Wydawać by się mogło, że motyw walki ludzkości z obcą rasą został już przerobiony przez filmowców na wszelkie możliwe sposoby. Znamy ten schemat: kosmici atakują Stany Zjednoczone, powstaje
Wydawać by się mogło, że motyw walki ludzkości z obcą rasą został już przerobiony przez filmowców na wszelkie możliwe sposoby. Znamy ten schemat: kosmici atakują Stany Zjednoczone, powstaje chaos, a miasta zostają poważnie zdewastowane przez żądnych ludzkiej krwi przybyszy. W końcu znajduje się grupa śmiałków, która odnajduje słaby punkt przeciwnika i daje mu odpór. Tym torem podąża znaczna część filmów o tej tematyce, a "Na skraju jutra" nie jest wśród nich poważnym wyjątkiem. Elementy, które stanowią jednak pewne novum, są na tyle wartościowe, że potrafią udźwignąć cały film i doprowadzić fabułę do mniej lub bardziej satysfakcjonującego końca.
Inwazję obcych śledzimy z punktu widzenia majora Cage'a (Tom Cruise), członka korpusu medialnego, który jest odpowiedzialny za "sprzedawanie" wojskowych kampanii i dbanie o dobrą prasę armii. Nie posiadający militarnego przeszkolenia Cage dostaje od generała Birghama (Brendan Gleeson) rozkaz udania się na linię frontu w celu relacjonowania bitwy, jednak na skutek pewnych okoliczności, trafia tam jako zwykły szeregowy oskarżony o dezercję. Zmuszony do walki z obcymi, ginie na polu bitwy i ze zdumieniem odkrywa, że utknął w pętli czasowej , bowiem po każdej śmierci budzi się w bazie wojskowej dzień przed bitwą i przeżywa wszystko jeszcze raz. Jego przypadłość okazuje się szansą ludzkości na zwycięstwo, co pragnie wykorzystać bohaterka wojenna Rita Vratasky (Emily Blunt) zwana przez ludzi Aniołem spod Verdun.
Fabuła filmu to zasadniczo połączenie "Dnia Świstaka" z filmem o inwazji obcych, z tym zastrzeżeniem, że samo funkcjonowanie bohatera w nietypowej sytuacji odsyła widzów raczej do narracji rodem z gier komputerowych niż tej stricte filmowej. Główny bohater, podobnie jak czasami gracze, zmaga się z trudnym etapem, którym jest bitwa i przez nieustanne powtarzanie go staje się lepszy, by móc dojść co raz dalej. Twórcy mają pełną świadomość potencjału drzemiącego w tym schemacie i zręcznie manipulują uwagą widza, skracając kolejne "przebudzenia" do momentów najistotniejszych, otwierając jednocześnie nowe wątki, co buduje dynamikę filmu i sprawia, że oglądający szybko zmieniają obiekty zainteresowań, utrzymując swoje zainteresowanie.
Sama postać głównego bohatera już od samego początku jest intrygująca, szczególnie w kontekście filmografii Toma Cruise'a. Cage nie jest żołnierzem z krwi i kości. Nie potrafi walczyć i choć w mediach promuje egzoszkielety, będące główną bronią armii, to gdy sam znajduje się w jednym z nich, nie wie nawet, jak odbezpieczyć broń. To bohater antypatyczny i z początku trudno mu współczuć czy się z nim utożsamić. W miarę jednak jak odnajduje się w nowej dla siebie sytuacji, staje się bohaterem, który idealnie wpasowuje się w emploi aktora. Twórcy filmu nie trzymają się całkowicie poważnej narracji, wygrywają także komediowe nuty, co sprawia, że w momentach, gdy bohater ociera się o groteskę, przymykamy na to oko, delektując się efektownymi scenami kosmicznej batalii. Dużą wagę w "Na skraju jutra" przywiązano do montażu, który, podczas opowiadania o przeżywaniu na okrągło tych samych sytuacji, staje się głównym narzędziem Douga Limana. Reżyser "Tożsamości Bourne'a" używa go nie tylko do dynamizacji przekazu i przyciągania uwagi widza, ale także do rozładowywania napięcia i łagodzeniu klimatu. Widać to wyraźnie w scenach treningu bohatera, które, choć brutalne i w gruncie rzeczy przerażające, zostają przedstawione w sposób lekki i zabawny.
Choć "Na skraju jutra" jest pewnym powiewem świeżości na gruncie bitewnego science fiction, to niestety nie udało się uniknąć bolączek, które odbierają trochę przyjemność z oglądania seansu. Wszyscy widzowie, którzy wybiorą się na pokaz po obejrzeniu zwiastuna, będą tylko czekać, aż Cage wpadnie w końcu w pętlę czasową. Wprowadzenie w filmach, w których pojawia się manipulacja czasem, jest bardzo istotne, bowiem to ono ustanawia realia, do których bohaterowie będą później powracać. Co bardziej niecierpliwi widzowie mogą poczuć irytację, gdyż w przypadku "Na skraju jutra" wydaje się to trwać za długo. Drugim aspektem, do którego można mieć zastrzeżenia, jest rozwiązanie akcji. W pewnym momencie film traci dynamikę i staje się typowym "akcyjniakiem" z kosmitami w tle, aż nazbyt widocznie realizując kolejne punkty utartego schematu. Pozostawia to spory niedosyt, szczególnie w zestawieniu z zakończeniem, które razi sztucznością i sprawia wrażenie dopisanego na siłę.
W ostatecznym rozrachunku "Na skraju jutra" to solidne widowisko science fiction, które oferuje wciągającą i niegłupią zabawę. Szkoda tylko, że tam, gdzie twórcy powinni pójść za ciosem, ulegli, przez co film nie jest spójny i zapamiętany zostanie raczej jako zbiór ciekawych motywów i scen niż pozycja, którą trzeba zobaczyć. Warto to jednak zrobić, bowiem w morzu nieskomplikowanych filmów science fiction "Na skraju jutra" jest małą perełką.