Reżyser Michał Węgrzyn zdawał sobie sprawę, że podobne pytania mogą być zarówno punktem wyjścia, jak i dojścia filmu. Być może dlatego w "Procederze" nie wykuwa pomnika, wokół którego będą
Chociaż złotych myśli Tomasza Chady ("świat jest piękny, tylko ludzie to kurwy") raczej nie pomylicie z passusami św. Tomasza z Akwinu ("człowiek jest bytem złożonym"), to w biografii nieżyjącego rapera pierwiastek duchowy również wymyka się rozumowemu poznaniu, zaś prawdę trudno zamienić w doktrynę. Skoro więc Chada nie był ani utalentowanym zbirem z dobrą nawijką, ani dotkniętym bożą iskrą geniuszem, nad którym wisiało tragiczne fatum, ani tym bardziej słodkim misiem z poplątanym życiorysem, to kim właściwie był?
Reżyser Michał Węgrzyn zdawał sobie sprawę, że podobne pytania mogą być zarówno punktem wyjścia, jak i dojścia filmu. Być może dlatego w "Procederze" nie wykuwa pomnika, wokół którego będą tańcować fani rapera, a z drugiej strony – nie czerpie frajdy z jego fotogenicznych upadków i nie tapla się w tabloidowym bajorku. O losach Chady opowiada niby po bożemu, lecz klarowność narracyjnej struktury co jakiś czas ulega zaburzeniom: jest tu oddech, miejsce na elipsy, kondensację faktów, skróty i przyspieszenia akcji, a nawet na wycieczkę w stronę miejskiej legendy, bo chyba takiego statusu w rodzimej popkulturze dorobiły się teorie na temat śmierci muzyka. Paradoksalnie jednak, owo konstrukcyjne oraz intelektualne niezdyscyplinowanie to całkiem niezła realizacja zasady decorum. Głębokie przeświadczenie, że każdy pomysł jest dobry, a fraza – niezbędna, odzwierciedla przecież naturę gniewnego, rebelianckiego hip-hopu przełomu wieków.
O ile muzyka Chady narzuca filmowi rytm i klei się z fabułą na poziomie metafory, o tyle sam rysunek rzeczywistości oraz jej inscenizacja wydają się, mówiąc delikatnie, nierówne. Sporo tu smacznych epizodów, z których wyłania się obraz kraju pełnego ekonomicznych dysproporcji, z trudem kształtującego "europejską" tożsamość (wątek Gabrieli Muskały, która w roli nowobogackiej pańci strofuje policjantów przeszukujących jej mieszkanie to czyste złoto). Ale jeszcze więcej – zapośredniczonego w tradycji "kina nocnych marków", napędzanego potężną aktorską nadekspresją, gangsterskiego gung-ho. Wszyscy wożą się jak chłopcy z ferajny, piszą teksty wpatrzeni w smagane deszczem szyby, w tańcu godowym nigdy nie gubią kroków, a seks uprawiają niczym wolną amerykankę. To po tym, utkanym z klisz świecie buja się niejaka "Łysa", czyli kobieta mafii na dorobku – w interpretacji Małgorzaty Kożuchowskiej ze dwa tuziny archetypów wciśniętych w jeden kreszowy dres. Z podobną subtelnością potraktowani są zresztą inni bohaterowie. Zamiast krwi i kości – figury odbite w lustrze pastiszu.
Wyjątkiem od reguły pozostaje oczywiście Tomasz Chada – bijące własnym rytmem serce filmowej rzeczywistości. W wydaniu Piotra Witkowskiego to przede wszystkim bomba z opóźnionym zapłonem, introwertyczny wrażliwiec, który próbuje sam wyciągnąć się za uszy z bagna – skrywający ból za szelmowskim uśmiechem, pogrążony w wiecznej psychomachii, z trudem utrzymujący głowę nad powierzchnią. Pomijając fizyczną transformację – jednocześnie efektowną (facet wygląda jak samobieżny triceps) i subtelną (praktycznie niewidoczna protetyka) – to również rola o zaskakującym rejestrze emocji, wahających się od bezbrzeżnej rozpaczy przez eksplodującą agresję po napędzaną kompleksami determinację. I stawiam dolary przeciwko orzechom, że w większym stopniu niż "Proceder" unieśmiertelni samego Chadę. Bez względu na to, którą wersją siebie bywał najczęściej.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu