"Kingdom Come: Deliverance II" to jedna z najlepszych gier RPG, w jakie grałem w ostatnich latach. Genialnie napisana, zabawna, pełna zapadających w pamięć postaci, z usprawnionym systemem walki
Zmęczony i głodny Henryk ze Skalicy dociera do okolicznego miasteczka. Jedyne, co ma jeszcze w sakwie do jedzenia, to suszone mięso z wilków – przynajmniej za ich upolowanie nie zostanie skazany na szubienicę za kłusownictwo. Wyciąga więc kilka kawałków, łapczywie je pożera, ale od razu czuje, że coś jest nie tak. Poszukiwania felczera spełzają na niczym, zatrucie pokarmowe coraz bardziej daje się we znaki, obraz przed oczami ciemnieje, a nawet okoliczni mieszkańcy zauważają, że Henryk ledwo trzyma się na nogach. Ostatecznie umiera śmiercią mało szlachetną. Tak wyglądały moje pierwsze godziny w "Kingdom Come: Deliverance II" – grze, która zaskoczyła mnie bardziej niż układ odpornościowy Henryka zaskoczyło zepsute mięso.
Warhorse Studios
Deep Silver
Od pierwszej części "Kingdom Come: Deliverance" odbiłem się dość szybko i skutecznie. Nawet podczas pokazu kontynuacji na Tokyo Game Show nie miałem serca przyznać Sir Tobiemu, PR-owcowi Warhorse Studios, że tak naprawdę dopiero teraz gram w ich serię dłużej po raz pierwszy (zwłaszcza że chwilę wcześniej pochwalił mnie za dobrą walkę). To właśnie ten pokaz przekonał mnie do ich produkcji – tam zobaczyłem, jak wiele zmieniło się w tej RPG-owej serii, którą wielu określa mianem "symulatora Henryka ze Skalicy". Tym razem podszedłem do niej nie jak do zadania, które trzeba ukończyć, ale jak do wyjątkowego doświadczenia, którym należy cieszyć się jak najdłużej. Jeśli podobnie jak ja nie ukończyliście pierwszej części, nie ma powodów do obaw – jej znajomość nie jest konieczna do gry w sequel, ponieważ druga odsłona skutecznie przedstawia fabularny zarys poprzedniczki.
Warhorse Studios
Deep Silver
Druga część przygód Henryka zaczyna się niczym film Hitchcocka – od nagłego zwrotu akcji. Jego świat szybko wywraca się do góry nogami, a on sam, ciężko ranny, traci większość swoich zdolności i siły. To klasyczny zabieg, ale na szczęście tym razem bez amnezji w pakiecie. Osamotniony i osłabiony wyrusza w podróż pełną intryg, trudnych decyzji moralnych, ale także humoru, krwi i hazardu.
Dla mnie jednak to nie główny wątek grał pierwsze skrzypce. To świetnie napisane zadania poboczne wciągnęły mnie na długie godziny. Pierwszy raz od czasów "Wiedźmina 3" czułem autentyczną chęć wykonywania wszystkich napotkanych zleceń, a główną fabułę odłożyłem na później. Każdą misję można rozwiązać na kilka sposobów – niezależnie od tego, czy zdecydujecie się grać jako charyzmatyczny wojownik czy niezbyt bystry złodziej, wszystkie ścieżki prowadzą do ukończenia zadania. Jak je osiągniecie, zależy już tylko od Was.
Warhorse Studios
Deep Silver
Nazwanie tej gry symulatorem Henryka najlepiej oddaje jej ducha. Rozwój bohatera odbywa się w realistyczny sposób – poprzez wykonywanie określonych czynności. Siła Henryka zwiększa się, gdy przez dłuższy czas nosi zbyt ciężki ekwipunek. Podobnie wygląda nauka jazdy konnej, obsługi wytrychów czy walki mieczem – im częściej ich używamy, tym lepiej sobie z nimi radzimy. Wszystkie te umiejętności rozwijają się stopniowo i odblokowują dodatkowe zdolności, które pozwalają dostosować rozgrywkę do własnego stylu. Możemy nauczyć się tamowania krwawienia, dzierżenia dwuręcznej broni i tarczy jednocześnie (kosztem szybkości i siły ciosu) oraz wielu innych technik, które pozwolą nam przeżyć przygodę Henryka na własnych zasadach.
Choć "Kingdom Come: Deliverance II" na PlayStation 5 oferuje dwa tryby graficzne, to nawet w trybie wydajnościowym gra potrafi zachwycić oprawą wizualną. Okoliczne lasy i łąki wyglądają jak żywcem wyjęte z malowideł epoki – niezależnie od tego, czy skąpane są w blasku księżyca, czy promieniach wschodzącego słońca. Tak pieczołowicie oddane bogactwo krajobrazu – na pozór oferującego jedynie zarośla i potoki – sprawia, że zwiedzanie dwóch ogromnych map, które oddali nam twórcy, staje się czystą przyjemnością. Świat gry prezentuje się imponująco, a postacie – zarówno główne, jak i poboczne – nie odstają od współczesnych standardów branżowych. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że mimika bohaterów w "Kingdom Come: Deliverance II" jest lepsza niż w większości współczesnych produkcji AAA.
Warhorse Studios
Deep Silver
Każda ambitna produkcja niesie ze sobą ryzyko problemów technicznych, a Warhorse Studios z pewnością będzie miało co poprawiać po premierze. Co jakiś czas napotykałem drobne błędy – nie były to bugi uniemożliwiające rozgrywkę, ale potrafiły zaburzyć immersję w ten genialnie wykreowany świat.
Jednym z najzabawniejszych błędów przydarzył mi się podczas wyzwania strzeleckiego na zamku. Moim celem była tarcza ustawiona na wzgórzu nieopodal murów, ale jako początkujący łucznik Henryk nie radził sobie najlepiej. Po dziesiątkach prób, które kończyły się fiaskiem, stało się coś niespodziewanego – tarcza… odleciała poza mapę. Co więcej, stojąca obok tarcza, do której strzelał instruktor, zaczęła obracać się wokół własnej osi niczym globus na drewnianym stelażu. Koniec końców wyzwania nie zaliczyłem, ale za to chociaż się uśmiałem.
Warhorse Studios
Deep Silver
Nawet w trybie wydajności zdarzało się, że gra potrafiła "chrupnąć", zwłaszcza gdy na ekranie pojawiało się więcej przeciwników. Na szczęście było to sporadyczne, choć warto to odnotować. Mimo to, przez dziesiątki godzin spędzonych z tytułem nie natknąłem się na błąd na tyle poważny, by uniemożliwił progresję – a to w dzisiejszych czasach spore osiągnięcie, szczególnie biorąc pod uwagę stan techniczny wielu dużych produkcji wydanych w ostatnim roku.
"Kingdom Come: Deliverance II" to jedna z najlepszych gier RPG, w jakie grałem w ostatnich latach. Genialnie napisana, zabawna, pełna zapadających w pamięć postaci, z usprawnionym systemem walki i decyzjami, które realnie wpływają na losy Henryka i otaczającego go świata. Czesi wreszcie mają grę, która może wynieść ich na gamingowe salony – tak jak "Wiedźmin" zrobił to z polskim gamedevem. Mocny kandydat do tytułu gry roku.