Złożony z kilkunastu nowelek "Movie 43" to ilustracja przysłowia o sześciu kucharkach. Choć prześcigający się w sprośnych gagach i debilnych konceptach twórcy ciągle dociskają pedał gazu,
"Movie 43" to filmowy odpowiednik publicznego szaletu. Nie dziwi mnie fakt, że za potrzebą ustawił się do niego korowód gwiazd z Hugh Jackmanem, Kate Winslet, Umą Thurman i Halle Berry na czele – historia kina udowadnia, że warto czasem zbrukać się w imię solidarności z maluczkimi i pokazać fanom, że ekranowe ciała astralne wypełniają te same płyny ustrojowe. Zaskakuje natomiast fakt, że za swój występ wzięli tak skandalicznie mało pieniędzy. Od kiedy głupota nie jest w Hollywood na sprzedaż?
Wbrew temu, co sugerują gatunkowi puryści, komedia seksualno-fekalna ma do powiedzenia całkiem sporo: zarówno o nas, jak i o samym kinie. Jest gatunkiem mało szlachetnym, ale na mocy prostej umowy z widzem ("wiesz, na co się piszesz!") daje sporo radochy. Złożony z kilkunastu nowelek "Movie 43" to jednak ilustracja przysłowia o sześciu kucharkach. Choć prześcigający się w sprośnych gagach i debilnych konceptach twórcy ciągle dociskają pedał gazu, kończą swój wyścig w koleinach nudy i banału. Genitalia wyrastające na szyi, masturbujący się animowany kot, fantazje o scattingu i pissingu, pierwsza miesiączka pomylona z plamą sosu pomidorowego – wszystko to jest szokujące, szalone i niepoprawne jak makijaż Nicki Minaj, jednak przestaje bawić po kwadransie. Autorzy zapominają również, że powtarzane do znudzenia żarty o seksie, w przeciwieństwie do samego seksu, działają jak herbatka z melisy.
Jeszcze gorzej wypada tu Trzymanie Ręki Na Pulsie Współczesności, czyli próba satyry na rasizm, homofobię, McŚwiat, iŚwiat i inne znaki czasów. Już sam pomysł stoi w sprzeczności nie tylko z ideą niezobowiązującej, odmóżdżającej rozrywki, ale również z fabularną ramą – historią skretyniałego producenta filmowego, sprzedającego fatalnie napisane, zagrane i wyreżyserowane nowelki jako kolejne pomysły do swojego filmu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że producenci "Movie 43" przeszli podobną drogę w biurach Relativity Media. Jedyne, czego trudno im odmówić, to perfekcyjna synchronizacja stylu i wrażliwości – nie pamiętam tak równego filmu nowelowego od czasu "Solidarność, solidarność".
Sednem strategii marketingowej "Movie 43" jest przymiotnik "kontrowersyjny", ale jak na złość autorom i specom od reklamy kontrowersje jakoś nie chcą się pojawić. W Ameryce widzowie i krytycy są zgodni, że to niezły chłam, zaś osiem milionów dolarów w box offisie (przy 6-milionowym budżecie) trudno nazwać nawet umiarkowanym sukcesem. To mały krok dla kina i wielki dla ludzkości – być może będąca częścią wielkiej komediowej tradycji publiczność zaczęła dostrzegać różnicę między tym, co kontrowersyjne a tym, co zwyczajnie niesmaczne.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu