Wyprodukowany przez Quentina Tarantino "Hostel" z 2005 roku to film, który nieustannie budził kontrowersje. Zarzucano mu nadmierną brutalność i brak głębszego sensu. Eli Roth stworzył film, który
Wyprodukowany przez Quentina Tarantino "Hostel" z 2005 roku to film, który nieustannie budził kontrowersje. Zarzucano mu nadmierną brutalność i brak głębszego sensu. Eli Roth stworzył film, który nie może nikogo pozostawić obojętnym, reżyser osiągnął swój cel i zdobył rozgłos, bo o "Hostelu" sporo się mówiło. Zanim go obejrzałem, byłem przekonany, że to kolejny bubel dla nastolatków, którzy wyjdą z kin zadowoleni, bo zobaczyli mnóstwo krwi. A tu miłe zaskoczenie. Nie zgodzę się z oceną krytyki. Całość wypadła bowiem całkiem przyzwoicie i muszę przyznać, że nie jest to film beznadziejny. Z drugiej strony sam początek nie należał do najciekawszych. Przez pierwsze pół godziny przyszło mi śledzić erotyczne podboje głównych bohaterów – Paxtona, Oliego i Josha. Można uznać, że to stracony czas, bo praktycznie nie dzieje się nic, co miałoby iść w kierunku kina grozy. Dużo przekleństw i erotyki, która nie idzie w parze z późniejszymi wydarzeniami. Akcja filmu na dobre rozkręca się po pierwszych trzydziestu minutach i wtedy robi się naprawdę interesująco. Tytułowy Hostel okazuje się miejscem tortur i okropnych męczarni, gdzie bogaci biznesmeni chcą „rozładować” swoje napięcia na biednych turystach. Film może szokować, bo rzadko ma się do czynienia z tego typu produkcjami. Sama fabuła zostawiała twórcom ogromne pole do popisu. Wykorzystali je, ale nie do końca. Gdy rozpoczynają się sceny tortur, film przeradza się w ociekający dobrym klimatem shocker. Nie jest nim jednak do końca, bowiem jego brutalność została zwyczajnie przereklamowana. Mogą go tak oceniać osoby wrażliwsze, które spotkały się z tego typu produkcją po raz pierwszy. Każdy widz zaprawiony w tym gatunku powie, że „Hostel” to horror, któremu do miana gore trochę brakuje. Nie oszukujmy się, jest dużo przemocy i sadyzmu, ale wszystko jest w miarę stonowane. Efektów mamy pod dostatkiem, ale nie mogłem pozbyć się wrażenia, że tak naprawdę kamera nie pokazuje nam wszystkiego i dużo elementów pominięto. Krew leje się obficie, ale bez przesady. Widziałem znacznie bardziej krwawe obrazy, a przypisywanie "Hostelowi" miana najokrutniejszego filmu wszech czasów (czytałem takie opinie) to istna przesada. Aktorstwo wypada całkiem nieźle w porównaniu z innymi filmami tego gatunku. Ostatnie dwadzieścia minut jest już bardzo przewidywalne. Główny bohater ucieka psychopatom i przy okazji wymierza sprawiedliwość niektórym z nich na własną rękę. Taki schemat powielano już wielokrotnie i na tym polu "Hostel" nie błyszczy. Tak samo jest w przypadku scenariusza, ale za to muzyka wychodzi obronną ręką. Dobrze odwzorowano również element osaczenia, choć miałem wrażenie, że nasz uciekinier trochę zbyt łatwo zdołał zbiec. Ogółem jednak to aranżacja filmu wypada całkiem przyzwoicie. Zatem, czy "Hostel" jest tak bardzo brutalny? Tak, ale widziałem znacznie gorsze pod tym względem. Czy jest pozbawiony głębszego sensu? Tak, bo Eli Roth chciał zaszokować widza i nie chodziło mu na przesłaniu. "Hostel" to czysta rozrywka, nic poza tym. Dlatego nie rozumiem, o co tyle krzyku. Nie jest niczym wybitnym w swoim gatunku, ale też nie jest obrazem fatalnym. To film w sam raz na nudny sobotni wieczór. Można obejrzeć, ale też żadnych rewelacji nie należy się spodziewać.