Reżyser konsekwentnie, ale nie eksploatacyjnie, dociska pedał dyskomfortu, za co należy mu się uznanie. Jak inaczej bowiem opowiadać o tak straszliwych praktykach?
Film Fernanda Guzzoniego to prawdziwe kino dyskomfortu. Opowieści o kontekstach przestępstw seksualnych, zwłaszcza pedofilii, nie należą do łatwych w odbiorze, ale w "Blanquicie" nie uświadczymy ani wzniosłości walki o sprawiedliwość, ani nawet cienia katharsis. Daleko tu do Hollywood i charakterystycznego dla niego pierwiastka "feel good", by wspomnieć choćby "Spotlight" czy "Gorący temat". Chilijski reżyser również bierze na warsztat autentyczną, medialną sprawę, w tym wypadku ujawniającą wieloletnie wykorzystywanie nieletnich przez wysoko postawione persony, jednak jego film nie jest stricte o pedofilii. W "Blanquicie" wytacza się najcięższe tematycznie działo, by ukazać mechanizmy tuszowania takich przestępstw i wyciszania głosów ofiar, a także by obnażyć przemoc opartą na relacjach władzy. Jest to dzieło tyleż chłodne i defetystyczne, co przewrotne i ambiwalentne. Nie zdradzając za wiele: prawda i kłamstwo okazują się tu bronią obosieczną, a "oliwa sprawiedliwa" nie zawsze na wierzch wypływa. A jeśli już wypłynie, to nie koniecznie w oparach sprawiedliwości.
Hubert Bals Fund
Polski Instytut Sztuki Filmowej
The Mexican Film Institute
Film Fund Luxembourg
Quijote Films
Bonne Pioche
Varios Lobos
Tarantula
Madants
Tytułowa bohaterka to 18-latka (Laura López o melancholijnym, rzewnym spojrzeniu niczym Marion Cotillard) zamieszkująca wraz ze swoim kilkumiesięcznym dzieckiem w ośrodku dla ofiar przemocy, prowadzonym przez księdza Manuela. Film rozpoczyna się umorzeniem sprawy, w której o cały wachlarz przestępstw pedofilskich oskarżono prominentnych chilijskich polityków. Ofiara, młody chłopak, zostaje uznana za niepoczytalnego świadka – brak wiarygodnych zeznań, za mało dowodów. Widząc, że krąg przemocy i podłości zatacza kolejny cykl, Blanca nieoczekiwanie decyduje się zeznawać i z kamienną twarzą, ze szczegółami opisuje krzywdy, jakich doznała przed laty od tych samych polityków. Jej narracją wkrótce zaczynają się interesować media oraz ważna parlamentarzystka, a ojciec Manuel – surowy, lecz pragnący ukarania oprawców swoich podopiecznych – wspiera, a wręcz stymuluje nierówną batalię nastolatki z goliatem machiny politycznej. Historia dziewczyny zaczyna jednak ujawniać pewne pęknięcia.
Guzzoni postawił na posępny ton i stylistyczną oszczędność, trzymając się możliwie daleko od publicystyki i skali makro. "Blanquita" obrazuje główne zaplecze medialnego spektaklu. Widzimy tylko skrawki i odłamki oficjalnej, publicznej narracji. Mamy tu przede wszystkim kameralne rozmowy, przesłuchania, konfrontacje, a przede wszystkim kulisy zeznań, w których lepiej poznajemy motywację tytułowej bohaterki. I choć film dość szybko zdradza wpisaną w swoje ekranowe DNA moralną ambiwalencję dialogującą z zasadą "cel uświęca środki", jako widzowie nie mamy wątpliwości, kto jest tu winny i komu należy się kara.
Hubert Bals Fund
Polski Instytut Sztuki Filmowej
The Mexican Film Institute
Film Fund Luxembourg
Quijote Films
Bonne Pioche
Varios Lobos
Tarantula
Madants
Jednocześnie reżyser konsekwentnie, ale nie eksploatacyjnie, dociska pedał dyskomfortu, za co należy mu się uznanie. Jak inaczej bowiem opowiadać o tak straszliwych praktykach – zarówno przestępstwach pedofilskich, jak i wynikającej z systemowego ich tuszowania bezkarności sprawców – niż podrażniając i nasze sumienia, i wiarę w zadośćuczynienie, które w rzeczywistości przychodzi zbyt rzadko. Guzzoni robi to przy tym z zaskakująca subtelnością; rezygnuje z audiowizualnych retrospekcji na rzecz werbalnego i chłodnego opisu traumatycznych wspomnień. Nie czyni też swojej protagonistki przesadnie charyzmatyczną czy sympatyczną – to postać na antypodach kreacji takich jak choćby Jodie Foster w "Oskarżonych", nieodgadniona i niejednoznaczna, choć daleka od behawiorystycznej figury. W jednej z najlepszych scen filmu Blanca pomiędzy kolejnymi frustrującymi zeznaniami spogląda w łazienkowe lustro zwielokrotniające jej odbicie. Przed podjęciem decyzji o walce na swoich ryzykownych zasadach patrzy sobie głęboko w oczy, a introspekcyjnym spojrzeniem odpowiada jej kilka par oczu, które zdają się ściągać także nasz wzrok.
Wraz z rozwojem fabuły i intrygi film wcale nie staje się bardziej jaskrawy i nie przebiera formy dynamicznej sądowej batalii. Utrzymując minorowy i z lekka thrillerowy ton oraz konsekwentnie skupiając się na kulisach skandalu, "Blanquita" odsłania jeszcze bardziej swój dwojaki wymiar. Z jednej strony jest gorzkim oskarżeniem pod adresem zdeprawowanego systemu – w którym głos silniejszych ucisza i unieważnia głos słabszych, a prawo i proces to gra pełna fauli, z wygranymi i przegranymi. Z drugiej zaś strony film urasta do rangi aksjologicznej rozprawy nad etyką dochodzenia do prawdy i egzekwowania sprawiedliwości. W tej debacie moralnej "Blanquita" jest głosem wyrazistym i radykalnym, manifestem domagającym się prawdy, a jednocześnie prawdę pogwałcającym i redefiniującym. Guzzoni zaś, mimo pesymistycznego tonu swojego dzieła, zdaje się wierzyć, że kino może mieć moc wpływania na rzeczywistość.