Reżyser portretuje młodość z czułością, ale i tęsknotą. Z ciał Magdaleny Berus i Jakuba Gierszała – świeżych, pełnych energii i seksapilu – czyni wręcz przedmiot fetyszu. Młodość jest dla
Jackowi Borcuchowi trzeba przyznać, że kręci naprawdę ładne filmy. Potrafi zrobić dobrze naszym oczom i uszom zarówno wtedy, gdy pokazuje stojących nad grobem lowelasów ("Tulipany"), jak i punków z liceum ("Wszystko, co kocham"). W "Nieulotnym" również nie brakuje atrakcji audiowizualnych. Zdjęcia Michała Englerta słusznie doceniono na Festiwalu Sundance, młodzi, atrakcyjni i utalentowani aktorzy nie raz zrzucają przed kamerą odzienie, zaś ścieżka dźwiękowa ma szansę zagościć na stałe w Ipodach i empetrójkach publiczności. Trochę więc szkoda, że opowiedziana na ekranie historia tak szybko ulatuje z głowy po seansie.
Michała i Karinę spotykamy na wakacjach w Hiszpanii. Bohaterowie zarabiają na studenckie życie przy zbiorze winogron, a po godzinach korzystają z uroków okolicy. Mają głowy w chmurach, serca na dłoni i całe życie przed sobą. Pierwszy seks za nimi, za rogiem czeka pierwsza miłość. Reżyser portretuje młodość z czułością, ale i tęsknotą. Z ciał Magdaleny Berus i Jakuba Gierszała – świeżych, pełnych energii i seksapilu – czyni wręcz przedmiot fetyszu. Młodość jest dla Borcucha tym, czym dla Adama i Ewy był biblijny raj. Nie sposób dokładnie przewidzieć, w którym momencie trzeba będzie go opuścić. Kiedy jednak to nastąpi, nic nie będzie takie jak dawniej.
W przypadku Michała i Kariny początek dorosłości wyznacza tragedia. Brutalna, przypadkowa i bezsensowna. Aby jeszcze wyraźniej zaznaczyć zmiany zachodzące w życiu bohaterów, Borcuch przenosi akcję z ciepłego Półwyspu Iberyjskiego do szarej, ponurej Polski. Właśnie wtedy "Nieulotne" psują się. Zamiast konsekwentnej, wyraźnie nakreślonej opowieści dostajemy ciąg porozrzucanych w miejscu i w czasie scenek, które coraz mniej wnoszą do filmu. Część z nich (jak chociażby przywodząca na myśl dzieła Xaviera Dolana domówka w rytm piosenki Cocteau Twins) wypada efektownie, z reszty zionie pretensjonalność. Każąc młodym kochankom snuć się samotnie po pustych pokojach i ulicach, reżyser raczej sugeruje głębię, niż rzeczywiście ją stwarza.
Już wiem, co powiedzą zwolennicy filmu: widz powinien przefiltrować tę historię przez własną wrażliwość, a potem uzupełnić niezapisane (ulotne) pola na kartach scenariusza. Dla mnie taka strategia więcej ma wspólnego z przerzucaniem ciężaru odpowiedzialności za dzieło na widza niż artyzmem z prawdziwego zdarzenia. W efekcie, choć Gierszał i Berus dają z siebie wszystko, "Nieulotnego" nie udaje się ożywić. Jak pisał klasyk: piękny kościół, ale bez Boga.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu