Recenzja filmu

John Wick 2 (2017)
Chad Stahelski
Keanu Reeves
Riccardo Scamarcio

Diabeł ubiera się u Prady

To z jednej strony nostalgiczna podróż do epoki kaset wideo, do czasów twardzieli większych niż kino oraz wyższości karate nad sztuką dialogu. Z drugiej - elegancki i wspaniale zainscenizowany
Emerytura jest dla mięczaków. John Wick (Keanu Reeves) ledwo rozprawił się w pojedynkę z całą rosyjską mafią i zalał cementem skrytkę z narzędziami krwawej wendetty, a do jego domu znów pukają kłopoty. Z mroków przeszłości wyłania się włoski mafioso Santino (Riccardo Scamarcio) i  sącząc espresso, składa bohaterowi propozycję nie do odrzucenia. Zaś John, chociaż wolałby spędzać dnie na zabawach z psem i pieleniu grządek, musi po raz kolejny przywdziać stylowy garnitur, zarzucić na ramię shotguna i pobić rekord trupów na minutę. Jak nietrudno się domyślić, będzie to pojedynek z cieniem. 



Spłacając honorowy dług wobec Santino, Wick odwiedzi tak nietuzinkowe miejsca jak katakumby Koloseum, rzymską filię Hotelu Continental oraz gigantyczny labirynt luster. Będzie pił burbona z najwyższej półki i słuchał o zaletach kaczego smalcu. Ale niech Was nie zwiodą pozory - jeśli w filmie wyreżyserowanym przez zawodowego kaskadera pojawia się galeria sztuki, to wyłącznie po to, aby ktoś przedekorował ją za pomocą karabinu. Już sam prolog, w którym bohater próbuje odzyskać z rąk gangsterów samochód i wysyła na łono Abrahama małą armię, zamienia poprzednią część w kameralny dramat psychologiczny o poszukiwaniu ukojenia i moralnej wadze zemsty. Komunikat jest jasny, żelazna reguła sequela zachowana: "John Wick 2" to "John Wick" na sterydach. Końskich. Uszlachetnianych uranem. 

Mimo utraty współreżysera, Chad Stahelski twórczo rozwija formułę zaproponowaną w pierwszej części. To z jednej strony nostalgiczna podróż do epoki kaset wideo, do czasów twardzieli większych niż kino oraz wyższości karate nad sztuką dialogu. Z drugiej - elegancki i wspaniale zainscenizowany balet przemocy, w którym śmiertelna powaga idzie w parze z bezpretensjonalnym, czarnym humorem. Świat superzabójców oraz ich wpływowych ofiar rządzi się swoimi prawami, wielkie metropolie są areną bezustannej walki o wpływy, a na przyjęciach u ambasadora kwitną iście szekspirowskie intrygi. Scenarzysta Derek Kolstad poszerza znane uniwersum, mnoży intrygujące motywy i generalnie dobrze się bawi, zaś Stahelski, aby zorientować widza we wszystkich zasadach killerskiej braci, poświęca sporo czasu na ekspozycję. Koniec końców, liczy się oczywiście tylko jedna zasada: albo on ich, albo oni jego. A jeśli John ma w magazynku siedem kul, to możecie być spokojni, że siedem osób padnie trupem.



Kolejne sekwencje to zrealizowane z rozmachem i przy heroicznym wysiłku kaskaderów  operowe suity. W przeciwieństwie do ogromu współczesnych filmów akcji, "John Wick 2" jest kinem efektownych panoram, mastershotów i płynnych jazd, co stało się możliwe dzięki fanatycznemu  wręcz poświęceniu Keanu Reevesa. Pomimo pięćdziesiątki na karku, facet rusza się jak puma i swój taniec z pistoletami zamienia w małe dzieło sztuki. Wick potrafi zabić gołymi rękoma, poprawić nożem i upewnić się ołówkiem, a gdy akurat nie nurza się w czyichś flakach, stanowi monolit determinacji i niezłomności. Jakby tego było mało, mówi płynnie w kilkunastu językach, zna się na fachu sommelierów i krawców, zaś w świecie, w którym zdania złożone wyszły z mody, pozostaje najwspanialszym oratorem.

Ta barokowa przesada staje się wyznacznikiem nowego kierunku przygód Johna Wicka. I chociaż działa na korzyść kontynuacji, można dostrzec w niej zły omen - w końcu cienka granica oddziela świadomy kamp od nieświadomego kiczu. Póki co jednak, odkładam te wątpliwości na wieczność. Myślę, że każdy twórca kina akcji chciałby mieć w swoim portfolio taki film  - jednocześnie wystawny i skromny, elegancki i przywołujący pierwotną siłę kina. Nie bez przyczyny otwiera go wyświetlana na fasadzie budynku scena z niemej, slapstickowej komedii. Bez względu na gatunek i czasy, kino pozostaje sztuką rytmu, żywiołem ruchu, kinetycznej energii. I jeśli twórcy przyjmują tę refleksję za pewnik, to o dalsze losy Johna Wicka możemy być spokojni.
 
1 10
Moja ocena:
8
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja John Wick 2
Mało kto spodziewał się, że niepozorny "John Wick" okaże się kasowym sukcesem. Co odważniejsi widzowie po... czytaj więcej
Recenzja John Wick 2
A potem żyli długo i szczęśliwie. Tak z reguły kończą się bajki. Jednak życie Johna Wicka to nie bajka.... czytaj więcej
Recenzja John Wick 2
I once saw him kill three men in a bar... with a pencil, with a fucking pencil. Well John wasn't exactly... czytaj więcej