"Trop ducha" zbudowany jest z elementów znanych z kina szpiegowskiego. Reżyser Jonathan Millet umieszcza w filmie sceny spotkań w parku, opracowywania strategii w czasie sesji gier wideo,
Hamid miał umrzeć. Jako ofiara syryjskiego reżimu był brutalnie torturowany, a potem – wraz z grupą podobnych mu mężczyzn – zostaje porzucony na środku pustyni bez wody i jedzenia. Cięcie. Nowa scena. Z napisu dowiadujemy się, że bohater filmu "Trop ducha" nie jest już w Syrii, lecz w Europie. Od porzucenia na pewną śmierć minęło kilka lat. Hamid żyje. Przemierza ulice Strasburga w poszukiwaniu pewnego mężczyzny. Ma tylko jego niewyraźną fotografię. W przerwach wspomina żonę i dziecko, które zginęły pod gruzami bombardowanego miasta, oraz udaje kogoś, kim nie jest w regularnych rozmowach z matką przebywającą w obozie dla uchodźców położonym niedaleko Bejrutu w Libanie.
Ciało Hamida żyje, ale on sam zachowuje się niczym duch, któremu niedokończona sprawa nie pozwala porzucić tego świata. Reżyser szybko odkrywa przed nami, czym jest ta sprawa. Hamid należy do nieformalnej grupy, która wzięła na swoje barki odpowiedzialność wytropienia zbrodniarzy syryjskiego reżimu. Mężczyzna, o którego rozpytuje Hamid, to chemik odpowiedzialny za brutalne tortury i nieludzkie eksperymenty na ludziach. Hamid był jedną z jego ofiar. Nigdy go nie zobaczył: zna go wyłącznie z zapachu, głosu, dotyku. Pewnego dnia na uniwersytecie w Strasburgu spotka mężczyznę, który jego zdaniem jest poszukiwanym zbrodniarzem. Zaczyna go śledzić wbrew radom pozostałych członków grupy. Hamid w przeszłości już się mylił...
"Trop ducha" zbudowany jest z elementów znanych z kina szpiegowskiego. Reżyser Jonathan Millet umieszcza w filmie sceny spotkań w parku, opracowywania strategii w czasie sesji gier wideo, poszukiwania dowodów, przeglądania (i słuchania) dokumentów, zeznań, starannego zbierania poszlak mających pomóc w identyfikacji obiektu tajnego śledztwa. Jednak "Trop ducha" nie jest thrillerem szpiegowskim. Jak bohaterowie, którzy udają przed światem kogoś innego, tak sam film korzysta z gatunkowych klisz jak z masek, kostiumów, które ukrywają prawdziwą istotę opowieści. Kluczem do zagadki jest oryginalny tytuł – "les fantômes", czyli "duchy". Millet opowiada o konsekwencjach życia w opresyjnym, brutalnym reżimie. To historia blizn, cierpienia, wspomnień przysłaniających prawdziwe życie. Jedni ukrywają przed światem to, kim są naprawdę. Inni udają tych, którymi byli kiedyś, zanim odebrało im to cierpienie i śmierć.
Powolnie prowadzona narracja wprowadza widza w świat zawieszony pomiędzy rzeczywistością i fikcją. Millet wykorzystuje bohaterów, by pokazać nam, czym jest pamięć cierpienia. Adam Bessa odgrywa Hamida tak, jakby ten pozbawiony był ciała fizycznego. Gdy zbliża się do osoby, którą podejrzewa o bycie jego oprawcą, krąży wokół niej niczym zjawa, prawie dotykając, ale niezdolny, by tego dokonać. Nigdy nie dowiemy się też, co dokładnie przeżył w czasie tortur. To, czego on sam nie wypowie, usłyszymy w nagraniach zeznań innych ofiar. Pamięć kaźni na zawsze zapisana jest też na jego ciele.
"Trop ducha" to medytacja na temat cielesności oraz nieuchwytności ludzkiego doświadczenia. Millet bada granice duchowego bólu, konfrontuje gniew i pragnienie zemsty z największym okrucieństwem życia – zrozumieniem, że oprawca nie jest potworem, a w każdym razie nie bardziej od tych, którzy pozwalają, by wściekłość – choćby nie wiem jak uzasadniona – pchnęła ich na drogę brutalności, przemocy.
Jonathan Millet sprawił tym filmem piękną niespodziankę. Zbudował nie tylko wciągającą, klimatyczną historię, ale również wypełnił ją po brzegi tematami, które widz będzie kontemplował jeszcze długo po zakończeniu seansu.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu