Recenzja filmu

Żywot Mateusza (1967)
Witold Leszczyński
Franciszek Pieczka
Anna Milewska

Dziecięcy zachwyt

Polskie kino w czasach obecnych większości z nas kojarzy się ze słabymi, często komediowymi produkcjami, które kuleją pod niemal każdym względem. Sztuczni aktorzy, słaba fabuła, niewyszukane
Polskie kino w czasach obecnych większości z nas kojarzy się ze słabymi, często komediowymi produkcjami, które kuleją pod niemal każdym względem. Sztuczni aktorzy, słaba fabuła, niewyszukane poczucie humoru to znaki firmowe większości współczesnych polskich filmów. Tych przynajmniej, które zyskują szerszy rozgłos, choć warto przy okazji wspomnieć, że wciąż polscy twórcy potrafią zaskoczyć dobrym filmem. Jednak w latach dawniejszych jakoś łatwiej było wyszukać udaną produkcję z rodzimego podwórka, jedną z takich właśnie jest zapadający w pamięć obraz pokazywany m.in. na festiwalu w Cannes, film autorstwa Witolda Leszczyńskiego zatytułowany "Żywot Mateusza". Fabuła tej wyśmienitej produkcji w gruncie rzeczy do skomplikowanych nie należy, jej głównym spoiwem jest postać tytułowego Mateusza, człowieka niepasującego do otaczającego go wiejskiego świata. Jego świat to świat dziecka, wciąż zachwycającego się nowymi "cudami" świata. Jego jedynym opiekunem jest siostra, niemal zupełne przeciwieństwo Mateusza. Nie interesują ją wielkie ptaki przelatujące nad głowami ludzi, stara się za to jakoś związać koniec z końcem, boleśnie odczuwając swoją samotność, spowodowaną głównie brakiem zrozumienia pomiędzy rodzeństwem. Historia z jednej strony sprawia, że czujemy więź z Matisem (jak go nazywają w filmie) i rozumiemy go, ale z drugiej strony zajmujemy pozycję osób, które w filmie nie czują żadnej więzi z bohaterem. Mało, kto z nas posiada jeszcze w sobie resztki dziecięcego zachwytu nad światem oraz młodzieńczej naiwności, którą stara się z nas ów świat wypędzić jako coś niepotrzebnego do życia. Jeśli jednak pozostaje w nas coś, co w Mateuszu jest niemal w całości, to na pewno nie na taką skalę jak we wspomnianej postaci. Swoją drogą, jest to smutne, kto bowiem nie wspomina z rozrzewnieniem lat dziecięcych? U Mateusza owe lata się nie skończyły, jednak zderzony z pragmatycznym światem, jako dorosłe dziecko nie ma racji bytu według konsumpcyjnego społeczeństwa nastawionego na wartości materialne. Wracając jednak bliżej filmu. Od początku uderza nas w nim doskonałe aktorstwo z wyróżniającym się ponad wszystkich innych aktorów, Franciszkiem Pieczką. Jego gra jest niesamowita, jest to jedna z najlepszych kreacji, jakie widziałem. Zarówno jego mimika, jak i zachwyt w głosie, czy też ton zamyślenia nad, zdawałoby się, błahymi sprawami, jest niezwykle naturalny. Dzięki niemu jesteśmy w stanie przejąć się losem Mateusza, uwierzyć w film i dać się mu porwać w niezwykle poetycki świat, jaki prezentuje. Owa poetyckość filmowego świata wynika z niezwykle dopasowanej do obrazu, nastrojowej muzyki, oraz wyśmienitych zdjęć. Każde ujęcie jest dopracowane, każda nuta na swoim miejscu, nie będę opisywał warstwy audiowizualnej, bowiem każdy powinien przekonać się sam, jak się ona prezentuje, zaręczam, że warto. Nikt nie powinien czuć się zawiedziony. Jak to jednak zwykle bywa w recenzjach powinienem przejść do wad omawianego filmu. Tu jednak mam problem, bowiem, nie sposób wskazać na cokolwiek złego w "Żywocie Mateusza", ale nie jestem w stanie z czystym sumieniem stwierdzić, iż jest to film od początku do końca doskonały i perfekcyjny. Czuję, że coś jeszcze pozostało niedopowiedziane w historii Mateusza i to niezdefiniowane coś pozostawia niedosyt oraz małe uczucie pustki, której obraz Witolda Leszczyńskiego nie zapełnił w całości. Podsumowując, mamy do czynienia z filmem, o doskonałych zdjęciach i muzyce, kreacji aktorskiej, która jest jedną z najlepszych, jeśli nie w światowej, to na pewno w polskiej kinematografii. W końcu wspomnieć należy o ciekawej i dalekiej od banału historii, przedstawionej w tym nieco melancholijnym i smutnym filmie o wiecznym dziecku. Krótko mówiąc, polecam.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?