Recenzja wyd. DVD filmu

Garsoniera (1960)
Billy Wilder
Jack Lemmon
Shirley MacLaine

Zamknij się i rozdawaj

Komedie romantyczne - z czym wam się kojarzą? On spotyka ją, wszystko między nimi jest cacy, dopóki coś się nie zepsuje i on ją przeprasza przez resztę filmu. Innymi słowy: nudne, żenujące i bez
Komedie romantyczne - z czym wam się kojarzą? On spotyka ją, wszystko między nimi jest cacy, dopóki coś się nie zepsuje i on ją przeprasza przez resztę filmu. Innymi słowy: nudne, żenujące i bez polotu filmiki, na których Hollywood zbija ostatnio ciężką kasę. Przyznaję, czasem są wykonane lepiej i z pomysłem, ale nie zmienia to faktu, że kiedyś ten gatunek był... całkowicie innym gatunkiem. A przynajmniej były one zupełnie inne w wykonaniu Billy'ego Wildera - istnego geniusza, który mnie po prostu zauroczył swoimi opowieściami. Bo mimo iż schemat jest dokładnie ten sam co obecnie, ogląda się bez znużenia ani bez uczucia żenady wywołanego najczęściej skończoną głupotą scenariusza. Wręcz przeciwnie! Podczas seansu idzie się pośmiać, uronić łezkę, a może, kto wie, udzieli ci się nastrój tej opowieści a za tym zachwyt... Głównym bohaterem jest C. C. Baxter, jeden z 32000 pracowników firmy ubezpieczeniowej. Wbrew pozorom - wyróżnia się. Wyżsi rangą patrzą na niego przychylniejszym okiem, a on sam awansuje szybciej niż ktokolwiek inny. Czemu tak się dzieje? Otóż jego garsoniera często służy do miejsca schadzek żonatych dyrektorów z innymi dziewczynami. Baxter nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia, jednak nie myślcie sobie, iż jest tylko bezmyślną istotą, której zależy tylko i wyłącznie na awansie i ciepłej posadce. W każdym razie, nie robi tego za wszelką cenę: gdy zostaje chory, robi wszystko, by "wizytę" przełożyć. Wszystko przebiega sielankowo do momentu, gdy zachwalony do granic możliwości Baxter ląduje na dywaniku u prezesa z myślą o awansie. Ale nawet sam prezes zaczyna korzystać z "usług" Baxtera... Cała fabuła to po raz kolejny opowiedziana historia o bezsilnej miłości kontra rzeczywistość w ujęciu Wildera. On kocha ją, jednak myśli, że staje na drodze prawdziwej miłości. Ona kocha go, mimo wszystko. A on to robi dla sportu. Hmm... Pisanie o tym filmie jest właściwie niemożliwie: bo jakimkolwiek poziomem erudycji by władać, po prostu nie ma bata, by chociażby w najmniejszym procencie ująć ten niepowtarzalny klimat, urok, czar i ciepło, jakie wręcz emanuje z obrazu. Żaden inny film nie zaoferował mi tego co "Apartment". Ze świecą szukać takiej słodko-kwaśnej historii, gdzie i pośmiać się można. Oczywiście tego wszystkiego nie osiągnięto w pojedynkę. Przecież główne role to duet Jack Lemmon (oklaski!) i Shirley MacLaine (pokłony!) mówi wszystko... Słowem podsumowania: "Garsoniera" to arcydzieło, z którym każdy powinien się zapoznać. Po prostu.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?