Na pewno sam plakat, na którym widnieje: "Quentin Tarantino przedstawia" przyciągnął dużą ilość widzów, gdyż jak już wiadomo z różnych statystyk, nazwisko to stoi za najczęściej oglądanymi
Na pewno sam plakat, na którym widnieje: "Quentin Tarantino przedstawia" przyciągnął dużą ilość widzów, gdyż jak już wiadomo z różnych statystyk, nazwisko to stoi za najczęściej oglądanymi filmami. Jednakże sam Tarantino poza nazwiskiem jako producenta nic do filmu nie wniósł i w efekcie powstało dzieło mało doświadczonego reżysera, który nie specjalizuje się w fabule, ale w efektach specjalnych, które mają szokować widza za każdym razem, gdy zobaczy krew. Tak więc powstał film efektownie krwawy z fabułą prostą, a czasami bezsensowną. Grupka przyjaciół wybiera się w podróż po Europie, by wyrwać dziewczyny i trochę się zabawić. Pewien znajomy poleca im Słowację, gdzie jest mnóstwo pięknych, napalonych kobiet. Bohaterowie Paxon, Oli i Josh oczywiście długo się namawiać nie dali. Wyjazd nie był jednak tak doskonały. Na miejscu zostali złapani w pułapkę organizacji, która zajmuje się sprzedawaniem ludzi do tortur i zabijania. Jak widzimy, fabuła jest mało porywająca i mógłby ją napisać nawet gimnazjalista. Patrząc na pierwsze 30-40 minut, nawet jakiś zboczony gimnazjalista. Eli Roth reżyser i scenarzysta tegoż to dzieła, skupił się bowiem głównie na dwóch rzeczach: erotyce - gołe panny, uprawianie seksu, zboczone żarty oraz na makabrycznym torturowaniu ludzi - odcinanie palców, dziurawienie ciała wiertarką. W efekcie powstaje erotyczna masakra. Jednak nie erotyka powoduje, że film ten był tak często oglądany. Po mało złowieszczym wstępie Roth zaprasza nas na drugą część, tę na którą wszystkie zwiastuny i różnego typu reklamy nas przygotowywały - nieludzkie tortury. Od pierwszej sceny drugiej połowy możemy odczuć obrzydzenie. Przekonujące efekty specjalne powodują, że film zaczynamy oglądać z grymasem na twarzy. Z żałosnego miejscami erotyka przechodzimy w 'horror' pełnym napięcia. Horror w cudzysłowie, gdyż trudno powiedzieć, żeby to, co widzimy straszyło - to wprowadza w nas 'nastrój niepewności', gdyż nie wiemy, czym zaskoczy nas reżyser, którego nic nie ogranicza. Oczywiście fabuła nie kryje niespodzianek, ale tak czy inaczej nie wiemy, czy to, czego się spodziewamy, damy radę obejrzeć. Muzyka w filmie nie odgrywa dużej roli. Nie zwracamy na nią uwagi, gdyż jest użyta jako tło. Co do gry aktorskiej to nie jest ona na za bardzo wysokim poziomie. Z resztą nie ma co się dziwić. Tylko Jay Hernandez trzymał jakiś poziom, reszta zagrała bardzo przeciętnie. Podsumowując, Eli Rotha stworzył film bardzo przeciętny i przewidywalny dla odbiorców z grupy pod nazwą 'wielbiciele sadyzmu na ekranie'. Nic nie wnosi, a tylko rozczarowuje. Niepokoi jednak fakt, że takie miejsca mogą na prawdę istnieć.