Recenzja filmu

Z innego świata (2016)
Nicole Garcia
Marion Cotillard
Louis Garrel

Ostrożnie, pożądanie!

"Mal de pierres" jest wypadkową taniego melodramatu i kiczowatej impresji na temat powojennej rzeczywistości. Wszystko wielkimi literami i na najniższych tonach. To mógł być film o seksie. Nie
Oryginalny tytuł filmu, "Mal de pierres", oznacza w medycynie kamicę nerkową. To przypadłość, na którą cierpi bohaterka i której nabawiła się w seksualnie niespełnionym małżeństwie. Mało subtelna metafora w morzu mało subtelnych metafor. Dziwnym nie jest. Film Nicole Garcii powstał na podstawie prozy Mileny Agus, autorki będącej krzyżówką Jane Austen i Nicholasa Sparksa. Zabierzcie chusteczki. I nerwosol.

Gabrielle (Marion Cotillard) poznajemy nad brzegiem rzeki, kiedy daje upust swojej fascynacji lokalnym nauczycielem. Odtrącona przez mężczyznę po żenującym publicznym spektaklu, ucieka do lasu, czyli - uwaga, kolejna metafora - jedynego miejsca, w którym jej dzikie żądze nie będą przedmiotem krytyki i zostaną włączone w odwieczny rytm natury. Miarka się jednak przebrała, a matka dziewczyny nie zamierza tolerować dłużej tych wybuchów namiętności: Gabrielle musi ustatkować się z mężczyzną.

Wybór pada na weterana wojny domowej w Hiszpanii, Josego (Alex Brendemuhl). Plan wyswatania Gabrielle z uczciwym i społecznie pożytecznym mężczyzną brzmi nieźle, ale wiemy doskonale, że spali na panewce. Zwłaszcza, że na horyzoncie pojawia się inny weteran. tym razem z Indochin, pułkownik Andre Sauvage (obsadzony według zbyt oczywistego klucza Louis Garrel). Sauvage oznacza po francusku "dzikiego" i nic dziwnego, że serce dziewczyny szybko dziczeje. Jest młody, przystojny, przeorany wojną i naznaczony śmiertelną chorobą. Gra na pianinie, cierpi w zapoconych szmatach, zażywa opium i generalnie odstawia szopkę, która zawstydziłaby czołówkę francuskich romantyków. W to bohaterce graj!

To, co następuje później jest wypadkową taniego melodramatu i kiczowatej impresji na temat powojennej rzeczywistości. Wszystko wielkimi literami i na najniższych tonach. To mógł być film o seksie. Nie jest. Za mało w nim zmysłowości, reżyserka nawet nie próbuje dociekać, jakie instynkty kierują bohaterką. "Mal de pierres" mogło być również filmem o emancypacji. Gabrielle jest jednak tak zimna i do tego stopnia skupiona na sobie, że od samego początku trudno przejąć się jej losem, nie mówiąc już o trzymaniu kciuków za ucieczkę z ciasnego, prowincjonalnego świata. Otóż nie, "Mal de pierres", opowiada wyłącznie o tym, że czerpanie wiedzy o życiu z "Wichrowych wzgórz" musi skończyć się płaczem i zgrzytaniem zębów.

Całość trzyma się na dobre słowo. Wyłącznie dzięki charyzmie Cotillard, pocztówkowym zdjęciom francuskich plenerów i skrojonym na miarę kostiumom. Garcia, próbując wtłoczyć życie w martwy literacki schemat, bezrefleksyjnie go powtórzyła.
1 10
Moja ocena:
5
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?