Recenzja wyd. DVD filmu

Dealer (1996)
Nicolas Winding Refn
Kim Bodnia
Zlatko Buric

Tydzień z życia dilera

W swym debiutanckim obrazie Nicolas Winding Refn portretuje światek przestępczy Kopenhagi. Głównym bohaterem czyni drobnego rzezimieszka Franka (Kim Bodnia), który utrzymuje się z handlu
W swym debiutanckim obrazie Nicolas Winding Refn portretuje światek przestępczy Kopenhagi. Głównym bohaterem czyni drobnego rzezimieszka Franka (Kim Bodnia), który utrzymuje się z handlu narkotykami. Właśnie nadarza mu się okazja atrakcyjnej transakcji. Zaopatrzony w dwieście gram heroiny jedzie na miejsce "dealu", gdy niespodziewanie zjawia się policja. Udaje mu się wprawdzie pozbyć obciążających go "dowodów" i kończy się na 24-godzinnym pobycie w celi, jednak gangsterzy, u których zaopatrzył się w brązowy proszek, nie należą do ludzi wyrozumiałych i oczekują szybkiej spłaty zaciągniętego długu...

Akcja obejmuje tydzień. I jest to tydzień dla bohatera wyjątkowo feralny. Przed Frankiem piętrzą się trudności, wierzyciele staja się coraz bardziej natarczywi, a suma do zwrotu rośnie. Refn opowiada o tym wszystkim językiem żywym, w konwencji niemalże paradokumentalnej. Realizm podkreślany jest za pomocą ujęć z ręki; w miarę jak atmosfera gęstnieje, dochodzi do coraz częstszych wybuchów brutalnej przemocy. Ogląda się to wszystko praktycznie jednym tchem, jak najwyższej klasy reportaż. Duńczyk wyrzeka się muzycznego podkładu, dzięki czemu stopień skupienia widza na akcji jest jeszcze większy. Świetnie spisuje się także obsada aktorska, pośród której brylują w szczególności Bodnia, jak zawsze świetny Mads Mikkelsen oraz Zlatko Buric, który brawurowo wciela się w serbskiego bandziora imieniem Milo.

Wszystko to razem układa się w mozaikę barwną, żywą i jak najbardziej angażującą widza. Mój jedyny problem z filmem Refna polega na tym, że z tego kipiącego energią tygla nie wynika tak naprawdę żadna satysfakcjonująca konstatacja. Wiemy, o czym rzecz opowiada, ale jaki właściwie płynie z niej morał - już nie. Naturalną koleją rzeczy kibicujemy Frankowi w jego próbach uzbierania potrzebnej kwoty, jednak nie jest to typ postaci, do której można by zapałać sympatią. W trakcie owego tygodnia nie przechodzi on żadnej metamorfozy, pozostaje tym samym egoistycznym pasożytem, którym był na początku. Może się czepiam, może na moje "celuloidowe wychowanie" zbytni wpływ miał hollywoodzki szablon, w którym moralne zadośćuczynienie jakiegokolwiek rodzaju istnieć musi, jednak przyznam, że ta kwestia pewnej "bezcelowości" nieco obniżyła w mych oczach ogólną ocenę "Dealera".

Wciąż jednak byłbym skrajnie nieuczciwy, gdybym nie oddał twórcy "Drive'a", że reżyserską biegłością i talentem bije na głowę większość kolegów po fachu ze swego pokolenia. Gdybym o tym nie wiedział przed seansem, raczej nie przyszłoby mi na myśl, że to zaledwie pierwszy długi metraż w dorobku Duńczyka. Chylę czoła. Dla bezbłędnego wyczucia kina, dla lekkości opowiadania całkowicie naturalnej.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?