Jeśli szukamy głębi, wrażeń, które odcisną na zawsze piętno na naszej duszy, nie możemy ominąć "Godzin". To one właśnie stanowią o naszym życiu. Czas, który przemija zostawia niezatarte wrażenie,
Jeśli szukamy głębi, wrażeń, które odcisną na zawsze piętno na naszej duszy, nie możemy ominąć "Godzin". To one właśnie stanowią o naszym życiu. Czas, który przemija zostawia niezatarte wrażenie, że to lub tamto można było zmienić, można było zrobić zupełnie inaczej. Przemija, a my nie zauważamy, że zamiast minut, godzin są miesiące i lata. Aby zrozumieć istotę tego filmu, aby odebrać go w pełnym tego słowa znaczeniu warto wziąć pod uwagę fakt, że jest to obraz trudny, pełen nostalgii, filozofii, film, którego nie można potraktować z przymrużeniem oka. Tylko wtedy odbierzemy go w sposób pełny, zrozumiemy do końca, o co tak naprawdę chodzi w życiu. Jak często zmagamy się z nim nie wiedząc, jaką obrać drogę i dokąd się skierować. Jednak to, co w tym filmie jest najważniejsze, to starannie dobrana obsada, a ilość znanych i uznanych nazwisk sama w sobie jest czymś szczególnym. Przygotowując się do roli Virginii Woolf w "Godzinach", Nicole Kidman poznała szczegóły jej życia i twórczości. Meryl Streep, grająca Clarisse Vaughan zanim dowiedziała się, że zagra współczesna mieszkankę Nowego Jorku, wcześniej miała już możliwość poznać treść książki Cunninghama, na podstawie, której został nakręcony film. Zadanie, jakie przed nią postawiono, było nie tylko wielkim wyzwaniem, ale także czymś pięknym i niesamowitym. To właśnie ona stała się współczesnym lustrzanym odbiciem tytułowej bohaterki powieści Woolf, planując przyjęcie na cześć literackiego sukcesu umierającego na AIDS przyjaciela i byłego kochanka, Richarda (Ed Harris). To właśnie on przed laty nadal jej przydomek "Pani Dalloway". I wreszcie trzecia osoba, która stanowi dopełnienie tego szczególnego układu, Julianne Moore, jako Laura Brown. Zdaje się być szczęśliwą, uśmiechniętą, radosna żoną i matka, jednak kartki lektury książki Virginii Woolf "Pani Dalloway" zmieniają jej punkt zapatrywania na własną osobę. Uświadamia sobie, że to chyba nie jest to, co się dzieje w jej życiu, że być może obrana droga nie jest ta właściwą. "Davidowi Hare udało się - mówi Julianne Moore - wyrazić słowami zarówno emocjonalna, jak i strukturalną głębie powieści. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam, że jest to wykonalne, ale jemu udało się to w pełni". Przyglądając się każdej postaci, miałem świadomość, że w tym przypadku wybór był całkowicie trafny, uzasadniony i co ciekawe, w pewien sposób można pomylić, nie wiedząc o tym, dwie aktorki. Charakteryzacja na twarzy Nicole Kidman sprawia, że trudno w postaci Virginii Woolf rozpoznać właśnie ja. Nie można nie zauważyć, że opowieść ta ma mocno zarysowane podłoże homoseksualne. Dostrzegamy to w zachowaniach bohaterów, w ich związkach, w ich losach. Jednak, jak wszystko jest to swoista forma życia ludzkiego i choć czasem dziwi, a może szokuje, istnieje i istnieć będzie w przyszłości. Jest jeszcze jeden, ważny i istotny czynnik, który prowadzi nas przez ta historie. Jest nią muzyka Philipa Glassa, która przyciąga, która sprawia, że obraz, postacie i wydarzenia, te trzy plany, nie mogą i nie istnieją bez tego czwartego. Jest ogniwem łączącym nie tylko trzy kobiety, ale również trzy odrębne epoki, kultury i światy. Idąc dalej, ku zbliżającej się gali, choć nie znam trzech z pięciu nominowanych rol, właśnie za kreację aktorską Nicole Kidman przyznałbym to najwyższe wyróżnienie. Natomiast w wypadku filmu sprawa jest prosta. Choć jestem sercem za "Pianistą", to jednak "Godziny" bez wątpienia są dziełem najwyższej klasy. Nie spodziewam się, aby Oscara dostał "Władca pierścieni: Dwie wieże" lub "Chicago". Jest to dobre kino, jednak na ogol w tych zmaganiach zwycięża kino dramatyczne, psychologiczne. Gdzieś po środku są "Gangi Nowego Jorku". Pozostają zasadniczo dwa tytuły wspominane już powyżej. Każdy z nich jest dramatem, każdy wzrusza, dotyka, daje do myślenia, jednak wygrać może tylko jeden. Czy będą to "Godziny"? Czas pokaże.