Recenzja filmu

Przechwycone (2024)
Oksana Karpovych

Wstrząs

Sam pomysł mógłby szybko się wyczerpać, ale "Przechwycone" stopniowo gęstnieje i wciąga nas w meandry rosyjskiej psyche oraz ukraińskich realiów. Większość nagrań pozostaje anonimowa – słyszymy
Wstrząs
Ukraińscy filmowcy wykazują się niesamowitym talentem – jednocześnie wiernie dokumentują grozę wojny i tworzą spełnione artystycznie kino. Nagrodzone Oscarem "20 dni w Mariupolu" jest de facto raportem z oblężonego miasta, którym Mścisław Czernow daje wstrząsające świadectwo rosyjskiego okrucieństwa. Na drugim biegunie sytuuje się "Strichka chasu", czyli czuła obserwacja uczniów i nauczycieli z różnych ukraińskich szkół. Kateryna Gornostai nie wikła się w polityczne spory, tylko podgląda codzienność i dorastanie młodzieży w cieniu wojny. Osobnym przykładem jest dokument "Przechwycone", nagradzany w Berlinie, Krakowie, Hongkongu czy Montrealu. Oksana Karpovych łączy w nim dwa paradoksalne porządki – cichą rejestrację i zapisy telefonicznych rozmów rosyjskich żołnierzy z krewnymi, które przejęły ukraińskie służby. Statyczne obrazy mieszkań, zniszczonych budynków i miasteczek zaczynają dialogować z obcymi, często wrogimi treściami. Reżyserka układa fascynujący i przerażający kolaż, który odsłania wpływ kremlowskiej propagandy na mentalność całego narodu, mechanizmy odczłowieczania wroga i sprzeczność ideologii z (nie)realną perspektywą sukcesu. Artystyczna forma potęguje efekt rozmijania się odgórnych rosyjskich przekazów z brutalną wizją konfliktu pochłaniającego kolejne dusze, miejsca i zasoby. Karpovych mistrzowsko selekcjonuje materiał i okazuje się wybitną portrecistką czasu apokalipsy.


Sam pomysł mógłby szybko się wyczerpać, ale "Przechwycone" stopniowo gęstnieje i wciąga nas w meandry rosyjskiej psyche oraz ukraińskich realiów. Większość nagrań pozostaje anonimowa – słyszymy co najwyżej imiona – choć dominują ostre bezlitosne argumenty, nienawistny język i bezpośrednie opisy działań wojennych. Członkowie armii mówią wprost o zabijaniu cywili i braku litości dla przeciwników, lęku przed śmiercią i nazistowskich konotacjach Ukraińców. Umysły wyprane ideami Putina i jego świty wszystko tłumaczą sobie koniecznością ukarania zdrajców i zajęcia ich terytorium. Uwagi o "banderowcach" i "chochołach" nakładają się na nieupozowane kadry z lokalnych dróg lub widok mężczyzny palącego papierosa w kuchni. Obywatele próbują normalnie żyć, pracować i podtrzymywać ducha walki, a Rosjanie kradną ubrania ze sklepów i narzekają, że u sąsiedniej nacji się przelewa. Ograniczone horyzonty i wąsko zakreślona wiedza to najlepsze paliwo dla reżimu o totalitarnych i imperialistycznych zapędach. 

Tylko w dwóch rozmowach słyszymy kłótnie i podważanie obowiązującej narracji. Raz żołnierz przekonuje bliską osobę, by nie wierzyła telewizyjnym programom, a żona innego sugeruje, że Moskwa dokonała fatalnego wyboru. W społecznym rosyjskim betonie są pojedyncze wyrwy – zauważa Karpovych – ale nie rozszczelnią one systemu budowanego latami. Ciekawe, że widzimy też kilka ujęć z czołgu, które wyraźnie zniekształcają ogląd świata. Metafora staje się czytelna – tunelowe myślenie prowadzi żołnierzy jak po sznurku do celów wytyczonych przez dowództwo i elitę polityczną. Zginą czy nie, spełnią swoje zadania. Wątpliwości budzi u nich głównie strach przed byciem zabitym, nie przedłużająca się wojna i ogólny chaos na froncie. Film świetnie chwyta ekonomiczne podłoże wydarzeń, bo mundurowi podają rodzinie możliwe zarobki i rozwijają wątek silnego ukraińskiego rolnictwa. Reżyserka celnie punktuje rosyjskie kompleksy, których byśmy się nie spodziewali. Kryzys gospodarczy trapi nawet ślepych wyznawców Putina i każe im zastanawiać się nad rychłą zależnością od Chin. 


Ogromna świadomość i krytyczny dystans Karpovych sprawiają, że "Przechwycone" staje się filozoficznym traktatem o korzeniach rosyjskiego zła. Ciągłe szarpanie się między Wschodem i Zachodem, uległość wobec dyktatury, wiara w zimnowojenne podziały – te tematy nie straciły aktualności u Rosjan, napędzając ich sny o potędze oraz paradoksalny izolacjonizm. Na ekranie nie usłyszymy wpływowych polityków i liderów armii, wystarczy śledzić dialogi mężów i żon, matek i synów. Telefoniczne połączenia odbywały się między marcem oraz listopadem 2022 roku. Czy teraz brzmiałyby podobnie? Równie istotna staje się panorama Ukrainy, zwłaszcza jej prowincjonalnych stron, gdzie ślady bombardowań i ostrzałów nie pozwalają zapomnieć o zbiorowej traumie. Zmysł Karpovych doskonale pokazuje krótka scena nad jeziorem. Pozornie sielskie, spokojne okoliczności na pierwszym planie zaburza tło – wyraźne kontury zrujnowanego bloku. Widmo katastrofy i niepewność jutra stale towarzyszą mieszkańcom, którzy nie znają dnia ani godziny rozwiązania konfliktu. Część z nich jednak wie, że nie można żyć tylko doniesieniami z frontu, czasem trzeba odpocząć w gronie bliskich osób. Zbiórki żywności czy grupowe posiłki na osiedlach budują zresztą poczucie wspólnoty, jakże różne od twardej wojskowej hierarchii. Wojna zyskuje więc w "Przechwyconych" wiele twarzy. Autorka nie zatrzymuje się na spalonych samochodach, dziurawych ulicach lub leśnym cmentarzu, w przeciwieństwie do niektórych polskich filmowców…  


Po skandalicznym potraktowaniu Zełenskiego przez Trumpa i kontrowersyjnym zwycięstwie "Anory" na Oscarach, świadectwa takie jak "Przechwycone" zyskują jeszcze większy ciężar. Pytanie, czy mogą dotrzeć daleko i wpłynąć szerzej na obiór pełnoskalowej inwazji. Reżyserka nie uprawia bowiem publicystyki, nie rzuca populistycznych haseł, a i tak umie wstrząsnąć widzem. Informacje o mordowaniu ludzi w rowach czy torturowaniu pojmanych pracują na wyobraźnię. Wizualny komentarz wcale nie jest tu potrzebny. Oczywiście bliskość konfliktu oraz znajomość ukraińskiej mniejszości mają znaczenie, ale film analizuje uniwersalną problematykę, znaną choćby z mrocznej przeszłości Europy. Kamera, podobnie jak ścieżka dźwiękowa sprowadzają nas wreszcie na ten poziom wojennych realiów, którego brakuje w dzisiejszym obiegu medialnym. Wybrani historycy twierdzą wręcz, że główny cel konfliktów zbrojnych stanowi zagłada cywili oraz totalna destabilizacja społecznej rutyny. Dzieło Karpovych skupia się właśnie na detalach, epizodach spoza frontu, na ludziach dzielnie trwających przy swoim, na odzyskiwaniu resztek dawnego życia. Nie chcę pisać o lekturze obowiązkowej, ale szczerze ufam, że "Przechwycone" stanie się wzorem dla innych twórców opowiadających o rosyjskiej agresji. Tak w Ukrainie, jak i na świecie.              
       
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?