Recenzja filmu

Wojownik (2011)
Gavin O'Connor
Joel Edgerton
Tom Hardy

Kino polubiło MMA

Kinematografia zawsze lubiła sport. Jest on najlepszą ilustracją walki, poświęcenia, rywalizacji oraz ciężkiej pracy. Kinematografia zawsze lubiła boks, powstało wiele lepszych i gorszych filmów
Kinematografia zawsze lubiła sport. Jest on najlepszą ilustracją walki, poświęcenia, rywalizacji oraz ciężkiej pracy. Kinematografia zawsze lubiła boks, powstało wiele lepszych i gorszych filmów na ten temat. Zazwyczaj były to filmy biograficzne na bazie życiorysów prawdziwych bokserów, jak choćby "Wściekły Byk" i "Ali", filmy sportowe, które opowiadały głównie o zawodniku i dyscyplinie, którą uprawiał, jak "Rocky", oraz historie dramatyczne, dla których boks jest mniej lub bardziej ważnym tłem, jak "Fighter" czy "Za wszelką cenę".

Mieszane sztuki walki, znane bardziej jako MMA w Stanach Zjednoczonych istnieją od 1993 roku, gdy odbyła się pierwsza gala organizacji UFC. Nagły wzrost popularności tego sportu przypada na rok 2005 i stale rośnie. Nic więc dziwnego, że także Hollywood zainteresowało się MMA. Do tej pory powstało kilka filmów, mających na celu głównie popularyzację tego sportu na świecie. Jednym z pierwszych był "Po prostu walcz", czyli historia chłopaka, który przebył drogę od żółtodzioba do mistrza. Powstała także kontynuacja filmu o nielegalnej gali MMA, zorganizowanej wśród licealistów. Były to filmy dość średnie, w drugiej części wystąpili nawet prawdziwi zawodnicy UFC: Todd Duffee, w jednej z ról głównych, a Lyoto Machida w małym epizodzie. Wisienką na torcie nieudanych filmów o mieszanych sztukach walki jest "Circle of Pain", gdzie w obsadzie znajdziemy więcej fighterów niż aktorów, a film jest jedną wielką reklamą. Jak więc widać kino nie przepadało za tematem MMA, aż do filmu "Warrior". 

Szczerze mówiąc, gdy zdecydowałem się na obejrzenie "Warriora" spodziewałem się czegoś na kształt wyżej wymienionych filmów. Motyw o dwóch braciach nieco podobny do wspomnianego już "Fightera", motyw "wielkiego turnieju, podobny do "Po prostu walcz 2". Jakiś mały związek w tych porównaniach pewnie jest, jednak sam film w żadnym szczególe nie przypomina powyższych.

Tommy (Hardy) i Brendan (Edgerton) są braćmi rozdzielonymi za młodu. Ich ojciec (Nolte) był alkoholikiem, więc Tommy z matką uciekli. Brendan został przy ojcu, ponieważ był zakochany i nie chciał opuszczać swej dziewczyny. Aktualnie jest on nauczycielem fizyki z Filadelfii, a jego brat w niejasnych okolicznościach wrócił z Iraku. Obaj z różnych przyczyn decydują się na wzięcie udziału w wielkim turnieju MMA, nazwanego "Sparta". 

Film ukazuje determinację obu braci w treningach i walkach, trudne relacje obydwu z ojcem, oraz między sobą. Historia opowiedziana w "Warriorze" moim zdaniem jest oryginalna i bardzo ciekawa oraz zaserwowana widzowi w odpowiedni sposób. Oczywiście jest trochę amerykańskiego efekciarstwa, lecz nie rzutuje ono na odbiorze filmu. Przy całej serii pozytywów, jednym z  małych minusów jakie dostrzegłem jest dość mały realizm samych walk. Niestety MMA jest mniej efektowne niż zaprezentowano to w filmie. Co do plusów... Jedną z największych zalet "Warriora" jest dla mnie muzyka, świetnie skomponowana, oddająca idealnie klimat filmu. Także gra aktorska jest na wysokim poziomie. Cichy i tajemniczy Tommy oraz zdesperowany nauczyciel Brendan to postacie dobrze zagrane przez Hardyego i Edgertona, jednak największą gwiazdą tego filmu jest dla mnie Nick Nolte, grający ich ojca, byłego alkoholika, oddanemu Bogu i religii. Jego gra jest trochę patetyczna, ale przy tym poruszająca.

Ważnym w tym filmie elementem są także zdjęcia, wykonane bardzo poprawnie. Na dwa sposoby można jednak odbierać ujęcia scen walk w klatce. Praca kamery jest tam chaotyczna, z jednej strony oddająca dynamizm bójki, z drugiej nie pokazuje zawodników w "całej okazałości".

"Warrior" jest też dość wyraźną reklamą firmy odzieżowej "Tapout", od dawna związanej z MMA. Sam film jest zresztą zadedykowany jej tragicznie zmarłemu założycielowi Charlesowi Lewisowi. 

Podsumowując, "Warrior" to film, który spodoba się nie tylko fanom mieszanych sztuk walki. Jest to świetny, poruszający dramat, który przypadnie do gustu także osobom nie przepadającym za bijatykami.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Wojownik
Nie lubię MMA. Nie lubię nawet boksu. Ale pokochałem ten film. Pierwsza scena - starszy facet wraca... czytaj więcej
Recenzja Wojownik
Czy można, wykorzystując banał, zrobić kawał dobrego kina? Moim zdaniem "Wojownik" udowadnia, że tak.... czytaj więcej