Oprócz kompletnej promocji walentynkowych towarów i walącej po oczach politycznej poprawności (ilość gwiazd, którą przyciągnięto do projektu gwarantuje, że ujrzymy tu większość płciowo-rasowych
Żebym nie wyszedł na dziada, który świętego dnia nie święci, podeprę się ludową mądrością – "Walentynki powinny trwać przez cały rok". Niestety, nie trwają, dlatego z mody nie wychodzą filmopodobne wyroby i sygnowane nazwiskami gwiazd półprodukty, rzucane na rynek sezon w sezon, przy okazji święta zakochanych. Jeśli obraz Gary’ego Marshalla wyróżnia się na ich tle, to tylko za sprawą wyeksplikowanych wprost intencji. W tytule nie ma żadnego kłamstwa. Nie jest to rzecz ani o ludziach, ani o miłości, ale właśnie o walentynkach.
Przez ekran przewalają się hurtowe ilości kwiatów, serduszek i innych piankowych marynarzyków, a perypetie sercowe bohaterów szybko układają się w katalog postaw wobec pięknej tradycji. Dzieje się sporo: kwiaciarz leczy złamane serce, pani żołnierz wracająca z wojny nawiązuje niespodziewaną znajomość w samolocie, superprofesjonalny dziennikarz sportowy musi nakręcić materiał o dniu gołąbków i amorków (jego sceptycyzm, a jakże!, zostanie przezwyciężony), zaś gej parający się futbolem amerykańskim postanawia wreszcie "wyjść z szafy". Wszyscy doznają olśnienia w związku z miłosną gorączką, która opanowuje świat czternastego lutego, wszyscy też muszą przed końcem seansu określić swój stosunek do dnia zakochanych. Oprócz kompletnej promocji walentynkowych towarów i walącej po oczach politycznej poprawności (ilość gwiazd, którą przyciągnięto do projektu gwarantuje, że ujrzymy tu większość płciowo-rasowych wariantów miłosnych puzzli), nie znajdziemy w filmie Marshalla zbyt wiele. Ot, kilka zabawnych sytuacji i obrywanych naprędce fabularnych "stokrotek" – kocha, nie kocha, kocha, nie kocha…
Z filmów o święcie miłości najbardziej lubię ten, w którym Denise Richards chodzi w prześwitującym bikini, a potem zostaje pchnięta nożem przez dawnego kolegę z klasy, którego kiedyś bezlitośnie wyszydziła. Jest w działaniach zabójcy bezwzględna logika – mści się on za to, że doznał upokorzenia w dzień walentynek. Jego czyny poświadczają tym samym masową psychozę. Być może, gdyby piękna Denise zakpiła z niego w zwykły wtorek, machnąłby na to ręką i wybrał koledż zamiast psychiatryka.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu