udali się do innego wymiaru, gdzie czas i inni ludzie nie istnieją…
Później, dużo później wciągnęła z powrotem jego koszulkę. W końcu w domu było dziecko. Które w każdej chwili mogło się obudzić. Leżeli wtuleni w siebie
- Nic nie powiedziałaś – powiedział oskarżycielskim tonem
- To miała być niespodzianka a poza tym nie wiedziałam kiedy mnie wypuszczą
- Skończyłaś już leczenie?
- Prawie. Nadal powinnam chodzić na rehabilitację. Moja lewa noga nie jest całkiem sprawna. Ale poruszam się już tylko o jednej kuli i lekarze orzekli, że mogę rehabilitację skończyć w domu
- Chyba wyślę im kartkę z podziękowaniami. Cieszę się, że już jesteś. I Parker tez się ucieszy. Nie może się już doczekać
- Ja też tak się za wami stęskniłam. A jak nasz domek?
- Jest już prawie gotowy. Byliśmy tam z małym wczoraj. Zostało tylko podciągnąć gaz i elektrykę i możemy urządzać nasz własny kąt – leżeli delektują się sobą nawzajem i ciszą. Punktualnie o 7 do sypialni wpadła mała torpeda o blond włosach
- Tato już 7 wstawaj! – zatrzymał się tuż przy łóżku i oniemiał
- Nie śpimy już synu – mały z okrzykiem radości rzucił się między ich dwoje. Wyściskał i wycałował Bones – no dobra dość tych czułości. Idę zrobić śniadanie a Ty kolego chyba powinieneś się ubrać
- Pewnie tato. Bones a nie jedziesz już nigdzie?
- Nie Parker. Zostaję.
- Cool – i pobiegł do łazienki
- Booth możesz przynieść mi kulę z salonu?
- Mogę coś lepszego – wziął ją na ręce – zaniosę Cię tam
- Booth Twoje plecy! – mimo tego z ufnością wtuliła się w jego ramiona
- Kocham Cię – powiedział stawiając ją i całując
- Tato a kiedy będzie ślub? – zapytał mały
- A co Ci tak spieszno? – zapytała z uśmiechem
- Bo kolegi tata miał długo narzeczoną i potem ona się rozmyśliła a miał mieszkać z nimi i miał do niej mówić mamo. Chwalił się wszystkim, że będzie miał dwie mamy a potem wszyscy się z niego śmiali – powiedział ze smutną minką
- Kochanie nie bój się my z Twoim tatą pobierzemy się na pewno. Jak tylko ustalimy datę ślubu
- W zasadzie to ona została już ustalona – powiedział nieśmiało – ja naprawdę starałem się ją hamować. Chciałem żeby na Ciebie zaczekała i w ogóle ale ona…
- Powiedz kochanej Angeli – próbowała udawać złość. Chłopcy patrzyli na nią z przerażeniem. Oboje wiedzieli, że ona nie pozwoli sobą dyrygować ale wiedzieli też, że artystka z nic nie odpuści. Czekali na wybuch ze strony narzeczonej ale ona ze stoickim spokojem dokończyła swoją myśl – że jak nie będzie to zbyt późno to na wszystko się zgadzam. Tylko nie mów jej tego od razu. Uwielbiam jak się tłumaczy
- Naprawdę się zgadzasz? Bo to miło być dzień po twoim powrocie. Z tego co wiem kupiła już nawet suknie ślubną – Bones jęknęła
- Aż boję się myśleć co by było jakbym nie wróciła wcześniej – zjedli śniadanie w świetnej atmosferze
- Bones a ja będę mógł do Ciebie mówić mamo? – zapytał nieśmiało
- A chcesz tego? – mały energicznie pokiwał głową – w takim razie będę zaszczycona kiedy będziesz do mnie mówił „mamo”
- Jesteś kochana mamo – dostała w zamian mokrego buziaka w policzek a od jego taty prosto w uśmiechnięte usta.
Razem zawieźli Parkera do szkoły. Po drodze Booth załatwił sobie jeden dzień wolnego. Chciał więcej ale niestety musiał zostawić na miodowy miesiąc. Potem pojechali na działkę. Bones chciała zobaczyć jak ich marzenia się urzeczywistniają…
- Angela proszę Cię nie przesadzaj – powiedziała jej szefowa
- Cam to ma być ślub stulecia. Nie może być byle jaki! Poza tym Booth się zgodził
- A jakie miał wyjście? – zapytał wchodzący na platformę Jack
- Mógł powiedzieć, że się nie zgadza
- Jakby coś to dało – dokończył za wszystkich Wendall
- Słuchajcie on tego wszystkiego chce a Brennan będzie się musiała dostosować
- Albo wcześniej Cię zabije
- Okaże się jak wróci – powiedział Jack
- O ile wróci… - dodała po cichu artystka
- Angela miałaś nawet tak nie myśleć. Po co to robisz skoro myślisz, że ona…
- Żeby zagłuszyć te głupie głosy
- Dobrze, że Booth Cie nie słyszy
- A pro po Bootha to gdzie on jest? Mieliśmy jechać jeszcze raz na miejsce zbrodni
- Booth ma Dzisiaj wolne Blondasku pojedziesz ze mną – powiedziała, wchodząc na platformę Karla – zadzwonił rano, że ma jakąś rodzinną sprawę do załatwienia i go nie będzie
- Coś się stało Parkowi?
- Nie wiem. Szef nam po prostu powiedział to jak jedziemy? – zabrała Wendalla i pojechali reszta patrzyła w ślad za nimi
- Myślicie to co ja? – zapytała Angela
- Angela! Ani się waż. Mało Ci swatania jednej parki?
- No co przecież mi to wyszło
- Nie powiem ile Ci to zajęło! 5 lat. – powiedziała Cam – mam nadzieję, że oni będą mniej oporni – dodała dużo ciszej ale na tyle głośno, że artystka usłyszała
- Miałeś rację prawie gotowy – powiedziała
- Chodźmy nad jezioro - stał już tam drewniany pomost i niewielka łódeczka kołysała się na wodzie – byliśmy już z Parkerem na rybach parę razy
- A chociaż tutaj są?
- Pewnie – nie przyznał się jednak, że każda jaką złapali wypuszczali z powrotem – wracamy?
- Tak
- Do instytutu czy do domu – zapytał zalotnie
- Booth z chęcią jechałabym do domu ale… za nimi też się stęskniłam no i muszę zobaczyć co nam Angela wyszykowała
- Chyba lepiej żebyś nie wiedziała – choć osobiście ze wszystkim się zgadzał bo chciał takiego wystanego ślubu i wesela ale Bones… to osobna historia wsiedli do samochodu i ruszyli w drogę powrotną. Weszli do instytutu wszędzie było cicho nikogo nie było na platformie.
- Gdzie oni są?
- Pewnie każdy u siebie. A Wendall w terenie. Mieliśmy jechać na miejsce zbrodni żeby pobrać więcej próbek. Podejrzewam, że pojechał tam z Karlą
- Idziemy ich poszukać?
- Najpierw Angela
Wendall wrócił do instytutu z nowymi próbkami
- I jak znaleźliście coś?
- Tak – podał jej próbki – ale wątpię, że coś nowego z tego wyniknie
- Zaraz się okaże. Zbadam to co przywieźliście – nie zdążyła jednak bo w całym instytucie rozległ się bardzo głośny pisk – Angela! – ruszyli oboje do jej biura
- Jack naprawdę myślisz, że przesadzam?
- Tak! Wiesz, że Bootha to wszystko rajcuje ale Bones… ona nawet nie jest wierząca. Jak to wszystko zobaczy to może Ci się oberwać a przez Ciebie i agentowi – nie zauważyli dwójki osób w drzwiach przysłuchujących się im od jakiegoś czasu. Bones powstrzymała ręką partnera chciała do końca wysłuchać o czym mówili. Booth był czerwony aż po sam czubek głowy. Popatrzyła na niego. Jack miał rację on chce wszystkiego co Ange przygotowała. Więc ja tez będę tego chciała!
- A kto powiedział, że nie najwyższy czas się nawrócić – powiedziała z uśmiechem Brennan. Oboje odwrócili się jak na komendę a następne co Brennan zobaczyła a raczej usłyszała to pisk Angeli rzucającej się jej na szyję. I gdyby Booth jej nie podtrzymał pewnie leżałaby już na podłodze w objęciach przyjaciółki
- Słodziutka tak się cieszę
- Ja też Ange ale puść mnie bo mnie udusisz
- Dlaczego nie uprzedziłaś, że będziesz wcześniej
- Bo nie byłoby niespodzianki – w drzwiach pojawiła się Cam z Wendallem
- Brennan – była naprawdę szczerze uradowana – wróciłaś. Jak się czujesz
- Jak już mnie puścicie to wam powiem – nadal tkwiła w uściskach przyjaciół puścili ją i poprowadzili do fotela – dziękuję. Dobrze. Mam jeszcze trochę nie posłuszną jedną nogę ale poza nią wszystko jest ok. poruszam się tylko o jednej kuli
- Albo na moich rękach – wtrącił agent
- Albo na Jego rękach – reszta patrzyła na nich z wielką radością – Angela bo ja słyszałam, że Ty organizujesz mój ślub i moje wesele – reszta poza Angelą ulotniła się z jej biura
- Dobrze słyszałaś ale to nie jest tak jak myślisz – powiedziała z przestrachem a w myślach dodała tchórze
- Więc – zaczęła groźnie – zgadzam się nie wszystko – zakończyła z uśmiechem
- Jesteś pewna – artystka zdębiała – jeszcze nic nie usłyszałaś a się zgadzasz?
- Tak… wcześniej usłyszałam wystarczająco dużo. To prawda, że Booth chce tego wszystkiego?
- Tak. To prawda. Nie mrugnął nawet okiem na nic
- No to ja też tego chcę
- Kochasz go – stwierdziła
- Uwielbiam, kocham i nie wiem co jeszcze
- No to się szykuj bo ślub za 2 miesiące
- A można to jakoś przyspieszyć?
- Nie bardzo wiesz załatwienie terminu tak krótkiego i całej reszty wymagało sporo zachodu i pomocy mojego ojca
- Ok. jakoś wytrzymam 2 miesiące
- Nie mów, że do tej pory będzie celibat
- No co Ty już wystarczyły mi te 4 miesiące
- Ale już przerwane – dodała z chytrym uśmiechem
- Oczywiście. Przecież musiałam się przywitać należycie – śmiały się wesoło
- Myślisz, że bardzo się jej oberwie
- Nie wydaje mi się. Jest zbyt szczęśliwa – powiedział Booth
- Nie mówiąc o Tobie
- Tak jestem cholernie szczęśliwy
Dwa miesiące później w kościele przy ołtarzu stał agent specjalny Seeley Booth ze swoim drużbą, bratem Jaredem i honorowym drużbą synem Parkerem. Niecierpliwie przestąpywał z nogi na nogę
- Spokojnie bracie wcale się długo nie spóźnia
- A jak się rozmyśli tato?
- Nawet tak nie mów – zabrzmiały pierwsze takty marsza i w drzwiach ukazała się najpierw Angela, potem Cam a na końcu dziewczynki (córeczki jej brata Russa) a na samym końcu wsparta na ramieniu ojca, całkiem już zdrowa dr Temprence Brennan. Kroczyła pewnie i wyglądała ślicznie w białej sukni. Nie zgodziła się na welon ale we włosy miała wpięte maleńkie stokrotki. Była cudowna i była Jego…
Na przyjęciu weselnym zgromadziło się wiele osób. Przyjaciele, rodzina, wszyscy którym zależało na ich szczęściu. Zaczęły się przemowy. Niektóre były błyskotliwe inne poruszające. To był udany dzień
Wieczorem kiedy goście bawili się w najlepsze oni wymknęli się cichaczem do samochodu. Mieli zaplanowany miesiąc miodowy. Sami go sobie zorganizowali. Pojechali na cały miesiąc do swojego miejsca na ziemi. Była to tajemnica pilnie przez nich strzeżona.
- Tu jest cudownie – powiedziała przytulona do męża
- O, tak pamiętasz naszą pierwszą noc tutaj? Mówiliśmy o naszych marzeniach. No więc dom już stoi, musimy tylko poskładać meble, pozawieszać firanki i te inne rzeczy (bo trzeba widzieć, że dom już był gotowy), na co mamy cały miesiąc – uśmiechnął się do niej rozbrajająco – mamy pomost i łódkę. Od 8 godzin jesteśmy małżeństwem. Zostało nam tylko jedno marzenie, po którym znajdą się następne – uśmiechał się do niej
- Pamiętam
- Moglibyśmy popracować nad realizacja tego marzenia bardziej intensywnie. Już nie mogę się doczekać kiedy pod twoim sercem będzie rosło nasze dziecko – dodał rozmarzonym głosem. Chyba już czas żeby mu powiedzieć – pomyślała. Wzięła jego rękę i położyła na swoim, jeszcze płaskim, brzuchu
- To już się stało mężu – powiedziała patrząc w jego oczy – maleńka istotka już tam rośnie – patrzył na nią z zachwytem, wydał okrzyk który odbił się szerokim echem po jeziorze i zawirował z nią w tańcu – przestań się kręcić bo mi niedobrze – w jednej chwili przestał
- Moja żona – powiedział patrząc jej prosto w oczy – moje dziecko – powiedział kładąc rękę na jej brzuchu – jestem człowiekiem szczęśliwym – pocałował ją z mocą.
Później, dużo później…
- Chyba nie powinniśmy jednak spędzać tego miesiąca pod namiotem – powiedział z troską. Ona była tego świadoma.
- Dlatego powinniśmy zacząć od złożenia naszego łóżka i urządzenia sypialni
Następnego dnia rozpoczęli urządzanie własnego domu. Mieli na to miesiąc czasu ale temu duo nie potrzeba było aż tyle. Uporali się z tym w ciągu trzech tygodni. W zamian cały 4 tydzień odpoczywali. Jeśli, to co robili, można nazwać odpoczynkiem…
Parker wrócił do stolicy wcześniej niż planowano. Jego matka i Matt musieli wyjechać. Mały skontaktował się z ciocią Angelą która wraz z wujkiem Jackiem obiecali się zaopiekować młodym człowiekiem.
- Parker Ty naprawdę nie wiesz gdzie jest tata i Bones?
- Nie powiedzieli. Nawet telefonów nie zabrali tylko bagaże i samochód
- Ange daj spokój dziecku. To ich miodowy miesiąc mieli prawo
- No właśnie ciociu Ang. Poza tym tata obiecał, że może będę miał młodszego brata albo siostrę. Wujku a co zrobić żeby była siostra – zapytał
- No wiesz to już nie zależy ani od taty ani od mamy. Dzidziuś rodzi się albo chłopczykiem albo dziewczynką
- Acha
Mimo prób ustalenia gdzie dynamiczne duo spędza swój, niewątpliwie upojny, miesiąc miodowy nie udało się to żadnemu z ich przyjaciół. Równiutki miesiąc później wkroczyli do instytutu w doskonałych humorach
- Nareszcie gdzie wyście się podziewali! – zawołała Cam – Angela odchodzi od zmysłów bo nie mogła was znaleźć – dodała z uśmiechem
- Przecież mówiliśmy, że nie znajdzie
- A tak poważnie to gdzie byliście?
- W naszym własnym miejscu na ziemi. A stało się coś – zapytała Brennan
- W sumie nic takiego. Tylko Parker od tygodnia jest u Angeli. Musieli wyjechać ale nie chcieli go ze sobą zabrać
- Kurczę…
- Nie martw się. Nic mu nie jest. Nawet stopował Angele w poszukiwaniach – dodał wchodzący Jack – i mam nadzieję, że dotrzymaliście obietnicy i dostanie w zamian rodzeństwo. Bo o niczym innym nie mówi. Już nawet wybrał imiona – państwo Booth zanosili się śmiechem
- Mam nadzieję, że znośne
- Nie jestem do końca pewien – chwilę później dołączyła do nich Angela . niezmiernie zadowolona z ich powrotu
- To jak z tym dzieckiem – zapytała niecierpliwa – i gdzie byliście
- Dziecko będzie za jakieś 7 miesięcy a byliśmy nad jeziorem. Urządzaliśmy nasz dom
- Poczekaj chcesz powiedzieć, że jesteście w ciąży? I, że byliście zaledwie 20 km od nas? – pokiwali twierdząco głowami – ale numer. Kiedy parapetówa?
- W sobotę zapraszamy wszystkich oczywiście…
7 miesięcy później na świecie pojawiła się maleńka istotka o cudnych czekoladowych oczach. Christopher, Braian Booth – imiona wybrali jednak sami rodzice doszedłszy do wniosku, że Ariel to nie jest dobre imię ani dla chłopca ani dla dziewczynki przy czym obstawał starszy brat
KONIEC
Adorable, gorgeous, marvelous, wonderful, splendid, great, terrific... English is full of words for that stuff ;) It was absolutely amazing ;) Waiting for another one! ;*
www.mycreativity.blox.pl
to bylo przecudowne...!!! wprawil mnie w wesoly nastroj... :) ekstra ;) czekam na kolejne dzielo... :)
Super, że Bones szybciej wróciła :) i zrobiła Boothowi niespodziankę :) czekam na kolejne opka w Twoim wykonaniu :):*
Dawca czy Ojciec?
1.
- Naprawdę chcesz mieć dziecko? – zapytał jej partner zaraz po wyjściu z sesji u Słodkiego
- Naprawdę – odparła zainteresowana
- Ale dlaczego sztuczne zapłodnienie
- Bo to pomoże mi uniknąć emocjonalnego zaangażowania ze strony potencjalnego ojca
- I chcesz żebym to ja był jego ojcem?
- Tak o ile się zgodzisz – odparła z przekonaniem. Pozostałą część drogi przebyli pogrążeni we własnych myślach.
Tak naprawdę to chciała tylko jego dziecka. Był idealnym dawcą spermy. Inteligentny, przystojny. Obdarzony poczuciem humoru. Odważny, miły i ten jego uśmiech… co w nim jest takiego, że nie mogę się mu oprzeć? Co ma w sobie takiego prosta czynność jak uśmiech w jego wykonaniu? I dlaczego do cholery miękną mi kolana na widok tego uśmiechu. Może moje dziecko, o ile się zgodzi, odziedziczy po nim ten uśmiech? I te oczy w kolorze głębokiej czekolady… Mam nadzieję, że się zgodzi na to żeby być dawcą…
Czy ona oszalała? Dlaczego właśnie teraz ma ochotę na dziecko? Dlaczego teraz a nie za jakiś czas? To wszystko zepsuje. Już nic nie będzie jak dawniej. Więcej czasu będzie poświęcać maleństwu. A teraz miał praktycznie monopol na spotkania z nią. Już dawno nie widział z nią żadnego faceta. I dlaczego ja? Czy nie zdaje sobie sprawy, że to dla mnie trudne? Pamiętam ciążę Rebecci. Nie pozwalała się nawet dotknąć. A ja tak chciałem poczuć swoje dziecko w jej brzuchu. Nie pozwalała iść do lekarza. Nie mówiąc o byciu przy porodzie. I miałbym to po raz drugi przechodzić? Nie, chyba nie byłbym do tego zdolny. Musiałbym się trzymać z dala od niej. Ona nie przepada za fizycznymi kontaktami ze mną, w ogóle za jakimikolwiek kontaktami poza maleńkim przytulaniem. Więc pewnie nie miałbym na to szans. Mówiła, że nie byłbym za nic odpowiedzialny. A czy zastanowiła się choćby przez chwilę jak ja będę się czuł kiedy dziecko przyjdzie na świat i nie będę mógł mu powiedzieć, że jestem ojcem? Będzie do mnie mówiło w najlepszym razie per wujku! Nie zgodzę się na to!
Chwilę później byli już na miejscu zbrodni. A jeszcze później w instytucie. Gdzie
Bones poinformowała wszystkich, że chce mieć dziecko. I, że to prawdopodobnie Booth będzie ojcem.
Nie rozumiem dlaczego oni tak dziwnie zareagowali. Przecież w dzisiejszych czasach samotna matka to nic niezwykłego. A mówią, że to mnie nie można zrozumieć. Zresztą jak się nie zgodzi Booth to Fischer zaoferował swoje nasienie. Co prawda nie jest tak przystojny jak Booth ale przede wszystkim jest inteligentny. Angela próbowała mnie przekonać, że to nie tak powinno być. Może i ma racje. Ale uczucia są zbyt ulotne. Zbyt szybko przemijają. Nie ma co na nich polegać. Jak się Booth nie zgodzi trudno. Znajdę innego dawcę. Nie ma się co przejmować. Już zdecydowałam, że będę miała dziecko. I będę je kochać bardzo. Ono mnie nie opuści z własnej woli i też będzie mnie kochać…
Może Cam ma rację. Może to tak nie powinno być. Zdziwił ją fakt, że w ogóle rozważam taką możliwość. A ja? Zamiast powiedzieć kategoryczne nie zastanawiam się. Bo przecież Bones jak się uprze to jak ja jej nie dam dziecka to znajdzie sobie dawce z banku nasienia. A myśl o niej noszącej pod sercem dziecko innego faceta, nawet jeśli byłby tylko nic nie znaczącym numerkiem próbki, jest dla mnie delikatnie mówiąc nie do zniesienia. A może sama zrezygnuje? Może się jej odwidzi? Tak pomarzyć zawsze można. Przecież za marzenia nie karają!
Jakiś czas późnie po kolejnej sesji u Sweetsa
O nie! Nie dopuszczę, żeby miała dziecko z Fischerem! Nie ma mowy to już prędzej ja się na to zgodzę. Jak to możliwe, że ona w ogóle rozważa tego ciemnego typka za ojca swojego dziecka. Po moim trupie!
- Zrobię to – powiedział niespodziewanie
- Tzn., że…
- Bones zrobię to. Zrobię to dla Ciebie
- Nie będziesz ponosił żadnej odpowiedzialności prawnej. To będzie tylko moje dziecko. Nie będziesz się musiał niczym przejmować
- Ok. – powiedział. Choć wcale tego nie chciał. Tzn., chciał żeby dziecko było jego ale chciał też odpowiedzialności za nie. Tyle, że jakby jej to powiedział ona by z niego zrezygnowała.
Uf zgodził się! W końcu! Musiałam go postraszyć Fischerem. Tak po prawdzie nie wiem czy bym skorzystała z innego dawcy. Właśnie zaczynam sobie uświadamiać, że chce żeby on był ojcem. On i tylko on. Ale tego mu w życiu nie powiem! Ma już jedno dziecko i nigdy nie mówił, że chce więcej. No i dobrze będzie tylko moje! A Booth pewnie i tak będzie z nami! – uśmiechnęła się do swoich myśli
Dzisiaj miał iść do kliniki oddać spermę. Ciekawe jak mu poszło? Wiem, że ma już dziecko więc pewnie z nim wszystko w porządku jak zapewniał. Ale muszę się upewnić. Przecież jest facetem miewa jakieś kobiety w sowim życiu. Choć patrząc na niego jest po prostu okazem zdrowia. Muszę przyznać, że jest na czym oko zawiesić. A może by tak naturalnie począć dziecko? Nie! Nie mogę go do siebie dopuścić zbyt blisko. Nie mogę się związać z nim emocjonalnie bo mnie opuści jak każdy…
Co ja tutaj robię? Chyba mi odbiło! Wychodzę! Cholera nie mogę obiecałem. Obiecałem, że zostanę dawcą. Ale to okropnie brzmi. Ale nie mogę powiedzieć, że zostanę ojcem bo ona mi na to nie pozwoli. A wzrok tej pielęgniarki instruującej mnie co powinienem zrobić jakby nie wiedział. Tyle, że ja nie mam zwyczaju robić sobie tego sam. Zamknę oczy i pomyślę, że ona jest ze mną. Tuż obok, czuję jej zapach na swojej marynarce. Wczoraj wieczorem okryłem ją bo było zimno a ona znowu nie zabrała ze sobą nic cieplejszego. No Booth to nie powinno być takie trudne – myślał…
No i co? Mogę być ojcem dla jej dziecka! Jak dobrze pójdzie to już za parę dni. Tak mówiła. Ma pierwszą wizytę już jutro. Cholera denerwuję się tak jak ja miałbym to zrobić nie ona. Może jej zaproponować pójście ze sobą? Nie to głupi pomysł. Odrzuciłaby mnie. Wolę tego nie wiedzieć!
Już po zabiegu powinnam teraz poleżeć. Choć parę godzin jak mówił lekarz. Ale co ja będę robić? Może zadzwonić do Bootha i zaprosić go na kolację? To nie taki zły pomysł.
- Hej Booth
- Bones jak się masz? Już po wszystkim?
- Tak teraz powinnam leżeć przynajmniej jeden dzień
- No to może kupię coś na wynos i wpadnę? – oczywiście się zgodziłam bo w końcu po to zadzwoniłam. Spędziliśmy cudny wieczór nie wspominając o tym co się dzisiaj wydarzyło ani słowem. Nadal jesteśmy przyjaciółmi
- Bones – powiedział – powiesz mi jak będziesz wiedziała?
- O dziecku? – pokiwał twierdząco głową – pewnie
- Bones wiem, że mówiłaś, że dasz sobie ze wszystkim radę ale jakbyś cokolwiek kiedykolwiek potrzebowała to po prostu daj znać. Zawsze ci pomogę – zastanawiałam się nad jego propozycją. Nie jest ona niczym nowym. Zawsze mogę na nim polegać niezależnie od sytuacji zawsze mi pomaga i nigdy mnie nie zawiódł teraz też pewnie tak będzie. I mam pewność, że nie robi tego ze względu na dziecko
- Dobrze Booth wiem, że mogę na Tobie polegać…
2.
No i jestem w ciąży. To zaledwie 3 tydzień. Mam pewność przynajmniej co do tego. I kurcze ja się cieszę. Naprawdę się cieszę, że zostanę mamą. Moje maleństwo – położyła rękę na płaściutkim jeszcze brzuchu – mamusia już Cię kocha wiesz? I mam dziwne przeczucie, że tatuś też. Choć zgodził się nie uczestniczyć w Twoim życiu. Ale nie martw się. On na pewno będzie miał dla Ciebie czas. Muszę do niego zadzwonić. A może lepiej nie? Takie wiadomości powinno się przekazywać osobiście. Chyba… bo wiesz skarbie ja nie wiele wiem o stosunkach międzyludzkich. Ale tatuś wie i na pewno Cię nauczy...
Zastanawiam się czemu Bones nic nie mówi. Przecież wyraźnie mówiła na początku, że będzie można sprawdzić już po 10 dniach. Minęły trzy tygodnie a ona nic. Czyżby się nie udało? Cholera! Głupio zapytać skoro sama nie mówi. O jest…
- Hej Bones – powiedział do wsiadającej partnerki
- Cześć Booth przepraszam, że czekałaś. Ale musiałam coś dzisiaj załatwić
- Ok. nic się nie stało. Kawy – podał jej kubek z parującym napojem
- Dziękuję ale nie. Od dzisiaj nie piję kawy – patrzyłem w jej oczy i wyczytałem z nich to co chciała mi przez to powiedzieć – jestem w ciąży – potwierdziła moje domysły. Zalała mnie fala dziwnych emocji. Radości, szczęścia a przede wszystkim dumy. O tak byłem z niej dumny! Ta silna kobieta zostanie matką mojego dziecka. I choć nie chciała mojej obecności to ja jej nie zostawię
- Cieszę się – uśmiechnąłem się do niej – pamiętaj o czym Ci powiedziałem
- Będę pamiętać na pewno!
- Bones ja mówię serio. Jeśli tylko czegoś będziesz potrzebować daj znać. Choćby to był środek nocy
- Ok. zawsze mogłam na Tobie polegać
- Tak Bones i ja na Tobie. Od tego ma się przyjaciół
- Najlepszych przyjaciół
- A pro po przyjaciół. Kiedy powiesz reszcie?
- Nie wiem. Nie byłam jeszcze nawet u lekarza. Dzisiaj dopiero zrobiłam test
- Jeśli chciałabyś mogę pójść z Tobą
- Booth nie wiem czy to dobry pomysł – powiedziała a ja poczułem ukłucie w sercu jakby ktoś wbijał mi szpilkę w nie. Ale czego się mogłem spodziewać. Przecież od początku mówiła, że chce tylko dziecka a nie mnie. Po cichu liczyłem, że zmieni zdanie. A może jeszcze zmieni kto wie?
Cholera mogłam pozwolić mu tu przyjechać – siedziała w poczekalni przed gabinetem ginekologicznym. Spojrzała na zegarek. Ma 20 minut do rozpoczęcia wizyty. Chwyciła za telefon.
Ależ ona uparta. Przecież bym poszedł nie chciałem niczego więcej tylko ją wspierać. Czy to tak dużo? – jego rozważania przerwał dźwięk telefonu
- Booth – powiedziałem nie zerknąwszy kto dzwoni
- Możesz przyjechać… - zapytał dobrze mu znany głos. To Bones. Mam 20 minut na dojechanie. Cholera złamię pewnie wszystkie możliwe przepisy – już był w samochodzie i kierował się na sygnale pod podany adres. Droga zajęła mu 19 minut dokładnie. Wpadł do poczekalni – o jest zdążyłem podszedłem do niej
- Przepraszam, że w ostatniej chwili – usiadłem obok niej zapewniając, że nic się nie stało. Ze wszystkich sił starałem się zachować spokój bo od środka rozpierała mnie radość, że jednak zadzwoniła. Że chciała żebym przyjechał, pomimo, że w ostatniej chwili na to wpadła. A teraz siedzimy w gabinecie pani ginekolog. Zrobiła jej test potwierdzający ciąże. Potem przystąpiła do pierwszego badania. Zważyła ją pobrała krew do badania. Zapisała witaminy i kazała o siebie dbać. A jak się cieszyła, że byłem z nią, ta lekarka i Bones chyba też…
Dlaczego nie pomyślałam wcześniej, że to będzie tak niewygodne na początku? Mam dość tych mdłości. Od tygodnia nie jadłam nic poza sucharkami i słabą herbatą. Jeszcze do tego Bootha prawie nie ma tylko telefony nam zostały. Pyta jak się czuję. A ja żeby go nie martwić mówię, że wszystko ok. a tak naprawdę nic nie jest ok. Jest na szkoleniu w Quantico. Nie powinnam mieć pretensji przecież musiał tam jechać. Poza tym powiedziałam mu, że nie musi się niczym przejmować. Choć w głębi ducha chcę żeby przy mnie był. Żeby… właśnie żeby co? Potrzymał mnie za rękę? Wytarł łzy które spływają za każdym razem, nawet przy najmniejszym wzruszeniu? Tak cholera, właśnie tak! To już 10 tydzień i na razie poza nami nikt nie wie. Wzięłam wczoraj wolne bo jestem wykończona nie dam rady pracować. Cam nie oponowała stwierdziła, że przyda mi się chwila odpoczynku. Angela oczywiści chciała ze mnie wszystko wyciągnąć podsłuchałam wczoraj ich rozmowę
- Cam – powiedziała Angela – ty myślisz, że oni to zrobią?
- Tzn. dziecko? Nie wiem. Wydaje mi się, że ona była zdeterminowana i zdecydowana na dziecko. A on jest jakiś cichy ostatnio
- Nie posądzałam go o to, że to zrobi
- On dla niej zrobi wszystko…
Zastanawiam się czy to prawda? Czy to prawda, że zrobi dla mnie wszystko? Ja już nic nie wiem. Te hormony mnie wykończą i znowu ryczę…
7 długich dni. Nie wiedziałem jej 7 dni. To strasznie długo. A do tego jest teraz sama z tą całą burzą hormonów. Rozmawialiśmy codziennie mówiła, że wszystko ok. ale ja w to nie wierzę. Ona umie doskonale maskować uczucia i wszystko co się z nimi wiąże. Wracam do niej zaraz u niej będę i wszystkiego się dowiem. O jest Angela
- Hej Ang Bones u siebie? – zapytałem
- To Ty nic nie wiesz? Ma wolne od wczoraj. Nie wiem co się dzieje. Zadzwoniła, że chce wziąć parę dni wolnego. Cam uznała, że dobrze jej to zrobi bo ostatnio źle wygląda
- Wzięła wolne? – musi być bardzo źle. Nie czekając na odpowiedź Angeli wsiadłem do samochodu i w pół godziny później trzymałem ją w ramionach całą we łzach. Co się u licha stało? Coś z dzieckiem? Serce prawie mi stanęło
- Bones co się stało? – zapytałem
- Nic, cieszę się, że wróciłeś – i znowu wybuchnęła płaczem. Stwierdziłem, że nic się nie dowiem dopóki ona się nie uspokoi. Pozostało mi poczekać. No w końcu się uspokoiła
- A teraz powiedz mi dlaczego płaczesz – poprosiłem łagodnie
- Nie wiem. Ostatnio ryczę z byle powodu. Uwierzysz, że płakałam pisząc własną książkę? – oho zaczyna się to będzie wesołe kilka miesięcy. Posadziłem ją na kanapie
- To hormony przez nie się wzruszasz bardziej niż inni
- Wiem. Ale nie mogę w takim stanie pracować – powiedziała i znowu w płacz. To będzie piekielnie trudny czas.
- Zrobię Ci herbaty. Jadłaś coś? – kiepsko wyglądała Angela ma racje
- Nie mogę bo wszystko zwracam a od sucharów już mnie podniebienie boli
- Zrobię coś po czym nie będziesz miała nudności – pokiwała z powątpiewaniem głową ale nie zaprotestowała zabrałem się za przygotowanie jedzenia. Tosty powinny być w sam raz do tego sok jabłkowo miętowy i powinno być dobrze…
3.
To jest pyszne i znowu miał rację po tym nie jest mi nie dobrze. Zjadłam z ochotą a on dotrzymał mi towarzystwa. Prawda, że jest kochany? Zaraz, zaraz kochany? O czym ja mówię. Ja nie chcę go kochać! Nie mogę bo znowu odejdzie… nie mam do tego prawa! Nie!
No i zjadła nawet się uśmiechnęła. Chwilę później na jej twarzy pojawił się bliżej nieokreślony grymas. Zmarszczka na czole wyrażała zdecydowanie co się stało? Przekonałem się co się stało
- Powinieneś już iść – powiedziała – jesteś zmęczony pewnie po szkoleniu
- Nie na tyle żeby być przy Tobie
- Dam sobie radę sama – przyjęła postawę obronną. Teraz nic nie wskóram, nic nie poradzę a przez sprzeciw tylko ją rozłoszczę a tego nie chcę. To nie byłoby dobre ani dla niej ani dla dziecka. Pożegnałem się i wyszedłem
- Bones obiecaj mi, że zadzwonisz jak będziesz czegoś potrzebować – pokiwała bez przekonania głową. A ja wyszedłem. Wróciłem do siebie w nienajlepszym nastroju wciąż zastanawiając się co się stało? Dlaczego tak nagle się zmieniła. Trzy dni później wróciła do pracy. Mieliśmy kolejną sprawę. Tam nadal nikt nie wiedział, że będziemy mieli dziecko. Tak to będzie też moje dziecko. Choć ona tego nie chce. Będę z nią i przy niej przez cały czas będę walczył nie poddam się!
Minęły kolejne tygodnie. Już nie mieszczę się w swoje ubrania. W końcu to już 18 tydzień. Staram się trzymać go na dystans ale to wcale nie jest takie proste. Zaskakuje mnie małymi drobiazgami. Przynosi sok jabłkowo – miętowy (nie mam sumienia mu powiedzieć, że już nie mam mdłości) krakersy, dużo owoców. Robi to na tyle dyskretnie, że nikt nie zauważył…
Cholera to już 4 i pół miesiąca a ona nikomu nie powiedziała. Dlaczego? Czyżby się wstydziła tego dziecka? A może ojca? Ta myśl nie daje mi spokoju. Nie mogę się powstrzymać od myślenia o tym. Cholera! Zapytam jej. Zapytam bo muszę wiedzieć. Wszedłem do jej gabinetu. Siedziała na kanapie i oglądała jakieś wydruki
- Hej Bones
- Hej Booth
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Lepiej. I chyba powinnam Ci powiedzieć, że mdłości mi już minęły – dodała z uśmiechem. Ciąża dodaje jej niesamowitego blasku. Wręcz promienieje
- Mogę o coś zapytać – jestem na to zdecydowany
- Pewnie, przecież wiesz, że zawsze możesz pytać
- Dlaczego im nie powiedziałaś jeszcze? – zmieszała się – wstydzisz się, że to ja…
- Nie – zapewniła mnie od razu. A więc jednak nie wstydzi się – jak Ci to mogło przyjść do głowy?
- No bo wiesz. Kim ja jestem? Nie mam doktoratu, żadnych studiów ani kasy…
- Booth… to nie tak. Przecież ja to zawsze wiedziałam. A wybrałam Ciebie zamiast jakiegoś dawcy który mógł mieć to czego Ty według siebie nie masz – w sumie to miała rację. Uśmiechnąłem się do niej
- To dlaczego?
- Nie chcę stawiać ich w niezręcznej sytuacji. Są naszymi przyjaciółmi. Myślę, że to mogłoby im trochę przeszkadzać – pomyślałem trochę, ona ma rację. Jakby doszło do kłótni albo czegokolwiek innego mogłoby się to źle skończyć dla każdego z nas
- Ale to już… zaraz będzie widać
- Tak wiem, że powinnam im powiedzieć. A może zrobimy to razem? – uśmiechnąłem się najszerzej jak potrafiłem. Czyli tak do końca się mnie nie wyparła. W moje serce wstąpiła nowa nadzieja. Może jest dla nas jakaś szansa na wspólne życie? Do pomieszczenia weszła reszta przyjaciół. Pewnie mnie zauważyli i chcą z nami pogadać…
- Ok. co się z wami ostatnio dzieje? – zapytała wprost Cam
- Nic takiego - odpowiedziałem.
- Słuchaj kolego – zaczął Jack – przecież my nie jesteśmy ślepi. Chodzicie wokół siebie na paluszkach. Od dawna nie było żadnej kłótni – popatrzyłem na Bones pokiwała twierdząco głową
- Bo Bones nie może się teraz denerwować ani stresować – odpowiedziałem reszta patrzyła chwilę na nas w końcu Angela wypaliła
- Oni to zrobili! – powiedziała powoli
- Tak Angela jestem w ciąży 18 tydzień.
- A więc poddałaś się… - nie mogło to Cam przejść przez gardło
- Tak zrobiłam to a teraz jestem w ciąży – uśmiechnęła się szeroko. Była naprawdę zadowolona
- Chyba musimy poważnie pogadać – zaczęła artystka
- Ange nie mamy o czym. Jestem w ciąży i już za parę miesięcy będę miała dziecko
- Chłopiec czy dziewczynka?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć – powiedziała. Właśnie uświadomiłem sobie, że od tego pierwszej wizyty u lekarza więcej mnie nie zabrała. A z pewnością chodzi co miesiąc. Ani nie powiedziała. Zabolało… bardzo…
Zadzwonić czy nie zadzwonić… jutro mam pierwsze USG. Nie chcę być tam sama ale nie wiem czy chcę żeby on tam był ze mną. Nieprawda chcę i to bardzo chcę! Ale jeśli mu na to pozwolę, jeśli się do niego zbytnio przyzwyczaję a on odejdzie? Ale to też jego dziecko. Wiem, wiem co mówiłam. Podpisał wszystkie papiery, że zrzeka się dziecka. Ale mam też świadomość, że zrobił to dla mnie, a w jego wzroku widzę zainteresowanie mną i maleństwem. Widzę jak patrzy na mój 6 miesięczny brzuch i ma ochotę go dotknąć. Cholera jest środek nocy a ja znowu nie mogę spać. A to co? – przyłożyła dłoń do brzucha i znowu poczuła lekkie kopnięcie – hej dziecinko pewnie w ten sposób dajesz mi znać, że chcesz by tatuś też był przy Tobie co? A może by tak do niego zadzwonić? Przecież mówił, że mogę w każdej chwili nawet w nocy. Dzwonię…
Coś wyrwało mnie ze snu to telefon dzwoni za nim sięgnąłem po słuchawkę popatrzyłem na zegarek 2:30 w nocy.
- Booth – powiedziałem zaspanym głosem
- Cześć to ja przepraszam, że cię obudziłam – zaczęła a ja w jednej chwili wkładałem spodnie. Skoro zadzwoniła to musiało się coś stać
- Nie obudziłaś mnie – zapewniłem wkładając podkoszulek przez głowę i kierując się do wyjścia – coś się stało? Zaraz będę u Ciebie
- Chciałam… chcę żebyś przyjechał
- Będę za 20 minut – rozłączyłem się i pognałem samochodem do jej mieszkania bijąc się myślami co się mogło stać, że ona zadzwoniła? Czy coś jej jest albo dziecku? Wbiegłem po schodach na górę i zapukałem. Otworzyła mi dość szybko. Była w spodenkach i podkoszulku lekko obcisłym na jej brzuchu. Wpatrywałem się w nią z zachwytem. I miałem wielką ochotę jej dotknąć – jestem co się stało?
- Nic takiego ale mówiłeś, że mogę zadzwonić – powiedziała wpuszczając mnie do środka
- Tak i cieszę się, że zadzwoniłaś
- Maleństwo mnie kopnęło – powiedziała a ja z zachwytem wpatrywałem się w nią. I uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wzięła moją dłoń i położyła na brzuchu – może Ty też poczujesz choć teraz się uspokoiło – to było cudowne przeżycie. Małe kopnęło kilka razy a pod moimi powiekami pojawiły się łzy. Nie wiedziałem czy mam do tego prawo ale stanąłem za nią i objąłem dłońmi jej brzuch jednocześnie przytulając ją do siebie. To było cudowne uczucie. Dzieciątko kopało raz po raz
- Czy to Cię boli – zapytałem
- Nie ale to takie dziwne uczucie i takie niesamowite – położyła swoje dłonie na moich. Czuję się najszczęśliwszym człowiekiem. Teraz będzie już tylko lepiej… a bynajmniej taką mam nadzieję…
Jak to dobrze, że Bones zadzwoniła do Bootha :) może w końcu przyznają się co czują? czekam na cd :)
4.
Staliśmy tak przytuleni do siebie chwilkę aż nasze dzieciątko się nie uspokoiło i nie poszło spać. Jak dobrze poczuć jego ramiona wokół siebie. Od tamtego incydentu, kiedy wrócił ze szkolenia unikałam fizycznego kontaktu z nim. On to zaakceptował choć nie raz widziałam, że ma ochotę mnie objąć. Dopiero dzisiaj się odważył
- Może powinniśmy usiąść – zaproponował. Zawsze myśli tylko o mnie pokiwałam głową na znak zgody ale on mnie nie puścił. O nie poprowadził nas do fotela usiadł i pociągnął mnie między swoje nogi. Ułożyłam się w jego ramionach jak w najcudowniejszej kołysce. Było mi tak dobrze
- Booth – powiedziałam sennym głosem – pójdziesz ze mną do lekarza? – czekałam na odpowiedź a zamiast niej usłyszałam charakterystyczne pociąganie nosem. On płakał – przepraszam jeśli Cię uraziłam…
- Nie Boenes, nie uraziłaś mnie. Ja po prostu bardzo się cieszę, że mnie poprosiłaś – uspokoił mnie a myślała, że to ja reaguję na wszystko płaczem
- To będzie pierwsze USG – mocniej mnie do siebie przytulił ogarniała mnie senność. W jego ramionach czuję się bezpiecznie. Zauważył to…
- Myślę, że powinnaś się położyć co? – zapytał miał rację. Chciało mi się spać ale nie chciałam się od niego odsuwać
- A zostaniesz ze mną?
- Jasne pościelę sobie na kanapie – powiedział podnosząc nas z fotela ale wcale nie wypuszczając z rąk
- Nie, ja chcę żebyś był ze mną i mnie trzymał tak jak teraz…
Zbaraniałem! To chyba najtrafniejsze stwierdzenie. Zbaraniałem kiedy usłyszałem jej prośbę. Ona chciała żebym z nią został na noc i do tego trzymał w ramionach! Czy mogłem się oprzeć takiej sprawie? O nie! Skorzystam z tego, że chce mieć mnie przy sobie, choćby miała być to jedna noc. Weszliśmy do jej sypialni. Położyła się na boku a ja za nią. Przyciągnąłem ją do siebie. Położyła głowę na mojej wyciągniętej ręce. Jakie to cudne uczucie nawet sobie nie wyobrażałem. Zasnęliśmy…
Nie kontrolowałem tego! Nie kontrolowałem łez spływających po mojej twarzy. Nie byłem w stanie nic powiedzieć tylko ściskać jej rękę. Nie powinienem ona nie cierpi okazywanie publicznie uczuć. A za takie miejsce można uznać gabinet ginekolog. Ale to było silniejsze ode mnie. Patrzyłem na moje dziecko. Tak ono było moje i nigdy go nie opuszczę ani jego matki. Bo kocham oboje bardziej niż własne życie.
- O tutaj widzą państwo – lekarka tłumaczyła nam czarno – biały obraz na monitorze – widzą państwo tu są rączki i nóżki. O jak kopie – maleństwo zaprotestowało przeciw podglądaniu go – bardzo jest ruchliwe – zapytała
- Tak szczególnie w nocy – odpowiedziała moja miłości. W jej głosie słyszałem wzruszenie odwróciła głowę w moją stronę i widziałem w jej oczach łzy
- Bo ono nie wie kiedy dzień a kiedy noc. Widocznie odpowiada mu codzienne kołysanie a kiedy pani odpoczywa ono ma czas na harce – dodała z uśmiechem – o a tutaj ten migający punkcik to serduszko maleństwa. Chcecie poznać płeć?
- Nie, raczej nie – odpowiedziała Bones splotła palce swojej dłoni z moimi ściskając je
- Wszystko jest w porządku. Nie ma żadnych komplikacji – mówiła dalej
- Do kiedy Bones może pracować – usłyszałem swój własny głos
- W zasadzie nie ma przeciwwskazań. Do kiedy będzie czuła się na siłach może pracować. W późniejszym terminie i tak będzie jej ciężko z większym brzuchem coś robić – zapisała jeszcze wyniki badań w jej karcie. Dała receptę na kolejne witaminy i wyszliśmy z gabinetu. Każde z nas otrzymało fotografię swojego dziecka…
On płakał. Płakał z radości i szczęścia, że widzi swoje dziecko. Jak mogę mu odmówić przebywania z własnym dzieckiem? Jak mogłabym swoje dziecko pozbawić takiego wspaniałego ojca? Nie mam do tego prawa. Wiem, że nie takie miały być reguły. Dziecko miało mieć tylko mnie i nikogo innego. Miałabym być tylko ja i dziecko bez ojca. Ale z drugiej strony ja swojego ojca uwielbiałam. Był całym moim światem kiedy byłam dzieckiem. I nadal go kocham mimo tego, że mnie opuścił. Nie mogę tej radości pozbawić swojego dziecka i siebie… tak chcę, żeby był przy mnie do końca ciąży. A potem… potem się okaże ale więcej nie będę go trzymać na dystans. Nie mogę i nie chcę przede wszystkim
- Booth – wpatrywał się w swoje dziecko podniósł głowę i spojrzał na mnie a to co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach – wiem, że nie tak się umawialiśmy, że nie będę chciała Twojej pomocy
- Ale ja chce Ci pomagać – przerwał mi gwałtownie – Bones… - bał się, że znowu go odsunę od siebie
- Posłuchaj mnie do końca dobrze? Nie tak się umawialiśmy ale powiedziałeś, że zawsze mogę na Ciebie liczyć
- Tak. Zawsze
- Więc ja chcę… chcę żebyś był ze mną przez resztę ciąży – patrzyłam w jego oczy i widziałam zachwyt i ulgę – chcę żebyś widział jak ono rośnie i był ze mną cały czas – po raz drugi tego dnia zobaczyłam w jego czekoladowych oczach łzy
- Będę z Tobą nigdy Cię nie opuszczę ani dziecka
- To bo wiesz ja mam jedną wolną sypialnie i jeśli chcesz…
- Chcę – powiedział szybko przerywając mi chyba bał się, że się rozmyślę. Uścisnął moją dłoń. Boi się, że go odtrącę chyba sama będę musiała się do niego tulić. Nie mam nic przeciwko. Wręcz jestem zadowolona. Puściłam jego dłoń ale zamiast tego położyłam obie dłonie na jego pasie. Zrozumiał aluzję i już byłam w jego silnych ramionach. Tam gdzie moje miejsce…
To już pawie dwa miesiące jak mieszkamy razem. Razem ale nie do końca jako para. Mam osobną sypialnię. Ale bardzo często ona przychodzi do mnie. Przychodzi żeby się do mnie przytulić. To co czuję to… nie potrafię tego określić. Nie rozmawialiśmy jeszcze o tym co będzie potem. Kiedy maleństwo przyjdzie na świat. Zapisaliśmy się też do szkoły rodzenia. Dzisiaj idziemy na 1 zajęcia. Trochę narzekali, że za późno bo już 8 miesiąc ale damy radę. O wstało moje kochanie. Ona teraz pracuje od 12 do 17. Ja dostosowałem swoje obowiązki tak żeby być z nią jak najdłużej. Już nie jeździ w teren i nawet z tego powodu nie narzeka. W instytucie nikt chyba nie wie o naszym „związku”. Choć nie dziwi ich kiedy punktualnie o 17 zabieram ją do domu. Ale o tym, że u niej mieszkam chyba nikt nie wie. Bones tak zdecydowała. Podejrzewam, że jak małe się urodzi to będę musiał się wynieść. To przyprawie mnie o ból serca. Ale taka była umowa. Niestety… wiele bym dał żeby ją zmienić. Cholera! Jest piękna. Nawet z tym wielkim brzuchem jest cudna i emanuje blaskiem…
Po co ja się dałam namówić na tą szkołę rodzenia. Stoi nad nami jakaś baba i mówi co mam robić. Każe mi dyszeć jak jakiś parowóz. Mówi, że to pomaga w dotlenieniu dziecka podczas porodu. No dobra ok. niech będzie ale ja jeszcze nie rodzę więc nie wiem po co to! Booth grzecznie siedzi razem ze mną. Masuje mi plecy a ta mądralińska mówi mu jak ma to robić. Po co? Przecież on to robi znakomicie. Korzystam w końcu z tego każdego wieczora. Ta szkoła to strata czasu. Więcej tu nie przyjdziemy!
Ufff, miałam trochę do nadgonienia xD Ale bynajmniej nie narzekam^^
Taka mała uwaga do poprzedniego tekstu - świetny pomysł z tym opisywaniem postrzału z perspektywy różnych osób. Szczególnie część Wendella przypadła mi do gustu^^ Brawo, oby więcej takich smaczków!
Ach, te "przytulaśne" scenki *w* Tradycyjnie czekam na więcej^^
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się ten pomysł. Trochę mam dość
opowiadań w stylu:
- przyjaciele
- porwanie któregoś
- wielka miłość (choć przeciw temu punktowi nic nie mam XDXD)
Twoje jest inne i takie uwielbiam!!!!!! Tak jak zagmatwane
opowieści!!!!
5.
Oczywiście więcej tam nie poszliśmy. Bo jak moja Bones się uprze to nie ma mocnych. Zapytałem ją dzisiaj
- Bones czy Ty chcesz żebym był przy porodzie? – popatrzyła na mnie zdziwiona ale chyba zadowolona
- A czy Ty chciałbyś tam być? – zapytała nie musiałem się długo zastanawiać
- Tak chcę – odpowiedziałem zdecydowanie na co ona uśmiechnęła się i dostałem całusa w policzek.
- To ja też chcę żebyś tam był. Ale to dopiero za 2 tygodnie
Wiem, że za dwa tygodnie ale ona mnie pocałowała w policzek! Pocałowała mnie! Zazwyczaj ja ją cmokałem w czoło albo w policzek. Ona z własnej inicjatywy zrobiła to po raz pierwszy. Nadal nie rozmawialiśmy co będzie dalej. Nie wiem gdzie chce zrobić pokój dla dzieciątka. Ma tylko dwie sypialnie skoro ona jedną zajmuje więc pewnie ja będę się musiał wynieść. Na samą myśli o takiej ewentualności ciarki przechodzą mi po plecach…
Nie spodziewałam się, że będzie chciał mi towarzyszyć. Wiem, że kocha mnie i dziecko. Usłyszałam to pewnej nocy. Często zagląda czy jest nam wygodnie, czy nie trzeba mi pomasować pleców i w taki sposób dowiedziałam się, że on mnie kocha
- Kocham Cię moja Bones – szepnął wtedy. O mało się nie rozpłakałam ze szczęścia. Nie wiem czy jestem gotowa na to żeby mu powiedzieć to samo choć właśnie to czuję ale sama myśl, że on odwzajemnia moje uczucia jest cudowna. A jaką miał minę jak go pocałowałam. Był po prostu rozanielony. Choć nie wiem jak można kogoś rozanielić to Angela twierdzi, że to oznacza człowieka szczęśliwego i zadowolonego. No więc on był rozanielony. Nie mogłam wybrać sobie lepszego ojca dla mojego dziecka. On jest i będzie najlepszym ojcem. Tylko co potem? Jak mu powiedzieć, że ta sypialnia w której on śpi przeznaczona jest na pokoi maleństwa? Jak powiedzieć, żeby go nie obrazić i żeby zrozumiał aluzję, że chcę żeby się przeniósł do mojej sypialni już na stałe? Ja nie umiem mówić o uczuciach. Nie mam nawet kogo zapytać. Angela zrobiłaby z tego nie lada sensację. Ona nawet nie wie, że Booth mieszka u mnie. Nikt nie wie. To nie dobrze. On na to nie zasługuje. Zaraz po narodzinach powiem wszystkim a przede wszystkim jemu!
Ta nerwówka mnie wykończy. Nie chcę już więcej zadawać pytań z cyklu „Jak się czujesz?” bo tylko ją denerwuję. Chodzę za nią krok w krok. Nie chcę żeby była sama. Nie zgodziłem się, po raz pierwszy, na wyjazd służbowy. Cullen nie był zadowolony ale zrozumiał mnie kiedy mu wyjaśniłem
- Rozumiem, że martwisz się o nią ale czy nie powinien być z nią ojciec dziecka? – zapytał wówczas. Nadeszła chwila prawdy muszę mu powiedzieć. Tylko jak ja jej to wytłumaczę?
- I jest z nią – powiedziałem
- Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że to Twoje dziecko? – potwierdziłem jego przypuszczenia. Specjalnie nie był zdziwiony. Powiedział coś w stylu „W końcu” ale zrozumiał dlaczego nie mogę wyjechać
Kiedy on odpuści? Cholera chodzi za mną wszędzie nawet patrzy jak idę do łazienki. Niech to się już skończy bo ja oszaleję. Wiem, że ze względu na mnie powstrzymuje się od komentarzy i pytań ale… o cholera. Czyżby moje modlitwy zostały wysłuchane? Czuję skurcz
- Booth – powiedziałam spojrzał na mnie – to chyba już – złapał mnie kolejny skurcz. W końcu zobaczyłam prawdziwego Bootha. W pierwszym momencie zesztywniał a chwilę później niesie mnie do samochodu i jedziemy na porodówkę. I nawet nie zapomniał o torbie. I jak tu go nie kochać?
To już trwa 5 godzin. Nie mogę patrzeć na jej ból. Wiem, że tak się rodzą dzieci ale ja zrobiłbym wszystko żeby oszczędzić jej jakiegokolwiek bólu niestety nie mogę za nią urodzić.
- No jeszcze troszkę – mówiłem – pamiętasz jak śmialiśmy się z oddychania jak parowóz?
- Booth – usłyszałem jej przeciągły krzyk
- Spróbuj właśnie tak jak ten parowóz – popatrzyła na mnie ze wściekłością w oczach
- Nie przegiiiiiiiiiiiiinaj – zaczął się kolejny skurcz wbiła paznokcie w moje dłonie a niech boli jeśli tylko jej to pomaga
- Panie doktorze długo to jeszcze potrwa – zapytałem lekarza
- Teraz już pójdzie jak po maśle
- Cooooo? Po jakim maśle – oho odezwała się jej antropologiczna natura – proszę mi nie wsadzać tam żadnego masła – o mało nie udusiłem się ze śmiechu tak jak zresztą pielęgniarka
- Bones to znaczy, że pójdzie szybko – wytłumaczyłem
- Ty mi już tu nic nie tłuuuuuuuuuuuuumacz aaaaaaaaaaaaa- krzyknęła podparłem jej plecy żeby było wygodniej
- Już widać główkę – odezwał się lekarz – jeszcze ze dwa skurcze i maleństwo będzie z nami
- O matko jeszcze dwa? Ja Cię Booth zabije! Że też zachciało mi się dziecka takiego wielkiego faceta może jakbyś był niższy to dziecko byłoby mniejszeeeeee aaaaaaaaaaa – wiedziałem, że ona teraz nie myśli racjonalnie więc puściłem tę uwagę mimo uszów. Potem już faktycznie wszystko poszło szybko. Jeszcze jeden skurcz i mała istotka z wielkim krzykiem przyszła na świat. Bones opadła na poduszki zmęczona
- Macie państwo córeczkę – powiedział lekarz – śliczną i zdrową – położył nasz skarb na brzuchu mamy – chce pan przeciąć pępowinę? – ze wzruszenia nie mogłem wypowiedzieć słowa pokiwałem tylko twierdząco głową. Pocałowałem moją Bones jeszcze w spocone czoło i przeciąłem pępowinę odtąd nasza kruszynka zaczęła samodzielne życie
- Dziękuję – pocałowałem ją jeszcze raz tym razem w usta…
Pierwszy krzyk własnego dziecka to najcudowniejsza melodia dla uszu matki. Och jaka ona jest słodka. Jestem potwornie zmęczona ale nie na tyle żeby nie poczuć tego pocałunku Bootha. W jego oczach widzę bezgraniczną miłość i ojcowską dumę. Tak teraz już wiem, że chcę spędzić z nim życie! Chcę żeby towarzyszył mnie i naszej córce w każdej chwili. Zabrali moją małą na badania
- Booth idź z nią niech nie będzie sama – powiedziałam
- Dziękuję – odpowiedział po jego policzkach płynęły kolejne łzy – dziękuję Ci za nią – pocałował mnie jeszcze raz i poszedł za maleńką…
Wszedłem do jej sali z maleńką osóbką na rękach. Lekarz pozwolił mi ją ponieść zamiast jechać w wózeczku. Na pojedynczym łóżku siedziała z zamkniętymi oczyma Bones. Jest wykończona porodem. Nie ma się co dziwić sam czuję się jakby ktoś mnie przepuścił przez maszynkę do mięsa. Podszedłem najciszej jak potrafiłem. Córeczka spała w moich ramionach jakby wiedziała, że mamusia musi odpocząć. Nic z tego instynkt macierzyński zadziałał bezbłędnie. Kiedy tylko zbliżyliśmy się do mamusi ona natychmiast podniosła powieki
- Nie chciałem Cię obudzić – wyciągnęła ręce po maleństwo
- Wiem ale ja nie spałam czekałam na Was – powiedziała przytulając córeczkę – ona jest śliczna
- Podobna do mamusi. Ma niebieskie oczka i Twój nosek będzie piękna
- Z tatusia też będzie na pewno coś miała. Ale o tym przekonamy się potem – dodała wpatrzona w kruszynkę
- Wybrałaś dla niej imię?
- Nie. Masz jakieś propozycje? – zapytała mnie chwilę się zastanawiałem ale nie było to trudne ona jest słońcem naszego życia
- Summer – powiedziałem…
Jaka ona śliczna. Już kocham ją nad życie i nie pozwolę jej skrzywdzić w żaden sposób. Summer… tak Booth ma rację to będzie piękne imię
- Niech będzie Summer – zgodziłam się i chyba zaraz zaszokuję go ponownie – Summer Booth – patrzyłam na jego twarz było na niej niedowierzanie, szok i ogromna miłość i już tradycyjnie łzy. Ten facet nie boi się niczego a wzrusza się jak dziecko. Jest taki kochany – wiem, że umawialiśmy się inaczej ale wiem też, że ją kochasz
- Kocham i ją i Ciebie i nic mnie tak nie cieszy jak zmiana naszej umowy – dodał zdecydowanie
- Ja też Cię kocham Booth. I chcę żebyś został z nami na zawsze. Żebyś był ojcem dla małej i partnerem dla mnie
- Będę kochanie. Zawsze będę – mała zakwiliła – oj chyba nasze słoneczko jest głodne – powiedziałam przykładając maleńką do piersi. O tak moje życie w końcu jest pełne…
Jestem cholernym szczęściarzem mam dwie najważniejsze osoby w moim życiu przy sobie. Moją miłość Bones i moją córeczkę Summer. Nie może być nic wspanialszego na świecie. O cholera jeszcze o czymś zapomnieliśmy
- Boenes – była zapatrzona w córeczkę jakby nikogo innego nie było w pokoju. Powinienem być zazdrosny ale wiem, że ta cudna kobieta mnie kocha i właśnie odkrywa uroki macierzyństwa
- Tak? Popatrz jakie ma śliczne rączki i wszystkie paluszki – moja Bones przepadła! Przepadła dla naszej małego słoneczka
- Chyba powinniśmy zawiadomić resztę – powiedziałem delikatnie. Wiem, że mnie kocha ale powiedzenie reszcie to już inna bajka
- Możesz do nich zadzwonić? Muszą ją zobaczyć. Pytałeś kiedy możemy wrócić do domu?
- Lekarz powiedział, że jak nic się nie zmieni to już jutro
- No to będziesz miał trochę roboty. Musisz przygotować dla niej pokój, przenieść swoje rzeczy do mnie – powiedziała to jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Uśmiechnąłem się najszerzej jak umiałem i pocałowałem ją prosto w jej uśmiechnięte usta. Nie odsunęła się a przytrzymała mnie dłużej. Mogłem smakować te słodkie usteczka w nieskończoność – zadzwoń. Może chłopaki Ci pomogą – powiedziała odrywając się ode mnie – A Angela z chęcią kupi wszystko co potrzebne. Już kilka razy się wyrywały z Cam ale ja nie chciałam zapeszać…
- Mam podejrzenia, że oni już nie jedno ubranko mają – powiedziałem wykręcając numer do artystki. Kiedyś podsłuchałem niechcący ich rozmowę. Co kupiły dla dzidziusia a co jeszcze muszą kupić – halo cześć Agnela
- Cześć Booth a co to się stało, że dzwonisz do mnie w sobotni ranek – o matko to już sobota? Nawet nie wiem kiedy ten czas upłynął
- Bones urodziła córeczkę – powiedziałem z dumą
- I ja się dopiero dowiaduję?! Ja was zabiję! Byłeś przynajmniej przy niej czy ta uparta baba była sama
- Byłem cały czas
- Ok. dam znać reszcie i zaraz tam będziemy – rozłączyła się zanim cokolwiek powiedziałem
Popatrzyłam na niego z miłością. Mimo zmęczenia był cholernie szczęśliwy. A uśmiech nie schodził z jego przystojnej twarzy. Chyba robię się senna
- A może tatuś potrzyma na chwilę maleńką? – podałam mu zawiniątko. Wziął je delikatnie w swoje ramiona i kołysał a ja zasnęłam…
Obudziło mnie delikatne pukanie do drzwi. Otworzyłam oczy a pierwsze co zobaczyłam do Bootha stojącego przy oknie i opowiadającego swojej córeczce o świecie
- Proszę – powiedziałam do Sali weszli wszyscy nasi przyjaciele Angela, Cam, Jack i nawet Wendall. Panowie dźwigali torby. Zgodnie z podejrzeniem Bootha wypchane dziecięcymi ubrankami
- Cześć kochana – ucałowali ją po kolei wszyscy a potem zwrócili się do Bootha trzymającego niemowlę. Chyba byli ciut zszokowanie. To moja wina powinnam im była powiedzieć. Zachwycali się nad nią a dumny tata pękał.
- Jak ją nazwałaś? – zapytała Angela
- Nazwaliśmy ją Summer, Summer Booth – powiedziała czym wywołała szok na ich twarzach. Dzieciątko zapłakało. Booth podał mi ją słusznie myśląc, że jest głodna. Chcieli się wycofać – nie przeszkadzacie nam – zostali
Nigdy nie zapomnę ich min kiedy im powiedziała, że Summer to też moja córka.
- Chłopaki wiem, że dzisiaj sobota ale pomożecie mi urządzić pokoik? A dziewczyny będą mogły się oddać szaleństwu zakupowemu.
- Cam słyszałaś? Idziemy na zakupy!
- Co jest potrzebne – zapytała rzeczowo szefowa
- Wszystko czego nie ma w tych torbach – odpowiedziałem
- No nie! Nie macie nic dla dziecka? Oj Cam czeka nas ciężki tydzień
- Nie chcę was martwić ale my wychodzimy już jutro ze szpitala – dziewczyny bardzo szybko pozbierały się i ruszyły na podbój sklepów. Mają zdrowie. Ja bym też chętnie poszedł z nimi ale mam inne zadanie
- Booth – powiedziała miłość moja – czy Wy nie powinniście iść i zrobić w pokoju porządek? Podejrzewam, że one wykupią cały sklep. Chyba miałabym ochotę iść tam z nimi – dodała na co mężczyźni pokiwali z politowaniem głową, oczywiście oprócz mnie bo ja też bym chętnie tam poszedł
No i jestem już w domu. Jesteśmy we troje. Ja mój partner Booth i nasza córuchna Summer. Jesteśmy rodziną. Pokój małej jest prześliczny. Na razie Booth wstawił kołyskę do naszej sypialni. Potem jak będzie większa przeniesiemy ją do tego cuda.
Stoimy nad kołyską naszego małego aniołka. I życie nie może być piękniejsze. Jesteśmy razem na dobre i na złe. Może bez przysięgi ale kto wie co się zdarzy w przyszłości. Najważniejsze, że mamy siebie i się kochamy
- Kocham Cię – powiedziałem przytulając ją do siebie
- A ja kocham Ciebie…
slicznieeee... slodko :) bardzo rodzinnie.. :) ekstra bardzo mi sie podobalo... :) chcialabym zobaczyc to w serialu... oj chcialabym... :) Odlotowe !!! ;))
To moje pierwsze opowiadanie o Demily proszę więc o wyrozumiałość i szczerość:)
Kocham Cię
- Kocham Cię – szepnęła do jego ucha kiedy oddawał jej mikrofon po swoim przemówieniu z okazji zakończenia kręcenia 100 odcinka. Wyrwało jej się całkiem niechcący. Nie to miała powiedzieć. Nie to chciała powiedzieć. Przecież to ona miała być ta co zachowuje dystans, co nie poddaje się emocjom choć to tak bardzo boli. Nie przewidziała też tego, że jej wyznanie usłyszy a raczej ściągnie mikrofon trzymany w ręce. Spostrzegał się w momencie kiedy popatrzyła na niego. Na Davida – przyjaciela, współpracownika i na kogoś jeszcze. Choć wiedziała, że nie ma do tego prawa. Wiedziała przecież, że on jest żonaty a jednak tama puściła. Skrywane przez lata uczucia znalazły ujście w tym jednym wyznaniu „Kocham Cię”. Nie kontrolowała tego była to raczej reakcja na to co powiedział on chwilę wcześniej o niej, o ich współpracy. Mimo tego, że mówił o swojej żonie jako o tej jedynej, pięknej zewnętrznie i wewnętrznie. Była to ewidentna deklaracja. Jednak następne ciepłe słowa o Emily przyćmiły tamte o jego żonie. Już wówczas wiedziała, że powiedziała coś czego nie powinna. Coś co inni nie powinni byli usłyszeć. Ale stało się. Stało się i teraz będzie musiała ponieść tego konsekwencje. A najgorsze, że chyba nie tylko ona.
No bo jak inaczej świat miał to zinterpretować? Tylko w jeden sposób – myślała Emily popijając kolejny kieliszek szampana i błądząc między ekipą i zaproszonymi gośćmi – mogli sobie pomyśleć, że w końcu jego zabiegi o mnie, naprawdę starałam się im oprzeć, w końcu przyniosły zamierzony skutek. 5 lat uśmiechów, przytulania, prób pocałowania poza kadrem filmowy – często przed kamerami, przy okazji wywiadów. W końcu dałam się skusić i w ferworze, w euforii powiedziałam te słowa, które noszę w sercu od 5 lat. Kiedyś jeszcze miałam nadzieję, że może coś się zmieni, że będziemy mieli szansę być razem tak naprawdę nie tylko jako Brennan i Booth. Tylko ja nie chce być tą trzecią. Tą która rozwala rodzinę. To nie dla mnie ale czy serce można przekonać do tego? Czy można je zmusić do kochania kogoś innego? Próbuję. Naprawdę próbuję. Nawet się z kimś umawiam. Ale co z tego kiedy on mnie całuje zamykam oczy a pod powiekami wiedzę kogoś innego? To nie jego zapach i dotyk mnie podnieca. To nie przy nim chcę zasypiać i się budzić. Ale to chyba jedyny sposób żeby zapanować nad tym wszystkim. Zapanować nad szaleństwem które ogarnia mnie w jego towarzystwie. Za późno już teraz na żale. Za późno słowo się rzekło. Teraz, jak znam życie, będziemy się unikać, schodzić sobie z drogi. Pewnie tak będzie lepiej tak zapomnę o tej beznadziejnej nie mającej przyszłości miłości. Może czas pomyśleć o dziecku? Hmm to nie głupia myśl… - wmieszała się w tłum przyjaciół.
Dowcipkowała z Tamarą, z Michaelą. Tak było dla niej najlepiej. Musiała zatrzeć to co powiedziała całkiem niechcący. W końcu to tylko głupi żart a bynajmniej tak mówiła każdemu kto o to zapytał
- A co to za Kocham Cię – zapytała jej przyjaciółka Tamara. Patrząc znacząco na nią. Bo ich wzajemna fascynacja była tzw. Tajemnicą Poliszynela.
- To taki żarcik – śmiała się do nich
- Wiesz, że przez żarty czasami wyjawiamy swoje prawdziwe uczucia. Niby to żarcik ale z podtekstem – dodała Michaela patrząc znacząco na nią
- Oj dajcie spokój przecież mnie znacie. Nie raz śmialiśmy się z tego. Przecież on jest żonaty a ja mam partnera
- Taaa – powiedziała raczej do siebie niż do innych Tamara. Emily oddaliła się od nich szybko nie mogła znieść ich pytającego spojrzenia
Dla niego to był też niemały szok.
Powiedziała „Kocham Cię” wyraźnie to słyszałem. A najgorsze jest to, że usłyszeli to też inni. Wiem można powiedzieć, że powiedziała to w kontekście przyjaźni, żartu. I tak to tłumaczy wszystkim a ja wiem, że to było zbyt poważne żeby było żartem. Skoro żart to dlaczego właśnie teraz po tylu latach a nie już dawno. Od lat jesteśmy współpracownikami, przyjaciółmi zrobilibyśmy dla siebie wszystko. Wszystko poza jednym. Nie możemy być razem. Nie mamy do tego prawa. Może jakbyśmy się spotkali w innym czasie w innych warunkach… ale spotkaliśmy się kiedy ja już miałem żonę i synka. To nic, że ją kocham. Że szaleję za nią i skręca mnie na samą myśl, że ktoś inny poza mną ma do niej prawo. Że ją dotyka, całuję, a może nawet Ida do łóżka… - ta myśl go rozwścieczyła z hukiem odłożył kieliszek z resztką niedopitego szampana. I wyszedł na zewnątrz. Musiał trochę ochłonąć – nie to nie może być prawda. Przecież powiedziała, że mnie kocha. Jak kocha nie poszłaby do łóżka z innym… ale z drugiej strony ja ją kocham a mam żonę no i dzieci też musiały się skądś wziąć. Przecież nie znaleźliśmy ich w kapuście. Nie ona nie jest taka. Jeśli się w coś angażuje to całym sercem. Więc jeśli powiedziała, że mnie kocha to tak jest i nie ma nikogo innego!
Emily wyszła trochę ochłonąć. Ciut za dużo wypiła. Musiała zaczerpnąć powietrza nic innego. Wyszła wprost na niego… Stali chwilę w milczeniu patrząc na siebie. Wzrokiem starali się przekazać sobie to co ustami zakazane. Ciszę przerwał David
- Dlaczego dzisiaj? – zapytał. Mogła udawać, że nie wie o co chodzi ale po co
- Nie wiem. Czułam, że to ten czas – odpowiedziała nie patrząc w jego oczy
- Em…
- Nie kończ. Nie mów czegoś czego nie możesz powiedzieć
- Ale ja chcę – zaoponował – przecież wiesz… - przytknęła mu palec do ust na znak, żeby zamilknął
- Nie mów David. Nie mów bo nie możesz
- Mogę i chcę ja też Cię kocham – powiedział cicho patrząc jej w oczy
- Ale my nie możemy
- Wiem… - westchnął wiedział, że nie powinni nawet o tym rozmawiać to zakazana miłość – ale ja nie mogę znieść tego jak ktoś inny Cię dotyka. Nie mogę patrzeć na tego cherlawego blondasa nie mogę sobie was wyobrazić razem w syp – zamilknął pod jej wzrokiem
- Nie masz prawa tak do mnie mówić – powiedziała siląc się na spokój
- Emily
- Nie masz prawa. Jak możesz powiedzieć mi, że nie mogę się z kimś spotykać jednocześnie mówiąc, że my nie możemy być razem!
- Ty nie wiesz co ja czuje! – zanosiło się na kłótnie
- Ja nie wiem co czujesz?! To ja na ciebie patrzę i na twoją żonę. To ja cierpiałam przez te wszystkie lata kiedy… kiedy… kiedy nawet nie mogłam powiedzieć, że Cię kocham. Nie Ty! Dla ciebie to zawsze było łatwe. Poadorować mnie, poprzytulać, pocałować a potem obrócić wszystko w żart. To nie Ty na to patrzyłeś tylko ja. A mnie odmawiasz bliskości kogoś kto może mnie kochać?
- To nie tak…
- A jak? Jak? – patrzyła na niego ze złością w oczach. Jak on w ogóle śmie mi zabraniać bliskości kogoś innego choć sam sobie nie odmawia.
- Mam żonę i dzieci
- Właśnie a ja jestem sama. Ale koniec z tym David. Ja nie chcę być przez całe życie sama.
- To nie takie proste. Nie każ mi wybierać
- Ja nie chcę żebyś wybierał. Nigdy bym od ciebie tego nie żądała. Ale nie chcę być tą trzecią czekającą na okruchy zainteresowania zasługuję na coś więcej niż Ty możesz mi dać
- Wiem Emily ale ja nie mogę…
- Możesz i będziesz musiał. Bo od dzisiaj jesteśmy tylko kolegami z pracy
- A co z naszą przyjaźnią?
- A czy my możemy być tylko przyjaciółmi? – zapytała. Nastała cisza. Nikt z nich nie śmiał jej przerwać. Stali wpatrując się w siebie. W tym milczeniu żegnając się. Od dziś już nic nie będzie takie samo. Może to wina tych dwóch słów „Kocham Cię”? a może to coś co w końcu musiało się skończyć. Na coś musieli się zdecydować – Żegnaj.
- Em nie odchodź tak…
- Zobaczymy się w poniedziałek na planie – powiedziała odchodząc – ale tam już nic nie będzie takie samo…
;( ja poprostu rycze jak stary bóbr... pieknie wzruszajaco i az brak mi słów pochwały... ukłon w Twoja stronę i naprawdę to było szczere... GENIALNE !!! :)
Indie
- Booth będę z powrotem już za trzy tygodnie – argumentowała dr Temprence Brennan
- Wiesz jak ja nie lubię kiedy jedziesz be ze mnie gdziekolwiek
- Indie to nie koniec świata
- Dla mnie koniec. Wiesz jak trudno się tam dodzwonić?
- Wiem ale nie zmienię zdania. Wiesz jaka to szansa? Znaleźli tam szczątki sprzed prawdopodobnie 4500 lat
- No to mogą je Ci tu przysłać – odparł naburmuszony. Nigdy nie lubił tych jej wypadów na wykopaliska. Wnerwiały go jak nic. Drżał za każdym razem kiedy gdzieś jechała. A teraz jeszcze bardziej. Od 3 miesięcy są nie tylko przyjaciółmi ale kimś więcej. Od kiedy poprosiła go żeby został ojcem jej dziecka wiele się zmieniło. Nie zdecydowała się na sztuczne zapłodnienie. Nie wiedział czyje argumenty do niej przemówiły, nie było ważne. Teraz ich maleństwo, o ile takie będzie ich przeznaczenie, będzie poczęte w sposób naturalny. Starają się o to równe 3 miesiące. A teraz przerwą swoje starania bo ona wyjeżdża
- Przecież wiesz, że to niemożliwe – powiedziała całując jego usta. Wiedziała jak go uciszyć
- Bones nie próbuj na mnie swoich sztuczek – powiedział odrywając się od niej. To był jej sposób wymuszenia na nim zgody – Bones… - nadal był niezadowolony i łatwo nie da się przekonać. Musiała użyć całego swoje wdzięku
- Nie daj się prosić – powiedziała błądząc ustami po jego szyi i zdecydowanie odważniej zabierając się do przekonania swojego ukochanego do tego planu…
Dużo później leżeli wtuleni w siebie i w pełni zaspokojeni.
- Obiecaj mi, że będziesz ostrożna i, że nie będziesz się niepotrzebnie narażać
- Obiecuję. Mam teraz do kogo wracać, Seeley
- Kocham Cię – powiedział jej. W zasadzie powtarzał jej to na każdym kroku. Co prawda nie doczekał się od niej podobnej deklaracji przynajmniej na razie, ale fakt, że zgodziła się na ich związek oparty na przyjaźni i w wzajemnej fascynacji trwa i ma duże szanse na powodzenie dowodzi, że ona choć tego głośno nie powiedziała, go kocha. No bo przecież chce mieć z nim dziecko. A to musi coś znaczyć. No i te ich noce… Gładził jej piękne ciało – a jeśli ono tam już jest – powiedział wskazując na jej brzuch – ten wyjazd może mu zaszkodzić – chwycił się tego argumentu
- Booth nie dawno skończyła mi się miesiączka. Więc musimy jeszcze zaczekać na naszego szkraba. Weźmiemy się do roboty zaraz po moim powrocie ok.? – westchnął głęboko wiedział, że jak ona się na coś uprze to nie ma na nią mocnych.
- Chyba nie mam innego wyjścia jak się zgodzić prawda? – pokiwała głową – tylko proszę Cię uważaj na siebie
- Będę na pewno – powiedziała – zawieziesz mnie na lotnisko?
- Pewnie a kiedy wracasz? – podała mu datę i godzinę powrotu. Jej podróż była starannie zaplanowana z Indii nie było możliwości kontaktu. Zwłaszcza na tym terenie na który ona się wybiera. Więc musiała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik
- Mam dla Ciebie pewną propozycję
- Słucham – wyciągnęła klucze od swojego mieszkania. Długo się nad tym zastanawiała. Ale w końcu podjęła decyzję. On ją kocha więc to chyba słuszne założenie, że będzie chciał się do niej wprowadzić. A bynajmniej ma taką nadzieję. Podała mu klucze – nie martw się zaopiekuję się Twoim mieszkankiem
- Nie wątpię – uśmiechnęła się. Zastanawiała się jeszcze ale zanim zmieniła zdanie powiedziała – jeśli chcesz to jak mnie nie będzie wprowadź się do mnie – patrzyła na jego twarz którą rozjaśniał coraz szerszy uśmiech. Ścisnął klucze jakby bał się, że ona zmieni zdanie a Bones dla jasności dodała – na stałe – nie był w stanie nic powiedzieć wzruszenie ściskało go za gardło. I już miał pewność, że choć tego nie powiedziała to go kocha. Podszedł do niej i mocno ją przytulił do siebie
- Dziękuję kochanie, dziękuję. I z największą przyjemnością zamieszkam razem z Tobą – na tym musieli zakończyć swoją konwersację. Musieli się zbierać na lotnisko jeśli chcieli zdążyć. A tam jeszcze małe pożegnanie… uścisk dłoni… ostatni pocałunek i jeszcze jedno Kocham Cię ze strony Bootha i Bones zniknęła w samolocie. Miało jej nie być trzy długie tygodnie. Stał na zewnątrz patrząc jak jej samolot unosi się w górę i próbował przekonać sam siebie, że to tylko marne trzy tygodnie słabo mu to wyszło. Wiedział, że będzie tęsknił w każdej minucie z tych trzech tygodni czyli 21 dni, czyli 504 godzin a w sumie to aż 30240 minut. To będzie ciężki czas…
Przez weekend, który się akurat zaczynał przeniósł swoje rzeczy do jej mieszkania. Pozwolił mu na to. No i oczywiście nie zapomniał też o jego nieodłącznym meblu, którego Bones nie posiadała, telewizor. Choć tak Popradzie przydałby mu się nowy. Ale póki co na taki jaki mu się marzy go nie stać. Musi poczekać. W poniedziałek wrócił do pracy. Na czas nieobecności Bones miał pracować z Camille. Była jego przyjaciółką więc to nie był problem. Choć pn zdecydowanie wolał pracę z Bones. No właśnie o ich relacjach chyba też nikt nie wie. A jeśli nawet to głośno nie mówią. Wszedł do instytutu i skierował swoje kroki na platformę
- Cześć wszystkim. Co mamy? – zapytał zgromadzonych
- Cześć – odpowiedział mu chórek złożony z zezulców: Cam, Angeli, Hodginsa i Wendalla – nic nowego. Dopiero zaczęliśmy
- Ale już 10 – zaoponował – no tak wy zaczynacie o 9 a nie jak Bones o 7. Przepraszam
- Mówi się trudno. A jak ona poleciała? – zapytała Angela
- Tak. Powinna być już na miejscu – powiedział lekko smutny co reszta przyjęła ze zrozumieniem
- Zobaczysz trzy tygodnie szybko miną – pocieszał go Jack
- Taaa – odpowiedział z powątpiewaniem – ma ktoś ochotę na lunch? – powiedział nie miał ochoty na samotny posiłek. Przyglądali mu się z małym uśmieszkiem na twarzy
- Ja z Tobą pójdę – Cam poszła się przebrać. Chwilę później siedzieli już w knajpce z filiżanką kawy w ręce
- Dzwoniłam do Ciebie na domowy wczoraj bo komórkę miałeś wyłączoną. Ale się nie dodzwoniłam
- Nie było mnie
- Zauważyłam – uśmiechnęła się znacząco – miałam ochotę wieczorem na drinka
- Rozładowała mi się komórka a nie zabrałem ze sobą ładowarki. Rano dopiero wpadłem do domu po nią – popatrzyła pytająco na niego nic nie rozumiała
- Rano?
- Nie mieszkam już w swoim mieszkaniu – powiedział
- A gdzie jeśli można widzieć – próbowała sobie przypomnieć czy mówił coś o jakieś dziewczynie ostatnio. Co prawda w ostatnim czasie odrzucał wszelkie zaproszenia na drinka ale nie powiedział dlaczego. Myślała, że wychodzi po prostu z dr Brannan
- I tak się w końcu dowiecie. Przeprowadziłem się w sobotę do Bones – Cam o mało się nie zakrztusiła
- Chcesz powiedzieć, że Ty i Ona…
- Tak
- Od kiedy? I dlaczego ja nic nie wiem?
- Od trzech miesięcy. I nie wie nikt, no teraz Ty
- Musze powiedzieć, że jestem w szoku. Ale się cieszę ze względu na Was oboje zasługujecie na szczęście
- Dzięki Cam
Trzy tygodnie minęły dość szybko. Mieli w między czasie parę spraw z którymi się uporali. Cam nie podzieliła się rewelacją z Angelą tak było lepiej. Ona powinna się dowiedzieć od Brennan.
W dniu przylotu samolotu Bones z Indii do biura Bootha wpadł zdyszany Charli
- Agencie Booth czy pan przypadkiem nie mówił, że dr Brennan dzisiaj wraca?
- Tak, wieczorem jadę ją odebrać na lotnisko – młodszy agent nic nie powiedział tylko włączył telewizor. A w nim:
- Samolot lecący z Indii do Waszyngtonu rozbił się dziś rano. Z relacji świadków wynika, że pilot stracił panowanie nad maszyną i uderzył…
- Co jest do cholery – powiedział zdenerwowany Booth
- … po zderzeniu z ziemią samolot stanął w płomieniach. Nikt nie przeżył tej katastrofy. Nr lotu to… - Booth szukał karteczki na której Bones mu zapisała numer lotu. Robił się strasznie nerwowy. Znalazł. Spojrzał na nią
- Nieeeee -….
Cudo!!!! Mam nadzieje że kwestia będzie:
- Nieeee- prawie wszystkie numery były identyczne, ale rzucił jeszcze
okiem na ostatnią cyfrę- Ufff... To nie ona !!
Po raz pierwszy cieszył się z okazji śmierci tylu ludzi...
Albo...
Bren została dłużej lub wróciła szybciej.
Oby!!!!!!
2.
- Nieeee – wydał z siebie okrzyk przerażenia – to nie możliwe! To nie może być prawda
- Agencie Booth niech się pan uspokoi – próbował Chali
- Ja mam się uspokoić? – wrzeszczał jak opętany. Zleciało się pół biura Charli po cichu tłumaczył sytuacje. Wszyscy byli w szoku. Nie jeden z nich patrzył z maślanymi oczkami na dr Brennan ale każdy z nich wiedział, że to teren zakazany. Booth chodził po całym gabinecie i uderzał we wszystko co mu stanęło na drodze. Nie patrzył czy to była ściana czy biurko.
- Spróbuję się dowiedzieć czy jest coś bliżej znanego o ofiarach i czy ona był na pokładzie samolotu – powiedział Cullen. Wiedział, że na niego nie ma co teraz liczyć.
- Angela – do gabinetu artystki wbiegła Cam – załącz telewizor – obie z przerażeniem patrzyły na ekran w pomieszczeniu zebrała się większa grupka.
- Ona miała dzisiaj wracać. Znasz numer jej lotu – zapytał Jack
- Nie, Booth ja odwoził i miał odebrać. On zna wszystkie szczegóły – odpowiedziała artystka
- Dzwonię do niego – za telefon chwyciła Cam. Trzęsącymi się rękoma wykręciła nr do biura. Rozmawiała chwilę przez telefon a po jej twarzy spływały łzy – dziękuję – rozłączyła się wszyscy wpatrywali się w napięciu w szefową – nie rozmawiałam z Boothem. Podobno prawie oszalał. Miała być na pokładzie tego samolotu. Nie miał z nią jednak kontaktu tak jak my i nie wie czy tam była. Ale miała nim wracać do stanów – zaległa cisza wśród zebranych. Niektórym polały się łezki. Nie wiedzieli jak się zachować co zrobić
- Jak możemy pomóc? – zapytał Wendall
- Cullen stara się czegoś dowiedzieć. Ale nic nie możemy w tej chwili zrobić. Nie mamy na to wpływu niestety
- Jedźmy tam – powiedziała szybko Angela – jedźmy do Bootha on nas teraz potrzebuje
- To Ty wiesz?
- Że ją kocha? Chyba wszyscy o tym wiedzą – odpowiedziała niczego nieświadoma
- Ok. jedźmy – jechali w milczeniu. Angela zastanawiała się nad słowami szefowej. Co ona chciała przez to powiedzieć
- Cam co miałabym wiedzieć? – nie dawało jej to spokoju
- To już teraz nie ma znaczenia
- Co się dzieje? – naciskała
- Byli razem – powiedziała szefowa – od trzech miesięcy. Booth wprowadził się do niej po jej wyjeździe
- O Boże – tylko tyle byli w stanie powiedzieć. Nikt z nich nie był sobie w stanie wyobrazić przez co on teraz przechodzi. Weszli do jego biura. Nadal chodził od ściany do ściany Cam podeszła do Niego
- Booth – odwrócił się do niej
- Ona tam była – powiedział z rozpaczą w głosie – ona tam była miałem zaraz po nią jechać. Mieliśmy zjeść kolację już ją przygotowałem i chcieliśmy zająć się naszym berbeciem – mówił prawie szeptem jednak wszyscy słyszeli Cam położyła rękę na jego ramieniu
- Może nie wsiadła do tego samolotu
- Wsiadła. Obiecała, że nie zostanie ani dnia dłużej. Wróci do mnie i już więcej… - nie wytrzymał tylko po prostu się rozpłakał. Wyszedł, nie chciał żeby ktoś widział go w tym stanie. Zostawili go rozumiejąc, że chce być teraz sam. Do pomieszczenia wszedł szef
- Wiadomo coś?
- Na razie tylko tyle, że nikt nie przeżył. Nie mieli szans. W tej chwili wydobywają ciała z wraku
- Może moglibyśmy jakoś pomóc?
- Zaproponowałem już. Powiedzieli, że jeżeli zajdzie taka potrzeba to was wezwą.
- Mam tylko nadzieję, że nie… - nikomu nie chciało to przejść przez gardło nikomu. Booth pojechał do mieszkania. Tam wszystko przypominało ją. Włączył telefon do ładowania żeby przypadkiem się nie rozładował a ona chciałaby się do niego dodzwonić. Nie powiedział nikomu, że wychodzi. Usłyszał wystarczająco… nie miał ochoty na płacz w obecności innych
cztery dni później zidentyfikowali wszystkie ciała. Niektóre na podstawie badań DNA, inne po dokumentach które mieli przy sobie. Jeśli była taka możliwość identyfikowali również poszczególne osoby bliskie ofiarom. Dr Temprence Brennan została zidentyfikowana na podstawie dokumentów i torby którą miała jako bagaż podręczny. Zginęła.
- Mogłem nie pozwolić jej tam jechać – odezwał się do Jacka przyjaciele cały czas byli przy nim. Ktoś zawsze został na noc, ktoś inny przez dzień. Bali się o niego. Nie wiadomo było co może mu strzelić do głowy z rozpaczy. A w takiej ewidentnie był
- Wiesz, że ją nic nie było w stanie zatrzymać
- Ale…
- Booth nie dałbyś rady. Nikt by nie dał
- Nie zmienia to faktu, że czuje się odpowiedzialny. Obiecałem ją zawsze chronić
- Nie ma w tym Twojej winy – każda próba przekonania go do tej teorii kończyła się fiaskiem. Minął już ponad tydzień od katastrofy. W poniedziałek ma być jej pogrzeb.
- Wiesz jak to wszystko się zaczęło? – Jack pokiwał przecząco głową – poszliśmy na kolację. Na prawdziwą randkę… - Booth uśmiechnął się do wspomnień…
- Bones dasz się zaprosić na kolację? – zapytał
- Pewnie, przecież prawie codziennie ją jemy – odparła z uśmiechem
- Ale tym razem na taką do eleganckiej restauracji – wstrzymał oddech w oczekiwaniu na odpowiedź
- Zapraszasz mnie na randkę – zapytała patrząc z uśmiechem w Jego oczy
- Tak – odpowiedział krótko
- Zgoda. Ale muszę się przebrać
- Wylądowaliśmy w małej włoskiej knajpce. Było cudownie. No wiesz mały stoli dla dwojga, świece, w tle delikatna muzyka. Oboje ubrani elegancko. Uśmiechy, uściski dłoni – wspominał rozmarzony a po jego policzku spływała łza
- Bones… - nie wiedział jak zacząć
- Booth nie musisz nic mówić. Wiem co chcesz powiedzieć – odparła
- Kocham Cię – odważyłem się – kocham od bardzo dawna
- Ja to wiem Booth. Ale ja…
- Pozwól mi się kochać tylko tyle chcę
- Chcę spróbować. I chcę żeby nam wyszło…
- Tak zaczęliśmy się spotykać to było ponad 4 miesiące temu. Bones nie chciała czekać. Chciała od razu mieć dziecko. Moje dziecko. Wierzysz, że ta wspaniała kobieta wybrała mnie na ojca swojego berbecia? Nie udało się od razu. A teraz już pewnie się nie uda…
W poniedziałek był piękny słoneczny dzień. Na cmentarzu zebrał się spory tłumek znajomych, przyjaciół. Rodzina Temprence. Byli wszyscy którym choć trochę na niej zależało. Booth był tego dnia spokojny. Podejrzanie spokojny. Stał i z zastygłą w bólu twarzą wpatrywał się w trumnę. To było ponad jego siły. Ale nie chciał też płakać nie chciał robić scen przy wszystkich. A tym bardziej, że pojawiła się też telewizja. Nie ma się czemu dziwić była sławną pisarką. Poza tym ona… ona była jego miłością, jego sercem. Umierając zabrała to serce ze sobą. Grupa agentów FBI uhonorowała ją salwą honorową. Z każdym jednym strzałem jego ciałem wstrząsał dreszcz – Kochanie dlaczego? – szeptały bezgłośnie jego usta…
- Cholera spóźniłam się…
Nie pamiętasz, miałaś ją uratować <psychpatyczny uśmiech i nóż w ręce>. Dowiem się gdzie mieszkasz. Chyba że..
Okarze się że ją porwali ale żyje. Sprobój ją zabić na prawdę. W takich sytuacjach nie mam skrupułów <upiorny
śmiech>
Nie stresuj autorki, bo jej wena ucieknie xD A ja na ten przykład chętnie przeczytałabym coś z takim scenariuszem ;p
Póki co, czekam z niecierpliwością na rozwiązanie zagadki, któ to taki się spóźnił^^
A ficka z Demily to już był koniec czy jeszcze coś wrzucisz?