Zegarek, który należał do ojca dra Serizawy, zatrzymał się 6 sierpnia 1945 roku. Data wybuchu bomby atomowej nad Hiroszimą podkreślona jest wyraźnie, chociaż fabularnie pojawia się bez przyczyny.
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
Facebook
X
Udostępnij
Skopiuj link
Bądź na bieżąco
Zegarek, który należał do ojca dra Serizawy, zatrzymał się 6 sierpnia 1945 roku. Data wybuchu bomby atomowej nad Hiroszimą podkreślona jest wyraźnie, chociaż fabularnie pojawia się bez przyczyny. Uzasadnić można ten skok w czasie jedynie zawarciem kompromisu między pierwiastkiem japońskiego oryginału a wersją amerykańską w hollywoodzkim remake'u. U Rolanda Emmericha Godzilla została niemalże całkowicie zamerykanizowana (korzenie francuskie). W filmie Garetha Edwardsa dystans został zachowany. Akcja rozgrywa się zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i Japonii, a potwór, w zasadzie, nie posiada narodowej przynależności.
Warner Bros. Entertainment Inc.
Edwardsowi zdecydowanie bliżej do oryginału z 1954 roku niż do hollywoodzkiego poprzednika. Odświeżona historia nie jest lekkim kinem przygodowym. "Godzilla" to posępny thriller sci-fi z drugim dnem. W filmie Emmericha, rozciągniętym do granic możliwości i sprowadzonym do poziomu familijnego, "spektakl" ograniczał się do pustej, żenującej zabawy. Nie wnosił nic nowego, a był jedynie kalką, nie tylko ambitniejszych projektów, ale również świetnych filmów stawiających wyłącznie na rozrywkę.
Największą bolączką nowej "Godzilli" są postacie stworzone przez Maxa Borensteina. Ford (Aaron Taylor-Johnson), dr Serizawa (Ken Watanabe), Joe (Bryan Cranston) i Elle (Elizabeth Olsen), pomijając bohaterów na dalszym planie, nie odgrywają znaczącej roli. Budują wyłącznie niezajmujące tło dla istotniejszych wydarzeń. Pierwsze sceny zapowiadają rasowy dramat, ale w natłoku późniejszych potyczek brakuje miejsca na rozwinięcie postaci. Fabuła podąża wyznaczoną drogą. Trudno nabrać sympatii lub związać się emocjonalnie z kimkolwiek. Aktorzy są tutaj zbędnym dodatkiem, który przeszkadza reżyserowi w prowadzeniu głównego wątku.
Na korzyść przemawia fakt, że Edwardsowi nigdzie się nie spieszy. Napięcie buduje stopniowo, historia nabiera rumieńców bardzo powoli, a na tytułowego potwora musimy poczekać. Warto być cierpliwym. Efekty specjalne są znakomite. Godzilla nie ustępuje w niczym innemu gadowi, którego okrzyknięto niedawno najbardziej zjawiskowym smokiem w historii kina - Smaugowi z drugiego "Hobbita". Wizualnie i dźwiękowo "Godzilla" to najwyższa półka. Szkoda, że w ostatnich scenach twórca "Strefy X" schodzi z obranej ścieżki i ogranicza zabawę emocjami widza do klasycznego, oklepanego motywu z odliczaniem sekund do wybuchu.
Najważniejszym aspektem remake'u jest zdecydowanie zmiana wydźwięku. Oczywiście nie należy mieć złudzeń, że "Godzilla" odchodzi od moralizatorstwa. Groźne kiwanie palcem nadal kryje się pod skórą wielkiej jaszczurki, ale dotyczy kwestii zgoła odmiennej. Mityczną Godzillę z 1954 roku obudziły testy nuklearne. Zagrożenie stworzyli ludzie. Piętno II wojny światowej było wyraźnie odciśnięte na filmie Hondy i metafora była oczywista - człowiek to najgroźniejsza bestia. Gareth Edwards i Max Borenstein stawiają sławnego potwora w zupełnie innym świetle: Godzilla jest gadem prehistorycznym i znajduje się na szczycie łańcucha pokarmowego. Posiada status bliski boskiemu, a do jej zadań należy między innymi korekcja zwyrodnień w ekosystemie. Co ciekawe, samego Króla Potworów w filmie jest jak na lekarstwo - pełni jedynie funkcję dodatku do rdzenia fabuły - a kiedy już się pojawia, bitwy i wielkie niszczenie miasta zazwyczaj zostają sprytnie przeniesione za kulisy.
Warner Bros. Entertainment Inc.
"Godzilla" to kolejny, obok "Noego", film, który w ostatnim czasie próbuje wspomagać ekologów. "Natura jest samowystarczalna i nie potrzebuje ingerencji człowieka. Powinniśmy pozwolić jej funkcjonować według własnego schematu. Nie walczyć, nie próbować nic zmieniać. Najgorszym możliwym błędem byłoby przekonanie, że mamy władzę nad przyrodą i możemy robić to, na co mamy akurat ochotę" - przekazują twórcy nowej wersji historii o kultowym monstrum. Temat jest aktualny i nie sposób odmówić im racji.