Recenzja filmu

Wojenne jaja (1967)
Steno
Terence Hill
Claudio Trionfi

Cholerna wojna!

"Świnie zaplecza" - taki jest polski odpowiednik tytułu filmu "La feldmarascialla" i wyjaśnia wszystko. To jest arcydzieło komediowe. Przynajmniej tak postrzega je moja skromna osoba. Główni
"Świnie zaplecza" - taki jest polski odpowiednik tytułu filmu "La feldmarascialla" i wyjaśnia wszystko. To jest arcydzieło komediowe. Przynajmniej tak postrzega je moja skromna osoba. Główni bohaterowie to istna mozaika charakterów. Wymienię choćby Kapitana Ptaka (Kapitan Hans Vogel), który nie znosi wojny, jest Wiedeńczykiem, z zamiłowania pianistą i nieustannie wysłuchuje złośliwych docinków i gróźb (przykładowo odnośnie wysłania na rosyjski front) od swojego przełożonego Majora Kurta von Bauma, zresztą, nie tyle interesującego się wojną, co swoim nowym mercedesem. Ponadto jest jeszcze choćby przygłupi, zezujący adiutant Kapitana Ptaka o dźwięcznym imieniu, Fritz . To z grubsza, jeśli chodzi o stronę niemiecką, po stronie włoskiej jest nie lepiej. Główny bohater, roztargniony profesor Giuliano Fineschi (w tej roli Terence Hill),  młoda restauratorka i niestrudzona śpiewaczka Rita oraz szereg innych. Spotykamy także człowieka, który jest punktem wyjścia całej fabuły. Postać nie mniej interesującą od pozostałych, amerykańskiego lotnika Majora Petera Hawkina. Akcja rozpoczyna się we Florencji w lipcu 1944r. i toczy się rzeczywiście na zapleczu wojennym. W pierwszej scenie oficerowie niemieccy, a wśród nich rozbrajający sylwetką żołnierskiej wersji pluszowego misia Kapitan Ptak, rżną w karty. Ku powszechnemu oburzeniu ogłoszony zostaje alarm wywołany przez samolot amerykańskich sił powietrznych, w którym to samolocie znajdował się właśnie rzeczony Major Peter Hawkin, wówczas spożywający kanapkę i szydzący w radiowej rozmowie z sił Wermachtu. Jego samolot stał się celem kul wystrzeliwanych prawdopodobnie z ckm-u, którego operatorem był nie kto inny jak zezujący Fritz instruowany pośpiesznie przez Kapitana Ptaka. Po zestrzeleniu kilku posążków, Fritz nareszcie strącił obiekt latający z tym, że nie był to samolot, ale… bażant (którego rola na tym się nie kończy) Widzący to Major, delikatnie mówiąc, nie kryjąc irytacji, zasiadł do karabinu, a że oko miał sprawniejsze, po chwili Amerykanin musiał ratować się skokiem robiąc użytek ze swego spadochronu… To tylko kilka pierwszych minut, a następne z pewnością gorsze nie są. Wystarczy przytoczyć choćby przeszukiwania klasztoru, w którym Major Hawkin wylądował, czy scenę, w której główni bohaterowie w trójkołowym motocyklu brawurowo uciekają przed siłami niemieckimi, jadąc przez pola i śpiewając „Rozamundę” (Polski odpowiednik to piosenka „Bando, bando na zawsze złączyłaś nas…”. Niesamowite zwroty niesłychanie wartkiej akcji, znakomicie zagrane prześmieszne postaci, zaskakujący scenariusz i dosadny humor to największe zalety tego filmu. Przednia zabawa i pokazanie, iż ludzie wcale nie dzielą się na Niemców, Amerykanów itd. Lecz na mądrych i głupich, na złych i dobrych. Film promuje, ideę, że ważne jest radosne życie, a nie jakieś bezsensowne militarne waśnie. Przynajmniej tak ja to odbieram. "Świnie zaplecza" obejrzałem po raz pierwszy, gdy miałem około 4 lat, już wtedy rozbudził moją pasję filmową i dlatego tylko jemu przyznałem 10. Może ktoś tego nie zrozumie, ale teraz mam już ponad 19 lat, obejrzałem wiele różnych filmów, a ten konkretny już kilkaset razy i ciągle jest dla mnie arcydziełem. Ma dla mnie największą wartość. Może z wiekiem robię się sentymentalny, ale ten film na pewno nie i za to cienię go najbardziej. Polecam!!!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?