"Kłamstewko" nie ukrywa, że jest czymś w rodzaju opowiastki, historii, która wydarzyła się pewnego razu w pewnej rodzinie. Nie próbuje być nadmuchanym i moralizatorskim eposem.
Zapewne nigdy wcześniej nie słyszeliście o Lulu Wang. Zakładam, że zmieniło się to przy okazji premiery jej drugiej pełnometrażowej fabuły, czyli "The Farewell" z 2019 roku (polski tytuł: "Kłamstewko"), które miało w Polsce zaskakująco dobrą promocję i dystrybucję. Polacy raczej niechętnie uczęszczają na filmy, których językiem przewodnim nie jest polski czy angielski, a "Kłamstewko" składa się w ponad osiemdziesięciu procentach z chińskich dialogów. To jednak nie przeszkodziło filmowi pojawić się w repertuarach kin w całym kraju. Odnotujmy jednak, że polska premiera odbyła się już po tym, jak film Wang zdobył wiele wyróżnień, wśród których warto wymienić nominacje do Złotych Globów (w kategorii najlepszy film zagraniczny) i do nagrody BAFTA (w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny), a także Independent Spirit Award za najlepszy film niezależny 2019 roku.
Nie wiem, czy to moja miłość do komediodramatów tak winduje ogólną ocenę, ale "Kłamstewko" to z pewnością jeden z najpoważniejszych kandydatów do filmów dekady w tym gatunku. Obraz Lulu Wang ma dosłownie wszystko, co potrzebne takiemu filmowi. Wyjściowym pomysłem jest tutaj tytułowe kłamstewko, które notabene jest kłamstewkiem prawdziwym. Wang informuje widza już na początku, że historia owej "nieprawdy" wydarzyła się naprawdę. Otóż pewna chińska rodzina postanawia ukryć przed ukochaną babcią złe wieści o stanie jej zdrowia i odwiedzić ją tłumnie pod naprędce wymyślonym pretekstem – hucznym weselem kuzyna.
"Kłamstewko" wpisuje się w tradycję komediodramatu. Dramaturgia dzieła Lulu Wang jest świetnie wyważona, podobnie jak humor. Czasem jest prześmiewczo, czasem po prostu zabawnie – wszystko w punkt. "Kłamstewko" ma więc coś, czego brakuje wielu współczesnym filmom tego gatunku. Przede wszystkim widz ma poczucie, że ekranowe losy bohaterów są w pełni wiarygodne. Mogłoby się wydawać, że europejski lub amerykański odbiorca może mieć pewien kulturowy dysonans, jednak film chińskiej reżyserki mocno czerpie z klasycznych narracyjnych rozwiązań. Dzięki temu jego odbiór jest tak przystępny.
Można zapytać, co w filmie Wang jest niezwykłego, skoro mówi o zwyczajnych ludziach i ich zwyczajnych problemach. Przede wszystkim: szacunek. Reżyserka traktuje temat z niebywałą estymą. Widz pojawia się w samym środku sporu: powiedzieć ukochanej babci o jej śmiertelnej chorobie, czy zgodnie z kulturową tradycją zatrzymać wieść dla siebie? W toku filmowego opowiadania padają różne argumenty, warunkowane życiowym doświadczeniem, wiekiem lub różnicami kulturowymi.
Jednak największym zwycięstwem filmu Wang są bohaterowie. Pokoleniowe zderzenie między trzydziestoletnią Billi (w tej roli świetna Awkwafina) a jej babcią, z którą łączy ją silne uczucie, stanowi główną oś opowieści. To Billi ma zdecydowanie trudniejsze życie, nie układa jej się w tak perspektywicznej przecież Ameryce. Nie przejawia też pozytywnej energii, którą z kolei jej babcia emanuje. Reżyserka kontrastuje swoich bohaterów w prosty, ale skuteczny sposób. Nie da się ich nie lubić. Smutek Billi jest wręcz przeszywający, z kolei każdy jej – choćby nieznaczny – uśmiech potrafi wywołać w nas ciepłe uczucia. Wang po mistrzowsku kreuje postaci, a najlepszym tego dowodem jest fakt, że przez cały czas trwania filmu można dzielić z nimi każdą emocję.
"Kłamstewko" nie ukrywa, że jest czymś w rodzaju opowiastki, historii, która wydarzyła się pewnego razu w pewnej rodzinie. Nie próbuje być nadmuchanym i moralizatorskim eposem o rodzinie (jak np. "Roma" Alfonsa Cuaróna). Film Lulu Wang dopełnia fantastyczna muzyka Alexa Westona (szczególnie zwraca uwagę motyw Grandma on the Roof) oraz utwór Come Healing w wykonaniu Elayny Boynton w jednej z końcowych scen. Warto zwrócić także uwagę na estetyczne kadrowanie i stonowaną kolorystykę. Technicznie jest więc bez zarzutów. To wszystko sprawia, że "Kłamstewko" jest zdecydowanie najcieplejszym filmem roku. Filmem, który czasem was zasmuci, czasem rozbawi – tak jak życie.