Moje wypociny. Wszystkim czytającym życzę chwil relaksu z moją "twórczością"
XXXII.
- Ja naprawdę chciałem Ci powiedzieć – podszedł do niej z jedną małą stokrotką
- Jakoś średnio się starałeś – była na niego tylko pozornie zła. Spodobał się jej ten ranek z dzieciakami. Te stworzonka są tak ciekawe świata i tak bardzo chłoną wiedzę, że to była sama przyjemność ale On nie musi o tym wiedzieć. Bynajmniej na razie – to było bardzo nieładne z Waszej strony
- Skąd wiesz, że z naszej?
- Oj proszę Cię widziałam Jego skruszoną minkę przez całą lekcję
- Chciałaś powiedzieć przez trzy lekcje? – popatrzyła na zegarek. Nawet nie wiedziała, że to aż tyle zajęło – i jak było? – szli w stronę samochodu
- Było – naprawdę starała się udawać złą. Uwielbiała patrzeć na jego skruszoną twarz i te maślane przepraszające oczka ale średnio jej to wychodziło – wspaniale – uśmiechnęła się radośnie – to było naprawdę bardzo pouczające
- Podobało Ci się? – był trochę zdziwiony ale tylko ciut. Wiedział, że doskonale daje sobie radę z Parkerem ale z 20 takimi potworkami to inna sprawa
- Zadziwiające prawda? Ale naprawdę mi się to podobało. One są takie ciekawe świata. Szkoda, że nie miałam czasu się przygotować. Angela by mi pomogła może jakieś symulacje albo coś. Byłoby to o wiele ciekawsze. I wiesz, że nie wiedziałam, że do naszego instytutu są takie kolejki wycieczek?
- Mówiła właśnie że dopiero na następny rok. Dlatego zaproponowałem jej…
- Mogłeś powiedzieć
- Następnym razem powiem.
- Mam nadzieję. Obiecałam, że sprawdzę czy jest możliwość jeszcze przed końcem roku szkolnego. Podjedziemy do instytutu?
- Pewnie ale mieliśmy też dzisiaj gdzieś zadzwonić
- Tak – wyjęła telefon
- Już dzwoniłem – patrzyła na niego zdziwiona – nie chciałem żebyś się rozmyśliła. Przepraszam ale…
- Nie gniewam się. I nie rozmyślę się – uścisnęła Jego rękę – i na kiedy się umówiłeś?
- W zasadzie za pół godziny. Miał wolną godzinę bo ktoś odwołał wizytę
- No to jedźmy – ruszyli w stronę kliniki. 15 minut później byli już na miejscu.
- Więc zdecydowała się Pani na szybką operację?
- Tak. Nie chcemy czekać. Niepewność jest bardzo irytująca i źle na nas wpływa
- Rozumiem. Niewątpliwie ma Pani rację. Więc teraz zrobimy badanie krwi kompleksowe. Jutro z rana przyjdzie pani do nas na jeszcze parę innych badań. Powinna być pani na czczo. Zrobimy też EKG, EEG, testy wysiłkowe
- Można wiedzieć po co to? – Booth był ciekawy
- To jest potrzebne do ustalenia ogólnego stanu organizmu. Wyniki będą dopiero w piątek i wówczas podejmiemy decyzję kiedy będzie operacja. Myślę, że najdalej w poniedziałek. Czy coś się zmieniło od ostatniej wizyty jakieś nowe objawy? – Brennan myślała chwilę
- Nie, raczej nie. Chociaż miałam dzisiaj w nocy torsje – lekarz zapisał coś w karcie
- W takim razie zapraszam do gabinetu zabiegowego na badania. I widzimy się jutro rano. Proszę nie zapomnieć być na czczo
- Dziękuję – wyszli. Pobieranie krwi poszło szybko i bezboleśnie
- To gdzie teraz?
- Podrzuć mnie do instytutu i możesz jechać po Parkera
- Ok. – zostawił ją przy wejściu a sam pojechał po syna. Bones weszła do gabinetu artystki. Ta właśnie odbywała popołudniową sjestę
- Brennan wejdź – podniosła się
- Nie chciałam przeszkadzać
- Nie przeszkadzasz. Jak tam pożycie małżeńskie?
- Świetnie. Ale mój mąż ma już kilka grzeszków na sumieniu
- Co narobił – Angela była oburzona jak ktoś śmiał coś zrobić jej przyjaciółce. Brennan opowiedziała dzisiejszy poranek – a jak było?
- Dobrze nawet bardzo dobrze. Słuchaj mam prośbę chciałabym je tutaj przyprowadzić w tym tygodniu. Pokazałabyś im parę sztuczek?
- Sztuczek? Od kiedy Ty na dowody mówisz sztuczki?
- To wpływ mojego męża – artystka zaśmiała się donośnie
- A pro po Twojego męża. Kochana wiem, że nie powinnam się wtrącać ale myślę, że choćby ze względu na Niego powinnaś rozważyć wcześniejszą operację. On bardzo się tym gryzie
- Angela człowiek nie może się sam gryźć
- Wiem, że z antropologicznego punktu widzenia jest to niemożliwe ale mnie chodziło, że jest mu z tym źle i ciężko
- Wiem, mnie też. Byliśmy dzisiaj u lekarza. Robię wszystkie potrzebne badania i najdalej w poniedziałek będzie operacja – w oczach Angeli zakręciły się łzy
- Bardzo mnie to cieszy. Zasługujecie na wszystko co najlepsze
- Nie zmienia to tego, że bardzo się boję. Statystyki mnie przerażają. Wiesz, że mogę stracić wzrok?
- Wiem, Cam nam tłumaczyła. Nie chcieliśmy od Ciebie wyciągać szczegółów bo bez tego musi być to strasznie trudne.
- Masz rację. To co z tymi sztuczkami – zapytała jakby chciała oddalić te złe myśli
- Jak załatwisz to nie ma sprawy. Ale w ogóle wiesz, że tutaj nie ma wstępu?
- Wiem ale…
- Tak, tak dla ciebie zrobią o co poprosisz – zaśmiały się. Brennan poszła do dyrekcji a w chwilę później do gabinetu artystki weszła Cam
- Wydawało mi się, że słyszałam Brennan
- Była tutaj. I zaraz pewnie przyjdzie. Poszła załatwić klasie Parkera wycieczkę po naszym laboratorium
- O nie! Tylko nie to!
- Czy Ty masz coś przeciw?
- Wiesz co oznacza tutaj 20 albo więcej dzieci? Kompletny chaos
- Przecież to tylko dzieci. Małe stworzonka słodkie jak cukierek
- Zapomniałam, że Ty jesteś w ciąży. Ok. ale mam nadzieję, że nie będę się musiała nimi zajmować.
- Słuchaj Brennan poświęciła cały ranek na spotkanie z nimi. Nie przyprowadziłaby ich tutaj jakby się do tego nie nadawali
- Pewnie masz rację ale i tak mnie to przeraża – w drzwiach pojawił się Booth
- A gdzie zgubiłeś syna?
- Poszedł do Maxa. A gdzie Bones?
- Załatwi wycieczkę klasie Parkera
- Więc już wiecie – wyszczerzył zęby w uśmiechu
- Wiemy. Powiedziała mi też o operacji
- To dobrze
- Kiedy będzie? – Cam była żywo zainteresowana
- Najdalej w poniedziałek. Teraz robi wszystkie badania.
- No i dobrze – poparły obie ten pomysł dołączyli do nich jeszcze Hodgins, Wendall i Clrak który zaczął się żywo interesować życiem prywatnym swoich współpracowników. Co było dość dużym zaskoczeniem. Przecież stronił od tego przez wiele lat. Powiedzieli im o postanowieniu dr Brennan i planowanej wycieczce po laboratorium. I chwilę później wróciła Bones
- I jak?
- Powiedzieli, że jak sama się nimi zajmę to mogę ich przyprowadzić
- I oczywiście się zajmiesz? – Cam musiała się upewnić
- Oczywiście. To inteligentne dzieci – uśmiech nie schodził z twarzy agenta
- Max przywiezie Parkera do nas później zaprosiłam Go na kolację
- Mnie On nie przeszkadza.
- A jak tam szczęśliwe pożycie małżeńskie?
- Świetnie – odparli zgodnie
- Jacy Oni są zgodni – Cam była zachwycona bardzo się cieszyli wszyscy z ich szczęścia.
- To co jedziemy?
- Nie zostaniecie dłużej? – Hodgins był zawiedziony miał ochotę posłuchać jakiejś kłótni w ich wykonaniu to zawsze było ciekawe wydarzenie. A jak nie kłótni to przynajmniej kreatywnej wymiany zdań
- Mamy co innego do roboty – odprowadzał ich śmiech przyjaciół
XXXIII.
- Więc o której Max przyprowadzi Parkera?
- Obiecał, że o 18 będą już u Nas
- Więc mamy trochę czasu dla siebie? – oboje chcieli maksymalnie wykorzystać czas który mają dla siebie. Oboje byli niepewni jutra. A każda chwilą z ukochaną osoba dawała siłę na przychodzące dni. Kiedy punktualnie o 18 do domu weszli Max z Parkerem oni byli pogrążeni w głębokim śnie.
- Dziadek a mama i tata śpią – powiedział szeptem do Maxa na co tamten uśmiechnął się. Wykorzystali należycie dany im czas
- Pewni byli śpiący
- W nocy się obudziłem i Oni nie spali tylko gadali. A potem też ze mną gadali i rano nie mogłem wstać do szkoły
- No to pewnie dlatego
- W domu wcale nie jest zimno a tata spał bez koszulki i Bones też – nadal czasami mówił o niej mama a czasem Bones. Nikt jednak się z tej okazji nie gniewał.
- Pewnie było im za ciepło. Wiesz, że jak dwoje ludzi się do siebie przytuli to jest wówczas bardzo ciepło. To najdawniejsza metoda ogrzewania zmarzniętych osób. Stosowano ją już w starożytności – to był przekonujący argument – to co zrobimy im niespodziankę i przygotujemy jakąś kolację?
- Ale ja nie wiele umiem tosty
- U mnie też nie najlepiej z kuchnią ale jakoś damy radę – zabrali się z zapałem do przygotowania posiłku.
- Dziadku ale mama się wścieknie jak zobaczy ten porządek
- Chyba chciałeś powiedzieć bałagan. Co wyście tu narobili – w drzwiach stała wspomniana mama
- Booth – obudziła się pierwsza i teraz próbowała dobudzić też męża
- Tak kochanie? – zapytał przez sen
- Z kuchni dochodzą jakiś podejrzane zapachy – pociągnął nosem pachniało jakby spalenizną. Podniósł głowę i popatrzył na zegarek
- O cholera goście
- I do tego robi nam kolację. A tata nie umie gotować – ubrała się szybko – myślisz, że Parker tu zajrzał?
- A jeśli nawet to musi się przyzwyczaić do widoku rodziców razem
- Ale chyba nie w takich strojach
- Dobrze, że nas przykryłem – przyciągnął ją do siebie – chyba powinniśmy przestać – westchnął – nie ma szans na to, żeby oni nagle się ulotnili
- Booth przecież wiesz, że to nie możliwe. Człowiek nie jest…
- Tak wiem, wiem. Chodzi o to, żeby gdzieś poszli
- Raczej nie w końcu zaprosiłam go na kolację. Idę do kuchni bo to co raz bardziej śmierdzi – weszła do kuchni…
- O wstaliście robimy kolację – Brennan podeszła do pieca i ściągnęła patelnie
- Chyba palicie kolację – otworzyła okno żeby pozbyć się zapachu spalenizny
- Masz synu wdzięczność za francuskie grzanki – zwrócił się do przyszywanego wnuka
- Parker nie ucz się gotowania od Maxa. Pewnie zapomniał, że do tych grzanek dodaje się trochę mleka nie samo jajko. Moja mama nigdy nie mogła go tego nauczyć – od dawna nie wspominała matki. Po jej twarzy przemknął cień smutku a do kuchni wszedł agent.
- O matko a cóż tu się działo? – był w szoku
- Chcieliśmy z dziadkiem przygotować dla Was kolację
- Francuskie grzanki – dodał dziadek
- Tyle, że tata nie radzi sobie w kuchni tak jak w laboratorium – powiedziała Bones
- A ja miałem ochotę na te grzanki
- O ile nie zużyli całego chleba to wam je zrobię – 20 minut później jedli pyszne grzanki
- Nie jadłem takich dobrych odkąd mama... – przerwał wiedząc, że popełnił gafę
- Mama umiała gotować – powiedziała z lekkim smutkiem
- Tak Christine była w tym najlepsza z nas wszystkich
- Jaka była babcia? – traktował rodziców Brennan jak swoich dziadków
- Wspaniała Tempe jest do niej bardzo podobna. Inteligencje i urodę odziedziczyła po niej
- Dzięki tato – reszta kolacji upłynęła na dyskusji na temat czwartkowej wycieczki Parkera klasy do instytutu
- A zrobisz tą sztuczkę z colą?
- To nie sztuczka tylko zaburzenie powierzchni czyli reakcja chemiczna
- Jak zwał tak zwał a zrobisz?
- Zrobię – Max pożegnał się z nimi po 20. chcieli jeszcze porozmawiać z małym o jej operacji. Posprzątali i zagonili go do łóżka
-Parker chcieliśmy jeszcze z Tobą o czymś porozmawiać
- Zabrzmiało poważnie
- To jest poważne. Ja muszę iść do szpitala na jakiś czas – postanowili z nim szczerze porozmawiać. Oczywiście na tyle na ile mogli
- Jesteś chora
- Tak. Mam guza w mózgu
- Ale da się to wyleczyć –przestraszył się. Widać było to w jego małych ślicznych brązowych oczkach
- Tak, synu to się da wyleczyć ale potrzebna jest operacja. Dlatego mama musi iść do szpitala i spędzić tam jakiś czas
- Ale potem będzie już dobrze? – i jak powiedzieć małemu chłopcu, że może być źle?
- Może nie do końca ale...
- Będzie wszystko dobrze zobaczycie – Booth przerwał jej odpowiedź tyle, że jego syn jak na 9 latka był wyjątkowo spostrzegawczy i inteligentny
-A co może być źle?
- Może być tak, że po operacji mogę nie widzieć
- Tzn. że możesz być niewidoma?
- Tak Parker –to był optymistyczny scenariusz ale nie chcieli się wdawać w takie szczegóły. Chłopiec myślał chwilę
- To nic. Damy sobie radę prawda tato? – był dumny ze swojego chłopca
-Jasne synku
- Widziałem program w telewizji o niewidomych. Mają swojego psa co za nich widzi. A jak mają jeszcze bliskich co się nimi zajmą to wszystko będzie dobrze. Mają nawet swoje pismo. Takie kropeczki zamiast liter. Nauczymy się tego – przytuliła tego małego chłopca i ucałowała
- Pewnie, że tak. A teraz do spania bo jutro znowu będzie problem ze wstaniem. Mały ułożył się wygodnie i zasnął. Wyszli z Jego pokoju i poszli do siebie
Rankiem zanim Parker wstał Bones pojechała na badania. Nie mogła nic jeść ani pić. Agent bardzo chciał z nią pojechać ale ktoś musiał wyprawić Parkera do szkoły
- Gdzie mama?
- Pojechała na badania
- Ale wróci?
- Tak zaraz powinna być. Potem zawiezie Cię do szkoły bo chce porozmawiać na temat wycieczki. A jak nie zdąży to ja Cię zawiozę a potem Bones wpadnie do szkoły
- Super będzie wycieczka. Tato a Ty też będziesz?
- Jasne, że będzie – odpowiedziała za Niego – ktoś musi was pilnować
- O nie, nie namówicie mnie do tego
- O tak namówimy. Przypominam, że to był Twój pomysł. Gotowy? – w szkole Bones umówiła się z wychowawczynią, że będą na nich czekać przed instytutem i wróciła do domu na śniadanie...
Ale ta scenka ze skruszonym agencie na żywo na pewno wyglądałaby ekstra ;) xD Dobrze, że Parker wie... Ciekawa jestem, jak się to dalej potoczy... Czekam na kolejne części ;)
XXXIV.
- I co ja tutaj robię?
- Przecież lubisz dzieci – dokuczała mu. Uwielbiał swojego syna ale na myśl o 20 takich rozbrykanych szkrabach napawała go lękiem – masz pistolet? Dzieciaki lubią takie zabawki
- Kochanie oni mają dopiero po 9 lat! Ale za to pokażemy im ten karabinek z którego zastrzelili prezydenta
- Chciałeś powiedzieć replikę tego karabinu
- Dobrze niech będzie replika – musieli przerwać swoją dyskusję bo pod wejście podjechał autobus z dziećmi – czas się zająć potworkami
- Ale to są normalnie dzieci. Nie mają w sobie nic z potwora
- Wiem, wiem Bones, kochanie to takie pieszczotliwe określenie dzieci
- Zupełnie bez sensu – przed instytut wyszli też Cam, Angela, Clark, Wendall i nawet Hodgins
- No proszę co za komitet. Wy też daliście się namówić na ta wycieczkę?
- Agencie Booth masz przekonującą żonę – Clark który nadal się uczył „prywatności” w miejscu pracy nie potrafił się do niego jeszcze zwracać jak wszyscy „Booth”
- Coś wiem na ten temat – mruknął
- Jakoś nie słyszałam, żebyś się skarżył – o to już zanosiło się na kłótnię ukróciła ją Cam
- Dość te dzieci nie muszą słyszeć Waszej dyskusji – wychowawczyni podeszła do nich z całą gromadką
- Dzień dobry – powiedziały chórem
- Witajcie. Mnie już znacie przedstawię wam resztę – po kolei wymieniała nazwiska na końcu kiedy wymieniła agenta ten sugestywnie odchylił marynarkę pokazując swoją odznakę i pistolet i zaległa cisza przerwana przez Parkera
- Tato nie rób obciachu – ekipa omal się nie udławiła ze śmiechu ale nie odważyli się okazać tego głośno. Jakby nie było nadal miał broń.
- Oczywiście nie musicie się bać agenta na razie jest na urlopie i nie może użyć swojego pistoletu. Prawda? – popatrzyła na niego sugestywnie
- Bones ma rację – uśmiechnął się do maluchów
- Kości? Gdzie? – padło pytanie z gromadki
- Nigdzie – odpowiedział cały czerwony Parker – tata tak mówi do mamy bo bada kości. To taki żart – posłał ojcu wściekłe spojrzenie. Potem wszyscy udali się na zwiedzanie. Okazało się, że zezulce całkiem dobrze przygotowały się do wizyty dzieciaków. Każdy z nich miał coś do powiedzenia, do pokazania. Nawet dzieci same mogły co nieco zrobić. To była dla nich świetna zabawa i o dziwo były całkiem grzeczne. No może nie wszystkie były dwa takie urwisy dziewczynka o imieniu Jessica i jej przyjaciel i towarzysz zabaw nie kto inny jak Parker. Z tej prostej przyczyny, że Parker znał dość dobrze cały instytut a Jessicę nudziły rzeczy których nie rozumiała. Była dzieckiem specjalnej troski miała lekki zespół Downa. A Parker to cały ojciec i uwielbiał się nią zajmować.
- Mamo – pociągnął ją za rękaw. Angela właśnie pokazywała dzieciom czym Ona się zajmuje. Na czaszce, oczywiście sztucznej, robiła komputerową rekonstrukcję twarzy. Co maluchom strasznie się podobało
- Tak? Coś się stało?
- Jessica musi do ubikacji
- Powiedz Pani
- Ale Ona chce żebyś Ty ją zabrała – westchnęła nie wiedziała jak się zajmować taką dziewczynką ale nie chciała sprawić jej przykrości. Podeszła do wychowawczyni
- Ja z Nią pójdę – wyciągnęła rękę ale tamta chwyciła za rękę Bones – ok. zrozumiałam.
- Jak mam ją traktować? Nie miałam jeszcze do czynienia z dziećmi z upośledzeniem.
- Normalnie jak inne dzieci. Jak coś jej nie spasuje gwarantuję, że sama powie. Jest dobrze wychowywana i całkiem samodzielna. Czasami tylko nie rozumie wszystkiego i dlatego się nudzi a co za tym idzie rozrabia. Parker ma na nią zbawienny wpływ. Nie wiem jak On to robi ale przy nim zachowuje się jak aniołek. Dlatego nic nie mówiłam kiedy zajęli się sobą. Szkoda tylko, że ominie go to wszystko
- Proszę się nie martwić był tu nie raz i robił o wiele więcej. Zaraz wrócimy bo ta młoda dama chyba przebiera nóżkami dość znacząco – dzieci zachichotały z uciechy – to tutaj. Dasz sobie radę sama?
- Pewnie – odpowiedziała żywo i weszła do łazienki
- Mamo powiedz coś tacie żeby nie robił obciachu – popatrzyła na niego zdziwiona mały zrozumiał – no żebym nie musiał się wstydzić
- Twój ojciec przecież nic nie robi takiego. Wiesz, że tata sobie żartuje
- Myślisz?
- Pewnie. Fajną masz koleżankę
- Lubię ją. I Ona mnie też
- A czemu miałaby Cię nie lubić?
- Nie wszyscy mnie lubią – spuścił głowę
- A dlaczego?
- Mówią, że jestem kujonem i, że się podlizuję – pamiętała jeszcze sama jak to boli.
- To, że jesteś inteligentny nie znaczy, że gorszy. Założę się, że Oni Ci po prostu zazdroszczą. Nie musisz się uczyć a wiele umiesz. To dar który dostają tylko wyjątkowi ludzie
- I ja jestem wyjątkowy?
- Zdecydowanie. Każdy wyjątkowy ma trudniej. Jessica jest też wyjątkowa. I też nie wszyscy ją rozumieją prawda?
- No, nie lubią jej. Pani posadziła mnie koło niej, żebym mógł jej pomóc w nauce. Bo ja dużo wcześniej rozumiem niż reszta
- I dlatego też jesteś wyjątkowy – dziewczynka wyszła z łazienki i wrócili do grupy. Po spotkaniu z Angelą przyszedł czas na Hodginsa pokazał im imponującą kolekcję różnego rodzaju robaczków. Potem Clark z Wendallem zaprezentowali ludzki szkielet ubrany w sukienkę. Nawet Bones była w szoku. Tego się nie spodziewała. Cam pokazała im jak wygląda serce i jak działa. Oczywiście była to imitacja serca ale maluchy były i tak po prostu zachwycone. Na koniec zaprowadzili ich do Maxa na ałe eksperymenty. Lekcje przedłużyły się dość znacząco. Rodzice po dzieci i tak mieli przyjechać pod instytut. Przed wejściem zgromadził się dość spory tłumek oczekujących ale 9latki wcale nie chciały kończyć tej zabawy. Na koniec Max zrobił eksperyment z colą i miętówkami. Aż piszczeli z uciechy.
- Tylko nie próbujcie robić tego w domu – przykazał im na koniec – do widzenia dzieciaki – tak zakończyła się wycieczka. Dzieciaki zachwycone opowiadały rodzicom o wyprawie. Bones nie chciała się przyznać ale głowa bolała ją co raz bardziej. Dobrze, że mogli już wracać do domu. Przed budynkiem została tylko Jessica nawet wychowawczyni poszła i albo o niej zapomniała albo po prostu nie zauważyła, że nikt po nią nie przyszedł
- Kto Cię odbiera ze szkoły?
- Mój brat. Razem wracamy
- Też chodzi do szkoły?
- Nie. Przyjeżdża po nią autem – powiedział za nią Parker – zawsze jest punktualny. To On ją wychowuje.
- Coś się musiało stać – powiedział cicho Booth – skoro zawsze jest a teraz Go nie ma. Albo nie dotarła do Niego wiadomość gdzie ma przyjechać albo coś się stało – jeszcze nie skończył mówić a na parking wjechał lekko zdezelowany wóz
- Stewen – pobiegła prosto do brata
- Przepraszam za kłopot. Przestraszyłem się, że coś jej się stało. Nie dotarła do mnie informacja, że mam tutaj przyjechać a po drodze złapałem gumę – tłumaczył się. Mężczyzna miał ok. 30 lat wyglądał na porządnego no i sam fakt, że zajmował się niepełnosprawną siostrą wiele znaczył
- Nic się nie stało. Zaczekaliśmy z Nią
- To mój przyjaciel Parker – mała przedstawiła chłopca
- Cześć Parker – podał mu rękę – Jessica dużo mi o Tobie opowiadała
- A to jego rodzice – przywitał się z dorosłymi
- Macie wspaniałego syna. Cieszę się, że mała ma takiego przyjaciela. Bałem się, że nie zaakceptują ją w szkole. A bardzo chciałem żeby chodziła do normalnej szkoły
- To dobre dziecko. Sam ją wychowujesz?
- Rok temu nasi rodzice mieli wypadek. Oboje zginęli. Kto miałby się zająć moją małą siostrzyczką? Daje mi wiele radości. Chodź mała jedziemy do domu
- A możemy zaprosić ich na moje urodziny?
- Pewnie – uśmiechnął się do niej – narysujemy w domu ładne zaproszenie i dasz jutro Parkerowi
- Przyjdziesz? – zapytała popatrzył na rodziców pokiwali głowami
- Pewnie. A kiedy
- W sobotę
- Dobra – pożegnali się z nimi Bones już nie uczestniczyła w rozmowie próbowała skupić się żeby mniej bolało. Ale to już nie pomagało. Kiedy wsiedli do samochodu oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy…
Świetna część, bardzo poprawiła mi humor... ;) Oczywiście w stylu "Bones" :) Genialnie ;)
Oj Bones zaczęła boleć głowa... To chyba źle wróży... Z niecierpliwością czekam na cd :)
XXXV.
Kiedy tylko zamknęła oczy ból jakby zelżał. Cisza w samochodzie też robiła swoje. I Bones ze zdziwieniem odkryła, że ból minął prawie natychmiast. Postanowiła się na chwilę wyłączyć. Tak było lepiej. Nie trwało to jednak długo. Agent był dość zaniepokojony milczeniem syna. Odwrócił głowę ale On wcale nie spał a Jego mina wskazywała delikatnie mówiąc na złość.
- Czy mi się wydaje czy nasz syn jest na mnie zły? – zapytał konspiracyjnym szeptem
- Mówił, że robisz mu obciach – chciała nie chciała musiała mu odpowiedzieć. Ale o dziwo ból wcale nie wrócił. Otworzyła oczy kiedy jej mąż zaśmiał się głośno – no co?
- Nic tylko dawno nie słyszałem jak mówisz coś w języku potocznym i najwyraźniej wiesz co to znaczy
- Parker tak powiedział i wytłumaczył mi też o co mu chodziło – chłopak nie wytrzymał
- Będą się ze mnie śmiali – wypalił z tylnego siedzenia
- A mnie się wydaje, że będą Ci zazdrościć
- Czego?
- Twój tata pracuje dla FBI czy któryś z kolegów może się tym pochwalić?
- A mama to sławna pisarka – dodał agent
- I tak już mówią, że jestem kujon teraz powiedzą, że się wywyższam
- To jest logiczne. Z tego co widziałam jesteś jednym z najwyższych chłopców
-Mamo Ty nic nie rozumiesz – obraził się na dobre. Bones popatrzyła na męża zdezorientowana
-To taka przenośnia. Nie chodziło o wzrost – wytłumaczył jej
- No to powiedz mi dlaczego? –dopytywała się chłopca
- No bo mam fajnego tatę i fajną mamę a do tego oboje są sławni. A oni się złoszczą bo ja umiem więcej i nie dam sobie rąk wykręcać jak inni
- Wykręcają w szkole ręce?
- Nikomu w naszej klasie. Ja im nie pozwalam – powiedział z dumą
- Parker czy Ty im oddajesz? – to było dość niepokojące
- Nie tylko wykręciłem raz im oddałem tak samo i od tej pory się mnie boją – powiedział z nie małą satysfakcją.
- I dlatego Cię nie lubią?
- Tak bo nie mogą rządzić jakby chcieli
- Jestem z Ciebie dumny synu – i choć nie pochwalał przemocy to rozumiał, że mały musiał się bronić – A co z urodzinami Twojej koleżanki? Masz jakiś prezent?
- Nie wiedziałem, że ma urodziny. Nikogo nie zaprosiła tylko nas
- A co by chciała dostać?
- Nie wiem co lubią dziewczyny ale Ty mamo wiesz na pewno jesteś w końcu dziewczyną
- O nie kochany. Każda osoba chce dostać prezent wymyślony przez ofiarodawcę a to ma być coś od Ciebie
- Oj mamo
- Nie ma mowy! – w tym byli nieugięci. Chwilę później Booth zatrzymał się koło sklepuz zabawkami i poszli na zakupy. Dwie godziny później wyszli z trzema prezentami zamiast jednego. Każdy kupił coś od siebie bo nie mogli dojść do porozumienia.
- I tak coś kupiłaś –powiedział z satysfakcją w głosie
- Ale Ty też – dojechali do domu późnym popołudniem. Każdy z nich zajął się sobą w końcu musieli mieć też czas dla siebie. Po 18 zadzwonił telefon
- Halo – odebrała Bones chwilę słuchała – tak zgadzam się. Dobrze, będę na pewno. Do zobaczenia w poniedziałek o 6. ok. nic już nie będę jadła – rozłączyła się podeszła do Bootha siedzącego z książką w ręce – dzwoniła asystentka lekarza. W poniedziałek mam się zameldować w szpitalu o 6. zrobią wywiad a jak nic się nie zmieni to o 7 będzie operacja
- To chyba dobrze?
- Wiem. Ale nadal mnie to przeraża
- Bo to jest na swój sposób przerażające – przytuliła się do Niego.
W sobotę zgodnie z zaproszeniem które dostał Parker pojawili się na urodzinowej imprezie całą trójką. Na miejscu okazało się, że nie są jedynymi gośćmi. Było tam też wiele dzieci z takim samym problemem jak Jessica. Parker był jedynym „normalnym” dzieckiem. Co wcale nie przeszkadzało mu bawić się z resztą swobodnie
- Dziękuję, że Państwo przyszli. Małej zależało na obecności Parkera. Nazywa go swoim przyjacielem.
- Parker też ją uważa za przyjaciółkę. Pewnie nie łatwo zajmować się siostrą ze specjalnymi potrzebami – Bones jak zawsze bezpośrednia do bólu
- Bones
- Nic się nie stało. Rzadko spotykam ludzi, którzy mówią o tym tak otwarcie.
- Ja nie rozumiem ludzi którzy się tego wstydzą. Żyjemy w XXI wieku choroby nie powinny być tematem tabu. Im więcej się o nich mówi tym mniej boją się ich inni. A zwłaszcza Ci których to dotyka bezpośrednio. To śmieszne tak się kryć z czymś co jest częścią życia
- Ma pani bardzo zdrowe podejście do tego. Niestety zespół Downa to nadal temat dla niektórych zakazany. Dobrze czują się tylko w swoim towarzystwie – wskazał na gromadkę dzieci – są wyjątki takie jak Parker. Ale w wieku 9 lat to prawdziwa rzadkość
- Niestety. Mam nadzieję, że to co kupiliśmy małej nie będzie miało negatywnego wpływu na nią
- Z pewnością nie. Cokolwiek dostanie traktuje to jak świętość. Uwielbia dostawać prezenty – reszta popołudnia upłynęła radośnie i dość szybko ani się obejrzeli a już musieli wracać do domu.
Niedzielę spędzili na łonie natury. Pojechali na obrzeża miasta. Tam były tereny zielone. Lasy i łąki. Zrobili sobie piknik pod gołym niebem. A na deser zjedli znalezione jagody. To był cudowny dzień. Bawili się wyśmienicie. Dorośli jednak nie zapomnieli o tym co czekało ich już następnego dnia. Zanim wrócili Tempe zadzwoniła jeszcze do Angeli żeby powiadomić ją o operacji. Obiecała też, że zajmie się powiadomieniem reszty. Booth dał znać bratu. Potrzebował teraz jego wsparcia. Miał też nadzieję, że jak zajdzie potrzeba to zajmą się Parkerem. To był dobry dzień. Bones zjadła wczesną, dość obfitą kolację. Potem nie mogła już jeść aż do zakończenia operacji. A to była prawie doba. Zresztą nie było pewności jak to będzie po tej operacji.
- No na dzisiaj już koniec – zajęła się zmywaniem
- A ja na pewno będę jeszcze głodny – zaprotestował chłopiec w czym poparł go ojciec
- Wam wolno jeszcze coś zjeść ale mnie już nie. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o operacji? Ona będzie już jutro jak Ty będziesz w szkole. I dlatego ja już nic nie mogę jeść.
- Ja nie chcę iść do szkoły. Wolę jechać z Tobą – zaprotestował dość ostro
- Parker ale ja będę na Sali operacyjnej gdzie Ty i tak nie możesz wejść
- Ale będę czekał z tatą na zewnątrz – popatrzyła na Niego bezradna. Z jednej strony nie chciała mu zrobić przykrości a z drugiej strony chcieli mu oszczędzić tego stresu no i jakby nie daj Boże coś się stało nie powinien się dowiedzieć w taki sposób.
- Słuchaj synu. Do końca szkoły został już tylko tydzień. Potem będą wakacje i spędzimy je razem. Jak mama wyzdrowieje to pojedziemy gdzieś wypocząć.
- Ale ja chcę być z Wami – w Jego małych oczkach szkliły się łzy
- Wiem. I My też chcemy być z Tobą. Pamiętasz jak rozmawialiśmy o odpowiedzialności? – pokiwał głową – więc Ty też musisz byś odpowiedzialny i iść do szkoły. A jak się tylko lekcje skończą to wujek Sweets Cię do nas, do szpitala przywiezie – Booth ustalił to wcześniej z psychologiem przyda się małemu
- Na pewno?
- Czy kiedyś Cię okłamaliśmy?
- Nie. No dobra pójdę do szkoły. Obiecałem Jessice, że się zobaczymy. Muszę dotrzymać słowa
- Oczywiście, że musisz. A teraz na co macie ochotę? – zapytała ten ostatni wieczór przed operacją chciała spędzić ze swoją małą rodziną na samych przyjemnościach.
Patrzę na moich dwóch mężczyzn. Tak są moimi mężczyznami. I choć Parker nie jest moim biologicznym dzieckiem to nie wyobrażam sobie, że mogłabym kochać Go bardziej. To takie moje dwa wariaty. Nie wiem czy to nie mój ostatni wieczór z Nimi. Nie wiem co mnie czeka jutro ale cokolwiek by to było to nie chciałabym być w innym miejscu z innymi ludźmi. To moja rodzina, mój mąż i mój syn. Kocham ich bardzo. Mam nadzieję, że to wystarczy żeby przeżyć. Że los będzie dla nas łaskawy. Och znowu mnie dopadli...
- Ej dość ja nie mam łaskotek – próbowała, bardzo próbowała się nie roześmiać ale średnio jej to wychodziło. W końcu wybuchła śmiechem poddając się ich woli
Jest taka piękna i pełna życia. Panie Boże nie zabieraj jej nam. Proszę Cię o to bardzo. Nie wiem jak byśmy bez niej przeżyli to wszystko. Nie zabieraj jej nam. Proszę...
XXXVI.
Tej nocy żadne z nich nie mogło zasnąć. I choć intensywny wysiłek fizyczny pozbawił ich nieco sił to nie mogli spać. Choć zawzięcie udawali przed drugą osobą, że śpią. O 2 Booth nie wytrzymał i zaświecił lampkę przy łóżku
- Nie możesz spać? – podniosła się do pozycji siedzącej i oparła o męża
- Martwię się – powiedział to chyba po raz pierwszy do tej pory mówił, że wszystko będzie dobrze, że wygrają. Swoje wątpliwości zachowywał dla siebie żeby jej nie martwić i nie przysparzać dodatkowego stresu. Ale nie umiał już sobie sam z tym poradzić. A kto go lepiej rozumiał niż Ona sama?
- Ja też. Nie chcę umierać – powiedziała cicho
- A ja nie chcę żebyś umarła. Chyba nie potrafiłbym bez Ciebie żyć. Jesteś dla mnie jak powietrze. I choć moje serce pewnie nadal by biło... – przycisnął ją do siebie mocno nie potrafił tego powiedzieć głośno
- Jeśli ja umrę
- Nie chcę tego słuchać
- Ale musisz. Jeśli umrę – po twarzy agenta spływała łza – musisz żyć dalej – chciał zaprotestować ale mu nie pozwoliła – musisz masz dla kogo. Jest jeszcze Parker. Jak coś mi się stanie to On będzie Cię bardzo potrzebował a Ty Jego
- Nie znoszę kiedy jesteś taka logiczna – wstał z łóżka
- Booth On już stracił jedną matkę. Teraz może stracić drugą. Nie może też w Jego życiu zabraknąć Ojca.
- Wiem, wiem. Ja to wszystko wiem – był całkowicie bezradny upadł przed Nią na kolana – obiecaj mi kochana, że będziesz walczyć, że się nie poddasz
- Wiesz, że to nie ode mnie zależy
- Ja wierzę w siłę woli. Wierzę, że jak się zaprzesz to do nas wrócisz cała i zdrowa – mówił z takim przekonaniem – mówią, że niektórzy się poddają i umierają, że nie mają o co walczyć. Pamiętaj skarbie, że masz tu dwóch facetów którzy nie mogą bez Ciebie żyć – objęła dłońmi Jego twarz i choć nie wierzyła w to co mówi, w końcu była racjonalną osobą to patrząc na Niego, na Jego rozpacz gotowa była mu obiecać gwiazdkę z nieba
- Obiecuję. że się nie poddam – przytulił się do jej piersi
- Nie chcę żebyś umarła. Nie chcę i już! – zachowywał się jak małe dziecko które nie chciało oddać ulubionej zabawki. To było nie racjonalne ale czy miłość jest racjonalna?
- Zrobię wszystko żeby – ciężko było jej mówić. Nie umiała dobrać słów chciała mu obiecać wszystko ale nie miała w zwyczaju składać obietnic bez pokrycia – żeby przetrwać tą operację.
- A ja będę się modlił – i tym razem nie powiedziała nic o tym, że Bóg nie istnieje. Nie powiedziała bo wiedziała, że dla jej męża to jest ważne resztę nocy spędzili w swoich objęciach nie śpiąc tylko ciesząc się swoim towarzystwem. Dodawali siły jeden drugiemu. o 4:30 wstali. Zaraz miał przyjechać Jared z Padme. Mieli zająć się chłopcem a oni mieli jechać do szpitala. Miała być tam już o 6. Całkiem ubrana, przygotowana do wyjścia weszła do pokoju Parkera. Starała się być po cichu ale mały już nie spał
- Nie śpię. Chciałem Cie jeszcze raz uściskać zanim wyjdziesz – usiadła obok niego na łóżku. Wdrapał się jej na kolana – kocham Cię mamusiu.
- Ja też Cię kocham synku.
- Przyjadę zaraz po szkole
- Będę czekała. Słuchaj wujka Jareda i cioci Padme dobrze?
- Obiecuję, że nic nie na psocę – jeszcze jeden uścisk i całus. Okryła go kołderką w końcu miał jeszcze chwilę czasu na sen i wyszła z pokoju
- Nie spał już?
- Nie. Chyba nastawił sobie budzik żeby nie przegapić – ktoś zapukał do drzwi. Do mieszkanie weszli bardzo poważni Jared i Padme – Dzięki, że zajmiecie się małym. Plecak ma spakowany tylko śniadanie trzeba mu zrobić.
- Wiemy. Jedźcie już i Tempe? – obróciła się do Niego – trzymaj się i nie daj się
- Obiecuję, że się postaram – wyszli z mieszkania, wsiedli do samochodu ale zanim ruszyli zafundowali sobie jeszcze jeden uścisk.
- Jedźmy – ruszyli wolno w stronę szpitala. Na ulicach nie było jeszcze korków w końcu była dopiero zaledwie parę minut po 5. Dojechali dość szybko. Bones została przyjęta na oddział zanim zabrali ją na salę operacyjną w jej pokoju pojawili się przyjaciele
- A Wy spać nie możecie? – zapytała ale było jej strasznie przyjemnie, że chcieli być teraz razem z Nią
- Nie cierpimy na zbiorową bezsenność – próbował żartować Jack
- To jest nie logiczne – westchnęli teatralnie i zrozumiała, że znowu strzeliła gafę – to taka przenośnia?
- Tak Słodziutka – przyszli po nią sanitariusze, mieli ją zabrać na salę operacyjną – do zobaczenia za parę godzin – pomachała im jeszcze razem z nią ruszył. Kiedy zniknęła za drzwiami Angela przytuliła się do męża
- Ja chyba nie wytrzymam – powiedziała
- Usiądź – zaprowadził ją do krzesła
- Ange musisz myśleć też o dziecku – dodała Cam
- Nie cierpię kiedy jesteście tacy logiczni – uspokoiła się trochę. Ale tylko trochę. W końcu na Sali operacyjnej była jej najlepsza przyjaciółka, niemal siostra – Jak On to wytrzyma? – wskazała na stojącego przy drzwiach agenta
- Nie wiem. Ja nie wiem czy umiałabym wytrzymać. Przecież On nie jest głupi ma świadomość ryzyka
- Przepraszam za spóźnienie ale zaspałem – do poczekalni wpadł Sweets
- Operacja już się zaczęła. Nie wiadomo co dalej
- Teraz możemy tylko czekać – podsumował Wendall. Oni martwili się nie tylko o Nią ale także i o Niego. Odkąd ją zabrali nie odezwał się ani słowem. Tylko stał wpatrzony w drzwi. Nie widział nic ani nikogo...
- Jest pani gotowa – zapytał anestezjolog już na operacyjnej
- Bardziej nie będę – powiedziała – proszę zaczekać. Jakby coś mi się stało proszę powiedzieć mojemu mężowi, że zawsze z nim będę. I, że kocham i Jego i Parkera ?
- Przekażę na pewno. I mam nadzieję, że spotkamy się za parę godzin na oddziale. Słodkich snów – podał jej narkozę. Kiedy zasnęła zwrócił się do lekarza – możemy zaczynać – W miejscu operacji miała wygolone włosy. Na szczęście nie dużo i z łatwością będzie można je zasłonić później resztą włosów.
- Poproszę skalpel... – neurochirurg całkowicie skupił się na operacji – duży – powiedział kiedy dostał się już do mózgu
- Da się go usunąć? – zapytał jego asystent oboje wiedzieli, że pozostawienie jakiejkolwiek tkanki rakowej może spowodować nawrót choćby guz był łagodny
- Nie będzie łatwo. Są nacieki na nerwie wzrokowym. Miejmy nadzieję, że uda się to usunąć bez szkody dal wzroku
- W czym pomóc?
- Przytrzymaj to o tak – wskazał miejsce. Operacja była trudna. Musieli oddzielać delikatnie guza od tkanki mózgowej potem przyszła kolej na nerw wzrokowy. Oboje byli już zmęczeni. Operacja trwała już 5 godzin a końca nie było jeszcze widać – jak pacjentka?
- Na razie stabilna. Dobre ciśnienie i nasycenie tlenem. Jest w bardzo dobrej kondycji – operacja toczyła się dalej...
XXXVII.
Booth nie wytrymaał długo w jednym miejscu. Stał ta może godzinę a potem chodził tami z powrotem po całej poczekalni. Doprowadzał tym przyjaciół do szewskiej pasji ale żaden z nich nie odważył się odezwać. Zresztą co mieliby mu powiedzieć? Przestań chodzić? Skoro sami nie mogli usiedzieć w jednym miejscu
- Ma ktoś ochotę na kawę? -Wendall nie wytrzymał
- Ja poproszę – w zasadzie każdy chciał w efekcie coś do picia. Poza agentem. Ale i tak miał zamiar mu kupić. Do automtu w efekcie poszedł razem z Hodginsem
- Czemu to tak długo trwa? -zwrócił się do Cam w końcu Ona była lekarzem
- Nie wiem. To jest operacja na mózgu. Muszą być bardzo ostrożni jeden nieuważny rucch a może to się źle skończyć
- Mówili, że może przestać widzieć – powiedział to głośno. Choć sama myśl wcale nie była taka przerażająca. Jemu chodziło o o żeby Ona wogóle przeżyła – nikt nie skomentował tej rewelacji no bo i po co? - to już trwa trzy godziny ja chyba zwariuję. A jak jej coś się stało? - popatrzył na nich z przerażeniem – jak Ona już...
- Przestań! Słyszysz masz przestać takmyśleć! - zaatakowała go rzwścieczona Angela
- Słuchaj co Ty za głupoty opowiadasz? - Cam też się uniosła.
- A co mam myśleć – napadł na nie – to już tak długo trwa. Moja operacja trwała zaledwie 2 odziny
- Ale ty miałeś innego guza. Więc operacja była inna i mniej skomplikowana
- Ja chyba zawału dostanę – jęknął zrezzygnowany. Niby te wszystkie argumenty trafiały do jego świadomości ale rozum odmawiał mu dzisiaj posłuszeństwa
- Napij się kawy – Wendall podał mu kubek z kawą
- Nie chcę. Nie przełknę nic
- Jadłeś coś dzisiaj? - pokręcił głową – dlaczego?
-Bones musiała być bez śniadania więc ja nie miałem sumienia jeść przy niej. Bo burczało jej w brzuchu – no tak czego się nie robi z miłości
- To może skoczę po kanapkę
- Nie Cam, nie dałbym rady – zowu zapadło milczenie – Słodki pojedziesz po Parka tak?
- Pewnie przecież się umawialiśmy. Mam go tutaj przywieźć?
- Tak wogóle nie chciał iść do szkoły tylko być tutaj. Tempe go pzekonała – Jego głos był smutny i pełen rozpaczy...
- Długo jeszcze? - zapytał anestezjolog
- Prawie koniec coś się dzieje?
- Ciśnienie zaczyna szaleć. Podaje coś na utabilizowanie
- Cholera wytrzymaj jeszcze rochę. No kochana masz siłę. Nie wygłupiaj się. Najgorsze masz za sobą...
Nie wiem co się dzieje. Gdzie ja jestem? Przecież powinnam się obudzić w sali pooperacyjnej a nie w niej. Coś mi tu nie pasuje. Cholera! Idę poszukać kogoś żeby mi powiedział co jest grane. O mąż będzie ze mnie dumny użyłam potocznego słownictwa. Ale dziewnie się czuję jakbym się unosiła a nie szła. To pewnie efekt narkozy. Zaraz mi przejdzie. A może i nie zaraz. O są! Wszyscy
- Booth! - wołam Go ale mnie nie słyszy. Chyba się zamyślił albo zasnął w końcu tej nocy oboje nie spaliśmy – hej obudź się mężu – zero reakcji
- Cam co mu się stało? - co jest nagle nikt mnie nie widzi?
- Ange. To ja Brennan nie poznajesz mnie? - patrzy jakby na mnie ale mnie nie widzi pewnie Jack stoi za mną. Ale tu nikogo nie ma. O co im chodzi? O yszedł lekarz
- Panie doktorze co im się stało? Ktoś ich zbiorowo zahipnotyzzował? - a On dlaczzego mnie nie zauważa. Minął mnie i poszedł do Bootha. I dlaczego On płacze? I dlaczego mnie inkt nie widzi! I o czym ten lekarz mówi...
- Jeszcze chwila a tam wejdę! - opercja trwałą już niemal 7 godzin i z każdą chwilą coraz bardziej się denerwowali. Już nikt nie udawał, że jest spokojny. Słodki zbierał się żeby pojechać po Parkera.
- Przywiozę Go prosto tutaj – i poszedł. Chwilę później wyszedł lekarz jeszcze w ubraniu z sali operacyjnej.
- Co z Nią panie doktorze? - dopadli go w jednej chwili
- Usunęliśmy całego guza – wszzyscy odetchnęli z ulgą ale nie na długo – przeżyła operację. Ale kiedy kończyliśmy nagle jej stan zaczął się gwałtownie pogarszać – zamarli
- Co jej jest -agent ledwo trzymał się na nogach. Wyglądał jakby miał zaraz zemdleć
- Jej serce na chwilę stanęło. Przywróciliśmy krążenie ale jes w stanie śpiączki
- Nie! - tylko tyle był w stanie powiedzieć
- Jak długo? - Cam zadała pytanie od któego wiele zależało
- 8minut
- Co 8 minut? - dopytywali się
- Na 8 minut jej serce przestało bić. Ale to nie jest dużo. Najważniejsze, że pzeżyła choć znali Państwo statysstyki
- Moja żona to nie cyferka w statystkach
- Nikt nie mówi, że jest inaczej. Na razie jest w śpiączce
- Kiedy się z niej wybudzi?
- Tego niekt nie wie. Przykro mi, że nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Podłączyliśmy ją do respiratora. Jest na inensywnej terapii.
- Mogę ją zobaczyć?
- Oczywiście ale tylko jedna osoba – wskazał mu ręką żeby poszedł za nim
- Zawołajcie mnie jak przyjedzie Paarker. I djacie znać Maxowi i Russowi proszę... - i poszedł za lekarzem
- Ale przecież ja tu jestem. Hej! Nie widzicie mnie? Nic mi nie jest jaka śpiączzka?! - idę za nimi chcę zobaczyć ich minę kiedy się okaże, że mnie tam nie ma bo ja jestem już zdrowa! O cholera! Jeśli ta osoba na łóżku to ja to kim ja u diabła jestem? I co się tu dzieje?! Nie płacz kochany zaraz to wyjaśnimy. Przecież nie moę być w 2 miejcach jednocześnie. No już spokojnie nic mi nie jest popatrz na mnie, dotknij mnie i się przekonaj...
- On Cię nie słyszy – znam ten głos ale to nie możliwe Ona nie żyje od wielu lat. Jeśli się obrócę to pomyślę, że zwariowałam. A jednaak to mama. Taka sama jak wówczas gdy miałam 15 lat. Nic się nie zmieniła
- Ale Ty nie żyjesz
- Tak córeczko
-Tzn., że ja też nie żyję?
- Nie, jeszcze żyjesz. Jestem tu żeby Ci pomóc
- Pomóc ale w czym? - o co jej chodzi?
- Podjąć decyzję czy chcesz żyć dalej czy pożegnać się ze świaatem i już nigdy nie czuć bólu
- Tu faktyczie nic mnie nie boli
- To jest świat w który nigdy nie wierzyłaś. Życie poza groowe. Taak własnie wyglada. Nie ma tutaj bólu ani śmierci. Nie ma morderstw ani zła
- Musi tu być wspaniale
-Jest wspaniale. Ale Ty nie jesteś jeszcze na to gotowa
- Skoro tu jest tak spokojnie to chętnie zostanę
-A co z tymi których kochasz? - wskazała na Bootha i Parkera. Stoją przy moim łóżku Booth tłumaczy mu dlaczego tutaj leżę.
-Nie chcę ich opusczać ale tutaj jest mi tak dobrze
- Ale chciałabyś być też z nimi prawda? - trafiła w sedno ale chybba nie mogę mieć jednego i drugiego – chodź ze mną – wycągnęła rękę chwyciłam ją. Wiele lat minęło od kiedy trzymałam moją mamę za rękę. Zbyt wiele – popatrz na nich – w poczekalni na krześle spała Angela przytulona do Jacka – to Twoja siostra prawda?
-Taka o jakiej zawsze marzyłam. To jej mąż. Wiesz, że będzie miała dziecko?
- Tak córeczkę.
- Skąd to wiesz?
- Bo wiem. Chodźmy dalej – nie wiem jakim cudem zaprowadziła mnie do laboratorium. Był normalny dzień pracy. Cam robiła jakieś analizy, Wendall z Clarkiem identyfikowali szczątki żołnieży z czasów I wojny światowej – to Twoje miejsce pracy
-To mój drugi dom. Przez wiele lat jedynny jaki miałam – chwilę później znalazłam się w FBI – a tu pracuje mój mąż.to jego szef Cullen chyba mnie nie lubi
- Ależ skąd. On tylko taki już jest. Zam Jego córkę
- Umarła 5 lat temu na raka kości
- Ślicznie maluje. To dobre dziecko
- To Sweets i Daisy. Znowu się pogodzili – patrzyłam na baraszkującą parę z uśmiechem
- Zrozumieli, że życie jest zby krótkie na żale i wolą je spędzić razem
- Pasują do siebie. Hanna – zasępiłam się. Siedziała sama przy stoliku w jakimś lokaliku to chyba wojskowa kantyna. Nie uśmiechała się. Pewnie jeszcze przeżywa rozstanie z Boothem
- Popatrz Ona też znalazła szczęście – w tej chwili przy jej stoliku pojawił się młody człowiek z aparatem w ręcę pewnie fotograf. Uśmiechnęła się na Jego widok. To dobrze widzieć ją szczęśliwą. A to Padme i Jared a dlaczego Ona płacze?
- Biorą śub za miesiąc. Bardzo chcą żebyś była na nim ale boją się, że to nie będzie realane. Caroline to dopiero jest kobieta i ma niezły charakterek – wskazała osobę na sali sądowej.
- Masz rację. Zmusiła mnie żebym pocałowała Bootha pod jemiołą. Miała takiego psikusa.
- Pamiętam. Ale dzieki temu nasza rodzina była choć przzez chwilę w komplecie. Ja też tam byłam. Popatrz na Russa. W końcu coś mu w życiu wychodzi
- O tak uwielbia Amy i dziewczynki. I chyba lubi też tą pracę
- Lubi i nieźle mu to idzie – jakimś cudem znowu byłam w szpitalu, przy łózku siedziałojciec i trzymał moją rękę. Dziwne czuję Jego dotyk. A gdzie Booth? Chwilę później znalazyśmy się w kaplicy, w jednej z ławek klęczy mój mąż ramiona mu się trzęsą. On płacze...
- Bardzo Cię kocha. Nie umie sobie poradzić z tym, że Cię nie ma
-Ja też go kocham. Przy nim poznałam co to miłość. Nauczyłam się ufać.
-Bardzo Cię skrzywdziliśmy
- Wiem, że nie mieliście wyjścia. Już dawno przebaczyłam. Mamo czy Ty jesteś szczęśliwa?
- Tak. A najbardziej wówczas kiedy Ty, Russ i tata jesteście szczęśliwi. Już wiesz gdzie chcesz być? Tutaj ze mną. W świcie bez bólu, cierpienia, morderstw?
- Ale bez Nich?
- Ale bez nich. Możesz też zostać tam. Masz na to wystarczająco dużo siły i determinacji żeby wrócić. Musisz tylko podjąć decyzję
- Dla mnie jest tylko jedna droga. Kocham Cię mamo...
XXXVIII.
Booth wszedł do pokoju w którym leżała jego żona. Była podłączona do wielu urządzeń które monitorowały jej parametry życiowe. Tak musiało być wiedział o tym a jednak było to dość przerażające. Spojrzał na pielęgniarkę
- Wszystko w porządku one są tu po to, żebyśmy w razie potrzeby szybko reagowali
- Ale jej prawie nie widać spod plątaniny tych rurek i kabli
- To tylko na początku tak źle wygląda potem będzie lepiej jak już się Pan przyzwyczai
- A czy do tego można się przyzwyczaić? – to było pytanie raczej retoryczne bo już nie patrzył na nią ale na swoją żonę
- Będę w dyżurce za ścianą jakby coś było potrzebne
- Dziękuję – ona wyszła a On usiadł obok na krześle i wziął ją za rękę – cześć kochanie. Widzisz mówiłem, że przeżyjesz. Byłem tego prawie pewien. Teraz musisz zrobić jeszcze jeden wysiłek i się obudzić. Jak najszybciej. Kochamy cię pamiętaj o tym. I już bardzo tęsknimy...
Na zewnątrz zostali przyjaciele.
- O Boże – nie wiedzieli jak inaczej to wyrazić. Przecież wszyscy ją kochali a Angela to prawie jak siostra
- Cam o co chodzi z tymi 8 minutami? – Jack był ciekawy był doktorem ale nie od leczenia
- Przez 8 minut jej serce nie pracowało. Krew nie krążyła a co za tym idzie nie dostarczała potrzebnego tlenu do innych narządów a przede wszystkim do mózgu
- A to jak rozumiem źle? – Wendall też był ciekawy
- Niedotlenienie mózgu może mieć fatalne skutki
- Jakie?
- Może być jakby to powiedzieć mniej inteligentna. Może mieć problemy z koordynacją ruchów. Może nie mówić, nie widzieć, nie słyszeć
- Żartujesz?
- To są skrajne skutki. Im dłużej serce nie pracuje tym większe szkody w mózgu
- A te 8 minut to długo?
- Nie koniecznie. Zwykła reanimacja np. przy zawale trwa nawet pół godziny. I nie ma żadnych poważnych konsekwencji. Ale nie ma na to reguły
- Czyli może być tak, że nic jej nie będzie?
- Jest duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie będzie
- To dobra wiadomość
- Jak na razie jedyna w dzisiejszym dniu – byli przygnębieni – Cam zadzwoń do Jareda a ja zawiadomię Maxa i Russa – Angela odzyskała nieco rezon. Zajęły się dzwonieniem do tych ludzi.
- Jared przyjedzie jak tylko skończy prace razem z Padme
- Max będzie za chwilę. A Russ nie zabrał telefonu do pracy. Amy obiecała, że powie mu jak tylko wróci do domu – Angela była spokojna tylko na pozór. W środku cała dygotała ze strachu o przyjaciółkę – o Boże idzie Parker. To nie dla mnie – usiadła na krześle – trzeba zawołać Bootha – Wendall poszedł w stronę izolatki...
- O wujek Sweets już myślałem, że nie przyjedziesz
- Przepraszam ale złapałem gumę – pokazał mu swoje ubrudzone dłonie
- I sam zmieniłeś koło
- Nie miałem wyjścia – uśmiechnął się do chłopca – to co jedziemy?
- No. Do szpitala? – upewniał się. Miał trochę stracha bo już rano tata nie chciał go zabrać ze sobą tylko kazał iść do szkoły
- Pewnie – wsadził go do samochodu. Sprawdził, że miał zapięte pasy i ruszył. Nie miał pojęcia co zastanie na miejscu miał jakieś dziwne przeczucie. I nie było to wcale dobre przeczucie
- A czy mama jest już po operacji
- Jak wyjeżdżałem to jeszcze trwała
- Tak długo? – zaczynał się niepokoić bo choć miał tylko 9 lat wiedział, że operacja to coś poważnego. A przecież w głowie, tam gdzie miała operację, się wszystko zaczyna.
- To poważna operacja musi trochę potrwać – resztę drogi przebyli w milczeniu. Co było dość osobliwe jak na tego chłopca. Zaniepokoiło to psychologa. Taktownie jednak milczał. Kiedy dotarli na miejsce mały szybko wysiadł z auta i poszedł do wejścia – zaczekaj na mnie. Nie wiesz gdzie iść – dogonił czekającego chłopca i razem weszli na teren szpitala.
- Booth – wszedł do pokoju i chwycił go za ramię – Parker już tu jest
- Dzięki. Zostaniesz z nią? – pokiwał twierdząco głową. On poszedł do syna. Musiał mu to jakoś wytłumaczyć. Pytanie tylko jak?
- Cześć synu – podszedł do chłopca
- Mama już po operacji?
- Tak
- I jak się czuje? Już jest zdrowa
- Tak ale minie jeszcze jakiś czas zanim dojdzie do siebie
- Ale żyje?
- Tak. Usunęli jej guza. I teraz śpi
- A mogę z nią porozmawiać?
- Śpi. Pan doktor powiedział, że musi spać żeby całkiem odzyskać zdrowie
- Mama też mówiła jak byłem chory żebym dużo spał bo tak szybciej wyzdrowieje
- No bo mama ma rację. Tak już jest, że sen to najlepsze lekarstwo
- A kiedy się obudzi – to było trudniejsze niż przypuszczał. Wiedziałem, że mój syn jest dociekliwy ale jakim cudem mam mu odpowiedzieć na to pytanie skoro sam nie wiem?
- Tego nie wiemy. To zależy od tego jak szybko będzie zdrowiała
- Ale wyzdrowieje?
- Tak. Wyzdrowieje bo bardzo nas kocha i dla nas chce wyzdrowieć
- No to super. A mogę ją zobaczyć? – wziął go za rękę i poszedł w kierunku Sali na której leżała. Zanim jednak ta weszli zwrócił się do niego
- Posłuchaj synu. Mama leży tam za drzwiami. Ma zabandażowaną głowę. Wokół niej jest wiele urządzeń które pomagają jej wyzdrowieć. Są tam też kroplówki z lekarstwami
- Żeby szybciej się obudziła?
- Tak. O to chodzi. To wygląda trochę przerażająco rozumiesz?
- Tak. Chodźmy już – weszli do jej pokoju. Wendall, jak tylko oni przyszli ulotnił się
- Możesz do niej podejść i się przywitać. Ona Ci nie odpowie ale na pewno nas słyszy.
-Cześć mamo. Mówiłem, że przyjdę zaraz po szkole. Wujek Sweets mnie przywiózł. Spóźnił się bo złapał gumę. I sam zmieniał koło – zaśmiał się – ale był brudny. Żałuj, że Go nie widziałaś – mały opowiadał jej co robił w szkole i co chwile śmiał się. Booth nawet się nie obejrzał a sam się uśmiechał z opowieści syna. To było im bardzo potrzebne. Taka chwila normalności.
Panie Boże dziękuję Ci za tego chłopca. Jest kochany i daje nam tyle radości. Wiem, że Ona przeżyje. Musi żyć bo bardzo ją kochamy. Jeszcze nie wiem jak to wszystko będzie ale jakoś musimy to ułożyć. Reszta nam na pewno pomoże. Dobrze by było jakbym wracał na noc z Prerem do domu. I choć moje serce chce być tu cały czas to On też jest ważny. Nie może być zaniedbywane. Ona miała rację. Już za dużo było zmian w Jego młodym życiu żeby wprowadzać kolejne. Cały dzień będziemy spędzać tutaj ale w nocy może ktoś zechce nas zastąpić. Na pewno...
XXXIX.
Wyszedł na zewnątrz zobaczyć się z przyjaciółmi. Zostawił Parkera z Bones. Tak było najlepiej On miał poczucie, że jest ważny a agent zyskał czas na szczerą i niełatwą rozmowę z przyjaciółmi
- I jak Ona – nie zdążył nic powiedzieć
- Bez zmian – westchnął i usiadł bo powili opadał z sił. A przed nimi jeszcze długa droga
- Pomożemy tylko powiedz jak – usłyszał to co miał nadzieję usłyszeć. Nie chciał prosić i stawiać ich w trudnej sytuacji ale skoro sami zaproponowali to wyglądało to inaczej
- Rozmawiałem z Tepme przed operacją. Chciała żeby Parker miał w miarę normalną życie. I tak już dużo było zmian w Jego życiu ostatnio. Chciałbym wracać na noc do domu z nim.
- Nie ma sprawy. Zaraz zabiorę się za grafik
- Będę rano zawoził małego do szkoły i tutaj przyjeżdżał
- Ja mogę go odbierać – Sweets z miejsca się zaoferował
- Dzięki – choć miał plan sam go odbierać to ustąpił może tak będzie lepiej
- Dzisiaj my zostaniemy – Angela była zdecydowana i Jack w zasadzie nie miał nic do gadania. Choć wcale nie oponował
- Ok. a ja ułożę grafik i będziemy się go trzymać. O jest Jared i Padme – podeszli do niego przywitali się a Seeley i Jared utonęli w braterskim uścisku – Dopisać was do grafiku?
- Pewnie. Tylko powiedzcie co jak i kiedy
- Nocne dyżury przy Brennan dwójkami
- Nie ma problemu – Padme potwierdziła słowa narzeczonego – dajcie znać tylko kiedy. A jak Ty się trzymasz? – zapytała przyszłego szwagra
- Dobrze przecież to nie ja miałem operację – popatrzyła na Niego dość znacząco – jest dobrze. Ona żyje to najważniejsze
- To dobrze a gdzie Parker. Może go zabierzemy?
- Nie liczyłbym na to. Jest u Bones i nie ma zamiaru wychodzić. Opowiada jej o całym dniu w szkole ze szczegółami. A zaczął od złapanej gumy przez Sweetsa – uśmiechnęli się wszyscy. Choć nie był to uśmiech pełną buzią ale zawsze to coś
- W każdej chwili się nim zajmiemy
- Dzięki. Słuchajcie nie ma sensu żebyśmy tu wszyscy siedzieli. Ange powinnaś się przespać i Ty też Jack.
- On ma rację – Cam poparła agenta – przyjdziemy jutro przed pracą. Dajcie znać jakby coś się zmieniło – powoli rozchodzili się do domów. Hodginsy miały przyjść o 20 i zostać do rana. W poczekalni został tylko Booth z bratem i Padme
- Chcieliśmy Ci coś powiedzieć – zaczął Jared
- Mam nadzieję, że to coś dobrego. Złych wiadomości mam już dzisiaj dość
- Bierzemy ślub już za miesiąc – powiedział
- O to super. Czyli będę wujkiem?
- Na to wychodzi. Moi rodzice trochę się złościli ale też się cieszą
- To tak jak ja. A kiedy to będzie?
- Za 7 miesięcy
- Super. Cieszę się waszą radością.
- Mamy też nadzieję, że Ona zdąży wyzdrowieć. Chciałam ją poprosić jako świadka
- Nie wiem Padme. Lekarz mówi, że to może być w każdej chwili a równie dobrze za jakiś czas
- Oby jak najszybciej
- Oby. Wracam do nich. Jedźcie do domu
- Zadzwoń jak będziesz czegoś potrzebować czegokolwiek. Choćby ramienia do wypłakania
- Zadzwonię – wrócił do syna. Razem opowiadali jej o tym co dzisiaj robili. I choć ona nie wierzyła w to, to Oni byli pewni, że Ona ich słyszy i to jej pomoże wrócić do zdrowia.
- Dla mnie jest tylko jedna droga. Kocham Cię mamo...
-Wiem córeczko. Zawsze to wiedziałam
- Kocham Cię ale nie jestem jeszcze gotowa ich zostawić. Jestem im wszystkim potrzebna. Popatrz wyjechałam tylko na Maluku a wszystko się rozpadło. Nie mogę ich zostawić. Poza tym Booth… On by tego nie wytrzymał. Jest silny ale ja swoje wiem. Każdy ma jakąś granicę wytrzymałości. Jest jeszcze Parker to kochane dziecko. Ostatnio zbyt wiele przeszedł stracił już jedną matkę. Nie chcę żeby stracił tez i mnie. Uważa mnie za swoją mamę. Nie pozwolę żeby cierpiał tak jak ja kiedyś…
- Podjęłaś dobrą decyzję. Choć dla mnie nie tak radosną. Chciałabym Cię mieć przy sobie już na zawsze.
- Wybacz mamo ale sama zrezygnowałaś z tego przywileju wiele lat temu
- Czy kiedyś mi wybaczysz?
- Wybaczyłam ale nie zapomniałam. To nadal boli.
- Wiem skarbie. Wróć do tych których kochasz. Czeka Was jeszcze wiele radości. Będą też cięższe dni ale to co macie, ta miłość ochroni przed wszystkim.
- Będę coś z tego pamiętać?
- A chciałabyś?
- Tak. Chyba tak. Brakowało mi rozmowy z Tobą
- Bardzo nad tym boleliśmy z Ojcem, że nawet nie mieliśmy szansy się z Wami pożegnać. Ale to było konieczne
- Wiem. A co z…
- Od ciebie zależy. Zachowasz to wspomnienie jeśli naprawdę tego chcesz
- Dziękuję mamo. Kocham Cię… - zobaczyłam jeszcze jak odchodzi. Po raz drugi w moim życiu matka znika z Niego. Tym razem miałam szansę z Nią porozmawiać, pożegnać się. Dowiedziałam się jeszcze czegoś bardzo ważnego. Że kiedyś. Kiedy będę już na to gotowa spotkam ją jeszcze raz… muszę się skupić. Muszę skupić wszystkie swoje siły na tym, żeby wyzdrowieć…
- Max – do pokoju wszedł jej ojciec. Co prawda mówili, że tylko jedna osoba ale nie potrafił się z nią rozstać. Zachowywali się spokojnie więc pielęgniarka przymykała na to oko
- Seeley – podał mu rękę – jak Ona się czuje?
- Co Ci Angela powiedziała?
- Że jest w śpiączce – przycisnął palec do ust wskazując na Parkera żeby głośno przy nim nie mówił jak jest z nią źle
- Więc wiesz wszystko. Nie wiem tylko kiedy się obudzi. Niestety nikt tego nie wie
- Tato mama się obudzi jak całkiem wyzdrowieje
- I masz rację bo jak się śpi to komórki szybciej się regenerują.
- A co to są komórki?
- To coś z czego składa się nasze ciało. Czasami chorują i wówczas muszą się zregenerować
- Aha. To mama musi dużo spać
- Tak kochanie, musi dużo spać
- A czemu ma tą rurkę w buzi?
- To pomaga jej oddychać
- Żeby się nie męczyła?
- Tak. Żeby mogła spokojnie odpoczywać – przyjął to wytłumaczenie. Tak było lepiej… Punktualnie o 20 w szpitalu pojawili się państwo Hodgins. Weszli do nich. Przy łóżku nadal byli we trójkę
- Jesteśmy
- No to my idziemy. Parker zbieraj się czas zjeść jakąś kolację i do spania. Jutro normalny dzień szkoły – nie było trudno zaciągnąć go do spania. Był wykończony. Nie oponował nawet kiedy ojciec wziął go na ręce
- Ja też już pójdę. Podrzucicie mnie?
- Pewnie… - pocałował żoną w policzek – do jutra kochanie – i poszli
XL.
Życie z pozoru toczyło się dalej. Całe dnie spędzał z Bones w szpitalu. Po szkole przychodził tez Parker. Wieczorem wracali do pustego domu. Nie czekał na nich wesoły śmiech Bones, nie słyszeli jej antropologicznego punktu widzenia ani „nie wiem co to znaczy”. Cholernie im tego brakowało. W piątek Parker skończył szkołę. Był bardzo dobrym uczniem. Poszedł z nim na zakończenie co roku to robił. Mały odebrał nagrodę dla najlepszego ucznia wśród 9latków. Oczywiście nie omieszkał o tym opowiedzieć mamie. Tyle, że ona nie odpowiedziała. Wierzyli jednak, że słucha ich. Minęły niemal dwa tygodnie od operacji. Jared z Padme zabrali Parkera na weekend gdzieś na wieś. Został w domu sam. Mógł więc siedzieć cały czas przy jej łóżku. Była piękna sobota. Słońce świeciło na niebie nie było żadnej chmurki. W południe przyszedł Max
- Idź, zjedz coś napij się kawy – powiedział – a ja z nią posiedzę – strasznie zmarniał przez ten czas. Twarz miał pobladłą, oczy zmęczone, był jakby trochę chudszy wszyscy martwili się o niego
- Max wiem, że chcesz dobrze ale ja nie mogę jeść. Nie chce mi nic przejść przez gardło
- Musisz. Przecież każdy musi coś jeść
- Jadam śniadania i kolacje z synem
- Jadłeś coś dzisiaj? – zaprzeczył głową – nie możesz nic nie jeść szybko opadniesz z sił i jak my się wytłumaczymy Twojej żonie? Że nie dopilnowaliśmy jej nieznośnego męża?
- Wiesz oddał bym wiele żeby nawet na mnie nakrzyczała. Byleby otworzyła oczy - w jego oczach pojawiły się łzy
- Proszę idź coś zjedz – ustąpił i wyszedł. Zamiast do stołówki poszedł do kaplicy dawno tu nie był. Może powinien częściej tu zaglądać? Uklęknął
Dlaczego Ona się nie budzi. Panie Boże dziękuję, że pomogłeś jej przetrwać operację. Cieszę się, że żyje. Ale… ale ja potrzebuję jej jak powietrza. Już nie potrafię bez niej żyć. Nie umiem. Tak bardzo jej kocham. Może nie jest wierzącą osobą ale jest dobrym człowiekiem. Najlepszym jakiego znam. Kocham ją. Ja ją po prostu kocham…
Jego ciałem wstrząsał szloch. Po policzkach płynęły łzy. Dawały ukojenie, oczyszczały dawały nową siłę do dalszej przeprawy. Nie wiedział ile tam był. Kiedy wstał skierował się do stołówki. Jadł nie bardzo wiedząc co je. Wypił kolejną filiżankę kawy sam nie wiedział która to już z kolei. Ostatnio tylko to pił. I wrócił do niej. Do swojej miłości. Max pożegnał się kiedy słońce już zachodziło za horyzont. Dzisiejszej nocy miał być sam. Chciał tego. Nikt się nie sprzeciwiał. Na szczęście rozumieli. O 20 przyszedł jeszcze lekarz na wieczorny obchód. A potem była tylko cisza. Przerywana miarowym tykaniem urządzenia monitorującego pracę jej serca i syk pompy tłoczącej powietrze do jej płuc. Było po północy kiedy zaczęła się krztusić. Wystraszony wybiegł na korytarz. Zobaczył lekarza biegnącego do jej pokoju.
- Panie doktorze… - nie skończył mówić
- Proszę tu zostać – wszedł do niej razem z pielęgniarką zamykając za sobą drzwi. Był chory z niepokoju.
Co się tam stało? Dlaczego to tak długo trwa? Boże nie zabieraj mi jej. Jeszcze nie teraz. Jeszcze czas dla niej. Błagam Cię nie zabieraj mi jej!
Pół godziny później lekarz wyszedł od niej
- Co z moją żoną – jego twarz była kredowo biała a po policzkach płynęły łzy
- Proszę się nie martwić. Wszystko w porządku
- Ale…
- To nic strasznego. Rozintubowaliśmy ją.
- Nie rozumiem
- Nie potrzebuje już wspomagania oddychania. Wyciągnęliśmy jej rurkę. Dlatego się krztusiła. Chciała sama oddychać a rurka jej to uniemożliwiała
- Obudziła się?
- Nie, jeszcze nie. Ale jest na dobrej drodze. Nie wiadomo kiedy. Ale mamy pierwsze oznaki poprawy
- Ta rurka?
- To, że jej nie potrzebuje jest wielkim krokiem na przód – odetchnął z ulgą – może Pan do niej wrócić. Nie oczekiwałbym jednak cudu dzisiaj
- Jest lepiej to najważniejsze
- Tak to najważniejsze. Proszę do niej iść – nie czekając na większą zachętę wrócił do ukochanej wziął ją za rękę i przyłożył do swojej twarzy
- Tak się cieszę kochanie. Tak bardzo się cieszę. Widzisz wszystko już będzie dobrze. Możesz już sama oddychać – pogłaskał ją po policzku i pocałował wyschnięte usta. Były ciepłe. Tego mu było trzeba. Poczuć, że Ona naprawdę żyje. Siedział wpatrzony w jej twarz. Już prawie świtało i chyba musiało mi się przysnąć bo obudziły Go jej słowa
- Dziękuję mamo. Kocham Cię – poderwał się do niej mając nadzieję, że mu się to nie śniło
- Bones, skarbie. No już otwórz oczy. Wiem, że dasz radę – widział jak pod powiekami ruszają się jej gałki oczne. Głaskał ją po policzku zachęcając do otworzenia oczu – kocham Cię. Obudź się skarbie – w końcu podniosła delikatnie powieki zaraz je zamykając. Raziło ją światło – zgaszę światło poczekaj – zostawił tylko zapaloną lampkę odwróconą tak żeby jej nie raziła – już możesz otworzyć oczy – wcześniej jednak poszukała ręką jego dłoni. Uścisnął ją a Ona odwzajemniła ten gest. Dopiero teraz poczuł, że wróciła naprawdę. A chwilę później otworzyła oczy. Na początku obraz był lekko zamazany. Potem zobaczyła piękne oczy męża pochylającego się nad nią
- Seeley – jej głos brzmiał chropowato – kocham Cię – to było pierwsze co powiedziała. A on płakał jak dziecko
- Ja też Cię kocham. Tak bardzo się cieszę, że wróciłaś do nas – próbowała się uśmiechnąć ale spękane i wyschnięte wargi jej to uniemożliwiały – poczekaj zwilżę Ci je
- Pić
- Pójdę po lekarza bo nie wiem czy Ci wolno
- Przecież nic mi nie będzie po kilku łykach wody daj spokój – oho już się wykłóca. To znak, że szybko wróci do zdrowia
- Idę po lekarza – wyszedł szybko na korytarz i poprosił pierwszą napotkaną pielęgniarkę żeby zawołała lekarza bo Jego żona się obudziła. Pielęgniarka spełniła szybko Jego prośbę – już idzie
- Nie trzeba było
- Trzeba było nie kłóć się ze mną. Ale nas nastraszyłaś. Nie rób tego więcej – zamoczył chusteczkę i przyłożył do jej ust. To dało jej chwilowa ulgę
- Nie zrobię. Która godzina?
- Prawie 4 rano
- Długo spałam?
- Prawie dwa tygodnie. Dzisiaj jest już niedziela. Jutro miną dwa tygodnie od operacji
- Tak długo... – nie mogła zebrać myśli. Coś się jej przypominało. Śniła, że jest z matką i z nią rozmawia. Co się dzieje? Zwariowałam? – miałam sen – chciała mu opowiedzieć ale do pomieszczenia wszedł lekarz
- Dzień dobry dr Brennan. Dobrze panią znowu widzieć przytomną
- Mnie też to cieszy – uśmiechała się do nich cały czas trzymając rękę męża
- Zbadam panią dobrze? – podszedł do niej – jak się pani nazywa?
-Dr Temprence Brennan – Booth – a jej mąż urósł o dwa cm w górę z dumy
- Nie będę pytał jaki dzisiaj dzień ale zapytam kto jest prezydentem
- O ile się nic nie zmieniło przez ten czas to Barac Obama
- Świetnie. Sprawdzę jeszcze napięcie mięśniowe – odsłonił jej nogi i przejechał długopisem po stopach czkając na reakcję...
XLI.
- Angela dlaczego nie śpisz? Masz mdłości? – podszedł do stojącej w oknie żony
- Nie ale obudził mnie dziwny niepokój. I nie mogę już zasnąć
- Coś Cię boli?
- Nie, to nie chodzi o mnie. Śniła mi się Brennan
- Myślisz, że coś się jej stało?
- Nie wiem. Chciałam zadzwonić do Bootha ale ma wyłączoną komórkę. Pewnie siedzi przy niej a tam nie można rozmawiać
- Wiesz, że jakby coś było nie tak to by zadzwonił. Obiecał
- A jak nie chce nas martwić?
- Bardzo się zmienił. Umie już poprosić o pomoc. Napewno by zadzwonił nie bój się
- Pewnie masz rację. Wracajmy do łóżka
- Pojedziemy tam zaraz po śniadaniu i tak nas wcześniej nie wpuszczą
- Nie wiem dlaczego ale zawsze masz rację
- No bo mężowie już tak mają.
- Tylko nie mów tego przy Brennan bo z antropologicznego punktu widzenia kobieta patrzy na świat realniej i przeważnie wie co jest lepsze – Jack roześmiał się na cały głos. Angela doskonale naśladowała głos Brennan
- Nie mam zamiaru. A jak się ma mój synek?
- Dobrze. A jak będzie córeczka?
- Przecież Ci mówiłem, że wiem lepiej – zakończył dyskusje pocałunkiem
Padme pochylała się nad muszlą. Jej narzeczony jak wszyscy panowie Booth był totalnym śpiochem. Więc takie coś jak poranne mdłości które zdarzały się jej nawet w środku nocy go nie obudziły. Wstał za to pewien 9 letni chłopiec
- Co Ci jest ciociu? – miała bladą twarz i zmęczone oczy
- Nic tylko taka mała dolegliwość
- Jesteś chora jak mamusia?
- Nie, nie jestem chora. Jestem w ciąży.
- A co to znaczy – zapomniała jaki on potrafi być dociekliwy
- Będę miała dzidziusia. Będziesz miał małego kuzyna albo kuzynkę
- Serio? Super! Ja chciałem mieć brata ale kuzyn też może być
- Świetnie. Cieszę się. A co do brata to jeszcze nic straconego.
- Muszę powiedzieć tacie, że chcę On się napewno zgodzi. Mogę ci przynieś mleka jak chcesz?
- Dziękuję z chęcią się napiję – poszli razem do kuchni. Na blacie leżał telefon. A na ekraniku migał sygnał z przychodzącą wiadomością. Popatrzyła na zegarek była prawie 5. tylko jedna osoba mogła napisać o tej porze. Chwyciła komórkę i odczytała wiadomość. Niestety była to najzwyklejsza reklama. Cholera!
Zaśmiała się czując gilgotanie. Ale zaraz uśmiech przerodził się w grymas bólu. Była cała obolała
- Już przestaję. Widzę, że ręce ma pani sprawne. Czyli z całej tej przygody wyszła pani praktycznie bez szwanku
- To dlaczego tak ciężko mi się ruszać?
- Z pewnością nie obejdzie się bez rehabilitacji. W końcu dwa tygodnie była pani bez ruchu. Ale wszystko będzie dobrze.
- A czy mogę się w końcu czegoś napić? Bo mój mąż nie chciał mi nic dać bez pana zgody
- Więc teraz ją ma. Tylko powoli. I na razie same płyny. Rano zrobimy jeszcze tomografię żeby zobaczyć czy wszystko jest w porządku i przyślemy tu rehabilitanta. Pomoże wzmocnić mięśnie
- A kiedy będę mogła wrócić do domu?
- To zależy od postępów jakie będzie pani robiła. Wypuszczamy stąd tylko zdrowych
- Dziękuję – lekarz wyszedł a Booth sięgnął po szklankę z wodą
- Nie masz nic lepszego? – szybko zamienił wodę na sok grejpfrutowy który Ona uwielbiała – pamiętasz
- Pamiętam wszystko co dotyczy Ciebie – pogłaskał ją po policzku i pocałował – wiesz, że byliśmy tutaj wszyscy. No oczywiście nie na raz. Ale zmienialiśmy się
- A gdzie jest Parker?
-Z Jaredem i Padme na wsi
- Już są wakacje – była zmęczona i oczy jej się zamykały
- Tak. Odpoczywaj
- Nie odchodź
- Nigdzie się nie wybieram – zasnęła a On wpatrywał się w jej twarz tak kochaną i sam zasnął na chwilę. O 7 przyszli salowi zawieź ją na tomografię. Pojechał razem z Nią nie miał najmniejszego zamiaru jej opuszczać. Potem zamiast do izolatki na intensywnej terapii trafiła na oddział neurologiczny. Nie potrzebowała już tych wszystkich urządzeń. Była nadal słaba ale z pomocą bliskich szybko odzyska siły. Co chwilę zasypiała a za każdym razem kiedy otwierała oczy widziała męża. Siedział przy niej cały czas. Około południa kiedy nabrała trochę sił poprosiła o telefon
- Booth chciałam zadzwonić do Parkera – powiedziała a On zdziwiony spojrzał na zegarek i doszedł do wniosku, że już po 12. Od 13 są odwiedziny pewnie ktoś się zjawi
- Pewnie – podał jej telefon – a ja chyba powinienem dać znać reszcie
- Nie wiedzą jeszcze? – pokręcił głową
- Wolałem zostać z Tobą. Nie chcę Cię opuszczać kochana – pocałował jej usta – podać Ci coś?
- Nie ale tobie przydało by się jakieś śniadanie. Kiedy ostatnio jadłeś?
- Wczoraj kiedy był tu Max
- Tata?
- Tak. jest t każdego dnia. Dzisiaj pewnie też przyjdzie. Ale nie zmienia to faktu, że powinienem do Niego wcześniej zadzwonić. Obiecałem im, że zadzwonię jak tylko coś się zmieni. Nieźle mi się dostanie. Dzwonisz czy ja mam? – uśmiech nie schodził z im ust
- Parker nie tak – Jared próbował go nauczyć wędkować. Jednak mały chyba nie był do tego stworzony
- Wujek to jest głupie. No i trzeba siedzieć po cichu – a to mu się najbardziej nie podobało. Byli w łódce na środku jeziora a do tego musieli się zachowywać spokojnie.
- No bo nie można wystraszyć rybek. Inaczej nie dadzą się złapać
- Ciocia mówiła, że będę miał kuzyna albo kuzynkę
- To prawda
- A ja chcę mieć też brata i siostrę. Myślisz, że mogę powiedzieć o tym tacie?
- Zdecydowanie tak. Ale proponuję poczekać aż mama wyzdrowieje
- Popatrz ciocia do nas macha - odmachali jej z uśmiechem.
Na brzegu w małym domku Padme przygotowywała obiad kiedy zadzwonił telefon na wyświetlaczu pojawiła się ikonka „BOOTH” odebrała trzęsącym się rekami.
- Halo
- Padme? A gdzie mój nieznośny brat – w jego głosie było słychać niepomierną radość
- Uczy swojego bratanka łowić ryby
- To syzyfowa praca. On nigdy nie przestaje gadać i nie można nic złowić. Dzwonię żeby Wam powiedzieć, że Bones odzyskała przytomność – w słuchawce zapadła cisza
- O Boże jak się cieszę.
- Chciała porozmawiać z Parkerem.
- Zadzwonią jak tylko wrócą na obiad. A w ogóle to przyjedziemy tam
- Ok. Kończę bo muszę zadzwonić do reszty na razie – i się rozłączył wyszła na brzeg próbowała ich przywołać. Ale chyba nie zrozumieli bo jej tylko odmachali. Nie miała czym do nich popłynąć. No cóż musi zaczekać aż zdecydują się wrócić. A tymczasem skończyła obiad i spakowała ich rzeczy żeby mogli wyruszyć zaraz po obiedzie. A nawet wątpiła, że zdołają go zjeść. Pół godzinę później wrócili do domku. Bez ryb.
- Dlaczego nas spakowałaś? Mieliśmy zostać do wtorku
- Ale wracamy jeszcze dzisiaj. Dzwonił Twój brat – popatrzył na nią z przestrachem – nic się nie stało. No może poza tym, że Brennan chciała porozmawiać z chłopcem
- Naprawdę? Parker – zawołał chłopca kiedy wszedł do domku – nie wiem synu czy zjemy obiad. Jedziemy do mamy. Bardzo chce Cię zobaczyć
- Mama wyzdrowiała? – zaczął skakać z radości – jedźmy teraz proszę – zrobił maślane oczka
- A co z obiadem
- Zjemy po drodze – On koniecznie chciał wracać. Nie mieli zbytniego wyjścia. zapakowali obiad i ruszyli w drogę powrotną.
- Może Tempe będzie chciała coś domowego zjeść
- Mama nie jada mięsa – poinformował dorosłych...
Wow wchodzę a tu tyle części :) Ekstra... Przez cały czas trzymasz w napięciu i czyta się z zapartym tchem... :) :) Uch jak dobrze, że już się obudziła i w ogóle przeżyła... :) Czekam na cd :)
XLII.
Nie miał ochoty na zbyt długo wychodzić. A na rozmowę z każdym musiałby poświęcić zbyt wiele czasu. Znalazł łatwiejsze rozwiązanie. Wysłał wszystkim sms „Bones się obudziła. Czekamy na neurologii”
- Nie powinieneś wysyłać sms trzeba było zadzwonić. Chcesz żeby dostali zawału?
- Nie dostaną. A ja nie spędzę pół godziny na rozmowy przez telefon. Zaraz się pojawią i sami sie przekonają
- Od kiedy Ty taki praktyczny się stałeś?
- Od kiedy zamiast gadać przez telefon mogę siedzieć z Tobą. Cieszę się, że widzę Twoje piękne oczy
- Ja też się cieszę. Mówiłam ci, że miałam sen? – pokiwał głową – rozmawiałam w nim z mamą
- Kiedy się budziłaś powiedziałaś coś o matce
- To było takie realne. Widziałam Ciebie w kaplicy, wcześniej jak tłumaczyłeś Parkerowi dlaczego ja tu jestem. Widziałam laboratorium. Angelę i Hodginsa śpiących na krzesłach w poczekalni. A nawet FBI. To było dziwne. Był tam też Jared i Padme. Mama mówiła, że biorą ślub już za miesiąc
- Właściwie za dwa tygodnie. Padme jest w ciąży. A więc...
- Dziwne. Prawda? I Sweetsa z Daisy uprawiających seks. Pogodzili się? – Booth był w szoku
- Tak. Znowu są razem.
- Nie wiem skąd to wszystko? Nie umiem sobie tego wytłumaczyć Booth. To jest takie nierealne. Dziwnie się czuję
- Wiesz wszyscy byliśmy tutaj z Tobą. Opowiadaliśmy co się działo każdego dnia. Może to prawda co mówią, że w śpiączce wszystko słychać?
- Nie wiem. To było takie realne. Może masz rację. I proszę Cię nie mów nic Sweetsowi. Zamęczy mnie swoimi teoriami
- Nie powiem. Ja naprawdę byłem w kaplicy
- Płakałeś? – pokiwał twierdząco głową – widziałam to. Naprawdę to widziałam. Nie umiem tego wytłumaczyć.
- Może to jest jedna z tych rzeczy które nie da się wytłumaczyć.
- Nie jestem do tego przyzwyczajona. Wiesz, że ja lubię wszystko wytłumaczyć racjonalnie. A tego się nie da tak wytłumaczyć.
- Może powinnaś sobie tym razem odpuścić? – zastanowiła się chwilę nie była przekonana ale nie wiedziała też jak to wytłumaczyć
- Może masz rację – do pokoju ktoś zapukał – proszę – odezwała się jeszcze słabym głosem – do pomieszczenia weszła a właściwie wpadła Angela zaraz za nią Jack z wielkim bukietem kwiatów
- Kochana – rzuciła się do przyjaciółki – jak dobrze znowu Cię widzieć
- Witaj Angela – Hodgins podał jej bukiet i również uściskał
- Spodziewaj się najazdu gości. Zaraz będą tu wszyscy. A ciebie przyjacielu kto uczył powiadamiać innych? Jak można było wysłać sms i potem wyłączyć telefon?
- Wolałem spędzić czas z moją żoną niż...
- Nic nie mów – przerwała mu artystka – nie pogrążaj się jeszcze bardziej. Jak tak można?
- Wybacz mi ale miałem ciekawsze zajęcia niż wiszenie na telefonie. Musiałbym na rozmowę poświęcić co najmniej pół godziny a tak mogłem...
- Dość nie chcemy znać pikantnych szczegółów – przerwał mu Hodgins
- A właśnie, że ja chcę poznać – zaprotestowała jego żona
- Ale nie ma o czym mówić – wtrąciła Brennan – dziękuję Wam, że byliście ze mną i przypilnowaliście mojego męża
- Nie ma za co a co do pilnowania to nie wiem jak Ty z nim wytrzymujesz – zaśmiali się. Chwilę później pojawili się kolejni goście a pokój zapełnił się kwiatami. Był nawet sam Cullen
- Dobrze, że jest pani znowu z nami
- Dziękuję za kwiaty
- A myślałem, że będę oryginalny
- Wedle powszechnie przyjętych kanonów społecznych kwiaty są najczęściej przynoszonym prezentem do szpitala. Choć ja nie wiem czemu akurat kwiaty
- Dr Brennan wraca zdecydowanie do formy. Już mówi antropologicznym językiem. A to oznacza…
- Sweets – rozległ się chórek złożony z kilku głosów
- Ale…
- Dość! – Booth był bardziej stanowczy – będziesz miał czas kiedy indziej jej to wytłumaczyć. Jest zmęczona – popatrzył na nią i stwierdził, że zasnęła – jest jeszcze bardzo słaba.
- A kiedy wyjdzie ze szpitala? – Cam zadała pytanie w imieniu wszystkich
- Nie wiem ale chyba nie prędko. Wyniki są dobre ale lekarz mówił, że rehabilitacja trochę potrwa
- Najważniejsze, że jest już przytomna
- Dokładnie. Wiecie ja miałam w nocy dziwne przeczucie. Nawet Ona mi się śniła. Bałam sie, że to coś złego a tu taka miła niespodzianka
- Tak. Dobra kochani zbieramy się do domu – Caroline uwielbiała się rządzić. A, że większość się jej bała to nie stawiali oporu. Poza tym wiedzieli, że tego czego oni chcą najbardziej to własne towarzystwo bez osób trzecich. Pożegnali się i wyszli. Przy wejściu minęli się z Maxem. Wskazali mu drogę gdzie Ona leży.
- Wejdź Max – powiedział agent
- Nie mogłem uwierzyć. Tak bardzo się cieszę – podszedł do córki i pocałował ją w czoło. Otworzyła oczy
- Cześć tato
- Witaj córeczko. Jak się czujesz?
- O wiele lepiej. Za parę dni stąd wyjdę
- Wyjdziesz jak lekarz Ci pozwoli – zaoponował mąż
- Nie będę tu dłużej jak do końca tygodnia. Nic mi już nie jest – o tak to była Jego Bones wykłócająca się o wszystko. Zdecydowanie wracała do formy
- Nie kłóćcie sie dzieci. A gdzie Parker? Pomyślałem, że wezmę go do siebie na noc
- Powinien tu zaraz być z Jaredem i Padme pojechał na weekend. Jak dzwoniłem to byli na środku jeziora na rybach i bez telefonu.
- No to pewnie już są w drodze. Jadłeś coś dzisiaj? – zapytał Max
- Zjem później.
- Booth idź na obiad. Tata ze mną zostanie. Nic mi się nie stanie przez chwilę
- Nie jestem głodny
- Powtarza to każdego dnia. Jadł tylko jak go zmusiliśmy
- Wcale nie. Jadłem śniadania i kolację z Parkerem
- Idź. Musisz coś zjeść. Proszę – nie potrafił się oprzeć.
- Dobrze ale zaraz wracam – wyszedł a Ona została z ojcem sama
- Śniła mi się mama
- Twoja matka była najwspanialszą kobietą pod słońcem. Uwielbiałem ją
- Wiem. Wiesz, że Ona jest teraz szczęśliwa?
- Była dobra kobietą. Jeśli istnieje gdzieś życie poza grobowe to Ona na nie zasługiwała – jej ojciec był takim samym sceptykiem jak Ona. Wiedziała, że nie przekona go. Zresztą Ona sama nie była przekonana czy to co przeżyła było prawdziwe
- Tak. Masz rację. A gdzie Russ?
- Jedzie tutaj. Jadą wszyscy. Prześpij się wiedzę, że jesteś zmęczona
- Ale tylko na chwilę. Chyba jestem słabsza niż mi się wydawało
- Zaśnij. Ja tu będę a zaraz przyjdzie agent
- Obudźcie mnie jak przyjedzie Parker – i zasnęła
XLIII.
- Wujek nie można szybciej? – mały koniecznie chciał ją zobaczyć – i dlaczego tata nie odbiera
- Parker jest korek nie można niestety szybciej. A tata nie odbiera bo w szpitalu nie można używać telefonu
- No to jak do Ciebie zadzwonił? – znowu wpakowali się w ślepą uliczkę pytań ciekawskiego chłopca
- Pewnie wyszedł na zewnątrz.
- Aha – myślał chwilę – wujek szybciej – i zaczęło się od nowa
- Booth już 18 a ich jeszcze nie ma – powiedziała do męża. Max wyszedł jakiś czas temu. Był już też Russ z dziewczynkami a Parkera jak nie było tak nie ma
- Nic im nie jest. Pewnie zaraz tu będą. Jest niedziela i ładna pogoda. Pewnie stoją w korku
- A co ma do tego ładna pogoda?
- Jak to co? Ludzie wyjeżdżają na weekend a w niedzielne popołudnie wracają do miasta. I stąd się biorą korki. Kochanie nie denerwuj się.
- Zadzwoń do nich – zrezygnowany wyciągnął telefon a w słuchawce usłyszał „abonent czasowo niedostępny” – cholera ma wyłączony telefon
- Denerwuję się – przynieśli jej kolację. Niestety była to zupa mleczna. Bones lubiła mleko ale nie zupę mleczną – nie chcę jeść
- Musisz. Wiesz przecież, że nie możesz jeszcze przyjmować stałych pokarmów. A mleko jest pożywne. Poza tym jak nie będziesz nabierać sił to Cię stąd nie wypuszczą.
- Nie cierpię jak jesteś taki logiczny. Nie cierpię gotowanego mleka – dalej marudziła ale o dziwo zaczęła jeść. Chyba musiała być naprawdę głodna – zjadła a chwilę później do pokoju wpadła mała blond torpeda i tylko szybka interwencja ojca uniemożliwiła staranowanie Brennan
- Hej kolego spokojnie. Mama jest jeszcze słaba. Nie możesz jej staranować na dzień dobry – mały miał to gdzieś chciał do mamy i już. Ale nieco przystopował
- Mamo – podszedł do niej znacznie spokojnie. To, że ją widział wystarczyło żeby go uspokoić. Zaraz za nim wszedł Jared z Padme – nie mogliśmy dojechać. Bo był korek
- Witaj Parker – przytuliła go do siebie. A mały ufnie położył głowę na jej piersi jakby to była najbardziej naturalna rzecz pod słońcem. Taki obrazek poruszyłby najtwardsze serce. A agent miał zdecydowanie miękkie serucho – tęskniłam za Tobą
- Ja też. Mamuś a kiedy wrócisz do domu?
- Pod koniec tygodnia – odpowiedziała
- Jak lekarz pozwoli – poprawił ją Booth do jej łóżka podeszli pozostali
- Cześć. Dobrze, że jesteś znowu z nami.
- Kupilibyśmy kwiaty ale Parker zabronił się nam zatrzymywać.
- Chciałem jak najszybciej tutaj przyjechać a wujek strasznie sie gramolił
- Co robił? – agent zaśmiał się na cały głos a wtórował mu Parker – no i z czego się tak cieszycie? Wiesz Jared masz wrednego brata
- Zawsze taki był – poinformował ją – nic się nie zmienił. Lubił się rządzić.
- Hej czy mi się wydaje czy mówicie o mnie?
- Tak kochany braciszku mówimy o Tobie
- Mamy nadzieję, że szybko wyjdziesz ze szpitala – powiedziała Padme
- Masz na to dwa tygodnie. A potem siłą Cię zabiorę bo moja narzeczona musi mieć świadka
- Słyszałam, że bierzecie ślub – uśmiechnęła się do nich – i bardzo mnie to cieszy.
- A zostaniesz moim świadkiem?
- Pewnie. Nie przepuszczę takiej okazji.
- Mamo a ja będę miał małego kuzyna albo kuzynkę
- Słyszałam. Gratuluję – zwróciła się do przyszłych rodziców – będziesz miał dwoje. Ciocia Angela też będzie miała dzidziusia
- Super. Mamo – jego mina była bardzo poważna
- Tak?
- Parker nie teraz – agent domyślił się co małemu chodzi po głowie. Od dawna suszy mu głowę o rodzeństwo
- Co chciałeś? Nie zwracaj uwagi na tatę – uśmiechnęła się zachęcająco do chłopca
- Bo ja chcę brata i siostrę – powiedział zdecydowanie. I wojowniczo popatrzył na swych rodzicieli
- Parker nie męcz mamy – powiedział surowym głosem
- Obiecałeś mi kiedyś
- Słuchaj mały... – zanosiło się na małą wymianę zdań między ojcem a synem przerwała ją Tempe
- Nie rozmawialiśmy jeszcze z tatą na ten temat
- A kiedy porozmawiacie – przestał zwracać uwagę na groźne miny taty. Dobrze wiedział, że to co powie mama ma większą wagę a bynajmniej w niektórych sprawach
- Jak tylko wyjdę ze szpitala
- Obiecujesz?
- Obiecuję – poprzestali na tym bo chłopiec był pewien, że jak mama obieca to słowa dotrzyma
- Myślę, że mama musi odpocząć
- Ty też powinieneś. Zabierz Parkera do domu.
- Nie...
- Nie kłóć się ze mną.
- Ja z nią zostanę – zaoferowała się Padme
- Widzisz? – zbieraj sie do domu i mną się nie przejmuj. Mnie nic nie jest – patrzył na nią z powątpiewaniem. Ale ustąpił nie miał innego wyjścia – Jared zabierz upartego brata do domu.
- Chodź braciszku – taktownie odwrócili głowy kiedy On żegnał się ze swoją żoną. I chwile później wyszli ze szpitala
- Prześpij się – powiedziała jej przyszła bratowa
- Zadzwoń do Jareda żeby po Ciebie przyjechał. Ja zostanę sama
- Nie ma mowy. On przyjedzie ale będzie tu razem ze mną. I tak dzisiaj była nasza kolej ale twój mąż się uparł, że sam zostanie
- Tak to cały Seeley. Dziękuję Wam za opiekę nad nimi oboma
- Nie ma za co. Wy zrobilibyście dla Nas to samo
- Pewnie masz rację. Powiedz mi lepiej w co mam się ubrać? Masz jakieś specjalne stroje?
- Tak, w zasadzie tak. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz. Ślub będzie w kościele bo od wielu lat jesteśmy katolikami ale stroję będziemy mieć tradycyjne i chciałabym, o ile się zgodzisz żebyś też taki założyła.
- Nie miałam jeszcze na sobie nigdy nic takiego. Ale chętnie spróbuję. Przeżyłam swoje wesele i suknie ślubną więc nie widzę problemu. Poza tym zawsze fascynowała mnie kultura wschodu
- Twoja była cudna. Jak marzenie
- Mnie też się spodobała. A twoja będzie pewnie równie piękna
- To sie okaże
- Wiesz nigdy nie byłam w tym dobra
- W czym?
- W babskich pogaduchach. To zabrzmi może banalnie ale od kiedy otarłam sie o śmierć. Lekarz mówił, że było blisko. Patrzę na pewne sprawy inaczej. Mniej logicznie. Kiedyś coś co nie da się wytłumaczyć nie istniało dla mnie. Teraz wiem, że jest inaczej i choć nie do końca to rozumiem to zaczynam akceptować
- Przeważnie tak jest, że kiedy wydaje się nam, że coś stracimy zaczynamy to dostrzegać i doceniać.
- Tak. Przepraszam ale chyba jestem słabsza niż sama przed sobą mogę przyznać – chwilę później zasnęła
- Tato a kiedy będę miał brata i siostrę? – co prawda dał spokój Bones ale nie miał zamiaru przestać o tym myśeć ani o tym rozmawiać z ojcem
- Parker to musi trochę potrwać. Popatrz, Bones musi najpierw wyjść ze szpitala i całkiem wyzdrowieć. A nawet potem może minąć wiele miesięcy zanim pojawi się dziecko
- To czemu nie mieliście dzieci wcześniej? – był najnormalniej w świecie oburzony
- Parker zanim dziecko przyjdzie na świat rośnie w brzuchu mamy przez 9 miesięcy a my jesteśmy małżeństwem zaledwie od paru tygodniu. Jak wiesz wcześniej nie byliśmy nawet parą – chłopiec jęknął z totalnym zawodem
- Czemu?
- Taka jest synu, kolej rzeczy. I nic tego nie zmieni. Takie jest życie – dodał z uśmiechem
- Do bani! – a jemu wcale nie było do śmiechu. Chciał mieć rodzeństwo i to już!
Parker chce rodzeństwo i to już... ;) xD Super... To dziecko jest takie słodkie... ;)
Świetna część... Czekam na cd ;)
XLIV.
Z samego rana oboje pojechali do Bones. Była w lepszej formie. Zdecydowanie lepiej się czuła.
- Jak minęła noc? – przed szpitalem stał Jared i zażywał trochę powietrza
- Dobrze. Przespała całą. My trochę też. Rano był lekarz mówił, że wszystko jest w porządku. Na tym etapie leczenia oczywiście. Teraz Padme pomaga jej się wykąpać jeśli można to nazwać kąpielą.
- Czyli mamy nie wchodzić? Ej to moja żona
- Która chce się przygotować na Twoją wizytę. Mam Cię zatrzymać do czasu aż będzie wyglądać jak człowiek. To był cytat.
- Już zaczyna rządzić?
- Wraca do formy
- Tato dlaczego nie możemy iść do mamy? Muszę jej powiedzieć, że ja chcę szybko brata i siostrę
- Obiecałeś, że nie będziesz męczyć mamy. Powinna teraz myśleć o powrocie do zdrowia.
- Tato mama zawsze mówiła, że mogę z nią o wszystkim pogadać – buntucznie skrzyżował ramiona
- On jest jak... – zaczął Jared
- Nie kończ jak chcesz mieć jeszcze komplet zębów
- ... zdarta płyta i do tego zacięta. To chciałem powiedzieć – dokończył zdanie
- A co to jest zdarta płyta
- Widać, że pobierał nauki u Brennan. To znaczy, że cały czas o czymś mówisz
- Aha. A mama mnie nie uczy więc nie mogłem pobierać u niej nauk – co wywołało jeszcze większy śmiech – idziemy?
- Tak. Chodźmy do środka może już skończyły – panowie weszli do środka – ciekawe kiedy pojawi się reszta – zapukali do drzwi odpowiedziało im ciche proszę i weszli
- No czuję się o wiele lepiej. I pachnę porządnym mydłem a nie środkiem antyseptycznym
- To pewnie dość irytujące
- O tak. Teraz jest o wiele przyjemniej czuję się znowu jak kobieta. I o wiele lepiej się czuję fizycznie. Mam więcej siły do życia. Planuję wyjść stąd do końca tygodnia
- Jak znam życie to Ci się to uda
- Lekarz powiedział, że jak będę robić takie postępy to jest to możliwe
- Już się przekonałam, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.
- Przed operację bałam się , że będzie potrzebna chemia i naświetlania. A to przekreślałoby wiele planów jakie mają moi mężczyźni wobec mnie – powiedziała z uśmiechem
- Między innymi posiadanie dziecka tak? Słyszałam wczoraj od Parkera
- Zgadza się. Ale nie wiem jak to teraz będzie. Booth jest przewrażliwiony i nie wiem czy na razie na to zgodzi
- Ale też chce dziecka – pokiwała głową twierdząco. Ktoś zapukał do pokoju
- Proszę – weszli trzej panowie Booth najmniejszy podbiegł do niej
- Mamo to kiedy będzie dzidziuś? – przez noc mu nie przeszło, przeszedł od razu do ataku
- Parker co ja Ci mówiłem na ten temat? Daj Bones spokój
- A Ty daj spokój chłopcu – powiedziała z uśmiechem – zawsze może mnie pytać o co chce – mały popatrzył sugestywnie na ojca
- To my się pożegnamy. Wpadniemy jutro – Jared i Jego przyszła żona zbierali się do wyjścia.
- Dzięki za wszystko
- Nie ma za co – i wyszli
- Dobra a teraz powiedzcie mi jakie mamy plany na wakacje?
- Ty? Rehabilitacja
- Zaczynam ją jeszcze dzisiaj. Ale mogę już usiąść z małą pomocą. Planuję na ślubie stać obok panny młodej a nie siedzieć
- A słyszałaś co masz założyć?
- Tak. Mam nadzieję, że jakoś będę tym wyglądać
- Mamo Ty we wszystkim ładnie wyglądasz
- Słuchaj syna bo dobrze mówi. Cam znalazła fajny ośrodek rehabilitacyjny. Dzwoniła do mnie. Moglibyśmy tam jechać zaraz po weselu. Nad oceanem i co najważniejsze możemy być tam wszyscy razem
- Nie wiem czy będzie mi potrzebna...
- Lekarz powiedział, że tak. Więc będziesz miała. Zawiozę zaraz Parkera do Emily. Jedzie ze swoimi przyjaciółmi na wycieczkę. Dzwonił jej brat czy Parker by nie chciał. A On się zgodził. Więc mam go zawieź pod ośrodek w którym spotykają się te dzieci
- Polubiły Go. To dobrze, że ma przyjaciół. Nadal drażni mnie to jak społeczeństwo traktuje takie dzieci. Czym one się różnią? A, że są mniej inteligentne? Nadrabiają czym innym – ucałował żonę
- Zostaniesz na chwilę sama? – nie wiedzieli nawet kiedy do pokoju weszła Angela
- A Ty już zostawiasz żonę? Ładnie to tak?
- Cześć Angela. Jadę zawieź Parkera na wycieczkę.
- Jedź a ja tu zostanę
- Widzisz nie będę sama – jej mężczyźni wyszli a dziewczyny zostały
- Opowiadaj
- Ange to Ty opowiadaj. Mnie nie było na świecie jakiś czas więc Ty masz więcej do opowiadania. A na początek jak dzidziuś?
- Cudownie. Rośnie dość szybko. Już nawet trochę widać – naciągnęła bluzeczkę i ukazała się delikatna wypukłość
- Super. Kopie już?
- Jeszcze nie czuję. Lekarz mówił, że ok. 5 miesiąca dopiero można poczuć kopanie. A Ty kiedy będziesz miała swojego malucha
- Nie wiem. Najpierw muszę wyjść stąd. Booth narzeka, że nie chcę rehabilitacji. Więc kolejne miesiące odpadają. A ja bym chciała już – zrobiła wojowniczą minę
- No pięknie – Angela miała niezły ubaw
- Poza tym Parker chce szybko rodzeństwo a najlepiej od razu brata i siostrę. Bo się nudzi.
- Ma coś z ojca
- Ma zdecydowanie za dużo z Niego. Będzie łamał dziewczynom serca
- No proszę co ja słyszę? Ty mówisz potocznym językiem? Więc serce to już nie tylko mięsień którego nie można złamać?
- Nie śmiej się ze mnie. W końcu czegoś się nauczyłam przez te parę lat przebywania z Nim. Ale nie mów mu tego bo powie, że to Jego zasługa
- A nie Jego?
- Jego ale On nie musi o tym wiedzieć – wybuchnęły śmiechem obie
- A jak w ogóle się czujesz? Bo wyglądasz nieźle
- Dobrze się czuję. Jestem trochę słaba i członki odmawiają mi posłuszeństwa. Ale ogólnie nie jest źle. Nawet całkiem dobrze
- Cieszę się – do jej pokoju wszedł lekarz
- Witam panie – przywitał się w starym stylu. Był to człowiek starej daty.
- Dzień dobry no to ja Was zostawię i poczekam na zewnątrz – wyszła zanim zdążyli jej odpowiedzieć
- Coś się stało panie doktorze. Ma pan dziwną minę
- Nie wiem dr Brennan. Dostaliśmy wyniki z porannego badania. Miała pani podwyższony jeden hormon. Zrobiliśmy więc dodatkowe badania
- I co? Coś mi jest?
- Pani jest w ciąży – Brennan patrzyła na Niego lekko zszokowana
- W ciąży?
- Tak zaraz przyjdzie do Pani ginekolog i powie resztę. Z tego wynika, że to jest 4 do 6 tygodnia
- Jestem w szoku. Naprawdę. Nie wiem…
- Ja też nie wiem jak dziecko przeżyło operację. Ale… o jest pani doktor Ona wszystko wyjaśni. Ja się już pożegnam – wyszedł zostawiając ją z inną lekarką
Jej uwielbiam ten humor z "Bones" ;) Wiem, nawracam się, ale co mam poradzić xD he he... Kolejna, znakomita część... :) Oooo... Bones w ciąży... Dziecko przeżyło nawet operację - ale jazda... :) W końcu nie ma się co dziwić... - to dzięcko B&B ;)
Parker się ucieszy tak jak jego ojciec.. ;) :):)
Czekam na cd ;)
Jej uwielbiam ten humor z "Bones" ;) Wiem, nawracam się, ale co mam poradzić xD he he... Kolejna, znakomita część... :) Oooo... Bones w ciąży... Dziecko przeżyło nawet operację - ale jazda... :) W końcu nie ma się co dziwić... - to dzięcko B&B ;)
Parker się ucieszy tak jak jego ojciec.. ;) :):)
Czekam na cd ;)
XLV.
- Witam panią
- Dzień dobry – powiedziała nadal w szoku
- Dostałam Pani wyniki. Żeby określić wiek płodu potrzebne będą dodatkowe badania, pielęgniarka zaraz pobierze Pani krew do analizy
- To nie będzie więcej niż 4 tygodnie. Tego jestem pewna
- No to mamy przybliżony wiek. Ale mimo wszystko pobierzemy krew na badanie. Dr Brennan podczas operacji doszło do zatrzymania akcji serca wie pani o tym?
- Tak wiem
- Nie wiemy jaki mogło to mieć wpływ na dziecko. Poddawana była pani defibrylacji. Poza tym antybiotyki i znieczulenie. To w ogóle cud, że to dziecko żyje. Pytanie tylko jaki to wszystko miało na nie wpływ
- Tzn.?
- Nie wiem. Może być różnie. Może się urodzić całkiem zdrowe a może być tak, że będzie upośledzone. To będzie wiadomo dopiero ok. 16 tygodnia kiedy będzie można pobrać płyn owodniowy żeby stwierdzić czy będzie miało jakieś wady
- Co mam teraz zrobić?
- Jeśli chciałaby pani utrzymać tą ciążę, a powiem, że maluch chyba ma ochotę przyjść na świat, musiałaby pani odstawić większość antybiotyków i środki przeciwbólowe
- Co do antybiotyków lekarz mówił, że nie będą mi już potrzebne nie mam stanu zapalnego, rana ładnie się goi. Bez przeciwbólowych wytrzymam
- To spowolni rehabilitację. Musi mieć pani tego świadomość
- Wiem. W ogóle jej nie będzie. Chcę tego dziecka
- Może się jeszcze pani zastanowić. Jest na to czas
- Nie ma się nad czym zastanawiać. Kiedy można zrobić USG?
- Możemy choćby zaraz
- A możemy poczekać na mojego męża. Muszę mu najpierw powiedzieć.
- Oczywiście. W takim razie wpiszę na godzinę 16 może być? – pokiwała twierdząco głową. Lekarka wyszła a ona została sama i w ciężkim szoku. Normalnie cieszyłaby się. Wiedziała jednak jaki wpływ mogę mieć niektóre antybiotyki na dziecko w łonie matki. Była przerażona. Jak ma się z tym pogodzić? Jakie będzie to maleństwo? Angela weszła do środka
- I jak? Widziałam, że było ich aż dwoje
- W porządku – wysiliła się na uśmiech. Przecież musi najpierw porozmawiać z mężem. A potem może powiedzieć przyjaciółce o ile będzie o czym
- Coś Ci jest?
- Nie. Jestem po prostu zmęczona. Chyba przeceniłam swoje siły – artystka przyjęła to wytłumaczenie. Ale cos jej się nie podobało. Nie powiedziała tego jednak głośno. Bones zasnęła zmęczona a Ona czekała na agenta. Wszedł chwile później
- Śpi?
- Zasnęła po wyjściu lekarzy
- Lekarzy? Coś się stało?
- Nie wiem, mnie nic nie powiedziała. Może Ty się czegoś dowiesz
- Dzięki Angela.
- Lecę do pracy. Mamy nowe śledztwo – pożegnała się z nim i poszła do pracy. Siedział przy żonie. Był zdenerwowany co się mogło stać? Chwilę później się obudziła
- Hej boli Cię coś?
- Trochę głowa – powiedziała
- Poproszę żeby dali Ci coś przeciwbólowego.
- Nie chcę.
- Kochanie rozmawialiśmy już o tym
- Booth ja nie mogę brać nic przeciwbólowego – patrzył na nią
- Bones nie ma mowy. Zaraz zawołam pielęgniarkę
- Poczekaj, proszę. Nie godzę się na żadne środki przeciwbólowe. Nie powinnam teraz nic brać
- Kochanie co jest grane
- Booth ja jestem w ciąży – patrzył na nią jakby pierwszy raz ją widział
- W ciąży? Ale… to super! – jak można było przewidzieć cieszył się Jego uśmiech był bardzo szeroki
- To nie takie proste
- Coś jest nie tak? - stał się od razu czujny
- Nie wiem. Nie wiadomo. Miałam narkozę, antybiotyki, silne środki przeciwbólowe. Podczas operacji przestało bić mi serce użyli defibrylatora
- I to może mieć wpływ na maleństwo – uśmiechnęła się już tak czule mówi o dziecku
- To na pewno będzie miało na niego wpływ. Nie wiadomo jaki. Lekarka mówi, że dopiero w 16 tygodniu będzie można zrobić odpowiednie badania. A dzisiaj będzie USG
- Nasz maluch jest silny skoro wszystko przetrwał. Zobaczysz nic mu nie będzie. Ma to po rodzicach – parsknęła usiadł obok niej i ją przytulił. Położył rękę na jej brzuchu i uśmiechnął się szeroko
- Nie ma to jak skromność. A jak z nim będzie coś nie tak?
- Bones nie ma co gdybać. Przed operacją też gdybałaś a wyszło na moje. Teraz też tak będzie
- Wiesz, że może coś być. A ja nie mam zamiaru...
- Nigdy bym Cię o to nie poprosił. Kocham Cię i naszego malucha. Nie ważne jaki będzie. On będzie nasz i będzie bardzo kochany. A, że przypadkiem będzie nas bardziej potrzebował? No to co? Przecież go kochamy
- Cieszę się, że tak mówisz. Bo ja bym chyba nie potrafiła z niego zrezygnować – siedzieli w ciszy Bones zasnęła na chwilę.
Panie Boże dziękuję Ci za wszystko. Za moją kochaną Bones, za moje nienarodzone jeszcze dziecko. Sprawiłeś cud i Ona wróciła do mnie. Wiem, że nie powinienem ale proszę o jeszcze jeden mały cud. O zdrowe dziecko. Będziemy je kochać nie zależnie od tego jakie będzie ale… bardzo Cię proszę. Dostałem już tak wiele… Obiecywałem, że już o nic nie będę prosił. Jednak proszę.
- Obudziłaś się? Bardzo Cię boli? - widział na jej twarzy grymas bólu. Cierpiał razem z nią. Ale rozumiał też dlaczego nie chce nic przeciwbólowego
- Da się wytrzymać.
- A co z innymi lekami?
- Dobiorą je tak żeby nie szkodziły dzidzi. Ale bez przeciwbólowych. No i opóźni to nieco rehabilitację
- Nie możesz się przemęczać? – uśmiechnął się do niej z miłością – o której będzie USG?
- O 16, a o której masz pojechać po Parkera?
- O 16:30 ale poproszę Sweetsa – wyciągnął telefon i zadzwonił do psychologa. Nie miał nic przeciwko. W zasadzie był zadowolony – załatwione
- Chciałabym, żebyś był tam ze mną
- Nie chciałbym być gdzie indziej – pocałował jej słodkie usteczka. Nie mogli się od siebie oderwać. Dzisiaj miała wyjątkowo mało gości. Pewnie wyczuli jak zawsze, że Oni potrzebują czasu tylko dla siebie. Punktualnie o 16 pojechali na badania. Patrzyli jak zaczarowani na monitor gdzie widać było ich dziecko. Maleństwo na razie nie wiele widać ale serduszko już biło.
- Najpiękniejszy widok – powiedział wzruszony
- Na razie wszystko jest w porządku – relacjonowała lekarka – tyle, że za wczas powiedzieć coś więcej.
- Jakie są szanse, że wszystko będzie w porządku?
- Dość duże. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć. Ogólne wyniki są dobre. Nawet bardzo dobre. Sam fakt, że dziecko przetrzymało to wszystko wiele znaczy. Jest bardzo silne. Ale na szczegóły trzeba będzie poczekać parę miesięcy, o ile państwo się zdecydują
- Urodzę dziecko – pani doktor uśmiechnęła się do nich
- Cieszę się. Na razie tyle – wypełniła kartę wypisała receptę na witaminy dała im całe naręcze ulotek o tym co powinni wiedzieć i mogli wracać do Sali. A tam czekał na nich już Parker z Sweetem
- Gdzie byliście? – Bones siedziała na wózku który pchał agent schowała pod szlafrok ulotki. Jeszcze tego trzeba żeby doktorek się dowiedział. Na to przyjdzie jeszcze czas
- Na badaniach
- Aha – pomyślał chwilę chłopiec – a jakich? – i zaczęło się
XLVI.
Reszta tygodnia upłynęła im radośnie i wesoło. Każdego dnia wpadali przyjaciele i rodzina. Stałymi gośćmi byli Booth i Parker. Niemal nie wychodzili ze szpitala. Bones wyganiała ich ale to nic nie dawało. W końcu dała sobie spokój. O dziecku nie powiedzieli jeszcze nikomu. Nie chcieli zapeszać jakby nie było był to dopiero zaledwie 5 tydzień i tak naprawdę wszystko mogło się jeszcze zdarzyć. Booth pomagał w rehabilitacji uczył się technik łagodzenia bólu masażem. Bo tylko tak można było jej ulżyć w bólu. A poza tym ile przyjemności z tego mieli. Tak jak przypuszczali nie czyniła spodziewanych postępów. Wielu rzeczy nie wolno było jej robić a przede wszystkim przyjmować środków przeciwbólowych. I z planowanego wyjścia pod koniec tygodnia nic nie wyszło. W sobotę wpadli Jared i Padme. Przyniosła jej ubranie do przymiarki.
-Bracie chyba czas na nas – powiedział – niech panie zajmą się sobą a my skoczymy na piwko tzn. Soczek
- Nie masz nic przeciwko kochanie?
- Nie mam Jared zabierz go w końcu choć na chwile bo prawie wcale stąd nie wychodzi – powiedziała
- Idziemy. A gdzie Parker?
- U koleżanki
- Koleżanki? Wcześniej zaczyna. Ale jaka dobrze pamiętam to Ty też zaczynałeś wcześniej – dziewczyny zaśmiały się
- Muszę z Tobą porozmawiać na ten temat – powiedziała Bones do młodszego z braci
- Nie ma sprawy. Wystarczą lody truskawkowe i będę mówił
- Nie słuchaj Go wcale tak nie było
- Jeszcze nic nie powiedział a Ty już mówisz, że nic nie było no ładnie.
- Chodź bracie, nie pogrążaj się jeszcze bardziej – wyszli odprowadzani wesołym śmiechem swoich dam
- Oni są niesamowici
- Tak. A wiesz, że przez wiele lat się do siebie nie odzywali?
- Tak wiem. I podejrzewa, że oboje nie byli z tego zadowoleni
- Na pewno nie. Pokaż to cudo co mam założyć – Padme wyciągnęła tradycyjną sukienkę w pięknych wyrazistych kolorach
- Jest piękna – zachwycała się Brennan
-Miałam nadzieję, że Ci się spodoba – pomogła jej usiąść i założyć strój potem pomogła jej wstać. Dość niezgrabnie jej to wychodziło. Mięśnie nadal odmawiały jej niekiedy posłuszeństwa
- Wiesz ja chyba nie będę w stanie stać o własnych siłach na ślubie. Jeśli chcesz zmienić mnie...
- Nie ma mowy – przerwała jej – nie ważne czy będziesz stać czy siedzieć. Ważne, że tam będziesz. Przecież to ciebie wybrałam. I liczyłam się z tym, że możesz całkiem nie wyzdrowieć. Ale mnie zależy żebyś to była Ty a nie kto inny
- Skoro tak to ja jestem chętna
- I bardzo dobrze. A swoją droga wiem, że nie powinnam ale nie za dobrze wyglądasz. Źle się czujesz?
- Nie robię spodziewanych postępów
- Każdy ma swój czas. Nie ma znaczenia. Ważne, że robisz jakiekolwiek
- Wiem szło by o wiele szybciej. Ale nie mogę wykonywać niektórych ćwiczeń. I przestałam bać środki przeciwbólowe – przyszła bratowa intensywnie myślała i patrzyła na nią z coraz większym zdumieniem – dobrze się domyślasz. Jestem w ciąży. 5 tydzień i nikt poza Tobą i Boothem nie wie, podejrzewam, że powie też Jaredowi
- Ale to znaczy, że...
- Zaszłam w ciążę przed operacją. I aż dziw, że berbeć to wszystko przetrwał
- Cieszę się i strasznie wam gratuluję – uściskała ją z uśmiechem – wiesz, że... - nie powinna tego mówić ale skoro szczerze rozmawiały...
- Mamy tego świadomość. I jesteśmy zdecydowani
- Takiej odpowiedzi się spodziewałam i powiem Ci, że się cieszę
- Ja w sumie też. Jednak chcemy poczekać co najmniej do końca pierwszego trymestru. Wiesz tak na wszelki wypadek
- Rozumiem. No sukienka pasuje jak ulał. Super. Nie ma potrzeby poprawiać
- Sama szyłaś? - potwierdziła głową – swoją też? - kolejne skinienie – niewiarygodne. To jest piękne, myślałam, że to gotowe
- Nie ma tutaj takich strojów. A szyć nauczyłam się wiele lat temu. To moje hobby.
- Bardzo dobrze Ci to wychodzi – to było miłe popołudnie
- Wiesz co barcie patrząc na Ciebie i na Tempe chciałabym żeby moje małżeństwo było tak udane
- Będzie o ile bardzo się kochacie
- Kocham ją i to bardzo Ona mnie też
- Czyli wszystko na swoim miejscu.
- Tak – siedzieli chwilę w milczeniu – nie odbierz tego źle ale Tempe nie wygląda najlepiej
- Wiem – westchnął głęboko – nie robi zakładanych postępów
- Jest jakiś większy problem?
- Nie nazwałbym tego problemem – uśmiechnął się szeroko – Bones jest w ciąży – Jared przetrawiał chwilę tą informację
- Będziesz miał dziecko? To fantastyczna wiadomość. Gratuluję stary – uściskał brata
- Ale przez to spowolni się jej powrót do zdrowia. Nie wszystkie ćwiczenia może robić i musiała odstawić lekarstwa
- To dlatego? - pokiwał głową – kiedy się urodzi?
- Za 8 miesięcy to dopiero 5 tydzień. Nie wiadomo też czy ze szkrabem będzie wszystko ok
- A może nie być?
- Brała antybiotyki, narkozę, defibrylację i mocne środki przeciwbólowe. Lekarz mówi, że to cud, że ono tam jeszcze jest
- To może mieć negatywny wpływ na dziecko?
- Niestety tak. Choć wcale nie jest powiedziane, że będzie miało
- Ale jakoś się tym zbytnio nie przejmujecie
- Nie. Kochamy je i nic tego nie zmieni. I proszę zachowaj to dla siebie. Chcemy poczekać do końca 1 trymestru.
- Chcemy czy Bones chce?
- Ja bym dał ogłoszenie ale Ona mówi, że to najniebezpieczniejszy okres dla dziecka i nie chce zapeszać woli poczekać
- A, że Ty się z nią we wszystkim zgadzasz... pantoflarz – zażartował
- Poczekaj aż się ożenisz. Owinie sobie Ciebie wokół najmniejszego paluszka. Zacznie używać różnych argumentów nie zawsze czystych – mówił z zacięciem ale Jego mina wskazywała na niebywałe szczęście
- Może udzielisz mi paru rad?
- Przytakuj we wszystkim i rób swoje
- A jak to się ma w praktyce?
- Nijak! - zaśmiewali się oboje – czas jechać po małego casanowę
- Pojadę z Tobą. A Parker wie?
- Nie. I niech tak zostanie – wsiedli do samochodu i ruszyli do ośrodka w którym spędzał czas Parker – to tutaj. To ośrodek dla dzieci z zespołem Downa. Ma koleżankę w klasie która go uwielbia i jest upośledzona. On też ją bardzo lubi i uwielbia tutaj przychodzić
- To bardzo dobrze, że nie stroni od takich dzieci. Jestem dumny z mojego bratanka – wysiedli z samochodu i poszli na plac zabaw. Nie zastali tam jednak nikogo. Weszli do środka. Był czas podwieczorku. Booth zapomniał, że jego syn tu jada a wypadałoby za niego zapłacić. W jadalni dzieciaki zajadały się owocami. Podeszli do jednej z opiekunek
- Dzień dobry
- Witam. Trochę się dzisiaj przeciągało. Zaraz skończą
- Proszę im nie przerywać. Mam taką sprawę nie pomyślałem o tym wcześniej. Ale mój syn tu jada. Chciałabym za niego zapłacić
- Nie ma mowy! Pana syn to skarb dla nas. Myśli pan, że one zachowują się tak spokojnie zawsze? Nie dopiero odkąd On się pojawił. Uczy je zachowania przy stole. Nie pozwala krzyczeć ani wybrzydzać. Do tej pory musieliśmy im usługiwać a niektórych karmić. Bo tak ich nauczyli rodzice. On rządzi twardą ręką. Niezły jest w tym
- O w to nie wątpię – wskazała na tablicę na której wisiał plan dyżurów
- To Jego dzieło. Zanim się tu pojawił po każdym posiłku trzeba było odkurzać, myć podłogi i ściany o stołach nie mówiąc. Przy pierwszym posiłku skrzyczał ich, że tak jedzą świnie w chlewie a nie dzieci. A starszych się obsługuje a nie czeka żeby oni obsłużyli. Ma pan bardzo dobrze wychowane dziecko
- O tak. Niech mi pani lepiej powie czym ich przekupił – opiekunki zaśmiewały się
- Widzę, że dobrze zna pan syna
- Aż za dobrze
- Obiecał im, że jak mama wyzdrowieje to załatwi u niej wycieczkę po instytucie. Potem mała Jessica opowiadała o swojej wycieczce i od tej pory współpracują ze sobą i robią wszystko co On powie. A On o dziwo tego nie wykorzystuje dla siebie.
- Taki jest już nasz Parker – podsumował Jared – czy tutaj też zadaje wścibskie pytania? – teraz to już się śmiali w głos
- Z tą wycieczką trzeba będzie sporo poczekać. Moja żona jeszcze długo nie będzie mogła się tym zająć. Ale obiecuję, że coś wymyślimy – miał już w głowie plan. W końcu ostatnio wszyscy pomagali.
- Dziękuję. A miałam jeszcze zapytać. Jedziemy za tydzień na 2 tygodniowy obóz. Może mały by się do nas przyłączył?
- Nie wiem. My też wyjeżdżamy na rehabilitację żony. Ale jakby chciał to czemu nie
- To On prosił żeby pana zapytać
- Pogadam z nim – kobieta dała mu kartę i cały plik ulotek o tym obozie i chwilę później skończył się posiłek. Zabrali chłopca i ruszyli w drogę powrotną.
Super, że ta część jest tak długa.. :) Bardzo przyjemnie się czytało... :):) To dziecko jest silne... :) Mam nadzieję, że się urodzi... :) Jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiona :) Czekam na cd :)
XLVII.
Miał z nim porozmawiać. Ale postanowił wcześniej porozmawiać z Bones zapytać ją o zdanie. W końcu to teraz ich syn.
- Parker a może masz ochotę na weekend z rybami?
- Nie bo ostatnio i tak nic nie złowiliśmy. Ty wujek nie umiesz łowić ryb – śmiali się głośno
- No wiesz?
- Jedziemy do mamy? – ojciec pokiwał głową – tato a ja chcę jechać na obóz
- Wiem. Porozmawiam z mamą i powiem Ci czy możesz ok.?
- Mama się na pewno zgodzi – mały był w 100% o tym przekonany. Wiedział, że okręcił sobie ją wokół małego paluszka .
- Widzisz bracie jak ja wiele mam do powiedzenia? Oni i tak wszystko ustalą między sobą. Zobaczysz u Ciebie też tak będzie
- Tato no bo jak mama wyjdzie to będziecie się mogli zająć batem i siostrą dla mnie. A ja nie będę wam przeszkadzał bo będę na obozie – to był naprawdę mocny argument
- Kochany synu a powiedz mi skąd u Ciebie takie wiadomości?
- Ze szkoły – odpowiedź ta wcale go nie zadowoliła. Właśnie sobie uświadomił, że nie długo będzie musiał przeprowadzić z synem męską rozmowę. Bo ten dzieciak dowie się więcej w szkole niż od własnego ojca
- No tak szkoła. Czego Oni was tam uczą – mruczał sam do siebie. A Jared dusił się ze śmiechu. Reszta drogi upłynęła im w ciszy – Parker tylko ani słowa o obozie do mamy zanim z nią nie porozmawiam zgoda?
- Zgoda ale ona i tak się zgodzi – pewność chłopca była zadziwiająca – ale muszę mamie też coś powiedzieć
- Może o obietnicy wycieczki co?
- Pani Ci powiedziała?
- Wiesz, że Bones nie lubi kiedy w coś się ją wrabia
- Myślisz, że się zdenerwuje? – takiej ewentualności nie brał pod uwagę
- Nie wiem. Ale musisz ją zapytać. Ja tego za ciebie nie zrobię – powiedział na patrzącego na niego bardzo sugestywnie chłopca
- Ale tato... – jęknął
- Trzeba być odpowiedzialnym za dawane obietnice – doszli do pokoju Bones i weszli nie pukając. Dziewczyny plotkowały zawzięcie
- Poważnie? Nie wiedziałam – Brennan patrzyła zdziwiona na przyszłą szwagierkę
- A co Cię tak kochanie dziwi? – podszedł żony i mocną ją ucałował. Parker też dał jej buziaka ale był podejrzanie markotny i małomówny. Jared przywitał się z Padme.
- No to my się będziemy zbierać – pożegnali się i wyszli Bones zwróciła się do chłopca
- Coś się stało?
- Mamo... – zaczął powoli popatrzyła na Bootha a ten mrugnął do niej porozumiewawczo czyli wszystko ok. – no bo ja im obiecałem wycieczkę – wyrzucił z siebie bardzo szybko
- Jaką wycieczkę i komu
- No moim przyjaciołom do instytutu
- Ale wiesz, że ja nie będę mogła jakiś czas pracować?
- Wiem. Powiedziałem, że jak wyzdrowiejesz to dopiero
- Aha. No to skoro tak powiedziałeś to ok. ale pamiętaj na następny raz żeby najpierw się zapytać dobrze? – dostała słodkiego całusa i piękny uśmiech w zamian. Była trochę zmęczona i zaczynało ją boleć – nie pogniewacie się jak się teraz prześpię?
- Śpij kochanie. My tu zostaniemy
- Na noc przyjdzie Cam a wy do domu macie iść i się wyspać
- Ja zostanę – popatrzyła na niego bardzo sugestywnie – no dobra pójdę – chwilę później Bones już spała a Oni wyciągnęli grę którą Parker przyniósł ze sobą. O 20 przyszła Cam z książką pod pachą ale za to cała zasmarkana
- Chora jesteś?
- Przeziębiłam się a nie chciałam psuć weekendu Hodginsom.
Mam inną propozycję. Zabierz Parkera a ja z nią zostanę. Jest osłabiona a choroba to ostatnie na co może sobie teraz pozwolić.
- Ok. myślę, że tak będzie lepiej. Chodź Parker – zabrała chłopca. Mały jeszcze pożegnał się całusem z Bones, która nadal spała i poszli. Booth usiadł w fotelu obok jej łóżka. Patrzył na nią z uwielbieniem. Nie chciał jej budzić ale nie mógł się oprzeć i położył swoją dłoń na jej brzuchu, tam gdzie rosło ich dziecko. Nie obudziła się ale położyła swoją dłoń na jego. Miał wielką ochotę położyć się obok niej bał się, nie tyle pielęgniarek co tego, że sprawi jej ból. Jednak pokusa była silniejsza, zdjął buty i położył się obok niej. Wyczuła Jego obecność i niemal natychmiast przytuliła się do Niego uśmiechnął się szczęśliwy i zasnął. Obudził się parę godzin później. Wokoło było tylko blade światło nocnej lampki. Bones nie spała. Patrzyła na niego z uśmiechem. Nie chciał się poruszać żeby jej nie urazić ale też nie miał na to zbyt wielkiej ochoty.
- Hej jak się czujesz?
- Dobrze. Ból minął. A do tego jest mi ciepło i wygodnie. Pielęgniarka mruczała na nieodpowiedzialnych odwiedzających. Ale wyszła z uśmiechem. Nie żebym narzekała ale nie miałeś przypadkiem iść z Parkerem do domu? A zamiast Ciebie miała być tu Cam
- Przyszła ale była przeziębiona. Nie powinnaś być narażona na zarazki jakie rozsiewa. Zabrała więc małego a ja zostałem
- Jesteś okropny i uparty wiesz o tym?
- Ale i tak mnie kochasz?
- Tak. Nawet bardzo. Powiedziałam o maleństwu Padme
- A ja Jaredowi. W ogóle chciałbym każdemu to powiedzieć
- Booth...
- Wiem, wiem chcesz zaczekać. Ale tak będzie lepiej. Pomyśl jak byłby zawiedziony Parker jakby dziecku coś się stało – to był cios poniżej pasa
- A pro po Parkera. Wiesz co nasz kochany syn ostatnio wymyślił?
- Mam się bać?
- Raczej nie. Posłuchaj chce jechać z dzieciakami na obóz na całe dwa tygodnie. A wiesz jakiego argumentu użył? – pokręciła głową – bo my będziemy mieli czas na zajęcie się bratem i siostrą dla niego – śmiali się oboje wesoło
- Zgodziłeś się?
-Powiedziałem, że zapytam Ciebie. Po czym On stwierdził, że Ty i tak mu pozwolisz. Nie wiem jakim cudem ale owinął sobie ciebie wokół małego paluszka. I korzysta z Tego przy każdej okazji
- Nie mógł sobie mnie owinąć nie dałoby się tego fizycznie zrobić. Nie...
- Kochana żono tak się mówi. Tzn., że spełnisz każdą Jego prośbę
- A wiesz, że nie potrafię się mu oprzeć. Zupełnie jak Jego ojcu – dodała z uśmiechem
- Naprawdę?
- Zupełnie nie wiem jak sobie radzić z Boothami czy to dużym czy to małym.
- Kocham Cię. To co pozwolimy mu jechać?
- Myślę, że tak. Pewnie trzeba wypełnić jakieś papierki. I wieść opłatę. Zajmiesz się tym? I upewnij się, że nie będzie tam nikomu przeszkadzał. Wiesz oni pewnie mają wiele dzieci pod opieką.
- Pytałem już. Dzieciaki go uwielbiają jest dla nich jak guru.
- Nowy samiec alfa?
- Coś w tym stylu – przyciągnął ją do siebie tak dobrze było znowu mieć ją blisko siebie i tulić w swoich ramionach – zaśnij kochanie.
- Nie chce mi się spać.
- A co Ci się chce?
- Coś czego nie powinno się robić na wąskim szpitalnym łóżku – zaśmiał się ale jego ciało miało inne zdanie na temat tego co wolno a co – widzę, że Ty też. A właściwie czuję
- Bones stop! Nie wolno Ci jeszcze. Proszę kochanie nie torturuj mnie – cofnęła dłonie ale się nie odsunęła od Niego – chcesz mnie zabić?
- Nie mam takiego zamiaru. Powinnam pomyśleć o wieczorze panieńskim dla Padme
- Przecież Ona wie, że nie dasz rady
- Ja nie ale znam kogoś kto uwielbia organizować takie imprezy
-Angela, no tak że ja o niej zapomniałem.
- O niej nie da się zapomnieć. Zadzwonię do niej i powiem o co mi chodzi
- I tak tu jutro będą. Mówili coś na temat wypisu?
- Nie wcześniej niż we środę lub czwartek
- W poniedziałek po ślubie zapakujemy Parkera na obóz a sami pojedziemy do tego ośrodka rehabilitacyjnego
- I zajmiemy się bratem albo siostrą dla Parkera – śmiali się wesoło. Takie chwile były najcenniejsze. Dostali od losu drugą szanse i nie mieli najmniejszego zamiaru jej marnować
Parker jest jak jego ojciec... Nie da się go nie kochać... xD :) :) Super dziecko.. :P
Heh.. Hola hola przecież dziecko już rośnie w brzuchu Bones.... :P Oj co za dużo to niezdrowo :P:P Chociaż w ich przypadku muszą nadrobić bardzo duże zaległości w tych sprawach... xD Ok nie wnikam... :P
Czekam na cd :)
XLVIII.
Bones wyszła ze szpitala we czwartek. Na piątek był zaplanowany wieczór panieński u nich w mieszkaniu. Zaś panowie bawili się w mieszkaniu Bootha. Wieczór był bardzo udany dla jednych i dla drugich. Nie skończył się zbyt późno w końcu państwo młodzi musieli się przed ceremonią wyspać. W mieszkaniu została Angela żeby pomóc jej posprzątać i zaczekać na chłopaków
- Powiedz mi słodziutka jak Ty się w ogóle czujesz? Bo powiem, że nie wyglądasz kwitnąco
- Nie jest tak źle. Ale faktem jest, że nie wracam do zdrowia tak szybko jakbym chciała. No cóż muszę się uzbroić w cierpliwość nie mam wyjścia. Jak to Booth mówi głową sufitu nie przebijesz – artystka parsknęła śmiechem
- Chyba głową muru nie przebijesz
- Oj czepiasz się i to i to z cegieł – artystka uśmiechnęła się pod nosem no tak cała Brennan.
- A co na to wszystko lekarz?
- Mówi, że wszystko ok. – zważywszy na okoliczności dodała w myślach
- No to skoro On tak mówi. To pewnie ma rację
- Pewnie tak – do domu wrócili imprezowicze. Jeden z nich już spal. Booth zaniósł go prosto do pokoju. A potem wrócił do dziewczyn
- Jak się udała impreza?
- Zgodnie z przewidywaniami była świetna. Angela tylko takie robi
- Dobra, dobra ty mnie tu już nie czaruj.
- Angela...
- Wiem, wiem nie jesteś czarodziejką. To tylko takie powiedzenie – pokręciła z politowaniem głową i zbierała się do wyjścia
- Do jutra – pożegnała się i wyszła
- A Ty moja kochana żono nie powinnaś już spać? A bynajmniej leżeć i odpoczywać?
- Zaraz się kładę i liczę na to, że szybko do mnie dołączysz
- Będę tam migusiem – poszedł pod szybki prysznic. 10 minut później wszedł do sypialni. Bones czekała na niego z uśmiechem – Bones nie powinniśmy jeszcze – znał jej minę. Widział w jej twarzy ochotę na to samo co On, ale miał też świadomość, że nie powinni jeszcze
- Nie daj się prosić
- Kochanie ja po prostu nie chcę żeby coś Ci się stało
- Nie jestem laleczką z porcelany. Nie rozsypię się jak mnie dotkniesz co najwyżej spłonę jak mnie nie dotkniesz… - oczywiście postawiła na swoim. W końcu nie nazywałaby się Brennan jakby nie miała ostatniego zdania
- Mamo, tato! Wstawajcie – do ich sypialni wbiegł Parker – już 9 – Booth podniósł jedno oko i zerknął na zegarek bardzo szybko się obudził
- Tepme – potrząsnął żoną zamruczała nie mając ochoty wstawać – wstawaj kochanie już po 9 a o 12 mamy być – zamiast mu odpowiedzieć obróciła się delikatnie mówiąc plecami do Niego – Parker ja idę zrobić śniadanie a Ty postaraj się obudzić mamę
- Mamo – ściągnął z niej kołdrę co wcale ją nie ruszyło. Znał jeszcze jeden sposób na opornych śpiochów. Wziął szklankę i nalał wody potem zbliżył się do łóżka Bones miała zamknięte oczy ale jak się okazało wcale nie spała
- Tylko spróbuj – warknęła nie wyspała się. Ale oni nie mogli o tym wiedzieć. W końcu żaden z nich się nie obudził kiedy wymiotowała w toalecie przez pół nocy. A w zasadzie było to nad ranem.
- No to wstawaj musimy się zbierać na ślub
- Daj mi jeszcze 5 minut. I proszę Cię kochany synku przynieś mi szklankę soku najlepiej miętowego
- No dobra – wyszedł a Ona z powrotem zapadła w drzemkę
- Tato mama nie chce wstać
- To do niej nie podobne – zaczął się zastanawiać czy coś jej jest. A może ją boli – a mówiła czy coś ją boli
- Nie tylko chce sok jabłkowy albo miętowy – Booth zaczął kojarzyć w końcu pamiętał, że Rebecca też potrzebowała tego soku i uśmiechnął się – mamy taki?
- Mamy – kupił go ostatnio jak był na zakupach. Nalał do szklanki i dał synowi. Na śniadanie przygotował dla niej grzanki. Podejrzewał, że jej żołądek nie przyjmie nic więcej. A dla siebie i małego jajecznicę – Parker – zawołał chłopca – zanieś jeszcze to mamie
- Mówi, że już wstaje.
- Niech jeszcze leży. I zje te grzanki – pół godziny później weszła do kuchni gdzie Oni kończyli już swoje śniadanie – jeszcze coś do jedzenia?
- Nie, dziękuję za grzanki i sok – pocałowała męża i syna
- Zawsze do usług
- Uważaj bo będę korzystać. No nic moi kochani ja muszę się zabierać. Mam być punktualnie w południe u Padme – zabrała swoje kosmetyki i to co potrzebowała. Wezwała taksówkę wiedziała, że za późno wstali żeby chłopcy mogli ją odwieź – proponuję żebyście też się zebrali bo już późno
- Uważaj na siebie – powiedział jak wychodziła
- Będę. Nie bój się o mnie – z uśmiechem cmoknęła jego usta i wyszła z domu.
Ślub i wesele państwa Jareda i Padme Booth był piękny. Panna młoda i jej 1 druhna miały na sobie tradycyjne stroje indyjskie. Barwne i kolorowe. Pan młody i Jego brat byli w smokingach i oboje, jak na braci Booth przystało, prezentowali się elegancko i wytwornie. Ceremonia zaślubin była tradycyjna. To było niesamowite. Samo wesele też niczego sobie i choć obie: panna młoda i jej szwagierka nie napiły się nawet szampana to nie miały powodu do zmartwienia. Bawiły się świetnie. Oczywiście Bones pod czujnym okiem męża mogła tańczyć tylko tańce –przytulańce. Co wcale nie było takie złe. Około północy dało osobie znać zmęczenie i nie do końca dobra kondycja Tempe. Parker spał już z głową na stole.
- Na nas chyba czas? – pokiwała twierdząco głową. I choć za nic by się nie przyznała była potwornie zmęczona
- Tak. Popatrz na niego. Jest chyba zmęczony
- Ale jakby ktoś go zapytał to pewnie by zaprzeczył – uśmiechali się do siebie
- Miał dobry i radosny dzień
- Tak. Wyszalał się strasznie. Czy Ty wiesz, że nie będzie go z nami aż dwa tygodnie?
- Przerażające prawda? – poszli się pożegnać z młodymi. Potem agent zabrał śpiącego syna na ręce i poszli do domu.
W poniedziałek rano zawieźli chłopca na miejsce zbiórki i wsadzili do autokaru. Wycałował ich i wyściskał i pożegnał machając przez szybę autobusu. Chwilę później pojazd zniknął za zakrętem i tyle
- Wiesz, że to jego pierwszy samodzielny wyjazd na tak długo?
- Będę za nim tęsknić
- Ja też – Bones otarła ukradkiem łzę a Booth był podejrzanie milczący – jedziemy? – pokiwała głową. Ruszyli do ośrodka rehabilitacyjnego. Na miejsce dotarli późnym popołudniem. Ulokowali się w pokoju i poszli do lekarza. Tam Brennan dostała rozkład ćwiczeń na najbliższe dni. Był dość okrojony ze względu na dziecko. A jak dobrze pójdzie to już niedługo będzie w dużo lepszej formie. No i maluszek będzie miał już 8 tygodni. Jak dobrze pójdzie....
XLIX.
Dwa tygodnie minęło bardzo szybko. Bones każdego wieczora była wykończona. Do tych całych ćwiczeń doszły poranne mdłości. Które ją jeszcze bardziej wyczerpywały. Na to nie miała wpływu. Lekarz co prawda chciał jej coś przepisać ale nie chciała.
- Bąbelek i tak już zbyt wiele lekarstw przyjął w swoim krótkim życiu – argumentowała kiedy mąż ją namawiał
- Podoba mi się jak mówisz o naszym dziecku – zawsze dał się przekonać i nauczył się już wstawać wcześniej od Brennan. Zanim wstała miała już przygotowany sok jabłkowo miętowy i suchy tost. Choć wstawanie wcześniej niż ona nie było trudne. Teraz kiedy zaczynała odczuwać pierwsze dolegliwości ciążowe spała zdecydowanie dłużej
- Bo obiektywnie rzecz biorąc to jest nasze dziecko. Więc mogę o nim mówić jak chcę. A ja już je kocham
- Ja też – zniżył się do jej brzucha – słyszysz dziecinko. Tatuś Cię kocha
- Wariat jesteś. Dziecko jeszcze nie słyszy. Na razie jest to bardziej zlepek komórek... – zamierzała zrobić mu wykład na temat ale on był bardzo przewidujący i zamknął jej usta w najbardziej skuteczny sposób, pocałunkiem
- Jutro wracamy i wraca też Parker
- No. Stęskniłam się za nim. A zauważyłeś, że On za nami nie za bardzo? Jak dzwoni to tylko parę minut i już musi lecieć bo mają jakieś zajęcia
- No cóż „tato ja już mam 9 lat i nie jestem dzieckiem!” – zacytował syna naśladując jego głos i oburzenie na sugestie, że przyjadą Go odwiedzić i choć zaśmiewali się z tego to oboje poczuli lekką nutę żalu
- To nie było śmieszne. Dzieci szybko rosną. Popatrz nasze małe ma już 8 tygodni a wydaje się, że to tak dawno wszystko było. Porwanie, przeprawa przez góry, ślub, operacja. A to tylko dwa miesiące
- Masz rację. Czas płynie zbyt szybko. Ale z drugiej strony ten czas był intensywny ale szczęśliwy dla Nas
- Najszczęśliwszy – uśmiechnęła się do niego i przytuliła. Oglądali właśnie zachód słońca ostatni już przed powrotem
Nie wiem gdzie teraz jesteś mamo ale dziękuję Ci za wszystko. Dzięki tobie wiem co w życiu jest najważniejsze. I kto jest dla mnie najważniejszy. Masz rację. Nie był jeszcze czas na mnie. Mam tu zbyt wiele do zrobienia. Zbyt wielu na mnie liczy. Teraz zastanawiam się jak mogłam myśleć, że im na mnie nie zależy. Przecież kochają mnie tak jak ja ich. Zrozumiałam Twoją naukę. Nie zaprzepaszczę swojej szansy. Jeśli gdzieś tam jesteś to mam nadzieję, że widzisz to co ja. Ten zachód jest piękny. Skończył się kolejny dzień. Jestem szczęśliwa i to dzięki Tobie Mamo!
Odwróciła się do Niego. Widziała w tych pięknych czekoladowych oczach zachwyt. I bynajmniej nie patrzył na zachodzące słońce. Wiele osób na świecie oddało by wszystko gdyby tylko jakiś mężczyzna patrzył na nią tak jak On na swoją żonę. Jego wzrok wyrażał bezgraniczną miłość, uwielbienie i oddanie. Przybliżył Swoją twarz do jej i złożył na jej ustach delikatny ale pełen miłości pocałunek...
Czym ja sobie zasłużyłem na tyle szczęścia? Mam wszystko czego może chcieć mężczyzna. Mam wspaniałego 9 letniego syna jest moją dumą i radością. Już niedługo będę miał jeszcze jedno dziecko. mam nadzieję, że będzie to śliczna błękitnooka dziewczynka z kasztanowymi włosami. Będzie miała zadarty nosek stworzony do całowania i usteczka słodkie jak maliny. I choć jest duże prawdopodobieństwo, że będzie wymagała więcej naszej uwagi to i tak już ją kocham. No i mam ją. Cudowną i piękną żonę. Jest miłością mojego życia. Zawsze nią była i nigdy nie przestanie być. I choć czasem jest nieporadna zwłaszcza w emocjach to ja ją po prostu kocham i tyle...
- Wracajmy do pokoju - wziął ją za rękę i poprowadził w stronę ich pokoju...
- Co robimy z resztą wakacji? – zapytała
- Ja to chyba powinienem zacząć znowu pracować – wiedział, że musi inaczej straciłby szacunek do samego siebie
- Wiesz mam jeszcze jedną propozycję. Zabierzmy Parkera do Disneylandu. Teraz jest na obozie. Zafundujmy mu jeszcze trochę wakacji. – zrobiła proszącą minkę i czekała na reakcję. Nie musiała długo czekać. No bo skąd miała wiedzieć, że to jest marzenie jego syna. Wiele razy o tym mówił ale ani jego ani Rebecci nie było na o stać. A On sam nie śmiałby prosić
- Dziękuję – pocałował ją – skąd wiedziałaś, że to było Jego marzenie?
- Bo to jest marzenie każdego dziecka – uśmiechnął się smutno. On też kiedyś oo tym marzył ale to marzenie pozostało niespełnione. Patrzyla na jego smutne oczy – ale nie tylko dziecka. Kto powiedział, że my nie będziemy mogli się bawić razem z nim – twarz mu rozjaśniła się w uśmiechu
- No to jedziemy – na miejscu zbiórki pojawili się prawie wszyscy rodzice. Autokar trochę się spóźniał. Ale dzwoniła jedna z opiekunek, że to tylko korek. Zobaczyli też w tłumie brata Jessici podszedł do Nich
- Witam i jak zdrowie?
- Dziękuję już prawie w porządku. Odpoczęłam trochę i mi lepiej. A Ty byłeś gdzieś na wakacjach?
- Niestety nie mam takiej możliwości. Chcę gdzieś pojechać z małą jeszcze a więcej urlopu nie mam. Parker gdzieś jedzie?
- Chcemy go zabrać do Disneylandu
- My może pojedziemy tam za rok. To dość droga impreza. Może się uda
- Na pewno – podjechał autobus z dzieciakami i chwilę później ściskali już swojego małego chłopca
- I jak było?
- Super! Świetnie się bawiłem – był zachwycony obozem
- A tęskniłeś za nami choć trochę?
- Nie miałem kiedy
- Masz ci wdzięczność syna dla tęskniących rodziców – Booth zrobił żałosną minkę
- Tato ale ja naprawdę nie miałem czasu. Cały czas coś robiliśmy. Albo jeździliśmy na wycieczki. Pokażę Wam na zdjęciach
- Cieszymy się, że dobrze się bawiłeś
- A Wy? Mamo jesteś już całkiem zdrowa? I kiedy będzie dzidziuś? – no i wrocili do punktu wyjścia mieli dylemat powiedzieć mu czy nie powiedzieć. Agent popatrzył na żonę a ta lekko kiwnęła głową za co otrzymała najpiękniejszy uśmiech
- Bawiliśmy się dobrze – dojechali w międzyczasie do domu – a co do dzidziusia to będzie za 7 miesięcy – patrzył raz na jedno raz na drugie i wydał głośny okrzyk radości. Potem ich wyściskał i wycałował – tylko słuchaj synu to jest na razie tajemnica. Nie mów nikomu
- A dlaczego?
- Powiemy im za miesiąc. A teraz mamy dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę
- Jaką?
- Co chciałbyś robić przez resztę wakacji? – spuścił głowę i nieśmiało powiedział
- Bo ja bym chciał jechać do Disneylandu
- No to masz farta synu. Jedziemy na wycieczkę. Zrobimy sobie małe wakacje rodzinne – patrzył na nich z niedowierzaniem „ Czyż świat mógłby być piękniejszy?”
L.
- Mamo
- Myślałam, że jeszcze śpisz
- Obudziłem się na siku. I zobaczyłem, że Ty nie śpisz
- I co? Chcesz mi dotrzymać towarzystwa?
- Nooo. A czemu ty nie śpisz? Jest dopiero 5
- Bo widzisz dzidziuś nie zna się na zegarku i teraz jest głodny – a co miała powiedzieć, że to Ona jest głodna? A skąd przecież nawet śniadań nie jadała a teraz je zdecydowanie za dużo
- No to musisz nakarmić braciszka
- A skąd taka pewność, że to chłopiec a nie dziewczynka
- No w sumie siostra nie byłaby zła. Ale to może potem. Teraz chcę brata – rozśmieszyło ją to stwierdzenie ale nie mogła się przecież śmiać z 9 letniego chłopca
- Tego na razie nie wiemy. Okaże się jak się urodzi – to się chłopcu wcale a wcale nie spodobało – cieszysz się na naszą wycieczkę do Disneylandu?
- Nooooo już dawno chciałem jechać ale tata i mama mówili, że to jest drogie i nie mają pieniążków
- Nie jest tania taka wycieczka ale ja mam pieniądze i teraz i Ty i tata możecie z nich korzystać. Pamiętaj synu, że jak będziesz czegoś potrzebował to zawsze możesz prosić dobrze? Zawsze jednak zapytaj też wcześniej tatę zgoda?
- Zgoda – uścisnął wyciągniętą dłoń i w ten sposób zawarli umowę. W międzyczasie obudził się Booth zaniepokojony nieobecnością żony w łóżku wszedł do kuchni gdzie jego rodzina zajadała płatki na słodko
- A co to za impreza beze mnie? – dołączył do nich a do ucha Brennan wyszeptał – bez Ciebie łóżko jest za zimne i za duże
- Tato czy Ty nie wiesz, że w towarzystwie nie ma tajemnic? – dorośli roześmiali się w głos
- Wiem synu, wiem. Ale nie wszystko można powiedzieć głośno. Niektóre sprawy są przeznaczone tylko dla żony. Jak dorośniesz to zrozumiesz
- Do bani – był wzburzony, że nie wszystko może wiedzieć
- I jak Ci się podoba plan na resztę wakacji?
- Jest super a jakbym mógł zabrać Jessicę to byłoby w ogóle super – spuścił głowę. Nie chciał widzieć ich reakcji. Ale wiedział też, że jest to marzenie Jego przyjaciółki
- Parker to nie takie proste. Jej brat może mieć inne plany – powiedział agent
- Mają gdzieś jechać nad jezioro. Bo Jessi mówiła, że ich nie stać na wycieczkę. Ja jej powiedziałem, że też nie pojadę bo nie mam pieniążków. A teraz ja jadę a Ona nie – dorośli popatrzyli na siebie. Wiedzieli, że są to trudne wybory. I nie łatwo jest to wszystko ogarnąć zwłaszcza dzieciom.
- Widzisz, nie zawsze dostajemy to co chcemy. Stewen może mieć inne plany. Nie jest powiedziane, że pozwoliłby jej jechać z nami. To dumny człowiek. Wychowuje ją jak najlepiej potrafi. Może nie chcieć przyjąć naszej pomocy – i choć Bones nie miała oporów żeby ją zabrać to wiedziała, że jest mało realne to, że będą mogli ją wziąć. Poza tym są jeszcze kwestie medyczne. To nie jest takie proste. I wcale nie jest łatwo to wytłumaczyć małemu, choćby nie wiem jak mądremu dziecku.
- A mogłaby jechać? – patrzył na nich z maślanymi oczkami
- Nie wiem Parker. Nie wiem jak Wy ale ja idę jeszcze spać – czuła się potwornie zmęczona. I głód przestał jej w końcu dokuczać mogła spokojnie zasnąć – nie pogniewacie się?
- Pewnie, że nie. Ja zaraz do Ciebie przyjdę – pocałowała obu i weszła do sypialni
- Parker nie powinieneś o to prosić
- Tato ale Bones mówiła, że zawsze mogę o wszystko prosić
- Wiem tylko popatrz na to z innej strony. Jessi musi mieć specjalną opiekę, trzeba się nią zajmować.
- Ja jej pomogę
- Nie wszystko możesz. Przecież nie możesz jej np. wykąpać tak samo jak ja
- Bo jesteśmy chłopcami?
- Tak. A mama jak wiesz nie dawno była ciężko chora i choć przyszła już do siebie to nie powinna się teraz jeszcze męczyć a zwłaszcza, że jest w ciąży.
- O kurcze – o tym nie pomyślał – a ja chciałem dobrze
- Wiem skarbie. Ale nie wszystko można. Poza tym jej brat napewno chciałby z nią jechać. To niezapomniane przeżycie i powinno się być wówczas z najbliższymi. I choć Ty jesteś jej przyjacielem to Stewen jest jej bratem
- Ale to skomplikowane
- Taka jest dorosłość. Musimy ciągle podejmować decyzje i nie zawsze dostajemy to co chcemy. Niestety
- To ja chyba nie chcę dorosnąć – położył głowę na kolanach ojca był jeszcze śpiący
- Zanieść Cię jeszcze do łózeczka?
-Noo – i prawie zasnął. Agent położył go i sam wrócił jeszcze do łóżka. Była dopiero 6. Bones pośpi jeszcze ze trzy godzinki Parker też no to i on może
Tego samego dnia popołudniu Bones powiedziała
- Zastanawiałam się nad tym o czym rozmawialiśmy o świcie
- Wytłumaczyłem mu dlaczego nie może jej zabrać
- Wiem. Wiem też, że chyba dałabym radę
- Tu nie chodzi tylko o Ciebie ale też o tego mężczyznę. On jest dumnym człowiekiem.
- Tak jak Ty. Może masz rację
- Mam. A poza tym Parker też musi się nauczyć, że nie zawsze wszystko dostanie
- W tym chyba masz całkowitą rację – uśmiechnęła się do Niego – a tak wogóle to gdzie On jest?
-Z tego co mi wiadomo to robi dla nas pokaz ze zdjęć z obozu
- O to super
- Mamy mu nie przeszkadzać aż nie skończy
- Dostałam sms od Angeli wracają jutro i we czwartek zapraszają do siebie na kolację
- Podejrzewam, że wszyscy tam będą
- Prawdopodobnie tak. Odpisałam jej, że przyjdziemy. Mam nadzieję, że dobrze zrobiłam
- Pewnie, że bardzo dobrze. Wiesz, że ja się za nimi stęskniłem
- Taa a zwłaszcza za Sweetsem – parsknęli śmiechem
- Wiesz co sobie pomyślałem – zaprzeczyła głową – że skoro Parker już wie to może byśmy im też powiedzieli – tak bardzo chciał się wszystkim pochwalić
- Jesteś niepoprawny. Mieliśmy zaczekać
- Wiem, wiem ale – zamknęła mu usta pocałunkiem.
- Zobaczymy dobrze? – pokiwał głową na znak zgody ale wcale mu się to nie podobało. „Zobaczymy” zazwyczaj znaczy „Nie”
- Chodźcie już – zawołał z pokoju Parker
- Chodźmy zobaczyć relację z obozu – przez kolejne dwie godziny zaśmiewali się z opowiadanych historyjek. Przed 19 ktoś zapukał do drzwi. Otworzyli a na progu stał Jared z Padme
- Wjedźcie. Już po podróży? – uściskali się i wymienili prezentami
- A gdzie mój bratanek?
- Przed komputerem. Musiał coś natychmiast zrobić jak usłyszał, że trzeba sprzątać
- No i prawidłowo Parker – Jared zawołał chłopca przyszedł niemal natychmiast
- Wujek i ciocia – uściskał ich – a wiecie, że będę miał brata albo siostrę? – i tak miało wyglądać Jego dochowanie tajemnicy
- Wiemy
- Parker to miała być tajemnica – upomniał go ojciec.
- Ale Oni już wiedzieli
- Ale ty nie wiedziałeś, że Oni wiedzą. A powiedziałeś
- Daj spokój nic się nie stało. Jedliście już kolację?
- Właśnie chcieliśmy się na nią wprosić
- No to coś zaraz zamówimy – wieczór upłynął im wesoło. Byli szczęśliwi ale czy to szczęście będzie trwało wiecznie? Tego nie wie nikt...
Jakie świetne części :):):):):):):):)
Wchodzę na forum a tu niespodzianka aż trzy części do przeczytania
Niesamowite jak potrafisz pięknie pisać i tak wszystko jest w Bonesowym stylu
Jesteś wielka i z niecierpliwości czekam na dalsze części (mam nadzieję że już wkrótce)
Kocham każdą postać w Bones ale chyba najbardziej niesamowity jest Parker i ta jego dziecięca bezpośredniość.
Ciekawe czy dziecko B&B chłopcem czy dziewczynką i mam ogromną nadzieję, że będzie zdrowe (mimo tych wszystkich przygód od poczęcia)
Tempe jako mama coś pięknego i jak mówi do dzidziusia "Bąbelek" NIESAMOWITE
Mamy nadzieję że HH wreszcie wpadnie na tak oczywisty pomysł i wreszcie połączy B&B i może będzie dzieciątko ( a co Wy na taki scenariusz dla HH)
Gorąco pozdrawiam :):):):):)
Kisses:*:*:*:*:*:*
Mnie się również całość bardzo podobała... :) Super... !!! :) Masz talent ;)
Mnie się Beatko podoba ten pomysł ze scenariuszem dla HH ;)
Tak pięknie jest, jak się o tym czyta, a co dopiero jakby tak było w serialu... Hmmm... Coś się rozmarzyłam... Ale wydaje mi się, że HH za szybko ich nie połączy... :(
Tego kiedy i czy w ogóle ich połączą nie wie nikt. A póki co możemy się zastanawiać jakby to było. I marzyć, że HH kiedyś spełni te marzenia...
Ps.
Dziękuję Wam za przychylne komentarze chyba nie do końca zasłużone
LI.
W czwartek, w dniu kiedy mieli iść na kolację do Angeli i Jacka Bones wypaliła
- Znalazłam rozwiązanie – mąż popatrzył na nią zdziwiony zastanawiając się do czego Ona pije
- To dobrze a jaki był problem?
- Oj Booth chodzi mi o Jessicę jej brata i wyjazd do Disneylandu
- Podejrzewam, że wiem jakie ale wątpię, że On na to pójdzie. Też o tym myślałem
- To wiesz, że to najlepsze rozwiązanie
- Wiem ale założę się, że On nie przyjmie pieniędzy potraktuje to jak jałmużnę. Jest na to zbyt dumny
- Wiem, ma w tym wszystkim coś z Ciebie. Nie chcę mu ich dać, choć nie byłby to dla mnie problem, bo wiem, że nie weźmie, chce mu je pożyczyć. Pożyczymy mu bez oprocentowania. Będzie mógł spłacać jak mu wygodnie. Co Ty na to?
- Wiesz, że to nie jest taki głupi pomysł?
- Jak się zbierze szybko to może jechać w tym terminie co my. Dzieciaki będą miały wspólną zabawę a my od czasu do czasu czas dla siebie i On też. A może weźmie kogoś jeszcze
- Jesteś genialna!
- Wiem. Obiektywnie rzecz biorąc mam wysoki iloraz inteligencji i dlatego mogę uchodzić za geniusza
- Wiem moje kochanie – przytulił ją do siebie
- Bo z antropologi... – i zamknął jej usta pocałunkiem chwilę później oderwali się od siebie
- To ja idę się z nim umówić na małą kawę
- A ja zajmę się lunchem
- Cześć dzięki, że przyszedłeś
- Cześć nie ma sprawy mam trochę wolnego zanim pojadę po małą. Miałeś jakąś sprawę
- Tak. Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiał. Więc wysłuchaj do końca. Od Parkera wiem a i Ty sam mówiłeś, że Jessi chciałaby pojechać do Disneylandu
- Nie ma mowy – przerwał mu
- My nie chcemy jej zabrać ze sobą. I nie dlatego, że ma zespół Downa. Tylko moja żona jeszcze nie całkiem doszła do siebie po operacji i jest do tego w ciąży. Po prostu nie miałaby siły się nią zajmować ani poświęcić jej takiej uwagi jakiej potrzebuje
- Słyszałem, że była w szpitalu
- Miała guza. Ale jest już wszystko w porządku
- To dobrze. Cieszy mnie to. Ale nadal nie wiem o co chodzi
- Chcemy Ci zaproponować...
- Nie wezmę od Was pieniędzy
- Wiem. Dlatego chcemy Ci je pożyczyć. Bez procentów. Oddasz jak będziesz mógł i kiedy będziesz mógł. Może to być w ratach albo w jakikolwiek inny sposób
- Nie wiem czy to dobry pomysł
- Posłuchaj mnie. Wiem jak trudno powiedzieć dziecku nie, bo nie ma się na to kasy. Parker od dawna chciał tam jechać. I nie łatwo było mu przyjąć do wiadomości, że nie może. Podejrzewam, że u Ciebie jest tak samo
- Jeszcze trudniej. Ona po prostu...
- Wiem nie chce przyjąć do wiadomości. Wiesz ja też byłem kiedyś jeszcze nie tak dawno bardzo dumnym człowiekiem. Nie chciałem niczyjej pomocy. Jja pracuję w FBI, nie płacą najgorzej ale kokosy to też nie są. Bones moja żona jest bogatą kobietą. I wierz mi miałem duże opory. Ale jej choroba i widmo śmierci otworzyły mi nieco oczy. To jest nasza propozycja. Zastanów się. My jedziemy w poniedziałek moglibyście jechać w tym samym terminie. Dzieci dobrze by się razem bawiły. A i My i Ty mielibyśmy trochę czasu dla siebie. W jeden dzień my zabierzemy dzieciaki w drugi Ty. Taka jest nasza propozycja. Ale to od Ciebie zależy czy ją przyjmiesz. Możesz zabrać kogoś jeszcze – uśmiechnął się sugestywnie – zastanów się i daj znać. Ja muszę uciekać. Idziemy dzisiaj na kolację do przyjaciół a trzeba odebrać Pakera jeszcze.
- No chyba czas odebrać. Słuchaj dziękuję za propozycję. Nie wiem czy z niej skorzystam. Obiecuję, że się zastanowię – pożegnali się na parkingu i ruszyli w sumie w jedną stronę.
- Parker pamiętasz co mówiliśmy o dzidziusiu? – zapytał ojciec kiedy szykowali się na kolację z przyjaciółmi
- No, że to tajemnica. Ale nie wiem dlaczego
- Bo tak na razie chcemy żeby było. I proszę Cię nie zapomnij o tym, dobrze?
- Postaram się – a z tyłu skrzyżował dwa palce tak żeby oni nie widzieli
- Parker! – upomniał go – pamiętaj o tym – i pojechali na spotkanie z przyjaciółmi
- Wejdźcie – zapraszał do środka gospodarz – jesteście ostatni
- Mieliśmy małe problemy z wybraniem się
- Ty miałeś a ni my prawda synu? –mały energicznie pokiwał twierdząco głową.
- Nie miałbym jakby ktoś nie zajął łazienki na ponad godzinę
- Przecież Ci proponowałam wspólną kąpiel i sam powiedziałeś, że osobno będzie szybciej
- Tak mi się wydawało. A poza tym kochanie to nie rozmawiajmy o takich rzeczach przy dziecku
- O jakich rzeczach –zapytał zaciekawiony chłopiec
- Dowiesz się jak dorośniesz
- Sam zacząłeś tą dyskusję więc nie rozumiem o co Ci chodzi – zanosiło się na kłótnię którą postanowiła przerwać Angela
- Dość kochani. Wieczór jest długi jeszcze zdążycie się pokłócić
- Ale my się wcale nie kłócimy – zaprotestowali oboje zbyt gwałtownie
- Taaa jasne – padł komentarz z pokojowej kanapy na której siedział nie kto inny jak sam dr Sweets
- Rozgośćcie się. Czego się napijecie?
- Ja poproszę jakiś sok. Może być ananasowy – odkąd była w ciąży miała dziwne zachcianki czasami dość egzotyczne
- Niestety nie ma może być pomarańczowy albo jabłkowy
- Jabłkowy – zdecydowanie wolała ten smak. A bynajmniej teraz bo kiedyś nie cierpiała jabłkowego zajeżdżał jej tanim winem. Angela, znająca doskonale gust przyjaciółki popatrzyła dziwnie ale nie skomentowała
- A dla Was?
- Ja sok pomarańczowy
-Ja poproszę coś procentowego ale nie dużo – kiedy wszyscy mieli już coś do picia można było przejść do rozmowy towarzyskiej. Toczyła się dość gładko w końcu byli przyjaciółmi mieli wspólne zainteresowania zanim podano do stołu Angela zwróciła się do Brennan
- A Ty jak się czujesz po tej rehabilitacji
- Wiele lepiej. Ale do pełnej sprawności mi jeszcze daleko
- To dość długo – Cam jako lekarz wiedziała co nie co na ten temat – co na to lekarz?
- Jest zadowolony z rezultatów – nie wiedziała jak wybrnąć owszem był zadowolony bo wiedział dlaczego nie robi większych. Znał przyczynę. A oni nie. I powstał dylemat powiedzieć czy nie powiedzieć? Popatrzya na zebrane, zatroskane twarze przyjaciół potem na męża który starał się nie wywierać presji. Zaczerpnęła tchu i już miała powiedzieć...
Tak, co do serialu to sobie co najwyżej możemy pomarzyć... Tylko ciekawe jak długo... :P
Ale jak to mówią optymiści "Marzenia się spełniają" :) I mam nadzieję, że tak będzie... :)
Jeśli chodzi o część, to "miła", "sympatyczna" itp :) Najbardziej mnie rozwaliło to, że sok jabłkowy zajeżdżał Bones tanim winem... xD :) heh... Super określenie ;) Ale ja sama nigdy tak nie myślałam o tym soku... :P
I oczywiście czekam na cd :)
Oj jaka surer część każda kolejna jeszcze lepsza od poprzedniej
Izalis nie bądź taka skromna powinnas byc dumna że tak potrafisz pisać
Cieklawe co się dalej wydarzy chyba się domyślam
Czekam z niecierpliwością na kolejne części
Pozdrowienia Dla Marysi i Izalis i dla wszystkich którzy czytają to opowiadanie
Zachęcam do komentowania albo chociaż do napisania "CZEŚĆ"
Kisses:*:*:*
Dzięki Beatka... ;) Również Cię pozdrawiam i Naszą Autorkę opowiadań... ;)
PS: Beatko wiesz jak na "Naszym" forum puściutko.... :( Nikt tam nie zagląda... Że aż smutno... Nie ma nikogo...
To pewnie przez ten czas... RRR... A raczej jego brak...
Kisses... :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*
Dziękuję za pozdrowienia i ja również pozdrawiam wszystkich czytających moje wypociny. A co do braku czasu to niestety taki właśnie nastał czas. Sprzątanie, zakupy itp. A w ogóle to zimno jest Brrrr.
LII.
Zaczerpnęła tchu i już miała powiedzieć o dziecku kiedy mały, niecierpliwy, 9 letni chłopiec wypalił
- No bo mamie nie wolno się teraz męczyć
- Parker ! –próbował go uciszyć ojciec, Bones chwyciła Go za rękę. I uśmiechnęła się znacząco
- No dobra – zamilknął przypomniawszy sobie obietnicę
- Hej co się tu dzieje? – reszta zaczynała się dość niecierpliwić
- Bo Parker chciał powiedzieć. A w zasadzie my chcieliśmy powiedzieć – wziął za rękę swoją żonę – że będziemy mieli dziecko – patrzyli na nich i zastanawiali się czy by na pewno dobrze słyszą
- No właśnie. Będę miał brata
- Albo siostrę – poprawiła go Bones
- Mamo rozmawialiśmy już ja chcę brata. Siostra może być później – reszta aż zanosiła się ze śmiechu i gratulowali przyszłym rodzicom. Kiedy już zasiedli do kolacji temat do rozmowy był tylko jeden. Przyszłe rodzicielstwo państwa Booth
- No dobra to za ile będę ciocią?
- Za 7 miesięcy
- Ale to znaczy, że... – Wendall liczył w pamięci – że....
- Masz całkowitą racje – podsumował agent
- Ale numer – Sweets też był zachwycony tą wizją w zasadzie każdy się cieszył. Jedynie Cam miała zmartwioną minę. Wiedziała czym to grozi w końcu była lekarzem Tempe uśmiechnęła się do niej krzepiąco. To jednak na wiele się nie zdało. Reszta kolacji upłynęła w radosnej atmosferze.
- Macie jakieś plany na resztę wakacji czy wracacie do pracy? – zapytała Cam
- Ja nie wracam w ogóle do pracy. A bynajmniej na razie nie. Nie czuję się na siłach jeszcze. Teraz muszę dba nie tylko o siebie.
- A tak to w przyszłym tygodniu zabieramy Parkera do Disneylandu. A po powrocie wracam do FBI
- W końcu jakiś porządny agent
- A ten co teraz z nim współpracujecie? – nawet nie wiedział z kim aktualnie pracują trochę mu było głupio z tego powodu
- Nie mamy jednego agenta. Przychodzi do nas ten kto akurat ma sprawę
- Aha, to chyba dobrze – uśmiechnął się znacząco
- Polujesz na komplementy? Ale masz rację z Tobą się najlepiej współpracowało
- Słodziutka a Ty co będziesz w takim razie robić?
- Wydawca dawno pytał czy napiszę coś o Maluku, więc chyba się za to wezmę. Ale nie ma obawy. Na pewno będę Was odwiedzać
- Twój gabinet czeka na Ciebie
- Cam ale ja nie wrócę do pracy przed narodzinami a potem to też raczej nie prędko
- Zrobisz jak będziesz chciała pamiętaj jednak, że czeka na ciebie w każdej chwili. Jak będziesz miała ich już dość to wpadaj do nas na chwilę wytchnienia
- Chyba masz rację. Są czasami męczący zwłaszcza zadając pytanie „Jak się czujesz kochanie?” – próbowała naśladować głos Bootha co wywołało salwę śmiechu
- Hej ktoś się tu ze mnie naśmiewa – podszedł do żony i objął ją ramieniem
- My? – zrobiły niewinną minkę – absolutnie, że nie
- A Ty jak się czujesz kochanie – zadał pytanie które wywołało jeszcze większy śmiech kobiet- ej co to jest? Wieczór śmiania się ze mnie? – był delikatnie mówiąc oburzony. Tempe wzięła go pod rękę
- Nie kochanie. Taki mamy po prostu dobry humor
- Poczekaj bo Ci uwierzę – i choć minę miał nadal obrażoną to jego oczy śmiały się wesoło. Pożegnali się dość późno. Parker już spał. Kiedy go rozbierał nawet się nie obudził. Brennan też zmęczona zasnęła zanim On przyszedł do sypialni. No cóż takie jest życie...
W piątek zadzwonił Stewen z informacją, że przyjmuje ich ofertę. W taki sposób w 6 osób, Stewen postanowił zabrać ze sobą swoją dziewczynę, bawili się przez tydzień w świecie bajek Disneya. Dzieciaki padały każdego wieczora zmęczone i szybko zasypiały. Dorośli mieli czas dla siebie. To był wspaniały wyjazd. Wiadomo jednak wszystko co dobre szybko się kończy i ten wyjazd też dobiegł końca zdecydowanie za szybko. Wrócili do Waszyngtonu i do codzienności.
- Wiesz kochanie boję się trochę o Ciebie. Ja wracam do pracy a Ty zostaniesz tu sama. A jak Ci się coś stanie?
- Nic mi się nie stanie. Przecież jestem pod stałą opieką lekarza. Poza tym będę pisać książkę. Zawozić i przywozić Parkera
- Może powiem mu żeby zostawał w domu?
- Nie ma takiej potrzeby. Dam sobie radę. Są jeszcze telefony
- Chyba wolałbym żebyś na te parę godzin jeździła do instytutu. Byłbym spokojniejszy
- Wiesz, że to nie głupi pomysł
- Tylko żadnego badania kości. Pamiętasz co mówił lekarz?
- Pamiętam. A wiesz, że nie mogę się już dopiąć w pasie? – posłała mu szeroki uśmiech
- Nasz bąbelek rośnie – włożył dłoń pod gumkę jej szortów gdzie można było już wyczuć delikatną wypukłość i masował je delikatnie
- Wiesz, że jutro mamy kontrolne badanie?
- Pamiętam. Za nic bym go nie przegapił – dzień później poszli do lekarza. Nie dowiedzieli się nic nowego. Przepisał kolejne witaminy, zważył ją i pobrał krew do badania. Od poniedziałku Booth wracał do pracy a Bones zgodnie z sugestią miała spędzać ten czas w instytucie.
Wypracowali pewien system, który się sprawdzał i wszyscy byli zadowoleni. A dodatkowo Brennan była pod ręką w instytucie jakby mieli jakiś większy problem.
Z jej towarzystwa cieszyła się także Angela, która już w dość pokaźnej ciąży i ku rozpaczy Hodginsa nadal pracowała. A w zasadzie spędzały obie czas na plotkach o plusach i minusach odmiennego stanu. Cam uciekała od nich jak najdalej mogła. Namawiały jej bowiem do tego samego.
- Cam to nie jest takie złe
- Obiecuję, że będę wzorową ciocią ale mama? To nie dla mnie
- Wiesz jakie to cudowne uczucie jak czujesz, że coś Cię w środku kopie?
- Chyba nie chcę wiedzieć. A wierzę Wam na słowo – i wyszła
- Słuchaj chyba musimy jej znaleźć jakiegoś faceta – Angela w myślach przebiegła listę ich wspólnych ale nie tylko wspólnych znajomych
- To chyba nie byłby głupi pomysł. Masz kogoś konkretnego na uwadze?
- Jeszcze nie ale popracuje nad tym. Ty też się zastanów. Może któryś z agentów
- Wiem! Andrew!
- Jaki Andrew? – artystka nie od razu załapała o kogo chodzi
- No Hacker szef Bootha
- Ten z wysokim czołem i dziwną fryzurą?
- Oj czepiasz się. Wyślemy go do fryzjera i będzie ok. – podsumowała antropolog
- Ok. może być. Przybij piątkę – klasnęły się w ręce jak należało na znak zawartej umowy
Tak wiem co to za uczucie nie mieć na nic czasu... Teź tak mam... A wczoraj to już w ogóle... Nie miałam kiedy na kompa wejść, ale jak widać już jestem... :)
Jak fajnie, że wszystkim powiedzieli o ciąży Bones... :) Bardzo fajna, zabawna część w stylu "Bones" Zresztą sama wiesz... ;) CZekam na cd :)
LIII.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić.
- Zaprośmy ich na kolację z nami
- I wierzysz, że On przyjdzie?
- A dlaczego nie
- Bo jeśli mu na tobie zależało, a zakładam, że tak, to raczej nie będzie chciał Cię oglądać jako szczęśliwej mężatki
- Hmmm może masz i rację. Powiedzmy Seeleyowi
- Nie da się namówić bo nie przepada za nim
- No to ja już nie wiem jak
- Już późno dzisiaj nic nie wymyślimy. Jutro nad tym się zastanowimy
- Jutro nie przyjdę idę na badania
- Ja też chodzę co miesiąc już ma dość kłucia
- Niedługo się skończy przynajmniej tobie
- Ale czekaj czy Ty nie byłaś w zeszłym tygodniu u lekarza
- Byłam – chyba nadszedł czas powiedzieć przyjaciółce o ryzyku. Na razie nikt poza rodziną nie wiedział no i chyba Cam się domyślała
- Będę miała robione badania prenatalne i genetyczne bąbelka
- One są ryzykowne
- Wiem ale u mnie wskazane. Ange nasze małe może być upośledzone
- Nie rozumiem – patrzyła na nią zdziwiona
- Byłam już w ciąży kiedy miała operację i potem byłam nieprzytomna. Dostawałam wiele różnych leków które mogą mieć negatywny wpływ na dziecko – artystka aż usiadła z wrażenia
- Nie wiedziałam. Nic wcześniej nie mówiłaś
- Nie chciałam o tym mówić ani myśleć wolę mieć nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Staram się o tym w ogóle nie myśleć ani nie mówić. To trochę pomaga ale nadal wisi to nad nami.
- Wiesz, a ja jestem przekonana, że i tak będzie ok.
- Nie tylko Ty. Booth mówi, że mając takich rodziców nie może być inaczej
- Cały agencik. Ale ja się z nim zgadzam w 100%
- Ja też chcę tak myśleć ale czasami mi nie wychodzi
- A wyniki kiedy będą?
- Dopiero za tydzień. Mnie jednak nie robi to żadnej różnicy i tak urodzę dziecko
- No ja myślę – z uśmiechem zwróciła się do przyjaciółki
- Wszyscy uważają to za pewniak. A ja sama jeszcze może rok temu chyba bym się nie odważyła przy takim ryzyku urodzić.
- Ludzie się zmieniają przeważnie na lepsze. Ale po Tobie wcale jeszcze nie widać, że będziesz miała dziecko
- Ale ja już czuję. Nie mogę się dopiąć w niektórych spodniach i spódnicach
- No cóż tak to już jest. Ja musiałam wymienić niemal całą garderobę
- Ale przecież potem możesz znowu chodzić w tym co wcześniej
- Albo kupię sobie nowe – śmiały się wesoło – w końcu mojego męża stać na to
- No baa. Ja się zbieram muszę odebrać Parkera
- Jechać jutro z Tobą?
- Dzięki ale będzie ze mną Booth
- A jakby. Jak ja mogłam zapomnieć o Twoim mężu – ze śmiechem wyszły z instytutu. Bones pojechała po chłopca a Angela na małe zakupy ku rozpaczy i zgryzocie Jacka. I bynajmniej nie chodziło o sumy jakie wydaje na zakupy ale o to, że jest w zaawansowanej ciąży a wszędzie chodzi sama. To doprowadzało biednego doktora do białej gorączki
- Będzie dobrze zobaczysz – uścisnęła jego rękę
- Dziękuję, że jesteś tu ze mną
- Nie chciałbym być gdzie indziej – i mimo tego, że miał nową sprawę i dużo przy niej pracy. Nie opuścił by jej podczas tak ważnego badania. Siedzieli teraz w poczekalni pogrążeni w własnych myślach.
Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Mi jest obojętne czy nasze maleństwo będzie zdrowe czy będzie wymagało więcej uwagi. I tak je będę kochał już kocham. Przecież jest częścią mnie i częścią mojej miłości. Jak mógłbym odrzucić moje maleństwo? Nie ma mowy. Bones też jest zdecydowana urodzić i kochać to dzieciątko niezależnie od tego jakie będzie i to mnie chyba cieszy najbardziej. Dawniej, ta racjonalna, część jej natury, prawdopodobnie by odrzuciła niedoskonałe dziecko. A może zbyt surowo ją oceniam? Może wcale by tak nie było? Zresztą nie ma co gdybać. Teraz jest dobrze i to jest najważniejsze. Damy sobie ze wszystkim radę. Bo jesteśmy razem i bardzo się kochamy. A co może być w życiu ważniejsze niż miłość i rodzina?
Kocham Cię mój skarbie. Nie ważne jakie będziesz i tak Cię kocham. W końcu jesteś częścią mnie i mojej miłości. A to jest najważniejsze prawda? I nie ważne, że będziesz mnie bardziej potrzebował. A może potrzebowała? Ważne jest, że jesteś. Jesteś chłopcem czy dziewczynką? Parker upiera się przy bracie a Seeley chyba wolałby córeczkę a ja? Nie wiem. Nie ważne kim będziesz czy moim synkiem podobnym do ojca i swojego brata czy córeczką która będzie miała coś choć trochę ze mnie. Poza płcią oczywiście. Ja i tak będę Cię kochać. I Twój tatuś również!
Weszli do gabinetu razem. Lekarz przeprowadzający badanie zadał parę rutynowych pytań a potem znieczulił miejscowo i pobrał próbkę do badania. Wszystko to trwało zaledwie 10 minut. A na wynik trzeba będzie poczekać co najmniej tydzień. A może i więcej
- Kiedy możemy się spodziewać wyniku?
- Napiszę, że to pilne ale i tak trzeba będzie poczekać co najmniej tydzień
- Długo
- Niestety takie są terminy tego badania.
- Dziękujemy
- Dobrze by było jakby pani przez najbliższe dwa dni poleżała. Wszystko przebiegło zgodnie z planem ale na wszelki wypadek zalecałbym ostrożność
- Dobrze, skoro Pan tak mówi – pożegnali się i wyszli
- Wezmę sobie wolne
- Booth nic mi nie będzie.
- Nie powinnaś być sama w domu. On mówił, że powinnaś zostać w domu i leżeć
- Kochanie masz teraz śledztwo na głowie. Nikt nie da Ci wolnego – argument nie do przebicia i zresztą słuszny. Zasępił się
- Nie ma rady. Parker zostaje w domu. Tak będzie najlepiej
- A wiesz, że On może mieć inne plany?
- Ma też obowiązki i powinien się z nich zacząć wywiązywać. Rozpuszczamy go strasznie. Pozwalamy mu prawie na wszystko
- Daj spokój są wakacje. Ma do tego prawo
- Ale przez dwa dni nic mu się nie stanie. Zastanawiam się tylko czy On utrzyma Cię w ryzach?
- Jakich ryzach? I dlaczego ma mnie trzymać w papierze – biedny agent nie wytrzymał i zaśmiał się głośno – to znowu jakieś głupie i nie mające sensu powiedzonko? Mógłbyś mi łaskawie wytłumaczyć? – wkurzyła się
- Kochanie chodzi o to, że nie wiem czy On dopilnuje żebyś leżała. Zaraz Go czymś przekupisz – pomyślała i stwierdziła, że ma rację.
- Damy sobie radę.
- O nie! On zostanie ale przyślę do Was Sweetsa
- Proszę tylko nie On. Zaś będzie gadał o psychologii. Zamęczy mnie
- No to Angelę
- Jeszcze gorzej nie da mi iść nawet do ubikacji
- I właśnie o to mi chodzi. Postanowione. Angela spędza z Tobą dwa najbliższe dni!
ŚWIĄTECZNY PRZERYWNIK
Takie trochę inne. Nie na czasie nie ma Hanny. Takie nierealne świąteczne coś
Zastanawiam się dlaczego w tym roku nikt nie pyta jak spędzam święta. Pewnie już przyzwyczaili się, że ja zawsze gdzieś jadę. W końcu na świecie jest jeszcze tyle nie odkrytych śladów przeszłości. Nawet dostałam kilka propozycji. Nie przyszły jednak na adres instytutu, jak zazwyczaj, a do niej prywatnie. Więc praktycznie nikt o tym nie wiedział. Zresztą oni mają swoje rodziny. A ja to tylko taki dodatek. Hej Brennan jaki dodatek i dlaczego użalasz się nad sobą? Zwariowałaś czy co? Święta przecież to taki sam czas jak każdy. A, że data jest 25 grudnia? No i co w tym dziwnego. Rok ma 365 dni a każdy z nich inną datę więc co dziwnego jest w dacie 25 grudnia? Nic absolutnie nic! Więc weź się w garść i do roboty! Wydawca nie będzie wiecznie czekał a wspomnienia z Maluku szybko ulatują.
Wzięła się za pisanie książki. Do świąt został trochę więcej niż tydzień. Nie pracowali już we wigilię. Będzie miała dużo czasu tylko dla siebie. Po drugiej stronie miasta Booth rozmawiał z synem
- Tato ale ja wolę spędzić ten czas z Tobą i Bones. Nie chcę jechać w góry z mamą i jej nowym chłopakiem
- Nie lubisz Toma?
- Lubię. Jest fajny ale Oni się zajmą sobą a ja będę się nudził
- Parker wiesz, że to nie takie proste. Ustaliliśmy z mamą, że z nią spędzasz święta a ze mną sylwestra i Nowy Rok. Odwrotnie niż w zeszłym roku
- A czy ja już nie mam nic do gadania? Mam w końcu 9 lat! – agent śmiał się w duchu. 9 lat to w końcu poważny wiek – wczoraj powiedziałem mamie, że chcę zostać z Tobą
- Bardzo się zdenerwowała?
- Trochę – nie chciał powiedzieć co mama mówiła bo to nie była prawda. Wcale Ojciec go nie namawiał na to. To była Jego własna inicjatywa
- Parker nie powinieneś denerwować mamy. A zwłaszcza przed świętami
- A Ona mnie może? – mały dość wcześniej zaczynał bunt. Nie był jeszcze nastolatkiem a już miał własne dość zdecydowane zdanie na niektóre tematy. I nie zawsze zgodne z wolą Jego rodziców. Nie na darmo był nazywany mądrym dzieckiem.
- Kochany synu to przywilej rodziców – uśmiechnął się z pobłażaniem do niego
- A co z Tobą i Bones?
- Nie wiem co Ona będzie robić pewnie pojedzie gdzieś za granicę
- A po co?
- Widzisz Ona nie wierzy w święta
- Jak to nie wierzy w święta? Przecież to cudowny czas jest kolorowo, jest choinka i żłobek. No i przychodzi Mikołaj. Jak można w to nie wierzyć
- Bo kiedyś podczas świąt wydarzyło się jej coś przykrego i od tej pory nie chce ich obchodzić żeby jej nie przypominało się to co było przykre
- Aha – wcale go taka odpowiedź nie zadowalała. W jego małej główce kiełkowała pewna myśl. Tak musi to zrobić!
- Dr Brennan jakieś szczególne plany na święta? – zapytała jej szefowa
- Będę pracować – a gdzie to już nie ważne pomyślała
- Nie powinnaś wyjeżdżać żeby pracować. Wyjeżdża się żeby odpocząć
- Cam wybacz ale ja...
- Tak wiem nie wierzysz w święta. Ale mimo tego Wesołych Świąt – powiedziała żegnając się z nią
- Dziękuję i nawzajem – był dzień przed wigilią. Ostatni dzień pracy w instytucie. Pożegnała się z nią. Angela i Jack mieli święta spędzać z ojcem artystki.
- Brennan na pewno nie chcesz jechać z nami?
- Nie. Jedźcie i bawcie się dobrze
- A Ty nie pracuj tylko odpocznij w ciepłych krajach czy gdzie tam jedziesz – uśmiechnęła się do nich. Nawet Oni nie wiedzieli, że Ona zostaje w Waszyngtonie. W sumie jakby zapytali powiedziałaby ale nikt jej o to nie zapytał
- Postaram się. Jedźcie już – instytut opustoszał. Pozostała tylko Ona. Miała jeszcze tylko skończyć raport i wrócić do domu. Zaszyć się w mieszkaniu na parę dni.
- Bones – odwróciła się słysząc cieniutki głosik
- Parker co Ty tu robisz? Miałeś jechać z mamą w góry – wiedziała o tym od partnera
- Oni pojechali a ja nie – chcieli żeby z nimi poleciał. Ale On nie miał na to ochoty. Wsiadł do samolotu i przy pierwszej okazji z niego wysiadł zanim zdążył wystartować. Nikt nie zauważył. Poszedł do Ojca ale nikogo nie zastał. Trochę zajęło mu znalezienie instytutu
- Powiedz mi czy mama wie o tym? – miała niejasne przeczucie, że Rebecca o tym nie wie
- Nie. Byli tak zajęci sobą w samolocie, że chyba nawet nie słyszeli, że idę do ubikacji
- Parker tak nie wolno! – już wykręcała numer partnera usłyszała w słuchawce „Abonent czasowo niedostępny” – tata ma wyłączony telefon
- Byłem u Niego w domu ale nikogo nie ma – Bones obdzwoniła FBI, Royal Diner nigdzie go nie było. Zrobiło się późno przecież nie mogą tu stać. Nagrała się na pocztę agentowi prosząc o pilny kontakt – i co teraz?
- Chyba pojedziemy do domu. Wiesz gdzie mieliście jechać w góry? – podał jej nazwę miejscowości. Cholera to na drugim końcu kraju. Już w domu poszukała numer na tamtejsze lotnisko i zostawiła wiadomość dla Rebecci i prośbę o telefon. W informacji obiecali, że Ona dowie się jak tylko samolot wyląduje – i co teraz?
- Nie wiem – był zupełnie nie zmartwiony. Zresztą jak miał być zmartwiony skoro planował to od dawna. Co prawda wolał żeby ojciec był z nimi ale nie mógł przewidzieć, że Jego nie będzie w domu – mogę zostać z Tobą?
- Pewnie. Tata miał jechać do Papsa – Pewnie tam jest. Próbowała się tam dodzwonić ale usłyszała, że można dzwonić o 9 do 17. czy wszystko sprzysięgło się przeciwko niej? – poszukamy Ci coś do spania – chwilę później leżeli na kanapie zajadając popcorn i oglądając jakąś świąteczną komedię. Nie wiedzieli kiedy nawet zasnęli. Obudziło ich walenie do drzwi. A raczej ją bo mały się nawet nie obudził. Popatrzyła na zegarek 3:15. podeszła do drzwi za nimi stali dwaj umundurowani funkcjonariusze. Domyśliła się o co chodzi i otworzyła drzwi
- Dzień dobry przepraszamy za porę ale poszukujemy Parkera Booth. Dostaliśmy informację, że może być pod tym adresem
- Dzień dobry proszę wejść. Tak jest u mnie ale w tej chwili śpi
- Jego matka jest chora ze zdenerwowania
- Rozumiem. Zostawiłam jej wiadomość na lotnisku gdzie będą lądować
- Informację dostaliśmy od pilota. Byliśmy już u jego ojca ale tam nikogo nie ma. Jego mama wpadła na pomysł, że może jest u pani
- Jest śpi – pokazała im zwiniętego na kanapie, przykrytego kocem chłopca – a swoją drogą jak można nie zauważyć, że syn wysiadł z samolotu i odlecieć bez niego?
- Podobno poszedł do ubikacji
- Tak ale skoro wysiadł to jakiś czas musieli być jeszcze na ziemi. Z tego co wiem nie chciał z nimi lecieć tylko zostać z tatą. I chyba postawił na swoje – policjanci uśmiechnęli się
- A pan Booth jest?
- Jest u swojego dziadka w domu opieki. Wraca dzisiaj – małe kłamstewko. Nie miała pojęcia gdzie On jest ani kiedy wraca
- Rozumiem. Dziękuję za informację i przekażę ją. Przepraszam za kłopot ale rozumie pani
- Rozumiem – pożegnała ich i popatrzyła na śpiącego i niczego nie świadomego chłopca. Zaniosła go do sypialni tam będzie wygodniej. A sama położyła się obok niego.
Spała jeszcze kiedy zadzwonił telefon
- Halo – zaspanym głosem powiedziała do słuchawki – tak jest ze mną. Rebecco nie martw się. Wiem, że źle zrobił ale to chyba nie moja wina? – była złą, że tamta wyładowuje swoją złość na niej – Może ze mną zostać Booth dzisiaj wraca. Słuchaj to nie Jego wina. Czy wyjechałby jakby wiedział, że mały zostanie? A co z Ciebie za matka, że nie zorientowałaś się, że go nie ma przez godzinę – to przyniosło dobry skutek. Tamta się uspokoiła – nie ma potrzeby żebyś wracała. Może zostać. Ale zaraz chwila przecież mieliście wrócić po świętach. A czy Booth o tym wiedział? Z tego co wiem miał z nim spędzić Nowy Rok. Słuchaj nie będę się wtrącać w wasze sprawy ale to nie jest gra fair. Śpi teraz. Dobrze zadzwoń później. Cześć – odłożyła słuchawkę. A mały otworzył oczy – nie spałeś?
- Nie chciałem z Nią rozmawiać. Była bardzo zła?
- Martwiła się
- Ale nic mi nie jest, jestem z Tobą – dyskusja z nim nie miała sensu. Musiała jeszcze dodzwonić się do Booth
- Co będziemy dzisiaj robić? – zapytała po kilku próbach kontaktu z partnerem
- Idziemy po choinkę bo jej nie masz. A co to za święta bez choinki
- Ja nie obchodzę świąt
- Ale ja je obchodzę – i co miała powiedzieć na taki argument? Nic! Całe przedpołudnie spędziła z chłopcem na zakupach. Mieli dużą choinę pełno światełek i ozdób. Kupili też trochę jedzenia. W końcu coś musieli jeść a zanosiło się na to, że będą we dwoje bo Booth zapadł się pod ziemię...
- Paps muszę znaleźć jakąś ładowarkę
- A po co Ci w święta telefon?
- Zadzwonić do Parkera chciałem i złożyć mu życzenia – zapomniał zabrać swojej ładowarki
- Skorzystaj z telefonu w recepcji – na szczęście pozwolono mu skorzystać. Wykręcił numer do syna a w słuchawce zamiast Jego usłyszał głos Brennan. Popatrzył na numer ale wszystko się zgadzało
- Bones tata zdzwoni – pokazał jej telefon
- Daj ja z nim pogadam. Halo? Nie pomyliłeś się. Jest obok mnie. To długa historia ale w skrócie wysiadł z samolotu i szukał Ciebie. Pojechała. No nie zorientowała się że wysiadł. Tak rozmawiałam już z Nią. Odwiedziła mnie też policja. Nie nic mi nie zrobili. W końcu na coś się przydała moja sława. Ok. czekamy. Pewnie, że tak im więcej tym weselej. Jedzenia mamy dość! Też mamy. Byliśmy dzisiaj na zakupach. Czekamy – odłożyła słuchawkę – no tata z Papsem przyjadą do Nas. Ubierali choinkę i całkiem dobrze się przy tym bawili. Było już po 19 jak do jej domu wpadli dwaj panowie Booth
- Parker ja Cię normalnie
- Tato mówiłem Ci, że nie chcę z nimi jechać – odparł ze stoickim spokojem
- Ale to co zrobiłeś to nie było dobre
- Oni chcieli wrócić dopiero 3 stycznia – a więc mały wiedział
- Mama nie zrobiła dobrze ale Ty też nie. Dzięki Bones
- Nie ma sprawy
- Myślałem, że gdzieś jedziesz
- Nie miałam żadnych planów
- Dlaczego nie powiedziałaś?
- Wszyscy opowiadaliście o swoich planach. Każdy ze swoją rodziną – podszedł do Niej i ją przytulił
- Ty należysz do mojej rodziny
- Ja?
- Tak Ty – uśmiechnął się do niej i delikatnie musnął jej usta swoimi – kocham Cię – powiedział szeptem – myślałem, że to oczywiste
- Kiedyś to mówiłeś. Ale nie wiedziałam czy to aktualne
- Jak najbardziej aktualne. Moje kochanie – całej tej scenie przyglądał się senior Booth i Parker ten drugi z poczuciem dobrze spełnionej misji uśmiechał się szeroko – a Wy co tak patrzycie? Trzeba kolację przygotować – powiedział nie wypuszczając ją ze swoich ramion
- No dobra, chodź dziadku. Bones prawie wszystko już przygotowała
- Wiesz, że masz niesamowitego syna? – powiedziała kiedy tamci zniknęli w kuchni
- Wiem. Nadal nie rozumiem co chciała osiągnąć Rebecca
- Chciała, żeby tamten był ojcem dla Parkera. Niechcący się wygadała kiedy zarzuciłam jej, że okłamała Ciebie.
- O nie! Nie odbierze mi syna!
- Nie bój się mały Cię kocha i choćby dlatego nie ma na to szans. Siadamy do kolacji?
- To nasze pierwsze wspólne rodzinne święta
- Rodzinne... – zastanowiła się chwilę - ... tak masz rację. Rodzinne
O w sumie to ciekawa jestem, jak Angeli i Bones wyjdzie swatanie Cam z Andrew.... xD heh... Oj ciekawe ciekawe... PO Angeli jak najbardziej mogłam się tego spodziewać, ale po Bones... !!! xD Heh... :P
Świetna część ;) Najbardziej podobało mi się zakończenie... :) Oj Angela nie dopuści by Bones się przemęczała... ;) Booth może być spokojny ;) CZekam na kolejną część :)
Świąteczny przerywnik.... :) Ękstra opowiadanko... ;) Parker jest super... heh.. Już to kiedyś pisałam, ale strasznie lubię tego chłopca i jak występuje w opowiadaniach... Mnie osobiście bardzo się podoba jak odzwierciedlasz go w swoich opowiadaniach... :) Dobrze Ci to wychodzi... ;)
Wiem dlaczego nierealne... I każdy o tym wie... Niestety...
Pozdrawiam :)
Skąd pomysł? Hmmm Nie wiem. Sam mi wpadł do głowy. Bardzo lubię ten film a opowiadania ff pozwalają pofolgować trochę i stworzyć trochę inny obraz z postaciami tego serialu. Takie "co by było gdyby..."
Pozdrawiam
LIV.
- O witajcie. Myślałam, że tylko Angela przyjdzie
- I słusznie ja muszę wracać do instytutu. Od dzisiaj ma zakaz prowadzenia samochodu – patrzyła na wściekłą artystkę – zanim zapytasz. Rozwaliła wczoraj zderzak
- Ale to tylko zderzak! – zaprotestowała głośno
- Nie chodzi o ten cholerny zderzak! Tylko o Twoje bezpieczeństwo! Mogło Ci się coś stać – był nie lada wściekły
- Niestety w tym muszę mu przyznać rację Ange
- O nie i Ty przeciwko mnie? Obie mamy nadopiekuńczych mężów myślałam, że choć Ty mnie zrozumiesz
- Nie jeśli chodzi o Twoje bezpieczeństwo – artystka została pokonana własną bronią
- Pilnuj jej – poprosił ładnie a raczej kazał Hodgins i pojechał do pracy
- No to co mamy dzisiaj w planach? – zapytała Brennan. Artystka nieprzywykła do bezczynności wypaliła
- Zakupy!
- Ale przecież mnie nie wolno wychodzić
- I pomyśleć, że żyjemy w XXI wieku! A od czego jest Internet i zakupy online?
- Ale może najpierw śniadanko? Na co masz ochotę?
- Coś mega ostrego – zamówiły na śniadanie pizze na bardzo ostro. Po skonsumowaniu zabrały się za zakupy. Angela co chwilę masowała sobie plecy. a na sugestię odpoczynku reagowała jak przysłowiowa płachta na byka
- Nie ma mowy, Jack zmusza mnie do leżenia jak jesteśmy w domu teraz nie mam zamiaru
- Ale bolą Cię plecy
- Całą noc mnie bolały. A nic tak nie relaksuje jak porządne zakupy chociażby przez Internet
- A gdzie Cię boli? Może pomasuję? Znam się na tym
- Wiem, wiem ale nie chciałabym skończyć jak biedny Booth z wpadniętym dyskiem unieruchomiona na dłuższy czas
- To wcale nie była moja wina – zrobiła obrażoną minkę – Ja naprawdę znam się na masażu
- No dobra próbuj – usiadła wygodnie i poddawała się jej zabiegom i było to o dziwo całkiem dobre – o kurcze ale mi dobrze oj znowu muszę iść do ubikacji – zerwała się ale nie zdążyła. Na podłodze w miejscu gdzie stała zrobiła się spora kałuża – o cholera. Przepraszam zaraz posprzątam
-Angela – patrzyła na plamę na dywanie – to chyba nie sikanie. Chyba, że sikasz krwią
- O nie! – wpadła w panikę
- Chyba wody Ci odeszły i to nie jest już śmieszne dzwonię po karetkę – wykręciła nr pogotowia obiecano jej, że za pół godziny będzie karetka. I przekonywano, że pierwsze porody trwają nawet 12 godzin – słyszałaś co mówiła dyspozytorka. Mamy jeszcze dużo czasu bez paniki
- Ale ja nie mam skurczów a muszę przeć
- Nie, na pewno nie jest to konieczne. Najpierw są skurcze a potem parcie
- Tak mówili w szkole rodzenia.
- Połóż się na łóżku
- Całe pobrudze.
- Kupisz mi nowe. Podobno Cię na to stać – obie się zaśmiały nagle zamiast uśmiechu na twarzy Angeli pojawił się grymas bólu – może na wszelki wypadek poczytam w necie coś o porodzie
- Może być bo coś mi się wydaje, że junior ma wszystko gdzieś – Brennan czytała o porodzie w domu. Co będzie jej potrzebne a potem chodziła i zbierała.
- Tu piszą, że powinnam sprawdzić rozwarcie
- No to sprawdź – Brennan pomogła się jej rozebrać i okryła prześcieradłem
- O rany! – to było za dużo nawet jak dla niej
- Coś nie tak? – zapytała z przestrachem
- Widać już główkę. A tutaj piszą, że to ostatnia faza porodu
- Nie może być jej widać. To nie może stać się tutaj. Poza tym zostało jeszcze 4 tygodnie – była przerażona
- Przykro mi to mówić ale chyba to stanie się tutaj. Nawet jak przyjadą medycy to nie zabiorą cię w trakcie akcji porodowej
- Zadzwoń do Jacka – Brennan posłusznie wykonała polecenie
- Nie mogę się dodzwonić. Może jest w terenie z Boothem – wykręciła numer do agenta – no cześć. No mnie w sumie nic ale słuchaj szukam Jacka. To super. Przywieź go tu migiem najlepiej na sygnale. Nie wiem czy to jest coś ale Angela rodzi u nas w domu. No rodzi to takie coś kiedy dziecko przychodzi na świat. Tak mają być za jakieś 15 minut ale i tak już nie zdążą – w tym momencie rozległ się krzyk rodzącej – muszę kończy po prostu go tu przywieź – rozłączyła się – mówiłam, że jest na miejscu zbrodni
- Jak to boli! Nigdy więcej dzieci! Przyjedzie? Ja chcę żeby tu był
- Przyjedzie. Booth go przywiezie na sygnale
- Ahhhhhh – i kolejny krzyk zadzwonił telefon odebrała – tak to ja zgłaszałam. A nie możecie przysłać kogoś innego? Bardzo widać już główkę. To się starajcie. Mam co prawda doktorat ale z antropologii a nie z medycyny. Dobrze czekam na informację – rozłączyła się – był wypadek i mają opóźnienia
- A ja to nie nagły wypadek?
- Dzwonię do Cam może Ona zdąży. Cam? Przyjedź do mnie jak najszybciej. Angela rodzi, karetka się spóźnia bo był wypadek, a ja wiem o porodzie tyle ile wyczytałam z neta. Pospiesz się widać już główkę. Dzięki! Zaraz będzie z instytutu do mnie jest 15 minut będzie szybko – pocieszała młodą mamę a sama wpadała w co raz większą panikę.
- Gdzie do cholery jest mój mąż! – oj robiło się nie ciekawie. W tym momencie do domu wpadli mężowie. Hodgins od razu dopadł żony
- A mówiłem kochanie żebyś została dzisiaj w domu?
- Tylko mi teraz bez pretensji – dało się słyszeć kolejny krzyk. Booth zbladł
- To ja zagotuję wody albo coś – i wyszedł
- Tchórz – zaśmiała się Brennan – karetka utknęła w korku. Cam zaraz tu będzie
- Dzięki a innej nie mogli wysłać
- Wysłali z innego szpitala ale to trochę potrwa. A Ona chyba nie może już czekać.
- To może ja dotrzymam towarzystwa agentowi
- Siadaj tu draniu! Ani waż się stąd ruszać! To Twoje dziecko i Twoja wina – biedny przerażony doktorek został posłusznie i bardzo starał się nie zemdleć. 10 minut później pewna mała istotka oznajmiła swoje przyjście na świat głośnym protestem. Brennan zawinęła dziewczynkę w czysty ręcznik i podała Angeli
- Dziewczynka – po policzkach kobiet płynęły łzy chwilę później do pokoju weszła Cam
- Widzę, że nie jestem już potrzebna
- Wejdź dalej i ją zbadaj. Ja muszę... – i to było już za wiele emocji dla biednej Bones i zemdlała
- Booth! – zawołała Cam – zabierz ją stąd
- Co się stało? – lekko się zdenerwował
-Prawdopodobnie z emocji zemdlała. Połóż ją niech odpocznie.
- A jak coś jej się stało? Miała wczoraj badanie i powinna leżeć przez co najmniej dwa dni
- Jak przyjedzie karetka niech zabiorą je obie. Ja się tym nie znam
- Ok. – zaniósł żonę do pokoju Parkera przytomność odzyskała dość szybko
- Booth? Jak Ange i mała?
- Cam mówi, że obie mają się dobrze i właśnie przyjechała karetka. Ciebie też zabierze
- Nie ma potrzeby
- Zemdlałaś
- Jestem w ciąży to normalne – do pokoju wszedł lekarz
- Podobno panią też zabieramy
- Nigdzie nie jadę
- Jedziesz. Żona jest w ciąży i miała wczoraj pobierany płyn owodniowy. Powinna leżeć. Aangela miała dotrzymać jej towarzystwa ale zamiast tego przyjęła jej poród
- Mąż ma rację powinien panią zobaczyć ginekolog – poparł agenta
- No dobra niech wam będzie – była zbyt zmęczona na kłótnie. Karetka zabrała obie kobiety i dziecko. mężczyźni pojechali za nimi samochodem Bootha
Super część !!! Bardzo w stulu "Bones" xD heh... Poprawił mi się humorek... ;) Dziękuję...
Ach Ci mężczyźni... ha ha :):) :D:D
Ciekawe jak Angela z Jackiem dadzą na imię swej córce... :)
Czekam na cd :)
LV.
No i znalazła się znowu w szpitalu. Nie cierpiała tego zapachu. Nie cierpiała tego miejsca i bezczynnego leżenia. A dzięki swojemu mężowi jest znowu uziemiona w tym paskudnymi sterylnym miejscu.
Czy On musi być zawsze taki uparty i zasadniczy? Wiem, że troszczy się o mnie i o bąbelka ale bez przesady. Przecież też chcę żeby wszystko było w porządku a traktuje mnie jak smarkulę która nie potrafi o siebie zadbać. Nic mi nie jest i kiedy do cholery przyjdzie jakiś lekarz żeby to potwierdzić. Wrócić wreszcie do domu. Nie odezwę się do niego nie ma mowy. Niech lepiej nie podchodzi za blisko bo zostanie bez tych równych ząbków. Znowu chce mi się spać ale nie będę. Muzę być przytomna jak przyjdzie lekarz inaczej oni umieszczą mnie tutaj na 2 najbliższe dni. Nie zasnę...
Cholernie uparta kobieta! Do tego się obraziła. Co ja jej takiego zrobiłem? Czy to źle, że się o Nią troszczę? Każda inna byłaby zadowolona ale nie Ona! Przecież ja chcę dobrze. Tak się o Nią boję i o nasze maleństwo. Czy nie może tego zrozumieć? Jest taka krucha i choć ciąża jej ewidentnie służy bo jest jeszcze piękniejsza to nie powinna się przemęczać a już na pewno odbierać poród swojej przyjaciółki. Gdyby coś im się stało. I do cholery dlaczego się obraziła? Ostentacyjnie obróciła się do mnie plecami. Ja nigdy nie zrozumiem kobiet. Zwłaszcza tej kobiety!!!
Nawet nie wiedziała kiedy ale zasnęła. On stał przy oknie żeby jej bardziej nie denerwować. Powinien wyjść i zadzwonić do szefa a potem do Sweetsa żeby odebrał Parkera. Do tego kolejna ofiara w prowadzonym śledztwie. Za dużo jak dla jednego biednego agenta. A jakby tego było mało to jego żona postanowiła się zachowywać jak kobieta i pokazywać fochy. Powinien to zrzucić na ciąże i cały stres z nią związany. W końcu to nie jej wina, że hormony szaleją. Wyszedł na chwilę wykonać parę telefonów. Zaraz potem przyszedł jej ginekolog. A, że spała to On powiedział jak u się znalazła
- Ona miała odpoczywać. Jej przyjaciółka miała jej pilnować. Tylko Ona była w stanie to zrobić. A wyszło na to, że Tempe musiała odebrać jej poród. A po wszystkim zemdlała. Przywiozłem ją tutaj wbrew jej woli i trochę się na mnie złości. Ale wolę nie ryzykować
- I dobrze pan zrobił. Nie jest powiedziane, że to jej zaszkodziło ale w tym wypadku powinniśmy być podwójnie ostrożni. No cóż i tak muszę ją obudzić do badania. Dr Brennan
- Ja nie śpię tylko mam oczy zamknięte – wbrew temu co mówiła spała. Ale nie chcieli jej denerwować
- Proszę się położyć na wznak – odpowiedziało mu delikatne chrapanie – może pan spróbuje – Booth delikatnie nią potrzasnął
-Hej śpiochu pan doktor chce Cię zbadać – żadnej reakcji – potem jak nic Ci nie będzie wrócimy do domu – to było właściwe zdanie obudziła się bardzo szybko przekręciła się na wznak ale nadal nie odzywała do męża tego tyrana
- Wygląda na to, że wszystko w porządku. Tętno płodu normalne, nie krwawi pani. Odczuwa pani jakiś ból?
- Nie. Nic mi nie jest mówiła to już temu tyranowi, mojemu mężowi. Ale On zawsze musi postawić na swoim – lekarz zaśmiał się wesoło
- Martwi się to dobra cecha. Nic Pani nie jest. Może pani wracać do domu
- Słyszałeś? Nic mi nie jest. Oddaj moje ubranie – wyciągnęła rękę Booth nie chcąc dalej jej denerwować potulnie spełnił żądanie. Lekarz wyszedł uśmiechając się pod nosem – a teraz idziemy do Angeli i malutkiej
- Bones...
- Nic nie mów! – nie powiedział już nic więcej tylko chwycił ją pod rękę i skierował się na właściwy oddział. Weszli do jej pokoju
- Widzę, że tatuś nie próżnował
- Jest szczęśliwy – odpowiedziała artystka – a Ty jak się czujesz. Bo w karetce byłaś niewyraźna
- Nic mi nie jest – popatrzyła na męża morderczym wzrokiem
- Daj mu spokój. Kocha Cię i się martwi
- A jak mała?
- Ma już imię wybrane jednogłośnie i musisz się zgodzić
- A co ja mam do tego?
- Bo to będzie Twoja imienniczka
- Aaaa. Nie znam niogo o tym samym imieniu i nie mam nic przeciwko żeby znać – uśmiechnęła się do niej – a jak Ona się ma?
- Dobrze. Bardzo dobrze lekarz jest zdania, że urodziła się prawie w terminie. Nie musi mieć inkubatora zaraz ją tu przywiozą. Jack jest z nią ma badania i szczepienia i takie inne potrzebne sprawy. Jest zupełnie zdrowa i waż 3 kilogramy
- To dobrze – do pokoju wjechało łóżeczko z krzyczącą pasażerką a zaraz za nią dumny tata
- Poznajcie małego krzykacza
- No płuca ma pojemne
- Przyzwyczajaj się bo już niedługo też będziesz miał krzykacza – podsumował go Hodgins
- Śliczna jest – Tempe wzięła małą na ręce a ta natychmiast przestała płakać
- No proszę. Kochanie mamy już najlepszą nianię dla niej – powiedziała Angela A państwo Booth wpatrywali się w dziecko jak zaczarowani.
- Jest śliczna – Booth objął ją od tyłu
- Nasza też będzie piękna – ale mała chyba zaczynała być głodna bo przestało ją interesować towarzystwo wujostwa Tempe podała dziewczynkę Angeli
-My już pójdziemy. Wpadniemy jutro
-Pojutrze –poprawił ją agent – jutro kochanie jeszcze leżysz i tym razem ja tego dopilnuję
- Jutro wracam już do domu. Przyjdźcie tam
- Pojutrze przyjdziemy
- Ok – Booth wyprowadził złą Bones z pokoju na korytarzu minęli się z resztą zezulców i wielkim misiem. Zaraz za nimi szedł Sweets z Parkerem. Przywitał się z rodzicami
- My już wracamy synu. Mama musi się położyć
- A ja chcę zobaczyć dziecko
- Pójdziemy tam pojutrze – rozważał tą opcję i wybrał rodziców zamiast krzyczącą kuzynkę – synku a jutro zostajesz w domu
- Dobra a dlaczego – zgodził się dość szybko
- Ktoś musi przypilnować mamy żeby leżała i nic nie robiła. Miała to zrobić ciocia Angela ale nie może wiec padło na Ciebie
- Dobra. Zobaczysz mamo będziemy się świetnie bawić. I nawet zrobię Ci śniadanie do łóżka – dorośli roześmiali się wesoło.
- Ok. pod warunkiem, że będą to Twoje pyszne tosty
- Załatwione – kiedy wrócili do domu Bones była potwornie zmęczona. Położyła się u Parkera bo ich sypialnie trzeba było jeszcze posprzątać po niedawnych wydarzeniach. Zabrali się za to jej panowie kończyli już kiedy ktoś zapukał
- Dobry wieczór przykazano nam dostarczyć to łóżko pod ten adres
- Ale ja nie zamawiałem żadnego łóżka
- To prezent do pani Angeli tak kazała powiedzieć – Booth uśmiechnął się tamto łóżko faktycznie nie nadawało się za bardzo do użytku a bynajmniej nie dzisiaj – Mamy też zabrać stare – powiedział. Booth wpuścił ich do domu. Panowie szybko uwinęli się z demontażem starego łóżka i jeszcze szybciej zamontowali nowe – gotowe. No to my się pożegnamy. Dobranoc – i wyszli chłopcy poszli zobaczyć nowe posłanie. To nie było łóżko a małżeńskie potężne łoże z baldachimem
- Odlot!
- A co się stało z naszym łóżkiem? – do sypialni weszła zaspana Tempe – mieliście tylko posprzątać
- To nie my. Angela przysłała w prezencie
- O Matko. Ja żartowałam...
LVI.
Kolejne dni upłynęły bardzo szybko. Szybko zbliżał się termin kiedy mieli poznać wyniki badania. Siedzieli oboje w gabinecie lekarskim i czekali na to co powie doktor
- Więc powiem tak. Nie jest ani źle ani dobrze
- Tzn.?
- Wyniki są na pograniczu. Co niestety nie daje 100% pewności czy z maleństwem będzie wszystko ok.
- Nie rozumiem
- Wynik na pograniczu może oznaczać i to, że dziecko będzie całkiem zdrowe ale również i to, że może być upośledzone. Z badania USG widać, że fizycznie jest wszystko dobrze. Ma obie rączki i nóżki narządy wewnętrzne rozwijają się prawidłowo. A co do upośledzenia umysłowego można będzie to ocenić dopiero po narodzinach. Ale wcale nie jest powiedziane, że Ono będzie upośledzone
- Aha. A jakie są dalsze działania?
- Teraz możemy już tylko czekać. Oczywiście comiesięczna obowiązkowa kontrola. W 26 tygodniu wykonamy ponowne USG. I będziemy czekać
- Dziękujemy – pożegnali się i wyszli.
- Do domu?
- Chyba nie chcę jechać do domu. możemy pojechać do Angeli?
- Pewnie, że tak. Zobaczysz wszystko będzie dobrze z naszym bąbelkiem. Będzie zdrowe – przytulił żonę tego właśnie teraz potrzebowała.
- Wiem, że powinnam myśleć, że wszystko będzie w porządku ale ta niepewność jest okropna. Miałam nadzieję, że wszystko się wyjaśni dzisiaj. Będę je kochać niezależnie jakie będzie ale ta niepewność jest...
- Wiem, kochanie wiem. Ja też bym tak wolał ale nie zawsze jest tak jak byśmy chcieli. To co jedziemy do małej Temprence
- Jedźmy ona jest taka słodka. A wiesz, że ja nauczę się wiele przy niej
- No tak i ja też. Mamy od kogo się uczyć – w domu Angeli i Jacka było słychać tylko donośny płacz dziecka.
- Coś się stało? – Tempe od razu się zmartwiła
- Nie chyba nie. Nie ma gorączki nie jest głodna już nie wiem co robić. W ogóle nie chce zasnąć
- Może ma kolkę czytałam, że dzieci często je mają
- Wszyscy tak mówią. Ale ja nie mogę patrzeć jak ona tak płacze i noszę ją na rękach
- Co Ci jest słoneczko? – Bones podeszłą do niemowlaka
- No to ja lecę do pracy wpadnę po Ciebie później – Booth musiał niestety wracać pożegnał się i wyszedł
- Może ja spróbuję? - zaoferowała się
- Pewnie – wzięła małą na ręce i ta jakby ręką odjął przestała płakać i zasnęła – nie to już jest zdrada –Angela była z jednej strony szczęśliwa a z innej lekko zazdrosna w końcu to jej dziecko a nie Bones
- Lubi mnie – uśmiechnęła się
- No a czego tu nie lubić? W końcu pomogłaś jej przyjść na świat
- Ja tylko tam stałam nic innego – mała zasnęła a Bones delikatnie położyła ją w kołysce nawet się nie obudziła
- Nie chcesz się do Nas przeprowadzić? Zapłacę Ci jak zawodowej niani – zażartowała nagle spoważniała i zadała pytanie które ją nurtuję od momentu wejścia przyjaciółki – jak wyniki
- Niejednoznaczne. Fizycznie bąbelek jest zdrowy. A jeśli chodzi o zdrowie umysłowe to dopiero okaże się jak się urodzi
- A wyniki nic nie dały?
- Lekarz powiedział, że są na pograniczu.
- Czyli może być wszystko ok. a może nie być ok. tak?
- Dokładnie – westchnęła siadając w fotelu – moje maleństwo i tak będzie bardzo kochane – pogłaskała się po co raz bardziej widocznym brzuchu
- W to akurat nie wątpię. Oboje szalejecie na jego punkcie
- Chyba masz rację. Korciło mnie żeby zapytać kim będzie. Ale wcześniej ustaliliśmy, że poczekamy do narodzin
- Możesz mi wierzyć, że to wielka frajda. Ja też chciałam wiedzieć a Jack nie. Zresztą całą ciąże upierał się, że będzie Junior a tu suprise. I jest mała Tempe
- Wiesz cieszę się, że mała moje imię
- Ja też. I mam nadzieję, że będziesz jej chrzestną matką
- Wiesz, że ja nie jestem za bardzo wierząca
- Nie ważne. Ale Ciebie chcę za jej matkę
- To ja nie mam nic przeciwko.
- A tak w ogóle to stwierdziliśmy z moim mężem wczoraj, że Ty musisz mieć chłopca
- Tak? A dlaczego to?
- Jak to dlaczego? Bo będzie najlepszym kandydatem na męża dla naszej małej – zaśmiały się
- Angela daj spokój mała ma ledwie tydzień a Ty już ją swatasz
- No cóż swatanie to moja druga natura
- Oj Ange, Ange. Przecież jest jeszcze Parker
- Wiesz, że o tym ni pomyślałam? – popołudnie z przyjaciółką pozwoliło jej na chwilę zapomnieć o własnych zmartwieniach. No i uczyła się jak przewijać takie maleństwo, jak karmi i w ogóle wszystko po kolei. Wieczorem wrócili dwaj panowie i Parker. Zjedli wspólną kolację było bardzo wesoło. Chyba za bardzo….
Mijały kolejne miesiące. Booth pracował, prowadził śledztwa. A w jeden dzień w tygodniu zajęcia z młodymi agentami ku wielkiej radości swojego szefa. Bones chodziła czasami do instytutu żeby nie być w domu samej. We wrześniu Parker wrócił do szkoły. Miała też dodatkowe zajęcie przerabiała z nim cały materiał. Chłopiec był bardzo inteligentny co sprawiało problemy nauczycielom ale Brennan postanowiła zrobić wszystko żeby mały przetrwał to całe zamieszanie związane ze szkołą. Była też co raz cięższa i mniej poręczna jeśli można to tak nazwać. Obaj panowie mąż i syn uwielbiali chwile kiedy mogli się tulić do maleństwa ukrytego w brzuchu Tempe. Małe odpowiadało na ich czułości mocnymi kopniakami. W sumie Brennan była całkiem zdrowa nic jej nie dolegało. Chodziła na comiesięczne badania kontrolne. Dzieciątko miało się urodzić pod koniec grudnia. Oboje mieli nadzieję, że zdąży jeszcze przed świętami i ten czas spędzą we czworo, nie licząc oczywiście przyjaciół i rodziny. A pro po rodziny. Jared i Padme spodziewali się dziecka mniej więcej w tym samym czasie co Oni. Z tą różnicą, że Oni wiedzieli co przyjdzie na świat. Miała to być panienka Booth. Co do imienia nadal się spierali ale za to mieli już urządzony piękny różowiutki pokoik ku rozpaczy Jareda.
- Ciesz się bracie, że nie wiesz kim będzie Twoje dziecko
- Spokojnie, spokojnie. Ten różowy wcale nie jest taki zły – słowa przeczyły minie jaką starszy brat zrobił
- Nie jest zły? Nawet kocyk jest różowy. A był taki jeden śliczny żółty. Zaraz Ci pokażę – wyciągnął z półki kocyk w śliczny słonecznym kolorze
- Piękny
- Dobrze, że Ci się podoba bo to dla Was
- Dzięki – przytulił policzek do delikatnego materiału – milutki
- A jak postępy z Waszym domem?
- Całkiem dobrze. Została już tylko nasza sypialnia i pokój dla dziecka
- Mam nadzieję, że nie różowy?
- Nie biało żółty
- Czyli trafiłem z kocykiem?
- Jak najbardziej – dobrze, że tej rozmowy nie słyszały ich żony
Na dwa tygodnie przed świętami Państwo Booth wprowadzili się do własnego domu. Parterowy z poddaszem i tarasem wokół domu. Było też miejsce na basen ale ten zainstalują dopiero na wiosnę. W salonie znalazł się też wymarzony plazmowy telewizor agenta. Pierwszej nocy w nowym domu agenta obudziła żona
- Booth…
- Coś się stało? – zapytał zaspanym głosem
- To chyba już…
No cóż mam powiedzieć po prostu kolejna świetna część :):):):):):):):):):)
Jej szkoda że nie wiedomo po wynikach czy Bąbelek bedzie zdrowy ale głęboko wierzę że tak
No no no nowy dom i niespodzianka pierwszej nocy
Zobzczymy czy to już czy jeszcze musimy poczekac ale chyba już
Jeszcze raz muszę ci powiedzieć że świetnie piszesz
Gratulacje i prosimy o więcej
Kisses:*:*:*:*:*:*
LVII.
- To chyba już – bardzo szybko się obudził w zasadzie już się ubierał – spokojnie mam dopiero pierwsze skurcze. Obudziłam Cię bo chciałeś być przy tym od początku
- Pewnie, że tak kochanie. Zaraz jedziemy do szpitala
- Nie ma pośpiechu
- Angela też tak mówiła a pamiętasz jak się skończyło? – aż za dobrze pamiętała. Ale była też pewna, że w jej przypadku będzie zupełnie odwrotnie
- Mnie jeszcze nawet wody nie odeszły
- Ale zbieramy się. Musimy podrzucić Parkera do Angeli albo Jareda
- Raczej Ange bo Oni też w każdej chwili mogą wylądować na porodówce – Padme czekała na rozwiązanie była już tydzień po terminie a mała wcale nie spieszyła się na świat
- Pewnie masz rację. Ubieraj się a ja idę Go obudzić – poczuła skurcz. Musiała się chwycić czegoś i przeczekać aż ból minie. Poza tym to nie były wcale silne bóle. Choć agent, którego ręki się chwyciła, powiedziałby co innego. A właściwie wbite paznokcie by to powiedziały.
- To wcale nie był lekki skurcz
- Nie było źle. Mam wysoki próg tolerancji bólu. A od poprzedniego minęło 10 minut. Mamy jeszcze dużo czasu
- Ale ja i tak wolałbym żebyście już znaleźli się pod opieką lekarzy w szpitalu
- Dobrze już dobrze – wiedziała, że bał się o nią i dziecko. ostatnio chodził za nią krok w krok. A kiedy był w pracy to co chwilę dzwonił albo pisał sms
- Idę go obudzić.
- A ja zrobię Ci kawę
- Nie mamy na to czasu
- Mamy jeszcze bardzo dużo czasu – poszedł obudzić chłopca
- Tato jest środek nocy – mały był takim samym śpiochem
- Ale dziecko o tym nie wie i chce się już urodzić. Wstawaj – chłopiec niechętnie podniósł się z łóżka – zawieziemy Cię do cioci Angeli – mały ożywił się momentalnie. Uwielbiał i ciocię i wujka. Ale najbardziej uwielbiał się bawić z małą Tempe. Był jej najwierniejszym opiekunem i towarzyszem zabaw. Do niego mała kierowała swoje bezzębne uśmiechy i wyciągała rączki kiedy tylko przekraczali próg ich domu. Miała zaledwie kilka miesięcy a już 9 letni chłopiec był pod jej urokiem. A swoją fascynację tłumaczył chęcią nauki opieki nad niemowlakiem
- Tato będę mógł się lepiej opiekować swoim bratem albo siostrą – na taki argument dorośli pokątnie się uśmiechali
- Tata zdołał Cię obudzić? – zapytała wchodzącego do kuchni Parkera
- Tak – wziął od niej kubek z herbatą – dziękuję. Powiedział, że dzidziuś się dzisiaj urodzi
- Wszystko na to wskazuje. A powiedz mi jakiego argumentu użył. Ja też chciałabym wiedzieć budząc Cię do szkoły jak to się robi
- Powiedziałem mu, że jedzie do Angeli – Bones uśmiechnęła się ze zrozumieniem
- I wszystko jasne. Dzwoniłam już do niej. Nie spała bo małej pomyliły się pory dnia i teraz chce się bawić. Tak więc czeka na Ciebie z niecierpliwością – powiedziała to hamując uczucie bólu jaki towarzyszył kolejnemu skurczowi. Ten był trochę mocniejszy.
- Mamo coś Cię boli – zapytał widząc grymas bólu na jej twarzy
- To jest naturalne. Kiedy rodzą się dzieci mamę trochę boli
- A dlaczego? Wszyscy mówią o cudzie narodzin. Co to cud jak boli? – oczywiście typowo dziecięca logika
- Boli. Ale jak się już dziecko urodzi to zapomina się o bólu zostaje tylko radość. I ten właśnie cud – tata chciał mu oględnie wytłumaczyć. A Bones penie zrobiłaby mu wykład na temat tego jak rodzą się dzieci. A 9 lat to zdecydowanie za mało żeby pojąć to wszystko
- I tak nic z tego nie rozumiem. Mamo dlaczego boli?
- Dziecko jest duże a kanał rodny mały. Więc za nim przejdzie przez ten kanał to mamę musi trochę boleć. Bo musi się tak rozciągnąć żeby dziecko mogło się tamtędy urodzić –o dziwo zrezygnowała z wykładu. Agent nie wiedział czy to z powodu bólu jaki odczuwała czy zdała sobie sprawę, że na niektóre fakty On jest jeszcze za mały
- To dlaczego ono jest takie duże?
- Bo musi być żeby mogło żyć samodzielnie. Dopóki jest za małe jest w moim brzuchu
- Aha – po jego minie widać było jednak, że nie za wiele rozumie. Ale to nic. Ważne, że odpuścił sobie te pytania – jedziemy? Bo Tempe zaśnie a ja chcę ją zobaczyć – dorośli zaśmiali się i zapakowali do samochodu. Skurcze były już co 6 minut i coraz silniejsze.
- Czy Ty wiesz, że ta mała owinęła sobie naszego syna wokół małego paluszka?
- Wiem. A Angela już przeznaczyła go na jej męża na wypadek jakby nam się urodziła córeczka –Booth aż się zakrztusił ze śmiechu
- On ma dopiero 9 lat! – nie mógł powstrzymać śmiechu. W tak dobrych nastrojach dojechali do Hodginsów. Jack czekał już na nich przy drzwiach. Booth zaprowadził chłopca do środka. Bones nie wychodziła bo skurcze stawały się coraz częstsze. Od ostatniego minęły zaledwie 4 minuty. I ten bolał już bardzo. Agent szybko wrócił do auta i ruszył. Kiedy spojrzał na żonę i jej wykrzywioną z bólu twarz włączył syrenę i nieco przyspieszył. Zanim dojechali do szpitala skurcze były już bardzo silne i jeden po drugim
- Następnym razem na pewno Ci nie uwierzę jak powiesz, że masz jeszcze dużo czasu – pomógł jej przesiąść się na wózek. Musiało ją bardzo boleć bo nie zaprotestowała – zaraz będziemy na oddziale – na windę czekali dwie minuty dla Niego było to o dwie minuty za długo zwłaszcza kiedy żona powiedziała
- Wody mi odeszły – zrobił się zielony na twarzy. Kiedy wjechali na porodówkę ujrzał tam swojego brata
- A Ty co tu robisz? – zapytał zdziwiony
- Podejrzewam, że to co Ty – wskazał na Brennan – Padme mnie wyrzuciła za drzwi jakieś 10 minut temu krzycząc, że nie pozwoli mi się do siebie więcej zbliżyć. Myślisz, że mówiła prawdę?
- Nie wydaj mi się. Złości się bo ją boli – tę miłą konwersację przerwała wkurzona Tempe
- Seeleyu Josephie Booth! Jeśli zaraz mnie nie odstawisz na porodówkę to ja też nie pozwolę Ci się do siebie zbliżyć – Jared zaśmiał się głośno a Booth pokornie popchał wózek we wskazanym kierunku
- Pogadamy później
- Daj znać jak się czują obie – powiedział jeszcze na odchodnym. Chwilę później przekazał żonę pod opiekę lekarzy. Odsunął się trochę kiedy ją przygotowali do badania.
- To już nie potrwa długo. Pełne rozwarcie. Jak pani poczuje, że musi przeć to proszę to robić.
- Zostanie pan z nami? – Booth, choć starał się tego nie okazywać, był przerażony
- Będę tu zaglądał co jakiś czas. Po drugiej stronie mam jeszcze jedną pacjentkę
- Padme to moja bratowa
- A to numer. Jest z wami doświadczona położna. Jak coś się będzie działo to mnie zawoła. A teraz proponuję pomasować plecy żonie i nie zważać a jej złość – wyszedł z uśmiechem na ustach.
- Padme też tu rodzi tak? – zapytała odpoczywając po kolejnym skurczu
- Tak. Biedny braciszek
- Nie śmiej się bo sam zaraz stąd wylecisz – przybrał jak najbardziej poważną minę choć trochę mu to nie wyszło – muszę przeć – rozpoczęła się właściwa faza porodu. Trwała ona dość długo. Bąbelek był wyjątkowo duży po kolejnym skurczu do pokoju z małym zawiniątkiem wszedł Jared
- Cześć chciałem wam przedstawić bratanicę – pokazał im dziecko. była piękna choć trochę różowa i pomarszczona
- Śliczna – oboje zachwycali się maleństwem – a jak Padme?
- Wykończona ale dobrze się czuje. A Wam jak idzie?
- Pomału – chwycił ją kolejny skurcz i już była w innym świecie oboje w nim byli. Młodszy brat wyszedł niepostrzeżenie z pokoju. Dwie godziny później wprost na ręce położnej wyskoczyła śliczna mała dziewczynka. No wcale nie taka mała. Sądząc po rozmiarach płuc mierzonych w głośności pierwszego krzyku.
- Dziewczynka – położyła dziecko na piersi matki a ta rozchyliła koszulę żeby ogrzać maleńką córeczkę własnym ciałem. Po ich policzkach płynęły łzy radości. A mała słysząc bicie matczynego serce momentalnie się uspokoiła. W sumie znalazła sobie inne zajęcie. Po prostu była głodna. Przyssała się do odsłoniętej piersi mamy – powinniśmy ją zabrać do zbadania i zważenia. Ale nie będziemy przerywać jej pierwszego posiłku. Booth pomógł Bones przyjąć wygodniejszą pozycję. Opierała się o jego tors i karmiła dziewczynkę. Położna, żeby mała nie zmarzła okryła ich czystym ręcznikiem i pozostawiła samych. To była chwila tylko dla nich. Nikt inny nie musiał być obecny...
Hej :) Coś długo mnie nie było..., ale jestem :P Miałam problemy z kompem, ale już mu przeszło... xD :P
Wchodzę, a tu tyle niesamowitych części... :)
Pięknie piszesz... Wychodzi na to, że każdej pani już urodzło się dziecko, jeszcze tylko trzeba by było zeswatać Cam... Ciekawe czy Bones i Angeli się uda ... I kto wie, czy nie było by wtedy dziecka :P:P heh...
Część z porodówką po prostu genialna... No cóż tak to jest... Teraz biedni mężowie muszą cierpieć za to co zrobili swym żonom... xD :P
Czekam na cd ;)
Pozdrawiam :)
LVIII.
- Jest śliczna – powiedziała wzruszona Brennan
- Najpiękniejsza – tatuś delikatnie głaskał córeczkę po policzku – i wygląda na całkiem zdrową i inteligentną
- Booth nie można tego stwierdzić po paru minutach...
- Można, można. W końcu wie co jest najlepsze – kiedy żona nie załapała dodał – jedzonko – uśmiechnęła się na te słowa.
- Niech Ci będzie, chyba już pojadła – teraz spała smacznie w ramionach mamy. Podniosła ją tylko, żeby małej się odbiło i z powrotem wylądowała w jej ramionach
- Może dasz tatusiowi trochę radości
- Mówisz, że chcesz ją potrzymać?
- Tak kochanie właśnie to mówię – do pokoju wszedł lekarz
- No proszę już się kłócą kto ma rozpieszczać dzieciaka. Nic z tego kochani zabieramy małą na badania. I wypadało by ją też wykąpać i założeniu pieluszki nie wspomnę – wziął od niej zawinięte w ręcznik maleństwo – pan niech pójdzie ze mną a żoną zajmie się pielęgniarka – agent ucałował żonę i wyszedł za lekarzem. Bones była potwornie zmęczona pielęgniarka pomogła jej wziąć prysznic a potem zasnęła. Pomyślała jeszcze, że powinni dać znać reszcie ale zmęczenie wzięło górę.
- I jak panie doktorze? – zapytał kiedy lekarz skończył wstępne badanie
- Na pewno nie ma zespołu Downa. Oczy, uszy w porządku. Jest dość duża jak na noworodka
- Mój syn ważył tylko 3 kg
- A on 4100. Możemy już teraz wstępnie założyć, że nie ma żadnych wad wrodzonych. Niestety co do jej inteligencji i ewentualnego opóźnienia w rozwoju umysłowym będziemy musieli poczekać. W rezonansie nie wykrywam nic niepokojącego. Ale tak naprawdę będzie to widać jak zacznie się rozwijać. Czyli za jakieś 5 – 6 miesięcy. Powinni ją Państwo obserwować. Kiedy zacznie się uśmiechać, podnosić główkę, reagować na wasz głos, gaworzyć, siadać. Wówczas powiemy coś więcej
- Rozumiem. Czyli można powiedzieć, że na tą chwilę jest zdrowa
- Właściwie tak – mała zaczęła płakać – i apetyt jej najwidoczniej dopisuje.
- Mogę ją zabrać do żony?
- Nawet powinien pan ją zabrać. Jest głodna. Poproszę o wstawienie łóżeczka dla małej. Czy ubranka też mają dać. Czy macie swoje?
- Wszystko zabraliśmy poza łóżeczkiem. A kiedy będę je mógł zabrać do domu?
- Jeśli nie będzie żadnych komplikacji to już jutro do południa.
- Dziękuję – zabrał płaczącą córeczkę i po drodze zajrzał też do brata i Jego rodziny – oto moja królewna
- Dziewczynka? Śliczna – zachwycali się oboje. Ich mała spała w ramionach Jareda
- Widzę bracie, że będzie z Ciebie niezła niania
- Już owinęła o sobie wokół małego paluszka. A Ona chyba jest głodna
- Z pewnością. Idę dać jej papu. A lekarz mówił, że z nią wszystko w porządku
- To super – wyszedł bo mała domagała się jedzenia
Bones nie spała. Słyszała z daleka płacz dziecka i bezbłędnie zgadła, że to jej córeczka. W końcu zabrali ją ponad 2 godziny temu. Wiedziała, że muszą przeprowadzić badania i, że jest z nią Booth. Ale teraz mała zdecydowanie domagała się towarzystwa mamy. Wszedł do pokoju uśmiechnięty od ucha do ucha. I już wiedziała, że wszystko jest w porządku.
- Jesteście
- Byliśmy jeszcze w odwiedzinach u wujka i cioci – podał jej małą. Ona momentalnie się uspokoiła kiedy tylko znalazła się w zasięgu jej piersi – zgłodniałaś aniołku?
- Jest zdrowa. Nie ma żadnych wad. Reszt okaże się później. Nasza królewna jest całkiem normalna
- Kocham Cię – pocałowała męża. A potem córkę – Ciebie też kruszynko. Parker będzie zawiedziony. Liczył na brata
- Przecież mu mówiłem, że będzie dziewczynka.
- On był jednak przekonany, że to ja wybieram płeć i, że dostanie brata
-Cholera
- Coś się stało?
- Zapomniałem do nich zadzwonić
- Nikt nie wie, że mamy córkę? –była w autentycznym szoku
- Zapomniałem
- Widzę. Ja ją nakarmię a Ty zadzwoń. Jest już 9 wieczór nie przesadziłeś?
- Już idę – wyszedł żeby zadzwonić bo jego komórka padła
- Jack martwię się
- Nic im nie będzie. Musiał wyłączyć telefon jest w szpitalu
- To mnie dobija. U mnie szybko poszło
- Ale każdy poród jest inny – zadzwonił telefon rzucili się do niego wszyscy. No może poza Parkerem który trzymał małą Tempe
- Halo – pierwszy był Jack
- Witaj przyjacielu
- I jak?
- Cudownie. Bones jest trochę zmęczona a nasza córeczka jest przepiękna. Waży 4100 i ma aż 60cm
- Dziewczynka?
- Tak ma wszystkie paluszki i duże czekoladowe oczka. I jest zupełnie zdrowa
- Super będziemy tam za chwilę
- Jest już późno...
- Nie gadaj głupot zaraz tam będziemy – rozłączył się – mają córkę, dużą i zdrową.
- Siostra? Miał być brat! – mały był totalnie wzburzony
- Ale jest siostra.
- Przerąbane same baby. Wujek też będzie miał dziewczynkę i z kim ja się będę bawił?
- Z dzieczynami wcale nie jest źle. A jak ładnie poprosisz to następny będzie brat
- Już ja się o to postaram – powiedział to tak zdecydowanie, że dorośli siłą powstrzymywali śmiech – jedziemy? – małą zostawili pod opieką niani a sami ruszyli do szpitala chcieli poznać najmłodszą towarzyszkę
- Zaraz tu będą
- No i po co? Przecież już jutro będziemy w domu
- A próbowałaś zatrzymać Angelę kiedykolwiek?
- No tak. Jak to przyjął Pareker?
- Nie wiem. Zaraz się dowiemy. A jak nazwiemy naszą królewnę?
- Wiem, że to może Ci się nie spodobać i nie robię tego dlatego, że Ona nazwała swoją córkę moim imieniem. Ale dlatego, że jest dla mnie jak siostra
- Nie mam nic przeciwko – pochylił się nad małą – a Ty chyba też nie prawda? – mała przeciągała się rozkosznie – ciotka jest super. Na pewno ją polubisz – ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na pozwolenie otworzył. Na czele orszaku stał Parker
- No to gdzie ta moja siostra? – podszedł do łóżeczka i chwile się jej przyglądał. Mała otworzyła oczy a brat przepadł na zawsze – hej królewno – podłożył jej palec pod rękę. W końcu widział już co nie co o dzieciach a mała go złapała – śliczna jesteś wiesz? – nie byłby sobą jakby nie dodał – ale następnym razem będzie brat. Już ja tego dopilnuję – dorośli tym razem nie wytrzymali. Potem pospieszyli z gratulacjami i rozpłynęli się w zachwycie nad małą istotką a jej rodzice mieli chwilę czasu dla siebie
- Wiesz, że nasza mała jest szczęściarą
- Wiem – przytuliła się do męża
- A jak ma to cudo na imię? – Sweets był ciekawy i równie zauroczony dziewczynką
- Angela. Ma na imię Angela – powiedziała dumna mamusia
Piękna część... Hmmm... Aż się rozmarzyłam... :P:P
Oczywiście Parker bezbłędny... xD heh... :P:P
Mała Angela i mała Temperance... :) Jak miło... :)
Bardzo miło się czytało, czekam na kolejną część :)
PS: Wesołych Świąt i Sczęśliwego Nowego Roku :)
LIX.
Następnego dnia, zgodnie z przewidywaniem Bones wraz z małą Angelą została wypisana do domu. Do domu po jednodniowym pobycie wyszła również Padme z małą Samantą. Mogli w końcu spokojnie zaplanować święta. Byli już w komplecie.
- Bones ja nie wiem czy to jest dobry pomysł żebyśmy się zajęli świętami – próbował oponować Booth
- A dlaczego? Już nie ma nerwówki i oczekiwania. Jestem taka szczęśliwa, że mnie rozsadza
- Wiem, wiem. Mnie też – podszedł i przytulił żonę. Ich mała córeczka spała w kołysce. Którą na razie ustawili w swojej sypialni. A pilnował jej zachwycony i zauroczony starszy brat – ale Ty przeżyłaś ciężki poród. I nie mów, że było łatwo. Ja też tam byłem
- Ale ja jestem w pełni sprawna. A nawet bardziej niż z 9 miesięcznym brzuszkiem – uśmiechnęła się zalotnie do męża
- Bones nie rób mi tego. To, że nie ma już w Tobie naszej kruszynki może i ułatwia Ci sprawę. Ale poczekaj jak zacznie dokazywać i nie przesypiać nocy. Nie będziesz miała na nic siły
- Ależ Ona jest grzeczniutka jak aniołek. Tą noc przespała całą poza momentami kiedy była głodna i miała mokro. Tego chyba nie lubi – podsumowała
- A Tobie podobało by się spać z mokra pupą? – zaśmiał się
- W sumie nie. Masz rację. Ale to nie jest męczące to sama przyjemność
- Nie zmienia to faktu, że po kilku takich nocach nie będziesz w pełni sił. I choć ja mogę do niej wstawać to jej nie nakarmię
- No w sumie ciężko by Ci było
- No właśnie. Kochanie odpuśćmy w tym roku. Za rok zrobimy dla wszystkich niezapomniane święta
- A teraz? – zaczynała rozumieć Jego logikę
- Może Hodginsy coś zrobią?
- Ale Oni też mają małe dziecko. To Oni mogą a my nie?
- Ale zważ na to, że w ich domu jest pełno służby i kucharz który wszystko ugotuje – kolejny argument wybił jej z rąk
- A jak nie zrobią?
- Już ja się o to postaram, żeby zrobili – wziął telefon i zaczął wykręcać do nich numer. A do pokoju wszedł starszy brat
- Mamo mała chyba jest głodna
- Ona ciągle jest głodna – uśmiechnęła się do Niego – jak tatuś i jej starszy brat – mały wyszczerzył zęby w uśmiechu. Uwielbiał kiedy mama mówiła, że mała jest w czymś do Niego podobna. Czuł się wówczas taki dumny – no to chodźmy ją nakarmić
- A mogę iść z Tobą?
- Nie mam nic przeciwko. A dlaczego pytasz?
- Tata powiedział, że jak będziesz ją karmić to mam wyjść z pokoju. Czy to coś złego?
- Nie kochany synu. Po prostu Angela pije mleczko z mojej piersi. Może tata bał się, że ja się będę krępować?
- A będziesz?
- Nie. Ale jeśli Ty czuł byś się skrępowany to możemy się tak zasłonić, że nie będzie nic widać poza kruszynką
- Mnie to nie przeszkadza – weszli do pokoju mała już nie kwiliła ale płakała dość głośno. Wzięła ją na ręce i usiadła w fotelu. Rozpięła bluzkę i odsłoniła pierś dla córeczki. Popatrzyła na Parkera ale ten wcale nie był skrępowany. Mała uspokoiła się i poszukała usteczkami odsłoniętego sutka chwilę później było słychać tylko cichutkie posapywanie jedzącego dziecka
- Ja też tak jadłem?
- Z pewnością. Wszystkie dzieci tak jedzą. Nie tylko dzieci ale wszystkie ssaki. Wszystkie zwierzęta
- Naprawdę?
- Tak – do pokoju wszedł agent
- Parker co ja Ci mówiłem? – chciał go przegonić
- Daj mu spokój pozwoliłam mu. Nie czuję żadnego skrępowania. Karmienie dziecka to najbardziej naturalna rzecz na świecie – Booth miał nieco inne opory chodziło raczej o ciało dorosłej kobiety a nie o fakt karmienia dziecka. Popatrzył sugestywnie na nią. Dopiero załapała. No cóż teraz już za późno trzeba było małemu co nie co wyjaśnić – Parker wiesz jak wyglądają dziewczynki w Twoim wieku?
- Tak jak ja – Booth starał się dać jej ostrzegawcze sygnały ale je zignorowała. Bo czyż przy takiej okazji nie można dziecka czegoś nauczyć
- No właśnie. A kiedyś te dziewczynki dorosną i będą kobietami
- Tak jak Ty?
- Tak. Z wiekiem ciało i dziewczyn i chłopców zmienia się. U dziewczynek taką bardzo widoczną zmianą jest fakt, że rosną i piersi a u chłopców przyrost masy mięśniowej. Są silniejsi. Mężnieją.
- To jak Jessica dorośnie to będzie miała większe piersi – Booth jęknął głucho
- Każda dziewczynka będzie miała większy biust. Bo musisz synu wiedzieć, że na piersi mówi się „biust”
- Aha a kiedy ja będę miał więcej mięśni? – Booth widząc, że schodzi na bezpieczniejszy temat włączył się do rozmowy
- Dopiero za kilka lat. O ile dziewczynki dorastają szybciej bo już w wieku 15 – 16 lat to chłopcy dopiero po 18 roku
- Dlaczego? – to było już pytanie nie dla niego. Wyręczyła go w tym żona
- Bo chłopcy muszą być silniejsi. Zawsze tak było. Dziewczyny są przeważnie delikatne, słabsze. A chłopcy muszą być silni. Tak żeby dziewczynom pomagać. I dlatego dłużej to u nich trwa – nie było to do końca zgodne z prawdą ale musieli powiedzieć to tak żeby zrozumiał
- Super – zbliżył się do siostry – słyszysz mała. Będę Twoim obrońcom, nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić – pogłaskał ją po policzku – mamo a kiedy będę mógł ją wziąć na ręce?
- Za jakiś czas. Na razie dziecko ma nie do końca ukształtowane kości. I musimy bardzo uważać
- To dlatego jest cały czas w łóżeczku jak mała Tempe?
- Tak kochanie – mała skończyła obiadek i odbiło się jej zawodowo – sprawdzimy jak tata zmienia jej pieluszki? – Booth podszedł i zabrał małą na stolik do przewijania. Radził sobie sprawnie – jak myślisz synu możemy tatę mianować głównym zmieniaczem pieluch? – agent łypnął na nią wzrokiem
- Pewnie – śmiali się wesoło jak przystało na rodzinę. Angela najedzona, przewinięta zasnęła w swojej kołysce
- To co panowie jakiś obiadek? – pokiwali z chęcią głową. Zrobiła posiłek. Miała zapytać co ze świętami ale na to przyjdzie czas w czasie posiłku. Na razie jej mężczyźni zachwycali się zaledwie jednodniowym niemowlakiem – dość tych zalotów – weszła do sypialni – chodźcie na obiad – z ochota spełnili jej prośbę – dzwoniłeś do Angeli?
- Tak. Ale nie rozmawialiśmy na ten temat. Mówiła, że wpadną ok. 16 to pogadamy
- No to super. Seeley zadzwoniłeś do mojego ojca i Russa?
- Zapomniałem. O cholera – sięgnął po telefon – halo Max? Nie nic. A w sumie tak. Zostałeś dziadkiem. Dziewczynka 4100 wagi 63cm wzrostu. Jesteśmy już w domu. Ok. to czekamy – rozłączył się – przyjedzie dopiero na weekend jest u Russa robi za nianię do dziewczynek bo są chore a oni pracują. Powie Russowi
- To dobrze – z pokoju dał się słyszeć płacz małej
- Ja pójdę – chłopiec zerwał się zanim ktoś go wyręczy – pokołysam ją zaśpiewam
- Mały jest już jej niewolnikiem
- Odezwał się te co nie jest – uśmiechnął się do żony i ucałował
- Dziękuję Ci jeszcze raz za tą cudowną istotkę. Kocham Cię
Świetna część ;) Bardzo zabawna... ;) Heh... Jej jak cudownie... :) Chyba nie pokomplikujesz im już za bardzo życia... ?? A mała Angela będzie zdrowa czy to się dopiero okaże... Ciekawe...
A i rozmowa na temat dojrzewania genialna... :) Czekam na cd :) :)
LX.
Popołudniu zgodnie z zapowiedzią zjawili się Państwo Hodgins z małą Temprence
- Musiałam ją zabrać żeby poznała swoją najlepszą przyjaciółkę
- Ange One jeszcze roku nie mają a Ty już z nich zrobiłaś najlepsze przyjaciółki
- Bo takimi będę – położyła małą na łóżku Bones i Bootha i zostawili dzieci pod troskliwą opieką Parkera – a jak mała daje się we znaki?
- W szpitalu była aniołkiem tutaj na razie też a co będzie potem to się okaże
- Booth zaczął coś o świętach...
- Chciałam Je zrobić u Nas ale Booth jest temu przeciwny
- I dobrze mówi. Zanim przyzwyczaisz się do trybu dnia i nocy dziecka będziesz chodzić nieprzytomna przynajmniej przez miesiąc. Posłuchaj doświadczonej matki
- Mówiłem Ci kochanie?
- Ale...
- Nie ma mowy. Już dawno podjęliśmy decyzję, że tym razem będą święta u Nas. Jeszcze za nim urodziła się mała Angela
- No właśnie – a Jack jak dobry mąż popierał we wszystkim swoją żonę. A swoją drogą, że było to zgodne z Jego wolą
- Skoro tak się upieracie
- I niczym się nie przejmuj. Zaprosiliśmy już Maxa i Twojego brata z rodziną – popatrzyła na nich zdumiona. Skąd oni wiedzieli, że chciała z nimi spędzić święta. No tak to w końcu przyjaciele. I znają się jak „łyse konie” – Jared z Padme też wyrazili chęć przyjścia. Dzwoniłam do nich przed wczoraj
- To super – Booth się ucieszył – wiem, że nie wybierali się nigdzie
- Trudno byłoby z maleńkim dzieckiem. A tak w ogóle to kiedy Oni mają rozwiązanie. Będzie jeszcze przed świętami?
- A prawda bo wy jeszcze nie wiecie. Spotkaliśmy się z nimi na porodówce. Mała Samanta urodziła się parę godzin przed Angelą
- No wiesz i dopiero teraz nam mówicie? – była autentycznie zdenerwowana zadzwonił dzwonek u drzwi agent poszedł otworzyć. Była tam reszta zezulców łącznie z Clarkiem i Wendallem
- Wejdźcie – zaprosił ich do środka
- O cześć wam. Omawiamy właśnie święta. Będą u Nas. Jesteście oczywiście wszyscy zaproszeni
- Ja dziękuję ale mama by się obraziła – Wendall miał liczną rodzinę. A mama w niej rządziła twardą ręką
- Jeśli nie macie nic przeciwko ja skorzystam z zaproszenia – zaskoczyło ich to wyznanie antropologa – i czy nie będzie to problem jeśli przyjdę z kimś?
- Nie będzie żadnego problemu. W końcu poznamy Twoją kobietę – Hodgins wyraził się z entuzjazmem
- Ja już ją znam. Wpadłyśmy kiedyś na siebie – Angela pamiętała dziewczynę doktorka
- No to wszystko jasne.
- Brennan czy możemy zobaczyć małą Angelę? – wraz z Cam przyszła jej adoptowana córka
- Zaprowadzę Was i sprawdzę czy mała nie jest głodna – poszli do sypialni gdzie Parker zabawiał się z małą Tempe i co chwilę zerkał na kołyskę gdzie spała Jego siostra
- Jest śliczna – zachwycali się zgodnie z przewidywaniami. A kiedy mała otworzyła oczka przepadli jak cała reszta – czekoladowe jak Booth
- Będzie do Niego podobna – podsumował Wendall. Mała miała dość odwiedzających na razie bo była głodna pokazała im jak mocne ma płuca. A żeby jej nie było smutno mała Tempe też się odezwała
-Proszę ledwie się poznały a już solidarnie domagają się tego samego – weszła artystka słysząc płacz swojej córki
- Widać takie ich już przeznaczenie. Chodźcie kochani na kawę dajmy mamom zająć się maleństwami – Cam pogoniła towarzystwo do salonu. Zostały we dwie same.
- Jak się w ogóle czujesz?
- Na razie rozpiera mnie euforia, że mała jest zdrowa. Ładnie je, płacze tylko jak jest głodna i ma mokro. Otwiera oczka i wodzi za nami jakby już widziała
- Będzie inteligentna jak mamusia
- Tatusiowi też nic nie brakuje
- Wiem, wiem. Obaj są w niej zakochani prawda?
- Prawda. Parker już chce ją nosić na rękach. Nie pozwalamy mu jeszcze
- No ma dopiero jeden dzień
-A już rządzi tatą i bratem. Parker jakby mógł nie wychodziłby od niej z pokoju. Asystuje mi nawet przy karmieniu
- No cóż. Dobry materiał na męża dla mojej dziewczynki
- Ange! On ma dopiero 10 lat a Ona zaledwie parę miesięcy!
- Najwyższa pora na szukanie dla niej męża
- Jesteś niemożliwa
- Wcale nie. Kiedyś to docenisz – uśmiechały się do siebie pełnią szczęścia. Przepowiednia miała się kiedyś spełnić...
2 lata później
-Mamo, mamo – w kierunku Bones zbliżała się mała torpeda. Jej córeczka znała tylko dwa tempa szybkie i bardzo szybkie . Poza tym była wierną kopią swojego brata. Może poza włosami o kasztanowym kolorze
- Tak aniołku? - mała wdrapała się na jej kolana i schowała
- Bawimy się w chowaka – nie znała jeszcze za bardzo wszystkich słów. Rozwijała się jak najbardziej prawidłowo. Szybko zaczęła chodzić i mówić. W wieku dwóch lat potrafiła już odpowiadać pełnymi zdaniami. Może nie wszystkie słowa zapamiętywała od razu. Ale jak na 2 latkę była doskonale rozwinięta.
- I ja mam Cię chować?
- Nooo – Bones tak poukładała poduszki na sofie, że zasłoniła małą
- Mamo nie widziałaś gdzieś tej małej diablicy? - Parker nie długo kończył 12 lat ale swoją młodsza siostrę i jej najlepszą przyjaciółkę Tempe uwielbiał tak samo jak 2 lata temu. Mimo tego, że robiły z nim co chciały. Mala byłą żywym srebrem i nie lubiła jak jej brat mówił o niej diablica. Zaprotestowała spod stosu poduszek
-Nie jestem zadną diablą
- O mam Cię Ty mały uciekinierze – wydostał ją spod tych poduszek – a teraz powiedz co zrobiłaś z moim batonikiem?
- Nie widziałem żadnego batonika w Twoim biurku – takie przekomarzania były w ich domu na porządku dziennym. To było fantastyczne rodzeństwo z nieodzowną przyjaciółką Tempe . Małą Hodginsów byłą częstym gościem w ich domu. Jako, że oboje pracowali w instytucie a Brennan jak na razie siedziała w domu. Miało to się zmienić od nowego roku. Ale chyba nic z tego. No bo jaki jest sens wracać na parę miesięcy? I Bones odkryła coś jeszcze, że uwielbia być żoną i matka. A praca zeszłą na drugi albo i nawet trzeci plan. Ma fantastyczny prezent pod choinkę dla swojego męża. Wigilia już jutro więc może jakoś wytrzyma. Wieczorem kiedy dzieci już spały a Oni siedzieli przed telewizorem Booth zapytał
- No dobra powiesz mi co się dzieje?
- Nic a co się ma dziać? -zapomniała jakiego ma bystrego męża
-Kochanie przestań mi tu mydlić oczy – po paru latach już znała prawie wszystkie głupie powiedzonka więc nie musiała już pytać. Choć nadal uważała je za co najmniej nielogiczne
- Mam dla Ciebie prezent. Ale dostaniesz go dopiero jutro
- Wiesz, że ja cierpliwością nie grzeszę
- Wiem ale jutro kochanie, jutro – ale mąż nie miał najmniejszego zamiaru czekać do jutro i miał swoje sposoby na przekonanie żony
- A jak ładnie poproszę? - pocałował jej usta i zniżył się do szyi i rozpiął pierwszy guzik jej bluzki. Jęknęła głucho
- Nie ma mowy
- Proszę –pocałunkami znaczył ślad na jej ciele a jej opór słabnął – ładnie proszę – przerwał swoją wędrówkę
- Ej nie ładnie tak przerywać
- Powiedz – drażnił się z nią
- Ale to miał być prezent gwiazdkowy – jej wola słabła
- Już prawie wigilia
- Jesteś okrutny – uśmiechnął się do niej przeciągle – to ma związek z moim powrotem do pracy – westchnął głęboko. Wolałby żeby nie wracała do pracy. Zawsze się o nią bał jak jeździli w teren a teraz dodatkowo jest jego żoną – chyba nie wrócę do niej – patrzył na nią zdezorientowany bo za jakiś czas znowu będę musiała brać wolne – powoli docierało do niego to co mówiła a uśmiech Jego był coraz szerszy
- Nowy bąbelek? Cudownie – i wziął ją w ramiona. Rano powiedzieli dzieciakom
- Tyko pamiętajcie teraz ma być brat – mało go obchodziło, że nie od nich to zależy. On chciał brata i już! Tym razem jego życzeniu stałą się zadość. Mały David przyszedł na świat pewnej czerwcowej nocy. Był trochę bardziej krzyczącym dzieckiem od małej Ange. Trzy miesiące po niej Angela urodziła kolejną córeczkę. Booth zagadnął do żony
- Zgadniesz kto będzie mężem małej Camile? - zaśmiali się oboje a Angel popatrzyła na nich dość znacząco.
- Jesteście okropni.- mała otrzymała imię po cioci Cam, która w międzyczasie wyszła za Paula. Dzieci na razie nie mieli w planach. Poza tym Michel przyprawiała Cam siwych włosów wystarczająco dużo.
15 lat później
27 leni Parker wszedł do domu swoich rodziców trzaskając drzwiami. Od paru lat mieszkał już sam w dawnym mieszkaniu Brennan. Pani antropolog nie pracowała już na cały etat. W zasadzie była wzywana tylko kiedy inni nie dawali sobie rady. Jego ojciec, były już agent FBI, wszedł do salonu
- Co się tu dzieje? - został zwabiony trzaskającymi drzwiami
- Przyszedł Parker
- Chyba raczej wpadł sądząc pod odgłosach
- Mówiłam Ci, że coś go gryzie
- Tato musisz pogadać z wujkiem Jackiem – był dość zdenerwowany coś się musiało stać
- Ok. a o czym? - starał się zachować spokój ale w duchu pękał ze śmiechu. Chyba wiedział o co chodzi
- Jak to o czym? Czy On widział to monstrum z którym spotyka się Tempe? - doszli w końcu do sedna problemu – do salonu na rodzinną naradę weszła Angela. Piękna jak marzenie. I choć chłopcy za nią szaleli Ona wcale nie zwracała na nich uwagi wolała swoje antropologiczne książki
- Cześć starszy bracie- cmoknęła go w policzek – co się stało?
- Twoja najdroższa przyjaciółka ma faceta monstrum kryminalistę – wypalił
- Co złego, ze ma dużo mięśni?
-Nic pod warunkiem, że oprócz mięśni ma jeszcze rozum a on był zatrzymany bo brał udział w bójce w jakiejś spelunie
- Pewnie tam gdzie pracuje. Jest ochroniarzem. I zatrzymali go niesłusznie – mała z premedytacją broniła tego faceta. Wiedziała, że jej przyjaciółka zainteresowała się nim tylko dlatego żeby wzbudzić zazdrość w Parkerze i żeby w końcu zaczął działać. Zresztą sama ją na to namówiła. Wiedziała, że jej przyjaciółka usycha z tęsknoty za jednym czułym spojrzeniem jej brata. Ślepego brata. Bo sądząc po Jego zachowaniu też mu na niej zależy i to bardziej niż jest w stanie się przyznać wymianie zdań i nic nie mówili. Byli przekonani, że sami dadzą sobie radę.
- Ochro! Phi! - oj zanosiło się na długie tłumaczenie do którego wtrącił się jak do tej pory , siedzący po cichu David
- To jej to powiedz
- Powiedziałem
- I co?
- Wyrzuciła mnie z pokoju – jęk zawodu to byłą reakcja reszty
- A powiedziałeś jej, że ją kochasz? - mały był szczery aż do bólu i nawet on mając zaledwie 15 lat dobrze wiedział o uczuciu jakim Parker darzy Tempe . W końcu sam był zakochany
- Wcale jj nie kocham! e- i pobiegł na górę do swojego dawnego pokoju. Bones popatrzyła znacząco na męża. Ten poszedł za synem
- Parker co się dzieje? - chłopiec leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit
- Tato ja nie mogę jej kochać!
-A dlaczego?
- Ona ma dopiero 17 lat! Jest nieletnia aja na jej widok dostaję białej gorączki. Jest śliczna. Jednym uśmiechem mnie zabija. Ale ja a ... ona ma dopiero 17 lat! - a więc to był problem. Kochał ją ale przerażało go to wszystko.
- Co nie znaczy, że nie możesz jej kochać. Synu w miłości nie ma czegoś takiego jak różnica wieku. A skąd innąd wiem, że Ona też Cię bardzo lubi. Gdy się kogoś kocha to 10 lat wcale nie jest dużo. Teraz masz 27. i spokojnie możesz na nią poczekać kilka lat. Zdobądź się na szczerość wobec niej.
- Tato ale... jak Ona mnie nie pokocha?
- Nigdy się o tym nie przekonasz. Jak nie zapytasz. Trzeba zaryzykować.
- Myślisz, że się uda?
- Jestem o tym przekonany – nie zwlekał długo. Pojechał się przebrać, kupił po drodze pojedynczą różę i zapukał do drzwi Hodginsów. Otworzyła mu Cam
- Tempe Parker do Ciebie – krzyknęła przez cały dom – i ma różę – Tempe kiedy tylko to usłyszała zbiegłą po schodach i zatrzymała się w holu . I choć w jej sercu zrodziła się mała nadzieja nie miała zamiaru mu tego ułatwiać
-Jak przyszedłeś po to żeby obrażać Janson to niepotrzebnie się fatygowałeś
- Przyszedłem porozmawiać z Tobą i nie koniecznie o tym osiłku – wpuściła go do środka i zaprowadziła na górę. Zamknęli za sobą drzwi. A Cam pobiegła powiedzieć o wszystkim mamie. Najpierw z góry dochodziły odgłosy kłótni któe z czasem przerodziły się w normalną rozmowę a potem zaległa na długi czas cisza. To już było niepokojące
- A jak Oni się pozabijali – powiedziała Angela
- Prędzej się całują w końcu – Cam posumowała a Jack wcale nie był z tego powodu szczęśliwy – albo i nawet więcej
- Camile – oboje rodzice nie byli tym zachwyceni. Cam zrozumiała, że przzeholowała. Godzinę później Parker poprosiło rozmowę z wujkiem Jackiem z której oboje wyszli zadowoleni...
5 lat później
- A mówiłam, e będzie z nich doskonała para? - Angela musiała powiedzieć swoje „a nie mówiłam”
- Mówiłaś, mówiłaś – stały obie, najlepszze przyjaciółki, prawie jak siostry i przypatrywały się młodej parze swoim dzieciom; Parkerowi i Temprence.
- Została nam jeszcze ta dwójka – wskazała na dwudziestoletniego Davida i Jego rówieśniczkę Cam wirujących na parkiecie
- Z nimi będzie łatwiej s ze sobą od zawsze
- Oby. No i jest jeszcze Angela – wskazała swoją chrześnicę i imienniczkę – czy Ona ma jakieś życie towarzyskie?
- Nie. Ma tylko swoje książki i to mnie niepokoi – podszedł do niej mąż. Teraz już wiekowy prawie 60 latek. Nadal był wysoki i szczupły. Włosy lekko przypruszone siwizną i siateczka zmarszczek w okół czekoladowych oczu dodawały mu tylko uroku. I co najważniejsze nadal był szaleńczo zakochany w swojej żonie ze wzajemnością.
- Martwimy się o Angelę – wskazała na ich córkę
- Nie ma powodu do zmartwień. Wyrośnie z książek tak jak jej mama. O popatrz już ma jakiegoś mężczyznę obok siebie
-I zaraz go spławi -Angela nie raz widziała takie akcje. Tym razem jednak wcale tak się nie stało. Podała mu rękę i razem ruszyli na parkiet.
- Az miło na nich popatrzeć - podsumował Booth wskazując na trzy młode pary na parkiecie – kocham Cię – szepnął żonie do ucha
- I ja Ciebie – uśmiechnęła się do niego i pocałowała prosto w usta
KONIEC
Pani Hodgins jak zawsze ma rację... ;) he he...
Nie pogubiłaś się troszkę pisząc, bo troszkę zagmatwane... ??? :P:P xD
Super... Całość genialna ;)
Pozdrawiam :)
PS: Udanego Sylwestra... Już jutro ;)