Recenzja filmu

Ostatnia rodzina (2016)
Jan P. Matuszyński
Andrzej Seweryn
Dawid Ogrodnik

Fin le cinéma

Otrzymaliśmy jedynie zestaw szybko zmieniających się, powierzchownych obrazków, ślizgających się po powierzchni istoty rzeczy.
Twórcy filmu wzięli na warsztat temat-samograj: scenarzysta Robert Bolesto wspominał bodajże podczas dostępnej na Youtubie rozmowy odbytej z widzami po warszawskiej premierze o tym, że historia rodziny Beksińskich była tematem najpopularniejszym wśród studentów filmówki, w której się uczył fachu. Jest oczywistą oczywistością, skąd ta popularność. To nie tylko barwność postaci Zdzisława i Tomasza przyciąga filmowców. Moim zdaniem kluczowe jest to, że wszyscy członkowie rodziny już nie żyją i brakuje spadkobierców zainteresowanych realną obroną dobrego imienia rodziny. Dzięki temu można bezkarnie realizować najbardziej nawet szkalujące Beksińskich projekty, bez obawy o procesy i wynikające z nich kary finansowe. Wykorzystali to twórcy "Ostatniej rodziny" w sposób bezwzględny. Nie mam racji? Jeśli tak, to czemu nie zainteresowano się chociażby rodziną Lecha i Marii Kaczyńskich, których historia na pewno bardziej zainteresowałaby przeciętnego Polaka?

Tomasz Beksiński (realny, nie filmowy) mawiał, że nie słucha polskiej muzyki, gdyż jest to wyrób czekoladopodobny. O paradoksie, podobnego określenia chciałoby się użyć względem filmu opowiadającego o Tomaszu. Temat filmu sprawia, że mógłby być kanwą do pogłębionej dyskusji o wielu ważnych tematach: przewijającej się przez film bezustannie śmierci i przemijaniu; niedostosowaniu do realiów i odchodzeniu w przeszłość arystokracji, którą stała się rodzina Beksińskich dzięki nadzwyczajnemu jak na Polskę lat 80. i 90. dostępowi do pieniędzy zarabianych na malarstwie Zdzisława; czy wreszcie o patriarchalizmie, którego wręcz idealnym modelem jest filmowa rodzina. Tak jednak się nie stało. Otrzymaliśmy jedynie zestaw szybko zmieniających się, powierzchownych obrazków, ślizgających się po powierzchni istoty rzeczy. Jest to cena uprzystępnienia tematu tzw. szerokiej publiczności. Filmowy Zbigniew i Tomasz rozmawiają o jednym z dzieł Herzoga - to niestety zupełnie inna artystyczna półka.

Filmowi "Ostatnia rodzina" towarzyszy album ze ścieżką dźwiękową. Jest to album dwupłytowy: na pierwszym krążku mamy muzykę tzw. rockową, na drugim - tzw. klasyczną. Gdy obejrzałam playlistę, zachwyciłam się, myśląc, że film będzie w pewnym sensie filmem muzycznym, skoro długość ścieżki dźwiękowej niewiele różni się od długości ścieżki filmowej. Jednak w kinie spotkał mnie srogi zawód: z 14 piosenek z pierwszego krążka w filmie pojawia się bodajże 9, większość jedynie w króciutkich fragmentach. Za to na płytach brakuje ostatniego fragmentu muzycznego pojawiającego się w filmie: to "Song of the Siren", drugi fragment płyty "It'll end in tears" – wyjaśniam, bo spotkałam się z pytaniem o namiary na tę kompozycję.

Nasuwa się gorzkie wspomnienie ostatniego felietonu Tomasza napisanego dla czasopisma "Tylko Rock", w którym pisze on o "nowej modzie na "music inspired by the movie" – zbiór piosenek w ogóle nie występujących w filmie". Tak to Tomasz stał się postacią w filmie zrealizowanym przez ludzi postępujących według wzorców, które za życia krytykował. Smutne to...
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Każdy z nas ma w swojej głowie demony. Wiele z nich jest okrutnie złych, każą robić potworne rzeczy.... czytaj więcej
"Ostatnia rodzina" jest bezapelacyjnie jednym z najważniejszych dzieł polskiej sztuki filmowej ostatnich... czytaj więcej
Czy można jeszcze historię rodziny Beksińskich opowiedzieć w ciekawy, nowatorski sposób? Temat wydaje się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones