Recenzja wyd. DVD filmu

Martwe mięso (2004)
Conor McMahon
Marián Araújo
David Muyllaert

Gąbczasta encefalopatia bydła

Twórcy horrorów z żywymi trupami w roli głównej wyprzedzają się w wymyślaniu absurdalnej przyczyny powstania tychże. Jednak Conor McMahon przeszedł samego siebie, pozostawiając konkurencję daleko
Twórcy horrorów z żywymi trupami w roli głównej wyprzedzają się w wymyślaniu absurdalnej przyczyny powstania tychże. Jednak Conor McMahon przeszedł samego siebie, pozostawiając konkurencję daleko w tyle. W jego wizji zombie powstają za sprawą BSE, która potocznie nazywana jest w Polsce chorobą szalonych krów. Właśnie to jedna z przedstawicielek tego mlekodajnego gatunku atakuje swojego właściciela, czyniąc z niego pierwszego ludzkiego nosiciela. Główna bohaterka trafia do rejonu objętego epidemią, w momencie gdy prawie cała społeczność zamieniona już jest w mruczące poczwary. Podczas przejażdżki samochodem ze swoim ukochanym wpadają na tajemniczego pieszego. Potrącony okazuje się już zainfekowany i ugryzieniem zaraża lubego heroiny. Ta musi wysłać swojego byłego partnera na tamten świat w walce o własne życie. Wkrótce na swojej drodze spotyka miejscowego grabarza. Razem ruszają do ruin zamku w poszukiwaniu ratunku, odpierając przy tym ciągłe ataki hord nieumarłych. Tytuł filmu pozbawia złudzeń i zdaje się ostrzegać, że nie jest to ambitne kino. Jednak natłok idiotyzmów jakimi raczą nas twórcy przekracza wszelkie granice. W jednej ze scen, grabarz włącza latarkę i kieruje padający z niej snop światła prosto w oczy swojej koleżance, a ta pyta, czy owa latarka działa. To tylko jeden z przykładów, podobnych można się tutaj doszukać na każdym niemal kroku. Jakby tych absurdów było mało, reżyser dodatkowo jest strasznie niekonsekwentny. Czasem zombie idą niezgrabnie, powłócząc za sobą nogę, a za chwile są żwawsi od niejednego sportowca. Raz jak na porządnego żywego trupa przystało są całkowicie tępi, a nieraz próbują używać narzędzi i starają się otoczyć swoje ofiary. W jednej chwili mają na twarzy masę gumy udającej gnijące ciało, w następnej brakuje im jakiejkolwiek charakteryzacji. Od strony technicznej powodów do narzekań jest jeszcze więcej. Głównym powodem tego stanu rzeczy jest bardzo niski budżet. Mało znani aktorzy grają średnio, a niekiedy słabo. Wygląd chodzących nieboszczyków nie straszy, tylko powoduje uśmiech politowania. Niestandardowe ujęcia kamery niby są oryginalne, ale męczą na dłuższą metę. Jedyne, co zachwyca, to piękne widoki pleneru, w jakim kręcony jest film. "Martwe mięso" zawodzi na całej linii. Głupawy tytuł, poroniony pomysł (BSE robi z ludzi zombie) oraz fatalne wykonanie kładą film na łopatki. W dodatku nie sprawdza się on jako horror, bo najzwyczajniej nie straszy.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?