Ona jeszcze żyje, a on już nie. Pamiętam zwłaszcza "Viva Las Vegas". Film tandetny, jak cały Elvis w filmach, ale bez tych ról świat by o niej nie usłyszał. Wtedy było wiele młodych i ładnych kobiet w kinie. O takich jak ona mówiło się, że ma twarz idealną do kariery w filmie. Polecam tę gorącą scenę (https://www.youtube.com/watch?v=qiJ7uQfogKA). Ann-Margret zrobiła wtedy piorunujące wrażenie. Pisano o niej jak o amerykańskie Bardot. Moim zdaniem była bardzo, bardzo elektryczna.