Recenzja filmu

Taksówkarz (1976)
Martin Scorsese
Robert De Niro
Jodie Foster

Wszyscy jesteśmy Travisami

Żyjemy w osamotnieniu pośród tysięcy, czy nawet milionów istot.
Początkiem końca ludzkiej duszy i zdrowia psychicznego było przeprowadzenie się ludzi do miast. Słynne zwłaszcza w ostatnich dekadach choroby cywilizacyjne pojawiają się często na gruncie frustracji, skrępowanego indywidualizmu i tłumienia naturalnych instynktów, jakie niesie ze sobą mieszkanie w dużych aglomeracjach właśnie. Miasto to niezdrowe miejsce nie służące człowiekowi. Hałas, ścisk, stres, przestępczość, brud - to nie są dobre warunki do życia. Zasłanianie nieba budynkami również. Ludzie powinni nadal zamieszkiwać magiczne lasy, w których pełno od pradawnych istot, mar, leszych, pluszowych misiów i skaczących tygrysów. Współczesny człowiek jest skonfundowany i zalękniony. A objawem lęku jest agresja. Żyjemy w osamotnieniu pośród tysięcy, czy nawet milionów istot. Do nas zaraza ta dopiero jakby dociera, ale na zgniłym Zachodzie panuje już od dawna. A które miasto jest najlepszym przykładem zepsucia i upadku jak nie Nowy Jork lat 70. W takiej właśnie scenerii fabułę swojego dzieła "Taksówkarz" osadził reżyser Martin Scorsese.


Travis Bickle (Robert De Niro) jest weteranem wojny w Wietnamie. To młody, samotny mężczyzna, próbujący ułożyć sobie życie w wielkiej metropolii. Czyli najgorzej. Nie idzie mu to jednak najlepiej. Jest sam, nie ma dziewczyny, jest mu źle. Ponieważ cierpi na bezsenność, postanawia nająć się jako taksówkarz, by spędzać noce, wożąc ludzi i zarabiając przy tym trochę grosza. Wyborowo przechodzi improwizowaną rozmowę kwalifikacyjną z pewnym Maniakiem i dostaje pracę. Podczas nocnych kursów poznaje ciemną stronę miasta, pełną wszelakich typów spod ciemnej gwiazdy jak alfonsi, prostytutki, szaleńcy, czy politycy. Pewnego razu do jego taksówki wsiada nieletnia przyszła agentka FBI, która próbuje uciec przed uczuciem swojego alfa. Typ wyciąga dziewczynę z auta i rzuca zmięty banknot Travisowi, by zapomniał o całej sprawie. W Bickle'u jednak gest ten wywołuje odwrotny skutek, czyli przemożną chęć zrobienia czegoś. Postanawia oczyścić ulice ze szwendających się po nich mętów.


Travis Bickle jest weteranem wojny w Wietnamie. Nie znaczy to, jednak że jest chodząca maszyna do zabijania niczym Rambo czy inny Schwarzenegger. Nie. On jest zwykłym facetem, który miał trochę kontaktu z bronią, ale nie trafia celu z odległości kilometra między oczy. Taksówkarz to nie jest z resztą ani film wojenny, ani sensacyjny, ani kryminalnym. Jego tematem nie jest gościu, który źle strzela tylko o alienacji i konsekwencjach zbyt długiego przebywania sam na sam ze swymi myślami. To obraz o człowieku pozbawionym podstawowych umiejętności społecznych, który nie rozumie, że zaproszenie kogoś na pierwszą randkę do kina porno jest niestosowne. Motyw jego relacji z Betsy (Cybill Shepherd) to z resztą jeden z głównych symboli ukazujących nam nieprzystosowanie bohatera do standardów i konwencji ludzkich interakcji. Travis jest w istocie niczym dzikie zwierzę dopiero co wypuszczone z klatki. Jak powiedział poeta to wypuszczony z lasu nielegalny zabójca straconego czasu. Scorsese operuje tu licznymi metaforami, z których najpotężniejszą jest być może scena przewrócenia telewizora, w którym wyświetlane jest jakieś romansidło. Bickle w ten sposób odrzuca niejako społeczne normy, czując, że nigdy nie będzie do nich przystawał.


Mimo swoich radykalnych poglądów i działań wiele osób może znaleźć w Travis pierwiastek siebie. Może się on wydać bliższy niejednej osobie, bardziej niż może się wydawać. Samotność i izolacja to przecież prawdziwe plagi współczesnego świata, tym bardziej że nieraz są one nam siłą narzucane przez władze. Gniew wywołany stresem i bezradnością również jest zjawiskiem, które można obserwować praktycznie każdego dnia. Jeśli obserwujesz świat zza niewidzialnych krat, jesteś oddzielony od niego gruba szyba, przez którą widzisz szczęście innych, lśniące uśmiechy, do których nie masz dostępu, to naturalną reakcją jest frustracja i złość. Wszystko to mówi ci, że nigdzie nie pasujesz. Scorsese tworzy skromnym nakładem w "Taksówkarzu" surowy obraz świata, który nie jest piękny, ale nadal można odnaleźć w nim niewinność i resztki człowieczeństwa. Jego dzieło nosi znamiona arcydzieła, mimo drobnych niedociągnięć, a jego największą siłą jest wpływ, jaki wywarł na popkulturę, przenikając do zbiorowej świadomości, jako archetyp bycia outsiderem. Film posiada specyficzny, duszny klimat. Podsycają go sugestywne kadry nocnego życia oraz charakterystyczny, jazzujący motyw muzyczny budzący skojarzenia z kinem noir.

Prawdziwym majstersztykiem jest tu także sekwencja finałowej konfrontacji w kurwidołku, którą zaliczyć można do czołówki strzelanin, jakie zostały uwiecznione na taśmie filmowej. Cechuje się ona wysokim poziomem realizmu, brutalności oraz bezkompromisowej desperacji. Travis liczył, że nie wyjdzie z niej cało, lecz udało mu się przeżyć i zostać ewentualnie bohaterem, jeśli założymy, że nie wymyślił sobie tej całej historii. Dla widza zaś jego przejścia pozostają niezapomnianym filmowym doświadczeniem.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Taksówkarz
Kino lat 70. ma swój własny, specyficzny nurt twórczy. W tym okresie do głosu doszły problemy społeczne,... czytaj więcej
Recenzja Taksówkarz
Travis Bickle (Robert De Niro) oprócz tego, że jest nowojorskim taksówkarzem, jest też neurotycznym... czytaj więcej
Recenzja Taksówkarz
"Taksówkarz" Martina Scorsesego z Robertem De Niro w roli tytułowej z roku 1976 wpisał się na stałe do... czytaj więcej