Recenzja wyd. DVD filmu

Konspiracja Echelon (2009)
Greg Marcks
Shane West
Ving Rhames

"Eagle Eye" dla ubogich

Punkt wyjścia dla fabuły filmu "Konspiracja Echelon" był w założeniach naprawdę interesujący. Główny bohater znajdujący się pod kontrolą systemu, otrzymujący poprzez nowo przysłaną komórkę
Punkt wyjścia dla fabuły filmu "Konspiracja Echelon" był w założeniach naprawdę interesujący. Główny bohater znajdujący się pod kontrolą systemu, otrzymujący poprzez nowo przysłaną komórkę wskazówki pozwalające mu odnosić pokaźne korzyści finansowe (wygrane w kasynie, kupowanie akcji na giełdzie) i wisząca nad protagonistą tajemnica sięgająca (jak zwykle) najwyższych szczebli władzy - potencjał na porządne thriller polityczny aż prosił się o odpowiednią realizację. Niestety, ze względu na jakość produkcji na poziomie filmów "straight to DVD" (trafiających bezpośrednio na płytki DVD, z pominięciem sal kinowych), historia nie została należycie wykorzystana, a całość może nie położona, ale zdrowo nadwyrężona kiepską realizacją i wiecznie nawiedzającym widmem niskobudżetowości.

Ogólnie rzecz biorąc, otrzymaliśmy produkcję będącą swoistym "Eagle Eye" (Shia LaBeouf z "Transformersów" kontra wszechwi(e)dzący system komputerowy) pozbawioną odpowiedniego zaplecza finansowego. Do tuzów gatunku typu "Wróg publiczny" (thriller polityczny w najlepszym wydaniu, z gwiazdorską obsadą w postaci Hackmana i Smitha) nawet nie ma co "Konspiracji Echelon" porównywać, bo z owej konfrontacji ten drugi tytuł nie wyszedłby w jednym kawałku...
Co z tego, iż początek jest nawet klimatyczny, jeśli potem film zmierza zdecydowanie w stronę filmu sensacyjnego, a że takowy wymaga zazwyczaj wagonu "zielonych" do dobrej realizacji, to otrzymujemy mało przekonujące sceny akcji okraszone tandetną ścieżką dźwiękową (bardziej schematycznych sampli już chyba się nie dało użyć). Na niewiele zdaje się też udział nieco przebrzmiałych i zapomnianych gwiazd drugiego planu w postaci Vinga Rhamesa i Martina Sheena - owszem, miły to dodatek, ale nie rzutuje specjalnie na odbiór całości.

Jeśli weźmiemy jednak poprawkę na ramy, w jakich z przyczyn czysto finansowych zamknięty został cały projekt i przymkniemy oko na pewne niedostatki w warstwach dźwiękowych/wizualnych, otrzymamy całkiem ciekawą historyjkę z mocnym i niewykorzystanym pomysłem bazowym. Na dość strawną ucztę kinomana można liczyć, jednak nie radziłbym nastawiać się na seans głęboko zapadający w pamięć. Film do obejrzenia na HBO w nudny wieczór, gdy akurat na innych konkurencyjnych kanałach leci jako "Super-mega-hiper HIT" najnowszy przebój pt. "Śmierć w Wenecji".

W telegraficznym skrócie: "Eagle Eye" dla ubogich; zabrakło budżetu, zabrakło rozmachu, tylko sam pomysł + Ving Rhames i Martin Sheen bronią ten przeciętny thriller polityczny przed porażką.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?